Wracamy do autokaru, gdzie spędzamy ok 2h w drodze do Can Tho, do hotelu.
Jazda z przerwą w miejscu postojowym dla autokarów i samochodów osobowych (których mało), spory wybór jedzenia i przekąsek na drogę.
Zmęczeni docieramy do hotelu:
kąpiel po całym dniu i idziemy na miasto. Mimo tego że już ciemno w knajpkach trudno znaleźć wolne miejsce. Czemu u nas wszyscy siedzą sami w domu? Zamawiamy soczki. Spacerujemy, zahaczamy o targ który już jest zamknięty, działa tylko kilka stanowisk. Następnego dnia zobaczymy więcej.
Padamy spac, pobudka o 7mej, 7,30 śniadanie w hotelu (w cenie). o 8mej startujemy na pływający targ w Can Tho.Fotka z poprzedniego dnia - ślimaczka z rusztu?
:)
Rano po śniadaniu (kilka pozycji do wyboru z menu, zupka albo tosty/bagietka z dodatkami, napój) jedziemy do portu w Can Tho. Płyniemy znowu dużą łodzią z daszkiem, siedzimy na ławkach z niby-ratanu przyśrubowanych do pokładu:)
Targ wygląda inaczej niż ten na którym byłam w okolicach Bangkoku. Płyniemy, co jakiś czas dobijają do naszej burty łódki z różnymi towarami i sprzedają wycieczkowiczom. Nasza wycieczka składa się głównie z Wietnamczyków, kupują dużo i chętnie. Okazuje się że ceny owoców są bardzo atrakcyjne, zwłaszcza w porównaniu do cen owoców w pierwszej dzielnicy Sajgonu...
Po zakupach, posileni ananasem, była też łódka z babcią gotującą różności, płyniemy do "fabryki" makaronu ryżowego. Podglądamy proces produkcji, można spróbować odwrócić suszące się ciasto. Bambusowe maty z makaronem na słońcu wyglądają super.
Papier ryżowy służy za otoczkę do sajgonek, lub jest cięty i staje się makaronem ryżowym.
Wracamy do autokaru i wracamy do hotelu. Już wymeldowaliśmy się rano, ale można się ogarnąć/udostępniają nam toaletę. Mamy godzinę na lunch w okolicy hotelu. Idziemy na "nasz" targ z poprzedniego dnia, zamawiamy i jemy, a potem oglądamy stoiska. Żałuję że nie było tam więcej czasu, kilkanaście odmian ryżu, też zielony, brązowy, czarny! Suszone ryby i owoce morza.. ech. Tanio! Targ w centrum Sajgonu to jakieś nieporozumienie - wszystko mają, ale ceny 3x wyższe niż gdzie indziej...
Kupujemy arbuza, wodę z lodówki, trochę czosnku i ryż i wracamy do hotelu. Przyjeżdża autokar i 4h wracamy do Sajgonu. Jeden postój na jedzenie i z powodu korków na przedmieściach dodatkowy na toaletę przed miastem.
Wycieczkę generalnie uważam za udaną i bez przewodnika trudno byłoby zobaczyć większość z "atrakcji" które nam zapewniono. Cena też zachęcająca, 30 dolarów z przejazdem, lunchem, śniadaniem, całym tym pływaniem i niezłym hotelem!
W Sajgonie jemy kolację i nocujemy. Teraz mamy normalnie dwójki, dość czyste i bez klaustrofobii
:)Dwójka w Hong Kong Kaiteki Hotel - z wierzchu ok, ale pilnie potrzebuje remontu. Zacieki i grzyb na ścianach, ślady po taśmie na czujniku dymu, trochę ten pokój przeszedł. No i hit - cennik za zniszczone/uszkodzone elementy wyposażenia;) Pokój 304:
Następnego dnia raniutko idziemy na śniadanie i przed ósmą z hotelu odbiera nas przewodnik kolejnej wycieczki - dzisiaj półdniowa - tunele Cu Chi. Może nie jest to konieczne do obejrzenia, ale ze względu na Młodą odpuściliśmy muzeum zbrodni wojennych, więc chociaż to zobaczymy. No i tym sposobem spędzamy mniej czasu w samym Ho Chi Minh City, które dla mnie jest koszmarem do mieszkania;)
Droga trwa około godzinę. Po drodze przerwa na toaletę przy zakładzie dla ofiar wojennych - tworzą prawdziwe cuda. Tu mała próbka. W hali wystawienniczej nie można robić zdjęć, pewnie boją się kradzieży wzorów?
Bułeczkę?
:)
Tunele:
Tunele ok, klaustrofobiczne strasznie, ciasne choć i tak poszerzane pod białasów. Warto posłuchać trochę, akurat nam się trafił przewodnik mówiący dość dobrze po angielsku. Pułapki i wola przetrwania oraz pomysłowość Wietnamczyków robi naprawdę duże wrażenie.
Warto wziąć wodę bo gorąco i parno oraz środek na komary, to środek dżungli. Na szczęście chyba nic nas nie pogryzło. Jest 100-metrowy odcinek poszerzonych tuneli do przejścia, z wyjściami co 20 metrów. Ciężka sprawa, wyszłam pierwszym wyjściem, duszno, o wyprostowaniu się nie ma mowy, nie można się cofnąć, klaustrofobia okropna. Szacunek - oni tam mieszkali!!!
Można sobie postrzelać nabojami po armii Amerykańskiej, dość droga impreza, cena za pojedynczy nabój, minimalny zakup to 10 nabojów. Ato karabiny maszynowe, więc jedna seria, parę sekund i z głowy;)
Koło 14.30 jesteśmy z powrotem w Sajgonie.
Idziemy do hotelu, szybki prysznic i obiad. Na 17tą mamy bilety do Teatru Kukiełek Wodnych.
Wcześniej wybieram się na pocztę, w pierwszej dzielnicy jest tylko jedna i robi wrażenie. Pełni swoją normalną funkcję, ale jednocześnie zatrzymują się tam i wchodzą do środka regularne wycieczki. Mnóstwo Koreańczyków i Chińczyków robiących zdjęcia.
-- 19 Sty 2016 10:47 --
Poczta znajduje się za katedrą Notre Dame. Można w okolicy urządzić fajny spacer. Teatr kukiełek też jest dość blisko.
Katedra:
Permanentny problem z przejściem przez ulicę
;)
Trzeba uważać rozmawiając czy robiąc zdjęcia, zdarzają się coraz częściej przypadki wyrwania smartfona czy tabletu, aparatu przez przejeżdżającą osobę na motorze...
Przewodnik w trakcie wycieczki ostrzegał nas też przed osobami pastującymi buty, czy sprzedającymi kokosy - udają że nie zrozumieli i "otwierają" 10 kokosów zamiast jednego i żądają zapłaty za wszystkie... nam się w sumie nic niemiłego nie zdarzyło, prócz bezczelnej baby w knajpce gdzie przeczekiwaliśmy deszcz (jedyne popołudnie w Sajgonie). Sączyliśmy soczki (niedobre), a gdy przyszło do płacenia podstawiła nam pod nosy nowe menu z cenami o 10k wyższymi... ech. To tylko 2 złote na soczku, ale niesmak pozostał.
Trzeba się pilnować z pieniędzmi zwłaszcza na początku, nominały z dużą ilością zer mogą się mylić. Ja trzymałam osobno wysokie i niskie nominały i jak sprzedający nijak nie mówił po angielsku wyjmowałam banknot i wiadomo ybło że rozmawiamy o nim konkretnie;)
Przed 17tą zajęliśmy miejsca w sali teatru, super ubrani młodzi ludzie pilnowali porządku, wskazywali miejsca i coraz bardziej podkręcali klimę;) Polar czy jakiekolwiek okrycie nie byłoby złym pomysłem;)
Przedstawienie super, za bambusowymi matami są aktorzy, stojący po pas w wodzie, w woderach:) którzy poruszają kukiełkami opowiadając historie. Po bokach sceny 6 osób grających na ludowych instrumentach i śpiewających. Mimo braku znajomości Wietnamskiego super spędzona godzina, najbardziej podobało się oczywiście Młodej:)
Wieczorem mała kolacja (super knajpka wegetariańska z dobrymi cenami w drugiej uliczce w prawo z Bui Vien (adres naszego hotelu). Piwo za 10k Jedzenie świeżo przygotowywane i bardzo smaczne, ogromny wybór dań z całego świata.
Wieczorem wydajemy ostatnie dongi, kupuję 2 kurtki (po 25 USD/szt), plecak i saszetkę chyba North Face
;) dobrze uszyte; i trzy reprinty przewodników Lonely Planet (nieoryginalne, po 100-150k w zależności od grubości).
Rano szybkie śniadanko. i Banh Mi - pyszne bagietki z nadzieniem na drogę w roli kanapek;)
Taksówka zamówiona na recepcji za 160k przyjeżdża punktualnie. Generalnie można jechać "on meter", gośc włączył i wskazało kwotę 128k ale daliśmy ustalone 160k.
Lot powrotny 12h i jesteśmy w Wawie, gdzie zamarzlibyśmy gdyby nie świeżo kupione kurtki z polarami;) W SGN plus 30, w WAW minus 11.. masakra;)
Podsumowanie kosztów postaram się jeszcze dodać.
Do Wietnamu na pewno wrócimy, obejrzeć północną jego częśc, połączyć bym to chciała z Laosem i północną Tajlandią którą ledwo liznęliśmy.
Do następnego razu!
:)
Piszcie w razie niejasności, pytań itp, postaram się pomóc
:)
PODSUMOWANIE wycieczki, 16 dni, 14 dni na miejscu.koszty za osobe: złotych (wiadomo zależy od kursu, żeby było łatwiej 10.000 dongów = 2 złote)bilet lotniczy waw-sgn-waw 1899zł / czarter Rainbowbilet lotniczy sgn-dad + posiłek i but. wody (2 usd-nie warto, okropny) 140zł / Vietjetairwiza 25usd+ promesa 9usd = 136złzdjecia do wizy 35złparking waw dzielony na 4 osoby (60 zl/16 dni): 15złtaxi Da Nang-Hoi An dzielona na 4 15złnoclegi hoi an 3 szt 70złnocny bus/pociag hoi an-dalat 60 złnocleg dalat 20złbus dalat-mui ne 26zł5 noclegow mui ne 160złprzejazd mui ne sgn 26zł3 noclegi sgn 120złwycieczka 2dniowa Mekong + nocleg 120złbilet do teatru kukiełek: 36złSUMA: 2.879 zł/osobęW tym noclegi - wyszły średnio w cenie 30-40 zł/osobę (dwójka 60-80 zł) oczywiście można taniej, ale można też sporo drożej;)Do powyższej kwoty dochodzi tylko jedzenie, zamknęliśmy się w kwocie +/- 3.200 zł/osobę, wiadomo można wydać więcej zależy od tego jak dużo/często/co się je i ile alkoholu pije;) no i stołowaliśmy się często na ulicy, wiadomo w knajpach jedzenie droższe, czasem niewiele a czasem sporo droższe.POLECAM! jedźcie, warto!
:)
Cześć! wybieramy się z mężem do Wietnamu w kwietniu i z przyjemnością przeczytałam Wasz opis
:-). Mam jedno pytanie - czy bilety na wycieczki / autobusy / inne atrakcje rezerwowaliście na miejscu, czy wcześniej - z domu? Jeśli na miejscu, to kupowaliście je przez internet czy w agencjach / recepcjach?Dziękuję i pozdrawiam!
hej!bilety kupowaliśmy dzień wczesniej, na miejscu, w "agencjach". Chodziliśmy po mieście i pytałam w kilku miejscach, dyskutowaliśmy i wybieraliśmy najlepszą dla nas opcję.Miłego wyjazdu!
:)
Wracamy do autokaru, gdzie spędzamy ok 2h w drodze do Can Tho, do hotelu.
Jazda z przerwą w miejscu postojowym dla autokarów i samochodów osobowych (których mało), spory wybór jedzenia i przekąsek na drogę.
Zmęczeni docieramy do hotelu:
kąpiel po całym dniu i idziemy na miasto. Mimo tego że już ciemno w knajpkach trudno znaleźć wolne miejsce. Czemu u nas wszyscy siedzą sami w domu?
Zamawiamy soczki. Spacerujemy, zahaczamy o targ który już jest zamknięty, działa tylko kilka stanowisk. Następnego dnia zobaczymy więcej.
Padamy spac, pobudka o 7mej, 7,30 śniadanie w hotelu (w cenie). o 8mej startujemy na pływający targ w Can Tho.Fotka z poprzedniego dnia - ślimaczka z rusztu? :)
Rano po śniadaniu (kilka pozycji do wyboru z menu, zupka albo tosty/bagietka z dodatkami, napój) jedziemy do portu w Can Tho.
Płyniemy znowu dużą łodzią z daszkiem, siedzimy na ławkach z niby-ratanu przyśrubowanych do pokładu:)
Targ wygląda inaczej niż ten na którym byłam w okolicach Bangkoku. Płyniemy, co jakiś czas dobijają do naszej burty łódki z różnymi towarami i sprzedają wycieczkowiczom. Nasza wycieczka składa się głównie z Wietnamczyków, kupują dużo i chętnie. Okazuje się że ceny owoców są bardzo atrakcyjne, zwłaszcza w porównaniu do cen owoców w pierwszej dzielnicy Sajgonu...
Po zakupach, posileni ananasem, była też łódka z babcią gotującą różności, płyniemy do "fabryki" makaronu ryżowego.
Podglądamy proces produkcji, można spróbować odwrócić suszące się ciasto. Bambusowe maty z makaronem na słońcu wyglądają super.
Papier ryżowy służy za otoczkę do sajgonek, lub jest cięty i staje się makaronem ryżowym.
Wracamy do autokaru i wracamy do hotelu. Już wymeldowaliśmy się rano, ale można się ogarnąć/udostępniają nam toaletę. Mamy godzinę na lunch w okolicy hotelu. Idziemy na "nasz" targ z poprzedniego dnia, zamawiamy i jemy, a potem oglądamy stoiska.
Żałuję że nie było tam więcej czasu, kilkanaście odmian ryżu, też zielony, brązowy, czarny! Suszone ryby i owoce morza.. ech. Tanio! Targ w centrum Sajgonu to jakieś nieporozumienie - wszystko mają, ale ceny 3x wyższe niż gdzie indziej...
Kupujemy arbuza, wodę z lodówki, trochę czosnku i ryż i wracamy do hotelu.
Przyjeżdża autokar i 4h wracamy do Sajgonu. Jeden postój na jedzenie i z powodu korków na przedmieściach dodatkowy na toaletę przed miastem.
Wycieczkę generalnie uważam za udaną i bez przewodnika trudno byłoby zobaczyć większość z "atrakcji" które nam zapewniono. Cena też zachęcająca, 30 dolarów z przejazdem, lunchem, śniadaniem, całym tym pływaniem i niezłym hotelem!
W Sajgonie jemy kolację i nocujemy. Teraz mamy normalnie dwójki, dość czyste i bez klaustrofobii :)Dwójka w Hong Kong Kaiteki Hotel - z wierzchu ok, ale pilnie potrzebuje remontu. Zacieki i grzyb na ścianach, ślady po taśmie na czujniku dymu, trochę ten pokój przeszedł. No i hit - cennik za zniszczone/uszkodzone elementy wyposażenia;) Pokój 304:
Następnego dnia raniutko idziemy na śniadanie i przed ósmą z hotelu odbiera nas przewodnik kolejnej wycieczki - dzisiaj półdniowa - tunele Cu Chi.
Może nie jest to konieczne do obejrzenia, ale ze względu na Młodą odpuściliśmy muzeum zbrodni wojennych, więc chociaż to zobaczymy. No i tym sposobem spędzamy mniej czasu w samym Ho Chi Minh City, które dla mnie jest koszmarem do mieszkania;)
Droga trwa około godzinę. Po drodze przerwa na toaletę przy zakładzie dla ofiar wojennych - tworzą prawdziwe cuda. Tu mała próbka. W hali wystawienniczej nie można robić zdjęć, pewnie boją się kradzieży wzorów?
Bułeczkę? :)
Tunele:
Tunele ok, klaustrofobiczne strasznie, ciasne choć i tak poszerzane pod białasów. Warto posłuchać trochę, akurat nam się trafił przewodnik mówiący dość dobrze po angielsku.
Pułapki i wola przetrwania oraz pomysłowość Wietnamczyków robi naprawdę duże wrażenie.
Warto wziąć wodę bo gorąco i parno oraz środek na komary, to środek dżungli. Na szczęście chyba nic nas nie pogryzło.
Jest 100-metrowy odcinek poszerzonych tuneli do przejścia, z wyjściami co 20 metrów. Ciężka sprawa, wyszłam pierwszym wyjściem, duszno, o wyprostowaniu się nie ma mowy, nie można się cofnąć, klaustrofobia okropna. Szacunek - oni tam mieszkali!!!
Można sobie postrzelać nabojami po armii Amerykańskiej, dość droga impreza, cena za pojedynczy nabój, minimalny zakup to 10 nabojów. Ato karabiny maszynowe, więc jedna seria, parę sekund i z głowy;)
Koło 14.30 jesteśmy z powrotem w Sajgonie.
Idziemy do hotelu, szybki prysznic i obiad. Na 17tą mamy bilety do Teatru Kukiełek Wodnych.
Wcześniej wybieram się na pocztę, w pierwszej dzielnicy jest tylko jedna i robi wrażenie. Pełni swoją normalną funkcję, ale jednocześnie zatrzymują się tam i wchodzą do środka regularne wycieczki. Mnóstwo Koreańczyków i Chińczyków robiących zdjęcia.
-- 19 Sty 2016 10:47 --
Poczta znajduje się za katedrą Notre Dame. Można w okolicy urządzić fajny spacer. Teatr kukiełek też jest dość blisko.
Katedra:
Permanentny problem z przejściem przez ulicę ;)
Trzeba uważać rozmawiając czy robiąc zdjęcia, zdarzają się coraz częściej przypadki wyrwania smartfona czy tabletu, aparatu przez przejeżdżającą osobę na motorze...
Przewodnik w trakcie wycieczki ostrzegał nas też przed osobami pastującymi buty, czy sprzedającymi kokosy - udają że nie zrozumieli i "otwierają" 10 kokosów zamiast jednego i żądają zapłaty za wszystkie...
nam się w sumie nic niemiłego nie zdarzyło, prócz bezczelnej baby w knajpce gdzie przeczekiwaliśmy deszcz (jedyne popołudnie w Sajgonie). Sączyliśmy soczki (niedobre), a gdy przyszło do płacenia podstawiła nam pod nosy nowe menu z cenami o 10k wyższymi... ech. To tylko 2 złote na soczku, ale niesmak pozostał.
Trzeba się pilnować z pieniędzmi zwłaszcza na początku, nominały z dużą ilością zer mogą się mylić. Ja trzymałam osobno wysokie i niskie nominały i jak sprzedający nijak nie mówił po angielsku wyjmowałam banknot i wiadomo ybło że rozmawiamy o nim konkretnie;)
Przed 17tą zajęliśmy miejsca w sali teatru, super ubrani młodzi ludzie pilnowali porządku, wskazywali miejsca i coraz bardziej podkręcali klimę;) Polar czy jakiekolwiek okrycie nie byłoby złym pomysłem;)
Przedstawienie super, za bambusowymi matami są aktorzy, stojący po pas w wodzie, w woderach:) którzy poruszają kukiełkami opowiadając historie. Po bokach sceny 6 osób grających na ludowych instrumentach i śpiewających. Mimo braku znajomości Wietnamskiego super spędzona godzina, najbardziej podobało się oczywiście Młodej:)
Wieczorem mała kolacja (super knajpka wegetariańska z dobrymi cenami w drugiej uliczce w prawo z Bui Vien (adres naszego hotelu). Piwo za 10k Jedzenie świeżo przygotowywane i bardzo smaczne, ogromny wybór dań z całego świata.
Wieczorem wydajemy ostatnie dongi, kupuję 2 kurtki (po 25 USD/szt), plecak i saszetkę chyba North Face ;) dobrze uszyte; i trzy reprinty przewodników Lonely Planet (nieoryginalne, po 100-150k w zależności od grubości).
Rano szybkie śniadanko. i Banh Mi - pyszne bagietki z nadzieniem na drogę w roli kanapek;)
Taksówka zamówiona na recepcji za 160k przyjeżdża punktualnie. Generalnie można jechać "on meter", gośc włączył i wskazało kwotę 128k ale daliśmy ustalone 160k.
Lot powrotny 12h i jesteśmy w Wawie, gdzie zamarzlibyśmy gdyby nie świeżo kupione kurtki z polarami;) W SGN plus 30, w WAW minus 11.. masakra;)
Podsumowanie kosztów postaram się jeszcze dodać.
Do Wietnamu na pewno wrócimy, obejrzeć północną jego częśc, połączyć bym to chciała z Laosem i północną Tajlandią którą ledwo liznęliśmy.
Do następnego razu! :)
Piszcie w razie niejasności, pytań itp, postaram się pomóc :)