+1
gosiagosia 19 czerwca 2016 17:39
Ten rok jest dla mnie wyjątkowy. Nie pozwala mi podróżować. Zapętliłam się gdzieś pomiędzy pracą i zobowiązaniami, które nie dają mi odetchnąć.
Jezioro Garda na długi weekend majowy było więc doskonałym rozwiązaniem: blisko, tylko dwa dni urlopu, bilety tanie – lecimy.
O 3 rano wyruszamy na Schoenefeld. Zbyt późno zaczęłam szukać parkingu i wszystko było pozajmowane nie mogłam więc zrobić rezerwacji. Kilka maili do parkingów i dostaję informację, że nie ma się co martwić – na pewno przy przyjeździe w ciemno znajdzie się wolne miejsce…. No więc jeżeli chcecie zostawić samochód na strzeżonym parkingu nie wierzcie im w ani jedno słowo: przejechaliśmy wszystkie parkingi w promieniu 1 km - zajęte i wszędzie kiwali głowami: impossible. Czas kurczył się niebezpiecznie, zostawiliśmy samochód na niestrzeżonym parkingu miejskim tuż koło lotniska: tydzień 30 E, płatne w parkomacie tylko bilonem, 5 minut od lotniska. To taka informacja na wszelki wypadek gdyby ktoś był w podobnej do naszej, podbramkowej (nomen omen ;) ), sytuacji.
Ale zdążyliśmy i odlecieliśmy :) Lądowanie w Bergamo.
Samochód mieliśmy wynajęty w Firefly, Ford Fiesta ale przekierowali nas do Hertz’a i tam dostajemy Nissana NV200 combi – 7 osobowy. Pierwszy plan z wyjazdem był taki, że mieliśmy jechać w szóstkę i kiedy sprawdzałam ceny tych samochodów to okazało się, że korzystniejsze będzie wypożyczenie dwóch Fiest niż jednego dużego auta. Korzystniejsze to mało powiedziane – za Fiestę płacimy 600 zł z ubezpieczeniem a za samochód 7-osobowy musielibyśmy zapłacić ponad 2 tys. Bez ubezpieczenia. To skąd im się bierze taki swobodny upgrade?
Nieważne - mamy wygodny samochód i to się liczy.
Image

Wyruszamy do Sirmione. To takie miejsce, gdzie nie chowa się aparatu.
Przepiękna miejscowość położona na półwyspie wcinającym się wąską kreską w jezioro.
Image

Image

Image

Woda jeziora ma przepiękny kolor, samo jezioro jest czyste a nabrzeże bardzo zadbane. Szkoda, że temperatura nie pozwoliła na kąpiel.

Image

Dopada nas przekleństwo Włoch: parkingi a raczej ich brak. A jeszcze bardziej "raczej" to brak wolnych miejsc do zaparkowania. Wzdłuż ulicy Lungalago Armando Diaz tuz obok wejścia do starego miasta jest bezpłatny parking ale postawienie tam samochodu graniczy z cudem. Być może udałoby się to w godzinach wczesnorannych albo późnym popołudniem (warto sprawdzić) ale my jesteśmy tam około godziny 11 i nawet na ogromnym płatnym parkingu przy Viale Marconi nie ma już miejsc.
Sirmione jest naprawdę uroczą miejscowością – widać tam bogactwo północnych Włoch, miasteczko jest zadbane, czyste i poukładane, dbałość o detale aż rzuca się w oczy.

Image

Image

Image

Element "wystroju" Sirmione:

Image

Lodziarnie z ogromnym wyborem najpyszniejszych lodów, ciasteczka kuszą, sklepiki przyciągają wzrok .

Image

Image

Image

Image

Image

Sama nie wiem, które Włochy lubię bardziej – bo te północne bardziej przypominają niemiecki ordnung niż całą resztę Włoch. A ja poznałam wcześniej inne Włochy i to w tych nieuporządkowanych, pełnych luzu zakochałam się najpierw. A wiadomo jak jest z ta pierwsza miłością…
Mimo to, odmienność tej części Włoch ma zalety.
Na obiad idziemy do Locanda Al Portec. Na tripadvisor ma beznadziejne recenzje. Naprawdę nie wiem dlaczego. Jedzenie było smaczne, świeże i w odpowiedniej ilości. Bardzo przyjemny ogródek wewnątrz. Za calzone, porcję makaronu z owocami morza i drugą z małymi małżami (vongole), półmisek owoców morza, zuppa di cozze, wino, piwo i wodę zapłaciliśmy razem z coperto 70 e. W mojej opinii cena dobra. Nie wiem skąd te złe recenzje. Ja polecam.

Image

Po drodze zahaczamy jeszcze o Salo – miasteczko z ponoć najdłuższym deptakiem nad Gardą. Fajne – jak prawie wszystkie włoskie miasteczka - ale przy Sirmione wypada blado.

Zmierzamy do naszego mieszkania: 7 km od Riva del Garda, 3 km od jeziora Tenno, w maleńkiej miejscowości Pranzo w górach czeka na nas kamienny dom.

Image

Pierwsze wrażenie: super – tylko dlaczego tak zimno. 13 stopni. Brrrr. Znajomość angielskiego naszego gospodarza równa się zero. Ida w ruch ręce, body language w pełnej krasie :lol: . Ostatecznie okazuje się, że owszem, może być ciepło. Za dodatkową opłatą :? Stanęło na 30 e. Kłócić się nie było jak. Mogliśmy marszczyć brwi, kręcić głową z oburzeniem i wzdychać z dezaprobatą. Albo odpuścić za 30 zł „od łebka”… Dom w Pranzo polecam z całego serca: dwupoziomowy, ma 3 sypialnie, 2 łazienki, salon, kuchnia wyposażona we wszystko co niezbędne. Samo Pranzo to niewielka wioska z jednym sklepem spożywczym - cicha i spokojna. Z pięknymi widokami gratis.

Image

Kolejnego dnia ruszamy w góry. Mamy zamiar wdrapać się na Monte Misone. RT ( ;) ) 12 km. Bagaż podręczny równa się brak kijków. Już na samym początku Renatka kręci się w poszukiwaniu suchych, mocnych gałęzi. Oczywiście ze strony reszty szydera: że taka nowa ekologiczna moda na szlaku, że w gazetach włoskich będą ją opisywać, że kostury i że boso powinna iść i z tobołkiem…. Po mniej więcej 15 minutach w „kostury” zaopatrzyli się już wszyscy :mrgreen: Wejście nie jest trudne – brak jest niebezpiecznych momentów – ale bardzo męczące. Kamieniste, dość strome podłoże na pierwszym odcinku daje naprawdę popalić.

Image

Tylko góry wiosną dają tę niewiarygodna możliwość znalezienia się w przeciągu 3 godzin w czterech porach roku: zaczynamy te pory roku w odwrotnej kolejności - latem.

Image

Na wysokości 1500 m oglądamy budzącą się do życia wiosnę,

Image

potem wkraczamy w jesienne, opadłe liście

Image


żeby na szczycie móc postawić nogę na śniegu :D .

Image

Po drodze piękny widok na jezioro Tenno a na samym szczycie panoramiczny widok na Gardę i okoliczne góry.

Image

Image

Image

Image

Kolejnego dnia wyruszamy pozwiedzać. Ponieważ jesteśmy tam kilka dni przed inauguracją Giro d'Italia - w Riva del Garda jest wielki festyn rowerowy. Tuz obok portu jachtowego:

Image

Sama Riva jest przyjemna, położenie tego miasta powoduje, że amator każdej aktywności fizycznej znajdzie tam swoje miejsce. Można żeglować i pływać na windsurfingu na co pozwalają dwa wiatry północny Vento przed południem i południowy Ora po południu. Można wspinać się naprawdę poważnie, chodzić po górach, jeździć rowerem rekreacyjnie, bo ścieżek rowerowych jest w okolicy całe mnóstwo. Całe mnóstwo jest również tras MTB – od łagodnych do bardzo trudnych. Biegać można. No - wszystko można ;)
Nie będę opowiadać o wszystkich miejscach. W mojej opinii obowiązkowe do odwiedzenia jest Malcesine. Wybrukowane uliczki, piękne kamienice przenoszą nas do trochę innego, jakby minionego czasu. Do kompletu pięknie położony, górujący nad miejscowością zamek Scaligiero.

Image

Image


Ale najbardziej w czas przeszły przenosimy się w maleńkiej wiosce Calvola położonej wysoko w górach, oddalonej o 5 km od Pranzo. Przejeżdżaliśmy przez tę wieś w dniu, kiedy jechaliśmy na trekking Monte Misone i postanowiliśmy dokładniej ją obejrzeć zahaczając po drodze o małe, szmaragdowe jezioro Tenno.

Image

Image

Image

Image

Image



Kolejny dzień wiadomo – rowery. Nad Gardą to jakby obowiązkowy punkt programu. W Riva del Garda wypożyczalni jest mnóstwo. Właściwie każdy sklep sportowy to jednocześnie wypożyczalnia. Cena za dzień wypożyczenia roweru, odpowiedniego do pokonania zaplanowanej przez nas trasy - 25 euro.

Image

Wybieramy się na słynną Via del Ponale tylko nie jedziemy do Pregasiny , ale ambitniej – do Jeziora Ledro.
Trasę sobie oceniłam wcześniej – ok. 28 km. Co myślałam przy wybieraniu trasy? „Eeeee, no bez przesady – szybko przejedziemy i potem pojeździmy wokół jeziora. To tylko dodatkowe 10 km.” … Jednego nie wzięłam pod uwagę: u siebie jeżdżę po płaskim terenie, po lasach - 40 km na dzień nie jest więc jakimś wielkim wyzwaniem. A tam? 12 km stale pod górę. Nie będę ściemniać - dla mnie i Renatki to nie była łatwa trasa. W sumie różnica poziomów taka sama jak przy wejściu na Misone. Powiedziałam to Renacie. Odpowiedziała –„ noooo i jeszcze rowery musimy wnieść”. Bo pod koniec, już na etapie dojazdu do Ledro częściej prowadziłyśmy (a raczej wpychałyśmy) rowery pod górę niż na nich jechałyśmy :lol: .

Trasa jest na początku, przez ok. 4 km kamienista i pagórkowata. Dość uczęszczana przez pieszych i rowerzystów więc trzeba zachować ostrożność. Potem dojeżdża się do kafejki , za którą rozwidla się droga: w lewo prowadzi do Pregasiny a w prawo do jeziora Ledro, asfaltem i ubitą drogą gruntową i tu już właściwie nie ma pieszych i niewielu rowerzystów.

Image

Image

Image


Image

Image


Dojechaliśmy do Ledro. Ani mnie, ani Renaty nikt by nie zmusił do wykonania założonego planu – objechania jeziora. Panowie zresztą też nie naciskali .Byłyśmy tak szczęśliwe, że to już koniec, że to szczęście przesłoniło nam widok na jezioro i za bardzo nie pamiętam jak wyglądało ;P Ładne chyba było bo chłopaki mówili ;)

Image

Image

Zjazd tą trasą! Był…odjazdowy!! Bez używania pedałów - pracowały tylko dłonie naciskające hamulce. Nie obyło się bez małego wypadku i to ja padłam jego ofiarą ale na szczęście skończyło się na pozdzieranych łydkach i dłoniach.

Ponarzekałam sobie ale naprawdę polecam trasę. Może tym słabszym kondycyjnie nie do Ledro tylko do Pregasiny w jedną stronę ok. 7 km (dlaczego nie wybrałam tej trasy?!!). Widoki są przepiękne bo cała trasa przebiega wysoko nad brzegiem jeziora. Znam je doskonale bo czego jak czego ale przystanków po drodze nie brakowało :mrgreen:
Kolejny dzień jest jednocześnie ostatnim dniem naszego pobytu. Ale ponieważ samolot mamy dopiero o 21 to cały dzień mamy dla siebie.
Jedziemy do Sanktuarium Madonna della Corona. Przeglądając internet znalazłam kilka wzmianek o tym niezwykłym miejscu. To co urzeka najbardziej to nieprawdopodobne wręcz położenie sanktuarium. Częściowo wykute w skale, jakby do niej przyklejone sprawia niesamowite wrażenie.

Image

Image

Żeby tam się dostać trzeba dojechać do miejscowości Spiazzi. Stamtąd dojeżdżają do samego sanktuarium busiki (3e rt lub 1,80 w jedną stronę) tylko w mojej opinii to zupełnie bez sensu. Droga jest krótka i przyjemna. Najpierw dochodzimy do niewielkiego stoiska oferującego wyroby z wełny alpaki. Na potwierdzenie oryginalności wyrobów tuż obok pasą się te sympatyczne zwierzątka :)

Image

Po drodze do sanktuarium mija się 15 stacji Drogi Krzyżowej z postaciami naturalnych rozmiarów.

Image

Image

Samo sanktuarium jest niewielkie i nie ma tu bogactwa i przepychu. Ale widok z placu przed wejściem do kościoła jest nieprawdopodobny.

Image

Image

Potem zmierzamy do następnego miejsca Borghetto i Valeggio. Zbaczamy z trasy na lotnisko o ok. 15 km od jeziora… Zawsze podczas wyjazdu zaliczam się jakąś wtopę. Naczytam się, że koniecznie bo perełka i jak nie zobaczysz to świat runie. Jeżeli czytam coś takiego: „u stop zamku rozpościera się Borghetto zaliczane z uwagi na swój niepowtarzalny urok do zespołu najpiękniejszych miasteczek Italii I Borghi piu belli d’Italia” to forsuję swój plan w nadziei, że zachłysnę się urodą miejsca.
No więc tak - Borghetto jest urocze. Tylko to co przedstawiam na zdjęciu poniżej to już 7/8 Borghetto.


Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

singielka-1976 20 czerwca 2016 11:48 Odpowiedz
Gosiu, jak zwykle ciekawa relacja ze wskazówkami :)
don-bartoss 20 czerwca 2016 11:55 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, aż bym się wybrał gdybym miał urlop :)Ładne zdjęcia robisz.
gosiagosia 20 czerwca 2016 16:08 Odpowiedz
Dziękuję :) @Don_Bartoss - przekażę opinię mężowi i koledze ;)
maczala1 21 czerwca 2016 09:09 Odpowiedz
gosiagosia napisał:Sama nie wiem, które Włochy lubię bardziej – bo te północne bardziej przypominają niemiecki ordnung niż całą resztę Włoch. A ja poznałam wcześniej inne Włochy i to w tych nieuporządkowanych, pełnych luzu zakochałam się najpierw. A wiadomo jak jest z ta pierwsza miłością… Mimo to, odmienność tej części Włoch ma zalety.Dla mnie natomiast północne Włochy są zdecydowanie lepsze - idealnie wyważone proporcje pomiędzy luzem, a porządkiem i mniej afrykański klimat :) Widzę, że rozminęliśmy się w niektórych miejscach o tydzień ale my zwiedzaliśmy głównie miasteczka nad samym jeziorem. polnocne-wlochy-tradycyjnie-czyli-urodzinowa-garda,1506,94728Twoje widoki górskie są cudowne, a położenie Sanktuarium Madonna della Corona to już w ogóle odlot - szkoda, że o tej miejscówce nie wiedziałem wcześniej :)
gosiagosia 21 czerwca 2016 16:16 Odpowiedz
@maczala1 - czytałam Twoja relację (nie zalajkowałam bom gapa :oops: ) Właśnie dlatego, że czytałam, uznałam za bezcelowe rozbudowywanie relacji o dokładniejsze opisy miasteczek (tylko z cytrynami - gigantami nie mogłam się powstrzymać :) )
japonka76 23 czerwca 2016 17:26 Odpowiedz
Śliczne zdjęcia. To z muchą super. Ale po obejrzeniu tych kilku na początku musiałam zrobić sobie przerwę, bo naszła mnie ogromna chęć na coś słodkiego ;) .
weronis 1 maja 2018 15:19 Odpowiedz
:D Super. Ja w tym roku skorzystałam z oferty https://www.itaka.pl/last-minute/ i lecę do Grecji. Nigdy nie byłam i chętnie bym się już teraz tam znalazła, ale i tak będę tam lada dzień ;) Lepszej początku maja nie mogłam sobie wyobrazić. Uwielbiam takie okazje :) To z kolei mój sposób na majówkę w tym roku ;)
ibartek 1 maja 2018 16:00 Odpowiedz
pracujecie dzisiaj?