Ten rok jest dla mnie wyjątkowy. Nie pozwala mi podróżować. Zapętliłam się gdzieś pomiędzy pracą i zobowiązaniami, które nie dają mi odetchnąć. Jezioro Garda na długi weekend majowy było więc doskonałym rozwiązaniem: blisko, tylko dwa dni urlopu, bilety tanie – lecimy. O 3 rano wyruszamy na Schoenefeld. Zbyt późno zaczęłam szukać parkingu i wszystko było pozajmowane nie mogłam więc zrobić rezerwacji. Kilka maili do parkingów i dostaję informację, że nie ma się co martwić – na pewno przy przyjeździe w ciemno znajdzie się wolne miejsce…. No więc jeżeli chcecie zostawić samochód na strzeżonym parkingu nie wierzcie im w ani jedno słowo: przejechaliśmy wszystkie parkingi w promieniu 1 km - zajęte i wszędzie kiwali głowami: impossible. Czas kurczył się niebezpiecznie, zostawiliśmy samochód na niestrzeżonym parkingu miejskim tuż koło lotniska: tydzień 30 E, płatne w parkomacie tylko bilonem, 5 minut od lotniska. To taka informacja na wszelki wypadek gdyby ktoś był w podobnej do naszej, podbramkowej (nomen omen
;) ), sytuacji. Ale zdążyliśmy i odlecieliśmy
:) Lądowanie w Bergamo. Samochód mieliśmy wynajęty w Firefly, Ford Fiesta ale przekierowali nas do Hertz’a i tam dostajemy Nissana NV200 combi – 7 osobowy. Pierwszy plan z wyjazdem był taki, że mieliśmy jechać w szóstkę i kiedy sprawdzałam ceny tych samochodów to okazało się, że korzystniejsze będzie wypożyczenie dwóch Fiest niż jednego dużego auta. Korzystniejsze to mało powiedziane – za Fiestę płacimy 600 zł z ubezpieczeniem a za samochód 7-osobowy musielibyśmy zapłacić ponad 2 tys. Bez ubezpieczenia. To skąd im się bierze taki swobodny upgrade? Nieważne - mamy wygodny samochód i to się liczy.
Wyruszamy do Sirmione. To takie miejsce, gdzie nie chowa się aparatu. Przepiękna miejscowość położona na półwyspie wcinającym się wąską kreską w jezioro.
Woda jeziora ma przepiękny kolor, samo jezioro jest czyste a nabrzeże bardzo zadbane. Szkoda, że temperatura nie pozwoliła na kąpiel.
Dopada nas przekleństwo Włoch: parkingi a raczej ich brak. A jeszcze bardziej "raczej" to brak wolnych miejsc do zaparkowania. Wzdłuż ulicy Lungalago Armando Diaz tuz obok wejścia do starego miasta jest bezpłatny parking ale postawienie tam samochodu graniczy z cudem. Być może udałoby się to w godzinach wczesnorannych albo późnym popołudniem (warto sprawdzić) ale my jesteśmy tam około godziny 11 i nawet na ogromnym płatnym parkingu przy Viale Marconi nie ma już miejsc. Sirmione jest naprawdę uroczą miejscowością – widać tam bogactwo północnych Włoch, miasteczko jest zadbane, czyste i poukładane, dbałość o detale aż rzuca się w oczy.
Sama nie wiem, które Włochy lubię bardziej – bo te północne bardziej przypominają niemiecki ordnung niż całą resztę Włoch. A ja poznałam wcześniej inne Włochy i to w tych nieuporządkowanych, pełnych luzu zakochałam się najpierw. A wiadomo jak jest z ta pierwsza miłością… Mimo to, odmienność tej części Włoch ma zalety. Na obiad idziemy do Locanda Al Portec. Na tripadvisor ma beznadziejne recenzje. Naprawdę nie wiem dlaczego. Jedzenie było smaczne, świeże i w odpowiedniej ilości. Bardzo przyjemny ogródek wewnątrz. Za calzone, porcję makaronu z owocami morza i drugą z małymi małżami (vongole), półmisek owoców morza, zuppa di cozze, wino, piwo i wodę zapłaciliśmy razem z coperto 70 e. W mojej opinii cena dobra. Nie wiem skąd te złe recenzje. Ja polecam.
Po drodze zahaczamy jeszcze o Salo – miasteczko z ponoć najdłuższym deptakiem nad Gardą. Fajne – jak prawie wszystkie włoskie miasteczka - ale przy Sirmione wypada blado.
Zmierzamy do naszego mieszkania: 7 km od Riva del Garda, 3 km od jeziora Tenno, w maleńkiej miejscowości Pranzo w górach czeka na nas kamienny dom.
Pierwsze wrażenie: super – tylko dlaczego tak zimno. 13 stopni. Brrrr. Znajomość angielskiego naszego gospodarza równa się zero. Ida w ruch ręce, body language w pełnej krasie
:lol: . Ostatecznie okazuje się, że owszem, może być ciepło. Za dodatkową opłatą
:? Stanęło na 30 e. Kłócić się nie było jak. Mogliśmy marszczyć brwi, kręcić głową z oburzeniem i wzdychać z dezaprobatą. Albo odpuścić za 30 zł „od łebka”… Dom w Pranzo polecam z całego serca: dwupoziomowy, ma 3 sypialnie, 2 łazienki, salon, kuchnia wyposażona we wszystko co niezbędne. Samo Pranzo to niewielka wioska z jednym sklepem spożywczym - cicha i spokojna. Z pięknymi widokami gratis.
Kolejnego dnia ruszamy w góry. Mamy zamiar wdrapać się na Monte Misone. RT (
;) ) 12 km. Bagaż podręczny równa się brak kijków. Już na samym początku Renatka kręci się w poszukiwaniu suchych, mocnych gałęzi. Oczywiście ze strony reszty szydera: że taka nowa ekologiczna moda na szlaku, że w gazetach włoskich będą ją opisywać, że kostury i że boso powinna iść i z tobołkiem…. Po mniej więcej 15 minutach w „kostury” zaopatrzyli się już wszyscy
:mrgreen: Wejście nie jest trudne – brak jest niebezpiecznych momentów – ale bardzo męczące. Kamieniste, dość strome podłoże na pierwszym odcinku daje naprawdę popalić.
Tylko góry wiosną dają tę niewiarygodna możliwość znalezienia się w przeciągu 3 godzin w czterech porach roku: zaczynamy te pory roku w odwrotnej kolejności - latem.
Na wysokości 1500 m oglądamy budzącą się do życia wiosnę,
potem wkraczamy w jesienne, opadłe liście
żeby na szczycie móc postawić nogę na śniegu
:D .
Po drodze piękny widok na jezioro Tenno a na samym szczycie panoramiczny widok na Gardę i okoliczne góry.
Kolejnego dnia wyruszamy pozwiedzać. Ponieważ jesteśmy tam kilka dni przed inauguracją Giro d'Italia - w Riva del Garda jest wielki festyn rowerowy. Tuz obok portu jachtowego:
Sama Riva jest przyjemna, położenie tego miasta powoduje, że amator każdej aktywności fizycznej znajdzie tam swoje miejsce. Można żeglować i pływać na windsurfingu na co pozwalają dwa wiatry północny Vento przed południem i południowy Ora po południu. Można wspinać się naprawdę poważnie, chodzić po górach, jeździć rowerem rekreacyjnie, bo ścieżek rowerowych jest w okolicy całe mnóstwo. Całe mnóstwo jest również tras MTB – od łagodnych do bardzo trudnych. Biegać można. No - wszystko można
;) Nie będę opowiadać o wszystkich miejscach. W mojej opinii obowiązkowe do odwiedzenia jest Malcesine. Wybrukowane uliczki, piękne kamienice przenoszą nas do trochę innego, jakby minionego czasu. Do kompletu pięknie położony, górujący nad miejscowością zamek Scaligiero.
Ale najbardziej w czas przeszły przenosimy się w maleńkiej wiosce Calvola położonej wysoko w górach, oddalonej o 5 km od Pranzo. Przejeżdżaliśmy przez tę wieś w dniu, kiedy jechaliśmy na trekking Monte Misone i postanowiliśmy dokładniej ją obejrzeć zahaczając po drodze o małe, szmaragdowe jezioro Tenno.
Kolejny dzień wiadomo – rowery. Nad Gardą to jakby obowiązkowy punkt programu. W Riva del Garda wypożyczalni jest mnóstwo. Właściwie każdy sklep sportowy to jednocześnie wypożyczalnia. Cena za dzień wypożyczenia roweru, odpowiedniego do pokonania zaplanowanej przez nas trasy - 25 euro.
Wybieramy się na słynną Via del Ponale tylko nie jedziemy do Pregasiny , ale ambitniej – do Jeziora Ledro. Trasę sobie oceniłam wcześniej – ok. 28 km. Co myślałam przy wybieraniu trasy? „Eeeee, no bez przesady – szybko przejedziemy i potem pojeździmy wokół jeziora. To tylko dodatkowe 10 km.” … Jednego nie wzięłam pod uwagę: u siebie jeżdżę po płaskim terenie, po lasach - 40 km na dzień nie jest więc jakimś wielkim wyzwaniem. A tam? 12 km stale pod górę. Nie będę ściemniać - dla mnie i Renatki to nie była łatwa trasa. W sumie różnica poziomów taka sama jak przy wejściu na Misone. Powiedziałam to Renacie. Odpowiedziała –„ noooo i jeszcze rowery musimy wnieść”. Bo pod koniec, już na etapie dojazdu do Ledro częściej prowadziłyśmy (a raczej wpychałyśmy) rowery pod górę niż na nich jechałyśmy
:lol: .
Trasa jest na początku, przez ok. 4 km kamienista i pagórkowata. Dość uczęszczana przez pieszych i rowerzystów więc trzeba zachować ostrożność. Potem dojeżdża się do kafejki , za którą rozwidla się droga: w lewo prowadzi do Pregasiny a w prawo do jeziora Ledro, asfaltem i ubitą drogą gruntową i tu już właściwie nie ma pieszych i niewielu rowerzystów.
Dojechaliśmy do Ledro. Ani mnie, ani Renaty nikt by nie zmusił do wykonania założonego planu – objechania jeziora. Panowie zresztą też nie naciskali .Byłyśmy tak szczęśliwe, że to już koniec, że to szczęście przesłoniło nam widok na jezioro i za bardzo nie pamiętam jak wyglądało ;P Ładne chyba było bo chłopaki mówili
;)
Zjazd tą trasą! Był…odjazdowy!! Bez używania pedałów - pracowały tylko dłonie naciskające hamulce. Nie obyło się bez małego wypadku i to ja padłam jego ofiarą ale na szczęście skończyło się na pozdzieranych łydkach i dłoniach.
Ponarzekałam sobie ale naprawdę polecam trasę. Może tym słabszym kondycyjnie nie do Ledro tylko do Pregasiny w jedną stronę ok. 7 km (dlaczego nie wybrałam tej trasy?!!). Widoki są przepiękne bo cała trasa przebiega wysoko nad brzegiem jeziora. Znam je doskonale bo czego jak czego ale przystanków po drodze nie brakowało
:mrgreen: Kolejny dzień jest jednocześnie ostatnim dniem naszego pobytu. Ale ponieważ samolot mamy dopiero o 21 to cały dzień mamy dla siebie. Jedziemy do Sanktuarium Madonna della Corona. Przeglądając internet znalazłam kilka wzmianek o tym niezwykłym miejscu. To co urzeka najbardziej to nieprawdopodobne wręcz położenie sanktuarium. Częściowo wykute w skale, jakby do niej przyklejone sprawia niesamowite wrażenie.
Żeby tam się dostać trzeba dojechać do miejscowości Spiazzi. Stamtąd dojeżdżają do samego sanktuarium busiki (3e rt lub 1,80 w jedną stronę) tylko w mojej opinii to zupełnie bez sensu. Droga jest krótka i przyjemna. Najpierw dochodzimy do niewielkiego stoiska oferującego wyroby z wełny alpaki. Na potwierdzenie oryginalności wyrobów tuż obok pasą się te sympatyczne zwierzątka
:)
Po drodze do sanktuarium mija się 15 stacji Drogi Krzyżowej z postaciami naturalnych rozmiarów.
Samo sanktuarium jest niewielkie i nie ma tu bogactwa i przepychu. Ale widok z placu przed wejściem do kościoła jest nieprawdopodobny.
Potem zmierzamy do następnego miejsca Borghetto i Valeggio. Zbaczamy z trasy na lotnisko o ok. 15 km od jeziora… Zawsze podczas wyjazdu zaliczam się jakąś wtopę. Naczytam się, że koniecznie bo perełka i jak nie zobaczysz to świat runie. Jeżeli czytam coś takiego: „u stop zamku rozpościera się Borghetto zaliczane z uwagi na swój niepowtarzalny urok do zespołu najpiękniejszych miasteczek Italii I Borghi piu belli d’Italia” to forsuję swój plan w nadziei, że zachłysnę się urodą miejsca. No więc tak - Borghetto jest urocze. Tylko to co przedstawiam na zdjęciu poniżej to już 7/8 Borghetto.
gosiagosia napisał:Sama nie wiem, które Włochy lubię bardziej – bo te północne bardziej przypominają niemiecki ordnung niż całą resztę Włoch. A ja poznałam wcześniej inne Włochy i to w tych nieuporządkowanych, pełnych luzu zakochałam się najpierw. A wiadomo jak jest z ta pierwsza miłością… Mimo to, odmienność tej części Włoch ma zalety.Dla mnie natomiast północne Włochy są zdecydowanie lepsze - idealnie wyważone proporcje pomiędzy luzem, a porządkiem i mniej afrykański klimat
:) Widzę, że rozminęliśmy się w niektórych miejscach o tydzień ale my zwiedzaliśmy głównie miasteczka nad samym jeziorem. polnocne-wlochy-tradycyjnie-czyli-urodzinowa-garda,1506,94728Twoje widoki górskie są cudowne, a położenie Sanktuarium Madonna della Corona to już w ogóle odlot - szkoda, że o tej miejscówce nie wiedziałem wcześniej
:)
@maczala1 - czytałam Twoja relację (nie zalajkowałam bom gapa
:oops: ) Właśnie dlatego, że czytałam, uznałam za bezcelowe rozbudowywanie relacji o dokładniejsze opisy miasteczek (tylko z cytrynami - gigantami nie mogłam się powstrzymać
:) )
Śliczne zdjęcia. To z muchą super. Ale po obejrzeniu tych kilku na początku musiałam zrobić sobie przerwę, bo naszła mnie ogromna chęć na coś słodkiego
;) .
:D Super. Ja w tym roku skorzystałam z oferty https://www.itaka.pl/last-minute/ i lecę do Grecji. Nigdy nie byłam i chętnie bym się już teraz tam znalazła, ale i tak będę tam lada dzień
;) Lepszej początku maja nie mogłam sobie wyobrazić. Uwielbiam takie okazje
:) To z kolei mój sposób na majówkę w tym roku
;)
Jezioro Garda na długi weekend majowy było więc doskonałym rozwiązaniem: blisko, tylko dwa dni urlopu, bilety tanie – lecimy.
O 3 rano wyruszamy na Schoenefeld. Zbyt późno zaczęłam szukać parkingu i wszystko było pozajmowane nie mogłam więc zrobić rezerwacji. Kilka maili do parkingów i dostaję informację, że nie ma się co martwić – na pewno przy przyjeździe w ciemno znajdzie się wolne miejsce…. No więc jeżeli chcecie zostawić samochód na strzeżonym parkingu nie wierzcie im w ani jedno słowo: przejechaliśmy wszystkie parkingi w promieniu 1 km - zajęte i wszędzie kiwali głowami: impossible. Czas kurczył się niebezpiecznie, zostawiliśmy samochód na niestrzeżonym parkingu miejskim tuż koło lotniska: tydzień 30 E, płatne w parkomacie tylko bilonem, 5 minut od lotniska. To taka informacja na wszelki wypadek gdyby ktoś był w podobnej do naszej, podbramkowej (nomen omen ;) ), sytuacji.
Ale zdążyliśmy i odlecieliśmy :) Lądowanie w Bergamo.
Samochód mieliśmy wynajęty w Firefly, Ford Fiesta ale przekierowali nas do Hertz’a i tam dostajemy Nissana NV200 combi – 7 osobowy. Pierwszy plan z wyjazdem był taki, że mieliśmy jechać w szóstkę i kiedy sprawdzałam ceny tych samochodów to okazało się, że korzystniejsze będzie wypożyczenie dwóch Fiest niż jednego dużego auta. Korzystniejsze to mało powiedziane – za Fiestę płacimy 600 zł z ubezpieczeniem a za samochód 7-osobowy musielibyśmy zapłacić ponad 2 tys. Bez ubezpieczenia. To skąd im się bierze taki swobodny upgrade?
Nieważne - mamy wygodny samochód i to się liczy.
Wyruszamy do Sirmione. To takie miejsce, gdzie nie chowa się aparatu.
Przepiękna miejscowość położona na półwyspie wcinającym się wąską kreską w jezioro.
Woda jeziora ma przepiękny kolor, samo jezioro jest czyste a nabrzeże bardzo zadbane. Szkoda, że temperatura nie pozwoliła na kąpiel.
Dopada nas przekleństwo Włoch: parkingi a raczej ich brak. A jeszcze bardziej "raczej" to brak wolnych miejsc do zaparkowania. Wzdłuż ulicy Lungalago Armando Diaz tuz obok wejścia do starego miasta jest bezpłatny parking ale postawienie tam samochodu graniczy z cudem. Być może udałoby się to w godzinach wczesnorannych albo późnym popołudniem (warto sprawdzić) ale my jesteśmy tam około godziny 11 i nawet na ogromnym płatnym parkingu przy Viale Marconi nie ma już miejsc.
Sirmione jest naprawdę uroczą miejscowością – widać tam bogactwo północnych Włoch, miasteczko jest zadbane, czyste i poukładane, dbałość o detale aż rzuca się w oczy.
Element "wystroju" Sirmione:
Lodziarnie z ogromnym wyborem najpyszniejszych lodów, ciasteczka kuszą, sklepiki przyciągają wzrok .
Sama nie wiem, które Włochy lubię bardziej – bo te północne bardziej przypominają niemiecki ordnung niż całą resztę Włoch. A ja poznałam wcześniej inne Włochy i to w tych nieuporządkowanych, pełnych luzu zakochałam się najpierw. A wiadomo jak jest z ta pierwsza miłością…
Mimo to, odmienność tej części Włoch ma zalety.
Na obiad idziemy do Locanda Al Portec. Na tripadvisor ma beznadziejne recenzje. Naprawdę nie wiem dlaczego. Jedzenie było smaczne, świeże i w odpowiedniej ilości. Bardzo przyjemny ogródek wewnątrz. Za calzone, porcję makaronu z owocami morza i drugą z małymi małżami (vongole), półmisek owoców morza, zuppa di cozze, wino, piwo i wodę zapłaciliśmy razem z coperto 70 e. W mojej opinii cena dobra. Nie wiem skąd te złe recenzje. Ja polecam.
Po drodze zahaczamy jeszcze o Salo – miasteczko z ponoć najdłuższym deptakiem nad Gardą. Fajne – jak prawie wszystkie włoskie miasteczka - ale przy Sirmione wypada blado.
Zmierzamy do naszego mieszkania: 7 km od Riva del Garda, 3 km od jeziora Tenno, w maleńkiej miejscowości Pranzo w górach czeka na nas kamienny dom.
Pierwsze wrażenie: super – tylko dlaczego tak zimno. 13 stopni. Brrrr. Znajomość angielskiego naszego gospodarza równa się zero. Ida w ruch ręce, body language w pełnej krasie :lol: . Ostatecznie okazuje się, że owszem, może być ciepło. Za dodatkową opłatą :? Stanęło na 30 e. Kłócić się nie było jak. Mogliśmy marszczyć brwi, kręcić głową z oburzeniem i wzdychać z dezaprobatą. Albo odpuścić za 30 zł „od łebka”… Dom w Pranzo polecam z całego serca: dwupoziomowy, ma 3 sypialnie, 2 łazienki, salon, kuchnia wyposażona we wszystko co niezbędne. Samo Pranzo to niewielka wioska z jednym sklepem spożywczym - cicha i spokojna. Z pięknymi widokami gratis.
Kolejnego dnia ruszamy w góry. Mamy zamiar wdrapać się na Monte Misone. RT ( ;) ) 12 km. Bagaż podręczny równa się brak kijków. Już na samym początku Renatka kręci się w poszukiwaniu suchych, mocnych gałęzi. Oczywiście ze strony reszty szydera: że taka nowa ekologiczna moda na szlaku, że w gazetach włoskich będą ją opisywać, że kostury i że boso powinna iść i z tobołkiem…. Po mniej więcej 15 minutach w „kostury” zaopatrzyli się już wszyscy :mrgreen: Wejście nie jest trudne – brak jest niebezpiecznych momentów – ale bardzo męczące. Kamieniste, dość strome podłoże na pierwszym odcinku daje naprawdę popalić.
Tylko góry wiosną dają tę niewiarygodna możliwość znalezienia się w przeciągu 3 godzin w czterech porach roku: zaczynamy te pory roku w odwrotnej kolejności - latem.
Na wysokości 1500 m oglądamy budzącą się do życia wiosnę,
potem wkraczamy w jesienne, opadłe liście
żeby na szczycie móc postawić nogę na śniegu :D .
Po drodze piękny widok na jezioro Tenno a na samym szczycie panoramiczny widok na Gardę i okoliczne góry.
Kolejnego dnia wyruszamy pozwiedzać. Ponieważ jesteśmy tam kilka dni przed inauguracją Giro d'Italia - w Riva del Garda jest wielki festyn rowerowy. Tuz obok portu jachtowego:
Sama Riva jest przyjemna, położenie tego miasta powoduje, że amator każdej aktywności fizycznej znajdzie tam swoje miejsce. Można żeglować i pływać na windsurfingu na co pozwalają dwa wiatry północny Vento przed południem i południowy Ora po południu. Można wspinać się naprawdę poważnie, chodzić po górach, jeździć rowerem rekreacyjnie, bo ścieżek rowerowych jest w okolicy całe mnóstwo. Całe mnóstwo jest również tras MTB – od łagodnych do bardzo trudnych. Biegać można. No - wszystko można ;)
Nie będę opowiadać o wszystkich miejscach. W mojej opinii obowiązkowe do odwiedzenia jest Malcesine. Wybrukowane uliczki, piękne kamienice przenoszą nas do trochę innego, jakby minionego czasu. Do kompletu pięknie położony, górujący nad miejscowością zamek Scaligiero.
Ale najbardziej w czas przeszły przenosimy się w maleńkiej wiosce Calvola położonej wysoko w górach, oddalonej o 5 km od Pranzo. Przejeżdżaliśmy przez tę wieś w dniu, kiedy jechaliśmy na trekking Monte Misone i postanowiliśmy dokładniej ją obejrzeć zahaczając po drodze o małe, szmaragdowe jezioro Tenno.
Kolejny dzień wiadomo – rowery. Nad Gardą to jakby obowiązkowy punkt programu. W Riva del Garda wypożyczalni jest mnóstwo. Właściwie każdy sklep sportowy to jednocześnie wypożyczalnia. Cena za dzień wypożyczenia roweru, odpowiedniego do pokonania zaplanowanej przez nas trasy - 25 euro.
Wybieramy się na słynną Via del Ponale tylko nie jedziemy do Pregasiny , ale ambitniej – do Jeziora Ledro.
Trasę sobie oceniłam wcześniej – ok. 28 km. Co myślałam przy wybieraniu trasy? „Eeeee, no bez przesady – szybko przejedziemy i potem pojeździmy wokół jeziora. To tylko dodatkowe 10 km.” … Jednego nie wzięłam pod uwagę: u siebie jeżdżę po płaskim terenie, po lasach - 40 km na dzień nie jest więc jakimś wielkim wyzwaniem. A tam? 12 km stale pod górę. Nie będę ściemniać - dla mnie i Renatki to nie była łatwa trasa. W sumie różnica poziomów taka sama jak przy wejściu na Misone. Powiedziałam to Renacie. Odpowiedziała –„ noooo i jeszcze rowery musimy wnieść”. Bo pod koniec, już na etapie dojazdu do Ledro częściej prowadziłyśmy (a raczej wpychałyśmy) rowery pod górę niż na nich jechałyśmy :lol: .
Trasa jest na początku, przez ok. 4 km kamienista i pagórkowata. Dość uczęszczana przez pieszych i rowerzystów więc trzeba zachować ostrożność. Potem dojeżdża się do kafejki , za którą rozwidla się droga: w lewo prowadzi do Pregasiny a w prawo do jeziora Ledro, asfaltem i ubitą drogą gruntową i tu już właściwie nie ma pieszych i niewielu rowerzystów.
Dojechaliśmy do Ledro. Ani mnie, ani Renaty nikt by nie zmusił do wykonania założonego planu – objechania jeziora. Panowie zresztą też nie naciskali .Byłyśmy tak szczęśliwe, że to już koniec, że to szczęście przesłoniło nam widok na jezioro i za bardzo nie pamiętam jak wyglądało ;P Ładne chyba było bo chłopaki mówili ;)
Zjazd tą trasą! Był…odjazdowy!! Bez używania pedałów - pracowały tylko dłonie naciskające hamulce. Nie obyło się bez małego wypadku i to ja padłam jego ofiarą ale na szczęście skończyło się na pozdzieranych łydkach i dłoniach.
Ponarzekałam sobie ale naprawdę polecam trasę. Może tym słabszym kondycyjnie nie do Ledro tylko do Pregasiny w jedną stronę ok. 7 km (dlaczego nie wybrałam tej trasy?!!). Widoki są przepiękne bo cała trasa przebiega wysoko nad brzegiem jeziora. Znam je doskonale bo czego jak czego ale przystanków po drodze nie brakowało :mrgreen:
Kolejny dzień jest jednocześnie ostatnim dniem naszego pobytu. Ale ponieważ samolot mamy dopiero o 21 to cały dzień mamy dla siebie.
Jedziemy do Sanktuarium Madonna della Corona. Przeglądając internet znalazłam kilka wzmianek o tym niezwykłym miejscu. To co urzeka najbardziej to nieprawdopodobne wręcz położenie sanktuarium. Częściowo wykute w skale, jakby do niej przyklejone sprawia niesamowite wrażenie.
Żeby tam się dostać trzeba dojechać do miejscowości Spiazzi. Stamtąd dojeżdżają do samego sanktuarium busiki (3e rt lub 1,80 w jedną stronę) tylko w mojej opinii to zupełnie bez sensu. Droga jest krótka i przyjemna. Najpierw dochodzimy do niewielkiego stoiska oferującego wyroby z wełny alpaki. Na potwierdzenie oryginalności wyrobów tuż obok pasą się te sympatyczne zwierzątka :)
Po drodze do sanktuarium mija się 15 stacji Drogi Krzyżowej z postaciami naturalnych rozmiarów.
Samo sanktuarium jest niewielkie i nie ma tu bogactwa i przepychu. Ale widok z placu przed wejściem do kościoła jest nieprawdopodobny.
Potem zmierzamy do następnego miejsca Borghetto i Valeggio. Zbaczamy z trasy na lotnisko o ok. 15 km od jeziora… Zawsze podczas wyjazdu zaliczam się jakąś wtopę. Naczytam się, że koniecznie bo perełka i jak nie zobaczysz to świat runie. Jeżeli czytam coś takiego: „u stop zamku rozpościera się Borghetto zaliczane z uwagi na swój niepowtarzalny urok do zespołu najpiękniejszych miasteczek Italii I Borghi piu belli d’Italia” to forsuję swój plan w nadziei, że zachłysnę się urodą miejsca.
No więc tak - Borghetto jest urocze. Tylko to co przedstawiam na zdjęciu poniżej to już 7/8 Borghetto.