Boarding 787 jetStar i w drogę. Przed nami 10,5h lotu, lotu który jest moim setnym. Podniosła chwila trwa tak długo (kilka sekund) że zasypiam. Podchodzimy do lądowania, koła piszczą dotykając pasa. Austrialio witaj ponownie! Wybornie. W Melbourne wszystkie formalności to kilka sekund i czas łapac Skybusa. 36$ za bilet RT. Pogoda w końcu mnie rozpieszcza, jest ciepło i błękitne niebo nie jest mi obce. Dobiegam do hostelu (Urban Central) i czas ruszać w miasto. Jaki dziś cel? Słynny dworzec kolejowy Flinders. Bzzzyt zjeżdżam winda i czas zacząć zwiedzanie. Idę w miasto. Po drodze kilka budynków nowoczesnej architektury, a w oddali widzę wieżę dworca.
Tylko zaraz zaraz cały bok jest w rusztowaniach, czy zdjęcia będą wyglądały jak z budowy? Idę dalej i oddycham z ulgą, ufff najsłynniejszy bok i brama wejściowa są nietknięte przez budowlańców;)))
Tuż obok znajduje się katedra Św. Piotra. Chcę wejść, ale w środku mają miejsce jakieś uroczystości, więc nie można robić zdjęć. Wrócę tu jutro i cyknę parę zdjęć. Idę kawałek w kierunku centrum telewizyjnego, w pobliżu którego jest wielka impreza.
Ludzie tańczą, bawią się a całość ich wygłupów jest pokazywana na telebimie. Czad! Nie widziałem nikogo z alkoholem, można? Sielanka trwa, ja siedzę i obserwuję co się dzieje.
Jest ciepło, ale mnie łapie zmęcznie. 22.30 zwijam się w burito i idę spać.
Melbourne Spoglądam na pogodę, od 12 ma być ładnie, narazie chmury, chmury i...chmury. Skąd ja znam ten obrazek?hmmm. Koło 10.30 opuszczam pokój i idę w kierunki Royal Botanic Gardens. Przejaśnia się z każdym krokiem, jest ciepło. Termometry pokazują 22 stopnie, a koło godziny 15 ma być 30.
Ogrody mnie zachwycają swoim zadbaniem ,wszystkie rośliny są podpisane, wszystko jest niesamowicie zadbane, przemyślane i oznakowane dla ludzi. W centrum znajdują się jeziorka, po których pływa...flisak. Mikrowenecja w Melbourne!
Siadam, ten widok jest tak relaksujący że muszę tu posiedzieć. Nawet nie wiem kiedy upływa prawie pół godziny. Ruszam dalej na północ, wracając drogą wzdłuż parku, która jest odcinkiem przystosowanym dla biegaczy. Co to oznacza? Przy drodze są słupki z dystansem już pokonanym, z ziemi wyrastają punkty z wodą. Czy to nie jest miasto dla ludzi? Tak, dlatego corocznie wygrywa plebiscyty na najlepsze na świecie miasto do mieszkania. Wracam do centrum. Przechodzę mostem pod dworzec (tak ten słynny).
Oraz katedrę. Dziś mogę wejść i zrobić małe zdjęcie z tajniaka.
Zaczyna robić się gorąco, naprawdę gorąco. Żar leje się z nieba, jest ponad 30 stopni. Idę pod budynek parlamanetu.
Jednak w oddali widzę katedrę. Skręt w prawo, jedne światła, drugie, trzecie. Stoję przy wstążkach.
Tu ciekawostka, jest to symbol który upamiętnia złożenie petycji kobiet, aby miały równe prawa. Petycja była tak długa że była wielką rolką i odwijała się w podobny kształt jak rzeźba. Kilka kroków dalej jest katedra. To katedra św Patryka, którą poświęcił w 1986 papież Jan Paweł II.
Ruszam dalej do ogrodów i budynku wystawy królewskiej.
Siadam, muszę odpocząć. Jest gorąco. Trzeba wypić łyk wody, może dwa i można iść dalej w kierunku Queens Market, które mnie nieco rozczarowują. Nie ma tam nic nadwyczajnego, ot zwykły bazar. Wracam w kierunki chinatown gdzie można zjeść papu. Po drodze zahaczam o plac przy bibliotece głównej.
Ile u ludzi, dzisiątki. Stoją, siedzą na trawie, ławkach, czy to jakieś kultowe miejsce? Jest darmowe wifi, podobnie jak w całym centrum, ale może to ma inny cel? Nie wiem. Jest 15.30, co robić dalej? Rzut oka na mapę, hmmm a może by tak pójść nad morze, a raczej ocean? Google podpowiada czas dojścia 1h. Ruszam. Pot leje się z czoła, jest upał, więc na plaży chowam się radośnie w cieniu. Patrzę na piasek, na wodę, na wodę na piasek. Nachodzi mnie wena i dopisuję kilka słów relacji.
Czas wracać, jedyne co dziś planuję to porobić kilka nocnych zdjęć. Maszerując do centrum, zahaczam o albert park. To miejsce kultowowe dla fanów F1, czyli mnie. Co roku, kalendarz formuły jeden zaczyna się właśnie tutaj. To jeszcze 3 tygodnie!
Po zmroku kręcę się po mieście by odkryć nadrzeczny deptak. Nie widziałem go wczoraj, a tu taki olśniewający widok. Napełniam butelkę wodą z publicznego źródełka i czas przejść się nad rzeką. Na szczęście deptak prowadzi mnie w kierunku hostelu. Jest piątek, sporo ludzi, mnóstwo ulicznych artystów. To miasto ma jakąś duszę, moc.
Na skrzyżowaniach dziesiątki luksusowych i sportowych aut. Porsche, Ferrari, Rollsy, Astony czy Lambo to chleb powszedni! Bajka. Docieram do hostelu późnyn wieczorem by zarezerwowac wycieczkę nad ocenam kolejnego dnia (http://greatoceanroadmelbournetours.com ... stles-tour)
12 apostołów
7.20 podjeżdża pode mnie kolorowy busik, który ma zabrać mnie i 23 inne osoby na przygodę z koalami oraz spotkanie 12 apostołów. To skały, których został całe 5. Całą wycieczkę rozpoczynamy od zatoczki
Potem były kolejne, ale pominę drobne przystanki. Ważniejszy punkt to koale, żyjące w naturalnym środowisku. Ochoczo wybiegam z busa, biegnę do drzewa żeby je zobaczyć. Jednak ich ilość (3) to troszkę mało. Spoglądam nad siebie, widzę tego słodziaka, drugi obok sięga powolnie, niczym slow motion na ekranie, po liść eukaliptusa i ... zasypia.
Ja jeszczs zdążyłem szybko pobiec na punkt widokowy...
Następny przystanek to 700letni las.
Są trzy typy lasów, a ten w stanie Victoria ma najwyższe eukalipsusy.
W mojej głowie już nie lasy, nie koale, tylko skały. Jedźmy już tam. Jak najszybciej. Trzask, zamykamy drzwi i jedziemy kolejne 45 minut.
Docieramy. No nareszcie. Pogoda, przysłowiowa lampa. Otwieram drzwi, dwa schodki, deptaczkiem 10 minut i ukazuje się coś co mnie powala. To coś co na zdjęciacy wygląda zdumiewająco, ale na żywo jest obłędne. 12 apostołów. Chyba nic nie trzeba tu komentować.
Nad głowami latają helikoptery (150$), a my po 45 minutach się zbieramy. Chcę jeszcze, więcej. Jakoś wewnętrznie mi ich mało. Myślę że już lepiej być nie może, a jednak! Docieramy nad zatokę skał.
Całość wieńcząc skałą London Bridge, której część niedawno się zawaliła.
Ostatnie skały, ostanie wrażenia. Co za miejsce, rzuca na kolana swoim urokiem. Nie chcę wracać, ale jednak trzeba. Dzień się kończy, a jutro ruszma do Sydney, spotkać się z kumplem. W końcu będę miał z kim pogadać w następnych dniach;)Maciek.ja placilem 98 AUD, w cenie przejazdy, obiad i wstepy do parkow Jak wspolnie liczylismy na forum, ciezko zejsc nizej, nawet robiac to samemu wypozyczonym autem.
Wysłane z android Sydney i kumpel z Polski Wstaję o 5.00, wymeldowanie, sprawdzenie maili czy lot do Sydney się nie opóźnił. Wsiadam do windy, dzyn dzyn i jestem na parterze. Otwierają się drzwi, czas ruszać na przystanek SkyBusa skąd jadę na Terminal 4. Tam znajduję klucze z pendrivem, które oddaję Pani z obsługi. Była zdziwiona i serdecznie podziękowała. Drobiazg;) Sprawne security, siadam. W tle wypychany jest mały rarytasik, linie Royal Brunei!
Cóż za spot, taka rzadkość do spotkania na moich oczach. Obok boardingują Virgin Australia do Adelaide.
Siedzę sobie lekko ospały, patrzę na samoloty, na fejsbuka, na hm gniazdko z którego płynie prąd do telefonu. Gdy podchodzi do mnie pan z obsługi i pyta czy lecę do Sydney i czy chcę siąść na Exit. Biorę w ciemno i dostaję 1C
;) Dzień dobrych uczynków i karmy? Przed boardingiem, wszystkie bagaże są ważone (Sic!), A cokolwiek powyżej 7kg jest przekazywane na lewą stronę i dopłata 70$). Wiele osób miał niemiłą niespodziankę. Ja na szczęście wyjąłem książki, papiery i aparat. Brawo ja, na wadze 6kg;) Pakujemy się w 15 minut i w powietrze. Godzinny lot zlatuje mi tak szybko, jakbym przejechał autobusem przez kawałek Krakowa. Siadamy na płycie i kieruję się na pociąg do centrum. Pogoda nie rozpieszcza, znów chmury i mżawka. Ile można! Po 15 minutach wysiadam na Central, skąd idę co sił w kierunku hostelu, gdzie czeka już na mnie kumpel z Polski. W końcu jest z kim pogadać, z kim wypić złoty trunek. Od dziś podróżujemy razem, aż do Krakowa. Patrzymy za okno, deszcz nieco ustaje. Ruszamy w miasto. Punkt pierwszy to Darling Harbour, zatoka z knajpkami, centrum handlowym, przystanią dla jachtów i oceanarium.
Znów pada. Deszcz odbiera radość zwiedzania tak bardzo! Chowamy się przy wjeździe do garażu. Idziemy dalej w kierunku Harbour Bridge, żeby zaraz potem zobaczyć najbardziej znany budynek Sydney, o ile nie całej Australii.
Mowa tu o operze. Będziemy koło niej przechodzić mnóstwo razy.
Patrzymy na zegarek jest, 14. Googlujemy do której jest czynne Taronga zoo. Do 17. Kupujemy bilet na prom i płyniemy zobaczyć kangury, słonie i te małe szare futrzaki żyjące na drzewach. Koale. Po 15 minutach płynięcia promem, meldujemy się w kasach zoo, gdzie płacąc 40$ jesteśmy w jego środku. Deszcz ustaje. Po drodze mijamy wiele zwierząt, karmienie szympansów, aż docieramy na sam koniec.
To australijska sekcja, pełna drzew eukaliptusowych. Co to zapowiada? Koaaaalki, (to nie są misie!) które smacznie śpią ma drzewach. Jedna z nich przeskakuje na drugą gałąź, ziewa, patrzy na publikę na dole. Uśmiech do zdjęć i...idzie dalej spać.
seba napisał:.. kupuję ....pierwszy bilet Manila-Dubaj ze słynnej promocji Cebu... Dobry start..No pewnie ze dobre otwarcie, od razu long haul, a nie jakieś WAW-LCA..
:)Prenumeruje !I czekam na cd.
seba napisał:nakarmienia podróżniczego raka,Jeszcze pół roku i też mu dam zjeść do syta
:lol: Pisz Seba, pisz bo coś mi ostatnio motywacja organizacyjna siada.
To ja mine sie z autorem relacji gdzies w powietrzu, on bedzie lecial do HNL, ja do LIH
:-) A Ty @przemos74 to odpoczywaj na tym Mauritiusie, a nie forum czytasz
;-)
seba napisał:Wstaję rano i odwiedzam katedrę st Jamesa obok. Co mnie szokuje to flaga środowisk homoseksualnych w środku. W Polsce jest to nie do pomyślenia.Mało kto wie, ale w Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Jahwe Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9,13).
Niestety pada od poniedzialku. Na Kauai padalo troche rano i pada od jakiejs 16.00 do teraz czyli wtorku wieczorem.Dobrze, ze udalo Ci sie troche zwiedzic w poniedzialek. Ja tez fartownie zaliczylam szlak zanim pogoda popsula sie.
Dziś miało lać od 10, a zaczęło koło 16/17. Hawaje i deszcz, tego bym się nie spodziewał. Ma lać przez najbliższe 2 tygodnie. Jutro lecę do Melbourne, mam nadzieję że pogoda będzie lepsza.Wysłane z android
Ja laduje w poniedzialek w Honolulu I oby @seba te 2 tyg deszczu sie nie sprawdzily
:D super relacja kolejne cenne info do mojego RTW. Pozdro I udanej pogody na antypodach
:D
12 Apostołów zawsze chciałem zrobić, ale nigdy nie miałem w Melbourne pełnego dnia, żeby wybrać się na wycieczkę. Czekam na więcej
:) Miłego pobytu w Sydney!
Maciek.ja placilem 98 AUD, w cenie przejazdy, obiad i wstepy do parkow Jak wspolnie liczylismy na forum, ciezko zejsc nizej, nawet robiac to samemu wypozyczonym autem.Wysłane z android
@sebaA widziałeś na Malcapuya gościa w mojej czapce?W tym Białym Domu (pierwsze zdjęcie pod broszką) mieszkałem 2 dni
;)A na tym boisku do kosza, o który piszesz też zaliczyłem nocleg
:D
Oj @seba jak miło pooglądać takie ciepłe zdjęcia w taki wietrzny polski dzień jak dzisiaj
;) ps. Moim zdaniem Manila to także najbardziej rozczarowujące miasto w jakim do tej pory byłam.
Ech, Manila, przedziwny gigant. Spędziłem 3 dni (świadomie
:lol: ) i mnie mocno wymęczyła, ale wróciłbym jeszcze do niej (przy okazji) za to pianie kogutów o poranku, chaos, smród spalin i dźwięk jeepneyów.Swoją drogą, to już wolę Manilę niż np. Angeles, które tez jest podłe, ale mniej "klimatyczne" niż Manila.
Boarding 787 jetStar i w drogę. Przed nami 10,5h lotu, lotu który jest moim setnym. Podniosła chwila trwa tak długo (kilka sekund) że zasypiam. Podchodzimy do lądowania, koła piszczą dotykając pasa. Austrialio witaj ponownie! Wybornie. W Melbourne wszystkie formalności to kilka sekund i czas łapac Skybusa. 36$ za bilet RT. Pogoda w końcu mnie rozpieszcza, jest ciepło i błękitne niebo nie jest mi obce. Dobiegam do hostelu (Urban Central) i czas ruszać w miasto. Jaki dziś cel? Słynny dworzec kolejowy Flinders. Bzzzyt zjeżdżam winda i czas zacząć zwiedzanie. Idę w miasto. Po drodze kilka budynków nowoczesnej architektury, a w oddali widzę wieżę dworca.
Tylko zaraz zaraz cały bok jest w rusztowaniach, czy zdjęcia będą wyglądały jak z budowy? Idę dalej i oddycham z ulgą, ufff najsłynniejszy bok i brama wejściowa są nietknięte przez budowlańców;)))
Tuż obok znajduje się katedra Św. Piotra. Chcę wejść, ale w środku mają miejsce jakieś uroczystości, więc nie można robić zdjęć. Wrócę tu jutro i cyknę parę zdjęć. Idę kawałek w kierunku centrum telewizyjnego, w pobliżu którego jest wielka impreza.
Ludzie tańczą, bawią się a całość ich wygłupów jest pokazywana na telebimie. Czad! Nie widziałem nikogo z alkoholem, można? Sielanka trwa, ja siedzę i obserwuję co się dzieje.
Jest ciepło, ale mnie łapie zmęcznie. 22.30 zwijam się w burito i idę spać.
Melbourne
Spoglądam na pogodę, od 12 ma być ładnie, narazie chmury, chmury i...chmury. Skąd ja znam ten obrazek?hmmm. Koło 10.30 opuszczam pokój i idę w kierunki Royal Botanic Gardens. Przejaśnia się z każdym krokiem, jest ciepło. Termometry pokazują 22 stopnie, a koło godziny 15 ma być 30.
Ogrody mnie zachwycają swoim zadbaniem ,wszystkie rośliny są podpisane, wszystko jest niesamowicie zadbane, przemyślane i oznakowane dla ludzi. W centrum znajdują się jeziorka, po których pływa...flisak. Mikrowenecja w Melbourne!
Siadam, ten widok jest tak relaksujący że muszę tu posiedzieć. Nawet nie wiem kiedy upływa prawie pół godziny. Ruszam dalej na północ, wracając drogą wzdłuż parku, która jest odcinkiem przystosowanym dla biegaczy. Co to oznacza? Przy drodze są słupki z dystansem już pokonanym, z ziemi wyrastają punkty z wodą. Czy to nie jest miasto dla ludzi? Tak, dlatego corocznie wygrywa plebiscyty na najlepsze na świecie miasto do mieszkania. Wracam do centrum. Przechodzę mostem pod dworzec (tak ten słynny).
Oraz katedrę. Dziś mogę wejść i zrobić małe zdjęcie z tajniaka.
Zaczyna robić się gorąco, naprawdę gorąco. Żar leje się z nieba, jest ponad 30 stopni. Idę pod budynek parlamanetu.
Jednak w oddali widzę katedrę. Skręt w prawo, jedne światła, drugie, trzecie. Stoję przy wstążkach.
Tu ciekawostka, jest to symbol który upamiętnia złożenie petycji kobiet, aby miały równe prawa. Petycja była tak długa że była wielką rolką i odwijała się w podobny kształt jak rzeźba. Kilka kroków dalej jest katedra. To katedra św Patryka, którą poświęcił w 1986 papież Jan Paweł II.
Ruszam dalej do ogrodów i budynku wystawy królewskiej.
Siadam, muszę odpocząć. Jest gorąco. Trzeba wypić łyk wody, może dwa i można iść dalej w kierunku Queens Market, które mnie nieco rozczarowują. Nie ma tam nic nadwyczajnego, ot zwykły bazar. Wracam w kierunki chinatown gdzie można zjeść papu. Po drodze zahaczam o plac przy bibliotece głównej.
Ile u ludzi, dzisiątki. Stoją, siedzą na trawie, ławkach, czy to jakieś kultowe miejsce? Jest darmowe wifi, podobnie jak w całym centrum, ale może to ma inny cel? Nie wiem. Jest 15.30, co robić dalej? Rzut oka na mapę, hmmm a może by tak pójść nad morze, a raczej ocean? Google podpowiada czas dojścia 1h. Ruszam. Pot leje się z czoła, jest upał, więc na plaży chowam się radośnie w cieniu. Patrzę na piasek, na wodę, na wodę na piasek. Nachodzi mnie wena i dopisuję kilka słów relacji.
Czas wracać, jedyne co dziś planuję to porobić kilka nocnych zdjęć. Maszerując do centrum, zahaczam o albert park. To miejsce kultowowe dla fanów F1, czyli mnie. Co roku, kalendarz formuły jeden zaczyna się właśnie tutaj. To jeszcze 3 tygodnie!
Po zmroku kręcę się po mieście by odkryć nadrzeczny deptak. Nie widziałem go wczoraj, a tu taki olśniewający widok. Napełniam butelkę wodą z publicznego źródełka i czas przejść się nad rzeką. Na szczęście deptak prowadzi mnie w kierunku hostelu. Jest piątek, sporo ludzi, mnóstwo ulicznych artystów. To miasto ma jakąś duszę, moc.
Na skrzyżowaniach dziesiątki luksusowych i sportowych aut. Porsche, Ferrari, Rollsy, Astony czy Lambo to chleb powszedni! Bajka. Docieram do hostelu późnyn wieczorem by zarezerwowac wycieczkę nad ocenam kolejnego dnia (http://greatoceanroadmelbournetours.com ... stles-tour)
12 apostołów
7.20 podjeżdża pode mnie kolorowy busik, który ma zabrać mnie i 23 inne osoby na przygodę z koalami oraz spotkanie 12 apostołów. To skały, których został całe 5. Całą wycieczkę rozpoczynamy od zatoczki
Potem były kolejne, ale pominę drobne przystanki. Ważniejszy punkt to koale, żyjące w naturalnym środowisku. Ochoczo wybiegam z busa, biegnę do drzewa żeby je zobaczyć. Jednak ich ilość (3) to troszkę mało. Spoglądam nad siebie, widzę tego słodziaka, drugi obok sięga powolnie, niczym slow motion na ekranie, po liść eukaliptusa i ... zasypia.
Ja jeszczs zdążyłem szybko pobiec na punkt widokowy...
Następny przystanek to 700letni las.
Są trzy typy lasów, a ten w stanie Victoria ma najwyższe eukalipsusy.
W mojej głowie już nie lasy, nie koale, tylko skały. Jedźmy już tam. Jak najszybciej. Trzask, zamykamy drzwi i jedziemy kolejne 45 minut.
Docieramy. No nareszcie. Pogoda, przysłowiowa lampa. Otwieram drzwi, dwa schodki, deptaczkiem 10 minut i ukazuje się coś co mnie powala. To coś co na zdjęciacy wygląda zdumiewająco, ale na żywo jest obłędne. 12 apostołów. Chyba nic nie trzeba tu komentować.
Nad głowami latają helikoptery (150$), a my po 45 minutach się zbieramy. Chcę jeszcze, więcej. Jakoś wewnętrznie mi ich mało. Myślę że już lepiej być nie może, a jednak! Docieramy nad zatokę skał.
Całość wieńcząc skałą London Bridge, której część niedawno się zawaliła.
Ostatnie skały, ostanie wrażenia. Co za miejsce, rzuca na kolana swoim urokiem. Nie chcę wracać, ale jednak trzeba. Dzień się kończy, a jutro ruszma do Sydney, spotkać się z kumplem. W końcu będę miał z kim pogadać w następnych dniach;)Maciek.ja placilem 98 AUD, w cenie przejazdy, obiad i wstepy do parkow
Jak wspolnie liczylismy na forum, ciezko zejsc nizej, nawet robiac to samemu wypozyczonym autem.
Wysłane z android Sydney i kumpel z Polski
Wstaję o 5.00, wymeldowanie, sprawdzenie maili czy lot do Sydney się nie opóźnił. Wsiadam do windy, dzyn dzyn i jestem na parterze. Otwierają się drzwi, czas ruszać na przystanek SkyBusa skąd jadę na Terminal 4. Tam znajduję klucze z pendrivem, które oddaję Pani z obsługi. Była zdziwiona i serdecznie podziękowała. Drobiazg;)
Sprawne security, siadam. W tle wypychany jest mały rarytasik, linie Royal Brunei!
Cóż za spot, taka rzadkość do spotkania na moich oczach. Obok boardingują Virgin Australia do Adelaide.
Siedzę sobie lekko ospały, patrzę na samoloty, na fejsbuka, na hm gniazdko z którego płynie prąd do telefonu. Gdy podchodzi do mnie pan z obsługi i pyta czy lecę do Sydney i czy chcę siąść na Exit. Biorę w ciemno i dostaję 1C ;) Dzień dobrych uczynków i karmy? Przed boardingiem, wszystkie bagaże są ważone (Sic!), A cokolwiek powyżej 7kg jest przekazywane na lewą stronę i dopłata 70$). Wiele osób miał niemiłą niespodziankę. Ja na szczęście wyjąłem książki, papiery i aparat. Brawo ja, na wadze 6kg;) Pakujemy się w 15 minut i w powietrze. Godzinny lot zlatuje mi tak szybko, jakbym przejechał autobusem przez kawałek Krakowa. Siadamy na płycie i kieruję się na pociąg do centrum. Pogoda nie rozpieszcza, znów chmury i mżawka. Ile można! Po 15 minutach wysiadam na Central, skąd idę co sił w kierunku hostelu, gdzie czeka już na mnie kumpel z Polski. W końcu jest z kim pogadać, z kim wypić złoty trunek. Od dziś podróżujemy razem, aż do Krakowa. Patrzymy za okno, deszcz nieco ustaje. Ruszamy w miasto. Punkt pierwszy to Darling Harbour, zatoka z knajpkami, centrum handlowym, przystanią dla jachtów i oceanarium.
Znów pada. Deszcz odbiera radość zwiedzania tak bardzo! Chowamy się przy wjeździe do garażu. Idziemy dalej w kierunku Harbour Bridge, żeby zaraz potem zobaczyć najbardziej znany budynek Sydney, o ile nie całej Australii.
Mowa tu o operze. Będziemy koło niej przechodzić mnóstwo razy.
Patrzymy na zegarek jest, 14. Googlujemy do której jest czynne Taronga zoo. Do 17. Kupujemy bilet na prom i płyniemy zobaczyć kangury, słonie i te małe szare futrzaki żyjące na drzewach. Koale. Po 15 minutach płynięcia promem, meldujemy się w kasach zoo, gdzie płacąc 40$ jesteśmy w jego środku. Deszcz ustaje. Po drodze mijamy wiele zwierząt, karmienie szympansów, aż docieramy na sam koniec.
To australijska sekcja, pełna drzew eukaliptusowych. Co to zapowiada? Koaaaalki, (to nie są misie!) które smacznie śpią ma drzewach. Jedna z nich przeskakuje na drugą gałąź, ziewa, patrzy na publikę na dole. Uśmiech do zdjęć i...idzie dalej spać.