+1
seba 23 lutego 2017 13:44
Image



Wracamy na pokład, na którym czekają na nas banany w papierze ryżowym, pyszotki!

Image

I przeplyniecie nad ostatnie jezioro...

Image

Image

Image

Image

Aż do Coron,

Image

ImageWracając do domu, patrzymy jeszcze na łódki, na wodę na drogę przed sobą. Mamy jeszcze dwa pełne dni, siedzieć w wiosce trochę szkoda. Pomysł jest jeden, bierzemy wycieczkę po plażach następnego dnia. Do zwiedzenia 3 plaże, czyli totalny chillout. Reszta wycieczek zazębia się z dzisiejszą, co mija się z celem. Idziemy do biura, płacimy kilkadziesiąt PHP i odbieramy kwitek. Mamy być jutro o 8.30 w tym samym miejscu. Plan jest, czas coś zjeść i skoczyć na ziiimne piwko do naszych znajomych z f4f.

Beach hopping
Kogut budzi nas o 6, słońce świeci po oczach. Miało być pochmurnie, miało nie być pogody, patrzę za okno. Lampa. Kremowanie na grubo, jak białe ludziki. Czapka na głowę, ruszamy! Pakujemy się do łódki (dziś inna ekipa niż wczoraj) i pan o imieniu Jam widać że jest mistrzem bajerowania. Wita nas serdecznie, opowiada że jego imię jest proste do zapamiętania bo wymawia się jak „dżem” taki morelowy, truskawkowy. Śmieszek. Odbijamy od brzegu i tniemy przed siebie ponad godzinę. Początkowo to jest fajne, wiatr we włosach, woda, góry w wodzie. Ale po jakimś czasie robi się to montonne. Nie na długo, nagle zawracamy, robimy kółko, bo…młody majtek zgubił garnek i trzeba go zgarnąć. Tak garnek dryfował po morzu, więc zawracamy. Młody łapie go w locie i znów jesteśmy na kursie. W tle skwierczą ryby.

Image

Załoga śpiewa, biega, skacze, tańczy. Mają wesoło! Stanowisko palarni zaraz obok mnie, centralny puntk spotkań wszyskich ludzi. Dopływamy do pierwszej wyspy na której są nawet domki. Podobno to jeden z najdroższych hoteli w całych filipinach, ale z takim widokiem?

Image

Image

Image

Image

Image

Po pierwszej wyspie, wskakujemy schodkami na łódkę i płyniemy na Banana Island które jest obok. Pierwsze pytanie naszego Dżema to czy ktoś jest wegetarianinem? Nie było chętnych po czym skwitował: To dobrze, bo dziś jest seafood, więć dla wegetarian nie będzie co jeść. Siadamy przy stole, hiszpanka z włochem oraz australijczycy opowiadają o podróżach, o plażach fiipinach i innych miejscach. Na stół wchodzą kraby, krewetki, ryby i inne cuda. Finalnie uczta aż miło. Tylko jak zjeść te kraby? Wspomniana czwórka jeszcze ogarnia, reszta (my, niemcy i kilka azjatów) robi więcej zamieszania dookoła niż znajduje w tym mięsa. Przyjechali na salony…ha! Krewetki są łatwiejsze w obsłudze.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Teraz czas na plażowanie, przechodzimy na drugi koniec wyspy, woda gorętsza niż powietrze. Jak w Bukowinie na termach, aż woda parzy! A i jeszcze taka bezbarwna, Bukowina jak nic. Zza krzaków wyłania się Dżem i nas zgarnia na łódź. Ale ten czas szybko leci, ale szybko! Ostatni przystanek to…oczywiście plaża. Na wyspie lokalsi grają w kosza, my lądujemy w wodzie. Azjaci pływają w wodzie do kolan w kapokach. Szok szokowy, ale nie moja broszka.

Image

Image

Image

Po godzinie czy dwóch pakujemy się na łódź i wracamy na Coron.

Image

Po drodze mała ryżowo-karmelowa galaretka.

Image

W ogóle wiecie że jest tu aż 700 wysepek?

Dobranoc;)

Image

Kryzys po raz pierwszy
Wstajemy rano, cel jeden, odpocząć i zebrać siły. Nie mamy planu, idziemy kupić tylko kilka suwenirów, które są tak kiczowate że aż bolą nas oczy. Znajdujemy magnesy i kartki. To wszystko co można ewentualnie tu kupić. Śniadanie i powrót. Łamie nas straszne zmęczenie i przesypiamy większość dnia. Wieczorem obiad, piwko nad wodą z Krzyśkiem i … wracamy spać.

Lecimy do Manili
Na lotnisku łapią nas dwie niemiłe niespodzianki. Pierwsza to 100PHP wyjazdowego…płatne zawsze przez wszystkich niezależnie od lotu. Jakiś żart, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz, płacić trzeba. Pan płaci, pani płaci. Ostatnie banknoty zostają na stoliku pana. Druga niespodzianka to załamanie pogody i wielka burza, ściana deszczu przed nami, loty opóźnione. Gór nawet nie widać, ale rozpoczyna się boarding Philippines Airlines do Manili. Obsługa dzielnie rozdaje parasole i boarding gotowy. My mamy opóźnienie 30 minut, ruszamy. Godzina lotu, turbulencji aż nadto, miota nami na wszystkie strony, jakby mógł to by ten samolot piruet zrobił. Siadamy w Manili. Żegnamy się na dziś z Krzyśkiem i Pauliną, jutro czeka nas wspólny lot do Dubaju. Pierwsza myśl, jedzenie! Na filipinach mają małe porcje, więc zamawiamy podwójne. Chłopy z Polski muszą zjeść. Pan się na nas dziwnie patrzy, ale notuje wszystko i przybywa z dużą porcją jedzenia. Bang! Wieczorem przelatuje mi przez myśl pomysł zwiedzenia Manili. Umawiam się z Krzyśkiem na następny dzień.

Najbrzydsze miasto ever
Wstaję o 7, plan na dziś zwiedzić niezachęcającą Manilę i dolecieć do Dubaju. Pakuje się w ubera punkt 8 i jadę do hotelu Krzyśka, gdzie zostawię plecak. Ale co to była za jazda, korki w Manili to dramat. Ludzie jeżdżą jak nienormalni, pasy na drogach mogą nie istnieć bo i tak na 5 pasach ustawione jest 6 rzędów aut, każdy trąbi, zajeżdża sobie drogę. Koszmar. Rozmawiam z kierowcą, który mówi że Manila to aktualnie najgorsze na świecie miasto do jazdy autem. Zgadzam się, dramat. Tego nie da się opisać, to trzeba doświadczyć. Po godzinie dojeżdżam jakimś cudem do hotelu, rzucam plecak i…biorę tylko aparat. Ruszamy. Plan jest krótki, ale dajemy radę. Cel nr 1 wysłać kartki. Docieramy na pocztę, gdzie wspólnymi siłami i za niemal wszystkie drobne kupujemy znaczki.

Image

Image

Liczymy, liczymy, brakuje na jeden. Pani w okienku nie jest skora do współpracy i nie chce nam podarować kilku PHP. Jedna kartka mniej w skrzynce.

Image

Idziemy w kierunku głównego parku, gdzie otwarty jest ogród japoński. Dziś za free. Wchodzimy. To chyba jedno o ile nie jedyne miejsce które w Manili jest ładne.

Image

Image

Image

Image

Wychodzimy i ruszamy w stronę murów. Miasto jest tak zabrudzone, tak dziwnie brudne, nieurodziwe że aż szkoda po nim chodzić.

Image

Stojąc na skrzyżowaniu dostajemy po oczach solidną dawką czarnych spalin, bleeee. Odwracamy się i … dogrywka. Jedzie druga ciężarówka z czarnym dymem. Obrzydliwość. Ruszamy dalej, mijamy rzeźbę / posąg pod którym śpią bezdomni i dzieci. Obrazek nie jest fajny.

Image

Dużo ludzi nas zaczepia oferując wycieczki rowerowe itp. Nie mamy czasu i idziemy do katedry.

Image

Image

Ostatni punkt zaliczony, żar leje się z nieba, idziemy kupić wodę i znów brakuje nam 1PHP. Na szczęście uśmiechnięta pani przymyka oko, widząc jacy jesteśmy wymęczeni po 2h spacerze w Manili.

Wracamy małymi uliczkami gdzie ludzie się z nami witają, machają nam. No teraz to chociaż jest miło ;)

Image

Image

Przechodzimy przez targ, wielki targ na którym są setki ludzi. Tniemy na przełaj, żeby dojść do hotelu i dojechać na lotnisko.

Image

Uber, pakujemy się. Ahoj przygodo, znów tetris na ulicach, ale dojeżdżamy sprawniej niż rano.

Spotykamy się z Michałem, moim kompanem i strzała do Dubaju. Lot spokojny, choć okrutnie zimno. To legendarny zimny lot, ludzie opatulają czym się da. Powoli mam dość long hauli. Ten mnie wymęczył okrutnie. Gleba w Dubaju. Ostatnie metro za 25 minut, trzeba się spieszyć. Wsiadamy do metra z Krzyśkiem. Dokąd jedziecie? Na Union, my też. No nie mówcie że śpicie w hotelu Al Jarazah, no tak. Hmmm to mamy ten sam hotel. Świat jest mały ;)Jestem ciekaw czy istnieje taka osoba ktora powie ze Manila jest fjanym miastem. Dla mnie najgorsze w jakim bylem.Tez je polubilem i zaryzykowalbym teze ze chyba bardziej niz Tajlandie. Moze za wyjatkiem jedzenia, rzeczywisice Tajlandia to klasa pod tym wzgledem.Dziś dorzucę ostatni etap wyjazdu, czyli ZEA, bedzie troche slonca;)

Wysłane z androidPustynne wiebłądy

Budzimy się skoro świt, druga część ekipy melduje że wybiera się na pustynię. Michał kręci głową, ale sandboarding go przekonuje. Początkowo nie ma dla nas miejsc, ale negocjacje trwają. Umawiamy się z Panią, że jak coś znajdzie to niech rezerwuje. Ruszamy w miasto. Punkt pierwszy to stara Diera. po 5 minutach odzywa się telefon. Są miejsca i o 15 ma być po nas biała Toyota. Wycieczka zapowiada się ciekawie, zobaczymy jak będzie w rzeczywistości. Nie zawracając sobie tym głowy, kierujemy się na ulicę perfumerii. Mnie osobiście rozczarowuje, nie widzę tam nic nadzwyczajnego, ale klimat targu się powoli udziela. Mnóstwo ludzi, czuć lokalny folklor, który jest dopiero przedsmakiem. Przechodzimy przez targi tekstylne, ale to są tkaniny.

Image

Haftowane, wyszywane, w najróżniejszych kolorach. Czegoś takiego jeszcze nie spotkałem, ale to co ujrzałem kawałek dalej przeszło moje największe wyobrażenie. To sklepy ze złotem, których wystawy wyglądają jak skarbce. Bransoletki za milion dolarów, naszyjniki czy … całe suknie. Jak można w tym chodzić? Toć to ciężkie. Nie zazdroszczę płci pięknej, ale wyrób wygląda naprawdę okazale. Wokół pełno Januszy biznesu którzy chcą nam sprzedać podróbki rolexów i omeg.

Image

Image

Image

Image

Dramat, ale szybko kierujemy się na targ rybny. Śmierdzi z daleka, ale twardo idziemy. Wchodzimy a tam…owoce. No coś poszło nie tak. Gdzie popełniliśmy błąd? Smród ustaje, ale przechodzimy alejką dalej i nagle odór bach nam w twarz. Tak teraz wiem gdzie jestem. Na sali mnóstwo ryb, żywych krewetek i wszelkiej maści wytworów wodnych. Uciekamy, bo śmierdzi i widzieliśmy wszystko. Następny etap to przepłynięcie na drugą stronę rzeki (1 AED) małą łódką.

Image

Image

Ta część jest już nieco inna. Przechodząc przez „stare miasto” docieramy do Muzeum Dubaju, w którym opowiedziana jest historia miasta.

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (31)

tom971 23 lutego 2017 16:17 Odpowiedz
seba napisał:.. kupuję ....pierwszy bilet Manila-Dubaj ze słynnej promocji Cebu... Dobry start..No pewnie ze dobre otwarcie, od razu long haul, a nie jakieś WAW-LCA.. :)Prenumeruje !I czekam na cd.
j-1 23 lutego 2017 16:36 Odpowiedz
seba napisał:nakarmienia podróżniczego raka,Jeszcze pół roku i też mu dam zjeść do syta :lol: Pisz Seba, pisz bo coś mi ostatnio motywacja organizacyjna siada.
przemos74 25 lutego 2017 06:35 Odpowiedz
Cudownie! Mam lekturę na kolejne dni :) Powodzenia i miłej podróży!
aga-podrozniczka 25 lutego 2017 08:50 Odpowiedz
To ja mine sie z autorem relacji gdzies w powietrzu, on bedzie lecial do HNL, ja do LIH :-) A Ty @‌przemos74‌ to odpoczywaj na tym Mauritiusie, a nie forum czytasz ;-)
joker1977 25 lutego 2017 09:53 Odpowiedz
Pamiętam pamiętam też to słyszałem.Zapowiada się kolejna super relacja z podróży RTW. Może się uda spotkać w SydneyPozdr
seba 25 lutego 2017 14:21 Odpowiedz
@Aga_podrozniczka jaka robisz trase? Have five!Wysłane z android
aga-podrozniczka 25 lutego 2017 19:38 Odpowiedz
Ja lece tylko na Kauai, bez zadnych dziwnych kombinacji. Z tego co widze w Twoich lotach, bede pare godzin za Toba :-)
julk1 26 lutego 2017 16:03 Odpowiedz
seba napisał:Wstaję rano i odwiedzam katedrę st Jamesa obok. Co mnie szokuje to flaga środowisk homoseksualnych w środku. W Polsce jest to nie do pomyślenia.Mało kto wie, ale w Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Jahwe Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9,13).
aga-podrozniczka 1 marca 2017 06:04 Odpowiedz
Niestety pada od poniedzialku. Na Kauai padalo troche rano i pada od jakiejs 16.00 do teraz czyli wtorku wieczorem.Dobrze, ze udalo Ci sie troche zwiedzic w poniedzialek. Ja tez fartownie zaliczylam szlak zanim pogoda popsula sie.
seba 1 marca 2017 06:07 Odpowiedz
Dziś miało lać od 10, a zaczęło koło 16/17. Hawaje i deszcz, tego bym się nie spodziewał. Ma lać przez najbliższe 2 tygodnie. Jutro lecę do Melbourne, mam nadzieję że pogoda będzie lepsza.Wysłane z android
lukste9 1 marca 2017 06:46 Odpowiedz
Ja laduje w poniedzialek w Honolulu I oby @‌seba‌ te 2 tyg deszczu sie nie sprawdzily :D super relacja kolejne cenne info do mojego RTW. Pozdro I udanej pogody na antypodach :D
seba 1 marca 2017 06:48 Odpowiedz
@lukste9 jak cos potrzebujesz to pisz.Wysłane z android
przemos74 4 marca 2017 13:42 Odpowiedz
12 Apostołów zawsze chciałem zrobić, ale nigdy nie miałem w Melbourne pełnego dnia, żeby wybrać się na wycieczkę. Czekam na więcej :) Miłego pobytu w Sydney!
marek2011 4 marca 2017 15:41 Odpowiedz
@‌przemos74‌: za krótko tu czy tam to nasze problemy kółkowiczów :D
maciekm 4 marca 2017 17:29 Odpowiedz
@seba Super relacja, zdraź proszę ile zapłaciełeś za tą wycieczkę do 12 apostołów? Trzymam kciuki za dalszą podróż.
seba 4 marca 2017 19:22 Odpowiedz
Maciek.ja placilem 98 AUD, w cenie przejazdy, obiad i wstepy do parkow Jak wspolnie liczylismy na forum, ciezko zejsc nizej, nawet robiac to samemu wypozyczonym autem.Wysłane z android
zeus 16 marca 2017 18:20 Odpowiedz
Seba żyjesz? ;D
brzemia 16 marca 2017 19:14 Odpowiedz
tez sie zaczynam zastanawiac....Wyslane z telefonu.
jik 16 marca 2017 19:20 Odpowiedz
Zeus napisał:Seba żyjesz? ;DSprawdź twarzoksiążkę :D
zeus 16 marca 2017 19:20 Odpowiedz
@‌JIK‌ była prośba @seba o post ;P
grzegorz84 24 marca 2017 00:08 Odpowiedz
Świat jest mały, a Manila to najmniej ciekawe miasto ever. Ktoś ma inne doświadczenia? Wysłane z mojego SM-N910F przy użyciu Tapatalka
seba 24 marca 2017 08:32 Odpowiedz
Jestem ciekaw czy istnieje taka osoba ktora powie ze Manila jest fjanym miastem. Dla mnie najgorsze w jakim bylem.
don-bartoss 24 marca 2017 10:06 Odpowiedz
Wolę Manilę od Dortmundu. Nie żartuję.
maps 24 marca 2017 10:38 Odpowiedz
A ja w ogóle wolę Filipiny od Niemiec ;) Na Manilę ostatnio nie narzekałem :)
seba 24 marca 2017 12:48 Odpowiedz
Tez je polubilem i zaryzykowalbym teze ze chyba bardziej niz Tajlandie. Moze za wyjatkiem jedzenia, rzeczywisice Tajlandia to klasa pod tym wzgledem.
maps 24 marca 2017 12:58 Odpowiedz
@‌sebaA widziałeś na Malcapuya gościa w mojej czapce?W tym Białym Domu (pierwsze zdjęcie pod broszką) mieszkałem 2 dni ;)A na tym boisku do kosza, o który piszesz też zaliczyłem nocleg :D
japonka76 24 marca 2017 13:31 Odpowiedz
Oj @‌seba‌ jak miło pooglądać takie ciepłe zdjęcia w taki wietrzny polski dzień jak dzisiaj ;) ps. Moim zdaniem Manila to także najbardziej rozczarowujące miasto w jakim do tej pory byłam.
seba 24 marca 2017 13:36 Odpowiedz
Dziś dorzucę ostatni etap wyjazdu, czyli ZEA, bedzie troche slonca;)Wysłane z android
cypel 24 marca 2017 14:06 Odpowiedz
Ech, Manila, przedziwny gigant. Spędziłem 3 dni (świadomie :lol: ) i mnie mocno wymęczyła, ale wróciłbym jeszcze do niej (przy okazji) za to pianie kogutów o poranku, chaos, smród spalin i dźwięk jeepneyów.Swoją drogą, to już wolę Manilę niż np. Angeles, które tez jest podłe, ale mniej "klimatyczne" niż Manila.
tom971 30 marca 2017 23:10 Odpowiedz
@seba Dawaj kosztorys :D
jekyll 14 kwietnia 2017 19:00 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, żałuję że nie śledziłam na żywo :)