0
aeonflux 12 maja 2017 19:26
Image

Image

Image

W Tagbilaran przeszliśmy z terminalu autobusowego pod pobliskie centrum handlowe i złapaliśmy jeepneya na Panglao (20PHP). Wyjazd z miasta był wydłużony przez ogromny korek - jak się okazało, duża część miasta była zamknięta dla ruchu z powodu odbywającej się dożynkowej fiesty. Pokonanie 16km trwało dobrze ponad godzinę. Jeepneye zwykle jeżdżą główną drogą przez środek Panglao, aż do Alona Beach. My wysiedliśmy w połowie wyspy i ponieważ nie było widać żadnego transportu bocznymi drogami - zakupiliśmy po Pale Pilsenie na drogę i ostatnie 5km na południowy brzeg wyspy pokonaliśmy piechotą.

Na Panglao mieliśmy zarezerwowany pokój w Gaea’s Apartments w pobliżu Dumaluan Beach (barangay Libaong). Dzięki kuponowi -30$ z Travelocity, za pokój na trzy noce zapłaciliśmy niecałe 10$. Miejscówka jak na Panglao jest usytuowana trochę w środku niczego, zatem jeśli ktoś preferuje duży wybór atrakcji i restauracji, Alona wydaje się być lepszym pomysłem. Nam jednak zależało na ciszy i spokoju, gdyż były to nasze ostatnie trzy noce na Filipinach (nie licząc ostatniej nocy przed wylotem). Obsługa jest bardzo miła i sprawna, a w niedalekiej odległości znajdują się dwie piaszczyste plaże - Dumaluan i Amarela (zwana też White Beach).

Image

Image

Image

Dumaluan Beach znajduje się przy reszorcie o tej samej nazwie. Oprócz plaży (wstęp na teren reszortu 25PHP, ale oczywiście można ominąć opłatę wchodząc przez np. Dubay Resort lub inny znajdujący się obok przy plaży). Na miejscu można wypożyczyć też leżak (100PHP/dzień) lub parasol. Jest też restauracja (wieczorem z muzyką na żywo i karaoke/videoke) - ceny nie są niskie jak na Filipiny, ale kuchnia jest przepyszna i warta każdego peso. Zamówiliśmy po zupie (150-200PHP), chilli chicken (250PHP), krewetki (ok. 300PHP) oraz ryż (45-75PHP) i zimnego Pale Pilsena (70PHP). Chilli chicken był najlepszą rzeczą, jaką zjadłem podczas całego wyjazdu. Będąc grupą/rodziną można też wynająć chatko-altankę i mieć doskonałe miejsce na wspólny posiłek czy posiedzenie (wynajem w ciągu dnia, na wieczór, lub na noc - ceny bodajże od 250PHP wzwyż).

Image

Amarela (White) beach jest inna, spotkaliśmy tam niemal samych Filipińczyków. Też są chatko-altanki (cen nie poznałem), nie ma za to reszortu z restauracją. Coś miejscowi pichcą, ale myślę że na więcej niż prosty filipiński grill nie należy liczyć. Nie pobierana jest też opłata za wstęp, a z głównej drogi dojechać można multicabem lub habal-habal (10-20PHP).

Image

Image

Z naszego reszortu do Alona Beach było 5km. Można spacerować (zajmuje to godzinę), jechać jeepneyem/multicabem za 20PHP lub tricyklem za 100-150PHP. O ile dostać się z Libaong do Alona multicabem/jeepneyem jest stosunkowo łatwo bo w ciągu dnia jeżdżą co parę(naście) minut, w drodze powrotnej jest bardzo trudno znaleźć inny transport niż tricykl, szczególnie po zmroku. Nie chciałem wierzyć, że multicaby i jeepneye jeżdżą głównie w jedną stronę, ale po godzinie oczekiwania na tani przejazd uwierzyłem w te opowieści i wziąłem tricykla. W Alona Beach knajpa na knajpie, kuchnia jak to w miejscu turystycznym - wszelaka. Oprócz lokalnej, dużo europejskiej i koreańskiej. Testowaliśmy parę lokali, wszystkie były w porządku, ale też żaden się specjalnie nie wyróżnił. Ceny bardziej polsko-europejskie niż filipińskie, jak to w miejscu turystycznym.

Wieczorem w Gaea’s Apartments tradycyjnie dołączyliśmy się do biesiadującej grupy filipińskiej. Zresztą gdy się zorientowali, że wiemy co to “tagay”, nie było innego wyjścia jak się przyłączyć. Nauczyliśmy się też bardzo ważnej rzeczy, mianowicie efektywnego mieszania rumu Tanduay z sokiem z limonki bez użycia dodatkowych naczyń. Bardzo smakowała im zarówno wiśniówka jak i pigwówka, szczególnie w połączeniu z mleczną czekoladą z Wawelu.

Image

Wyszły na jaw też pewne niespodziewane fakty - Filipińczycy są bardzo przesądni. Gdy wspomniałem o mojej zeszłorocznej wizycie na Siquijor, wyglądali na przestraszonych i pytali czy się nie bałem tam jechać i w ogóle po co, bo przecież tam jest “witchcraft” i “magic”. Myślałem że żartują, ale okazało się że traktują to bardzo poważnie - usłyszeliśmy kilka opowieści mających potwierdzić, że to nie są bajki. Opowieści brzmiały trochę jak “urban legends”, tzn. koleżanki siostra kiedyś tam była albo zna kogoś kto był, no i rzucili na nią klątwę i zachorowała… ale potem ktoś inny tam pojechał z jej nazwiskiem na kartce i klątwa została zdjęta i już jest wszystko dobrze. Na pytanie, skąd wiedzą że wydobrzała dzięki interwencji szamana, powiedzieli że na pewno tak było i teraz już jest na pewno zdrowa, bo jest w ciąży.

Chętnie bym tam został jeszcze kilka dni, niestety następnego ranka musieliśmy się zbierać do Tagbilaran na samolot powrotny do Manili. W Libaong na krzyżówce złapaliśmy jeepneya do terminala w Tagbilaran (20PHP, 35min), gdzie złapaliśmy tricykla na lotnisko (50PHP, 10min). Po uiszczeniu Terminal fee w wysokości 100PHP polecieliśmy do Manili.

Image

Image

Wysiedliśmy na terminalu NAIA 3 i pojechaliśmy taksówką (120PHP, 20min) do Stone House, gdzie mieliśmy zarezerwowany pokój na ostatnią noc. Po zrzuceniu plecaków i szybkim prysznicu mieliśmy jeszcze dużą część popołudnia, więc powłóczyliśmy się po Manili. Ze stacji LRT EDSA pojechaliśmy do stacji Blumentritt (30PHP, 30min), aby pochodzić po słynnym cmentarzu północnym, a stamtąd na stację United Nations (20PHP, 15min) obok parku Rizal. Odwiedziliśmy ogród chiński (10PHP) oraz Intramuros - chyba najciekawsze miejsca w centrum Manili, która nie obfituje specjalnie w zabytki. Nie będę się specjalnie rozpisywał na ich temat, gdyż zostały już zrelacjonowane przez innych. Z Intramuros przeszliśmy na stację Central i wróciliśmy kolejką LRT do EDSA (20PHP, 15min).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wieczorem pojechaliśmy z okolic stacji LRT EDSA jeepneyem (8PHP) do Mall of Asia na zakupy (rum, suszone mango, sos sojowy, ośmiornice w sosie sojowym, takie tam), wypiliśmy ostatnie filipińskie piwo i poszliśmy spać, aby wstać o piątej i dotrzeć po szóstej na samolot do Maskatu - i tak w sumie zakończyła się nasza majówka.

A dla tych, którzy dotrwali do końca - chmurki z pokładu LOTowskiego Embraera :)

Image
Powinno już być ok ;)Nie wiem gdzie planujesz się zatrzymać, ale ja bym napisał do nich wcześniej - najlepszą opcją jest dołączenie się do innej grupy. To nie jest El Nido gdzie jest miliard łódek codziennie, a my przypłynęliśmy w dwie osoby bez jakichkolwiek rezerwacji więc trochę sami sobie byliśmy winni.

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

gadekk 12 maja 2017 20:17 Odpowiedz
Zdjęcia offline :(
aeonflux 12 maja 2017 21:07 Odpowiedz
Powinno już być ok ;)
kb-poland 22 maja 2017 22:27 Odpowiedz
Nie bylo opcji na Gigantes ogarnac jakos taniej island hoppingu ? Za 3 tygodnie jade w to samo miejsce glownie w tym celu i mocno na to licze , czytalem ze mala lodke mozna ogarnac za 2k php.. 6k zwala z nog troche..
aeonflux 23 maja 2017 15:13 Odpowiedz
Nie wiem gdzie planujesz się zatrzymać, ale ja bym napisał do nich wcześniej - najlepszą opcją jest dołączenie się do innej grupy. To nie jest El Nido gdzie jest miliard łódek codziennie, a my przypłynęliśmy w dwie osoby bez jakichkolwiek rezerwacji więc trochę sami sobie byliśmy winni.
marttynna 23 maja 2017 21:40 Odpowiedz
Fajna relacja i wiele dobrych zdjęć. Gratuluję :)