Dzień 2: 2.09 Po jednodniowym zwiedzaniu boskiego Buenos, lecimy do Iguazu.
Do końca miałem nadzieje, że coś sie wysypie w naszym 738 i polecimy MD83. Andes ma flotę 4 + 4. Niestety do IGR nie było rozkładowych lotów M83 tylko wszystkie na 738, i takim też ostatecznie polecieliśmy.
Andes- typowy LCC. A na pokładzie poczęstunek niespodzianka- paczuszka która w europejskim LCC by kosztowała z 10 euro- soczek, duże ciastko i chrupki.
W Iguazu, dużo gorsza pogoda niż z rana w BA.
Lotnisko ma dwie bramki, przy czym druga jest zapasowa i wszystkie loty odbywają się z tego samego, jedynego rękawu na lotnisku.
Koniec części pierwszej.
W kolejnych częściach Iguazu, Cordoa, Jujuy, przejazd do Chile, region Atacama, Antofagasta, Valparaiso oraz Santiago. Zapraszam do śledzenia. Część druga: Puerto Iguazu
2.09.2018 Nagle znajdujemy się w klimacie subtropikalnym wilgotnym- rzeczywiście jest tropikalnie i wilgotno. Po przylocie z AEP, zostawiamy rzeczy w pensjonacie i pieszo udajemy się pare kilometrów w dół Puerto Iguazu, do miejsca gdzie spotykają się trzy państwa.
Tres Fronteras- tak nazywa się to miejsce. Stojąc na Argentyńskiej stronie, na lewo widać Paragwaj, a na prawo Brazylię.
Miasta: Argentyna: Puerto Iguazu, ok. 80 000 mieszkańców: Lotnisko IGR Brazylia: Fos do Iguacu, ok. 260 000 mieszkańców: Lotnisko IGZ Paragwaj: Ciudad del Este, ok. 300 000 mieszkańców
Wkroczyliśmy w rejon Yerba Mate. Każda, ale to naprawdę każda napotkana osoba siorbie Yerbe, w sklepach są całe regały różnych gatunków tej herbaty.
Następnego dnia, również pieszo wybieramy się do szpitala dla zwierząt Guira Oga, gdzie trafiają m.in potrącone ptaki i małpy z całego regionu. Nie jest to zoo, co powtarzają nam na każdym kroku. Zwierzęta są leczone, i tak szybko jak tylko to możliwe wypuszczane spowrotem do lasu tropikalnego. Wstęp kosztuje równowartość 40zł. Zwiedzanie jest tylko w grupach z przewodnikiem- co ciekawe, są grupy po Angielsku.
Jest i on- Tukan. Symbol tego regionu, bohater każdego lusterka i deski rozdzielczej w miejscowych taksówkach.
Klatki dla zwierząt są porozmieszczane w pewnych odległościach od siebie w lesie, pomiędzy nimi wędruje się wyznaczonymi ścieżkami przez las tropikalny co samo w sobie jest atrakcją.
Kolejnego dnia w końcu pogoda jest lepsza i wybieramy się do głównego powodu dla którego tu jesteśmy- Cataratas del Iguazu, Jeden z 7 cudów natury.
Wstęp kosztuje 700 peso (ok. 14$). Jest możliwość wejścia następnego dnia za połowę ceny, jeśli pod koniec pierwszego podbijemy bilet w odpowiednim punkcie. Całość jest jak najbardziej do obejścia w jeden dzień (bez korzystania ze spływów ani rejsów łodziami). Pomiędzy trasami (jest ich 3) kursuje wąskotorówka, do której żeby wejść czekaliśmy godzinę (pomimo że byliśmy poza sezonem). Na szczęście potem nigdzie nie było juz tłoków.
Zaczynamy od "gardła diabła" czyli najwyższego poziomu wodospadów. Od stacji kolejki, trzeba przejść ok. kilometra pomostami nad rzeką. Całość jest fajnie pokazana na tej mapce:
Po drodze można napotkać pełno fauny- wiele gatunków ptaków, a także żółwie, oraz ogromne zbrojniki w wodzie.
Strona Brazylijska- Nawet tam się nie wybieraliśmy, ponieważ 90% wodospadów jest w Argentynie.
Ostronosy rude- utrapienie tego parku. Ostro żebrzą o jedzenie, są wszędzie. Potrafią zaatakować i naprawde ostro pokaleczyć (pazurami mogą rozciąć skóre na głębokość centymetra). Są przed nimi ostrzeżenia i absolutny zakaz dokarmiania i próby bawienia się.
Środkową trasę (upper circuit) pominę, natomiast największe wrażenie robi trasa najniższa (lower circuit). Dosłownie Eden.
sevenfiftyseven napisał: Pieczątka do paszportu i witaj Ameryko Południowa. Ten kontynent jest idealny do podóżowania na polskim paszporcie- wiza nie jest potrzebna do żadnego kraju!Do Gujany i Surinamu też nie trzeba?
:-)Tak czy inaczej czekam na dalszy ciąg bo na forum mało relacji z Argentyny
Wielkie dzięki za świetną relację z Iguazu - w tym za mapki dające wyobrażenie tego co można zobaczyć na miejscu.Mam pytanie do tych, którzy byli również po stronie brazylijskiej: czy w porównaniu do tego co widać od strony Argentyny warto tam w ogóle zaglądać i czy może jest tam jakieś szczególne "must see". Jeśli będę jechał do Iguazu to raczej na pewno z Buenos Aires i po tym co zobaczyłem powyżej zaczynam mieć wątpliwości, czy w ogóle warto jechać na stronę brazylijską.
Strona Brazylijska zapewnia widok z zupełnie innej perspektywy. Po stronie klienta Argentyńskiej podobały mi się pomosty którymi można było podejść pod sam wodospad, niemniej widok z dołu robi ogromne wrażenie. Myślę że obie strony są warte odwiedzin. Must see to oczywiście Gardziel Diabła. Szykuj się na to że wrócisz mokry bo "mgiełka" z wodospadu dociera do szlaku.
SPLDER napisał:Myślę że obie strony są warte odwiedzin, może z minimalnym wskazaniem na Brazylię.No to ja bym się raczej nie zgodził
:) To znaczy pełna zgoda co do tego, że warto odwiedzić obie strony, ale jak dla mnie to prawdziwe wodospady poznaje się dopiero po stronie argentyńskiej, kiedy jesteś ich dużo bliżej i czujesz tę moc. Podobno wśród miejscowych jest powiedzenie, że wodospady po stronie brazylijskiej to oglądanie imprezy, a po stronie argentyńskiej uczestnictwo w niej. I moim zdaniem coś w tym jest. Tak że @greg2014 - jeśli zdecydujesz się na obie strony, to polecam pierwszego dnia oglądać stron brazylijską, a drugiego argentyńską. Ja to robiłem w takiej kolejności i bardzo się cieszę, bo wydaje mi się, że po zobaczeniu strony argentyńskiej, brazylijska może robić już mniejsze wrażenie. Ale jak widać po różnicy mojego zdania i kolegi @SPLDER, różne są gusta. Warto się przekonać samemu.
Romku, to specjalnie dla Ciebie:Dzień dobry, cześć i czołemPytacie, skąd się wziąłem:Jestem Wesoły RomekMam na przedmieściu domekA w domku wodę, światło, gazPowtarzam zatem jeszcze razJestem Wesoły RomanMam stół i pięć otoman...Równie bez sensu, jak Twoje dzisiejsze wpisy w różnych wątkach.
Dzień 2: 2.09
Po jednodniowym zwiedzaniu boskiego Buenos, lecimy do Iguazu.
Do końca miałem nadzieje, że coś sie wysypie w naszym 738 i polecimy MD83. Andes ma flotę 4 + 4. Niestety do IGR nie było rozkładowych lotów M83 tylko wszystkie na 738, i takim też ostatecznie polecieliśmy.
Andes- typowy LCC. A na pokładzie poczęstunek niespodzianka- paczuszka która w europejskim LCC by kosztowała z 10 euro- soczek, duże ciastko i chrupki.
W Iguazu, dużo gorsza pogoda niż z rana w BA.
Lotnisko ma dwie bramki, przy czym druga jest zapasowa i wszystkie loty odbywają się z tego samego, jedynego rękawu na lotnisku.
Koniec części pierwszej.
W kolejnych częściach Iguazu, Cordoa, Jujuy, przejazd do Chile, region Atacama, Antofagasta, Valparaiso oraz Santiago. Zapraszam do śledzenia. Część druga: Puerto Iguazu
2.09.2018
Nagle znajdujemy się w klimacie subtropikalnym wilgotnym- rzeczywiście jest tropikalnie i wilgotno. Po przylocie z AEP, zostawiamy rzeczy w pensjonacie i pieszo udajemy się pare kilometrów w dół Puerto Iguazu, do miejsca gdzie spotykają się trzy państwa.
Tres Fronteras- tak nazywa się to miejsce. Stojąc na Argentyńskiej stronie, na lewo widać Paragwaj, a na prawo Brazylię.
Miasta:
Argentyna: Puerto Iguazu, ok. 80 000 mieszkańców: Lotnisko IGR
Brazylia: Fos do Iguacu, ok. 260 000 mieszkańców: Lotnisko IGZ
Paragwaj: Ciudad del Este, ok. 300 000 mieszkańców
Wkroczyliśmy w rejon Yerba Mate. Każda, ale to naprawdę każda napotkana osoba siorbie Yerbe, w sklepach są całe regały różnych gatunków tej herbaty.
Następnego dnia, również pieszo wybieramy się do szpitala dla zwierząt Guira Oga, gdzie trafiają m.in potrącone ptaki i małpy z całego regionu. Nie jest to zoo, co powtarzają nam na każdym kroku. Zwierzęta są leczone, i tak szybko jak tylko to możliwe wypuszczane spowrotem do lasu tropikalnego. Wstęp kosztuje równowartość 40zł. Zwiedzanie jest tylko w grupach z przewodnikiem- co ciekawe, są grupy po Angielsku.
Jest i on- Tukan. Symbol tego regionu, bohater każdego lusterka i deski rozdzielczej w miejscowych taksówkach.
Klatki dla zwierząt są porozmieszczane w pewnych odległościach od siebie w lesie, pomiędzy nimi wędruje się wyznaczonymi ścieżkami przez las tropikalny co samo w sobie jest atrakcją.
Kolejnego dnia w końcu pogoda jest lepsza i wybieramy się do głównego powodu dla którego tu jesteśmy- Cataratas del Iguazu, Jeden z 7 cudów natury.
Wstęp kosztuje 700 peso (ok. 14$). Jest możliwość wejścia następnego dnia za połowę ceny, jeśli pod koniec pierwszego podbijemy bilet w odpowiednim punkcie. Całość jest jak najbardziej do obejścia w jeden dzień (bez korzystania ze spływów ani rejsów łodziami). Pomiędzy trasami (jest ich 3) kursuje wąskotorówka, do której żeby wejść czekaliśmy godzinę (pomimo że byliśmy poza sezonem). Na szczęście potem nigdzie nie było juz tłoków.
Zaczynamy od "gardła diabła" czyli najwyższego poziomu wodospadów. Od stacji kolejki, trzeba przejść ok. kilometra pomostami nad rzeką. Całość jest fajnie pokazana na tej mapce:
Po drodze można napotkać pełno fauny- wiele gatunków ptaków, a także żółwie, oraz ogromne zbrojniki w wodzie.
Strona Brazylijska- Nawet tam się nie wybieraliśmy, ponieważ 90% wodospadów jest w Argentynie.
Ostronosy rude- utrapienie tego parku. Ostro żebrzą o jedzenie, są wszędzie. Potrafią zaatakować i naprawde ostro pokaleczyć (pazurami mogą rozciąć skóre na głębokość centymetra). Są przed nimi ostrzeżenia i absolutny zakaz dokarmiania i próby bawienia się.
Środkową trasę (upper circuit) pominę, natomiast największe wrażenie robi trasa najniższa (lower circuit). Dosłownie Eden.