0
orchidea04 20 października 2019 22:41
Image

Image
(tak, to była mgła)

Kolejno pojechaliśmy do Quinta da Regaleira. Wejście na teren pałacu kosztuje €6, Lisboa Card daje 20% zniżki więc zapłaciłam €4.80 - i to była ostatnia zniżka na tą kartę.

Image

Pałac jest trochę z innego świata. Wygląda jak nie do końca prawdziwy. Patrzysz i patrzysz i nie za bardzo wierzysz, że istnieje.

Image

W parku jest studnia inicjacji, opisywana tutaj na forum. Zdjęcia to jedno, ale wrażenia jakie ta studnia robi na żywo, to już coś zupełnie innego. Odczucia psują dziesiątki ludzi, co chwila zatrzymujący się by zrobić sobie selfie, czy te instagramowe "modelki". Miałam je ochotę zrzucić z tych schodów :evil:

Image

Image

Wodospad, który znajdujemy przy wyjściu ze studni.

Image

To jest jedna z dróg, którą można obrać by wydostać się ze studni (to zielone to nie trawa, a woda). Piszę, że jedna bo ja innych nie uświadczyłam, a były tam też dzieci i nie widziałam by przechodziły tą samą drogą. Moja równowaga w takich chwilach jest nieobliczalna. Trochę jak z moją orientacją w terenie. Ale postanowiłam się przejść po tych kamieniach - nie wylądowałam w wodzie, ale mało brakowało na sam koniec :lol:

Na park i pałac mieliśmy 1.5h. Kolejny punkt programu to obiad przy plaży i oceanie. I teraz zabijcie mnie, ale nie pamiętam, która to była plaża ani restauracja :( było smacznie, wesoło i niedrogo.

Image

Po obiedzie pojechaliśmy do Cabo da Roca, czyli najbardziej zachodniego punktu Europy kontynentalnej. Pogoda tutaj jak marzenie. Tylko trochę wiało. Właściwie to wiało straszliwie.

Image

Image

Gdzieś czytałam, że jakaś polska para zginęła tutaj na oczach swoich dzieci chcąc zrobić zdjęcia najbliżej klifu... Nasz przewodnik powiedział nam, że ten punkt jest bardzo popularny wśród samobójców i... Chińczyków oraz Koreańczyków. Rzeczywiście - ludzi bardzo dużo, a najwięcej właśnie Azjatów.
Ponieważ wiało niemiłosiernie to nie zabawiliśmy tutaj długo, chociaż okolica jest piękna i na pewno urocza do spacerów. Przed nami ostatni punkt programu - Pałac Pena. Pałać, który wygląda jakby wyjęty z jakiejś bajki. Zółto-czerowny, z tymi wieżyczkami, kolumnami i tarasami. Gdyby jeszcze tylko było słońce to już w ogóle nie uwierzyłabym, że tu przyjechałam :lol:

Image

Wejście do ogrodów kosztuje €7.50. Nie wiem czy w pałacu jest coś ciekawego, ale płacąc za wejście do samych ogrodów można też wejść na tarasy pałacu i myślę, że jest to wystarczające.

Image

Image

To był nasz ostatni przystanek. Do Lizbony wróciliśmy ok 17:30. Poszłam do domu zostawić nieco swoich rzeczy, a skoro miałam jeszcze czas to ...
pojechałam do Belem, do polskiej ambasady, spełnić swój obywatelski (w prawdzie zagraniczny) obowiązek. Kolejka ... godzina stania. Z ambasady wróciłam do domu, po drodze zamawiając pizzę na wynos.

14.10, poniedziałek - dzień 7 Tchau Lisboa, bom dia Porto!
Wylot z Lizbony o 07:50. Metro zaczyna kursować o 06:30 więc nie chciałam ryzykować. O 06:00 zamówiłam Bolta i pojechałam na lotnisko - €6.55. Boarding o czasie, jednak wylecieliśmy z 30-minutowym opóźnieniem bo, jak stwierdził nasz kapitan: "Lisbon is very busy airport". Przylot do Porto jakoś po 09:00. Na lotnisku kupiłam kartę Andante na 72h za €15. Nie chciałam kupować Porto Card, która daje też zniżki na atrakcje, bo wyszło mi, że opłacać się nie będzie. Kartę Andante kupiłam w sumie dla wygody. Z lotniska pojechałam metrem do ostatniej stacji, Trindade. Stąd dzieliło mnie ok 10 minut do mojego zakwaterowania. Mapa jednak nie wspomniała o tym, że droga pnie się w górę ... Kiedy ta góra się skończy? Z walizką trochę średnio fajnie. Uff dotarłam jednak. Mój host, właściwie jej pracownik, czekał na mnie, pokazał na mapie gdzie i po co iść, gdzie zrobić zakupy, gdzie coś zjeść. Moje zakwaterowanie było już gotowe (szczęście jakieś - i w Lizbonie i tu).

Image

Moja chatka :D

Ładną pogodę zostawiłam niestety w Lizbonie. Widać, że padało, na moje szczęście trochę się wypogodziło gdy przyleciałam. Ponieważ moje zakwaterowanie było gotowe to mogłam zostać. Postanowiłam trochę się przekimać. Z jakiegoś powodu byłam niezwykle zmęczona. Obudziłam się gdzieś koło 14:00 :shock: nie padało więc ruszyłam na zwiedzanie.
Piechotą poszłam do placu da Liberdade, gdzie znajduje się piękny napis Porto. W razie gdyby ktoś miał wątpliwości, gdzie jesteśmy :D

Image

Potem przeszłam do deptaka das Flores, gdzie uświadomiłam sobie (tak, znowu :roll: ), że jestem głodna. Roiło się tu od knajpek, restauracji i sklepów. Mój przewodnik z Sintry wspomniał o kanapce, którą trzeba zjeść w Porto - francesinha. Siadłam więc w Marianus Hamburgueria Artesanal - dużo nie trzeba szukać, jest na deptaku po prawej stronie - i, nie wiedząc co mnie czeka, zamówiłam tą słynną kanapkę.

Image

Bożesztymój... Dobrze, że nie jadłam od 06:00 :o
Kanapka składa się z chleba, różnego rodzaju mięsa, sera, zmażonego jajka i podaje się ją w sosie pomidorowo-piwnym. Do tego frytki. Zaraz padnę. Zapłaciłam €8.

Ledwo się ruszając poszłam dalej przed siebie, zaglądając jeszcze do sklepików z pamiątkami. Dotarłam oczywiście do mostu Luiz I.

Image

Strasznie spodobał mi się ten widok. Po lewej stronie widzę, że jeździ kolejka, Teleferico de Gaia. Widzę też piwnice wina. Podejmuję decyzję i wsiadam w kolejkę - €9 w obie strony (€6 w jedną). Dostaję też bilecik na darmową degustację wina, ale w końcu nie dowiedziałam się, gdzie ta degustacja jest. Decyduję się na piwnice Taylor's. Po drodze mijam zająca

Image

Zając ten jest kolejnym dziełem, tego samego artysty od kota z Lizbony. Wykonany z materiałów przeznaczonych do recyclingu. Podoba mi się niezmiernie :)
By dotrzeć do piwnicy Taylor's trzeba trochę się nawspinać. Zwiedzanie piwnicy wraz z degustacją kosztuje €15. Dostajemy audioguide (nie dopytałam czy jest w języku polskim, bo pani jakaś taka gburowata była), który oprowadza nas po piwnicy.

Image

W tym miejscu spotkałam parę, która poprosiła mnie o zrobienie im zdjęcia na tle napisu bo ... mają na nazwisko Taylors :D

Na koniec degustacja - dwa rodzaje wina, białe i czerwone.

Image

Kiedy kontemplowałam podstępne zajumanie kieliszka (bo taki ładny), kelner bezczelnie przyszedł i sprzątnął je ze stolika... No nic...
Zeszłam z powrotem na dół, zrobiłam ostatnie zdjęcie przy zachodzie słońca

Image

Kolejką wjechałam na górę i metrem, z przystanku Jardim do Morro, pojechałam do domu.

CDNDzięki @firley7 :) trochę się tego nazbierało więc piszę partiami bo mogę tylko wieczorem i zajmuje mi to sporo czasu...
Nie wiem dlaczego zdjęcia znikają po jakimś czasie :( spróbuję to poprawić jak będę miała chwilę. Ktoś wie co zrobić by zdjęcia zostawały na swoim miejscu?15.10, wtorek - dzień 8 Porto
Całe przedpołudnie pada. W sumie to "pada" jest niedopowiedzeniem - LEJE. W końcu, koło południa, się wypogadza i mogę wyjść z domu. Zanim jednak udaje mi się wyjść, dopadają mnie dwa stworzenia:

Thor
Image

i Nutella
Image

Oba pieseły należą do mojego hosta i jedyne, czego chcą, to miziania - szczególnie Thor, jak widać ;) Nutella woli mnie obszczekać i nie jest zainteresowana mizianiami ;)
Wychodzę w końcu i kieruję się do kościoła Igreja do Carmo z pięknymi Azulejos

Image

Nie wchodziłam jednak do środka i poszłam do księgarni Lello. Kolejka, ale nie dłuższa niż na 10 minut stania. Wzdłuż kolejki chodzi pracownica księgarni i pyta wszystkich, czy mają już bilety. Jeśli tak, to ok. Jeśli nie to po bilet trzeba pójść gdzieś za róg lub kupić online na ich stronie. Nie chcąc tracić miejsca w kolejce, kupiłam bilet online - €5 + 50 centów za kupno online... Te €5 jest później odjęte przy zakupie jakiejkolwiek książki. Książki podzielone są językami więc znalazłam coś dla siebie po angielsku. Książkę niestety później gdzieś po drodze zgubiłam ... :cry:

W księgarni ludzi ... w cholerę i trochę, zdjęć prawie nie da się zrobić.

Image

Image

Wnętrze piękne, ale trochę trudno je podziwiać jeśli co chwilę ktoś się od ciebie odbija... Wyszłam więc i skierowałam się w dół. Przeszłam obok kościoła dos Clerigos

Image

Nie wchodziłam do środka, nie weszłam też na wieżę. Wiało dość mocno i przypuszczam, że na wieży wiałoby jeszcze bardziej.
Kolejno przeszłam do punktu widokowego da Vitoria

Image

Image

Stąd zeszłam ulicą i później schodami na dół i doszłam do nabrzeża. Mapa pokazywała mi, że gdzieś tu powinno być muzeum wina Port, ale ... nie udał mi się go znaleźć.

Image

Na nabrzeżu jest mnóstwo restauracji i barów. Postanowiłam tutaj siąść na obiad. Nie pamiętam która to była restauracja, ale znowu danie bardzo smaczne, €13 razem z kieliszkiem wina i ... nie zapłaciłam. Nie dlatego, że zapomniałam, a dlatego, że prosiłam kelnera dwa razy o rachunek i w końcu, po 15 minutach czekania, wkurzyłam się, wstałam i poszłam :roll:

Weszłam po schodach na górę i przeszłam do przystanku Batalha, tutaj wsiadłam w tramwaj 22, a na przystanku Aliados przesiadłam się na autobus 201 i pojechałam do parku Palacio de Cristal.

Image

W parku spotkałam kaczki

Image

Kury, koguty i pisklaki

Image

Image

Gęsi z dziećmi ;)

Image

I pawie

Image

Z parku wróciłam tą samą trasą i poszłam raz jeszcze na most Luiz I. Wiało okropnie, zrobiło się zimno i popadywało, ale chciałam zrobić chociaż nocne zdjęcie z mostu. Przy moście jest mała restauracja. Poszłam tam na herbatę i ciastko i tak poczekałam do zmroku.

Image

Wsiadłam w metro i pojechałam do domu. Gdy tylko dotarłam do domu, rozpadało się na dobre.

CDN16.10, środa - dzień 9 Porto
Dla odmiany - pada... Kiedy w końcu jestem w stanie wyjść z domu jest już popołudnie. Zaczynam od ... pastel da nata :D na deptaku des Flores. Ponad tydzień w Portugalii, a ja dopiero teraz jem te słynne ciastka. Kilkakrotnie słyszałam, że najlepsze są w Pasteis de Belem w Lizbonie, niedaleko Klasztoru Jeronimos, w Belem, jednak gdy zobaczyłam kolejkę to mi się odechciało, Koleżanka wspominała, że czekała 2h! Na ciastko! Lubię słodycze, ale chyba nie aż tak :lol:
Stąd idę na stację kolejową Sao Bento. Są tu oczywiście Azulejos i to jest chyba główny powód, dla którego warto tutaj zajrzeć.

Image

Image

Mam wrażenie, że jest tu więcej ludzi robiących zdjęć niż podróżnych łapiących pociąg ;)

Ze stacji kieruję się do Katedry, ale nie wchodzę do środka

Image

Postanawiam zjeść obiad, ale zaczyna padać... Ląduję znowu na deptaku i kontempluję menu pod parasolem jednej z restauracji, Impar Flores. Wychodzi jakaś para i mówi do mnie "go in, you won't regret". No to wchodzę do środka. Ceny są trochę wyższe niż w innych miejscach, ale trudno. Pada deszcz, nie chce mi się szukać. Rekomendacja pary nie zawodzi i rzeczywiście zjadam bardzo dobrą kaczkę z pieczonymi ziemniakami i zieleniną. Zamówiłam też czerwone porto. Za całość zapłaciłam €20.
Na przeciwko restauracji widzę sklep z winami, ale z jakiegoś powodu jest zamknięty. Kiedy kończę swoją wizytę zauważam, że sklep się właśnie otwiera. Idę tam więc, ale nie znajduję wina, którego szukam. Na degustacji w Taylor's dostałam bardzo dobre, białe wino, Port Chip Dry, i z jakiegoś powodu nigdzie nie mogę go dostać. Może uda mi się na lotnisku? W sklepie kupuję jednak kilka 200ml butelek wina na prezent.

Niestety znowu zaczyna padać i to dość mocno. Nie ma sensu chodzić w takich warunkach i wracam do domu...

17.10, czwartek - dzień 10 Porto
Trochę się wypogodziło, ale nie jakoś bez przesady ;)
Zaczynam od Centrum Fotografii i całe szczęście, że jest darmowe bo nie znajduję tu nic ciekawego, poza tym, że mieści się w byłym budynku więzienia.
Z centrum kieruję się do nabrzeża, gdzie wsiadam w tramwaj nr 1 jadący do Foz do Douro, czyli nad ocean. Mimo średniej pogody, na przystanku gromadzi się całkiem sporo ludzi, ale udaje mi się wsiąść za pierwszym razem :D €6 w obie strony, €3.50 w jedną.

Image

Pan tramwajarz nie wpuszcza do tramwaju więcej niż 5 osób stojących, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.

W Foz do Douro znajduję bardzo sympatyczny park

Image

Kieruję się w stronę plaży, ale im bliżej oceanu tym bardziej wilgotno, parno i mgliście

Image

Dojście do latarni z jakiegoś powodu jest ogrodzone, co nikomu nie przeszkadza w obejściu tegoż zagrodzenia.

Tutaj rzeka spotyka się z oceanem

Image

Nie znajduję tu nic więcej ciekawego. Wszystko jakieś takie senne i wymarłe. Siadam sobie jeszcze na ławce i obserwuję rybaków. Wracam na przystanek i spotykam kilku tych samych podróżnych z którymi przyjechałam. Oni też nie znaleźli tu nic ciekawego.

Image

Image

Wracam do Porto i postanawiam się przejść jedną z uliczek. Znajduję muzeum wina Port, którego szukałam 2 dni temu :lol: ale... jest zamknięte...

Robię się głodna i pomyślałam, że może wrócę do wczorajszej restauracji bo było smacznie. Okazuje się jednak, że jest zamknięta. Obok tej restauracji jest za to otwarte coś innego - Garota Da Baixa. Z zewnątrz wygląda raczej jak kawiarnia, ale widzę wystawione menu. Kelnerka nie daje mi go przejrzeć i zaprasza do środka. Restauracja malutka, wąska, i z tego co widzę to chyba sami lokalni. Całkiem ich sporo więc może będzie smacznie? Siadam, dostaje menu. Ceny jakieś takie niskie - stek za €8? Znowu myślę - pewnie sam stek, bez dodatków. Kelner wyprowadza mnie z błędu. Stek jest ze smażonym jajkiem, warzywami i frytkami. Zamawiam więc. Biorę też wodę i piwo. Dostaję ogromną porcję, która prawie nie mieści mi się na talerzu. Stek przepyszny, warzywa średnio. Za całość płacę €12.
Jestem ukontentowana :mrgreen: i chyba zaraz pęknę.

Znowu zaczyna padać... Jadę do domu zanim zmoknę bo trochę nie mam już czasu na suszenie spodni i butów...

18.10, piątek - dzień 11 Tchau Portugal :cry:
Niestety, wszystko, co dobre, prędzej czy później się kończy, urlop szczególnie.
Mój lot na Maltę dopiero o 18:00. Pytałam mojego hosta, czy jest szansa na późniejsze wymeldowanie niż o 12:00, ale niestety - mają dzisiaj przyjazd. Mogłam jednak zostawić walizkę do czasu aż będę jechać na lotnisko. Pogoda się poprawiła. No przecież, w końcu wyjeżdżam... Nie chciałam iść jakoś daleko, więc poszłam na plac da Liberdade - ten, gdzie stoi napis Porto. Napis jest niezwykle oblegany, ciągle są tam ludzie. Na placu, co zauważyłam dopiero teraz, stoją też metalowe krzesła i stoliki. Nie należą do żadnej restauracji, stoją sobie tam po prostu, można sobie usiąść. Miałam ze sobą książkę więc siadłam przy jednym takim stoliku :)
Godzinę później uznałam, że dobrze by było coś zjeść. Wiedziona instynktem, przeszłam przez ulicę i weszłam do Cafe Alianca. Znowu wygląda na to, że siedzą tu sami lokalni. Znowu mam pewne wątpliwości, co do cen i tego, co znajdę na talerzu. I znowu niepotrzebnie. Tylko, że tym razem to chyba zapłaciłam rekordowo mało jak na tak pyszny stek z frytkami i sałatką. Wzięłam też kieliszek białego wina i wodę. Za wszystko zapłaciłam... €8 :shock:

Z restauracji powoli zaczęłam się turlać (dosłownie bo tak pełna byłam :lol: ) po moją walizkę. Skręciłam w złą ulicę i... znalazłam sklep z winami. Ogromny sklep z winami. Dlaczego nie trafiłam tutaj wcześniej?! W końcu znalazłam to wino, którego szukałam. Kupiłam też kilka miniaturek (w zamyśle na prezent, teraz stoją u mnie na półce :lol: ). Nie jestem teraz w stanie określić, gdzie ten sklep był... Wspominałam, że moja orientacja w terenie leży, nawet z google maps? :lol:
Dotarłam jednak po moją walizkę i ruszyłam w stronę metra. Na lotnisku byłam po 15:00. Oddanie bagażu i security tym razem bez zgubionego dowodu ;)

Tym samym zakończył się mój urlop.
Odpowiadając na moje pytanie czy udało mi się odpocząć? Tak, zdecydowanie.
Jestem zachwycona Portugalią. Tak, zdaje sobie sprawę, że Portugalia nie kończy się na Lizbonie i Porto. To jest dopiero początek i zdecydowanie wrócę - jak nie prędzej to później, ale wrócę.
Lizbona spodobała mi się bardziej, ale może to ze względu na to, że w Porto pogoda mi nie dopisała? Porto jest też wściekle górzyste - w niektórych momentach zastanawiałam się czy są tu jakieś płaskie powierzchnie?! Chyba tylko most i woda :lol:
Przed przyjazdem miałam w planie rejs po Duoro, ale nie zrealizowałam go ze względu na pogodę. Wątpię żeby był przyjemnością w deszczu, chociaż widziałam, że statki pływały.

Kilka moich obserwacji:

- Portugalczycy są niezwykle przyjaźni i pomocni. Nie ma problemu by dogadać się po angielsku, no chyba, że z jakąś starszą osoba. Ale generalnie praktycznie wszyscy mówią po angielsku.
- W Porto bardzo łatwo odróżnić lokalnego od turysty - poza oczywistym aparatem czy mapą w ręce. Konkretnie po tym, jak przechodzą przez ulicę. Czerwone światło z jakiegoś powodu świeci się bardzo długo, natomiast zielone jest zdecydowanie krótsze. Lokalny po prostu przejdzie przez ulicę na czerwonym, o ile w tym czasie nie jedzie samochód lub jest jeszcze daleko. Turysta natomiast grzecznie będzie czekać na zielone. Któregoś razu postanowiłam tak właśnie przejść przez ulicę bo padało i nie miałam ochoty moknąć. Po drugiej stronie był sklep i tam właśnie wskoczyłam by się schować. Moje przejście przez czerwone światło obserwowała jakaś dziewczyna (na oko w moim wieku) i gdy tylko się zatrzymałam, zaczęła coś do mnie mówić po portugalsku. Wyszłam na lokalną :lol:
- Pobyt w Porto można by skrócić do 3 dni. Planowałam wcześniej pojechać do Guimaraes ale ze względu na pogodę nie wybrałam się.
- Sintra: wycieczkę można zdecydowanie zaplanować samemu, nie trzeba jej organizować w taki sposób, jak i ja, ale ja to zrobiłam dla wygody. Nie byłam też pewna czy udałoby mi się zobaczyć to wszystko, co zobaczyłam. Dla zainteresowanych, link do tej zorganizowanej wycieczki: https://www.airbnb.com.mt/experiences/259627
- Z Lizbony do Porto można oczywiście pojechać autobusem lub pociągiem. Ja za lot zapłaciłam €10.
- Zakwaterowanie w Lizbonie: https://www.airbnb.com.mt/rooms/29609327
- Zakwaterowanie w Porto: https://www.airbnb.com.mt/rooms/621980?
- Lisboa Card zdecydowanie opłaca się, jeśli chce się jeździć komunikacją miejską i wchodzić do dużej ilości atrakcji. Ja sobie wyliczyłam, że z kartą zaoszczędziłam ok €40.
- W Porto karta Andante na 3 dni opłaca się średnio. Ja chyba więcej chodziłam. Porto jest bardzo kompaktowe i przy ładnej pogodzie wszystko można zejść na nogach. Tylko ciągle pod górę... :roll:
- Jestem na prawdę zszokowana cenami w restauracjach. I to nie w jakiś bocznych uliczkach, a na głównych szlakach. W dodatku nie trzeba jakoś się wysilać z szukaniem.

Bardzo polecam zarówno Lizbonę jak i Porto :)

Jeśli macie jakieś pytania to oczywiście chętnie odpowiem :)@eskie cichaj ;p :oops: normalnie nie trzymam dowodu w spodniach, telefonu z resztą też nie, ale jako, że to lotnisko i ciągle coś chcą by pokazać to chciałam oba mieć pod ręką i tak to się skończyło ;)

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

firley7 22 października 2019 11:58 Odpowiedz
Portugalii nigdy za wiele.Bardzo sympatyczna relacja :) . BTW: Szkoda, że w Twoich poprzednich relacjach zdjęcia są niedostępne.
orchidea04 22 października 2019 12:04 Odpowiedz
Dzięki @firley7 :) trochę się tego nazbierało więc piszę partiami bo mogę tylko wieczorem i zajmuje mi to sporo czasu...Nie wiem dlaczego zdjęcia znikają po jakimś czasie :( spróbuję to poprawić jak będę miała chwilę. Ktoś wie co zrobić by zdjęcia zostawały na swoim miejscu?
eskie 24 października 2019 10:02 Odpowiedz
Dowód musiał mi wypaść z tylnej kieszeni spodni gdy wyjmowałam telefon.Nawet nie będę komentował :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: A relacja fajna, ja wolę przyrodę niż miasta, ale natchnęłaś mnie na powtórzenie wycieczki.
orchidea04 24 października 2019 10:08 Odpowiedz
@eskie cichaj ;p :oops: normalnie nie trzymam dowodu w spodniach, telefonu z resztą też nie
arcon 24 października 2019 11:14 Odpowiedz
Bardzo mnię się relacja podobała, trzeba czym prędzej znowu odwiedzić Portugalię :)
marcinsss 7 listopada 2019 08:24 Odpowiedz
Fajnie się czytało.W jaki sposób Ty te zdjęcia zamieszczasz? Bo naprawdę szkoda, że takie fajne relacje zostają po chwili bez ilustracji.Moja rada: albo wrzucaj je tu na stronę jako załączniki, albo korzystaj z jakiegoś serwisu hostingowego (ja ostatnio używam https://imgur.com/ i na razie nic mi nie ginie.).
orchidea04 7 listopada 2019 08:27 Odpowiedz
@marcinsss większość zdjęć jest linkowana z mojego fb, ale nie rozumiem dlaczego po jakimś czasie znikają. Dzięki za radę dotyczącą imgura, spróbuję :)