Kuroshima Research Center to placowka obecnie pod nadzorem pozarzadowej organizacji Sea Turtle Association of Japan, i mozna ja odwiedzic i poogladac sobie jak pomagaja zolwiom w procesie rozmnazania. Przed pandemia organizowali tez wolontariaty z zolwiami, snorkelingi, wycieczki zorganizowane naokolo zolwi, itp itd.
Po drodze do tej placowki zatrzymalam sie przy puzumari - starej wiezy obserwacyjnej zbudowanej z koralowcow.
Technicznie podczas stanu wyjatkowego placowka byla zamknieta dla odwiedzajacych, ale jak widzialam kogos kto wychodzil z budynku, drzwi byly otwarte na osciez, wiec weszlam do srodka. Jakies dziewcze siedzialo przy wejsciu i bardzo sie moim widokiem wystraszylo. Pobieglo po porade do menedzerstwa. Menedzerstwo przyszlo, powiedzialo, ze mam zaplacic 500 jenow i pozwolilo mi odwiedzic czesc placowki.
Mieli zolwie i inne stworzenia morskie. Fajnie. Ale jeszcze fajniejsze bylo to, ze mieli toalety. Czyste. I wode i mydlo do umycia rak. Pelna kultura. Taka bylam zadowolna, ze nawet nie przeszkadzalo mi, ze nie moglam zobaczyc czesci z akwarium z rekinami. Pani menedzer poprosila mnie, zebym koniecznie wpisala sie do ksiegi gosci w moim ojczystym jezyku. I zapisala gdzies, ze ja z Polski. Byla z tego faktu bardzo dumna i wyraznie jej ulzylo, kiedy powiedzialam jej, ze mieszkam w Japonii. Bo martwila sie, ze bylam turystka z “wirusowej” Europy. Az sie zdziwilam, ze nie wiedziala, ze Japonia byla zamknieta dla turystow. Ale tak to jest. Dla wiekszosci Japonczykow, blada twarz rowna sie turysta.
Ta ogolna atmosfera Kuroshimy zaczela mi doskwierac. Choc pani w Kuroshima Research Center byla mila, to jednak jasno i wyraznie do mnie dotarlo, ze tamtejsi nie byli bardzo przyjaznie nastawieni do nie-japonskich twarzy. Jak oddawalam rower, to pan z wypozyczalni staral sie to jakos uprzejmie wytlumaczyc. Nie bardzo mu to wychodzilo. Ale mial mniej wiecej to na mysli: “dla lokalnych obca twarz jest jednoznaczna z Amerykanami z baz wojskowych na Okinawie. A tych sie nie lubi. Szczegolnie podczas pandemii, bo to wlasnie oni tak pogorszyli sytuacje covidowa na Okinawie. Nie nosza masek (ja mialam maseczke na twarzy przez caly czas), nie potrafia sie zachowac, mysla, ze wszystko sie im nalezy.” I w koncu walna z grubej rury: “Okinawa byla przeciez kolonia amerykanska, starsi ludzie wciaz pamietaja tamte czasy, taka historia bardzo boli.”
(Dla tych co nie wiedza, od 1945 do 1972 Okinawa byla de-facto terytorium amerykanskim, a w tej chwili stacjonuje tam okolo 26tys zolnierzy amerykanskich, plus ich rodziny, plus cywilni pracownicy baz wojskowych. Nie podlegaja oni japonskiej imigracji, nie maja japonskich wiz, sa na specjalnym statusie militarnym, i lokalne prawa ich nie obowiazuja.)
Wiec tak, nie ma co ukrywac, stosunki amerykansko-okinawskie sa dosyc napiete, pandemia tylko to napiecie podkrecila. Bardzo niefajnie, delikatnie mowiac.
A tak na marginesie, jak mialam przesiadka w Naha, to na lotnisku akurat byla grupa zolnierzy amerykanskich, nie wiem czy przylatujacych, czy wylatujacych. I jeden z nich mnie zaczepil, dziekujac mi za wsparcie, i ze jeszcze wygramy. Nie mialam pojecia o co mu chodzi. Dopiero po chwili do mnie dotarlo, ze mialam na glowie czerwonawa czapke z daszkiem marki Montbell (goretex i w ogole) i on myslal, ze to trumpowa MAGA czapka. Od tamtej pory juz jej nie nosze, kupilam zielona. Tak bezpieczniej.
No dobra, ale wracamy na Kuroshime. Po wizycie w centrum badan nad zolwiami zostal mi tylko jeden punkt na mapie do odwiedzenia. Plaza po drodze do portu. Nazywa sie Nishihama, czyli Zachodnia Plaza i o matko, co za raj. Przepiekna.
Ale niestety nie mozna tam plywac. Powody sa dwa. Jest to rejon zolwich jaj i silnych pradow. Ale siadlam tam sobie, zjadlam pognieciona kulke ryzowa z nadzieniem z tunczyka z majonezem i napawalam sie widokiem. Do wody wlazlam, ale tylko do kolan. Zeby potem nie bylo, ze jak cudzoziemka to oczywiscie nie potrafi sie dostosowac do lokalnych przepisow. Wiec sie dostosowalam.
Potem juz tylko na przystan i czekanie na prom. W promowej poczekalni maja maly sklepik z lokalnymi wyrobami. Kupilam lokalne okinawskie paczki i recznik z krowami. I butelke wody. Paczki byly suche i ciezko sie je jadlo. Nie ma koszy na smieci, wszystko trzeba zabrac ze soba z powrotem na Ishigaki.
Popoludniowy prom byl zapchany tubylcami plynacymi na zakupy na glowna wyspe. Powiem szczerze, ze odetchnelam z ulga, kiedy doplynelismy do Ishigaki.
O, i jak oddawalam rower, to po naszej rozmowie pan z wypozyczalni zrobil mi kopie mapki wyspy. Okazalo sie, ze mial i rano, tylko mi nie dal, bo myslal, ze ja Amerykanka.
A po poludniu Andy, Niemiec, ktory prowadzi Ishigaki Blue Space, zabral mnie na snorkeling. Jak zawsze, bylo fajnie.
A nastepnego dnia w planach byla Hateruma. I tu cala historia zmienia sie na lepsze. Duzo lepsze...
stay tuned...Hateruma. Moja milosc. Druga zaraz po Yonaguni... Rejs promem byl bezproblemowy. Pogoda piekna. Cos tam skrzeczyli w wiadomosciach o tajfunie, ale niebo bylo niebiesciutkie i wiaterek taki ledwo ledwo.
Z Ishigaki do Haterumy jest kawal drogi. W zaleznosci od trasy, okolo 80 minut, albo wiecej. W zaleznosci od rozkladu (ktory ma to do siebie, ze sie zmienia, warto sprawdzac strone przewoznika), prom albo poplynie prosto na wyspe, albo zatrzyma sie najpierw na Iriomote.
Jak system działał, juz sie nauczylam na Kuroshimie. Wiec prosto z promu pognalam za gromadka ludzi do wypozyczalni samochodowo-rowerowej. Jedynnej czynnej. A w zasadzie, to oficjalnie nieczynnej, bo stan wyjatkowy i takie tam (rok 2021). Podalam moj swistek od firmy promowej i dostalam rower. Elektryczny. Tym razem z ogromnym koszykiem. Super. Nie dostalam mapki. Mniej super. Ale spojrzalam na prawo i lewo i mapki nikt nie dostal. Okej, nadal super.
Hateruma jest za duza, zeby na pamiec nauczyc sie calego rozkladu ulic, wiec skupilam sie na pierwszym punkcie programu - plazy Nishihama, czyli Zachodniej Plazy. Tak, taka sama nazwa jak na Kuroshimie. Nie wysilali sie zbytnio z tymi nazwami w tym archipelagu.
Z przystani jest tam raptem jakie 700 metrow. Mozna by z buta tak na upartego, jesli nie chce sie odwiedzic innych miejsc na wyspie. I widzialam sporo osob, ktore tak wlasnie robily. Ale potem dowiedzialam sie dlaczego tak robily - o tym za chwile.
A jak tam ta plaza? Piekna. W rankingach najpiekniejszych plaz w Japonii zawsze plasuje sie w scislej czolowce. Wiem, wiem, takie rankingi mozna sobie czesto o kant czterech liter obic, ale tym razem nie klamaly. Jedyny mankament, i to dosyc powazny jesli jedzie sie z dziecmi, to fakt, ze woda od razu robi sie gleboka. Plusem dla innych jest to, ze na plazy po prostu nie ma rodzin z dziecmi. W zeszlym roku staly tam platne schowki na rzeczy, w tym roku zauwazylam, ze zniknely. Jest cos w rodzaju prysznica - szlauch zamocowany do kranu, sa toalety (czasem nawet z papierem toaletowym, ta plaza to jedno z nielicznych miejsc w Japonii, gdzie papieru toaletowego czasami nie ma). Jest tez budka, gdzie mozna wypozyczyc sprzet do snorkelingu, itp, itd.
W guesthousie z widokiem na plaze jest tez cafe, ale nie wiem kiedy jest otwarta, bo i w zeszlym roku, i w tym byla zamknieta. Dobra, zaparkowalam rower. Jak na wszystkich innych wyspach Yaeyamy oprocz Ishigaki, rower nie mial zamykadla. Rowery maja naklejki z numerami, i trzeba zapamietac nasz numer. I potem szukac roweru z odpowiednim numerem.
Poszlam na plaze, posiedzialam chwilke, zrobilam pare zdjec, pospacerowalam w te i we te i sprawdzilam droge do drugiego punktu, ktory mnie interesowal. Wracam na parking, a tam mojego roweru nie ma. No kurzasz twarz. Sprawdzam jeszcze raz i nie ma. Dzwonie do wypozyczalni, tlumacze dziadziowi co sie stalo. Przyjechal do mnie z innym rowerem. Mowil, ze mam sie nie martwic, ze pewnie, ktos przez pomylke zabral. Taaaa... Tak bylo w zeszlym roku.
W tym roku bylam na plazy znacznie dluzej, snorkowalam (nie bylo interesujaco, prad byl dosc silny tez), wrocilam na parking, i znowu nie bylo mojego roweru. Wkurzylam sie strasznie. Nikt nie odbieral telefonu w wypozyczalni, ani w hotelu, do ktorego wypozyczalnia nalezy (hotel Oceans, tak przy okazji, wyglada bardzo fajnie, chyba sie tam zatrzymam nastepnym razem). Wiec poszukalam innego roweru z naklejka Oceans, “pozyczylam” go sobie i pojechalam do tego hotelu sie awanturowac. Ten rower, ktory "ukradlam" byl rozklekotany i bateria tylko na 20%. Pani w hotelu od razu wykumala co sie stalo. Powiedziala, ze ktos przez pomylke pewnie wzial moj rower i dala mi nowy. Powiedziala, ze mam sie nie martwic, bo kazdy rower ma airtags, sprawdzila nawet, jezdzil sobie po wyspie. Zapytalam sie czy nie moze baterii zdalnie wylaczyc, czy cos. Spojrzala na mnie dziwnie i powiedziala, ze to rower, a nie Tesla.
No nie wiem, dwa razy pod rzad to samo i ta sama wymowka? Potem w sklepiku na wyspie spotkalam babki, ktore tam byly przez kilka dni i one w koncu wytlumaczyly co i jak. Ich rowery rowniez zniknely z tej plazy. A dlaczego?
Ano dlatego, ze wypozyczenie roweru elektrycznego tanie nie jest, 2200 jenow na dzien i trzeba miec rezerwacje. Wiec cwaniacy bez rezerwacji ida prosto z promu z buta na plaze i potem lapia rower z tlumu na parkingu i gotowe. Przed pandemia lokalesi obwiniali za to zagranicznych turystow. W zeszlym roku zagranicznych turystow nie bylo, a znikajace rowery byly nagminne. A to dlatego, ze oficjalnie, podczas stanu wyjatkowego, wypozyczalnie nie byly otwarte, a ludzie, ktorzy nie wykupili pakietu wycieczki nie mieli jak sie poruszac po wyspie. Wiec z buta na plaze, i po klopocie. W tym roku rowery podwedzaly raczej leniwe typy, ktore przyplynely na wyspe porannym promem bez uprzedniego zaklepania srodka transportu. I to tyle w temacie uczciwych i przestrzegajacych prawa Japonczykow.
Po Nishihama pojechalam dalej wzdluz wybrzeza. Plaza za plaza, wszystkie piekne. Oficjalnie plywac tam nie mozna, ale widzialam ludzi w wodzie. Ale na wlasne ryzyko, bo prad jest naprawde silny. Do tego stopnia silny, ze na plazy Nishihama sa tablice, ze oficjalnie wolno plywac tylko w kamizelce ratunkowej. Bo ratownikow nie ma.
Jesli planuje sie jechac naokolo wyspy, to najlepiej wlasnie zaczac od plazy Nishihama, i potem kierowac sie na poludnie mniej wiecej wzdluz wybrzeza. Trasa szczegolnie wazna jesli chce sie poplywac w oceanie, a nie wzielo sie ze soba ciuchow na przebranie. Wtedy, nawet jak sie jezdzi na rowerze w mokrych, to do ostatniego promu beda juz suche. Bo w mokrych na prom nie wpuszcza. I warto tego przestrzegac, szczegolnie jesli chce sie wracac ostatnim promem, bo panowie promowi sa nieublagani i nie ma zmiluj.
A dlaczego warto kierowac sie na poludnie? Ano dlatego, bo poludnie to najwieksza atrakcja turystyczna calej wyspy. Na Haterumie znajduje sie najbardziej poludniowy punkt w calym kraju, jesli bierzemy pod uwage zamieszkale wyspy. Bo oficjalny najbardziej poludniowy punkt to jakies tam bezludne skaly, ktorym blizej do Guamu i Palau niz Japonii. Ale jesli chodzi o zamieszkale wyspy, to Hateruma ma zaszczyt bycia ta najbardziej poludniowa.
Wiec jesli jest sie w archipelagu Yaeyama, to mozna od razu zaliczyc dwa najbardziej ekstremalne punkty Japonii - poludniowy na Haterumie, i zachodni na Yonaguni.
W najbardziej poludniowym miejscu stoi glaz z napisem “najbardziej poludniowe miejsce w Japonii” i jesli podejdzie sie do krawedzi klifow, sa tam ladne widoki. Jest tez miejsce pod dachem, gdzie mozna sobie usiasc i odsapnac. Nie ma toalet.
Toalety sa kawalek dalej przy wiezy obserwacyjnej. Wieza obserwacyjna jest zamknieta i nikt nie wie, kiedy znowu ja otworza. Po trzech latach zamkniecia wymaga remontu, a funduszy na to nie ma. W toalecie ostroznie, bo na tylach budki pod winklem dachowym wisi ogromne gniazdo os. Powiedzmy tyle, spadalam stamtad w podskokach, a moj rower jechal z predkoscia, ktora wedlug producenta, powinna byc niemozliwa.
Nocami, kiedy niebo jest bezchmurne, ludzie koczuja nieopodal tej wiezy, zeby zobaczyc Krzyz Poludnia. Jest to jedyne miejsce w Japonii, gdzie mozna ta gwiazde zaobserwowac.
Ło matko jedyna!!!Pochlastam się. Jak ja o tym mogłam zapomnieć???Zwalam winę na moje ADHD.Siedzę właśnie na Okinawie po raz enty, leje deszcz (a wczoraj było tak pieknie) i przeglądam forum i zobaczyłam tą niedokończoną relację z ubiegłego stulecia.Więc piszę dalej. Zdjęcia mam w domu, jestem bez laptopa, w telefonie nie jest wygodnie stukać. Hmmm... co by tu zrobić żeby nie wyjść na totalną pajackę? A tak przy okazji, to czy w ogóle forma żeńska pajaca istnieje?Ok, zróbmy tak.Wrzucę Wam tu odcinek podcastu, który nagrałam o Okinawie właśnie. To powinno Was przetrzymać do poniedziałku, kiedy wracam do domu. Trochę prymitywnie od strony technicznej, ale da się słuchać.Yeah, yeah, wiem, że podcast to nie filmik, ale filmików na YouTube o Okinawie jest już zatrzęsienie.Podcast o OkinawieAj, aj, aj, a resztę skończę jak wrócę do domu.
Kuroshima Research Center to placowka obecnie pod nadzorem pozarzadowej organizacji Sea Turtle Association of Japan, i mozna ja odwiedzic i poogladac sobie jak pomagaja zolwiom w procesie rozmnazania. Przed pandemia organizowali tez wolontariaty z zolwiami, snorkelingi, wycieczki zorganizowane naokolo zolwi, itp itd.
Po drodze do tej placowki zatrzymalam sie przy puzumari - starej wiezy obserwacyjnej zbudowanej z koralowcow.
Technicznie podczas stanu wyjatkowego placowka byla zamknieta dla odwiedzajacych, ale jak widzialam kogos kto wychodzil z budynku, drzwi byly otwarte na osciez, wiec weszlam do srodka. Jakies dziewcze siedzialo przy wejsciu i bardzo sie moim widokiem wystraszylo. Pobieglo po porade do menedzerstwa. Menedzerstwo przyszlo, powiedzialo, ze mam zaplacic 500 jenow i pozwolilo mi odwiedzic czesc placowki.
Mieli zolwie i inne stworzenia morskie. Fajnie. Ale jeszcze fajniejsze bylo to, ze mieli toalety. Czyste. I wode i mydlo do umycia rak. Pelna kultura. Taka bylam zadowolna, ze nawet nie przeszkadzalo mi, ze nie moglam zobaczyc czesci z akwarium z rekinami. Pani menedzer poprosila mnie, zebym koniecznie wpisala sie do ksiegi gosci w moim ojczystym jezyku. I zapisala gdzies, ze ja z Polski. Byla z tego faktu bardzo dumna i wyraznie jej ulzylo, kiedy powiedzialam jej, ze mieszkam w Japonii. Bo martwila sie, ze bylam turystka z “wirusowej” Europy. Az sie zdziwilam, ze nie wiedziala, ze Japonia byla zamknieta dla turystow. Ale tak to jest. Dla wiekszosci Japonczykow, blada twarz rowna sie turysta.
Ta ogolna atmosfera Kuroshimy zaczela mi doskwierac. Choc pani w Kuroshima Research Center byla mila, to jednak jasno i wyraznie do mnie dotarlo, ze tamtejsi nie byli bardzo przyjaznie nastawieni do nie-japonskich twarzy. Jak oddawalam rower, to pan z wypozyczalni staral sie to jakos uprzejmie wytlumaczyc. Nie bardzo mu to wychodzilo. Ale mial mniej wiecej to na mysli: “dla lokalnych obca twarz jest jednoznaczna z Amerykanami z baz wojskowych na Okinawie. A tych sie nie lubi. Szczegolnie podczas pandemii, bo to wlasnie oni tak pogorszyli sytuacje covidowa na Okinawie. Nie nosza masek (ja mialam maseczke na twarzy przez caly czas), nie potrafia sie zachowac, mysla, ze wszystko sie im nalezy.”
I w koncu walna z grubej rury: “Okinawa byla przeciez kolonia amerykanska, starsi ludzie wciaz pamietaja tamte czasy, taka historia bardzo boli.”
(Dla tych co nie wiedza, od 1945 do 1972 Okinawa byla de-facto terytorium amerykanskim, a w tej chwili stacjonuje tam okolo 26tys zolnierzy amerykanskich, plus ich rodziny, plus cywilni pracownicy baz wojskowych. Nie podlegaja oni japonskiej imigracji, nie maja japonskich wiz, sa na specjalnym statusie militarnym, i lokalne prawa ich nie obowiazuja.)
Wiec tak, nie ma co ukrywac, stosunki amerykansko-okinawskie sa dosyc napiete, pandemia tylko to napiecie podkrecila. Bardzo niefajnie, delikatnie mowiac.
A tak na marginesie, jak mialam przesiadka w Naha, to na lotnisku akurat byla grupa zolnierzy amerykanskich, nie wiem czy przylatujacych, czy wylatujacych. I jeden z nich mnie zaczepil, dziekujac mi za wsparcie, i ze jeszcze wygramy. Nie mialam pojecia o co mu chodzi. Dopiero po chwili do mnie dotarlo, ze mialam na glowie czerwonawa czapke z daszkiem marki Montbell (goretex i w ogole) i on myslal, ze to trumpowa MAGA czapka. Od tamtej pory juz jej nie nosze, kupilam zielona. Tak bezpieczniej.
No dobra, ale wracamy na Kuroshime. Po wizycie w centrum badan nad zolwiami zostal mi tylko jeden punkt na mapie do odwiedzenia. Plaza po drodze do portu. Nazywa sie Nishihama, czyli Zachodnia Plaza i o matko, co za raj. Przepiekna.
Ale niestety nie mozna tam plywac. Powody sa dwa. Jest to rejon zolwich jaj i silnych pradow. Ale siadlam tam sobie, zjadlam pognieciona kulke ryzowa z nadzieniem z tunczyka z majonezem i napawalam sie widokiem. Do wody wlazlam, ale tylko do kolan. Zeby potem nie bylo, ze jak cudzoziemka to oczywiscie nie potrafi sie dostosowac do lokalnych przepisow. Wiec sie dostosowalam.
Potem juz tylko na przystan i czekanie na prom. W promowej poczekalni maja maly sklepik z lokalnymi wyrobami. Kupilam lokalne okinawskie paczki i recznik z krowami. I butelke wody. Paczki byly suche i ciezko sie je jadlo. Nie ma koszy na smieci, wszystko trzeba zabrac ze soba z powrotem na Ishigaki.
Popoludniowy prom byl zapchany tubylcami plynacymi na zakupy na glowna wyspe.
Powiem szczerze, ze odetchnelam z ulga, kiedy doplynelismy do Ishigaki.
O, i jak oddawalam rower, to po naszej rozmowie pan z wypozyczalni zrobil mi kopie mapki wyspy. Okazalo sie, ze mial i rano, tylko mi nie dal, bo myslal, ze ja Amerykanka.
A po poludniu Andy, Niemiec, ktory prowadzi Ishigaki Blue Space, zabral mnie na snorkeling. Jak zawsze, bylo fajnie.
A nastepnego dnia w planach byla Hateruma.
I tu cala historia zmienia sie na lepsze. Duzo lepsze...
stay tuned...Hateruma. Moja milosc. Druga zaraz po Yonaguni...
Rejs promem byl bezproblemowy. Pogoda piekna. Cos tam skrzeczyli w wiadomosciach o tajfunie, ale niebo bylo niebiesciutkie i wiaterek taki ledwo ledwo.
Z Ishigaki do Haterumy jest kawal drogi. W zaleznosci od trasy, okolo 80 minut, albo wiecej. W zaleznosci od rozkladu (ktory ma to do siebie, ze sie zmienia, warto sprawdzac strone przewoznika), prom albo poplynie prosto na wyspe, albo zatrzyma sie najpierw na Iriomote.
Jak system działał, juz sie nauczylam na Kuroshimie. Wiec prosto z promu pognalam za gromadka ludzi do wypozyczalni samochodowo-rowerowej. Jedynnej czynnej. A w zasadzie, to oficjalnie nieczynnej, bo stan wyjatkowy i takie tam (rok 2021).
Podalam moj swistek od firmy promowej i dostalam rower. Elektryczny. Tym razem z ogromnym koszykiem. Super.
Nie dostalam mapki. Mniej super. Ale spojrzalam na prawo i lewo i mapki nikt nie dostal. Okej, nadal super.
Hateruma jest za duza, zeby na pamiec nauczyc sie calego rozkladu ulic, wiec skupilam sie na pierwszym punkcie programu - plazy Nishihama, czyli Zachodniej Plazy. Tak, taka sama nazwa jak na Kuroshimie. Nie wysilali sie zbytnio z tymi nazwami w tym archipelagu.
Z przystani jest tam raptem jakie 700 metrow. Mozna by z buta tak na upartego, jesli nie chce sie odwiedzic innych miejsc na wyspie. I widzialam sporo osob, ktore tak wlasnie robily. Ale potem dowiedzialam sie dlaczego tak robily - o tym za chwile.
A jak tam ta plaza? Piekna. W rankingach najpiekniejszych plaz w Japonii zawsze plasuje sie w scislej czolowce. Wiem, wiem, takie rankingi mozna sobie czesto o kant czterech liter obic, ale tym razem nie klamaly. Jedyny mankament, i to dosyc powazny jesli jedzie sie z dziecmi, to fakt, ze woda od razu robi sie gleboka. Plusem dla innych jest to, ze na plazy po prostu nie ma rodzin z dziecmi.
W zeszlym roku staly tam platne schowki na rzeczy, w tym roku zauwazylam, ze zniknely. Jest cos w rodzaju prysznica - szlauch zamocowany do kranu, sa toalety (czasem nawet z papierem toaletowym, ta plaza to jedno z nielicznych miejsc w Japonii, gdzie papieru toaletowego czasami nie ma). Jest tez budka, gdzie mozna wypozyczyc sprzet do snorkelingu, itp, itd.
W guesthousie z widokiem na plaze jest tez cafe, ale nie wiem kiedy jest otwarta, bo i w zeszlym roku, i w tym byla zamknieta.
Dobra, zaparkowalam rower. Jak na wszystkich innych wyspach Yaeyamy oprocz Ishigaki, rower nie mial zamykadla. Rowery maja naklejki z numerami, i trzeba zapamietac nasz numer. I potem szukac roweru z odpowiednim numerem.
Poszlam na plaze, posiedzialam chwilke, zrobilam pare zdjec, pospacerowalam w te i we te i sprawdzilam droge do drugiego punktu, ktory mnie interesowal.
Wracam na parking, a tam mojego roweru nie ma. No kurzasz twarz. Sprawdzam jeszcze raz i nie ma. Dzwonie do wypozyczalni, tlumacze dziadziowi co sie stalo. Przyjechal do mnie z innym rowerem. Mowil, ze mam sie nie martwic, ze pewnie, ktos przez pomylke zabral. Taaaa...
Tak bylo w zeszlym roku.
W tym roku bylam na plazy znacznie dluzej, snorkowalam (nie bylo interesujaco, prad byl dosc silny tez), wrocilam na parking, i znowu nie bylo mojego roweru. Wkurzylam sie strasznie. Nikt nie odbieral telefonu w wypozyczalni, ani w hotelu, do ktorego wypozyczalnia nalezy (hotel Oceans, tak przy okazji, wyglada bardzo fajnie, chyba sie tam zatrzymam nastepnym razem). Wiec poszukalam innego roweru z naklejka Oceans, “pozyczylam” go sobie i pojechalam do tego hotelu sie awanturowac. Ten rower, ktory "ukradlam" byl rozklekotany i bateria tylko na 20%.
Pani w hotelu od razu wykumala co sie stalo. Powiedziala, ze ktos przez pomylke pewnie wzial moj rower i dala mi nowy. Powiedziala, ze mam sie nie martwic, bo kazdy rower ma airtags, sprawdzila nawet, jezdzil sobie po wyspie. Zapytalam sie czy nie moze baterii zdalnie wylaczyc, czy cos. Spojrzala na mnie dziwnie i powiedziala, ze to rower, a nie Tesla.
No nie wiem, dwa razy pod rzad to samo i ta sama wymowka? Potem w sklepiku na wyspie spotkalam babki, ktore tam byly przez kilka dni i one w koncu wytlumaczyly co i jak. Ich rowery rowniez zniknely z tej plazy. A dlaczego?
Ano dlatego, ze wypozyczenie roweru elektrycznego tanie nie jest, 2200 jenow na dzien i trzeba miec rezerwacje. Wiec cwaniacy bez rezerwacji ida prosto z promu z buta na plaze i potem lapia rower z tlumu na parkingu i gotowe. Przed pandemia lokalesi obwiniali za to zagranicznych turystow. W zeszlym roku zagranicznych turystow nie bylo, a znikajace rowery byly nagminne. A to dlatego, ze oficjalnie, podczas stanu wyjatkowego, wypozyczalnie nie byly otwarte, a ludzie, ktorzy nie wykupili pakietu wycieczki nie mieli jak sie poruszac po wyspie. Wiec z buta na plaze, i po klopocie. W tym roku rowery podwedzaly raczej leniwe typy, ktore przyplynely na wyspe porannym promem bez uprzedniego zaklepania srodka transportu.
I to tyle w temacie uczciwych i przestrzegajacych prawa Japonczykow.
Po Nishihama pojechalam dalej wzdluz wybrzeza. Plaza za plaza, wszystkie piekne. Oficjalnie plywac tam nie mozna, ale widzialam ludzi w wodzie. Ale na wlasne ryzyko, bo prad jest naprawde silny. Do tego stopnia silny, ze na plazy Nishihama sa tablice, ze oficjalnie wolno plywac tylko w kamizelce ratunkowej. Bo ratownikow nie ma.
Jesli planuje sie jechac naokolo wyspy, to najlepiej wlasnie zaczac od plazy Nishihama, i potem kierowac sie na poludnie mniej wiecej wzdluz wybrzeza. Trasa szczegolnie wazna jesli chce sie poplywac w oceanie, a nie wzielo sie ze soba ciuchow na przebranie. Wtedy, nawet jak sie jezdzi na rowerze w mokrych, to do ostatniego promu beda juz suche. Bo w mokrych na prom nie wpuszcza. I warto tego przestrzegac, szczegolnie jesli chce sie wracac ostatnim promem, bo panowie promowi sa nieublagani i nie ma zmiluj.
A dlaczego warto kierowac sie na poludnie? Ano dlatego, bo poludnie to najwieksza atrakcja turystyczna calej wyspy. Na Haterumie znajduje sie najbardziej poludniowy punkt w calym kraju, jesli bierzemy pod uwage zamieszkale wyspy. Bo oficjalny najbardziej poludniowy punkt to jakies tam bezludne skaly, ktorym blizej do Guamu i Palau niz Japonii. Ale jesli chodzi o zamieszkale wyspy, to Hateruma ma zaszczyt bycia ta najbardziej poludniowa.
Wiec jesli jest sie w archipelagu Yaeyama, to mozna od razu zaliczyc dwa najbardziej ekstremalne punkty Japonii - poludniowy na Haterumie, i zachodni na Yonaguni.
W najbardziej poludniowym miejscu stoi glaz z napisem “najbardziej poludniowe miejsce w Japonii” i jesli podejdzie sie do krawedzi klifow, sa tam ladne widoki. Jest tez miejsce pod dachem, gdzie mozna sobie usiasc i odsapnac. Nie ma toalet.
Toalety sa kawalek dalej przy wiezy obserwacyjnej. Wieza obserwacyjna jest zamknieta i nikt nie wie, kiedy znowu ja otworza. Po trzech latach zamkniecia wymaga remontu, a funduszy na to nie ma. W toalecie ostroznie, bo na tylach budki pod winklem dachowym wisi ogromne gniazdo os. Powiedzmy tyle, spadalam stamtad w podskokach, a moj rower jechal z predkoscia, ktora wedlug producenta, powinna byc niemozliwa.
Nocami, kiedy niebo jest bezchmurne, ludzie koczuja nieopodal tej wiezy, zeby zobaczyc Krzyz Poludnia. Jest to jedyne miejsce w Japonii, gdzie mozna ta gwiazde zaobserwowac.