0
poomex 25 listopada 2021 20:19
Postanowiliśmy złapać trochę słońca na koniec sezonu 2021.
Z paru względów termin, który wchodził w grę był bardzo zawężony, a konkretniej musiał to być ostatni tydzień października.
W podobnym terminie w 2013 roku byliśmy na Sycylii, a w 2014 na Sardynii i obydwa wyjazdy, biorąc pod uwagę pogodę, były bardzo udane. Tym razem wybór miejsca zawęziliśmy do Krety i Cypru, finalnie padło na Kretę.
W relacji planuję umieścić jak najwięcej informacji, o tym czego można się spodziewać na tej wyspie w tym terminie.

Za lot Ryanairem Kraków - Chania w terminie 23.10 - 30.10 z doliczonym dużym podręcznym zapłaciłem 1000 zł - bez szału, ale trzeba było w końcu wykorzystać voucher na 700 zł za anulowany lot z marca 2020.
Samolot z Krakowa wylatuje o 6:20 rano, więc nie do uniknięcia jest wczesna pobudka. Na ratunek przychodzi salonik w Krakowie, który jest otwarty od 4:30 i pasuje idealnie, aby zjeść w nim bardzo wczesne śniadanie i wypić pierwszą tego dnia kawę.

Lot odbył sie bez żadnych przeszkód, Grecja przywitała nas przyjemnymi 24 stopniami i bezchmurnym niebem.
Po wylądowaniu czekała na nas pani z Europeo Cars i będę kolejną osobą, która poleca tą wypożyczalnię. Za samochód z najtańszej grupy na tydzień zapłaciliśmy 90 EUR, dostaliśmy Hyundaia i10, czyli auto z grupy wyżej.
Samochód z pełnym ubezpieczeniem, paliwo FULL-FULL, drugi kierowca w cenie, a dodatkowo miły akcent w postaci butelki lokalnego wina na powitanie. Jeden minus to fakt, że auto miało strasznie wytłuczone zawieszenie, pomimo przebiegu tylko 20k km.
Z drugiej strony po tygodniu jeżdżenia po drogach Krety, nie było dla mnie zagadką skąd taki właśnie stan zawieszenia. Wspomnę jeszcze, że warto spakować oryginalny kabelek do telefonu, bo auto obsługiwało Android Auto i Apple Car,
co jest super rozwiązaniem w kwestii nawigacji GPS, a tandetny kabel nie pozwoli połączyć smartfona z samochodem.

Gdy tylko dostaliśmy samochód ruszyliśmy w stronę zatoczki Seitan Limani. To tylko 15 minut od lotniska i nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł.
Wąska zatoczka wraz z plażą robi bardzo pozytywne wrażenie, miejsce jest dosyć unikalne - kolor wody ze względu na jasne wapienne skały wokół jest niesamowicie błękitny.
Jedna uwaga - zatoczka jest dosyć wąska, więc plaża nie jest duża, co sprawia że nie jest to dobry kandydat jeśli planujecie opalać się przez cały dzień.


02-seitan.jpg



01-seitan.jpg



Od razu spotkaliśmy też wszędobylskie na Krecie kozy.


03-kozy.jpg



04-kozy.jpg



Po dłuższej chwili ruszyliśmy w stronę Stavros, żeby coś zjeść, a przy okazji zobaczyć plażę z Greka Zorby. Plaża nie zrobiła na nas jakiegoś większego wrażenia, a dodatkowo dwie mousaki zamówione w Zorbas Taverna były co najwyżej takie sobie.
Ze Stavros jechaliśmy najpierw drogą wzdłuż wybrzeża w stronę Chanii. Po drodze bardzo ładnie prezentowała się plaża Kalathas - będzie trzeba ją kiedyś odwiedzić na dłużej.
Później jadąc trasą, która dumnie nazywa się Nową Drogą Narodową w końcu dotarliśmy do naszego noclegu w Kissamos, które to po krótkich oględzinach okazało się bardzo fajny miasteczkiem, świetną bazą wypadową do zwiedzania zachodniej części wyspy.
Spory apartment dla 2 osób, znaleziony na AirBnB, na 7 dni kosztował nas 1300 zł, co uznaję za dobrą ofertę - było super czysto, właścicielka była przemiła i w zasadzie każdego dnia częstowała nas jakimś lokalnym smakołykiem.

Następnego dnia wstaliśmy niespiesznie, a za oknem nadal czekała na nas przyjemna temperatura i bezchmurne niebo. Postanowiliśmy ruszyć w stronę Balos.
Droga dojazdowa była całkiem w porządku aż do momentu, gdy dotarliśmy do punktu poboru opłat. Po uiszczeniu 2 EUR zaczęliśmy powoli pokonywać kamieniste 7 km.
Nasz Hyundai, co prawda na jedynce i dwójce, ale jakoś sobie radził. Urwisko po prawej stronie drogi, jak dla mnie, nie jest bardzo przerażające, największy problem stanowią mniejsze lub większe kamienie, które bardzo łatwo mogą przebić oponę.
Jednym słowem trzeba uważać, ale też trasa nie jest w żadnym wypadku tylko dla terenówek.

Gdy dotarliśmy do celu było już po 12-stej i pomimo, że była to niedziela to chyba ze względu na październikową datę samochodów nie było dużo i udało nam się zaparkować wzdłuż drogi 50 metrów od właściwego parkingu.
Stamtąd do plaży jest jeszcze jakieś 30 minut spaceru, a widoki jakie na nas czekały po drodze były wprost niesamowite - nie jest dziwne, że plaża często plasuje się wysoko w rankingach na najładniejsze plaże Europy.


05-balos.jpg



06-balos.jpg



Po dotarciu na sam dół sama laguna nie robi już takiego wrażenia - przede wszystkim woda jest płytka, więc tak sobie nadaje się do pływania, a miejsc na piaszczystej części plaży nie ma zbyt dużo.
Można opalać się na kamienistej części, ale z niej w większości wejście do wody jest utrudnione ze względu na przybrzeżne, dosyć ostre, kamienie.


07-balos.jpg



08-balos.jpg



09-balos.jpg



Chwilę poleżeliśmy ciesząc się słońcem, ale koło 16-stej nadeszły złowróżbne chmury, które jakby zwiastowały zmianę pogody, ale o tym będzie już w następnym odcinku :)Kolejnego dnia obudziliśmy się i niestety nie przywitało nas już bezchmurne niebo, w zamian dostaliśmy niebo spowite ołowianymi chmurami.
Zaczęliśmy sprawdzać jak wygląda prognoza na najbliższe dni i niestety nie wyglądało to optymistycznie - przyszedł niż i w nabliższym czasie nie miało być nic, a nic lepiej.
Od razu podzielę się linkami z prognozą pogody, które w praktyce sprawdziły się najlepiej.
Jeśli chodzi o bieżącą pogodę, dane uśrednione oraz historyczne to świetnym źródłem jest strona prowadzona przez Narodowy Instytut Meteorologiczny w Atenach http://penteli.meteo.gr/stations/chania/
Jeśli z kolei chodzi o prognozę pogody w najbliższych godzinach, tudzież dniach to warto zajrzeć na Meteoblue https://www.meteoblue.com/en/weather/we ... ece_260114
Na tej ostatniej szczególnie przydatna jest prognozowana ilość godzin słonecznych danego dnia - wspomnę później jeszcze jak bardzo nam się to przydało! :)

Kontynuując, z takimi mało pozytywnymi informacjami stwierdziliśmy, że może to dobry dzień na treking w Wąwozie Samaria. Tutaj też od razu podrzucę link do oficjalnego facebooka wąwozu https://www.facebook.com/samaria.gr/
na którym zawsze publikowane są informacje czy danego dnia wąwóz nie jest zamknięty. Jest to dosyć istotna kwestia, bo w razie przewidywanego dużego deszczu, ze względu na zagrożenie powodziami tzw. flash floods, wąwóz jest zamykany dla zwiedzających.
Tutaj akurat nie było problemów - tego dnia wąwóz był otwarty. Jadąc z Kissamos pogoda robiła się coraz gorsza, zaczęlo padać i zaczeliśmy się zastanawiać, czy aby nie zawrócić, jednak z braku sensownej alternatywy brnęliśmy dalej.
Już na serpentynach przed Omalos z naprzeciwka minął nas bus do Chanii, a później jeszcze dwa puste autobusy turystyczne z biur podróży - uznaliśmy to za dobry znak, bo wyglądało że nie tylko my pchamy się dzisiaj do wąwozu.
Po dojechaniu o 10-tej na parking w Xyloskalo, czyli z greckiego "drewnianych schodów" mogliśmy zaparkować tuż przy samej bramie wejściowej do wąwozu, którą tak i tak musieliśmy szukać, bo wszystko było spowite gęstą mgłą.

Po zapłaceniu za parking i za wejście zaczęliśmy wędrówkę w dół z minimalną widocznością, pocieszając się że mamy wąwóz tylko dla siebie. Aż tu po około 15 minutach, ku naszej uciesze, mgła się rozproszyła i wędrówka zrobiła się dużo przyjemniejsza.
Powoli zaczęliśmy też spotykać na szlaku innych turystów, jednak cały czas można było spacerować w odosobnieniu - podobno w szczycie sezonu do Xyloskalo przyjeżdża codziennie do 50 autobusów, trudno mi sobie wyobrazić jak musi być wtedy tłoczno.


10-.jpg




11-.jpg




12-.jpg




13-.jpg




14-.jpg




15-.jpg




16-.jpg




17-.jpg




18-.jpg




19-.jpg




20-.jpg




21-.jpg




22-.jpg




23-.jpg




24-.jpg



Wędrówka spokojnym tempem z przystankami, aż do wyjścia z parku narodowego zajęła nam gdzieś 5 godzin. Później jeszcze trzeba było spacerować około 40 minut do przystani w Agia Roumeli.
Prom do Sougii odpływał o 17:30, więc mieliśmy jeszcze czas na zasłużony posiłek. Całym sercem mogę polecić tawernę Rousios, w której zjedliśmy sałatkę kreteńska, pyszne souvlaki i zimne piwo.


25-.jpg




26-.jpg




27-.jpg



Do Sougii dopłyneliśmy punktualnie, bez żadnych niespodzianek. Przy wyjściu z promu czekał van, który za trasę do Xyloskalo liczył sobie 10 EUR od osoby, ale wystarczy przejść 200 metrów i wsiąść do jednego z podstawionych kursowych autobusów,
które zawiozą nas do Xyloskalo za niecałe 3 EUR od osoby.

Przyjazd był już po zmroku. Polecam w miarę sprawnie wsiąść do auta tak żeby nie zostać na szarym końcu, ale też nie warto pchać się na samą szpicę.
Najwygodniej i najsprawniej jedzie się za jakimś Grekiem, który zna trasę z jej licznymi zakrętami oraz wie kiedy zwolnić w miejscach, gdzie na asfalcie nocują kozy :)

Kolejnego dnia zgodnie z prognozami z dnia poprzedniego pogoda nie była nawet odrobinę lepsza - ołowiane chmury i od czasu do czasu mżawka.
Powstał plan żeby zobaczyć Polirynię, czyli ruiny starożytnego miasta na wzgórzach za Kissamos.
Trasa zajęła nam nie więcej niż 20 minut. Samochód można zostawić w pobliżu cmentarza i małego kościółka.
Ruin nie ma już zbyt dużo, więc trzeba się trochę wysilić, żeby wyobrazić sobie jak żyli tam ludzie ponad 2 tysiące lat temu.
Widoki były nienajgorsze, myślę że przy lepszej pogodzie robią jeszcze większe wrażenie, ale samej Polirynii na pewnie nie wciągnąłbym na listę "must see".


28-polirinia.jpg




29-polirinia.jpg




30-polirinia.jpg




31-polirinia.jpg




32-polirinia.jpg




33-polirinia.jpg




34-polirinia.jpg




35-polirinia.jpg




36-polirinia.jpg



Wieczorem zwiedziliśmy naszą urokliwą bazę tj. Kissamos, łącznie ze zlokalizowaniem bardzo niepozornej fontanny weneckiej wciśnietej pomiędzy współczesne domy.


37-kissamos.jpg




38-kissamos.jpg




39-kissamos.jpg



Zdradzę od razu, że w następnym odcinku nasz los, w kwestii pogody, nieco się odmieni :)Po intensywnym, trekingowym dniu spędzonym w Samarii kolejnego dnia należał się nam odpoczynek. Pogody dalej nie było, ale pomimo to zdecydowaliśmy, że może warto zobaczyć różowy piasek w Elafonisi, choćby i w deszczu.
Z Kissamos wyruszyliśmy trasą przez wąwóz Topolia. Wspomnę, że wśród mnóstwa wąwozów na Krecie, w zachodniej części wyspy znajdują się te najpopularniejsze:
  • Samaria, którą odwiedziliśmy dnia poprzedniego.
  • Agia Irini, z czasem przejścia ok. 3 godziny jest podobno krótszą wersją Samarii, wylot wąwozu jest w Sougii.
  • Imbros, oceniany jako najłatwiejszy, dlatego wskazany dla rodzin z dziećmi, czas przejścia 2-3 godziny, szlak zaczyna się w wiosce Imbros, a kończy w pobliżu Komitades, gdzie można złapać autobus powrotny.
  • Aradena, znana z pięknie umiejscowienionego mostu, z którego możliwe są skoki na bungee. Wylot jest na prześlicznej plaży Marmara, z której trzeba jeszcze przespacererować się do Loutro żeby stamtąd złapać łódkę powrotną.
  • Topolia, ten wąwóz większość turystów ogląda z góry, jako że z północy wyspy w stronę Elafonisi droga poprowadzona jest górną krawędzią wąwozu.

Poniższe zdjęcia zrobiliśmy na jednym z punktów widokowych zlokalizowanych obok ww. drogi.


40-topolia.jpg



41-topolia.jpg



Jadąc w stronę Elafonisi zachmurzenie było cały czas całkowite, ale w momencie gdy minęliśmy miejscowość Elos i zaczęliśmy zjeżdzać doliną w dół, w okolicy Vathi zaczęło wychylać się słońce.
Założyliśmy że to tylko chwilowe przejaśnienie, jakaś nieduża "dziura w chmurach". Tyle że im bliżej byliśmy Elafonisi tym było coraz słoneczniej, a termometr w aucie wskazywał coraz wyższą temperaturę - finalnie z najniższej tego dnia wartości 14 stopni Celsjusza,
temperatura wzrosła do 23 stopni na parkingu przy Elafonisi. Byliśmy całkowicie zaskoczeni, ale niespodzianka była przednia. Kolejne parę godzin spędziliśmy pływając w morzu i wylegując się na słońcu.
Do tej pory nie wiemy jaki to ewenement pogodowy tam występuje, bo reszta Krety była cały czas pod chmurką. Ta sytuacja pozwoliła mi zweryfikować, że liczba godzin słońca na stronie Meteoblue jest bardzo miarodajna.


42-elafonisi.jpg



43-elafonisi.jpg



44-elafonisi.jpg



45-elafonisi.jpg



46-elafonisi.jpg



47-elafonisi.jpg



48-elafonisi.jpg



49-elafonisi.jpg



Przed zachodem słońca podjechaliśmy jeszcze na plażę Kedrodasos znajdującą się niedaleko od Elafonisi. Nazwa pochodzi od lasu jałowcowego, który otacza plażę i nadaje jej specyficznego uroku.
Plaża jest bardzo ładna, choć naszym subiektywnym zdaniem Elafonisi jest odrobinę ładniejsze. Myślę że w sezonie, gdy Elafonisi jest pełne turystów, na Kedrodasos może być trochę spokojniej.



Dodaj Komentarz