W drodze powrotnej przed maskę wybiegł nam jeszcze daniel, ale w zamian pozwolił się sfotografować
:)
Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Chanii. Rano wyszedłem do pobliskiej piekarni kupić do kawy moje ulubione greckie ciastko bougatsę, czyli ciasto filo z nadzieniem z kaszy manny. Trochę się zdziwiłem widząc puściutkie półki. Pierwsza myśl "wszystko wykupili", druga myśl "jeszcze nie dowieźli" - dwa razu pudło, miły pan sprzedawca wytłumaczył mi, że dzisiaj 28 października czyli Ohi Day, cała Grecja świętuje. Święto narodowe upamiętnia odrzucenie przez greckiego premiera ultimatum wystosowanego przez Mussoliniego na początku II Wojny Swiatowej. Swoją drogą historia bardzo podobna do tej naszej z odrzuceniem ultimatum Hitlera przez ministra Józefa Becka w 1939.
Mając na uwadze zaistniałe okoliczności stwierdziliśmy, że pierwotny plan trzeba zmienić i sprawdzimy czy na Elafonisi dzisiaj też jest słońce. Nie zawiedliśmy się, chociaż chmur było trochę więcej niż poprzedniego dnia.
Po plażowaniu wracaliśmy trasą wzdłuż wybrzeża żeby przy okazji zobaczyć Falassarnę. Plaża wygląda fajnie, ale gdy dotarliśmy wiatr był tak silny, że musieliśmy szybko stamtąd się wynieść, bo było ryzyko że zamarzniemy
:)
Następny, ostatni już dzień to realizacja planu pt. Chania. Praktycznie cały dzień włóczyliśmy się po szeroko rozumianym centrum miasta, które nawet pomimo zacinającego od czasu do czasu deszczu jest prześliczne. Kreteńskie miasta do tej pory kojarzyły mi się z nijakim Heraklionem, który odwiedziłem parę lat temu. To nienajlepsze wrażenie zostało całkowicie przykryte niewątpliwym urokiem Chanii. Wspomnę jeszcze, że jeśli nie zdołacie zobaczyć dzikiej kozy Kri-Kri podczas któregoś z trekingów to możecie odwiedzić Park Miejski, w którym jest zagroda z takimi właśnie kozami.
Słowem podsumowania, w kwestii pogody nie mieliśmy szczęścia i raczej trzeba się z tym późną jesienią liczyć. Z drugiej strony nie było tragedii, bo trochę jednak plażowaliśmy. Kolejnego tygodnia, czyli pierwszego tygodnia listopada z tego co sprawdzałem pogoda była świetna dzień w dzień. Pomijając jednak aspekt pogodowy Kreta bardzo nam się spodobała - wyspa jest tak zróżnicowana, że nie sposób się tam nudzić, nawet i w deszczu
:)
W drodze powrotnej przed maskę wybiegł nam jeszcze daniel, ale w zamian pozwolił się sfotografować :)
Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Chanii. Rano wyszedłem do pobliskiej piekarni kupić do kawy moje ulubione greckie ciastko bougatsę, czyli ciasto filo z nadzieniem z kaszy manny.
Trochę się zdziwiłem widząc puściutkie półki. Pierwsza myśl "wszystko wykupili", druga myśl "jeszcze nie dowieźli" - dwa razu pudło, miły pan sprzedawca wytłumaczył mi, że dzisiaj 28 października czyli Ohi Day, cała Grecja świętuje.
Święto narodowe upamiętnia odrzucenie przez greckiego premiera ultimatum wystosowanego przez Mussoliniego na początku II Wojny Swiatowej. Swoją drogą historia bardzo podobna do tej naszej z odrzuceniem ultimatum Hitlera przez ministra Józefa Becka w 1939.
Mając na uwadze zaistniałe okoliczności stwierdziliśmy, że pierwotny plan trzeba zmienić i sprawdzimy czy na Elafonisi dzisiaj też jest słońce. Nie zawiedliśmy się, chociaż chmur było trochę więcej niż poprzedniego dnia.
Po plażowaniu wracaliśmy trasą wzdłuż wybrzeża żeby przy okazji zobaczyć Falassarnę. Plaża wygląda fajnie, ale gdy dotarliśmy wiatr był tak silny, że musieliśmy szybko stamtąd się wynieść, bo było ryzyko że zamarzniemy :)
Następny, ostatni już dzień to realizacja planu pt. Chania. Praktycznie cały dzień włóczyliśmy się po szeroko rozumianym centrum miasta, które nawet pomimo zacinającego od czasu do czasu deszczu jest prześliczne.
Kreteńskie miasta do tej pory kojarzyły mi się z nijakim Heraklionem, który odwiedziłem parę lat temu. To nienajlepsze wrażenie zostało całkowicie przykryte niewątpliwym urokiem Chanii.
Wspomnę jeszcze, że jeśli nie zdołacie zobaczyć dzikiej kozy Kri-Kri podczas któregoś z trekingów to możecie odwiedzić Park Miejski, w którym jest zagroda z takimi właśnie kozami.
Słowem podsumowania, w kwestii pogody nie mieliśmy szczęścia i raczej trzeba się z tym późną jesienią liczyć. Z drugiej strony nie było tragedii, bo trochę jednak plażowaliśmy.
Kolejnego tygodnia, czyli pierwszego tygodnia listopada z tego co sprawdzałem pogoda była świetna dzień w dzień.
Pomijając jednak aspekt pogodowy Kreta bardzo nam się spodobała - wyspa jest tak zróżnicowana, że nie sposób się tam nudzić, nawet i w deszczu :)