Gdy nastał wieczór, nastał też czas posiłku. Jako, że dzień wcześniej nie znaleźliśmy nic specjalnego tym razem postanowiliśmy się przyłożyć ciut bardziej. Najpierw zawitaliśmy do dość przyjemnie wyglądającej knajpy rozłożonej na ulicy, ale nie mieli tam mięsiwa, a tylko hummus (hummus srummus shit), ale za to mili pracownicy wskazali nam gdzie iść. Restauracja do której trafiliśmy to praktycznie jedyne oświetlone miejsce na przełomie dwóch ulic. Gdy tam weszliśmy zostaliśmy otoczeni przez opary dymu, przypominające wspaniałe czasy dawniejszych barów o wątpliwej reputacji. Spode łba patrzyły na nas brodate twarze lokalnych mieszkańców, a mrok miejsca rozświetliła chmurna twarz managera, ale za to mówiącego po angielsku. Dlaczego tak się o tym rozpisuję? Gdyż nigdy nie spotkała mnie sytuacja, że trzech kelnerów, albo i czterech obsługuje mnie przy jedzeniu. Mówiąc o obsłudze nie mówię o tym, że przynieśli nam nasze pół kilo kebaba z frytkami, chlebem, colą i sałatką. Mówię o tym, że gdy tylko upiłem łyk z kieliszka za chwilę miałem dolane do pełna, mówię o tym, że sałatka była dokładana mi na talerz na bieżąco, podobnie nakładane były frytki, myślę że gdybym na to pozwolił to zaczęliby mnie karmić. Nie mam bladego pojęcia z czego to wynikały, czy z tego że turyści, czy walki o napiwek? Oczywiście zostawiłem odpowiednią kwotę, która dla nich była wysoka, ale w Polsce pewnie kelner ledwo by na to spojrzał, po czym zbiliśmy pionę z każdym z ekipy nas obsługującej i odeszliśmy w stronę zachodzącego słońca (chyba w tą, bo było już ciemno, więc ciężko określić). No i historia się powtarza, hotel, sen, o 6 rano wstałem już sam. Ruszyłem w stronę cytadeli finalnie ją okrążając miałem już wracać do hotelu, ale trafiła mi się przypadkowa otwarta klatka schodowa. I to był strzał w dziesiątkę, bo po wejściu na myślę 5-6 piętro moim oczom ukazała się wspaniała panorama Aleppo z widokiem na cytadelę i zniszczony meczet. Piękne i tragiczne zarazem.
Do hotelu złapałem taksówkę, a następnie około 10 udaliśmy się w stronę miasta Hama i Krak de Chevaliers. Hama to miasto, w którym zlokalizowane są starożytne młyny wodne. Wydaje mi się, że poza tymi młynami niewiele jest tam rzeczy do obejrzenia. Co innego ludzie. Szokujące było to, że jak tylko wysiedliśmy z samochodu podchodzili do nas ludzie chcący zrobić sobie zdjęcie, albo zagadać. Mega otwarte społeczeństwa, fajnie by było spędzić tam dzień, ale nasza droga prowadziła nas do Krak do Chevaliers. Podobno to jeden z najlepiej zachowanych zamków na świecie. Nie wiem czy aż tak daleko bym wybiegał w tym stwierdzeniu, ale na pewno jeśli rozpatrywać to pod kątem wielkości do zachowania to jest w tym dużo prawdy. Zamek jest kolosalny, a największe wrażenie na mnie zrobiła nie wiedzieć czemu stajnia, wielkości jakiejś mega hali do koszykówki czy też widoki, które myślę że rozciągały się na dziesiątki kilometrów. Pod kątem strategicznym ktoś genialnie zaplanował tą miejscówkę. Nie wiem czy jest się o czym rozpisywać w przypadku zamku, bo miał to co wszystkie zamki, czyli dziedziniec, kuchnie, lochy, stajnie, wieże
:!: Smutne jest to, że z zamku widać było budynki, w których tętniło restauracyjno-hotelowe życie a teraz są tylko nic nie znaczącymi szkieletami przypominającymi o tym jak było dawniej.
Po Twojej relacji nabieram coraz większej ochoty na Syrię, tym bardziej, że te unescowe miejsca mimo wszystko dobrze zachowane, nawet w Palmyrze sporo się ostało. Szkoda, że wioski na północy niedostępne, bo pod kontrolą Turcji.
@Woyno marne szanse tam się dostać, bo to nawet nie problem biura tylko checkpointów, które za cholerę tam nie wpuszczą, może w przyszłości, kto wie...a dzięki temu objazdowi mam zrobione wszystkie unesco poza wioskami
:)
Bardzo ciekawa relacja!Drobna errata - w Aleppo nie było ISIS, aż tam nie dostarli. Wojska Asada naparzały się tam przez dłuższy czas z zestawem różnych ugrupowań opozycyjnych.
Dla mnie Syria to był jeden z najwspanialszych krajów jaki widziałem, byłem dwukrotnie w 2007 i 2009. Po tym wszystkim co sie potem wydarzyło, kiedy widziałem co stało sie z Aleppo chyba już nigdy tam nie wrócę, szkoda ludzi , zabytków, atmosfery. Kraj który miał dla turysty wszystko, dobre jedzenie , mili i uczciwi ludzie nie skażeni wielką turystyką, zabytki klasy unikatowej, ruiny w Rzymie przy Palmirze czy Sergiopolis to przedszkole. I chyba wszystko skończone, może za 20 lat ale kto myśli o turystach jak do gara nie maco włożyć. Gratuluję odwagi i determinacji. Co z meczetem w Aleppo widziałem że też ucierpiał?
@irae Możesz opisać procedurę załatwiania wizy syryjskiej?Czy dobrze przeczytałem, że do wjazdu do Libanu nie potrzebowałeś testu, tzn. nie sprawdzali go?
@kumkwat_kwiatJeśli chodzi Ci o wieżę zegarową obok hotelu Four Season to tak, w całkiem dobrym stanie. Być może to zasługa umowy, że wokół hotel się nie naparzają?Przy okazji zapraszam na krótszy odcinek 2 (Maaloula, Homs, cytadela Aleppo)A w niedzielę będzie już tłuściutko bo wjeżdża wycieczka po Aleppo mieście
:)https://youtu.be/UN5ExzFKLk0
Robi wrażenie. Szkoda takich wspaniałych miejsc zniszczonych ręką ....ps. W pierwszym poście opisy do zdjęć chyba się lekko poplątały, bo nie zawsze opis jest zgodny ze zdjęciem.
3 odcinek i to jaki! Aleppo - miasto, po którym widać grozę wojny od samych fundamentów.Szczerze polecam, bo z jednej strony jest to smutny obraz, ale z drugiej taka jest rzeczywistość.https://www.youtube.com/watch?v=3ZNx_cICCok&t=300s
4 odcinek prosto z Syrii
:)Dzisiaj Palmyra i pewnie będzie, że się chwalę ale może to być jeden z naprawdę niewielu filmów na youtubie pokazujący to miejsce już po wojnie
:)https://www.youtube.com/watch?v=Pg3dTBirE5I
@iraeMega ciekawa relacja
:) Naszły mnie pytanie; 1. Czy udało się w Syrii gdzieś zapłacić kartą lub skorzystać z bankomatu? 2. Ile gotówki potrzeba na takiego tripa po Syrii wliczając w to Wize, Transport, Hotele, Jedzenie itd.? 3. Udało się bez problemów ogarnąć kartę SIM w Syrii? Sprawnie działał net?4. W jakich hotelach w Syrii się zatrzymałeś i jak robiłeś rezerwację? 5. Czy żałujesz, że teraz nie będziesz mógł skorzystać już z ESTA przy wlocie do USA?
@Martinuss1) w Syrii nie da się płacić kartą i korzystać z bankomatu, są odcięci od świata przez sankcje, tylko cash - przynajmniej dla gości z zagranicy, próba korzystania z bankomatu skutkuje zabraniem karty, tak to mi naświetlono
;)2) 800-1000 dolców za 7 dni tripa + wiza 75 dolarów + 100 dolarów test na wyjazd + na restauracje, magnesiki, jakieś drobne pamiątki to jest maks 100 dolarów, a może wydać mniej (falafel chyba stał np. 3 zł, restauracja - dużo jedzenia 10-20 zł)3) karta SIM w Damaszku i Aleppo do kupienia, ale w określonych punktach i słabe godziny otwarcia bo do 16 i fajrant (ja kupiłem dopiero w Aleppo punkt był 5 metrów od mojego hotelu - chyba firma Syriatel )4) Damaszek - hotel Talisman (przecudowny), Aleppo - nie pamiętam nazwy ale jakis 12-piętrowy przy głównym placu, Krak de Chevaliers - tam dosłownie 3 działały to jakiś jeden z lokalnych, nie pamiętam nazwy5) Myślałem nad tym, ale nie specjalnie, poza tym paszporty czasem się gubią, prawda?
irae napisał:5) Myślałem nad tym, ale nie specjalnie, poza tym paszporty czasem się gubią, prawda?nawet jak sie zgubi paszport to wujek wszystko wie
;)
@Martinuss @tunczajnie mam dokładnych danych ale przynajmniej 1/5 - 1/4 <aktywnych> uczestników tego forum była w krajach z czarnej listy. Czytamy tu relacje z Iraku, Syrii, Iranu, Sudanu, Somalilandu a teraz także z Syrii. Jakoś sobie radzimy. Z kolegami z tego tripa: w-pustyni-i-na-wodzie-czyli-sladami-stasia-i-nel,213,139650&hilit=sudanbyliśmy w styczniu w USA i na Guam. Fakt, Sudan wypadł niedawno z czarnej listy ale i tak wszyscy mieliśmy wizy.@iraeCzekam na relację z Libii
;)
tunczaj napisał:sko1czek napisał:sama wymiana paszportu nic nie zmieni.Zgadza się, słyszałam o takich, wrócili na lotnisku, bo mają w systemie i do końca życia potrzebują wizę. To jest cana, jaką należy zapłacić za takie destynacje.
@Bulusianie wyglądało na to, żeby była opcja nie wbicia, podchodzili do tego poważnie
:)a tak personalnie chyba nie mógłbym sobie odmówić wbicia w paszport
:D
irae napisał:@Bulusianie wyglądało na to, żeby była opcja nie wbicia, podchodzili do tego poważnie
:)a tak personalnie chyba nie mógłbym sobie odmówić wbicia w paszport
:DTo oczywiste
:D Sam wszystkim z dumą pokazuje wizę Lesotho w paszporcie
;) Kłopot w tym, że do Syrii wybieram się w sierpniu a dwa tygodnie później z Aer Lingusem lecę do USA (oczywiście na ESTA) i zastanawiam się czy nie zakończę podróży na JFK
:shock:
@BulusiaHmm....chyba zadzwoń na infolinię ambasady USA, albo zobacz wniosek ESTA (tam jest chyba wymagane podanie czy było się w którymś z krajów z listy zakazanej), ale wydaje mi się że z pieczątką Syrii czeka Cię przymusowy wyjazd ze Stanów :/
@sko1czek, jesteś pewien? na https://travel.state.gov/content/travel ... ogram.html Sudan jest niestety dalej na liście :Nationals of VWP countries who have traveled to or been present in Democratic People's Republic of Korea, Iran, Iraq, Libya, Somalia, Sudan, Syria, or Yemen on or after March 1, 2011 (with limited exceptions for travel for diplomatic or military purposes in the service of a VWP country).
irae napisał:@cartczyli formularz DS-160 i 160 dolców x3 mnie czeka przy przeliczniku 5 zł, to lubię
:PAle na 10 lat spokój. A jak się rozsmakujesz, to jeszcze się okaże że Cię to wyjdzie taniej niż ESTA co chwilę
;)
Gdy nastał wieczór, nastał też czas posiłku. Jako, że dzień wcześniej nie znaleźliśmy nic specjalnego tym razem postanowiliśmy się przyłożyć ciut bardziej. Najpierw zawitaliśmy do dość przyjemnie wyglądającej knajpy rozłożonej na ulicy, ale nie mieli tam mięsiwa, a tylko hummus (hummus srummus shit), ale za to mili pracownicy wskazali nam gdzie iść. Restauracja do której trafiliśmy to praktycznie jedyne oświetlone miejsce na przełomie dwóch ulic. Gdy tam weszliśmy zostaliśmy otoczeni przez opary dymu, przypominające wspaniałe czasy dawniejszych barów o wątpliwej reputacji. Spode łba patrzyły na nas brodate twarze lokalnych mieszkańców, a mrok miejsca rozświetliła chmurna twarz managera, ale za to mówiącego po angielsku. Dlaczego tak się o tym rozpisuję? Gdyż nigdy nie spotkała mnie sytuacja, że trzech kelnerów, albo i czterech obsługuje mnie przy jedzeniu. Mówiąc o obsłudze nie mówię o tym, że przynieśli nam nasze pół kilo kebaba z frytkami, chlebem, colą i sałatką. Mówię o tym, że gdy tylko upiłem łyk z kieliszka za chwilę miałem dolane do pełna, mówię o tym, że sałatka była dokładana mi na talerz na bieżąco, podobnie nakładane były frytki, myślę że gdybym na to pozwolił to zaczęliby mnie karmić. Nie mam bladego pojęcia z czego to wynikały, czy z tego że turyści, czy walki o napiwek? Oczywiście zostawiłem odpowiednią kwotę, która dla nich była wysoka, ale w Polsce pewnie kelner ledwo by na to spojrzał, po czym zbiliśmy pionę z każdym z ekipy nas obsługującej i odeszliśmy w stronę zachodzącego słońca (chyba w tą, bo było już ciemno, więc ciężko określić). No i historia się powtarza, hotel, sen, o 6 rano wstałem już sam. Ruszyłem w stronę cytadeli finalnie ją okrążając miałem już wracać do hotelu, ale trafiła mi się przypadkowa otwarta klatka schodowa. I to był strzał w dziesiątkę, bo po wejściu na myślę 5-6 piętro moim oczom ukazała się wspaniała panorama Aleppo z widokiem na cytadelę i zniszczony meczet. Piękne i tragiczne zarazem.
Do hotelu złapałem taksówkę, a następnie około 10 udaliśmy się w stronę miasta Hama i Krak de Chevaliers. Hama to miasto, w którym zlokalizowane są starożytne młyny wodne. Wydaje mi się, że poza tymi młynami niewiele jest tam rzeczy do obejrzenia. Co innego ludzie. Szokujące było to, że jak tylko wysiedliśmy z samochodu podchodzili do nas ludzie chcący zrobić sobie zdjęcie, albo zagadać. Mega otwarte społeczeństwa, fajnie by było spędzić tam dzień, ale nasza droga prowadziła nas do Krak do Chevaliers. Podobno to jeden z najlepiej zachowanych zamków na świecie. Nie wiem czy aż tak daleko bym wybiegał w tym stwierdzeniu, ale na pewno jeśli rozpatrywać to pod kątem wielkości do zachowania to jest w tym dużo prawdy. Zamek jest kolosalny, a największe wrażenie na mnie zrobiła nie wiedzieć czemu stajnia, wielkości jakiejś mega hali do koszykówki czy też widoki, które myślę że rozciągały się na dziesiątki kilometrów. Pod kątem strategicznym ktoś genialnie zaplanował tą miejscówkę. Nie wiem czy jest się o czym rozpisywać w przypadku zamku, bo miał to co wszystkie zamki, czyli dziedziniec, kuchnie, lochy, stajnie, wieże :!: Smutne jest to, że z zamku widać było budynki, w których tętniło restauracyjno-hotelowe życie a teraz są tylko nic nie znaczącymi szkieletami przypominającymi o tym jak było dawniej.