Kolejnym etapem mojej podróży było Abu Dhabi. To moj pierwszy pobyt w Emiratach, nigdy mnie tam nie ciągnęło. Tyle, że o dziwo spodobało mi się.
Pogoda była przerażająca, na zewnątrz mokra łaźnia, tyle że ja na zewnątrz byłem tyle co dojazd, przejście z hotelu do plaży i na basen. Kontakt z wodą z zatoki był dla mnie sporym zaskoczeniem,.myślałem że wiem co to jest ciepła woda w morzu, ale ta była cieplejsza od tej, w której biorę kąpiel.
Moje spostrzeżenia ograniczają się głównie do czasu spędzonego w najlepszym hotelu, w jakim dotychczas mieszkałem - Conrada w Etihad Tower, jednak był to czas bardzo przyjemny. Wszystkie bez wyjątku osoby z obsługi były niezwykle mile, ale jednocześnie nie spięte i takie interaktywne. Tak na roboczo sobie pomyślałem, że to może nie jest takie najgorsze miejsce. Dla przyjezdnych jest zorganizowane jak firma - przyjeżdżają tu do pracy, lepszej niż u siebie. Z drugiej strony to dobrze, że szejkowie robią coś ze swoimi pieniędzmi - coś co zostanie, kiedy ropa się skończy lub będzie mniej potrzebna - to jednak tak inne postępowanie niż w ma to miejsce w przypadku Rosji.
Skala tych działań na pustyni, przekszrałcenia linii brzegowej robi olbrzymie wrażenie.
Postanowiłem, że tam wrócę i jeszcze Dubaj obejrzę, nabrałem też chęci na Arabię Saudyjską.
Na razie jednak wracałem do Europy, tej najbardziej fascynującej - do Jugosławii, ale o tym później. Dodam jedynie, że ponad pięciogodzinny lot pełnym samolotem Wizzaira był dość męczący.
Wstawię też jedno zdjęcie na zachętę
To nie było nic nadzwyczajnego, jakiś Technogym, zresztą ona nie jest specjalnie duża i mieści się na niskim piętrze oferuje widok na podjazd pod hotelJeśli miałbym wskazać jedno ulubione miasto byłby to Belgrad.
Co prawda przy prawym brzegu Sawy robią mo przez ostatnie lata wielką krzywdę, wystarczy tam nie patrzyć i wszystko nadal jest OK.
Tym razem nie oglądałem żadnych highlajtów tylko włóczyłem się po ulicach a i tak sporo znalazłem.
Niestety, zdjęcia będą później bo słowackie kolejowe WIFI ma upload z prędkością kilku bitów na godzinę
Głównym moim planem wizyty było spotkanie ze znajomą z Moskwy, która od rozpoczęcia przez Rosję wojny z Ukrainą mieszka właśnie w Belgradzie.
Co ciekawe ostatnią rzeczą o której z nią rozmawiałem 4 lata temu było właśnie życie w Moskwie, powiedziała mi, że zamierza wyjechać, ale chce, aby wcześniej jej synowie skończyli szkoły. Stało się inaczej teraz uczą się w Belgradzie i jest im z tym dobrze. Serbska szkoła zarówno im jak i mamie podoba się bardziej niż rosyjska.
Zresztą kontakt ze szkołą pokazuje różnicę między tymi dwoma państwami.
Kiedy zapisywała dzieci do szkoły ciężko było jej uwierzyć, że jedyne co miała zrobić to przyprowadzić dzieci dzień przed rozpoczęciem roku na test, żeby szkoła ustaliła do jakiej klasy je zapisać. Żadnych poprzednich świadectw, tym bardziej tłumaczeń nie trzeba było. Dodam, że ani dzieci ani mama nie mają karty stałego pobytu w Serbii.
W Moskwie szkoła już w kwietniu żąda pieniędzy na kolejny rok, a biurokracja jest rozbudowana.
Co ciekawe w kontekście doniesień medialnych z Serbii kwestia przemocy w szkole była tam poważnie traktowana jeszcze przed głośnymi uczniowskimi egzekucjami. Poważnie znaczy były prowadzone zajęcia z udziałem psychologów , angażowano w nie zarówno dzieci jak i rodziców.
W czasie spaceru pokazała mi miejsce, gdzie był mural z Putinem i jego historię na filmie
Zwróciła też uwagę, że Putin miedzy przemalowaniami puchnie jak w naturze. Z muralu w końcu znika...
Serbia, opisywana jako tak przyjazna Rosjanom w praktyce okazuje się być dla wielu z nich frustrująca.
Jedyne widoczne w przestrzeni publicznej demonstracje przyjaźni między Serbią a Rosją w postaci splecionych flag są sponsorowane przez Gazprom.
Władze rosyjskie już nie są takie troskliwe. Do Serbii przybyło 240000 Rosjan, przy takim ich napływie ambasada wywiesiła białą flagę. Nie odbiera telefonów, nie odpowiada na maile.
Poza tym Rosjanie, uważający się za rosłą nację co rusz przeżywają upokorzenie na widok jednak znacznie wyższych Serbów
Kolejna sprawa to reżim bezwizowy. Vucic, zresztą osoba, którą interesuje tylko władza i kasa, może sobie mówić jedno, ale robi drugie.
Obywatele UE mogą przebywać w Serbii przez 3 miesiące, Rosjanie tylko miesiąc. Następnie muszą odbyć szybką przejażdżkę za granicę, a nie każda jest dla nich otwarta.
Naprawdę ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Mówiła mi, że z jej znajomych większość wyjechała, do różnych państw, w tym Polski. W Moskwie , wśród tych którzy zostali panuje niewygodna, schizofreniczna atmosfera. Ona mówi, że nie wyobraża sobie powrotu w najbliższym czasie.W polu kolejowe wifi działa trochę szybciej. Na zdjęciach Gaspromu zabawka wstążką i obecny stan putinowego muralu. Rano odbyłem również zaskakującą rozmowę z pracownikiem hotelu, w którym się zatrzymałem.
Zaczęło się od pytania o Djokovicza, przeszło na Serbię i Jugosławię. Ja jestem fanem tego projektu wspólnotowego. Fanem podwójnym, bo pokazującym, że do powodzenia takich koncepcji niezbędne jest odsunięcie na bok nacjonalizmów - choć w Jugosławii zostało to zrobione przez dyktatora o niestety nie wyeliminowane, tylko zamiecione pod dywan.
Zresztą mój rozmówca też wyraźnie podkreślał, zło myślenia w kategoriach narodowych, i w ogóle to nie jest to co jest istotne u Jugosłowian. Ciekawe na ile powszechne jest to myślenie? Może czas Vucica powoli mija?
Tak sobie opowiadamy o różnych doświadczeniach, w sumie trochę po tych krajach jeździłem, a on jest stamtąd (dokładniej z Wojwodiny) i ja wspomniałem o Bjelo Dugme, mówiąc jak progresywna ta muzyka była w latach siedemdziesiątych. On mi na to, eeee - progresywny to był polski jazz w latach 50-tych. A na koniec nakazał posłuchać Hani Rani! Serbowie tacy są, oni wiedzą więcej niż mogłoby się wydawać. Może to jakaś pozostałość po jugosłowiańskiej edukacji? Świadomość odrębności, świadomość wartości, przy jednoczesnym rozumieniu świata?
Temat Djokovicza powrócił później, bo zauważyłem, że oni nie specjalnie się emocjonują jego grą, a żeby oglądać to w ogóle nie bardzo.
Dostałem odpowiedź - nie oglądają bo i tak wiadomo, że wygra więc nie ma emocji. Nie da się nie odczuć, że jednak trochę się też go wstydzą. Oczywiście te wnioski wynikają z rozmów z niereprezentatywną grupą mieszkańców różnych rejonów Serbii
Martinuss napisał:
Z jakim krajem wtedy Rosjanie po miesiącu przekraczają granice? Wyjeżdżają i zaraz wracają dzięki czemu mają pobyt przedłużony o kolejny miesiąc? Po jakimś czasie mogą aplikować o pobyt stały czy ciężko o to?
Mogą aplikować, nie wiem kiedy, nie wiem czy to nie wymaga jakiejś współpracy z placówką rosyjską, która nie współpracuje, wyjeżdżanie co miesiąc jest ponoć powszechne.
Mogą jechać do Bośni, Czarnogóry, polecieć do Turcji, moja rozmówczyni nie wiedziała jak jest z Macedonią - ten temat padł, bo chce tam pojechać, ale najpierw musi sprawdzić czy może.Zdjęcia z Belgradu
I autka
Następnym przystankiem był Nisz. Pojechałem tam dla spomenika, który udostępniłem kilka wpisów wcześniej.
Wybierając bilet zrobiłem błąd w obliczeniach i zamiast wybrać autobus, który jedzie najkrócej, wybrałem ten najwolniejszy (wydawało mi się, że jedzie 2'50, jechał 3'50). Okazało się, że wybór był jednak bardzo dobry, bo to co zobaczyłem po drodze zapamiętam na długo, a nawet tam wrócę.
Zdjęcie nie oddaje uroku tych wiat, bo one są podwieszone na metalowych prętach
A ten budynek choinka, zdjęcie z autobusu to wielkie wow!
I kolejny dworzec autobusowy
Sam Nisz żyje w innym czasie. Wita reklama z adresem w domenie co.ju
Dalej znalazłem to czego bezskutecznie szukałem na Śląsku. Karczma z piwem i prostym, niedrogim jedzeniem. W środku tłum ludzi i dym z papierosów, który można kroić nożem
Ale to nie była the knajpa, taką znalazłem gdzie indziej, ale przedtem spomenik. Jeszcze jedno ujęcie i instrukcja obsługi
W drodze powrotnej trochę podchodziłem po blokach, tam domofony się nie przyjęły
A the knajpa wygląda tak:
O tym później bo opuszczam lepsze wifi w WarsieOto ona i to co podają
Przy okazji kawa po Turecku (tu się tego nie wstydzą) i śliwowica kosztowały jakieś 5,50 zł
Były jeszcze grzyby, sklepu z częściami do dziwnych samochodów oraz garbus w wieku lat 53
Z Niszu poleciałem do Wiednia, obok naszego Ryanaira stał samolot, któremu nadano imię ich odpowiednika naszego Zbigniewa Bońka
Do Wiednia nie dotarłem, moim celem była Bratysława a tam cuda różne, najbardziej niezwykłe z całej wycieczki, więc radzę nie porzucać lektury w tym miejscu
Jako teaser niech posłuży to
Stolica Słowacji w okolicach dworca autobusowego jest intensywnie zabudowywana anonimową, niskiej klasy "nowoczesną" architekturą. To coś co się zdarza chyba we wszystkich gwałtownie bogacących się państwach. Niestety te nowe domy i biurowce widać z daleka. Jednak nie jest to sytuacja tak dramatyczna jak ma to miejsce w przypadku penisa Leszka Czarneckiego we Wrocławiu. W miejscach, do których się udałem widać zupełnie co innego.
UFO między blokami jest zjawiskowe. Kawałek bliżej centrum można obejrzeć budowle na słupach ze ścianami ozdobionymi vitromozaiką.
To w drodze do dzielnicy Rożinov. A tam jest kilka rzeczy niezwykłych:
Dwa biurowce
Jedne z ciekawszych fontann jakie znam. Proste, a super duper modernistyczno eleganckie
Z tyłu jest ciekawy bloczek
A dalej w kierunku centrum nemocnica z mozaiką. Bardzo miły ten elektrokardiogram
W centrum jest oczywiście Slovensky Rozhlas, ale on już dawno obejrzany tak jak most z UFO, hotel Kijów i kilka innych budynków.
Odkryciem był natomiast ten dom
Mimo, że już go fotografowałem nie mogłem sobie darować wejścia na wydział technologii chemicznej i żywnościowej Politechniki, akurat się dobrze zdjęcie zrobiło
Te rzeczy to dopiero wstęp przed widokami z miejsca najbardziej niezwykłego - akademików w innym końcu miasta. Brutalizm z elementami kolorowymi, trochę SF, do tego mozaiki i ceramika. Niestety, oglądany poźnym wieczorem, ocznie to bez większego znaczenia, ale elektronicznie trochę gorzej.
Bratysławą jestem w miarę nasycony - jeszcze mi kilka wnętrz zostało do obejrzenia - pewnie okazja się szybko nadarzy. Przyszedł czas na ostatni etap mojej wycieczki.
Jak pisałem na początku nie do końca pamiętam dlaczego postanowiłem odwiedzić Koszyce, byłem tu już 2 razy i trzeci bardzo dawno. Coś mi się zdaje, że szukałem na gwałt zastosowania dla wygasającego vouchera LOTu.
W czasie podróży nie byłem zadowolony z tego pomysłu. Przy ponad 30 stopniach w pociągu zapełnionym powyżej liczby miejsc siedzących zepsuła się klimatyzacja, a niewielkich okien było niewiele. Coś potwornego. Na dodatek to podróż trwająca ponad 5 godzin. Zdecydowanie najbardziej męczący etap mojej podróży.
W Koszycach oprócz klasyka, widzianego przy każdym pobycie
udało mi się znaleźć kilka drobiazgów i jedną całkiem przyzwoitą mozaikę. Niestety tuż przed zachodem, więc kolory oddają efekt świecącego na nią zachodzącego słońca
I to by było na tyle. Ja jestem ekstremalnie zadowolony z wycieczki, a Djokovicz przegrał
@pabien Takie wielbłądy żyją na bardzo mroźnych stepach Mongolii: Code:Their habitat is in arid plains and hills where water sources are scarce and very little vegetation exists with shrubs as their main food source.[3] These habitats have widely varying temperatures: the summer temperature ranges from 40–50 °C (104–122 °F)[citation needed] and winter temperature a low of −30 °C (−22 °F).Wydaje się, że meczet mógł być wzorowany na wilanowskiej wyciskarce cytryn.
Tez mi się tak wydawało, ale miejscowi zdecydowanie powiedzieli, że tam wielbłądy nie żyją. W Mongolii klimat jest podobny, ale być może to jednak step kazachski jest najgorszy do życia w zimie. Tu były najgorsze obozy Gułagu. Zimą oprócz skrajnie niskiej temperatury masz jeszcze potężny wiatr, co czyni temperaturę odczuwalną w okolicach zera absolutnego. Swoją drogą to trudne, kiedy jedzie się przez step przy temperaturze ok 30 stopni, wyobrazić sobie tamtejszą zimę i kilka metrów pokrywy śnieżnej. Wiatr i latem jest taki, że trzeba trzymać drzwi samochodu. Tylko, że o tej porze działa jak suszarka nie jak zamrażarkaA no o jeszcze latem na stepie wegetacji jest pod dostatkiem - to może być za dużo dla wielbłądów
;)
Z Szymkentu do Taszkentu jest tylko rzut beretem. Przecwiczylem chyba najbardziej efektywną metodę dostania się tam. Wspólna taksówka do granicy i autobus miejski do stolicy. Sprawnie i niedrogo ok 20 zł. W Taszkencie byłem już 2 razy, miałem dość precyzyjnie określone cele: wieża telewizyjna, bazar, wnętrze pałacu drużby narodów i metro. Udało się wszystko. Na kolejny raz zostały mi okolice zakładów lotniczych w tym dom kultury i mozaiki.Wszystko co oglądałem jest wybornej klasy, potwierdza moją tezę o wybitnej atrakcyjności tego miasta. Wejście do wieży jest płatne 14,14 zł, kręcąca się restauracja nie jest szczególnie drogą, ale trzeba doliczyć 20 procent za obsluzivanie.A i jeszcze jedno - nocleg oczywiście w hotelu Uzbekistan. Polecam bar na ostatnim piętrze, gdzie siedzi się przy szeroko otwartymi oknie. Siłownia też jest ciekawa, ale wypada z niej korzystać po 21 lub przed 6, potem jest oględnie mówiąc ciepło. Zdjęcia w kolejnym poście bo zaraz boarding na kolejny lot (już z serii powrotnej)
To nie było nic nadzwyczajnego, jakiś Technogym, zresztą ona nie jest specjalnie duża i mieści się na niskim piętrze oferuje widok na podjazd pod hotel
Jeśli miałbym wskazać jedno ulubione miasto byłby to Belgrad. Co prawda przy prawym brzegu Sawy robią mo przez ostatnie lata wielką krzywdę, wystarczy tam nie patrzyć i wszystko nadal jest OK. Tym razem nie oglądałem żadnych highlajtów tylko włóczyłem się po ulicach a i tak sporo znalazłem.Niestety, zdjęcia będą później bo słowackie kolejowe WIFI ma upload z prędkością kilku bitów na godzinęGłównym moim planem wizyty było spotkanie ze znajomą z Moskwy, która od rozpoczęcia przez Rosję wojny z Ukrainą mieszka właśnie w Belgradzie.Co ciekawe ostatnią rzeczą o której z nią rozmawiałem 4 lata temu było właśnie życie w Moskwie, powiedziała mi, że zamierza wyjechać, ale chce, aby wcześniej jej synowie skończyli szkoły. Stało się inaczej teraz uczą się w Belgradzie i jest im z tym dobrze. Serbska szkoła zarówno im jak i mamie podoba się bardziej niż rosyjska.Zresztą kontakt ze szkołą pokazuje różnicę między tymi dwoma państwami.Kiedy zapisywała dzieci do szkoły ciężko było jej uwierzyć, że jedyne co miała zrobić to przyprowadzić dzieci dzień przed rozpoczęciem roku na test, żeby szkoła ustaliła do jakiej klasy je zapisać. Żadnych poprzednich świadectw, tym bardziej tłumaczeń nie trzeba było. Dodam, że ani dzieci ani mama nie mają karty stałego pobytu w Serbii.W Moskwie szkoła już w kwietniu żąda pieniędzy na kolejny rok, a biurokracja jest rozbudowana.Co ciekawe w kontekście doniesień medialnych z Serbii kwestia przemocy w szkole była tam poważnie traktowana jeszcze przed głośnymi uczniowskimi egzekucjami. Poważnie znaczy były prowadzone zajęcia z udziałem psychologów , angażowano w nie zarówno dzieci jak i rodziców.W czasie spaceru pokazała mi miejsce, gdzie był mural z Putinem i jego historię na filmiehttps://twitter.com/Gerashchenko_en/sta ... _4TrOXZC-YZwróciła też uwagę, że Putin miedzy przemalowaniami puchnie jak w naturze. Z muralu w końcu znika...Serbia, opisywana jako tak przyjazna Serbom w praktyce okazuje się być dla wielu z nich frustrująca.Jedyne widoczne w przestrzeni publicznej demonstracje przyjaźni między Serbią a Rosją w postaci splecionych flag są sponsorowane przez Gazprom.Władze rosyjskie już nie są takie troskliwe. Do Serbii przybyło 240000 Rosjan, przy takim ich napływie ambasada wywiesiła białą flagę. Nie odbiera telefonów, nie odpowiada na maile.Poza tym Rosjanie, uważający się za rosłą nację co rusz przeżywają upokorzenie na widok jednak znacznie wyższych SerbówKolejna sprawa to reżim bezwizowy. Vucic, zresztą osoba, którą interesuje tylko władza i kasa, może sobie mówić jedno, ale robi drugie.Obywatele UE mogą przebywać w Serbii przez 3 miesiące, Rosjanie tylko miesiąc. Następnie muszą odbyć szybką przejażdżkę za granicę, a nie każda jest dla nich otwarta.Naprawdę ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Mówiła mi, że z jej znajomych większość wyjechała, do różnych państw, w tym Polski. W Moskwie , wśród tych którzy zostali panuje niewygodna, schizofreniczna atmosfera. Ona mówi, że nie wyobraża sobie powrotu w najbliższym czasie.
pabien napisał:Obywatele UE mogą przebywać w Serbii przez 3 miesiące, Rosjanie tylko miesiąc. Następnie muszą odbyć szybką przejażdżkę za granicę, a nie każda jest dla nich otwarta.Z jakim krajem wtedy Rosjanie po miesiącu przekraczają granice? Wyjeżdżają i zaraz wracają dzięki czemu mają pobyt przedłużony o kolejny miesiąc? Po jakimś czasie mogą aplikować o pobyt stały czy ciężko o to?
Rano odbyłem również zaskakującą rozmowę z pracownikiem hotelu, w którym się zatrzymałem. Zaczęło się od pytania o Djokovicza, przeszło na Serbię i Jugosławię. Ja jestem fanem tego projektu wspólnotowego. Fanem podwójnym, bo pokazującym, że do powodzenia takich koncepcji niezbędne jest odsunięcie na bok nacjonalizmów - choć w Jugosławii zostało to zrobione przez dyktatora o niestety nie wyeliminowane, tylko zamiecione pod dywan.Zresztą mój rozmówca też wyraźnie podkreślał, zło myślenia w kategoriach narodowych, i w ogóle to nie jest to co jest istotne u Jugosłowian. Ciekawe na ile powszechne jest to myślenie? Może czas Vucica powoli mija?Tak sobie opowiadamy o różnych doświadczeniach, w sumie trochę po tych krajach jeździłem, a on jest stamtąd (dokładniej z Wojwodiny) i ja wspomniałem o Bjelo Dugme, mówiąc jak progresywna ta muzyka była w latach siedemdziesiątych. On mi na to, eeee - progresywny to był polski jazz w latach 50-tych. A na koniec nakazał posłuchać Hani Rani! Serbowie tacy są, oni wiedzą więcej niż mogłoby się wydawać. Może to jakaś pozostałość po jugosłowiańskiej edukacji? Świadomość odrębności, świadomość wartości, przy jednoczesnym rozumieniu świata?Temat Djokovicza powrócił później, bo zauważyłem, że oni nie specjalnie się emocjonują jego grą, a żeby oglądać to w ogóle nie bardzo. Dostałem odpowiedź - nie oglądają bo i tak wiadomo, że wygra więc nie ma emocji. Nie da się nie odczuć, że jednak trochę się też go wstydzą. Oczywiście te wnioski wynikają z rozmów z niereprezentatywną grupą mieszkańców różnych rejonów Serbii
Ja dodam taką ciekawostkę niejako spinając wizytę @pabien w Serbii oraz Słowacji, że najlepiej dogadywałem się w Serbii i Czarnogórze mówiąc w języku słowackim, a nie rosyjskim. Z zasady w krajach słowiańskich nigdy nie używam angielskiego czy niemieckiego uważając to za profanację naszych bądź co bądź wspólnych korzeni, nie tylko językowych.
Tak, można się bawić w próby porozumienia po słowiańsku, tyle że to jest coraz mniej potrzebne, przynajmniej w miastach. Ja zresztą mam straszny problem z tym, bo jednam mi siedzi ten rosyjski. Gadam w języku, który wydaje mi się ichnim zamawiając papu czy picie, ale jednak jeśli chce się rozmawiać o problemach świata, to w Serbii czy Słowacji znajdzie się wystarczająco dużo rozmówców z którymi można to robić po angielsku.Tak przy okazji to Rosjanka mówi w Belgradzie praktycznie wyłącznie po angielsku, nie uważa porozumiewania się po rosyjsku za właściwe, a szeroka znajomość angielskiego nie pomaga w uczeniu się serbskiego - jej dzieci oczywiście po półtora roku i całym roku w szkole swobodnie mówią po serbsku.
Kolejnym etapem mojej podróży było Abu Dhabi. To moj pierwszy pobyt w Emiratach, nigdy mnie tam nie ciągnęło. Tyle, że o dziwo spodobało mi się.
Pogoda była przerażająca, na zewnątrz mokra łaźnia, tyle że ja na zewnątrz byłem tyle co dojazd, przejście z hotelu do plaży i na basen. Kontakt z wodą z zatoki był dla mnie sporym zaskoczeniem,.myślałem że wiem co to jest ciepła woda w morzu, ale ta była cieplejsza od tej, w której biorę kąpiel.
Moje spostrzeżenia ograniczają się głównie do czasu spędzonego w najlepszym hotelu, w jakim dotychczas mieszkałem - Conrada w Etihad Tower, jednak był to czas bardzo przyjemny. Wszystkie bez wyjątku osoby z obsługi były niezwykle mile, ale jednocześnie nie spięte i takie interaktywne. Tak na roboczo sobie pomyślałem, że to może nie jest takie najgorsze miejsce. Dla przyjezdnych jest zorganizowane jak firma - przyjeżdżają tu do pracy, lepszej niż u siebie. Z drugiej strony to dobrze, że szejkowie robią coś ze swoimi pieniędzmi - coś co zostanie, kiedy ropa się skończy lub będzie mniej potrzebna - to jednak tak inne postępowanie niż w ma to miejsce w przypadku Rosji.
Skala tych działań na pustyni, przekszrałcenia linii brzegowej robi olbrzymie wrażenie.
Postanowiłem, że tam wrócę i jeszcze Dubaj obejrzę, nabrałem też chęci na Arabię Saudyjską.
Na razie jednak wracałem do Europy, tej najbardziej fascynującej - do Jugosławii, ale o tym później. Dodam jedynie, że ponad pięciogodzinny lot pełnym samolotem Wizzaira był dość męczący.
Wstawię też jedno zdjęcie na zachętę
Co prawda przy prawym brzegu Sawy robią mo przez ostatnie lata wielką krzywdę, wystarczy tam nie patrzyć i wszystko nadal jest OK.
Tym razem nie oglądałem żadnych highlajtów tylko włóczyłem się po ulicach a i tak sporo znalazłem.
Niestety, zdjęcia będą później bo słowackie kolejowe WIFI ma upload z prędkością kilku bitów na godzinę
Głównym moim planem wizyty było spotkanie ze znajomą z Moskwy, która od rozpoczęcia przez Rosję wojny z Ukrainą mieszka właśnie w Belgradzie.
Co ciekawe ostatnią rzeczą o której z nią rozmawiałem 4 lata temu było właśnie życie w Moskwie, powiedziała mi, że zamierza wyjechać, ale chce, aby wcześniej jej synowie skończyli szkoły. Stało się inaczej teraz uczą się w Belgradzie i jest im z tym dobrze. Serbska szkoła zarówno im jak i mamie podoba się bardziej niż rosyjska.
Zresztą kontakt ze szkołą pokazuje różnicę między tymi dwoma państwami.
Kiedy zapisywała dzieci do szkoły ciężko było jej uwierzyć, że jedyne co miała zrobić to przyprowadzić dzieci dzień przed rozpoczęciem roku na test, żeby szkoła ustaliła do jakiej klasy je zapisać. Żadnych poprzednich świadectw, tym bardziej tłumaczeń nie trzeba było. Dodam, że ani dzieci ani mama nie mają karty stałego pobytu w Serbii.
W Moskwie szkoła już w kwietniu żąda pieniędzy na kolejny rok, a biurokracja jest rozbudowana.
Co ciekawe w kontekście doniesień medialnych z Serbii kwestia przemocy w szkole była tam poważnie traktowana jeszcze przed głośnymi uczniowskimi egzekucjami. Poważnie znaczy były prowadzone zajęcia z udziałem psychologów , angażowano w nie zarówno dzieci jak i rodziców.
W czasie spaceru pokazała mi miejsce, gdzie był mural z Putinem i jego historię na filmie
https://twitter.com/Gerashchenko_en/sta ... _4TrOXZC-Y
Zwróciła też uwagę, że Putin miedzy przemalowaniami puchnie jak w naturze. Z muralu w końcu znika...
Serbia, opisywana jako tak przyjazna Rosjanom w praktyce okazuje się być dla wielu z nich frustrująca.
Jedyne widoczne w przestrzeni publicznej demonstracje przyjaźni między Serbią a Rosją w postaci splecionych flag są sponsorowane przez Gazprom.
Władze rosyjskie już nie są takie troskliwe. Do Serbii przybyło 240000 Rosjan, przy takim ich napływie ambasada wywiesiła białą flagę. Nie odbiera telefonów, nie odpowiada na maile.
Poza tym Rosjanie, uważający się za rosłą nację co rusz przeżywają upokorzenie na widok jednak znacznie wyższych Serbów
Kolejna sprawa to reżim bezwizowy. Vucic, zresztą osoba, którą interesuje tylko władza i kasa, może sobie mówić jedno, ale robi drugie.
Obywatele UE mogą przebywać w Serbii przez 3 miesiące, Rosjanie tylko miesiąc. Następnie muszą odbyć szybką przejażdżkę za granicę, a nie każda jest dla nich otwarta.
Naprawdę ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Mówiła mi, że z jej znajomych większość wyjechała, do różnych państw, w tym Polski. W Moskwie , wśród tych którzy zostali panuje niewygodna, schizofreniczna atmosfera. Ona mówi, że nie wyobraża sobie powrotu w najbliższym czasie.W polu kolejowe wifi działa trochę szybciej. Na zdjęciach Gaspromu zabawka wstążką i obecny stan putinowego muralu.
Zaczęło się od pytania o Djokovicza, przeszło na Serbię i Jugosławię. Ja jestem fanem tego projektu wspólnotowego. Fanem podwójnym, bo pokazującym, że do powodzenia takich koncepcji niezbędne jest odsunięcie na bok nacjonalizmów - choć w Jugosławii zostało to zrobione przez dyktatora o niestety nie wyeliminowane, tylko zamiecione pod dywan.
Zresztą mój rozmówca też wyraźnie podkreślał, zło myślenia w kategoriach narodowych, i w ogóle to nie jest to co jest istotne u Jugosłowian. Ciekawe na ile powszechne jest to myślenie? Może czas Vucica powoli mija?
Tak sobie opowiadamy o różnych doświadczeniach, w sumie trochę po tych krajach jeździłem, a on jest stamtąd (dokładniej z Wojwodiny) i ja wspomniałem o Bjelo Dugme, mówiąc jak progresywna ta muzyka była w latach siedemdziesiątych. On mi na to, eeee - progresywny to był polski jazz w latach 50-tych. A na koniec nakazał posłuchać Hani Rani! Serbowie tacy są, oni wiedzą więcej niż mogłoby się wydawać. Może to jakaś pozostałość po jugosłowiańskiej edukacji? Świadomość odrębności, świadomość wartości, przy jednoczesnym rozumieniu świata?
Temat Djokovicza powrócił później, bo zauważyłem, że oni nie specjalnie się emocjonują jego grą, a żeby oglądać to w ogóle nie bardzo.
Dostałem odpowiedź - nie oglądają bo i tak wiadomo, że wygra więc nie ma emocji. Nie da się nie odczuć, że jednak trochę się też go wstydzą. Oczywiście te wnioski wynikają z rozmów z niereprezentatywną grupą mieszkańców różnych rejonów Serbii
Z jakim krajem wtedy Rosjanie po miesiącu przekraczają granice?
Wyjeżdżają i zaraz wracają dzięki czemu mają pobyt przedłużony o kolejny miesiąc?
Po jakimś czasie mogą aplikować o pobyt stały czy ciężko o to?
Mogą aplikować, nie wiem kiedy, nie wiem czy to nie wymaga jakiejś współpracy z placówką rosyjską, która nie współpracuje, wyjeżdżanie co miesiąc jest ponoć powszechne.
Mogą jechać do Bośni, Czarnogóry, polecieć do Turcji, moja rozmówczyni nie wiedziała jak jest z Macedonią - ten temat padł, bo chce tam pojechać, ale najpierw musi sprawdzić czy może.Zdjęcia z Belgradu
I autka
Następnym przystankiem był Nisz. Pojechałem tam dla spomenika, który udostępniłem kilka wpisów wcześniej.
Wybierając bilet zrobiłem błąd w obliczeniach i zamiast wybrać autobus, który jedzie najkrócej, wybrałem ten najwolniejszy (wydawało mi się, że jedzie 2'50, jechał 3'50). Okazało się, że wybór był jednak bardzo dobry, bo to co zobaczyłem po drodze zapamiętam na długo, a nawet tam wrócę.
Zdjęcie nie oddaje uroku tych wiat, bo one są podwieszone na metalowych prętach
A ten budynek choinka, zdjęcie z autobusu to wielkie wow!
I kolejny dworzec autobusowy
Sam Nisz żyje w innym czasie. Wita reklama z adresem w domenie co.ju
Dalej znalazłem to czego bezskutecznie szukałem na Śląsku. Karczma z piwem i prostym, niedrogim jedzeniem. W środku tłum ludzi i dym z papierosów, który można kroić nożem
Ale to nie była the knajpa, taką znalazłem gdzie indziej, ale przedtem spomenik. Jeszcze jedno ujęcie i instrukcja obsługi
W drodze powrotnej trochę podchodziłem po blokach, tam domofony się nie przyjęły
A the knajpa wygląda tak:
O tym później bo opuszczam lepsze wifi w WarsieOto ona i to co podają
Przy okazji kawa po Turecku (tu się tego nie wstydzą) i śliwowica kosztowały jakieś 5,50 zł
Były jeszcze grzyby, sklepu z częściami do dziwnych samochodów oraz garbus w wieku lat 53
Z Niszu poleciałem do Wiednia, obok naszego Ryanaira stał samolot, któremu nadano imię ich odpowiednika naszego Zbigniewa Bońka
Do Wiednia nie dotarłem, moim celem była Bratysława a tam cuda różne, najbardziej niezwykłe z całej wycieczki, więc radzę nie porzucać lektury w tym miejscu
Jako teaser niech posłuży to
UFO między blokami jest zjawiskowe.
Kawałek bliżej centrum można obejrzeć budowle na słupach ze ścianami ozdobionymi vitromozaiką.
To w drodze do dzielnicy Rożinov. A tam jest kilka rzeczy niezwykłych:
Dwa biurowce
Jedne z ciekawszych fontann jakie znam. Proste, a super duper modernistyczno eleganckie
Z tyłu jest ciekawy bloczek
A dalej w kierunku centrum nemocnica z mozaiką. Bardzo miły ten elektrokardiogram
W centrum jest oczywiście Slovensky Rozhlas, ale on już dawno obejrzany tak jak most z UFO, hotel Kijów i kilka innych budynków.
Odkryciem był natomiast ten dom
Mimo, że już go fotografowałem nie mogłem sobie darować wejścia na wydział technologii chemicznej i żywnościowej Politechniki, akurat się dobrze zdjęcie zrobiło
Te rzeczy to dopiero wstęp przed widokami z miejsca najbardziej niezwykłego - akademików w innym końcu miasta. Brutalizm z elementami kolorowymi, trochę SF, do tego mozaiki i ceramika. Niestety, oglądany poźnym wieczorem, ocznie to bez większego znaczenia, ale elektronicznie trochę gorzej.
Bratysławą jestem w miarę nasycony - jeszcze mi kilka wnętrz zostało do obejrzenia - pewnie okazja się szybko nadarzy. Przyszedł czas na ostatni etap mojej wycieczki.
Jak pisałem na początku nie do końca pamiętam dlaczego postanowiłem odwiedzić Koszyce, byłem tu już 2 razy i trzeci bardzo dawno. Coś mi się zdaje, że szukałem na gwałt zastosowania dla wygasającego vouchera LOTu.
W czasie podróży nie byłem zadowolony z tego pomysłu. Przy ponad 30 stopniach w pociągu zapełnionym powyżej liczby miejsc siedzących zepsuła się klimatyzacja, a niewielkich okien było niewiele. Coś potwornego. Na dodatek to podróż trwająca ponad 5 godzin. Zdecydowanie najbardziej męczący etap mojej podróży.
W Koszycach oprócz klasyka, widzianego przy każdym pobycie
udało mi się znaleźć kilka drobiazgów i jedną całkiem przyzwoitą mozaikę. Niestety tuż przed zachodem, więc kolory oddają efekt świecącego na nią zachodzącego słońca
I to by było na tyle. Ja jestem ekstremalnie zadowolony z wycieczki, a Djokovicz przegrał