0
Antares 18 listopada 2023 13:37
Camels01.jpg



Sezon wyścigowy zaczyna się we wrześniu i trwa do lutego. Konkursy odbywają się głównie w soboty i niedziele, w dwóch turach: o 7 rano i od 13, zwykle trwają około 3 godzin. Wszystkie konkursy są serią eliminacji do finałów, w których stawką jest oczywiście nagroda finansowa. Na terenie Dubai Camel Racing Clubu jest kilka torów wyścigowych o różnych długościach – trybuny są jednak zawsze takie same i umiejscowione w tym samym miejscu: tuż przy mecie. Na trybuny wchodzi się z dwóch stron – z jednej miejsca zajmują wyłącznie lokalsi, z drugiej turyści. Budynek, który stoi przy trybunach (na zdjęciu) jest niedostępny dla zwykłych śmiertelników.
Dla przeciętnego Europejczyka niewiele w tym atrakcji, tutaj trzeba być fanem, jeśli nie fascynatem. Miejsce startu jest oddalone od trybun, rozpoczęcie wyścigu i cały bieg można obserwować na telebimie przez około 6 minut, żeby na ostatnich 200 metrach móc zobaczyć finał. Nuda…
Ale nie dla Arabów! No dobrze, więc jak to wygląda? Otóż jest to niezwykle skomplikowana operacja. :D Zwierzęta najpierw są przyprowadzane do zagrody w pobliżu pasa startowego i grupowane. Następnie jedna grupa jest przyprowadzana do pasa startowego, a kolejna przygotowywana za murem. Następna dalej i kolejna jeszcze dalej.


Camels05.jpg



Camels08.jpg



Camels12.jpg



Przy pasie startowym obsługa trzyma po kilka zwierząt na raz za uzdy, aż do sygnału – więc z jednej strony trochę niebezpieczna robota, bo wielbłąd mógłby kopnąć, albo stratować, jeśli się nie usunie na czas. Z drugiej strony start sam w sobie nie jest zbyt sprawiedliwy, bo niektóre zwierzęta wydają się lekko zdezorientowane i ruszają z minimalnym opóźnieniem. Suma summarum, na mecie to się to w żaden sposób nie przekłada na wynik, bo odległości między nimi są zbyt znaczące, żeby moment startu mógł o czymś przesądzić.


Camels06.jpg



Camels07.jpg



Camels09.jpg



Do biegu, gotowi… Treserzy (a często i właściciele), czekają przy pasie startowym w swoich białych land roverach i innych podobnych SUVach, po czym jadą równolegle do toru, krzycząc i trąbiąc na zwierzęta. (Wielbłądy startują bez dżokejów, wyposażone w elektronicznie sterowane baty.) Między nimi dwa wozy z kamerami na dachu, które przekazują obraz na telebim. Całość sprawia trochę wrażenie, jakby te auta się ścigały z wielbłądami... :D


Camels10.jpg



Camels02.jpg



Camels13.jpg



Kiedy jedna grupa zwierząt dobiega do mety, chwilę potem startuje kolejna. Można więc spokojnie zobaczyć start, bieg i finał kilkukrotnie, będąc kolejno w każdym z miejsc – a nie tylko z trybun. Myślę, że finały i dekoracja zwycięzców mogą być bardziej efektowne.
A po wyścigu można obejrzeć i pogłaskać zwierzęta odpoczywające na padoku, czy zrobić sobie z nimi zdjęcie.


Camels03.jpg



Camels04.jpg



Poza tym najlepsze z wielbłądów jest mleko, mięso i skóra. Więc teraz łyk mleka.
Niedaleko toru wyścigowego (czyli do 15 minut jazdy samochodem :D) można znaleźć food truck serwujący m.in. lody z wielbłądziego mleka. Truck stoi tuż przy mleczarni (oprócz sobót), przy której znajdziemy też mały supermarket – obok lodów można kupić też mleko w małych buteleczkach. Próbowałam zwykłego, ale są też smakowe - myślę, że jeśli ktoś lubi np. sery kozie i go nie odrzuca, to od tego mleka też nie odrzuci (mnie podeszło). Lody z trucka były pyszne (15 AED), w kilku smakach. Osobiście polecam daktylowe. :)


Camels15.jpg

Dopełnienie pobytu

Jeziorka Al Qudra - ryby i najlepszy grill na pustyni

Wracając do odsuwania pustyni wgłąb kraju: jedną z mniejszych inicjatyw jest tworzenie sztucznych jeziorek. Tak powstało Lake of Expo 2020, i tak powstały Love Lakes, tuż obok Al Qudra. Dojazd do serc chwilę zajmuje, znaków jest niewiele i trzeba uważać. Po drodze mijamy głównie czaple i flamingi, ale i porozkładane namioty miejscowych, którzy przyjeżdżają tu w weekendy z dziećmi na camping. Beduińska natura musi zostać zaspokojona w ten, czy inny sposób. ;)


AQ01.jpg



AQ10.jpg



AQ11.jpg



Wokół zbiorników jest przygotowany przyjemny teren spacerowy. W niektórych miejscach widać, że na dnie są wyłożone jakieś maty... Trawa jest zielona, podlana, wszystko zadbane i czysto, a w wodzie pływają hodowane, kolorowe japońskie karpie koi. Kiedy opiekunowie sypną ziarnem, zachowują się jak groźne piranie. :D


AQ02.jpg



AQ03.jpg



AQ09.jpg



AQ07.jpg



AQ08.jpg



Jest też kilka punktów na pamiątkowe zdjęcia. :)


AQ04.jpg



AQ05.jpg



Przy zachodzie słońca zaczyna się robić coraz bardziej tłoczno, więc ruszamy w inne miejsce na pustyni, żeby rozpalić grilla. Takich punktów ostatnio ubyło, wzdłuż autostrady coraz częściej pojawiają się znaki z zakazem zjazdu. Ale tam, gdzie można, sporo osób z tego korzysta. Po zmroku zaczyna się robić chłodno i zaczyna lekko zawiewać - warto pamiętać, że temperatura na pustyni potrafi mocno spaść w nocy. Oprócz bluzy, przydadzą się jeszcze latarki w telefonach, bo dokoła niewiele widać. Fajne miejsce na obserwację gwiazd, polecam w takich miejscach odpalić appkę Stellarium lub podobną. Gwiazdozbiory są niby z półkuli północnej, ale układ jednak inny, niż nad Polską.
To była moja najlepsza dubajska kolacja. :)


AQ12.jpg



UAE031.jpg

Abu Dhabi – największe muzeum na Półwyspie Arabskim oraz moje osobiste naj

No dobrze – w tytule wspomniałam Emiraty, a póki co jest tylko o Dubaju. Apetyt był spory, ale darowanemu wielbłądowi się w zęby nie zagląda. ;) A dali to, co moim zdaniem było najważniejsze, więc absolutnie nie mogę narzekać!
W paryskim Luwrze jeszcze nie byłam i nie wiem, czy będzie mi kiedyś dane. Ale jeśli porównać zbiory z Abu Dhabi do innych muzeów, które miałam okazję odwiedzić, to powiedziałabym, że wypadają bardzo skromnie. Z naciskiem na bardzo.


AD11.jpg



AD21.jpg



AD15.jpg



AD16.jpg



AD13.jpg



AD08.jpg



Co innego sama bryła muzeum, rozmiar i jego otoczenie. Gra światło-cieni z zadaszenia, duże tarasy i schody wychodzące prosto w morze – niby niewiele, ale konstrukcja daje poczucie stabilności i harmonii. Proste linie, proste kolory, bez kiczu i pstrokacizny. Jest nowocześnie, ale z egzotyczną nutą – naprawdę bardzo ładnie.


AD10.jpg



AD18.jpg



AD20.jpg



AD19.jpg



Ale moim osobistym naj okazał się jednak pałac Qasr al Watan, a za nim meczet Szejka Zajida. Dojeżdżając na parking przed pałacem, można dostrzec kilka wieżowców - tutaj też wątek filmowy, fani dobrych aut i/lub F&F poznają, skąd skakał Lykan Hypersport. :) Od strony pałacu jest ładniejszy widok.


AbDb11.jpg



Wejście na teren pałacu znajduje się w pawilonie, w którym trzeba przejść kontrolę security - bramki jak na lotnisku, potem kolejka i ochroniarz wypuszcza do podstawianych autobusów ustaloną ilość osób. Po każdej grupie trzeba chwilę zaczekać, aż znowu otworzy drzwi. Dojazd zajmuje chyba 3 minuty, jako że teren jest (niespodzianka!) ogromny. W międzyczasie kierowca puszcza nagranie powitalne ze słowem wstępu do atrakcji.
Sam pałac prezydencki, oficjalne miejsce przyjmowania gości, zwala wręcz z nóg - tak z zewnątrz, jak i wewnątrz. Dopracowany, ze smakiem, ale przede wszystkim 100% w arabskim stylu (to lubię!). Zadbano o najmniejszy szczegół nawet w toaletach. Powiedziałabym: kwintesencja Emiratów.


AbDb01.jpg



AbDb14.jpg



AbDb02.jpg



AbDb12.jpg



AbDb13.jpg



AbDb03.jpg



AbDb05.jpg



AbDb04.jpg



AbDb06.jpg



W środku można kilka sal, w jednej zgromadzono i urządzono wystawę prezentów dyplomatycznych - mnie się spodobały czapeczki dla sokołów.


AbDb07.jpg



AbDb08.jpg



AbDb09.jpg



AbDb10.jpg



Kiedy wychodzę z pałacu, szybko robi się ciemno. Nie ma czasu na zwiedzanie niczego w pobliżu, musimy pędzić w drugie miejsce.
Meczet Szejka Zajida jest jednym z największych na świecie i największym meczetem w ZEA. Projekt zakłada wyjście na cztery strony świata, z czego każda jest udekorowana innymi kwiatami – typowymi dla danego kierunku. Całość jest pełna przepychu, aczkolwiek przy masywności tej budowli znowu zachowano pewną lekkość. Meczet nie przytłacza od wewnątrz, co jest zasługą wysokości, oświetlenia i prawdopodobnie błyszczących płytek na podłodze, od których wszystko się odbija jak w wodzie (kolejna fatamorgana).


AD01.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

misiatek 18 listopada 2023 17:08 Odpowiedz
Liznąłem trochę, więc z ciekawością czekam na opis Twoich wrażeń. :)
antares 22 listopada 2023 23:08 Odpowiedz
Zakończenie Wyjazd do Dubaju marzył mi się od dawna, a odkąd moja siostrzenica wyszła za mąż i wyjechała w tamtą stronę, mogłabym powiedzieć, że był na wyciągnięcie ręki. Tylko jak to zwykle bywa, ciągle się coś nie składało. Więc jak tylko w tym roku udało się nam w tej kwestii porozumieć, postanowiłam działać – a niedługo później się okazało, że był to znowu ostatni moment, bo za miesiąc spodziewają się dziecka. Ufff... Bilety LOT z Wrocławia do Dubaju kupowałam z prawie półrocznym wyprzedzeniem. Kombinowanie z tanimi liniami, dojazdami, dopłatami do bagażu itd. było w tym przypadku nieopłacalne – wiadomo, miałam „szmuglować” trochę rzeczy z Polski. ;) Stąd bilet za 2380zł uznałam za dobrą opcję. Krótka przesiadka na Okęciu wypadła gładko w obie strony, był czas na kanapkę i herbatę. Z Warszawy do Dubaju B737 MAX 8 miał obłożenie raptem na 88 osób, także bardzo komfortowo i znaczna część pasażerów korzystała z całych rzędów. Ale to pewnie zaleta okołoświątecznego terminu – z powrotem było gęściej, choć nadal nie wszystkie miejsca pełne. Na porannej trasie serwowali frittatę z ziemniakami i jakąś kiełbaską (karteczka na tacce informowała „no pork meat”) lub pankejki, a na powrotnej kolacji była do wyboru ryba lub wołowina. Ze snacków aktualnie dają drożdżówki Putka z malinami (słabe), ale trafił się i mini Grzesiek. Natomiast bilety wstępu ogarniane były już na miejscu, czasem na 2-3 dni przed wejściem, jako że cały plan zwiedzania był szyty na gorąco i częściowo pod dyspozycyjność moich gospodarzy. To znaczy ja wcześniej przygotowałam swoją listę miejsc, ale kolejność była realizowana bardzo elastycznie. :D Dzięki temu mogliśmy też sporo czasu spędzić razem, pomimo ich tempa życia i normalnych dni roboczych (nie pracują na etacie w korpo i mogli sobie wcześniej odpowiedni zorganizować grafiki). Wejściówki były kupowane przez internet, bez żadnych zniżek, dlatego nie podaję nigdzie cen. Warto jednak zaznaczyć, że oferowane przez różne portale bilety combo mogą się okazać pułapką – niektóre z nich obejmują np. 2 atrakcje, ale pod warunkiem, że odwiedzi się je w tym samym dniu. Może się to okazać niewykonalne z uwagi na czas i odległości. Jeśli ktoś nie wie, że w Dubaju na 6-pasmowych autostradach jest coraz więcej korków i to czasem w środku dnia, to może się niemile zdziwić. Logistyka była podzielona między dojazdy autem i metrem. Posługiwałam się Silver Card, przy czym na koniec taki mały zonk jeszcze: minimalna wartość doładowania karty to 5 AED, a minimalna wartość karty, żeby w ogóle wejść na metro, to 10 AED. Przejazdy w ramach jednej strefy 3 AED niezależnie od liczby przystanków. Jeśli wjeżdżamy do strefy sąsiedniej - już 6 AED. I tym sposobem na koniec zostaje parę dirham na karcie, których już się nie wykorzysta, a z czasem tracą ważność, jeśli się nie jeździ. Jedzenie też różnie - część w domu, część na mieście. Na pewno mogę polecić Wagamama, innych już w tej chwili nie bardzo pamiętam. :roll: Najważniejsze, że pojadłam różnych egzotycznych rzeczy, których na co dzień nie mam, także poza tym, że było fajnie, to jeszcze było smacznie! A teraz czas pomyśleć o kolejnym kierunku... :)