Dojeżdżamy do An-Nadżaf, niestety nie udaje nam się dotrzeć autem do samego centrum, gdyż jest ono zablokowane. Wysiadamy, zabieramy bagaże płacimy, nasza taksówka odjeżdża,
a my idziemy w kierunku centrum. Rzuca nam się w oczy bardzo dużo ludzi, w większości zapewne pielgrzymów.
Żeby wejść do ścisłego centrum musimy oddać bagaże do skanowania i przejść przez kontrolę ochroniarzy – zupełnie jak na lotnisku. Dodatkowym wymogiem jest posiadanie ubioru, aż za kostkę. Osłaniamy @Kamo375 bo jest w krótkich spodenkach i gdzieś za budką zmienia spodnie na długie. Przedostajemy się do centrum, a tłum ludzi gęstnieje…
Postanawiamy jak najszybciej znaleźć nocleg, co by nie spać w meczecie… Wchodzimy do pierwszego z brzegu hotelu (Nasir Alzuhur) przy jednej z głównych ulic. Cena to 80.000 IQD za trójkę. Oglądamy pokoje, od biedy mogą być, pościel nie zmieniana, ale to chyba taki standard. Zbijamy jeszcze 5.000 IQD i zgadzamy się. Hotel mocno zatłoczony. Dopiero później okazuje się, że z łazienki zaczął wydobywać się okrutny smród – na noc obłożyliśmy drzwi kocami, które były na łóżkach żeby powstrzymać wydobywający się spod drzwi odór.
Tymczasem wychodzimy na miasto. Samo centrum składa się z Meczetu Alego i skupionych wokół niego wielu mniej lub bardziej ciasnych uliczek ze sklepikami, straganami, punktami usługowymi i hotelami.
Pierwsze kroki kierujemy do meczetu, przed wejściem kolejna kontrola bezpieczeństwa.
Sam meczet i jego najbliższe otoczenie zrobiły na nas duże wrażenie…
Stwierdziliśmy, że kupimy ichniejsze sukienki, czyli te długie koszule i w nich pójdziemy do meczetu… Poszliśmy więc na poszukiwanie zarówno ciuchów jak i jedzenia…
Wszystkie plany udaje nam się zrealizować, znajdujemy jeszcze prasowalnie, żeby nasz nowe ubrania na nas ładnie leżały,
przebieramy się i udajemy się znów do meczetu, ale już nieco bardziej wtopieni w tłum ? W sumie wyszedł nam dzień pełen wrażeń – starożytna historia, religia i…zakupy ?Przed nami kolejny, szósty już dzień w Iraku. Wstajemy nie za wcześnie, tak po 08:00 i planujemy udać się na największy cmentarz na świecie Wadi us-Salaam. Jako, że w naszym przybytku noclegowym nie serwują śniadań, może to i dobrze, zamierzamy po drodze wrzucić coś na ząb. Kierujemy się skrótem na cmentarz.
Prawie przy posterunku pilnującego wejścia do centrum i w niedalekiej odległości od bramy cmentarza trafiamy na dobrze wyglądającą knajpkę, w której jemy….kebaba… Płacimy razem z napojami 12.000 IQD i idziemy na cmentarz.
Na głównej uliczce tłok niemiłosierny…jedni wwożą trumny…inni je wywożą…
a za każdym samochodem z trumną podążają żałobnicy…
Robimy krótką rundkę i wracamy do centrum odwiedzając jeszcze za dnia Meczet Alego w którym jest prawie tak samo dużo ludzi jak wczoraj wieczorem.
Pielgrzymują również zmarli w prowizorycznych trumnach i są wnoszeni bocznym wejściem. Wracamy do hotelu, bierzemy bagaże i wychodzimy poza centrum złapać Careema do garażu. Dalszy plan – Babilon i Karbala. Dojeżdżamy do garażu i szukamy „odważnego”, co nas zawiezie z przystankiem w Babilonie do Karbali. Udaje się w miarę szybko znaleźć taksówkę, która za akceptowalną przez nas cenę – 50.000 IQD – pojedzie tą trasą. Mimo, że Babilon wydaje się być znaną atrakcją dla miejscowych, nasz kierowca tuż przed zabytkowym miastem okazuje się nie wiedzieć gdzie ma jechać…zatrzymuje się…pyta miejscowych… Ci mu tłumaczą jak ma dojechać…finalnie nasz kierowca zawraca i jedzie pod prąd na dwupasmówce, co w ogóle mu nie przeszkadza. Jeszcze tylko wjeżdżamy nie w tę bramę i już za chwilę jesteśmy na miejscu. W bramie biorą od nas paszporty do sprawdzenia i sprzedają nam bilety wstępu – 25.000 IQD/os (nasz kierowca nic nie płaci). Podjeżdżamy pod Bramę Ishtar, wysiadamy z samochodu, umawiamy się, że kierowca będzie tu na nas czekał i możemy zacząć zwiedzanie ?
Tu była Wieża Babel
Po ok. 2h wracamy do Bramy, samochód jest, kierowcy niestety nie ma, rozglądamy się bezradnie dookoła… Zaczynają się nami interesować stojący nieopodal miejscowi. Pytają się skąd jesteśmy i co tu robimy. Więc odpowiadamy, że szukamy swojego kierowcy i że jesteśmy z Polski. Na co jeden z nich mówi do nas „Dzień Dobry”…mamy chyba zaskoczone miny, bo zaczyna się śmiać. Pytamy skąd zna polski? Odpowiada (ale już po angielsku), że chyba wiemy, że jego kraj okupowali Polacy i tu stacjonowali, a on jak tędy przechodził, to nauczył się z nimi witać. Odpowiadamy, że wiemy, ale na wszelki wypadek nie ciągniemy tematu… Gość mówi, ze wszystko ok i nam pomoże. Pyta się czy chcemy zobaczyć Pałac Saddama, który stoi na górze nieopodal (można tam przejść bez problemu pieszo) – my na to, że tak. To on nam załatwi tam wjazd. W międzyczasie znajduje się nasz kierowca, rozmawiają coś we dwóch z tym co zna polski. Wsiadamy do samochodu i jedziemy. Po przejechaniu kilkuset metrów dojeżdżamy do bramy, obok stoi autokar, spod drzwi tego autokaru podchodzi do nas jakiś gość i mówi, że nie wjedziemy. Nasz kierowca dzwoni do naszego poprzedniego rozmówcy, daje telefon temu, co nam nie pozwala wjechać, ale po krótkiej rozmowie niestety zawracamy. Podjeżdżamy na parking, na którym żeśmy wcześniej stali, tam dosiada się do nas jeden z miejscowych i znów jedziemy pod bramę…tym razem przejeżdżamy. Widać „nasz” pracownik służb jest wyższy rangą do tamtego ?. Podjeżdżamy pod sam pałac i możemy podziwiać widoki jakie miał Saddam na Babilon i na Eufrat…
bo sam pałac jest już w ruinie…
Po obejrzeniu pałacu jedziemy w dalszą drogę do Karbali, która mija bez przeszkód. Dojeżdżamy blisko centrum jeszcze za dnia. Sytuacja jest podobna jak w An-Nadżaf – do ścisłego centrum gdzie są miejsca kultu religijnego wjazd samochodem dla zwykłego śmiertelnika jest niemożliwy. Wysiadamy z samochodu i kierowca zaczyna negocjować pierwotną cenę w górę…tym razem byliśmy twardzi, nic nie ugrał ?. Przez uzbrojony posterunek wchodzimy do centrum i szukamy hotelu. Wchodzimy chyba do drugiego przez nas mijanego a pierwszego, który wyglądał w miarę w porządku فندق الماس شرق (hotel ma ciekawe zdjęcia na pinezce google maps. Na recepcji był kiedyś lew). Podchodzimy do recepcji i pytamy o pokój, recepcjonista mówi, że nie ma wolnych pokoi, ale patrzy na nas i po chwili mówi, że jest jeden i żebyśmy poszli z jego pomocnikiem zobaczyć. No to idziemy. Wjeżdżamy na drugie piętro, gość nam otwiera drzwi, a tam na łóżku leży sobie facet…konsternacja…patrzymy się na pomocnika, a on na to, że jest jeszcze jeden wolny pokój…idziemy za nim dalej..otwiera kolejny i…tym razem jest pusty…ufff. Wyłapuje jedynie pędraka, który mu zaczął sprawnie uciekać po ścianie
:) Zjeżdżamy do recepcji, ustalamy cenę na 60.000 IQD. Wracamy na górę, przebieramy się w „sukienkę” tj. diszdasza. Jest ich kilka rodzajów w zależności od kraju i nie wiem, czy to poprawna nazwa dla tego regionu i idziemy w miasto. Najpierw z oczywistych względów poszliśmy zobaczyć budynek ratusza…nie wiem czy było to mądre po nocy biorąc pod uwagę, że było pusto, wszędzie ślady po kulach, co jakiś czas uzbrojone posterunki, a cały sektor otoczony wielkimi betonowymi barierami.
W każdym razie niewiele zobaczyliśmy i wróciliśmy do centrum i poszliśmy w kierunku Meczetu Imama Hossajna…
Kolejnego dnia wstajemy nieśpiesznie i idziemy sprawdzić, czy uda nam się zobaczyć więcej w okolicy City Hall niż wczorajszego wieczoru. Po drodze przechodzimy ulicą na której można się zaopatrzyć we wszelkiej maści sprzęt AGD…
Niestety wyprawa zakończona niepowodzeniem – wracamy w kierunku dwóch największych świątyń Karbali przechodząc obok ulicznej garkuchni.
Nie, tam nie jedliśmy ? zjedliśmy chwilę później pod Meczetem Abu Fadhl Al-Abbas, drugą najważniejszą świątynią w Karbali i idziemy do jej środka.
Tak jak poprzednie meczety w Karbali i An-Nadżaf, robi na nas spore wrażenie. Wracamy do hotelu przeprowadzając po drodze doświadczenie – wczoraj do jednego ze sklepików pod hotelem wszedł @Kamo375 „w sukience” i bez słowa wyjął z lodówki Pepsi, następnie podał sprzedającemu banknot 250 IQD, sprzedawca kiwnął głową aprobująco i @Kamo375 wyszedł z butelką 0,75l w ręku. Dziś do tego samego sklepiku wszedł @JanuszOnTour, tylko „w cywilnych” ciuchach, zrobił wszystko tak samo…tylko, że cena była 750 IQD ?. Wymeldowujemy się z hotelu i idziemy do garażu ( مقابل كراج الموحد, Karbala, Karbala Governorate, 56001, Irak) szukać transportu do Bagdadu, ale przez Tak Kisrę… Zgodnie z przewidywaniami, nie było łatwo, dość długo staliśmy z kierowcami i nie dało się zejść poniżej 75.000 IQD, a my chcieliśmy zapłacić 45.000 IQD. Nagle z boku podchodzi starszy gość i pokazuje, że pojedzie za 45.000 IQD. Idziemy z nim do samochodu upewniając się po drodze, że ta cena obejmuje przystanek w Tak Kisra, które jest prawie po drodze. Pakujemy bagaże do Dodge’a Chargera, wsiadamy i jedziemy. Było kilka możliwych dróg, kierowca wybrał jazdę głównymi drogami, czyli najdłuższą – może skrót był niebezpieczny? Jazda zajęła nam sporo czasu, Późnym popołudniem docieramy do Al Mada’in, czyli miejscowości w której mieści się Tak Kisra znany jako największy wolnostojący łuk zbudowany do czasów współczesnych. Dojeżdżając na miejsce kierowca zaczął dawać do zrozumienia, że jesteśmy na miejscu i chce 45,000 IQD. My mu na to, że jedziemy do Bagdadu, a on na to, że to kolejne 25.000 IQD…zaczyna się… Na razie nie wdajemy się w dyskusję, tylko mówimy, że ma podjechać pod łuk… Podjeżdżamy, okazuje się, że łuk jest ogrodzony siatką (o czym wiedzieliśmy już wcześniej) i pilnują go uzbrojeni ochroniarze.
Relacja będzie na pewno praktyczna i pozwoli dokładnie oszacować czas i koszty. Czy jest coś z czego bym zrezygnował na tym wyjeździe?Raczej nie. Na pewno logistyka jest możliwa do poprawienia i optymalizacji. Szczególnie jeżeli interesują kogoś muzea to warto dobrze to zaplanować i kilka razy sprawdzić w różnych źródłach godziny i dni otwarcia. Dlatego m.in nie wstąpiliśmy do narodowego muzeum w Bagdadzie. Spacer na trasie Al Rasheed St do pomnika تمثال المتنبي Statue of Abu Al-Tayyib Al-Mutanabbi (bardzo ważny poeta dla regionu). Sama uliczka do pomnika to chyba najbardziej turystyczne miejsce w Bagdadzie i jednocześnie uliczna księgarnia. Jest to też miejsce gdzie można przepłynąć na drugą stronę rzeki. Jednak godziny pracy są nam nieznane, bo brama była zamknięta. Trasa biegła dalej na północ przez most z pominięcie Pałacu Abbasydow. Byliśmy za późno oraz nie znaleźliśmy wejścia lub miejsca żeby się do niego zbliżyć.
Jeden facet ewidentnie się wysypał, więc to początkujący pracownik służb
;) Natomiast drugi kolega w mojej opinii był wiarygodny i to był zwykły obywatel. Niestety zapomniałem imię, ale to historia prawdziwego uchodźcy. Jak dla mnie jest to wrzozec dla idących w podobne ślady, ale drogą na skórty. Wiele lat temu jak jeszcze Daesh siał postrach w kraju (dziś 10 grudnia jest święto zwycięstwa nad Daesh w Iraku) postanowił wyjechać z kraju. Dobrze władał angielskim. Oczywiście rodzina mu nie wierzyła. Wziął dolary jakie miał i przedostał się do Turcji w oklice Antalii. Tam mając już niewiele w portfelu kupił namiot i osiedlił się na plaży na dziko. Aby nie było już odwrotu to postanowił zniszczyć też swój iracki paszport. Tam dostał po pewnym czasie ofertę pracy na plaży. Pierwszy szczęśliwi strzał. Potem został równie przypadkowo wcignięty do biznesu turystycznego dzięki znajomości języków. Tym sposobem zalegalizował swój pobyt. Uczył się dalej, poznał żonę z Rosji i jest aktywnym członkiem couchsufingu. I wiele ciekawych zdjęć i historii zdążył mi opowiedzieć.Jak sam twierdzi miał niebywałe szczęście, ale dla mnie pozostanie wzorem uchodźcy, który szuka pomocy u najbliższych sąsaidów.Dlaczego jechał tym pociągiem? Wrócił do kraju na wesele brata, które nie jest tanie. Nie pamiętam nic, ale było tam wiele zawiłości i bardzo wysokich kosztów takiej zabawy. Nawet nas zapraszał, ale wesele dopiero miało być za tydzień.
W tym roku byliśmy w Basra. Nikt się nami nie zainteresował, nikt nie pytał, nie zaczepiał. Mega mili ludzie, bardzo pomocni.Podejrzanie wyglądacie, wiec macie ogon lub każdy obcy dla Was z j. angielskim to szpieg
:D
DAD napisał:W tym roku byliśmy w Basra. Nikt się nami nie zainteresował, nikt nie pytał, nie zaczepiał. Mega mili ludzie, bardzo pomocni.Podejrzanie wyglądacie, wiec macie ogon lub każdy obcy dla Was z j. angielskim to szpieg
:DCo do ludzi, zdecydowanie się zgadzam. W zasadzie poza taksówkarzami mamy same dobre doświadczenia
;) Nawet na check-pointach, których mniej lub bardziej zapoznaliśmy kilkadziesiąt podczas całej podróży, było z uśmiechem lub w najgorszym wypadku z obojętnością.Nas za to często zaczepiali, choćby znali tylko jedno słowo po angielsku próbowali pogadać
:DA co do niektórych sytuacji, owszem, swoje przemyślenia mamy
:)
Dla mnie bagna były jednym z ważniejszych punktów jakie chciałem zrealizować w tej podróży. Dobrze, że nie dobraliśmy kolejnej godziny, bo by nas to trochę kosztowało. Było to najbardziej płaskie miejsce jakie widziałem w życiu. Fauna może nie jest bardzo urozmaicona i jak ktoś widział np. Everglades (ja nie widziałem) to robi wrażenie. Miejsce jest wpisane także na listę UNESCO. W An-Nasirijja skuter ma pierwszeństwo przed pieszym na moście i jak jedzie pod prąd
;)
Dojeżdżamy do An-Nadżaf, niestety nie udaje nam się dotrzeć autem do samego centrum, gdyż jest ono zablokowane. Wysiadamy, zabieramy bagaże płacimy, nasza taksówka odjeżdża,
a my idziemy w kierunku centrum. Rzuca nam się w oczy bardzo dużo ludzi, w większości zapewne pielgrzymów.
Żeby wejść do ścisłego centrum musimy oddać bagaże do skanowania i przejść przez kontrolę ochroniarzy – zupełnie jak na lotnisku. Dodatkowym wymogiem jest posiadanie ubioru, aż za kostkę. Osłaniamy @Kamo375 bo jest w krótkich spodenkach i gdzieś za budką zmienia spodnie na długie. Przedostajemy się do centrum, a tłum ludzi gęstnieje…
Postanawiamy jak najszybciej znaleźć nocleg, co by nie spać w meczecie… Wchodzimy do pierwszego z brzegu hotelu (Nasir Alzuhur) przy jednej z głównych ulic. Cena to 80.000 IQD za trójkę. Oglądamy pokoje, od biedy mogą być, pościel nie zmieniana, ale to chyba taki standard. Zbijamy jeszcze 5.000 IQD i zgadzamy się. Hotel mocno zatłoczony. Dopiero później okazuje się, że z łazienki zaczął wydobywać się okrutny smród – na noc obłożyliśmy drzwi kocami, które były na łóżkach żeby powstrzymać wydobywający się spod drzwi odór.
Tymczasem wychodzimy na miasto. Samo centrum składa się z Meczetu Alego i skupionych wokół niego wielu mniej lub bardziej ciasnych uliczek ze sklepikami, straganami, punktami usługowymi i hotelami.
Pierwsze kroki kierujemy do meczetu, przed wejściem kolejna kontrola bezpieczeństwa.
Sam meczet i jego najbliższe otoczenie zrobiły na nas duże wrażenie…
Stwierdziliśmy, że kupimy ichniejsze sukienki, czyli te długie koszule i w nich pójdziemy do meczetu… Poszliśmy więc na poszukiwanie zarówno ciuchów jak i jedzenia…
Wszystkie plany udaje nam się zrealizować, znajdujemy jeszcze prasowalnie, żeby nasz nowe ubrania na nas ładnie leżały,
przebieramy się i udajemy się znów do meczetu, ale już nieco bardziej wtopieni w tłum ? W sumie wyszedł nam dzień pełen wrażeń – starożytna historia, religia i…zakupy ?Przed nami kolejny, szósty już dzień w Iraku.
Wstajemy nie za wcześnie, tak po 08:00 i planujemy udać się na największy cmentarz na świecie Wadi us-Salaam. Jako, że w naszym przybytku noclegowym nie serwują śniadań, może to i dobrze, zamierzamy po drodze wrzucić coś na ząb. Kierujemy się skrótem na cmentarz.
Prawie przy posterunku pilnującego wejścia do centrum i w niedalekiej odległości od bramy cmentarza trafiamy na dobrze wyglądającą knajpkę, w której jemy….kebaba… Płacimy razem z napojami 12.000 IQD i idziemy na cmentarz.
Na głównej uliczce tłok niemiłosierny…jedni wwożą trumny…inni je wywożą…
a za każdym samochodem z trumną podążają żałobnicy…
Robimy krótką rundkę i wracamy do centrum odwiedzając jeszcze za dnia Meczet Alego w którym jest prawie tak samo dużo ludzi jak wczoraj wieczorem.
Pielgrzymują również zmarli w prowizorycznych trumnach i są wnoszeni bocznym wejściem. Wracamy do hotelu, bierzemy bagaże i wychodzimy poza centrum złapać Careema do garażu. Dalszy plan – Babilon i Karbala. Dojeżdżamy do garażu i szukamy „odważnego”, co nas zawiezie z przystankiem w Babilonie do Karbali. Udaje się w miarę szybko znaleźć taksówkę, która za akceptowalną przez nas cenę – 50.000 IQD – pojedzie tą trasą. Mimo, że Babilon wydaje się być znaną atrakcją dla miejscowych, nasz kierowca tuż przed zabytkowym miastem okazuje się nie wiedzieć gdzie ma jechać…zatrzymuje się…pyta miejscowych… Ci mu tłumaczą jak ma dojechać…finalnie nasz kierowca zawraca i jedzie pod prąd na dwupasmówce, co w ogóle mu nie przeszkadza. Jeszcze tylko wjeżdżamy nie w tę bramę i już za chwilę jesteśmy na miejscu. W bramie biorą od nas paszporty do sprawdzenia i sprzedają nam bilety wstępu – 25.000 IQD/os (nasz kierowca nic nie płaci). Podjeżdżamy pod Bramę Ishtar, wysiadamy z samochodu, umawiamy się, że kierowca będzie tu na nas czekał i możemy zacząć zwiedzanie ?
Tu była Wieża Babel
Po ok. 2h wracamy do Bramy, samochód jest, kierowcy niestety nie ma, rozglądamy się bezradnie dookoła… Zaczynają się nami interesować stojący nieopodal miejscowi. Pytają się skąd jesteśmy i co tu robimy. Więc odpowiadamy, że szukamy swojego kierowcy i że jesteśmy z Polski. Na co jeden z nich mówi do nas „Dzień Dobry”…mamy chyba zaskoczone miny, bo zaczyna się śmiać. Pytamy skąd zna polski? Odpowiada (ale już po angielsku), że chyba wiemy, że jego kraj okupowali Polacy i tu stacjonowali, a on jak tędy przechodził, to nauczył się z nimi witać. Odpowiadamy, że wiemy, ale na wszelki wypadek nie ciągniemy tematu… Gość mówi, ze wszystko ok i nam pomoże. Pyta się czy chcemy zobaczyć Pałac Saddama, który stoi na górze nieopodal (można tam przejść bez problemu pieszo) – my na to, że tak. To on nam załatwi tam wjazd. W międzyczasie znajduje się nasz kierowca, rozmawiają coś we dwóch z tym co zna polski. Wsiadamy do samochodu i jedziemy. Po przejechaniu kilkuset metrów dojeżdżamy do bramy, obok stoi autokar, spod drzwi tego autokaru podchodzi do nas jakiś gość i mówi, że nie wjedziemy. Nasz kierowca dzwoni do naszego poprzedniego rozmówcy, daje telefon temu, co nam nie pozwala wjechać, ale po krótkiej rozmowie niestety zawracamy. Podjeżdżamy na parking, na którym żeśmy wcześniej stali, tam dosiada się do nas jeden z miejscowych i znów jedziemy pod bramę…tym razem przejeżdżamy. Widać „nasz” pracownik służb jest wyższy rangą do tamtego ?. Podjeżdżamy pod sam pałac i możemy podziwiać widoki jakie miał Saddam na Babilon i na Eufrat…
bo sam pałac jest już w ruinie…
Po obejrzeniu pałacu jedziemy w dalszą drogę do Karbali, która mija bez przeszkód. Dojeżdżamy blisko centrum jeszcze za dnia. Sytuacja jest podobna jak w An-Nadżaf – do ścisłego centrum gdzie są miejsca kultu religijnego wjazd samochodem dla zwykłego śmiertelnika jest niemożliwy. Wysiadamy z samochodu i kierowca zaczyna negocjować pierwotną cenę w górę…tym razem byliśmy twardzi, nic nie ugrał ?. Przez uzbrojony posterunek wchodzimy do centrum i szukamy hotelu. Wchodzimy chyba do drugiego przez nas mijanego a pierwszego, który wyglądał w miarę w porządku فندق الماس شرق (hotel ma ciekawe zdjęcia na pinezce google maps. Na recepcji był kiedyś lew). Podchodzimy do recepcji i pytamy o pokój, recepcjonista mówi, że nie ma wolnych pokoi, ale patrzy na nas i po chwili mówi, że jest jeden i żebyśmy poszli z jego pomocnikiem zobaczyć. No to idziemy. Wjeżdżamy na drugie piętro, gość nam otwiera drzwi, a tam na łóżku leży sobie facet…konsternacja…patrzymy się na pomocnika, a on na to, że jest jeszcze jeden wolny pokój…idziemy za nim dalej..otwiera kolejny i…tym razem jest pusty…ufff. Wyłapuje jedynie pędraka, który mu zaczął sprawnie uciekać po ścianie :) Zjeżdżamy do recepcji, ustalamy cenę na 60.000 IQD. Wracamy na górę, przebieramy się w „sukienkę” tj. diszdasza. Jest ich kilka rodzajów w zależności od kraju i nie wiem, czy to poprawna nazwa dla tego regionu i idziemy w miasto. Najpierw z oczywistych względów poszliśmy zobaczyć budynek ratusza…nie wiem czy było to mądre po nocy biorąc pod uwagę, że było pusto, wszędzie ślady po kulach, co jakiś czas uzbrojone posterunki, a cały sektor otoczony wielkimi betonowymi barierami.
W każdym razie niewiele zobaczyliśmy i wróciliśmy do centrum i poszliśmy w kierunku Meczetu Imama Hossajna…
Kolejnego dnia wstajemy nieśpiesznie i idziemy sprawdzić, czy uda nam się zobaczyć więcej w okolicy City Hall niż wczorajszego wieczoru. Po drodze przechodzimy ulicą na której można się zaopatrzyć we wszelkiej maści sprzęt AGD…
Niestety wyprawa zakończona niepowodzeniem – wracamy w kierunku dwóch największych świątyń Karbali przechodząc obok ulicznej garkuchni.
Nie, tam nie jedliśmy ? zjedliśmy chwilę później pod Meczetem Abu Fadhl Al-Abbas, drugą najważniejszą świątynią w Karbali i idziemy do jej środka.
Tak jak poprzednie meczety w Karbali i An-Nadżaf, robi na nas spore wrażenie. Wracamy do hotelu przeprowadzając po drodze doświadczenie – wczoraj do jednego ze sklepików pod hotelem wszedł @Kamo375 „w sukience” i bez słowa wyjął z lodówki Pepsi, następnie podał sprzedającemu banknot 250 IQD, sprzedawca kiwnął głową aprobująco i @Kamo375 wyszedł z butelką 0,75l w ręku. Dziś do tego samego sklepiku wszedł @JanuszOnTour, tylko „w cywilnych” ciuchach, zrobił wszystko tak samo…tylko, że cena była 750 IQD ?.
Wymeldowujemy się z hotelu i idziemy do garażu ( مقابل كراج الموحد, Karbala, Karbala Governorate, 56001, Irak) szukać transportu do Bagdadu, ale przez Tak Kisrę… Zgodnie z przewidywaniami, nie było łatwo, dość długo staliśmy z kierowcami i nie dało się zejść poniżej 75.000 IQD, a my chcieliśmy zapłacić 45.000 IQD. Nagle z boku podchodzi starszy gość i pokazuje, że pojedzie za 45.000 IQD. Idziemy z nim do samochodu upewniając się po drodze, że ta cena obejmuje przystanek w Tak Kisra, które jest prawie po drodze. Pakujemy bagaże do Dodge’a Chargera, wsiadamy i jedziemy. Było kilka możliwych dróg, kierowca wybrał jazdę głównymi drogami, czyli najdłuższą – może skrót był niebezpieczny? Jazda zajęła nam sporo czasu, Późnym popołudniem docieramy do Al Mada’in, czyli miejscowości w której mieści się Tak Kisra znany jako największy wolnostojący łuk zbudowany do czasów współczesnych. Dojeżdżając na miejsce kierowca zaczął dawać do zrozumienia, że jesteśmy na miejscu i chce 45,000 IQD. My mu na to, że jedziemy do Bagdadu, a on na to, że to kolejne 25.000 IQD…zaczyna się… Na razie nie wdajemy się w dyskusję, tylko mówimy, że ma podjechać pod łuk… Podjeżdżamy, okazuje się, że łuk jest ogrodzony siatką (o czym wiedzieliśmy już wcześniej) i pilnują go uzbrojeni ochroniarze.