Pokazujemy kierowcy, żeby podjechał z drugiej strony…on znowu, że chce pieniądze…my, że na razie ma jechać… Podjeżdżamy z drugiej strony, wychodzimy z samochodu. Oglądamy łuk z daleka, ale ze zdecydowanie lepszym widokiem na sam łuk
a przy okazji przechodzimy obok zrujnowanego budynku Muzeum Bitwy Pod Qadisiyach
Wracamy do taksówki i znów dyskusja o pieniądzach, wsiadamy, odjeżdżamy kawałek i mówimy, że do Bagdadu, kierowca że to dodatkowo 25.000 IQD i tak w kółko…robi się coraz bardziej nerwowo. Kierowca się zatrzymuje po środku niczego, a my wysiadamy…udaje nam się zabrać bagaże z bagażnika i cały czas dyskutujemy…kierowca już krzyczy na nas, a my staramy się zachować spokój i mówimy, że umawialiśmy się na cenę na całą drogę, a nie tylko do Tak Kisra. @JanuszOnTour wpada na pomysł, żeby zadzwonić do naszego przewodnika znającego angielski, który ma nas zawieźć do Hatry za kilka dni, żeby przetłumaczył kierowcy co chcemy powiedzieć… Niestety rozmowa przez „pośrednika” nie daje żadnych rezultatów… W tym momencie już kierowca krzyczy po arabsku, a my do niego jeszcze w miarę spokojnie po polsku…Mówimy, że dalej nie jedziemy…kierowca popycha najpierw @JanuszaOnTour a potem mnie…no tego już za wiele…my też zaczynamy mówić mocno podniesionym głosem...po polsku ?… Dajemy mu 30.000 IQD i mówimy, żeby spadał…on dalej krzyczy i wymachuje rękoma…dajemy jeszcze 10.000 IQD i pokazujemy, że to koniec i więcej nie dostanie. No to taksówkarz nas opluł…zabrał się i pojechał… A my nie dopłacając mu niewiele ponad 3 USD zostaliśmy z plecakami na plecach na obrzeżach Al Mada’in, czyli po środku niczego…a za ok 1,5h jest zachód słońca… W sumie sytuacja jest niewesoła…ale dziarsko ruszamy w kierunku Bagdadu…po drodze jeszcze policjanci potwierdzają nam, że idziemy w dobrym kierunku… @JanuszOnTour mówi, że niedaleko za miejscowością jest rondo z którego złapiemy transport do Bagdadu. Po kilku minutach zatrzymuje się obok nas rozklekotany busik jadący w naszym kierunku…wsiadamy. Faktycznie zawiózł nas do ronda pod miastem, tylko że to było chyba z 10 km…szlibyśmy ten odcinek do nocy…zapłaciliśmy 3.000 IQD. W międzyczasie @Kamo375 sprawdza, że od ronda jeździ już Careem – więc jesteśmy uratowani ?. Niestety nie była to prawda… Kręcimy się w kółko ustalając skąd złapać jakiś transport do Bagdadu...(a tak wyglądała okolica ronda)
…napotkani taksówkarze chcieli 30.000 IQD… W końcu udaje nam się wsiąść do busa do Bagdadu i za 5.000 IQD dojeżdżamy do miasta, skąd łapiemy już bez problemu Careema do hotelu (tego samego od którego zaczynaliśmy – cena pokoju też się nie zmieniła). Zostawiamy bagaże i idziemy w kierunku naszej ulubionej cukierni szukając kolacji. Udało nam się po drodze zjeść całkiem dobre…kebaby
:D , potem fantastyczne ciastka?
Łapiemy busika i prosto do hotelu. W międzyczasie ustaliliśmy, że miejscowa drużyna I ligi irackiej gra późnym wieczorem mecz - może by tak zobaczyć mecz w Bagdadzie?? Próbujemy ustalić na którym z czterech stadionów w mieście gra tego wieczoru miejscowa drużyna – Al Talaba. Nikt w hotelu nie jest nam w stanie pomóc…internet podaje co najmniej dwa różne stadiony… Decydujemy się na najbliższy, zamawiamy Careema i jedziemy. Pytamy kierowcę (mówi trochę po angielsku)…nie wie… Po kilkunastu minutach dojeżdżamy. Niestety ciemno, stadion pusty…Cena za przejazd 5.000 IQD. Kierowca gdzieś dzwoni i mówi, że mecz jest na kolejnym stadionie i za 5.000 IQD nas zawiezie. Zgadzamy się. Niestety efekt przejażdżki taki sam…pusto…ciemno
Kierowca znów gdzieś dzwoni i mówi, że na kolejnym, najdalej od nas położonym stadionie jest na pewno…ale dochodzi 21:30, zanim dojedziemy będzie prawie 22:00 i zdążymy na drugą połowę drugiej połowy…a trzeba będzie jeszcze wrócić… Rezygnujemy, bo kolejnego dnia rano chcemy jechać do Samary, a potem od razu do Mosulu co może nie być wcale takie proste…i tak cała nocna wyprawa kosztuje nas 20.000 IQD… Zaczynamy z kierowcą rozmawiać, czy on by nas nie zawiózł za 150.000 IQD…myśli…myśli…liczy sobie coś na telefonie, gdzieś dzwoni…i podaje cenę 165.000 IQD. Zgadzamy się. Umawiamy się na jutro na 8:30 rano, zadowoleni płacimy za kurs i idziemy do hotelu i spać?@Gadekk Dokładnie, nie ma z czego ciąć...gdyby choć jakieś korzystniejsze przeliczniki były...
;)DZIEŃ 8 Wstajemy jak na nas wyjątkowo wcześnie, bo ok 7 – przecież musimy zwinąć śpiwory, zjeść śniadanie i być gotowymi do wyjazdu o 8:30. Wiemy, że może nas czekać ciężki dzień z racji sporej odległości do punktu docelowego jakim jest dziś Mosul. Do pokonania ponad 400 km i 5 h samej jazdy…a jeszcze zwiedzanie Samarry… No i po drodze miało być sporo punktów kontrolnych… O umówionej porze czekamy przed hotelem na nasz umówiony wczoraj transport. Niestety nikt się nie zjawia o umówionej porze…. Próbujemy się skontaktować na WhatsApie, niestety nikt nie odpowiada. Mija ze 20 minut. Wracamy do hotelu i pytamy, czy znajdą dla nas transport do Mosulu przez Samarrę….każą czekać i przyjść za jakieś pół godziny, a oni popytają. Wracamy do pokoju. Odzywa się nasz kierowca, dzwoni na standardowy numer telefonu, a nie przez internet. Kamo 375 mówi, żeby zadzwonił na WhatsApie, bo nie mamy środków na telefonie…niestety nie skutkuje…- w każdym razie zrozumieliśmy, że jednak za małą kwotę wczoraj powiedział… Skąd my to znamy… Po chwili rozmowę urwało… Dzwonił ponownie, ale nie mieliśmy już środków i z rozmowy wyszły nici. Oczywiście na WhatsApie nie odbierał… Schodzimy do recepcji…i dobra wiadomość – jest dla nas transport. Kierowca nawet już na miejscu… Niestety cena to 300.000 IQD i nie ma szans na jej obniżenie. Zastanawiamy się chwilę i dochodzimy do wniosku, że jeśli pojedziemy sami do Samarry i wrócimy do Bagdadu, a dopiero jutro znajdziemy transport do Mosulu to nie zapłacimy dużo mniej, a będziemy mieli dzień w plecy – więc zgadzamy się. Szybko pakujemy się do białej Toyoty Corolli i w drogę. Nasz kierowca do złudzenia przypomina nam poznanych drugiego wieczora w pociągu „przypadkowych podróżnych” ?. Może to i dobrze – pójdzie nam szybciej na check-pointach ?. I mamy wrażenie, że mieliśmy rację. Na kilku punktach kontrolnych, które były po drodze do Samarry jeśli się zatrzymywaliśmy to tylko na chwilę….nasz kierowca i żołnierz sobie pogadali, ewentualnie obejrzeli paszporty i dalej w drogę. Inaczej było na punkcie kontrolnym przed wjazdem do Samarry – musieliśmy oddać paszporty (nasz anioł stróż też musiał zostawić dokumenty i w zamian dostał jakąś kartkę). Podjeżdżamy w okolicę tego słynnego minaretu, wiedząc niestety, że nie można na niego wchodzić, wszystko ogrodzone. Jest remont, cena biletu wynosiłaby standardowe 25k IQD. Obchodzimy trochę dookoła, przechodzimy przez leżącą siatkę i podchodzimy na kilkadziesiąt metrów od minaretu. Pojawia się strażnik – niestety dalej nie możemy iść, nasz kierowca też nic nie może pomóc…możemy sobie tylko zrobić zdjęcia, co też czynimy.
Spotykamy tutaj dwóch Kanadyjczyków ze swoją obstawą tj. wynajętym przewodnikiem z językiem angielskim. Po chwili robimy z nimi mini konwój i jedziemy w głąb strzeżonego terenu. Podjeżdżamy do ruin Pałacu Al-Baraka, oglądany wielki dziedziniec Pałacu (średnica 62 metry) w którym niegdyś był basen (jest to miejsce z doskonałą akustyką).
...i jedziemy dalej. Naszym celem jest Meczet Abu Doulaf z 859 roku (a w zasadzie jego resztki), ale co najważniejszy jest tam minaret, nieco mniejszy, natomiast można na niego wchodzić?. Po kilku minutach docieramy do celu i naszym oczom ukazuje się taki oto widok…
Było po co przyjechać ?. Spacerkiem udajemy się do minaretu i niektórzy nawet wchodzą na sam szczyt?.
Pod minaretem spotykamy, jak nam się wydawało, miejscowych. Wywiązuje się rozmowa – okazuje się, że to pracownicy uczelni wyższych, w tym jeden doktor nauk teologicznych z Kirkuku. Zapraszają nas na lunch…nie odmawiamy… Odeszliśmy kilkadziesiąt metrów od ruin, a tam było przygotowane coś w rodzaju nakrycia (rozłożone narzuty)...
...piekł się grill, po chwili wjechały kiszonki… obsługiwał nas ktoś w rodzaju kucharza. Zjedliśmy całkiem sporo (mimo, że ilość much towarzyszących nam przy posiłku była gigantyczna), częściowo byliśmy nawet karmieni ? czyli podawano nam już urwane kawałki ryb, czy falafele zawinięte w chlebek…tylko pogryźć i przełknąć… Po około 30 minutach grzecznie dziękujemy i powoli wycofujemy się na z góry upatrzone pozycje, czyli do samochodu. Nasz opiekun odetchnął z ulgą, że już możemy jechać… Niestety samochód nie zapalił od razu, a dopiero po dłuższej chwili…jak się potem okazało zwiastowało to kolejną przygodę…. Po kilkunastu minutach jazdy dojeżdżamy na posterunek gdzie zostawiliśmy paszporty. Ich odbiór chwilę trwa. Kierowca gasi silnik….i już go nie odpala. Spychamy samochód na bok, nasz anioł stróż zabiera się za naprawę, a my stoimy sobie na posterunku i obserwujemy co się dzieje. Po ok. 20 minutach nasz opiekun uznał, że nie uda mu się naprawić samemu samochodu i pojechał z kimś z posterunku po pomoc. Nas tymczasem zaproszono na posterunek, usiedliśmy sobie na ławeczkach i obserwowaliśmy toczące się życie żołnierzy. Nie mieli chyba za dużo roboty, bo po kilkunastu minutach zaczynali się do nas dosiadać i próbować rozmawiać. Jeden z nich zapytał czy może sobie z nami nagrać filmik…zgodziliśmy się, usiadł więc między nami na ławce, jego kolega zaczął filmować, a on po arabsku strzelił co najmniej minutową przemowę…nie czuliśmy się zbyt pewnie wtedy…ja przynajmniej zrozumiałem tylko jedno słowo – „mudżahedin”… Jak skończył, poprosiliśmy, że chcemy to samo jeszcze raz nagrać naszym telefonem – dzięki temu później dowiedzieliśmy się, że zapraszają wszystkich do odwiedzenia Samarry, jest już bezpiecznie i oni o to dbają ?. W sumie po około godzinie przyjeżdża nasz kierowca z drugim kierowcą nowym samochodem – też białą Toyotą… Umawiamy się, że pojedziemy tym nowym samochodem z nowym kierowcą dalej i teraz płacimy jemu 200.000 IQD, a jak dojedziemy to temu „nowemu” zapłacimy 100.000 IQD. Tak też robimy. Dalsza jazda przebiegła bez żadnych przygód. Było kilka posterunków, ale wszystkie przejechaliśmy błyskawicznie. Jak potem wywnioskowaliśmy po tapecie na telefonie nowego kierowcy – jest on żołnierzem…przypadek? ? Już po nocy dojeżdżamy do wybranego przez hotelu – Modern Palace. Hotel przyzwoity, położony blisko (tylko przez rzekę) od starego miasta. Niestety w najbliższym otoczeniu tylko jeden mały sklepik i sklep z alkoholem…nic więcej…
Wynegocjowana przez nas cena to 75.000 IQD za 3 osobowy pokój za noc. Janusz i Kamo wysiadają z samochodu w koszulach, co wzbudza małą sensację. Nagrywamy nawet filmik za recepcją zapraszający do hotelu. Tanio się sprzedaliśmy
:lol: Oczywiście jak wysiadaliśmy to kierowca powiedział, że chce 125.000 IQD…tak sobie chwilę z nim „dyskutuję” po czym pokazuje na jego telefon i piszę na tłumaczu, żeby zadzwonił do kolegi…to kończy naszą rozmowę. Uśmiechamy się na pożegnanie i udajemy się na zasłużony odpoczynek.-- 17 Gru 2024 13:42 --
DZIEŃ 9 Ten dzień planowaliśmy spędzić w Mosulu, więc w końcu stacjonarnie
:D . Rano wypoczęci wstajemy i idziemy na hotelowe śniadanie, ogromnego wyboru nie było, ale można się było najeść. Wychodzimy na miasto…kierujemy się przez Stary Most nad Tygrysem do starszej części miasta.
Idziemy przed siebie i wymieniamy uwagi na temat na widocznych ruin po bombardowaniach amerykańskich, które widnieją na drugim planie zaraz za targiem rybnym na który właśnie wchodzimy.
Nagle słyszymy po polsku “dzień dobry”! Rozglądamy się zaskoczeni a obok nas stoi starszy pan, uśmiecha się i proponuje nam w naszym ojczystym języku, że może nas oprowadzić po zniszczonej części miasta. Zgadzamy się i idziemy z panem…okazało się, że przez wiele lat pracował w kopalni siarki w Tarnobrzegu i stąd zna polski a na imię ma Salim. Po chwili zatrzymujemy się. Salim prosi abyśmy chwilę zaczekali i wstępuję do meczetu na modlitwę. W tym momencie spotykamy kilku chłopaków z kamerą kręcących różne ujęcia w ruinach. Zaczynamy z nimi rozmawiać - okazuje się, że na zlecenie rządu kręcą reklamówkę zachęcającą do odwiedzenia Iraku. Po chwili Salim wraca z modlitwy i kontynuujemy spacer po morzu ruin i słuchamy opowieści naszego przewodnika o tym jacy to źli są amerykanie…
Między innymi razem z ekipą filmową eksplorujemy ruiny kościoła Św. Józefa.
Później okazuje się, że jeden z członków tego zespołu jest synem któregoś z ministrów. Na ich prośbę kręcą z nami “setkę” w której na tle ruin mówimy chórem “Welcome to Irak”.... W którymś momencie spotykamy dwójkę rosjan, nasz przewodnik zaczyna z nimi rozmowę po rosyjsku, my w międzyczasie grzecznie się żegnamy i idziemy się włóczyć dalej.
Po dłuższym spacerze znajdujemy Wielki Meczet Al Nouri (a w zasadzie ogrodzony teren gdzie trwa jego odbudowa)...tutaj 29 czerwca 2014 roku proklamowano Kalifat…
-- 17 Gru 2024 13:48 --
Spacerując dalej, znów spotykamy “ekipę filmową”, która proponuje nam abyśmy pojechali z nimi po okolicy, gdzie będą dalej kręcić. Po krótkiej chwili pakujemy się do lekko zdezelowanego busa i jedziemy w nieznane… Wygląda na to, że chłopaki kręcą rzeczywiście na zlecenie rządu, bo bus ma rejestrację z niebieskim paskiem - taką jak mają w Iraku samochody rządowe. Wspólnie pojechaliśmy m.in. do Bramy Adad i do Muzeum Mosulu, gdzie się żegnamy.
Postanowiliśmy pojechać coś zjeść, ale żadna taksówka na aplikację nie działała…więc trochę z obawą, bo już ciemno, machamy aby zatrzymać przejeżdżającą taksówkę. Po chwili zatrzymuje się zdezelowany żółty samochód…wsiadamy. Tłumaczymy gdzie chcemy dojechać, wydaje się, że kierowca wie o co nam chodzi - ruszamy. Nie czujemy się zbyt pewnie…dookoła głównie ciemno i ruiny…niepotrzebnie, dojeżdżamy na miejsce a taksówkarz nawet nie chce zapłaty - tak się ucieszył, że mógł wieźć turystów z Europy. Na miejscu nie znajdujemy nic do jedzenia “co by nam wpadło w oko”, więc na piechotę idziemy już w kierunku hotelu.
Po drodze, przy Starym Moście łapiemy jakiegoś kebaba i wracamy do hotelu. Jutro przed nami wyprawa poza Mosul z umówionym wcześniej przewodnikiem…
Relacja będzie na pewno praktyczna i pozwoli dokładnie oszacować czas i koszty. Czy jest coś z czego bym zrezygnował na tym wyjeździe?Raczej nie. Na pewno logistyka jest możliwa do poprawienia i optymalizacji. Szczególnie jeżeli interesują kogoś muzea to warto dobrze to zaplanować i kilka razy sprawdzić w różnych źródłach godziny i dni otwarcia. Dlatego m.in nie wstąpiliśmy do narodowego muzeum w Bagdadzie. Spacer na trasie Al Rasheed St do pomnika تمثال المتنبي Statue of Abu Al-Tayyib Al-Mutanabbi (bardzo ważny poeta dla regionu). Sama uliczka do pomnika to chyba najbardziej turystyczne miejsce w Bagdadzie i jednocześnie uliczna księgarnia. Jest to też miejsce gdzie można przepłynąć na drugą stronę rzeki. Jednak godziny pracy są nam nieznane, bo brama była zamknięta. Trasa biegła dalej na północ przez most z pominięcie Pałacu Abbasydow. Byliśmy za późno oraz nie znaleźliśmy wejścia lub miejsca żeby się do niego zbliżyć.
Jeden facet ewidentnie się wysypał, więc to początkujący pracownik służb
;) Natomiast drugi kolega w mojej opinii był wiarygodny i to był zwykły obywatel. Niestety zapomniałem imię, ale to historia prawdziwego uchodźcy. Jak dla mnie jest to wrzozec dla idących w podobne ślady, ale drogą na skórty. Wiele lat temu jak jeszcze Daesh siał postrach w kraju (dziś 10 grudnia jest święto zwycięstwa nad Daesh w Iraku) postanowił wyjechać z kraju. Dobrze władał angielskim. Oczywiście rodzina mu nie wierzyła. Wziął dolary jakie miał i przedostał się do Turcji w oklice Antalii. Tam mając już niewiele w portfelu kupił namiot i osiedlił się na plaży na dziko. Aby nie było już odwrotu to postanowił zniszczyć też swój iracki paszport. Tam dostał po pewnym czasie ofertę pracy na plaży. Pierwszy szczęśliwi strzał. Potem został równie przypadkowo wcignięty do biznesu turystycznego dzięki znajomości języków. Tym sposobem zalegalizował swój pobyt. Uczył się dalej, poznał żonę z Rosji i jest aktywnym członkiem couchsufingu. I wiele ciekawych zdjęć i historii zdążył mi opowiedzieć.Jak sam twierdzi miał niebywałe szczęście, ale dla mnie pozostanie wzorem uchodźcy, który szuka pomocy u najbliższych sąsaidów.Dlaczego jechał tym pociągiem? Wrócił do kraju na wesele brata, które nie jest tanie. Nie pamiętam nic, ale było tam wiele zawiłości i bardzo wysokich kosztów takiej zabawy. Nawet nas zapraszał, ale wesele dopiero miało być za tydzień.
W tym roku byliśmy w Basra. Nikt się nami nie zainteresował, nikt nie pytał, nie zaczepiał. Mega mili ludzie, bardzo pomocni.Podejrzanie wyglądacie, wiec macie ogon lub każdy obcy dla Was z j. angielskim to szpieg
:D
DAD napisał:W tym roku byliśmy w Basra. Nikt się nami nie zainteresował, nikt nie pytał, nie zaczepiał. Mega mili ludzie, bardzo pomocni.Podejrzanie wyglądacie, wiec macie ogon lub każdy obcy dla Was z j. angielskim to szpieg
:DCo do ludzi, zdecydowanie się zgadzam. W zasadzie poza taksówkarzami mamy same dobre doświadczenia
;) Nawet na check-pointach, których mniej lub bardziej zapoznaliśmy kilkadziesiąt podczas całej podróży, było z uśmiechem lub w najgorszym wypadku z obojętnością.Nas za to często zaczepiali, choćby znali tylko jedno słowo po angielsku próbowali pogadać
:DA co do niektórych sytuacji, owszem, swoje przemyślenia mamy
:)
Dla mnie bagna były jednym z ważniejszych punktów jakie chciałem zrealizować w tej podróży. Dobrze, że nie dobraliśmy kolejnej godziny, bo by nas to trochę kosztowało. Było to najbardziej płaskie miejsce jakie widziałem w życiu. Fauna może nie jest bardzo urozmaicona i jak ktoś widział np. Everglades (ja nie widziałem) to robi wrażenie. Miejsce jest wpisane także na listę UNESCO. W An-Nasirijja skuter ma pierwszeństwo przed pieszym na moście i jak jedzie pod prąd
;)
Pokazujemy kierowcy, żeby podjechał z drugiej strony…on znowu, że chce pieniądze…my, że na razie ma jechać… Podjeżdżamy z drugiej strony, wychodzimy z samochodu. Oglądamy łuk z daleka, ale ze zdecydowanie lepszym widokiem na sam łuk
a przy okazji przechodzimy obok zrujnowanego budynku Muzeum Bitwy Pod Qadisiyach
Wracamy do taksówki i znów dyskusja o pieniądzach, wsiadamy, odjeżdżamy kawałek i mówimy, że do Bagdadu, kierowca że to dodatkowo 25.000 IQD i tak w kółko…robi się coraz bardziej nerwowo. Kierowca się zatrzymuje po środku niczego, a my wysiadamy…udaje nam się zabrać bagaże z bagażnika i cały czas dyskutujemy…kierowca już krzyczy na nas, a my staramy się zachować spokój i mówimy, że umawialiśmy się na cenę na całą drogę, a nie tylko do Tak Kisra. @JanuszOnTour wpada na pomysł, żeby zadzwonić do naszego przewodnika znającego angielski, który ma nas zawieźć do Hatry za kilka dni, żeby przetłumaczył kierowcy co chcemy powiedzieć… Niestety rozmowa przez „pośrednika” nie daje żadnych rezultatów… W tym momencie już kierowca krzyczy po arabsku, a my do niego jeszcze w miarę spokojnie po polsku…Mówimy, że dalej nie jedziemy…kierowca popycha najpierw @JanuszaOnTour a potem mnie…no tego już za wiele…my też zaczynamy mówić mocno podniesionym głosem...po polsku ?… Dajemy mu 30.000 IQD i mówimy, żeby spadał…on dalej krzyczy i wymachuje rękoma…dajemy jeszcze 10.000 IQD i pokazujemy, że to koniec i więcej nie dostanie. No to taksówkarz nas opluł…zabrał się i pojechał… A my nie dopłacając mu niewiele ponad 3 USD zostaliśmy z plecakami na plecach na obrzeżach Al Mada’in, czyli po środku niczego…a za ok 1,5h jest zachód słońca… W sumie sytuacja jest niewesoła…ale dziarsko ruszamy w kierunku Bagdadu…po drodze jeszcze policjanci potwierdzają nam, że idziemy w dobrym kierunku… @JanuszOnTour mówi, że niedaleko za miejscowością jest rondo z którego złapiemy transport do Bagdadu. Po kilku minutach zatrzymuje się obok nas rozklekotany busik jadący w naszym kierunku…wsiadamy. Faktycznie zawiózł nas do ronda pod miastem, tylko że to było chyba z 10 km…szlibyśmy ten odcinek do nocy…zapłaciliśmy 3.000 IQD. W międzyczasie @Kamo375 sprawdza, że od ronda jeździ już Careem – więc jesteśmy uratowani ?. Niestety nie była to prawda… Kręcimy się w kółko ustalając skąd złapać jakiś transport do Bagdadu...(a tak wyglądała okolica ronda)
…napotkani taksówkarze chcieli 30.000 IQD… W końcu udaje nam się wsiąść do busa do Bagdadu i za 5.000 IQD dojeżdżamy do miasta, skąd łapiemy już bez problemu Careema do hotelu (tego samego od którego zaczynaliśmy – cena pokoju też się nie zmieniła). Zostawiamy bagaże i idziemy w kierunku naszej ulubionej cukierni szukając kolacji. Udało nam się po drodze zjeść całkiem dobre…kebaby :D , potem fantastyczne ciastka?
Łapiemy busika i prosto do hotelu. W międzyczasie ustaliliśmy, że miejscowa drużyna I ligi irackiej gra późnym wieczorem mecz - może by tak zobaczyć mecz w Bagdadzie?? Próbujemy ustalić na którym z czterech stadionów w mieście gra tego wieczoru miejscowa drużyna – Al Talaba. Nikt w hotelu nie jest nam w stanie pomóc…internet podaje co najmniej dwa różne stadiony… Decydujemy się na najbliższy, zamawiamy Careema i jedziemy. Pytamy kierowcę (mówi trochę po angielsku)…nie wie… Po kilkunastu minutach dojeżdżamy. Niestety ciemno, stadion pusty…Cena za przejazd 5.000 IQD. Kierowca gdzieś dzwoni i mówi, że mecz jest na kolejnym stadionie i za 5.000 IQD nas zawiezie. Zgadzamy się. Niestety efekt przejażdżki taki sam…pusto…ciemno
Kierowca znów gdzieś dzwoni i mówi, że na kolejnym, najdalej od nas położonym stadionie jest na pewno…ale dochodzi 21:30, zanim dojedziemy będzie prawie 22:00 i zdążymy na drugą połowę drugiej połowy…a trzeba będzie jeszcze wrócić… Rezygnujemy, bo kolejnego dnia rano chcemy jechać do Samary, a potem od razu do Mosulu co może nie być wcale takie proste…i tak cała nocna wyprawa kosztuje nas 20.000 IQD… Zaczynamy z kierowcą rozmawiać, czy on by nas nie zawiózł za 150.000 IQD…myśli…myśli…liczy sobie coś na telefonie, gdzieś dzwoni…i podaje cenę 165.000 IQD. Zgadzamy się. Umawiamy się na jutro na 8:30 rano, zadowoleni płacimy za kurs i idziemy do hotelu i spać?@Gadekk Dokładnie, nie ma z czego ciąć...gdyby choć jakieś korzystniejsze przeliczniki były... ;)DZIEŃ 8
Wstajemy jak na nas wyjątkowo wcześnie, bo ok 7 – przecież musimy zwinąć śpiwory, zjeść śniadanie i być gotowymi do wyjazdu o 8:30. Wiemy, że może nas czekać ciężki dzień z racji sporej odległości do punktu docelowego jakim jest dziś Mosul. Do pokonania ponad 400 km i 5 h samej jazdy…a jeszcze zwiedzanie Samarry… No i po drodze miało być sporo punktów kontrolnych…
O umówionej porze czekamy przed hotelem na nasz umówiony wczoraj transport. Niestety nikt się nie zjawia o umówionej porze…. Próbujemy się skontaktować na WhatsApie, niestety nikt nie odpowiada. Mija ze 20 minut. Wracamy do hotelu i pytamy, czy znajdą dla nas transport do Mosulu przez Samarrę….każą czekać i przyjść za jakieś pół godziny, a oni popytają. Wracamy do pokoju. Odzywa się nasz kierowca, dzwoni na standardowy numer telefonu, a nie przez internet. Kamo 375 mówi, żeby zadzwonił na WhatsApie, bo nie mamy środków na telefonie…niestety nie skutkuje…- w każdym razie zrozumieliśmy, że jednak za małą kwotę wczoraj powiedział… Skąd my to znamy… Po chwili rozmowę urwało… Dzwonił ponownie, ale nie mieliśmy już środków i z rozmowy wyszły nici. Oczywiście na WhatsApie nie odbierał…
Schodzimy do recepcji…i dobra wiadomość – jest dla nas transport. Kierowca nawet już na miejscu… Niestety cena to 300.000 IQD i nie ma szans na jej obniżenie. Zastanawiamy się chwilę i dochodzimy do wniosku, że jeśli pojedziemy sami do Samarry i wrócimy do Bagdadu, a dopiero jutro znajdziemy transport do Mosulu to nie zapłacimy dużo mniej, a będziemy mieli dzień w plecy – więc zgadzamy się.
Szybko pakujemy się do białej Toyoty Corolli i w drogę. Nasz kierowca do złudzenia przypomina nam poznanych drugiego wieczora w pociągu „przypadkowych podróżnych” ?. Może to i dobrze – pójdzie nam szybciej na check-pointach ?. I mamy wrażenie, że mieliśmy rację. Na kilku punktach kontrolnych, które były po drodze do Samarry jeśli się zatrzymywaliśmy to tylko na chwilę….nasz kierowca i żołnierz sobie pogadali, ewentualnie obejrzeli paszporty i dalej w drogę. Inaczej było na punkcie kontrolnym przed wjazdem do Samarry – musieliśmy oddać paszporty (nasz anioł stróż też musiał zostawić dokumenty i w zamian dostał jakąś kartkę). Podjeżdżamy w okolicę tego słynnego minaretu, wiedząc niestety, że nie można na niego wchodzić, wszystko ogrodzone. Jest remont, cena biletu wynosiłaby standardowe 25k IQD. Obchodzimy trochę dookoła, przechodzimy przez leżącą siatkę i podchodzimy na kilkadziesiąt metrów od minaretu. Pojawia się strażnik – niestety dalej nie możemy iść, nasz kierowca też nic nie może pomóc…możemy sobie tylko zrobić zdjęcia, co też czynimy.
Spotykamy tutaj dwóch Kanadyjczyków ze swoją obstawą tj. wynajętym przewodnikiem z językiem angielskim. Po chwili robimy z nimi mini konwój i jedziemy w głąb strzeżonego terenu. Podjeżdżamy do ruin Pałacu Al-Baraka, oglądany wielki dziedziniec Pałacu (średnica 62 metry) w którym niegdyś był basen (jest to miejsce z doskonałą akustyką).
...i jedziemy dalej. Naszym celem jest Meczet Abu Doulaf z 859 roku (a w zasadzie jego resztki), ale co najważniejszy jest tam minaret, nieco mniejszy, natomiast można na niego wchodzić?. Po kilku minutach docieramy do celu i naszym oczom ukazuje się taki oto widok…
Było po co przyjechać ?. Spacerkiem udajemy się do minaretu i niektórzy nawet wchodzą na sam szczyt?.
Pod minaretem spotykamy, jak nam się wydawało, miejscowych. Wywiązuje się rozmowa – okazuje się, że to pracownicy uczelni wyższych, w tym jeden doktor nauk teologicznych z Kirkuku. Zapraszają nas na lunch…nie odmawiamy… Odeszliśmy kilkadziesiąt metrów od ruin, a tam było przygotowane coś w rodzaju nakrycia (rozłożone narzuty)...
...piekł się grill, po chwili wjechały kiszonki… obsługiwał nas ktoś w rodzaju kucharza. Zjedliśmy całkiem sporo (mimo, że ilość much towarzyszących nam przy posiłku była gigantyczna), częściowo byliśmy nawet karmieni ? czyli podawano nam już urwane kawałki ryb, czy falafele zawinięte w chlebek…tylko pogryźć i przełknąć…
Po około 30 minutach grzecznie dziękujemy i powoli wycofujemy się na z góry upatrzone pozycje, czyli do samochodu. Nasz opiekun odetchnął z ulgą, że już możemy jechać… Niestety samochód nie zapalił od razu, a dopiero po dłuższej chwili…jak się potem okazało zwiastowało to kolejną przygodę…. Po kilkunastu minutach jazdy dojeżdżamy na posterunek gdzie zostawiliśmy paszporty. Ich odbiór chwilę trwa. Kierowca gasi silnik….i już go nie odpala. Spychamy samochód na bok, nasz anioł stróż zabiera się za naprawę, a my stoimy sobie na posterunku i obserwujemy co się dzieje.
Po ok. 20 minutach nasz opiekun uznał, że nie uda mu się naprawić samemu samochodu i pojechał z kimś z posterunku po pomoc. Nas tymczasem zaproszono na posterunek, usiedliśmy sobie na ławeczkach i obserwowaliśmy toczące się życie żołnierzy. Nie mieli chyba za dużo roboty, bo po kilkunastu minutach zaczynali się do nas dosiadać i próbować rozmawiać. Jeden z nich zapytał czy może sobie z nami nagrać filmik…zgodziliśmy się, usiadł więc między nami na ławce, jego kolega zaczął filmować, a on po arabsku strzelił co najmniej minutową przemowę…nie czuliśmy się zbyt pewnie wtedy…ja przynajmniej zrozumiałem tylko jedno słowo – „mudżahedin”… Jak skończył, poprosiliśmy, że chcemy to samo jeszcze raz nagrać naszym telefonem – dzięki temu później dowiedzieliśmy się, że zapraszają wszystkich do odwiedzenia Samarry, jest już bezpiecznie i oni o to dbają ?.
W sumie po około godzinie przyjeżdża nasz kierowca z drugim kierowcą nowym samochodem – też białą Toyotą… Umawiamy się, że pojedziemy tym nowym samochodem z nowym kierowcą dalej i teraz płacimy jemu 200.000 IQD, a jak dojedziemy to temu „nowemu” zapłacimy 100.000 IQD. Tak też robimy. Dalsza jazda przebiegła bez żadnych przygód. Było kilka posterunków, ale wszystkie przejechaliśmy błyskawicznie. Jak potem wywnioskowaliśmy po tapecie na telefonie nowego kierowcy – jest on żołnierzem…przypadek? ?
Już po nocy dojeżdżamy do wybranego przez hotelu – Modern Palace. Hotel przyzwoity, położony blisko (tylko przez rzekę) od starego miasta. Niestety w najbliższym otoczeniu tylko jeden mały sklepik i sklep z alkoholem…nic więcej…
Wynegocjowana przez nas cena to 75.000 IQD za 3 osobowy pokój za noc. Janusz i Kamo wysiadają z samochodu w koszulach, co wzbudza małą sensację. Nagrywamy nawet filmik za recepcją zapraszający do hotelu. Tanio się sprzedaliśmy :lol:
Oczywiście jak wysiadaliśmy to kierowca powiedział, że chce 125.000 IQD…tak sobie chwilę z nim „dyskutuję” po czym pokazuje na jego telefon i piszę na tłumaczu, żeby zadzwonił do kolegi…to kończy naszą rozmowę. Uśmiechamy się na pożegnanie i udajemy się na zasłużony odpoczynek.-- 17 Gru 2024 13:42 --
DZIEŃ 9
Ten dzień planowaliśmy spędzić w Mosulu, więc w końcu stacjonarnie :D . Rano wypoczęci wstajemy i idziemy na hotelowe śniadanie, ogromnego wyboru nie było, ale można się było najeść. Wychodzimy na miasto…kierujemy się przez Stary Most nad Tygrysem do starszej części miasta.
Idziemy przed siebie i wymieniamy uwagi na temat na widocznych ruin po bombardowaniach amerykańskich, które widnieją na drugim planie zaraz za targiem rybnym na który właśnie wchodzimy.
Nagle słyszymy po polsku “dzień dobry”! Rozglądamy się zaskoczeni a obok nas stoi starszy pan, uśmiecha się i proponuje nam w naszym ojczystym języku, że może nas oprowadzić po zniszczonej części miasta. Zgadzamy się i idziemy z panem…okazało się, że przez wiele lat pracował w kopalni siarki w Tarnobrzegu i stąd zna polski a na imię ma Salim. Po chwili zatrzymujemy się. Salim prosi abyśmy chwilę zaczekali i wstępuję do meczetu na modlitwę. W tym momencie spotykamy kilku chłopaków z kamerą kręcących różne ujęcia w ruinach. Zaczynamy z nimi rozmawiać - okazuje się, że na zlecenie rządu kręcą reklamówkę zachęcającą do odwiedzenia Iraku. Po chwili Salim wraca z modlitwy i kontynuujemy spacer po morzu ruin i słuchamy opowieści naszego przewodnika o tym jacy to źli są amerykanie…
Między innymi razem z ekipą filmową eksplorujemy ruiny kościoła Św. Józefa.
Później okazuje się, że jeden z członków tego zespołu jest synem któregoś z ministrów. Na ich prośbę kręcą z nami “setkę” w której na tle ruin mówimy chórem “Welcome to Irak”.... W którymś momencie spotykamy dwójkę rosjan, nasz przewodnik zaczyna z nimi rozmowę po rosyjsku, my w międzyczasie grzecznie się żegnamy i idziemy się włóczyć dalej.
Po dłuższym spacerze znajdujemy Wielki Meczet Al Nouri (a w zasadzie ogrodzony teren gdzie trwa jego odbudowa)...tutaj 29 czerwca 2014 roku proklamowano Kalifat…
-- 17 Gru 2024 13:48 --
Spacerując dalej, znów spotykamy “ekipę filmową”, która proponuje nam abyśmy pojechali z nimi po okolicy, gdzie będą dalej kręcić. Po krótkiej chwili pakujemy się do lekko zdezelowanego busa i jedziemy w nieznane… Wygląda na to, że chłopaki kręcą rzeczywiście na zlecenie rządu, bo bus ma rejestrację z niebieskim paskiem - taką jak mają w Iraku samochody rządowe. Wspólnie pojechaliśmy m.in. do Bramy Adad i do Muzeum Mosulu, gdzie się żegnamy.
Postanowiliśmy pojechać coś zjeść, ale żadna taksówka na aplikację nie działała…więc trochę z obawą, bo już ciemno, machamy aby zatrzymać przejeżdżającą taksówkę. Po chwili zatrzymuje się zdezelowany żółty samochód…wsiadamy. Tłumaczymy gdzie chcemy dojechać, wydaje się, że kierowca wie o co nam chodzi - ruszamy. Nie czujemy się zbyt pewnie…dookoła głównie ciemno i ruiny…niepotrzebnie, dojeżdżamy na miejsce a taksówkarz nawet nie chce zapłaty - tak się ucieszył, że mógł wieźć turystów z Europy. Na miejscu nie znajdujemy nic do jedzenia “co by nam wpadło w oko”, więc na piechotę idziemy już w kierunku hotelu.
Po drodze, przy Starym Moście łapiemy jakiegoś kebaba i wracamy do hotelu. Jutro przed nami wyprawa poza Mosul z umówionym wcześniej przewodnikiem…