Mega miejsce! Jutro płyniemy na pobliskie wysepki w poszukiwaniu pingwinów i głuptaków a także aby ponurkować z żółwiami, rekinami i mantami
:)
Stay tuned…Miejsce do popływania z maską jest niedaleko. To małe wysepki wulkaniczne zwane Tintoreras. Udajemy się tam z samego rana zorganizowaną grupą. Koszt – 40USD od osoby, tym razem niemało ale zejdzie nam prawie 3 godziny. Pod hostel przyjeżdża po nas busik aby w 5 minut zawieść nas na znane nam już molo. Aby nim przejść do łódki, trzeba się trochę pogimnastykować żeby nie nadepnąć na lwy morskie, które upodobały sobie to miejsce:
Wsiadamy na małą łódkę (taką samą jaka transportowała nas ze speedboata) i od razu przy przystani jesteśmy świadkami nalotu fregat i pelikanów na łódź rybacką, która wróciła z połowu. Rybacy patroszą tuńczyki na łodzi wyrzucając odpadki a na niebie rozgrywa się dramatyczny spektakl:
Dla nas to wspaniała okazja aby przyjrzeć się z bliska wielkim fregatom
Od razu widać jak rozróżnić samca i samicę. Samce mają piękne, szkarłatne torbiele przy gardle (które znacznie się powiększają w okresie godowym) i są nieco mniejsze niż samice.
Ale kłębi się też stado dużych pelikanów
A na zupełne resztki czyhają iguany w wodzie
Tintoreras są bardzo blisko portu, raptem po 10 minutach widzimy w oddali ptaki, których nie da się pomylić z innymi – blue-footed boobys czyli….
… no właśnie – głuptaki oczywiście. Po tym zdjęciu widać skąd wzięła się ich polska nazwa
Niesamowicie wyglądają ich niebieskie łapy!
A to głuptak w locie
Dopływamy do sąsiednich skałek i podziwiamy pingwiny równikowe. Tak, te ptaki znamy raczej z mrozów i bardziej południowych krańców ziemi a tutaj żyje ich odporny na wysokie temperatury gatunek. Jest endemitem Galapagos. Pingwiny odpoczywają na skałach w symbiozie z głuptakami:
Wychodzimy w końcu na ląd na krótki trekking wśród poszarpanych skał wulkanicznych pokrytych białymi porostami.
Mijamy kanały lawowe w skałach wulkanicznych w których woda jest trochę cieplejsza i które upodobały sobie rekiny na odpoczynek.
Miła zatoczka opanowana przez lwy morskie
Na skałach obok odbywają się gody iguan. Samce są kolorowe i dużo większe od czarnych samic.
Jest gonitwa w zwolnionym tempie i syczenie na siebie wielkich samców
A w wodzie pojawiają się nam wielkie żółwie
Tu będziemy pływać. Dostajemy maski i cała ekipa łódki skacze to cieplutkiej i krystalicznej wody
Rekiny są na dnie a oprócz kolorowych przepięknych rybek przy rafie koralowej pojawiają się nam od czasu do czasu manty. Atrakcją są też pływające obok ciekawe nas bardzo uchatki i trochę przerażające i niezważające na nas te duże iguany. Ale nas najbardziej interesują żółwie morskie, których całe stado (to złe słowo bo to samotniki) żeruje przy tym zaroślach namorzynowych. Mamy je na wyciągniecie ręki, dzieciaki są zachwycone. Na koniec wpływamy za przewodnikiem do jednego z tych otwartych kanałów po lawie. Jest wąsko więc wszyscy płyną gęsiego – mega fajne przeżycie. Ja płynę jako ostatni i przed zakrętem prawie uderzam maską w dziób całkiem sporego rekina, który zamiast odpoczywać na dnie postanowił sprawdzić, kto mu tak zakłóca sjestę. Na szczęście rekin był chyba bardziej przerażony niż ja, i szybko czmychnął w przeciwną stronę. Dobrze, że dzieci nic nie zauważyły bo by chyba była lekka panika ? Bardzo fajna wycieczka mimo słonej ceny.
No i reszta dnia to znowu chillout na basenie i plaży przepleciony wizytą w Albicie na 6 – dolarowe menu dnia:
Wieczorem zachód słońca i bary nad promenadą (nieustające „happy hour za dychę”)
@hiszpan Od dawna marzy mi się Galapagos i czytając tę relację już czuję, że trzeba powoli przechodzić od marzeń do czynów.Sorki za pytanie od czapy - ile płaciliście za taxi z JFK na Manhattan?
@Sudoku z JFK jest flat-fee na Manhattan - poza godzinami szczytu to 70USD. Dałem chyba jeszcze jakiś tip, można płacić kartą.Z powrotem już pociągiem z Penn Station (5 USD na Jamaica) i potem AirTran po 8,25 USD na terminal.
Kurcze, zazdroszczę. My mieliśmy wylot na Galapagos dosłownie 3 dni po wydarzeniach w Guayaquil i odpuściliśmy. Żałuję, że wylot nie był tydzień później, bo pewnie byśmy polecieli, jak sytuacja się uspokoiła. Traktuję twoja relacje jako substytut pobytu tam
:).
No proszę.... Cóż to teraz za luksusowe fotele w drodze na Isabelę! Nic tylko zapaść się w takowy i płynąć
:)Gdyby ci, co wypełniali torebki w trakcie Waszego rejsu skorzystali kiedyś z takiej łodzi, jaką ja płynąłem, to z rozpaczy rzuciliby się chyba za burtę
:DAle wiadomo - w porównaniu z lotem Emetebe to nawet te lotnicze fotele niewiele zmieniają.
@hiszpan znakomita relacja! My byliśmy na Galapagos 29.01 - 4.02 i właśnie wróciliśmy, bo jeszcze tydzień spędziliśmy w NY. Planowałem też napisać relację z Galapagos, no ale kto by tam chciał czytać drugą relację z Galapagos na forum, jak już jedna taka dobra jest.
:)
@adam246 no niestety moja małżonka nie jest fanką wody i pływania
:) Poza tym patrzyłem na ceny - chcieli po 140usd od osoby - to raczej dużo, wybraliśmy Tintoreras z namiastką tuneli.
Mega miejsce! Jutro płyniemy na pobliskie wysepki w poszukiwaniu pingwinów i głuptaków a także aby ponurkować z żółwiami, rekinami i mantami :)
Stay tuned…Miejsce do popływania z maską jest niedaleko. To małe wysepki wulkaniczne zwane Tintoreras. Udajemy się tam z samego rana zorganizowaną grupą. Koszt – 40USD od osoby, tym razem niemało ale zejdzie nam prawie 3 godziny. Pod hostel przyjeżdża po nas busik aby w 5 minut zawieść nas na znane nam już molo. Aby nim przejść do łódki, trzeba się trochę pogimnastykować żeby nie nadepnąć na lwy morskie, które upodobały sobie to miejsce:
Wsiadamy na małą łódkę (taką samą jaka transportowała nas ze speedboata) i od razu przy przystani jesteśmy świadkami nalotu fregat i pelikanów na łódź rybacką, która wróciła z połowu. Rybacy patroszą tuńczyki na łodzi wyrzucając odpadki a na niebie rozgrywa się dramatyczny spektakl:
Dla nas to wspaniała okazja aby przyjrzeć się z bliska wielkim fregatom
Od razu widać jak rozróżnić samca i samicę. Samce mają piękne, szkarłatne torbiele przy gardle (które znacznie się powiększają w okresie godowym) i są nieco mniejsze niż samice.
Ale kłębi się też stado dużych pelikanów
A na zupełne resztki czyhają iguany w wodzie
Tintoreras są bardzo blisko portu, raptem po 10 minutach widzimy w oddali ptaki, których nie da się pomylić z innymi – blue-footed boobys czyli….
… no właśnie – głuptaki oczywiście. Po tym zdjęciu widać skąd wzięła się ich polska nazwa
Niesamowicie wyglądają ich niebieskie łapy!
A to głuptak w locie
Dopływamy do sąsiednich skałek i podziwiamy pingwiny równikowe. Tak, te ptaki znamy raczej z mrozów i bardziej południowych krańców ziemi a tutaj żyje ich odporny na wysokie temperatury gatunek. Jest endemitem Galapagos.
Pingwiny odpoczywają na skałach w symbiozie z głuptakami:
Wychodzimy w końcu na ląd na krótki trekking wśród poszarpanych skał wulkanicznych pokrytych białymi porostami.
Mijamy kanały lawowe w skałach wulkanicznych w których woda jest trochę cieplejsza i które upodobały sobie rekiny na odpoczynek.
Miła zatoczka opanowana przez lwy morskie
Na skałach obok odbywają się gody iguan. Samce są kolorowe i dużo większe od czarnych samic.
Jest gonitwa w zwolnionym tempie i syczenie na siebie wielkich samców
A w wodzie pojawiają się nam wielkie żółwie
Tu będziemy pływać. Dostajemy maski i cała ekipa łódki skacze to cieplutkiej i krystalicznej wody
Rekiny są na dnie a oprócz kolorowych przepięknych rybek przy rafie koralowej pojawiają się nam od czasu do czasu manty. Atrakcją są też pływające obok ciekawe nas bardzo uchatki i trochę przerażające i niezważające na nas te duże iguany.
Ale nas najbardziej interesują żółwie morskie, których całe stado (to złe słowo bo to samotniki) żeruje przy tym zaroślach namorzynowych. Mamy je na wyciągniecie ręki, dzieciaki są zachwycone.
Na koniec wpływamy za przewodnikiem do jednego z tych otwartych kanałów po lawie. Jest wąsko więc wszyscy płyną gęsiego – mega fajne przeżycie. Ja płynę jako ostatni i przed zakrętem prawie uderzam maską w dziób całkiem sporego rekina, który zamiast odpoczywać na dnie postanowił sprawdzić, kto mu tak zakłóca sjestę. Na szczęście rekin był chyba bardziej przerażony niż ja, i szybko czmychnął w przeciwną stronę. Dobrze, że dzieci nic nie zauważyły bo by chyba była lekka panika ?
Bardzo fajna wycieczka mimo słonej ceny.
No i reszta dnia to znowu chillout na basenie i plaży przepleciony wizytą w Albicie na 6 – dolarowe menu dnia:
Wieczorem zachód słońca i bary nad promenadą (nieustające „happy hour za dychę”)