Oraz pozostałości (niestety) Kolej transandyjskiej
I tak do przejścia granicznego. Oczywiście, Chile to kraj który jest bardzo wyczulony na kontrolę sanitarną – weterynaryjną, trzeba wypełnić kwitek czy ma się coś “niebezpiecznego”.
Ale niebezpieczny produkt może być prawie wszystko. Niestety kontakt z nimi mailowo przed wyjazdem (a pytałem prawie wszędzie) nie skutkowało owocnej odpowiedzi. A dotyczyło niektórych pamiątek jakich miałem: alfajores i dulche de leche (produkt mleczny), yerba mate oraz przyprawy do chimichurri (zioła) gdzie “wszystko” podlegało pod niebezpiecznych produktów. Więc zgłosiłem ze mogę mieć niebezpiecznych produktów, dostałem “kontrolę” celną i pytanie co mam
- Dulche de leche, przyprawy, yerba mate i alfajores. Mam nadzieję ze wszystko jest OK i legalne - Oj nie, nie. Alfajores nie mogą wjechać do Chile Ja już zielony, bo sporo hajsu na nie dałem a wszystko jest na prezent - No bo alfajores tuczą naszych piłkarzy i potem przegrywają mecze z Argentyną. I zaczął się śmiać
Uuuuuf, ogromna ulga, ze wszystko ok, i już (dosłownie) z górki z produktami. Powrót do autobusy i pożegnanie się z Argentyną
A w dół,
towarzyszą nam seria zakrętów, które miejscowych nazywają "Los Caracoles"
I spokojnie aż do końca czyli do dworca autobusowego w Santiago. Pracownik bagażów prosi o tipa, opowiadam mu, ze mam tylko argentyńskie peso, odpowiada ze przyjmie wszystko, więc mu dałem 50 ARS co nam daje mniej niż 10 groszy, żeby się odczepił i łapię ubera do noclegu.
Jak to Santiago, drogi zamknięte, bo demonstracja i podpalenie jakiś aut/kosz na śmieci, ale docieram do noclegu cały i zdrowy, kupuję crafta i świętuję
Kocham Santiago. Parę lat temu, nie miałem okazje go zobaczyć, z powodu słynnych zamieszek, ale spodobała mi się ich energia. Otwarci, jak im się coś nie pasuje, to wprost mówią lub walczą.
Spotykam się z ekipą anarchistów, co uratowali mi mój wzrok w 2019 roku, po zderzeniu z gazem łzawiącym co “pacos” mi wrzucili. Piękne to, ze spotkaliśmy się raz, i przez 5 lat mamy kontakt!
Widać ze domena 2019 były graffiti i dalej one są.
Oraz najdziwniejszy stand z pamiątek i pocztówek które na nic jedna nie pasuje z drugą.
I tak spacerkiem po głównej alei Libertador Bernardo O'Higgins, przypominając nas pierwszy spacer tutaj parę lat temu
po la Monedę (pałacu Prezydenckiego)
Zupełnie inne uczucie, niż w 19 roku. Nie ma spalonych budynków, smród spalonego plastiku lub uzbrojonych po zęby Pacos. Normalne życie.
I co by był za wyjazd beż kultowego Cerveza Cristal
Oraz Completo Italiano: hot dogami z sosem z awokado, majonezem i krojonymi pomidorami
To był ostatni dzień mojego pobytu w SudAmerica, i definitywnie był pod znakiem, bez planu. Nie miałem nic zaplanowanego, po prostu spacerować i jak coś będzie. Żegnam się z ekipą, odpalam spotify i spaceruję po Plaza de Armas.
I tak wylądowałem Muzeum Historii Narodowej Chile, z powodu specjalnej wystawie o 50 leciu stanu wojennego Pinocheta.
Kto mnie zna, to wie ze interesuję się historią Ameryki Łacińskiej a szczególnie stanach wojennych w tym regionie. Więc wystawa siadła idealnie dla mnie.
Mój ulubiony wokalista z Chile, Victor Jara
Tak jak widzicie, dużo się nie działo. Wszystko szło zaskakująco dobrze. Żadnych dziwnych sytuacji.
Więć wieczór kończy się na zakupy z marketu, kanapką Chacarero (chilijska kanapka cienko pokrojony stek po churrasco na bułce z pomidorami, fasolką szparagową i papryczką ají verde)
Lokalnymi pieskami
Oraz pisco sourem
I wieczór kończy się przy piwkowaniu w hostelu, i bycia guru podróżniczym przy dzieciakach
Check in, wesoły ale bagaż rejestrowany przechodzi bez problemu (same prezenty)
Czekam z ciekawością na dalszy ciąg... Kto wie, może uwzględnię ten kraj w planowaniu tegorocznego lotu wakacyjnego (bo do Sao Paulo już mam). Nie wiem jeszcze co prawda, jak tam z pogodą w lipcu, ale być może Twoja relacja zachęci do wpadnięcia tam niezależnie od warunków atmosferycznych
:)
Nie uprzedzając relacji Zeusa ze swojej strony bardzo polecam, wprawdzie bawiłem (w przenośni i całkiem nienajgorzej dosłownie) w zasadzie tylko w ASU + okolicach i jak ktoś lubi południowoamerykańskie praktycznie nieskażone turystycznie klimaty to jest to. Jedyna drobna sprawa - zdecydowanie trzeba mówić po hiszpańsku, żeby ponawiązywać jakieś sensowne kontakty/relacje/romanse czy kto co tam chce z tubylcami
;-)
Sam jestem ciekaw relacji i doświadczeń @Zeus z pobytu w Paragwaju, bo mam sentyment do tego kraju. Byłem tam rok temu (luty 2023), gdzie najpierw przekraczałem granicę lądową z Boliwią w kierunku Filadelfia i Asuncion, a potem odwiedziłem obszar Ciudad del Este i Encarnacion. Dla mnie przepaść jeśli chodzi o bezpieczeństo pomiędzy Brazylią. Dodatkowo nie zauważyłem, aby to był najbiedniejszy kraj z Ameryki Południowej. Czekam z niecierpliwością
:)
@tropikey Paragwaju. Po zmroku chodziłem i piłem na ulicy drinki po Asuncion, w Ciudad del Este oraz Encarnacion. Zero stresu i krzywych akcji. Odnośnie Brazylii to dawałem znać w viewtopic.php?p=1683339#p1683339
Myślę, że to wszystko zależy jak się trafi.Oczywiście nie podważam tego, że Paragwaj może być/jest bezpieczniejszy od Brazylii.Ale w Rio chodziłem wieczorem po plaży popijając kupowaną tamże Caipirinhe, szwendałem się po ciemku słuchając samby na ulicy i w klubie. Ani przez moment nie czułem zagrożenia i nic złego mi się nie przytrafiło.
szczyt Aconcagua oraz inne szczyty
Oraz pozostałości (niestety) Kolej transandyjskiej
I tak do przejścia granicznego. Oczywiście, Chile to kraj który jest bardzo wyczulony na kontrolę sanitarną – weterynaryjną, trzeba wypełnić kwitek czy ma się coś “niebezpiecznego”.
Ale niebezpieczny produkt może być prawie wszystko. Niestety kontakt z nimi mailowo przed wyjazdem (a pytałem prawie wszędzie) nie skutkowało owocnej odpowiedzi.
A dotyczyło niektórych pamiątek jakich miałem: alfajores i dulche de leche (produkt mleczny), yerba mate oraz przyprawy do chimichurri (zioła) gdzie “wszystko” podlegało pod niebezpiecznych produktów. Więc zgłosiłem ze mogę mieć niebezpiecznych produktów, dostałem “kontrolę” celną i pytanie co mam
- Dulche de leche, przyprawy, yerba mate i alfajores. Mam nadzieję ze wszystko jest OK i legalne
- Oj nie, nie. Alfajores nie mogą wjechać do Chile
Ja już zielony, bo sporo hajsu na nie dałem a wszystko jest na prezent
- No bo alfajores tuczą naszych piłkarzy i potem przegrywają mecze z Argentyną. I zaczął się śmiać
Uuuuuf, ogromna ulga, ze wszystko ok, i już (dosłownie) z górki z produktami. Powrót do autobusy i pożegnanie się z Argentyną
A w dół,
towarzyszą nam seria zakrętów, które miejscowych nazywają "Los Caracoles"
I spokojnie aż do końca czyli do dworca autobusowego w Santiago. Pracownik bagażów prosi o tipa, opowiadam mu, ze mam tylko argentyńskie peso, odpowiada ze przyjmie wszystko, więc mu dałem 50 ARS co nam daje mniej niż 10 groszy, żeby się odczepił i łapię ubera do noclegu.
Jak to Santiago, drogi zamknięte, bo demonstracja i podpalenie jakiś aut/kosz na śmieci, ale docieram do noclegu cały i zdrowy, kupuję crafta i świętuję
Kocham Santiago. Parę lat temu, nie miałem okazje go zobaczyć, z powodu słynnych zamieszek, ale spodobała mi się ich energia. Otwarci, jak im się coś nie pasuje, to wprost mówią lub walczą.
Spotykam się z ekipą anarchistów, co uratowali mi mój wzrok w 2019 roku, po zderzeniu z gazem łzawiącym co “pacos” mi wrzucili. Piękne to, ze spotkaliśmy się raz, i przez 5 lat mamy kontakt!
Widać ze domena 2019 były graffiti i dalej one są.
Oraz najdziwniejszy stand z pamiątek i pocztówek które na nic jedna nie pasuje z drugą.
I tak spacerkiem po głównej alei Libertador Bernardo O'Higgins, przypominając nas pierwszy spacer tutaj parę lat temu
po la Monedę (pałacu Prezydenckiego)
Zupełnie inne uczucie, niż w 19 roku. Nie ma spalonych budynków, smród spalonego plastiku lub uzbrojonych po zęby Pacos. Normalne życie.
I co by był za wyjazd beż kultowego Cerveza Cristal
https://youtu.be/5hfRjN3txdM?
Oraz Completo Italiano: hot dogami z sosem z awokado, majonezem i krojonymi pomidorami
To był ostatni dzień mojego pobytu w SudAmerica, i definitywnie był pod znakiem, bez planu. Nie miałem nic zaplanowanego, po prostu spacerować i jak coś będzie. Żegnam się z ekipą, odpalam spotify i spaceruję po Plaza de Armas.
I tak wylądowałem Muzeum Historii Narodowej Chile, z powodu specjalnej wystawie o 50 leciu stanu wojennego Pinocheta.
Kto mnie zna, to wie ze interesuję się historią Ameryki Łacińskiej a szczególnie stanach wojennych w tym regionie. Więc wystawa siadła idealnie dla mnie.
Mój ulubiony wokalista z Chile, Victor Jara
Tak jak widzicie, dużo się nie działo. Wszystko szło zaskakująco dobrze. Żadnych dziwnych sytuacji.
Więć wieczór kończy się na zakupy z marketu, kanapką Chacarero (chilijska kanapka cienko pokrojony stek po churrasco na bułce z pomidorami, fasolką szparagową i papryczką ají verde)
Lokalnymi pieskami
Oraz pisco sourem
I wieczór kończy się przy piwkowaniu w hostelu, i bycia guru podróżniczym przy dzieciakach
Check in, wesoły ale bagaż rejestrowany przechodzi bez problemu (same prezenty)
Niestety z salonu nicy, więc zostaje krafcik
Z pięknym widokiem
I tak się kończy powolutku wyjazd
Z ostatnimi widokami na Santiago de Chile
Andami
Atlantykiem
Oraz klasykami