W Tokyo w tym roku wiśnie będą chyba wcześnie. Idę na poranny spacer i od razu taka niespodzianka. Niektóre gatunki już kwitną.
Jemy jeszcze śniadanie. Hotel jest spory, a miejsca na jedzenie mało, ale jakoś wszyscy się mieszczą:
Ruszyliśmy do parku Ueno, ale tam jeszcze kolorów nie ma. A szkoda, bo to podobno jedno z piękniejszych miejsc podczas kwitnienia.
Po spacerze w Ueno jedną z prywatnych linii kolejowych jedziemy na wieżę widokową SkyTree. Już killa dni wcześniej kupiłem bilety. To druga najwyższa budowla po wieżowcu w Dubaju (no chyba, że cos się niedawno zmieniło). Głowny poziom widokowy jest na 350m, jest jeszcze jeden wyżej, ale trzeba sporo dopłacić. Nam ten podstawowy wystarczy.
Pogoda jest piękna więc wracamy spacerem w stronę dzielnicy Asakusa. Mijamy budynek z zlota kupa na dachu. To budynek lokanego megabrowaru i to mial byc plomien ale cos nie wyszlo i powszechnie nazywa sie to zlotą kupą.
Potem idziemy do swiatynie Senso-ji - najbardziej znanej w Tokyo. Atmosfera dookola odpustowa, duzo turystow, trochę kiczu.
Zostaje nam sporo czasu więc odwiedzamy jeszcze wyspe Odaiba, gdzie dominują centra handlowe, ale nas interesuje przejazd linia Yurikamome przez Tęczowy Most oraz wielki robot.
Panorama Tokyo widoczna z Odaiby też jest fajna. Zostaje nam jeszcze sporo czasu na Ginze po drodze do hotelu.
Wracamy w naszą okolicę Kanda, słońce jest już nisko.
Odbieramy bagaże z hotelu i idziemy na pociąg na lotnisko. Przylecieliśmy na Hanedę z której dojazd jest szybki i tani, ale wylatujemy z Narity która jest bardzo daleko. Da się tam dojechać dedykowanym połączeniem kolejowym NEX, ale ono jest drogie. Są sposoby alternatywne tańsze, a nam najbardziej pasuje zwykle połączenie pociągiem regionalnym. Jedzie się dłużej i takie połączenia nie kursują często, ale jest najtaniej (około 40% ceny NEX) i prosto z hotelu bez przesiadek. Tokyo mocno się zmieniło od 2014 gdy spędziliśmy tu kilka dni. Widać więcej turystów, widać znacznie więcej kolorowych mieszkańców (dużo hindusów, widać nawet ciemnoskórych). Ludzie są nieco grubsi, zmieniła się też moda i to bardzo. Jest jednak taniej niż kiedyś. W Japonii inflacji prawie nie widac, a kurs jena jest niższy niż 10 lat temu.
Pociąg jest potwornie zatłoczony. Jedzie 1,5h, a przez pierwszą godzinę stoimy bez ruchu. Dopiero za miasteczkiem Narita robi się pusto (kilka minut przed ostatnią stacją): Narita w wieczornych godzinach jest martwa, wiekszość sklepów jest zamknięta. Niewiele lotów odlatuje z T1 tak późno jak LOT. CPK ma być tak daleko od Warszawy jak Narita od centrum Tokyo. To powinno być przestrogą. Wracalismy 789 z czerwona flaga, tym samym ktorym lecialem rok temu do Indii.
Tym razem wrażenia raczej pozytywne. Było czysto, posiłki ok i mam wrażenie, że miałem więcej miejsca na nogi niż wtedy (inny rząd?). Były aż 2 ciepłe posiłki co przy tak długim locie jest uzasdnione (omijanie Rosji). Lot pozwala na wejście dzieci do swojego salonika Polonez jeśli rodzic ma chociaż srebrny status pozwalający na wejście. To duży atut LOT względem grupy Lufthansa, która pozwala na to dopiero przy złotym statusie. Czekamy więc w saloniku na lot do Poznania ?
Podróż była dla mnie wielkim zaskoczeniem, z tego powodu, że poszło jakos łatwo, bez zarwanych nocy, bez większego zmęczenia. Wydaje się, że było intensywnie i dużo latania, ale dawno nie miałem takiego relaksu na wyjeżdzie. Może po prostu miałem małe oczekiwania. Przyznam, że bałem się tej podróży. Głównie jak zniosą ją dzieci i czy w ogóle będziemy mieli z tego frajde. Pod tym kątem planowałem wszystkie loty unikając tych nocnych, zostawiłem czas w Los Angeles po największym skoku czasu. Przez Pacyfik mieliśmy 3 krótsze skoki z niewielką różnicą czasu. Miałem obawy o krótkie pobyty na Guam i Saipan, bo tam stykały się loty na osobnych biletach. To był dobry sposób na jetlag (wczesne pobudki przydały się do planowania dnia). Dzieci przestawiały się na nowy czas szybciej niż my. Mieliśmy raczej szczęście z pogodą. Na Hawajach było ładnie, a pamiętam z 2018 jak zły może być odbiór Hawajów przy złej pogodzie. Ładnie było na Guam i Saipan oraz w Tokyo - zupełnie się tego nie spodziewałem. Liczyłem na słońce w Los Angeles, ale może dobrze, że go nie było, bo nie miałem ciśnienia na zdjęcia i zwiedzaliśmy bez presji. No może fajnie by było mieć więcej slońca na Okinawie, tam liczyłem na coś lepszego. Ale w zamian robiliśmy wszystko bardzo powoli, na luzie. Jedyny opóźniony lot to Honolulu-Guam, tylko o 1h i tam w zasadzie nie miało to dla nas znaczenia.
Największy problem całego wyjazdu stworzył LOT. Chodzi o podejście LOT do przebookowań, gdy odwołują loty z wyprzedzeniem. Absolutnie skandaliczne zachowanie konsultantów kłamiących, że nie przysługuje przebookowanie. 7h przy telefonie w łącznie 4dni. Udało się przebookować najpierw na lot przez Chicago, ale potem ten lot też odwołano i jedyną opcją został Nowy Jork i połączenie z drogim noclegiem. LOT ma obowiązek zwrócić za taki nocleg, szczególnie, że odmówił przebookowania na Lufhansę bez noclegu. W ogóle przedstawiano mi to tak, że zwrot za nocleg będzie formalnością i nie powinno być problemów.
Oczywiście napisałem reklamację, ale dostałem odpowiedź zupełnie nie na temat. Podstawą roszczenia był przepis Eu261 o "zaopiekowaniu", a odpisano mi, że nie przysługuje odszkdowania z przepisów o odszkodowaniu. Napisałem, że nie o to chodzi i bezczelnie to ignorowano. Zastanawiam się, czy formalnie w ogóle dostałem odpowiedź na reklamacje, jeśli jest ona nie na temat, bo nie dotyczy roszczenia. W LOT czują się całkowie bezkarni. Odpuściłem potem, ale wrócę do tematu, bo w LOT coś się zmieniło. Zaczęli przebookowywać na LH w związku z odwołanymi lotami do PEK na sezon zimowy.
To skutecznie zniechęciło mnie do korzystania z LOT i po prostu unikam (pomimo saloników dla dzieci). Latem mieliśmy problem z LH - wszystko co wydażyło się później było wzorowe, odszkodowanie w 2dni.
Co do Manhattanu - to jak najbardziej dużo bliżej lata. Sam robiłem kiedyś (parę lat temu) fenomenalne podejście na rejsie AC z YYZ nad M i Central P. do LGA. Generalnie nad M. latają wiśnie samoloty lądujące na LGA.
Super zdjęcia, jak zawsze. Też ostatnio w Konie brałem auto z Alamo i bylem bardzo zadowolony, w szczególności błyskawiczną obsługą. A sam terminal tam sprawia, że po przylocie od razu czujesz, że jesteś w raju
:)
Ja spałem w tym Hyatt za punkty. Dostaliśmy upgrade (na Hyatt gold) do ogromnego apartamentu w położonego w oddzielnej części - mieliśmy własny ogród japoński, akwarium i chyba ze 100 m2 do dyspozycji. Do tej pory wspominam jako najlepszy nocleg w życiu
;-)
hiszpan napisał:No szacun, ja po Japonii jeszcze się nie odważyłem prowadzić samochodu!Na Okinawie za bardzo nie ma wyjścia, ale tam pewnie też jest prościej niż np. w Tokyo. Różnokolorowych oznaczeń na asfalcie nie ogarnąłem do końca, ale wszystko poza tym jest całkiem normalne.Zaskoczeniem było dla mnie, że oni przekraczają dozwoloną prędkość i nie pojedyńcze samochody, ale chyba nawet więcej niż połowa kierowców. Oczywiście nie jakieś tam szaleństwa, ale te 10-15km/h więcej niż wolno (tyle co u nas, ale PL zaliczam raczej do krajów dziczy drogowej, a po Japonii tego się nie spodziewałem).
Super wyprawa. Takie relacja, jak Twoja, czy afrykańska @zawiert, pokazują, jak można (a może raczej "trzeba"?) układać sobie życie z dziećmi (młodszymi, czy starszymi). To procentuje
:)Tylko jedno mnie męczy... Co Tym z tym "Tokyo", jakbyśmy polskiej nazwy nie mieli
;)
Hej. Dzięki.Dzieki generalnie jak nie ma podrózy to dzieci pytają kiedy będzie, a jak jest to jest różnie. Zwykle albo jedno albo drugie marudzi, że słaby hotel, że za długo, że nudno, że za dużo zwiedzania itp. Na tym wyjeździe jedno i drugie było zadowolone, szczególnie z Hawajów (bo duże fale, fajne widoki i krótkie szlaki). Teraz mam w domu, że chcą znowu na Hawaje. Zaczałem już nawet planować, a z HNL za mile kółko przez wyspy Marshala i Mikronezje (już bez RTW, bo to się mniej opłaca). Nie wiem, przywykłem, że wszędzie widzę Tokyo, a nie Tokio, no i jak gdzieś czegoś szukam to też wpisuję Tokyo.
W Tokyo w tym roku wiśnie będą chyba wcześnie. Idę na poranny spacer i od razu taka niespodzianka. Niektóre gatunki już kwitną.
Jemy jeszcze śniadanie. Hotel jest spory, a miejsca na jedzenie mało, ale jakoś wszyscy się mieszczą:
Ruszyliśmy do parku Ueno, ale tam jeszcze kolorów nie ma. A szkoda, bo to podobno jedno z piękniejszych miejsc podczas kwitnienia.
Po spacerze w Ueno jedną z prywatnych linii kolejowych jedziemy na wieżę widokową SkyTree. Już killa dni wcześniej kupiłem bilety. To druga najwyższa budowla po wieżowcu w Dubaju (no chyba, że cos się niedawno zmieniło). Głowny poziom widokowy jest na 350m, jest jeszcze jeden wyżej, ale trzeba sporo dopłacić. Nam ten podstawowy wystarczy.
Pogoda jest piękna więc wracamy spacerem w stronę dzielnicy Asakusa. Mijamy budynek z zlota kupa na dachu. To budynek lokanego megabrowaru i to mial byc plomien ale cos nie wyszlo i powszechnie nazywa sie to zlotą kupą.
Potem idziemy do swiatynie Senso-ji - najbardziej znanej w Tokyo. Atmosfera dookola odpustowa, duzo turystow, trochę kiczu.
Zostaje nam sporo czasu więc odwiedzamy jeszcze wyspe Odaiba, gdzie dominują centra handlowe, ale nas interesuje przejazd linia Yurikamome przez Tęczowy Most oraz wielki robot.
Panorama Tokyo widoczna z Odaiby też jest fajna. Zostaje nam jeszcze sporo czasu na Ginze po drodze do hotelu.
Wracamy w naszą okolicę Kanda, słońce jest już nisko.
Odbieramy bagaże z hotelu i idziemy na pociąg na lotnisko. Przylecieliśmy na Hanedę z której dojazd jest szybki i tani, ale wylatujemy z Narity która jest bardzo daleko. Da się tam dojechać dedykowanym połączeniem kolejowym NEX, ale ono jest drogie. Są sposoby alternatywne tańsze, a nam najbardziej pasuje zwykle połączenie pociągiem regionalnym. Jedzie się dłużej i takie połączenia nie kursują często, ale jest najtaniej (około 40% ceny NEX) i prosto z hotelu bez przesiadek.
Tokyo mocno się zmieniło od 2014 gdy spędziliśmy tu kilka dni. Widać więcej turystów, widać znacznie więcej kolorowych mieszkańców (dużo hindusów, widać nawet ciemnoskórych). Ludzie są nieco grubsi, zmieniła się też moda i to bardzo. Jest jednak taniej niż kiedyś. W Japonii inflacji prawie nie widac, a kurs jena jest niższy niż 10 lat temu.
Pociąg jest potwornie zatłoczony. Jedzie 1,5h, a przez pierwszą godzinę stoimy bez ruchu. Dopiero za miasteczkiem Narita robi się pusto (kilka minut przed ostatnią stacją):
Narita w wieczornych godzinach jest martwa, wiekszość sklepów jest zamknięta. Niewiele lotów odlatuje z T1 tak późno jak LOT. CPK ma być tak daleko od Warszawy jak Narita od centrum Tokyo. To powinno być przestrogą.
Wracalismy 789 z czerwona flaga, tym samym ktorym lecialem rok temu do Indii.
Tym razem wrażenia raczej pozytywne. Było czysto, posiłki ok i mam wrażenie, że miałem więcej miejsca na nogi niż wtedy (inny rząd?). Były aż 2 ciepłe posiłki co przy tak długim locie jest uzasdnione (omijanie Rosji).
Lot pozwala na wejście dzieci do swojego salonika Polonez jeśli rodzic ma chociaż srebrny status pozwalający na wejście. To duży atut LOT względem grupy Lufthansa, która pozwala na to dopiero przy złotym statusie.
Czekamy więc w saloniku na lot do Poznania ?
Podróż była dla mnie wielkim zaskoczeniem, z tego powodu, że poszło jakos łatwo, bez zarwanych nocy, bez większego zmęczenia. Wydaje się, że było intensywnie i dużo latania, ale dawno nie miałem takiego relaksu na wyjeżdzie. Może po prostu miałem małe oczekiwania. Przyznam, że bałem się tej podróży. Głównie jak zniosą ją dzieci i czy w ogóle będziemy mieli z tego frajde. Pod tym kątem planowałem wszystkie loty unikając tych nocnych, zostawiłem czas w Los Angeles po największym skoku czasu. Przez Pacyfik mieliśmy 3 krótsze skoki z niewielką różnicą czasu. Miałem obawy o krótkie pobyty na Guam i Saipan, bo tam stykały się loty na osobnych biletach. To był dobry sposób na jetlag (wczesne pobudki przydały się do planowania dnia). Dzieci przestawiały się na nowy czas szybciej niż my.
Mieliśmy raczej szczęście z pogodą. Na Hawajach było ładnie, a pamiętam z 2018 jak zły może być odbiór Hawajów przy złej pogodzie. Ładnie było na Guam i Saipan oraz w Tokyo - zupełnie się tego nie spodziewałem.
Liczyłem na słońce w Los Angeles, ale może dobrze, że go nie było, bo nie miałem ciśnienia na zdjęcia i zwiedzaliśmy bez presji. No może fajnie by było mieć więcej slońca na Okinawie, tam liczyłem na coś lepszego. Ale w zamian robiliśmy wszystko bardzo powoli, na luzie.
Jedyny opóźniony lot to Honolulu-Guam, tylko o 1h i tam w zasadzie nie miało to dla nas znaczenia.
Największy problem całego wyjazdu stworzył LOT. Chodzi o podejście LOT do przebookowań, gdy odwołują loty z wyprzedzeniem. Absolutnie skandaliczne zachowanie konsultantów kłamiących, że nie przysługuje przebookowanie. 7h przy telefonie w łącznie 4dni. Udało się przebookować najpierw na lot przez Chicago, ale potem ten lot też odwołano i jedyną opcją został Nowy Jork i połączenie z drogim noclegiem. LOT ma obowiązek zwrócić za taki nocleg, szczególnie, że odmówił przebookowania na Lufhansę bez noclegu. W ogóle przedstawiano mi to tak, że zwrot za nocleg będzie formalnością i nie powinno być problemów.
Oczywiście napisałem reklamację, ale dostałem odpowiedź zupełnie nie na temat. Podstawą roszczenia był przepis Eu261 o "zaopiekowaniu", a odpisano mi, że nie przysługuje odszkdowania z przepisów o odszkodowaniu. Napisałem, że nie o to chodzi i bezczelnie to ignorowano.
Zastanawiam się, czy formalnie w ogóle dostałem odpowiedź na reklamacje, jeśli jest ona nie na temat, bo nie dotyczy roszczenia. W LOT czują się całkowie bezkarni. Odpuściłem potem, ale wrócę do tematu, bo w LOT coś się zmieniło. Zaczęli przebookowywać na LH w związku z odwołanymi lotami do PEK na sezon zimowy.
To skutecznie zniechęciło mnie do korzystania z LOT i po prostu unikam (pomimo saloników dla dzieci).
Latem mieliśmy problem z LH - wszystko co wydażyło się później było wzorowe, odszkodowanie w 2dni.