Tu widać miejsca po posągach, pomiędzy nimi jest 1.5 km.
Dolina Bamian to także dużo pól uprawnych i uprawia się przede wszystkim ziemniaki. Trochę to zaskoczenie. Akurat były zbiory i widać było wiele worków na polach.
Słońce pali niemiłosiernie, choć jest tylko 18 stopni. Bamian położony jest na wysokości 2500 m npm. Nad ranem temperatura spadała nawet do 1 stopnia, a to dopiero połowa września.
Posągi były tak naprawdę trzy. Pierwszy to żona, z V wieku mająca 35 metrów wysokości. Można się na nią wspiąć schodami wykutymi w środku. Ten większy to mąż, z VII wieku mający 55 metrów. Po środku jest dziecko, najmniejszy.
Pomiędzy posągami jest całe mnóstwo jaskiń, gdzie kiedyś mieszkali mnisi.
Wysadzenie w powietrze posągów odbiło się echem na cały świat. To chyba najbardziej haniebny i barbarzyński akt człowieka na zabytki we współczesnym świecie. Rozkaz Talibów wykonał tutejszy burmistrz, który nota bene dalej rządzi Bamian. Nasz przewodnik niedawno się go pytał czy żałuje, że wysadził. Nie chciał odpowiedzieć zasłaniając się rozkazem od Talibów. Powiedział, że jakby dzisiaj mu kazali to by się przeciwstawił i pewnie przypłacił życiem. No ale i tak już za późno na takie dywagacje.
W większym posągu widzimy rusztowania, ponieważ kilka lat temu spróbowano odbudowywać posągi. Zrobiono stopy, ale wyglądały bardzo sztucznie (z cegły) i Japończycy wycofali finansowanie.
Z tyłu posągów wykute są jaskinie - w obu podobne.
Tak jak pisałem, pomiędzy posągami jest 1.5 km i wszyscy idą ścieżką, a ja idę górą obok jaskiń. Przede mną idzie Talib i zagląda do każdej. Czuję się bezpieczny dopóki nie pyta czy jestem muzułmaninem. Na szczęście się nie obraził jak powiedziałem, że nie.
A tu widać ten trzeci posąg:
Schodami wykutymi wewnątrz, można wejść na mniejszego Buddę, co oczywiście robimy.
Tu też Talibowie pilnują to co wysadzili...
Ostatni punkt w dolinie to Shahr-e-Zorak - Red City. Kolejne obronne zabudowania na wzgórzu wznoszone od V wieku. Unesco trochę pomogło w odbudowie.
Ta część miasta to część mieszkalna. Wyżej jest jeszcze obronna. Prawdziwa ścieżka zdrowia pod górę, ale w limitowanej grupie dajemy radę.
Na samej górze są wspaniałe widoki oraz ruskie działo obrotowe, bo to miejsce bardzo strategiczne.
Na wieczór, po 4h drogi docieramy do Kabulu. Jest już noc, duże korki i po długim dniu czekamy już tylko na wygodne łóżko. Jeszcze 3 wielkie szlabany, oddalone o kilkanaście metrów, szczegółowa kontrola osobista i możemy zameldować się w hotelu.Do Mazar-e Sharif polecieliśmy samolotem porannym i wróciliśmy wieczornym. To była mała zmiana planów, ponieważ planowaliśmy tam nocleg. Rozkłady się jednak pozmieniały, a i nie bardzo chcieliśmy lecieć wiekowym A310 Ariany.
Mimo wszystko mieliśmy niezła gratkę, ponieważ Kamair operuje na tej trasie szerokim kadłubem Airbus A340. Na pokładzie jest nawet serwis - woda, baton, pierożki, a z powrotem spore ciasto bananowe.
Nasz przewodnik znowu stanął na wysokości zadania. Nasza wizyta w Mazar planowana była na piątek, awtedy biuro z permitami jest zamknięte. Nie moglibyśmy zatem wejść na teren słynnego meczetu. Dzień wcześniej jednak wszystko udało mu się załatwić zdalnie, co nie było takie oczywiste.
Mazar to przede wszystkim Błękitny Meczet z XV wieku. Do wnętrza niestety nie możemy wejść, ale samo podziwianie z zewnątrz jest fantastyczne. Jesteśmy obiektem wielkiego zainteresowania, mnóstwo osób nas zagaduje i chce zrobić zdjęcia.
A z wejściem do środka to jest tak, że jeden z nas z ciemną karnacją wziął chustę na głowę i wszedł
;)
Oprócz samego meczetu, z każdej strony są także ozdobne bramy w tym samym stylu.
Cudo architektoniczne, co tu dużo mówić. W kontraście, poza meczetem, w Mazar absolutnie nic nie ma. Natomiast bardzo dużo jest w Balkh, oddalonym o 20 km. To Balkh był kiedyś stolicą regionu, ale wszystko się zmieniło od budowy meczetu w Mazar.
Są starożytne świątynie, mury miejskie oraz Zielony Meczet. Trochę się już pobugiłem w tych wszystkich starożytnych miejscach. Wiele z nich to domy, świątynie lub grobowce dawnych władców.
W Balkh mury ciągną się na dziesiątki kilometrów, to taki wał naprawdę. W środku była tu kiedyś baza amerykańska...
Trochę zabijamy tu czas, ponieważ w Zielonym Meczecie jest nabożeństwo od 13-15. Robimy zdjęcia naszemu Talibowi i dzieciakom.
W końcu jedziemy do Zielonego Meczetu. To centralna część miasta. Od niego ulice rozchodzą się promieniście. W Balkh było centrum Zoroastrian i Buddyzmu, a obecnie mieszkają głównie Tadżycy.
Sam meczet został skończony w 1421 za panowania dynasji Temurydów.
Wejść do środka nie można, ale aparatem można zajrzeć...
Dzięki nam znowu robi się niezłe zbiegowisko
:)
Jeszcze zdjęcia z tyłu zza płotu i wracamy na noc do Kabulu.
Ostatni pełny dzień spędzamy w Kabulu. Spodziewałem się tutaj prawdziwej strefy wojny, ale miasto wygląda zupełnie normalnie jak na tę część świata. Co prawda widać sporo checkpointów i wjazd do naszego hotelu chronią 3 wielkie szlabany, ale to nic, czego bym nie widział gdzieś indziej. Żadnych ruin czy budynków pełnych kul.
Najpierw jedziemy pod miasto zobaczyć wielką stupę z kamienia z III wieku. Jest ładna i odnowiona. Posągi Buddy musiały być zabrane, bo są tylko puste miejsca. Przynajmniej nie wysadzili w powietrze. Dojazd tam mega nas zmęczył i musieliśmy szukać drogi, ale warto było.
cart napisał:Za to jak dolecieliśmy to Sardar powiedział, że w Afganistanie ciągle jest ISIS i że na cel biorą mniejszości. Dwa dni przed naszym przylotem zaatakowali jakąś wioskę na południu Afganistanu zabijając kilkanaście osób. Nie słyszałem o tym w naszych mediach.Absolutnie nie wtryniając się w relację, na której ciąg dalszy bardzo czekam - jasne, że w naszych mediach nic o takich rzeczach nie będzie, bo i czemu. Natomiast, by daleko nie szukać, oczywiste źródło w takich przypadkach: https://x.com/wszewko/status/1834454140656718084 (btw. to chyba nawet nie jest ten atak - ot, jeden z wielu).
cart napisał:A z wejściem do środka to jest tak, że jeden z nas z ciemną karnacją wziął chustę na głowę i wszedł
;)Wypraszam sobie tę ciemną karnację
:lol:
cart napisał:Afganistan był moim 10 krajem odwiedzonym w tym roku. Czas na przerwę, ponieważ urlop się skończył, ale od 2 stycznia jedziemy znowu
;)Zaraz zaraz... a to nie poleciałeś na Spitsbergen kilka dni później?
;)
@Legion1 spotkaliśmy grupę Chińczyków w naszym hotelu w Kandahar, którzy wielkimi terenówkami jeździli po "stanach" i odbili się od checkpointu w drodze do Minaretu i go nie zobaczyli. To kolejna przewaga posiadania lokalnego przewodnika...Spotkaliśmy także jedną dziewczynę w Bamian (Tajwankę, która przeniosła się do USA) i chyba mignęło mi dwóch facetów niedaleko posągów Buddy. To tyle.@DAD No ale Spitzbergen to nie nowy kraj. Mam jeszcze dwa weekendy listopadowe we Francji.@thurin.cz dzięki!
No @cart, twoja relacja i zdjęcia naprawdę wymiatają. Kilka dni po Was, przez Afganistan przejeżdżał mój przyjaciel motorem (jadą we dwóch z Polski aż do Karakorum Highway) więc też naczytałem się od niego podobnych refleksji co do miejscowych. U niego nawet więcej kontroli bo jadą bez fixera. Nawet mieli na ostatnim noclegu nalot talibów o północy na ich pokój ale na szczęście skończyło się na drobiazgowej kontroli papierów tylko.Trzeba to sobie powiedzieć szczerze, że to, że u Was było wszystko ok i u paru innych turystów też to nie oznacza, że to miły i bezpieczny kraj do odwiedzania. Zwłaszcza, że ostatnio słychać jakoby talibowie robią konszachty z ruskimi!
Zgadza się. Pytałem się o to skąd mają na przykład broń i wieść niesie, że po cichu kumają się z ruskimi, chińczykami i Iranem...Naszym zdaniem teraz jest najlepsze okienko, dlatego też chcieliśmy zobaczyć cały kraj i nie wracać. Chciałoby się co prawda jeszcze zobaczyć Panjishir Valley i Wakhan Corridor, ale nie można mieć wszystkiego...
Broni to chyba im cała masa została po bohaterskiej afgańskiej armii. Na wyposażenie osobiste talibów powinno w zupełności wystarczyć, do tego kilka sztuk sprzętu latającego i pewnie znacznie więcej jeżdżącego...
-- 18 Lis 2024 20:04 -- cart napisał:Zgadza się. Pytałem się o to skąd mają na przykład broń i wieść niesie, że po cichu kumają się z ruskimi, chińczykami i Iranem...Niekoniecznie po cichu. Kontakty handlowe Afganistan - Rosja/Chiny są oficjalnie znane i opisywane nawet w polskich mediach np.: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rzad-t ... 13643.htmlI tak naprawdę to nieudolna polityka USA do tego doprowadziła. Walą sankcjami w zbyt wiele krajów przez co elegancko zjednoczyli swoich wrogów jak Rosja, Afganistan, Iran czy Chiny mimo że normalnie by za sobą nie przepadali. Takie jest moje zdanie.
Tu widać miejsca po posągach, pomiędzy nimi jest 1.5 km.
Dolina Bamian to także dużo pól uprawnych i uprawia się przede wszystkim ziemniaki. Trochę to zaskoczenie. Akurat były zbiory i widać było wiele worków na polach.
Słońce pali niemiłosiernie, choć jest tylko 18 stopni. Bamian położony jest na wysokości 2500 m npm. Nad ranem temperatura spadała nawet do 1 stopnia, a to dopiero połowa września.
Posągi były tak naprawdę trzy. Pierwszy to żona, z V wieku mająca 35 metrów wysokości. Można się na nią wspiąć schodami wykutymi w środku. Ten większy to mąż, z VII wieku mający 55 metrów. Po środku jest dziecko, najmniejszy.
Pomiędzy posągami jest całe mnóstwo jaskiń, gdzie kiedyś mieszkali mnisi.
Wysadzenie w powietrze posągów odbiło się echem na cały świat. To chyba najbardziej haniebny i barbarzyński akt człowieka na zabytki we współczesnym świecie. Rozkaz Talibów wykonał tutejszy burmistrz, który nota bene dalej rządzi Bamian. Nasz przewodnik niedawno się go pytał czy żałuje, że wysadził. Nie chciał odpowiedzieć zasłaniając się rozkazem od Talibów. Powiedział, że jakby dzisiaj mu kazali to by się przeciwstawił i pewnie przypłacił życiem. No ale i tak już za późno na takie dywagacje.
W większym posągu widzimy rusztowania, ponieważ kilka lat temu spróbowano odbudowywać posągi. Zrobiono stopy, ale wyglądały bardzo sztucznie (z cegły) i Japończycy wycofali finansowanie.
Z tyłu posągów wykute są jaskinie - w obu podobne.
Tak jak pisałem, pomiędzy posągami jest 1.5 km i wszyscy idą ścieżką, a ja idę górą obok jaskiń. Przede mną idzie Talib i zagląda do każdej. Czuję się bezpieczny dopóki nie pyta czy jestem muzułmaninem. Na szczęście się nie obraził jak powiedziałem, że nie.
A tu widać ten trzeci posąg:
Schodami wykutymi wewnątrz, można wejść na mniejszego Buddę, co oczywiście robimy.
Tu też Talibowie pilnują to co wysadzili...
Ostatni punkt w dolinie to Shahr-e-Zorak - Red City. Kolejne obronne zabudowania na wzgórzu wznoszone od V wieku. Unesco trochę pomogło w odbudowie.
Ta część miasta to część mieszkalna. Wyżej jest jeszcze obronna. Prawdziwa ścieżka zdrowia pod górę, ale w limitowanej grupie dajemy radę.
Na samej górze są wspaniałe widoki oraz ruskie działo obrotowe, bo to miejsce bardzo strategiczne.
Na wieczór, po 4h drogi docieramy do Kabulu. Jest już noc, duże korki i po długim dniu czekamy już tylko na wygodne łóżko. Jeszcze 3 wielkie szlabany, oddalone o kilkanaście metrów, szczegółowa kontrola osobista i możemy zameldować się w hotelu.Do Mazar-e Sharif polecieliśmy samolotem porannym i wróciliśmy wieczornym. To była mała zmiana planów, ponieważ planowaliśmy tam nocleg. Rozkłady się jednak pozmieniały, a i nie bardzo chcieliśmy lecieć wiekowym A310 Ariany.
Mimo wszystko mieliśmy niezła gratkę, ponieważ Kamair operuje na tej trasie szerokim kadłubem Airbus A340. Na pokładzie jest nawet serwis - woda, baton, pierożki, a z powrotem spore ciasto bananowe.
Nasz przewodnik znowu stanął na wysokości zadania. Nasza wizyta w Mazar planowana była na piątek, awtedy biuro z permitami jest zamknięte. Nie moglibyśmy zatem wejść na teren słynnego meczetu. Dzień wcześniej jednak wszystko udało mu się załatwić zdalnie, co nie było takie oczywiste.
Mazar to przede wszystkim Błękitny Meczet z XV wieku. Do wnętrza niestety nie możemy wejść, ale samo podziwianie z zewnątrz jest fantastyczne. Jesteśmy obiektem wielkiego zainteresowania, mnóstwo osób nas zagaduje i chce zrobić zdjęcia.
A z wejściem do środka to jest tak, że jeden z nas z ciemną karnacją wziął chustę na głowę i wszedł ;)
Oprócz samego meczetu, z każdej strony są także ozdobne bramy w tym samym stylu.
Cudo architektoniczne, co tu dużo mówić. W kontraście, poza meczetem, w Mazar absolutnie nic nie ma. Natomiast bardzo dużo jest w Balkh, oddalonym o 20 km. To Balkh był kiedyś stolicą regionu, ale wszystko się zmieniło od budowy meczetu w Mazar.
Są starożytne świątynie, mury miejskie oraz Zielony Meczet.
Trochę się już pobugiłem w tych wszystkich starożytnych miejscach. Wiele z nich to domy, świątynie lub grobowce dawnych władców.
W Balkh mury ciągną się na dziesiątki kilometrów, to taki wał naprawdę. W środku była tu kiedyś baza amerykańska...
Trochę zabijamy tu czas, ponieważ w Zielonym Meczecie jest nabożeństwo od 13-15. Robimy zdjęcia naszemu Talibowi i dzieciakom.
W końcu jedziemy do Zielonego Meczetu. To centralna część miasta. Od niego ulice rozchodzą się promieniście.
W Balkh było centrum Zoroastrian i Buddyzmu, a obecnie mieszkają głównie Tadżycy.
Sam meczet został skończony w 1421 za panowania dynasji Temurydów.
Wejść do środka nie można, ale aparatem można zajrzeć...
Dzięki nam znowu robi się niezłe zbiegowisko :)
Jeszcze zdjęcia z tyłu zza płotu i wracamy na noc do Kabulu.
Ostatni pełny dzień spędzamy w Kabulu. Spodziewałem się tutaj prawdziwej strefy wojny, ale miasto wygląda zupełnie normalnie jak na tę część świata. Co prawda widać sporo checkpointów i wjazd do naszego hotelu chronią 3 wielkie szlabany, ale to nic, czego bym nie widział gdzieś indziej. Żadnych ruin czy budynków pełnych kul.
Najpierw jedziemy pod miasto zobaczyć wielką stupę z kamienia z III wieku. Jest ładna i odnowiona. Posągi Buddy musiały być zabrane, bo są tylko puste miejsca. Przynajmniej nie wysadzili w powietrze. Dojazd tam mega nas zmęczył i musieliśmy szukać drogi, ale warto było.