Nieco przerażający widok? Być może, ale bardzo klimatyczny
;) Ogólnie warto mieć na uwadze że miasteczko Coron do najładniejszych nie należy. Jedyną miejską atrakcją jest punkt widokowy znajdujący się nad miastem – góra Tapyas (wejście od boiska do koszykówki, jakieś 30-40min pod górę – przy dobrej pogodzie widok musi być niezły, przy tak pochmurnej jak miałem okazję być szkoda pamięci na karcie
:P). Nie znajdziecie też w miasteczku ładnej plaży, ani.. żadnej plaży w ogóle. Wszelkie cuda są oddalone jednak dosłownie minuty wycieczki łódką. Wystarczy takową wynająć z market pier (ok 1500 peso na cały dzień niezależnie od ilości osób – mając więcej chętnych można obniżyć więc mocno cenę). Największą atrakcją jest oczywiście wysepka Coron – posiadająca dwa krystalicznie czyste jeziora, Barracuda i Cayangan (wstęp osobno płatny odpowiednio 100 i 250 peso), z występującą w wodzie termokliną. Nie wspominając o pięknych plażach i zatoczkach (Banol Beach, Twin Lagoon). Jeśli chcemy nacieszyć się cudownymi snorklami powinniśmy udać się do Siete Pecados (wstęp 100 peso, miejsce "rozsławione" przez lokalną telenowelę
;) ). Innymi wysoce polecanymi miejscami do oglądania podwodnego świata są Coral Garden i wspomniana wcześniej Twin Lagoon. Oczywiście cudownych miejsc jest zdecydowanie więcej, najprawdopodobniej najpierw skończy się nam czas pobytu na wyspie (lub pieniądze
:P) nim odkryjemy je wszystkie. Piszę czysto teoretycznie, na podstawie wykonanych w internecie poszukiwań informacji. Mając jedynie jeden dzień na miejscu postanowiliśmy wykorzystać go w jedyny słuszny sposób – nurkując
:)
Jeśli nie nurkowałeś na Coron to tak jakbyś nie wiedział co to nurkowania wrakowe. I gwarantuję że je pokochasz. Ze względu na głębokości, by w pełni docenić wraki należy mieć AOWD lub ten dziwny twór zwany Adventure deep dive. Nurkowania należą do odrobinę bardziej wymagających (głębokość, penetracja wraków, niewielka widoczność – maks 10m, obecne prądy), ale te wrażenia.. Możliwość eksploracji 4 różnych poziomów kilku różnych ładowni, pośród gigantycznych płaszczek, ryb krokodyli czy skrzydlic – masakra
:D (szczególnie polecam wrak Morazan maru). Te 3 nurkowania które udało mi się wykonać zaliczam do najlepszych w moim życiu (porównać z nimi mogę tylko nurkowanie na Komodo, na Batu Balong – ale to inna kategoria nurkowań - piękne rafy i duże ryby). Nawet jeśli znudzą nam się wraki (czy to możliwe?
:) ), a jest ich 14, możemy spróbować krystalicznie czystego jeziora Barracuda czy wybrać się na rafy (choć te już nie są tak wyjątkowe). Jest co oglądać pod wodą
:) Z kim warto nurkować? Zdecydowanie polecam Fun&Sun - są najtańsi (2750 peso za 3 nurki, 2900 z obiadem), mają największą i najnowocześniejszą łódź nurkową, załoga dive masterów jest bardzo zabawna (ale profesjonalna) - no i mieliśmy całą łódź i 2 masterów tylko dla siebie
:D Gdy w innych firmach panował tłok pod wodą (szczególnie uważajcie na koreańskie i chińskie grupy - zejście z nimi w błękit to koszmar), my czuliśmy się jak VIP Jeśli wrócicie wcześniej z nurkowań – może warto zażyć wieczornego relaksu w gorących źródłach Maquinit? (150 peso wstęp) Tego również nie było dane nam sprawdzić. Ledwo zaczęliśmy cieszyć się pobytem na Coron - już musieliśmy ją opuszczać..
Jedno jest pewne – jeśli wrócimy kiedyś na Filipiny, na pewno zawitamy ponownie na Coron! Tymczasem nasza wycieczka powoli zbliżała się do końca. Pozostało nam odwiedzić ostatni rejon Filipin. Bez plaż i podwodnych raf, za to pełen pięknych tarasów ryżowych, ciekawej kultury i niezwykłych jaskiń. W następnej (i ostatniej) części – północny Luzon!Tajemnica rozwiązana! Wiemy gdzie podziali się wszyscy naciągacze z Filipin!
Jeśli znudziły się Wam wszystkie ochy i achy przeczytane w tej relacji wyrażone w stosunku do pięknych raf, kryształowej wody i cudownego pisaku na plażach.. a także gościnności i braku zepsucia Filipińczyków – możecie odetchnąć z ulgą. Nie znajdziecie na ich w tej części relacji ani słowa. Na ostatnie kilka dni udaliśmy się w rejon kompletnie ich pozbawiony. W kraju gdzie obecnych są tysiące pięknych wysepek, ta największa z nich, Luzon, nie zwraca szczególnej uwagi turystów. To na niej mieści się niechlubna stolica Filipin - Manila. Jeśli jednak podejmiemy wysiłek wydostania się poza tą okropną metropolię odkryjemy, że północny Luzon oferuje nam strome zbocza pokryte tarasami ryżowymi, których widok oszołamia. Nie będzie jednak łatwo ani przyjemnie. Jak się tam dostać?
Po pierwsze należy przetrwać spotkanie z Manilą
;) O tej wielkiej aglomeracji napisałem w pierwszej części już dość nieprzyjemnych słów, teraz poprę je zaś odpowiednim zdjęciem ukazującym skalę problemów jej ludności. Z Manili w rejon tarasów ryżowych (do Banaue) kursują dwie firmy, odjeżdżając z okolic Uniwersytetu św. Tomasza (UST) w Sampaloc. Obie oferują nocne połączenia, co stanowi wielką oszczędność czasu, jeśli nawet nie wygody. Mowa o firmach Florida i Ohayami. Przejazd ten zajmuje 8h, kosztuje 450 peso. My wybraliśmy firmę Ohayami, mieliśmy dość napięty plan następnego dnia i chcieliśmy dojechać jak najwcześniej – pierwszy kurs odjeżdża u nich o 21, a więc 2h wcześniej niż u konkurencji. Dostępność biletów jest różna, najlepiej nie przychodzić tuż przed odjazdem w celu zakupu biletów, widzieliśmy turystów którzy próbowali tego dokonać i część z nich musiała zostać na miejscu. Najpierw trzeba jednak odnaleźć odpowiedni dworzec autobusowy. A tych w okolicy jest co najmniej kilka, każda firma ma swój własny. Ten nas interesujący znajdziecie tu 14.607217, 120.994631 . Na mapie dojście do niego wygląda prosto, z poziomu filipińskiej ulicy takie proste już nie jest, nam jednak za cenę licznych poszukiwań i odrobiny stresu udało się to bez pomocy żadnego tricyklarza.
Sam przejazd upływa szybko (choć autobusy do najwygodniejszych nie należą), dalej jest jednak tylko gorzej. Jako że sen mam lekki obudziłem się gdy nad ranem do autobusu wsiadła 3 mężczyzn. Po dosłownie kilku minutach zaczęli budzić wszystkich białasów i informować, że zbliżamy się do Banaue, że zaraz będziemy wysiadać. Zaspane ofiary oczywiście przyjęły wszystko bez zarzutów, w końcu czym jeden Filipińczyk różni się od drugiego, to na pewno pomocni współtowarzysze podróży. Bus zatrzymuje się przed "oficjalną" informacją turystyczną. Pada hasło – "koniec podróży" – i potulne białasy wychodzą prowadzeni przez naciągaczy. Oczywiście zanim udadzą się gdziekolwiek muszą uiścić "opłatę klimatyczną" za pobyt w Banaue. Potem zaś co będą się trudzić szukaniem noclegu bądź organizacją wycieczki do tarasów ryżowych – w informacji turystycznej wszystko im zostanie powiedziane (i sprzedane). Oczywiście dziwnym trafem żaden z Filipińczyków (pod koniec trasy już nielicznych) nie wysiada pod agencją turystyczną. Gdy i nas oszuści próbują wyciągnąć z autobusu tłumaczą że autobus zaraz zawraca i te osoby to już są pasażerowie jadący w drugą stronę
:D a my dotarliśmy do końca naszej trasy. Jest to częściowa prawda, rzeczywiście znajdujemy się w Banaue, bardzo blisko rynku na którym wysiądą wszyscy lokalsi. Cały schemat opiera się po prostu na zgarnięciu wszystkich białych zanim się porozchodzą po miasteczku. Nie udaje nam się odczepić naciągaczy od siebie, mimo że stanowczo odmawiamy wejścia do "informacji" i uiszczania jakichkolwiek opłat. Zamiast tego proponują nam śniadanie w pobliskim hoteliku i prezentację map okolicy z opowiedzeniem o pobliskich atrakcjach. Jako że i tak planowaliśmy coś zjeść, co nam szkodzi, na Filipinach nawet w lepszych knajpkach pod turystów ceny są bardzo przystępne. Nie w Banaue. Szybki rzut okiem na menu i wysłuchanie pierwszych kilku słów o cenach wycieczek zorganizowanych zmusił nas do opuszczenia lokalu. Informujemy, że w Banaue zostać nie zamierzamy, zaś do wioski Batad planujemy dostać się transportem publicznym. Wywołują one śmiech, ucinają jednak wszelką dyskusję – słyszymy, że niedługo się przekonamy i sami wrócimy do nich, wynająć prywatny transport..
Co jak co, ale nikt nie będzie mi mówił że nie dam rady dostać się gdzieś na własną rękę
:D Wiem że pierwsze jeepeye publiczne do Batad odjeżdżać będą dopiero po południu (ok 16nastej, choć niekiedy odjeżdżają po 14), czyli jak dla nas zdecydowanie za późno. W tej okolicy możemy spędzić tylko jeden dzień. Na mapie znajduję właściwą drogę i wyruszamy pieszo, licząc na autostopowe szczęście. Do pokonania mamy bowiem 15 km, z czego 3km nieuczęszczaną drogą pod górską przełęcz, z której resztę trasy do wioski trzeba pokonać pieszo. Na Filipinach nie istnieje praktycznie prywatny transport, marnie więc wyglądały nasze szanse na stopa, na szczęście zawsze są jeszcze ciężarówki. Takie jak ta która podwiozła nas połowę trasy. (na powyższym zdjęciu widać również zebrany ryż, jeśli zastanawialiście się jak wyglądają formy pośrednie między tym co znajdujemy na talerzu a zieloną trawą wystającą z błota
;) ) Wszędzie wokół nas rozpościerają się większe lub mniejsze tarasy z polami uprawnymi ryżu jednak na te naprawdę wspaniałe musimy jeszcze poczekać. Powodzenie nas nie opuszcza, kolejnym transportem który zatrzymuje się by nas zabrać jest wynajęty przez amerykańskich turystów jeepey jadący dokładnie w kierunku Batad. Dla nas znalazło się jeszcze miejsce na dachu
:) Szybko dojeżdżamy do przełęczy, z której do Batad wiedzie jedynie piesza ścieżka, zajmująca z plecakami ok 45-60min (w tą stronę na szczęście wiedzie ona w dół, ogólnie w upale i panującej wilgotności powietrza nie jest to tak łatwe zadanie jakby się wydawało). Niestety zmieni się to wkrótce, rozpoczęto bowiem budowę betonowej drogi. I tak w ten sposób kolejne miejsce odcięte od świata zostanie dopadnięte przez globalizację.
Co jednak jest tak wyjątkowego w tej małej wiosce, liczącej niespełna 1500 mieszkańców, że zadaliśmy sobie tyle trudu by ją odwiedzić? Położona w niedostępnych górach Cordillera, oferuje prawdopodobnie najlepszy widok na mające ponad 2 tysiące lat tarasy ryżowe na zboczach Ifugao. Zbudowane przez ludy Igorot praktycznie bez użycia narzędzi zostały docenione przez UNESCO umieszczeniem na liście światowego dziedzictwa. Powiada się że gdyby ułożyć poziomo wszystkie stopnie okolicznych tarasów jeden za drugim okrążyły by one połowę naszego globu. Do nas bardziej przemówiły jednak te oto widoki
:) Będąc w wiosce warto przejść się po tarasach i przyjrzeć się im z bliska (nie zawsze jest to łatwa droga!) oraz odwiedzić pobliski wodospad Tappiya – podobno da się w nim kąpać, jednak jak dla mnie robili by to tylko samobójcy oO (być może gdy są mniejsze opady kąpiel odświeżająca kąpiel jest możliwa – my napotkaliśmy rwący strumień; tak czy inaczej warto się przejść, choć napocicie się po drodze co niemiara – przygotujcie się na 2h sauny) W wiosce można zamieszkać w kilku miejscach, my zatrzymaliśmy się u dziadka kierowcy ciężarówki który podwiózł nas na stopa
:) (nazwy nie pamiętam, najbardziej na prawo położone chatki). Otrzymaliśmy schludny pokój za 400 peso. Standardowo trzeba się liczyć z jedynie zimną wodą i brakiem elektryczności. Gospodarz dodatkowo gotuje posiłki, jednak wybór jest skromny nawet jak na filipińskie warunki – nic dziwnego, zważywszy na lokalizację. Za dodatkową opłatą można nawet zamieszkać w tradycyjnej chacie Ifugao. Następnego dnia wstajemy wcześnie rano. Publiczny jeepey odchodzi z przełęczy ok 9 (warto się upewnić pytając gospodarza, w różne dni odjeżdżają o różnych godzinach). Publiczny jak publiczny.. Miejsca mamy standardowe, z lokalsami na dachu. Ceny standardowej jednak nie mamy. Choć lokalsi płacą 50 peso, od turystów wymagane jest 150. I nic nie dadzą żadne przekonywania. "Jesteście bogatsi, musicie zapłacić więcej" :/
W Banaue, które powoli zaczynamy nienawidzić, oczywiście podczas szukania publicznego transportu do Sagady, próbują nas naciągnąć na wszelkie sposoby. Że nie ma publicznego transportu, że kosztuje więcej niż kosztuje, że musimy wynająć prywatny transport. Gdy szukamy śniadania – podobnie, głupi hotdog kosztuje 3 razy więcej niż gdziekolwiek indziej na Filipinach. No trudno, te widoki warte są odrobiny nerwów! Z ulgą wsiadamy do jeepeya (publicznego
:P ) jadącego do Bontoc (150 peso). Widoki po drodze są niesamowite! W Bontoc szybka przesiadka w kolejny transport (45 peso) i w 3h jesteśmy u celu. Sagada na szczęście z powrotem okazuje się bardzo przyjazna dla turystów. Znajdujemy miłe lokum za 400 peso (bodajże był to Yellow house – wifi i ciepła woda!). Po co tu przyjechaliśmy?
W Sagadzie również znajdują się ładne tarasy ryżowe, jednak największą atrakcją są tutejsze jaskinie i ciekawe zwyczaje pogrzebowe. Jeśli bowiem jesteś w związku małżeńskim oraz posiadasz wnuki możesz liczyć że Twoje ciało spocznie ułożone niczym embrion w trumnie wyciętej z pojedynczego kawałka drewna. Trumnie którą musisz najpierw własnoręcznie wydrążyć. Trumnie która zawiśnie na klifie. Lud Igorot w ten sposób chciał sprawić by zmarli znaleźli się jak najbliżej nieba. Tradycja ta sięga 2000 lat. Choć dziś większość osób jest wyznania chrześcijańskiego, jeszcze do niedawna mieszkańcy Sagady wierzyli w animalizm. Praktyki te ukrócili w dużej mierze Amerykanie. Nawet jeśli nie interesują Was ciekawostki etniczne, na pewno spodobają się Wam tutejsze jaskinie. Najbardziej znane z nich to Lumiang i Sumaging, znane pod nazwą "cave conection" – obie jaskinie są bowiem połączone siecią tuneli, której przejście wymaga niemałej ekwilibrystyki i 4h czasu! Rozrywka zdecydowanie nie dla otyłych (niektóre szczeliny przez które trzeba się przeciskać są bardzo małe!) ani bojących się wody czy też ciemności. (drogę rozświetla jedynie alkoholowa lampa trzymana przez przewodnika) Ale za to jakie wrażenia! W końcu mało kto pływał w prywatnym podziemnym basenie
:) Do jaskiń można udać sie jedynie z przewodnikiem – oświetla on drogę i służy w niektórych momentach za ludzką drabinę (dosłownie – każe niekiedy wspinać się po sobie). Dodatkowo nasz przewodnik zabawiał nas całą drogę, pokazując co bardziej pikantne kształty skał (z powodów obyczajowych nie będę zamieszczał zdjęć
;) )Wynajęcie przewodnika jest konieczne, ale tanie (800 peso za dwie osoby; my udaliśmy się do biura turystycznego tuż obok naszego guesthousu) i naprawdę warte swojej ceny. Z wyprawy w głąb ziemi wróciliśmy mokrzy, brudni i zziębnięci ale baardzo zadowoleni. Była to prawdziwa przygoda
:)
Z powodu bardzo napiętego planu to był koniec naszej wizyty na północnym Luzonie. W drodze powrotnej w Banaue znowu próbowano nas zgarnąć z autobusu i zmusić do zapłacenia haraczu (mimo że tylko przejeżdżaliśmy tranzytem!). Przez cały pobyt na Filipinach zastanawialiśmy się gdzie podziali się wszyscy naciągacze, oszuści i zepsuci pieniędzmi ludzie których w Azji uświadczysz bez liku, a na Filipinach brak. Teraz wiemy to już na pewno – wszystkich zsyłają do Banaue. Przez 2 dni które tam spędziliśmy próbowano nas oszukać więcej razy niż przez cały miesiąc w pozostałych miejscach. Mimo to myślę że mając więcej czasu warto odwiedzić ten rejon, jest on wyjątkowy.
I to był w zasadzie również koniec naszej przygody z Filipinami w ogóle. Ostatniego dnia, który wypadł ze względów logistycznych znów w nieszczęsnej Manili, zamiast kulturalnie posiedzieć w w kinie (śmiesznie tanie seanse, w dodatku po angielsku) lub pobuszować po ogromnych centrach handlowych my nie odpuszczaliśmy do samego końca - odwiedziliśmy wulkan Taal. Jest to wulkan-wyspa, na jeziorze, znajdującym się na wulkanie-wyspie, znajdującym się na jeziorze, znajdującym się na wyspie, znajdującej się na morzu! Dodajmy do tego że jest drugim najbardziej aktywnym wulkanem na Filipinach, i otrzymamy miejsce godne odwiedzenia. Nie powiedziałbym jednak że jest to miejsce które trzeba zobaczyć, jest ładnie, ale raczej do odwiedzenia przy okazji, mając ok 6-8h wolnego w przesiadce w Manili (wszystko zależy od korków, a te są okropne na obrzeżach Manili – warto mieć nawet 10h wolnego by się nie stresować).
Jakbyście mimo to chcieli się tam dostać - autobusy do Tagaytay jeżdżą z Pasay (dworzec na rogu edsa i taft, ten taki w głębi centrum handlowego), nie jeżdżą już za to z Cubao jak kiedyś tylko z Baclaran spod Coastal. Wysiada się w Olivarez. Potem trzeba wziąć tricykl, od 80 peso, co przy dwóch osobach wychodzi taniej niż jeepey (niby te do Taal kosztują od osoby 35 peso, ale nie odjeżdżają z miejsca w którym się wysiada z autobusu, najpierw trzeba dojechać innym jeepeyem do nich). Normalnie tricykle kosztują 200 peso na tym dystansie, ale kierowcy mają znajomych którzy mają łódki - dlatego zawiozą po cenach dumpingowych
:P a to że nie mamy potem obowiązku płynąć akurat tymi łódkami do których oni nas przywiozą to inna sprawa
;)
No dobrze, ale gdzie zdjęcia z samego wulkanu, na który można popłynąć łódką? Nie ma, gdyż nie starczyło nam już na tą atrakcję pieniędzy
;) Wyczytaliśmy że wynajęcie takowej kosztuje 800 peso (tak naprawdę po targach już nie schodzą niżej niż 1000P, a zaczynają od 1500P), nikt jednak nie wspomniał, że w miasteczku jest zmowa i nie pozwalają na dzielenie kosztów z innymi podróżnymi - łódka zabiera do 5 osób, ale o ile nie przyjedziecie z innymi chętnymi do Taal razem (tak by wyglądało że jesteście jedną grupą) to potem nie da się z tym nic zrobić oO Co śmieszniejsze, Filipińczycy nie byli w stanie pojąć że jest to ostatni dzień naszej podróży, że zaraz wracamy do domu i nie mamy już zwyczajnie pieniędzy na tak zawyżoną cenę. Mówili "Jesteście biali, jesteście bogaci, o co chodzi? O to że w portfelu nie macie pieniędzy? Tam jest bankomat, można wyciągnąć. Jak to na koncie nie macie pieniędzy? Niemożliwe!"
:D
I myślę że to stanowi dobre podsumowanie całej naszej wycieczki w cudownych Filipinach. Filipiny, mimo biedy ich mieszkańców, są przepięknym miejscem gdzie (prawie) wszędzie spotkamy tylko i wyłącznie miłych, przyjaznych, uczynnych i nie skażonych pieniędzmi ludzi. Być może wynika to z ich pogody ducha, którą muszą przeciwstawiać codzienności, być może jednak wynika też z jeszcze niewielkiego zainteresowania turystów tym wyspiarskim rajem i może niestety się to w najbliższej przyszłości zmienić. Dlatego nie zastanawiajcie się – jedźcie tam już teraz!
KONIEC@kasia0001 Raczej nie
:) Warto brać oczywiście pod uwagę statystycznie większe prawdopodobieństwo złej pogody, ale od lat jeżdżę w Polskie wakacje do Azji, a więc w czas monsunów, tajfunów czy innych deszczy - i w większości przypadków kontakt z złą pogodą był niewielki. Radziłbym Ci po prostu być mobilną w swoich planach. Filipiny to ogromny kraj - rzadko bywa tak że pada wszędzie. Tuż przed wylotem śledź prognozy pogody i podążaj za tą dobrą
:)
@Japonka76 Ok
:P ale dalej oglądają tylko osoby 18+ i na koniec mniej podobny ale z przypowieścią ("dlaczego jest taki mały? bo woda jest zimna")
Naprawdę podziwiam - pierwszy raz na Filipinach a obczaiłeś wszelkie najtańsze opcje, nieznane nawet wielu podróżującym Filipińczykom.Nawet Manila w Twoich wspomnieniach to miejsce super przyjazne.Ale dobrze, że wspomniałeś o złodziejach i oszustach - bieda robi swoje.Zdarzają się nawet fałszywi taksówkarze.Niektóre ulice w centrum miasta bywają niebezpieczne, jeśli brak ludzi i pełno slumsów wokół, może trafić się przygoda z bandą dzieci / nastolatków - otaczają ofiarę, krzyczą daj money a starsi penetrują kieszenie.Tak gwoli uzupełnienia, w Clark jest też bezpośredni autobus Philtranco do Pasay - kosztuje wprawdzie 350 pesos, ale można zaoszczędzić sporo czasu. Za to taksówka do Angeles kosztuje 500P - naganiacze nazywają to "Limousine Taxi", żeby jakoś usprawiedliwić zdzierczą cenę.Bo Jeepney za 12P do Clark Base jest osiągalny nie z samego lotniska, trzeba przejść ze 300m.A żeby zatrzymać Jeepneya, można spróbować po filipińsku "PARA" (stop) lub "PARA PO" (PO jest zwrotem grzecznościowym wyrażającym szacunek, nie zaszkodzi go użyć, mówi się np. SALAMAT PO (dziękuję), O PO (tak).Angeles ma swoją czerwoną ulicę, pełno tam panienek.Kiedyś Amerykanie mieli tam 20.000 żołnierzy, ale wulkan Pinatubo zniczczył bazę w 1991.Amerykanie wyjechali, ale do dzisiaj wracają do swoich dziewczyn, napędzając ten biznes.
Za ten domek co masz na zdjeciu na Las Cabanas placilem 1000PHP ze sniadaniem (2 osoby) , ale poza sezonem.Cena wydaje mi sie mala. Za 200PHP-250PHP sa dormy w brudnym EL Nido. W sezonie slyszalem ze za 1500PHP to miejsce na rozbicie namiotu sie dostaje. To chyba jest najtansze miejsce na nocleg na Las Cabanas. Z innej beczki miales spotkanie z dobermanami ?? (plaza 30min kajakiem od Las Cabanas)
olajaw napisał:Świetna relacja i bajeczne zdjęcia!
:) Mogę spytać czym robione?
:)Większość zdjęć wykonana Nikonem D5100 z standardowym kitowym szkłem. Zdjęcia podwodne zrobione Canonem Powershot D10 (ich jakość mnie nie zadowala.. powoli szykuję się do wymiany sprzętu, nastąpi to chyba nawet przed wymianą obiektywu do lustrzanki)bartas8891 napisał:Za ten domek co masz na zdjeciu na Las Cabanas placilem 1000PHP ze sniadaniem (2 osoby) , ale poza sezonem.Cena wydaje mi sie mala. (...)To chyba jest najtansze miejsce na nocleg na Las Cabanas. Z innej beczki miales spotkanie z dobermanami ?? (plaza 30min kajakiem od Las Cabanas)To dobra cena jeśli na nią pozwala nasz budżet
:) najfajniejsze miejsce z tych z rozsądną ceną w okolicach El Nido.Inna sprawa że przy 2 miesięcznej wycieczce każda oszczędność się liczy i nas na te domki nie było stać, celowaliśmy w noclegi za maks 400-500P. (prosta matematyka - przykładowe 10zł oszczędzone dziennie na osobę na wyjeździe we dwoje przez 60 dni to 1200zł mniej kosztów)O prywatnej plaży z psami o której wspominasz czytałem, ale nie miałem nieprzyjemności jej odwiedzić
;)
Cos na temat oszczedzania wiem bo tez bylem na 2 miesiecznym wypadzie (Chiny, Filipiny) i to praktycznie w bardzo podobnych terminach. My spalismy w norach przez caly pobyt w Chinach , wiec jak zajechalismy do El Nido to pierwsze co chcielismy to spedzic chociaz 3 noce w czyms troche lepszym. Ta opcja okazala sie najtansza z najdrozszych.
Jeśli chodzi o oszczędności to SuperCat z Cebu do Tagbilaran jest nieco tańszy - 400p.Nam się śpieszyło na ostatni prom i zabraliśmy taxi z lotniska do portu. Licznik wskazal dokladnie 250p.
SuperCat po pierwsze odpływa z innej przystani niż reszta firm (Pier 4), po drugie ma tylko 3 kursy dziennie, a po trzecie też kosztuje już 500P
:P O opcji tej wiedzieliśmy i ją wykreśliliśmy na początku
;)
Mam nadzieję, że dowie się o Tobie Lonely Planet i zwerbuje do dostarczania informacji - sporo by zyskali na takim dealu
;-)Jak Ty to robisz? To nawet lokalesi nie wiedzą połowy tego, co Ty
:roll:
@WashingtonA nie zgodzę się z Tobą. 2 dni temu brałem prom SuperCat, który odpływał z terminalu OceanJet i kosztował faktycznie 400p. Wiem, że wygląda to nieco dziwnie, ale nawet wygrzebałem bilet, żeby to sprawdzić
;). Dzięki wielkie za dużo przydatnych informacj nt Boholu
jobi napisał:Mam nadzieję, że dowie się o Tobie Lonely Planet i zwerbuje do dostarczania informacji - sporo by zyskali na takim dealu
;-)Jak Ty to robisz? To nawet lokalesi nie wiedzą połowy tego, co Ty
:roll:Dzięki
:) Ogólnie staram się jak najlepiej przygotować do każdej wycieczki bo im więcej wiesz tym mniej jesteś zależny od innych osób (a więc i mniej podatny na bycie naciągniętym) i tym więcej możesz oszczędzić - jestem uzależniony od podróżowania więc nie chcąc zmniejszyć liczby wyjazdów muszę ograniczać budżet
:P Zawsze staram się mieć wypisane co, gdzie, skąd, za ile, jak długo, jak często/o których godzinach. Czytam więc LP, wikitravel (koniecznie angielskie), nasze forum
;) , tripadvisor'a i duuużo googluje (co prowadzi często na różne blogi podróżnicze).Przy czym najważniejsza zasada to "don't take no for an answer"
;) Jeśli na jakimś blogu ktoś nawet tylko wspomni że słyszał o czymś od kogoś że da się taniej a tymczasem nie opisuje tego LP czy wikitravel - to nie przyjmuje że ta informacja jest nieprawdziwa lub że może kiedyś tak się dało ale już na pewno nie ma takiej opcji - tylko szukam informacji do skutku. W internecie jest naprawdę wszystko
;) Tak samo na miejscu - jeśli w swoich notatkach mam napisane że np. powinien kursować jakiś busik a nikt nic nie wie na miejscu - to nie znaczy że ten busik nie kursuje tylko że te osoby które pytałem akurat mogą nie wiedzieć bo po prostu nigdy nie korzystały z tego połączenia (lub nie chcieć powiedzieć bo to szkodzi ich interesom
:twisted: ). Dlatego też postanowiłem w tej relacji zawrzeć więcej informacji praktycznych - mam nadzieję że przydadzą się
:)Moonraker napisał:2 dni temu brałem prom SuperCat, który odpływał z terminalu OceanJet i kosztował faktycznie 400p.To zwracam honor, ja opierałem się na informacjach z ich strony internetowej - jak widać te nie zawsze są aktualne
;)
No i powie taki gość, że jakość zdjęć podwodnych go nie zadowala i zaczynasz patrzeć na swoje z niechęcią.
:lol: W mojej opinii zdjęcia super. Zaczynam znów mieć apetyt na Filipiny.
fajna relacja, zgadzam się z twierdzeniem, że Filipińczycy to najmilsza nacja z jaką miałam kontakt, mango jest najlepsze na świecie, plaże fantastyczne,spędziliśmy 3 tygodnie w cenie kilkukrotnie niższej niż oferowane przez biura podróży, bo jesttam b. tanio, a rum chyba również najtańszy na świecie.
Mam pytanie do autora, odnoście Palawan (El Nido) i Apo island. Mając 6 dni na spędzenia czasu wśród przyrody pięknych rajkich plaż z ładniejszym snoorkiem i widokami pod wodą , którą destynację Pan by polecił ?
Na forum nie ma żadnych Panów
;) 6 dni to mało czasu; z jednej strony uważam że Apo + Siquijor są fajniejsze, z drugiej trochę więcej czasu może zejść na transport, a i tak masz go mało. Więc El Nido nie było by głupim rozwiązaniem. Mam nadzieję że ułatwię Ci decyzję wrzucając kolejne wpisy z Filipin (te niestety prawdopodobnie pojawią się dopiero za 3 tygodnie, mam teraz nawał roboty)
Super relacja, bardzo dużo przydatnych informacji, czekam niecierpliwie na resztę, choć pewnie nie załapię się przed swoim wylotem
:)Btw. tak coś mi się zdaje, że ta Polka w fundacji to moja koleżanka która właśnie tam siedzi, mały ten świat
:)
Bardzo dobra relacja. Ale przecież wrzesień to pora deszczowa na Filipinach, a ty nam tu jakieś plażowe foty rozświetlone słońcem wrzucasz?! Rozjaśniałeś w FotoSzopie?!;-)
Niestety nie wiem, tak jak napisałem podróżowałem busem .Nie wydaje mi się jednak żeby wynajęcie znacząco skróciło czas podróży - dystans jest relatywnie niewielki, to drogi są słabe.
kasia0001Hej! Super relacja, pierwsza która mi się na maksa spodobała o Filipinach! :) Tak trzymaj!
Niestety nie uda mi się napisać prywatnie, Obecnie jestem w Chinach i miałam plan lecieć za miesiąć właśnie na Filipiny, tylko ta pogoda! Na każdym portalu całkowicie odradzają lipiec, myślisz, że warto się tym sugerować?
@Karolina_sTo jeszcze dodam słowem podsumowania - kosztorys pobytu w raju
:)pobyt 30 dni dla 2 osób wyniósł 49169 peso, co na złotówki przy kursie który był w zeszłym roku wynosi ok 3640 złczyli dla jednej osoby miesięczny pobyt to koszt 1820złczyli dziennie wymagany budżet dla jednej osoby wynosi jedynie 60zł te koszta uwzględniają noclegi w pokojach/domkach dwuosobowych, posiłki, transport (poza lotami krajowymi - te kosztowały dodatkowo odpowiednio: 66, 54, 67 i 54zł dla jednej osoby) i wszystkie atrakcje/zwiedzania poza nurkowaniami. Nurkowania, w liczbie sztuk 8, wyniosły nas dodatkowo 8365 peso na osobę, czyli 620zł (77,5zł! za jedno nurkowanie)Pisząc w skrócie - jest bardzo tanio! Lecieć, nie zastanawiać się!
:D
Washington - relacja mega
:D fotki powalajalecimy w listopadzie z Cebu, nie zastanawialismy sie ani chwili. fakt, kupione bylo w pierwszym promo w styczniu, ale teraz twoja relacja tylko utwierdza ze trzeba tam leciec
:mrgreen:
Washington, gratuluje swietnej (jak zwykle zreszta) relacji.Mam kilka pytan:1.) W jakim dokladnie terminie odbyles podroz?2.) Poruszanie sie pomiedzy wyspami: wspomniales, ze warto byc mobilnym i "podazac za dobra pogoda".Czy oznacza to, ze loty wewnatrz kraju kupowales juz na miejscu? Czy podobnie bylo z tranposrtem wodnym (lodzie, promy)?3.) Czy szczepiles sie na cokolwiek przed wyjazdem? Jesli tak, to przybliz prosze mniej wiecej koszty szczepien4.) Noclegi - czy bookowales jakikolwiek z wyprzedzeniem czy zawsze znajdowales cos bedac juz na miejscu?5.) Jaki przewodnik po Filipinach polecasz?
Hej, dzięki
:)1) Dokładnie od 15 sierpnia do 15 września2) Loty miałem kupione z promocji Cebu, więc tu było nieco sztywno, za to promy/łodzie dopasowywałem już na miejscu - i tak np w rejonie Visayas (który jednak obejmuje dużo różnych wysp) miałem do dyspozycji 18 dni - gdy na Siquijorze zrobiło się deszczowo pojechałem na Malapascue.3) Jako że dość dużo podróżuję jestem zaszczepiony cały czas (szczepienia są ważne co najmniej kilka lat - 3 na dur, na zawsze WZW B, WZW A min 10 lat itd). Przy podróży na Filipiny warto być zaszczepionym na WZW A, B (ale większość osób powinna być zaszczepiona, należy do obowiązkowego kalendarza szczepień), dur brzuszny. Jeśli szczepionki przypisze Ci lekarz rodzinny i wykupisz je w aptece to kosztować Cię na te choroby będą nie więcej niż 130x2zł (na wzw A AVAXIM jest najtańsza, potrzebne są 2 dawki) plus 230zł (na dur).4) Znajdowałem na miejscu, jednak większość najtańszych noclegów nie ogłasza się w necie5) LP jest całkiem ok jeśli uzupełni się o najnowsze praktyczne porady z wikitravel
Hej mam pytanie pytanie, ponieważ masz juz za sobą podróż po Filipinach wiec zapewne możesz mi co nie co doradzić.Planujemy nasza podroz do tego raju w kwietniu na 9 dni które miejsce bys nam mogl polecić? Myslam nad el nido badz coron a może coś innego? Chcemy pięknych plaz i dzikiej nautry w kolo. Czy w pobliżu el nido jest jakieś miejsce z ladna plaza w którym można było sie zatrzymać czy lepiej w samym el nido? napewno będziemy korzystać z island hopping'u ale fajnie by było mieć też ladna plaze do polezakowania pod nosem. Jeśli chodzi o inne atrakcje np trekking po dżungli jakieś jeziora, wodospady gdzie tego szukać? a może spędzić 5 dni w el nido i 4 w jakimś innym miejscu na innej wyspie niz palawan? Z góry przepraszam za zasypianie taką ilością pytań ale masz duza wiedzę w temacie więc kto jak nie Ty może mi coś doradzić
:)
czesc, czy jesli sie zrobi baze wypadowa na el nido, to da rade sie zobaczyc takze Malapascua, coron oraz Apo?Widze ze Malapascua jest chyba najdalej to ewentualnie jedna nocka tam.P.S. Super relacja
:)
Przeczytałam Kilkanaście Twoich Postów @Waszyngton- Super piszesz, mam nadzieję, że już masz swój blog:)Na dniach miałam kupować bilety na Kubę ale mam wahania, poczytałam o Kubie, pooglądałam zdjęcia i nie do końca mnie to miejsce zauroczyło. Zaczęłam szukać i trafiłam na Twoje wpisy, patrząc na zdjęcia to jest własnie typ spędzenia moich wakcji, dużo natury, przygód, mniej miast, trochę sportu, czyli jednym słowem bardziej aktywnie niż leniwie.Widziałam że trochę świata już zwiedziliście dlatego zwracam się do źródła:)Zastanawiam sie nad lotem do Indonezji, Filipin, Tanzania i Zanzibar. ego co widziałm bilety mozna za 2 tys zakupić do Dżakarty lub Singapuru a potem myślałam żeby AirAsia polecieć do Manili. Kuba w porównaniu z Twoimi zdjęciami z Brazylią i Filipin po prostu wydaje się mniej ciekawsza. Mam mega mętlik bo w sumie wakacje tuż na początku roku a ja nic nie poplanowałam a bilety nie kupione. do Ciebie prośbę, które państwo byś poleciał Ty jeśli chodzi o zapierające dech w piersiach widoki, cudowną różnorodną przyrodę, możliwość uprawiania trochę sportów (rower, kajaki, kite, surfing, nurkowanie itd) ciekawe zabytki takie must see. Najdalej byłam w Cambodi i Tajlandii, nie bardzo mam co porównywać, więc Twoje wskazówki będą mega cenne! Azja podobała mi się bardzo ale chciałabym zobaczyć coś innego niż w Taj i Cambodii.Bardzo dziękuję za opinie
Dziękuję, cieszę się że relacje się podobają
:) W zamierzchłych czasach myślałem o założeniu bloga, ale dzielenie się wrażeniami/poradami z społecznością forumową w zupełności mi wystarcza.Jest wiele miejsc na świecie spełniających kryteria: przyroda + aktywne spędzanie czasu. (nawet tu blisko w Europie - taka Islandia czy Madera) Na pewno Azja ma ten plus że jest tania i stosunkowo najłatwiej znaleźć promocje na połączenia lotnicze. W Filipinach się zakochałem, ale np Indonezja, mimo że cięższa do podróżowania (naciągają na każdym kroku, masakrycznie wolny transport) ma niesamowitą przyrodę (najlepsze nurkowania na jakich byłem kiedykolwiek plus wulkany malujące otoczenie w nieziemskich kolorach; a trudy podróży człowiek po czasie wspomina dobrze jako przygody). Sri Lanka też spełnia powyższe kryteria (są i możliwości treków jak Adam's peak, i przyroda jak dzikie słonie na plaży, i spoko plaże jak np Mirissa, a w dodatku chilloutowy klimat). Malezja niby jest zbyt ucywilizowana jak na mój gust, ale wszystko zależy gdzie się wybierzesz - może to być przecież Borneo (nurkowania na Sipidanie i wspinanie się na Kinabalu, a w międzyczasie poszukiwanie orangutanów). Indie mają super zabytki/kulturę, a jak się wybierzesz w Himalaje to aktywności będziesz miała aż za dużo
;) Itd, itp - mógłbym o prawie każdym kraju napisać w podobny sposób. Dlatego moja rada dla Ciebie - daj się ponieść promocji
:D Nie tylko zaoszczędzisz, ale i będziesz miała mniej dylematów.
Hej @Washington,poszłam za Twoja radą i poniosła nas promocja, wylatujemy 21.01 do Singapuru, tam spędzamy kilka dni a potem Filipiny:).Mam do Ciebie wielką prośbę czy mógłbyś mi napisać jakie wyspy koniecznie powinniśmy zobaczyć, mam kilka typów ale może uzupełnisz moją listę:) Chciałabym z Singapuru bezpośrednio przelecieć na któraś z wysp ale nie wiem jeszcze jak to finansowo wyjdzie i czy uda się znaleźć takie połączenie by ominąć Manilę. Jak się dostawaliście z wyspy na wyspę: samolotem, promem, motorówką?Czy warto rezerwować noclegi tam na miejscu czy jeszcze tutaj z polski? Jak jest z internetem? Będę wdzięczna za Twoje wskazówki bo na razie jeszcze troszkę błądzę i każda podpowiedź będzie na wagę złota!Serdecznie pozdrawiamJulia
Washington napisał:te koszta uwzględniają noclegi w pokojach/domkach dwuosobowych, posiłki, transport (poza lotami krajowymi - te kosztowały dodatkowo odpowiednio: 66, 54, 67 i 54zł dla jednej osoby) Odgrzebuję, bo planuję własny wypad na Filipiny
:)Chciałam podobnie jak Washington polecieć z Manili do Coron, ale ceny niezależnie od tego jak odległy termin wybiorę, nie są nawet zbliżone do tych cen z relacji. Dobrze chyba rozumiem, że lotnisko dla wyspy Coron nazywa się Busuanga (USU)? Cebu Pacific daje obecnie ceny na poziomie 200-300 zł w jedną stronę. Wydaje się to masakrycznie dużo. Czy możliwe jest kupienie obecnie biletów w niższych cenach?
:roll:
@Koala22Hej, sorry że z opóźnieniem. Cebu maks kilka razy do roku organizuje promo lotów za śmiesznie niskie pieniądze - oczywiście mowa o taryfie, do tego trzeba opłacić normalne podatki. Najlepiej polubić/śledzić i profil na fb, tam informacja o promocji pojawia się chyba najwcześniej. Moje bilety były kupowanej z jednej z nich
Koala22 napisał:Cebu Pacific daje obecnie ceny na poziomie 200-300 zł w jedną stronę. Wydaje się to masakrycznie dużo. Czy możliwe jest kupienie obecnie biletów w niższych cenach?
:roll:Z tego co piszesz, to nie jest mozliwe.
Hej,Wylatuje na Filipiny 22 listopada i mój urlop potrwa do 8 grudnia. Docelowo podróżować będę na Bohol i Siquijor. 1) Jak wygląda sprawa bankomatów? Można go znaleźć i wypłacić gotówkę bez problemu? Co lepiej zabrać ze sobą; USD czy EUR?2) Ile kosztuje karta do telefonu? Głównie chodzi mi o internet.
Bankomaty znajdziesz w większych miastach, na lotniskach; zaopatrzyłbym się w zapas gotówki przed udaniem się na Siquijor (na Boholu nie bedzie problemu).Karty telefonicznej nie kupowałem więc nie pomogę
Washington napisał:Polując na rekinyGłówną atrakcją jest oczywiście nurkowanie na Monad Shoal. Aby zobaczyć rekiny trzeba wstać przed świtem i wypłynąć łodzią o 5 rano. Schodzimy na 25-30m i nieruchomo zalegamy na dnie przy stacji czyszczącej. Jest to miejsce do którego rekiny przypływają w celach higienicznych – w zamian za wyjadanie pasożytów z własnej skóry łaskawie wyzbywają się swojej agresji. Dzięki temu my możemy cieszyć się takimi widokami
:)
Nie jest rzadkością zobaczenie kilku tych ogromnych bestii podczas jednego nurkowania.CześćŚwietna relacja, powiedz mi proszę czy myślisz, że do takiego nurkowania, będzie mi potrzebny certyfikat potwierdzający ukończenie kursu dla nurków?Póki co nurkowałem na Koh Tao ale Fun Dive.
Bedzie, i to nie tylko podstawowy, ale ze wzgledu na glebokosc zaawansowany. Choc miejsce samo w sobie jest latwe technicznieWysłane z mojego JY-G4S przy użyciu Tapatalka
Czesc, swietna relacja !
:)Tyle informacji w niej zawarłeś, że nie zostało dużo pola manewru do zadawania pytań
;) Mimo wszystko spróbuję :1.Bohol, Panglao, Balicasag, Pamilacan, Camiguin, Apo, El Nido, Coron - to wyspy ktore mamy zamiar odwiedzic majac 17 dni na miejcu, napisze prosze (kierujac sie swoim doswiadczeniem) jak dlugo został bys na konretnej wyspie a którą ewentualnie byś odrzucił/dorzucił (obawiam się ze jest ich troche za duzo:)2. Jakie sa ceny biletow lotniczych na miejscu zeby sie przemieszczac pomiedzy wyspami ? ( takie same jak przez internet czy moze sa roznice ? ) Nie chcemy się ograniczac wczesniej wykupionymi lotami3. Gdzie widziałeś najciekawsze miejscówki ekstremalne : skoki z klifow itd ? (widziałem z relacji ze na Siquior było dobrze ale chyba ta wyspe ominiemy)4. Domyślam się że dzikie zwierzeta mozna spotkac wszedzie ale gdzie byly najlepsze miejsca gdzie mozna bylo je spotkac, odbyc wycieczke trekingowa np przez dzungle z całą jej okazałością
:) ?Narazie to tyle ale pewnie pytania sie jeszcze pojawiąPozdrawiam
Ad 1 - wszystko zależy czego szukasz, czy nurkujesz czy tylko snorklujesz itd Np jeśli nie nurkujesz to Coron odpuściłbym i tylko do El Nido poleciał, zaś jeśli nurkujesz to odwrotnie
;) Ponadto na części wymienionych wysp nie byłem, więc ciężko mi pomócAd 2 - ceny na miejscu będą podobne do cen bez promo czyli dość wysokie. Tak więc jeśli ma być tanio to tylko z sporym wyprzedzeniem kupowanie w promocjachAd 3 - szczerze mówiąc poza Siquijor nie widziałem miejsc do skoków (które też ekstremalne za bardzo nie było
;) ), z miejsc z dreszczykiem to jaskinie w Sagada są fajne Ad 4 - nie znam miejsc gdzie można by zobaczyć dzikie zwierzęta na Filipinach, chyba takowych tam nie ma
;) Filipiny jako państwo wyspiarskie oferują niesamowicie bogate królestwo zwierząt - ale morskich. Na lądzie poza waranami, tarsierami na Boholu i jakimiś ptakami chyba nie ma
Riux napisał:2. Jakie sa ceny biletow lotniczych na miejscu zeby sie przemieszczac pomiedzy wyspami ? ( takie same jak przez internet czy moze sa roznice ? ) Nie chcemy się ograniczac wczesniej wykupionymi lotamiKupowanie biletów na Filipinach na miejscu bez kilkudniowego wyprzedzenia może być ryzykowne. Oni są mistrzami w upychaniu samolotów. Nasze loty niezależnie czy Cebu czy Pal czy AA były wypełnione w 100%.
Washington napisał:Ad 1 - wszystko zależy czego szukasz, czy nurkujesz czy tylko snorklujesz itd Np jeśli nie nurkujesz to Coron odpuściłbym i tylko do El Nido poleciał, zaś jeśli nurkujesz to odwrotnie
;) Ponadto na części wymienionych wysp nie byłem, więc ciężko mi pomócAd 2 - ceny na miejscu będą podobne do cen bez promo czyli dość wysokie. Tak więc jeśli ma być tanio to tylko z sporym wyprzedzeniem kupowanie w promocjachAd 3 - szczerze mówiąc poza Siquijor nie widziałem miejsc do skoków (które też ekstremalne za bardzo nie było
;) ), z miejsc z dreszczykiem to jaskinie w Sagada są fajne Ad 4 - nie znam miejsc gdzie można by zobaczyć dzikie zwierzęta na Filipinach, chyba takowych tam nie ma
;) Filipiny jako państwo wyspiarskie oferują niesamowicie bogate królestwo zwierząt - ale morskich. Na lądzie poza waranami, tarsierami na Boholu i jakimiś ptakami chyba nie maDzięki za info Nie dodałem, że niestety zostaje nam tylko snorkeling ale nie wykluczam tez jakiegos szybkiego kursu nurkowego ( z tym ze raczej bedzie na to za mało czasu)Co do miejscowek gdzie mozna sie pobawic w jakies bardziej extremalne tematy itd to widziałem na Cebu Kawasan Falls i Canyon ale szukam czegoś więcej . .
:)Co do dzikich zwierząt to chodziło mi wlaśnie o warany, małpy (poza wyrakami) itd. Moze to brzmi śmiesznie ale nie miałem jeszcze ich okazji widziec w ich naturalnym środowisku
:). Czytałem, że w drodze do podziemnej rzeki na PP mozna się na nie natknąć
Witam, z racji że jestem nowym użytkownikiem nie mogłem wysłać PW
Moje pytanie odnośnie filipin - wylot 12-02.03.2017r , Manila-Bohol, Cebu-Puerta Princessa, EL nido- Coron, Coron-Manila
ile dni przeznaczyć na bohol, ile na Palawan ? Nie nurkujemy chcemy skorzystać i zrobić jakiś basic kurs (czy warto płynąć na coron, czy lepiej dłużej zostać na bohol el nido lub gdzieś indziej ? lącznie mamy 17dni na miejscu nie chcemy się zbyt rozdrabniać żeby nie być cały czas na walizkach :0 dzięki za info.
@przem87Mając tylko tyle czasu chyba bym skupił się na jednym regionie. I chyba najlepiej by było w Cebu i okolicach - 1-2 dni na Bohol, 5 dni spędziłbym na Apo i tam zrobił kurs nurkowy, z 5 dni na Siquijor bo idealny do chillowania, i dodał 3 dni na island hopping i nurki na Coron - odwiedzając Coron Palawan bym pominął. 2 dni pewnie gdzieś uciekną na jakieś transfery
dzięki za odpowiedź, czyli El nido sobie darować ? :) -rzeka, island hopping .. zastanawiam się ciągle, chcielibyśmy wziąć jeszcze skutery i pojeździć po wyspach ;) myślę po 1-2dni .. tak żeby pojeździć trochę po plażach i akrakcjach ,
tylko z cebu na coron drogi lot będzie i nie bezpośredni .. dlatego chciałem puerto princessa-el nido coron promem ..
dzięki za odpowiedź, czyli El nido sobie darować ?
:) -rzeka, island hopping .. zastanawiam się ciągle, chcielibyśmy wziąć jeszcze skutery i pojeździć po wyspach
;) myślę po 1-2dni .. tak żeby pojeździć trochę po plażach i akrakcjach ,
tylko z cebu na coron drogi lot będzie i nie bezpośredni .. dlatego chciałem puerto princessa-el nido coron promem ..
Cześć Wam, mam najnowsze informacje na temat Filipin. Byłem w grudniu-styczniu 2017/18. Wszystko na moim blogu. http://bucketlistbypolo.blogspot.com/20 ... ipiny.htmlZapraszam do czytania. Piotr Polo Przywarski. Pozdro
Hej, super relacja, naprawde swietnie sie czyta i oglada
:) Wlasnie planuje 2 tygodnie (14 dni) na Filipinach w marcu wiec czytam i czytam. To pierwsza podroz do Azji w ogole, lot do/z Manili. Wstepnie chcialem podzielic te 2 tygodnie na dwie czesci: 1) Bohol/Panglao/Pamilacan i 2) 3-4 dni na Palawanie, El Nido i Island hopping.Natomiast zaczynam zastanawiac sie po przeczytaniu Twojej i innych relacji, czy zamiast bardzo dlugiego transportu do El Nido, nie lepiej zwiedzic kolejne wyspy w okolicach: Siquijor/Apo? Jak uwazasz? Nie bedziemy nurkowac (jedynie jakis snorkeling).
Witam, w linku wklejam mój filmik z trzech tygodni na Filipinach, tam między innymi Manila, Bohol, Alona Beach, Virgin Island, Cebu, Palawan, Puerto Princesa, El Nido, Coron, Nacpan Beach itd. Jeśli jakaś "miejscówka" z filmiku was zainteresuje piszcie
:) https://www.youtube.com/watch?v=oJp_o67dVMs
Nieco przerażający widok? Być może, ale bardzo klimatyczny ;) Ogólnie warto mieć na uwadze że miasteczko Coron do najładniejszych nie należy.
Jedyną miejską atrakcją jest punkt widokowy znajdujący się nad miastem – góra Tapyas (wejście od boiska do koszykówki, jakieś 30-40min pod górę – przy dobrej pogodzie widok musi być niezły, przy tak pochmurnej jak miałem okazję być szkoda pamięci na karcie :P). Nie znajdziecie też w miasteczku ładnej plaży, ani.. żadnej plaży w ogóle. Wszelkie cuda są oddalone jednak dosłownie minuty wycieczki łódką. Wystarczy takową wynająć z market pier (ok 1500 peso na cały dzień niezależnie od ilości osób – mając więcej chętnych można obniżyć więc mocno cenę).
Największą atrakcją jest oczywiście wysepka Coron – posiadająca dwa krystalicznie czyste jeziora, Barracuda i Cayangan (wstęp osobno płatny odpowiednio 100 i 250 peso), z występującą w wodzie termokliną. Nie wspominając o pięknych plażach i zatoczkach (Banol Beach, Twin Lagoon). Jeśli chcemy nacieszyć się cudownymi snorklami powinniśmy udać się do Siete Pecados (wstęp 100 peso, miejsce "rozsławione" przez lokalną telenowelę ;) ). Innymi wysoce polecanymi miejscami do oglądania podwodnego świata są Coral Garden i wspomniana wcześniej Twin Lagoon. Oczywiście cudownych miejsc jest zdecydowanie więcej, najprawdopodobniej najpierw skończy się nam czas pobytu na wyspie (lub pieniądze :P) nim odkryjemy je wszystkie. Piszę czysto teoretycznie, na podstawie wykonanych w internecie poszukiwań informacji. Mając jedynie jeden dzień na miejscu postanowiliśmy wykorzystać go w jedyny słuszny sposób – nurkując :)
Jeśli nie nurkowałeś na Coron to tak jakbyś nie wiedział co to nurkowania wrakowe. I gwarantuję że je pokochasz. Ze względu na głębokości, by w pełni docenić wraki należy mieć AOWD lub ten dziwny twór zwany Adventure deep dive. Nurkowania należą do odrobinę bardziej wymagających (głębokość, penetracja wraków, niewielka widoczność – maks 10m, obecne prądy), ale te wrażenia.. Możliwość eksploracji 4 różnych poziomów kilku różnych ładowni, pośród gigantycznych płaszczek, ryb krokodyli czy skrzydlic – masakra :D (szczególnie polecam wrak Morazan maru). Te 3 nurkowania które udało mi się wykonać zaliczam do najlepszych w moim życiu (porównać z nimi mogę tylko nurkowanie na Komodo, na Batu Balong – ale to inna kategoria nurkowań - piękne rafy i duże ryby). Nawet jeśli znudzą nam się wraki (czy to możliwe? :) ), a jest ich 14, możemy spróbować krystalicznie czystego jeziora Barracuda czy wybrać się na rafy (choć te już nie są tak wyjątkowe). Jest co oglądać pod wodą :)
Z kim warto nurkować? Zdecydowanie polecam Fun&Sun - są najtańsi (2750 peso za 3 nurki, 2900 z obiadem), mają największą i najnowocześniejszą łódź nurkową, załoga dive masterów jest bardzo zabawna (ale profesjonalna) - no i mieliśmy całą łódź i 2 masterów tylko dla siebie :D Gdy w innych firmach panował tłok pod wodą (szczególnie uważajcie na koreańskie i chińskie grupy - zejście z nimi w błękit to koszmar), my czuliśmy się jak VIP
Jeśli wrócicie wcześniej z nurkowań – może warto zażyć wieczornego relaksu w gorących źródłach Maquinit? (150 peso wstęp) Tego również nie było dane nam sprawdzić. Ledwo zaczęliśmy cieszyć się pobytem na Coron - już musieliśmy ją opuszczać..
Jedno jest pewne – jeśli wrócimy kiedyś na Filipiny, na pewno zawitamy ponownie na Coron!
Tymczasem nasza wycieczka powoli zbliżała się do końca. Pozostało nam odwiedzić ostatni rejon Filipin. Bez plaż i podwodnych raf, za to pełen pięknych tarasów ryżowych, ciekawej kultury i niezwykłych jaskiń. W następnej (i ostatniej) części – północny Luzon!Tajemnica rozwiązana! Wiemy gdzie podziali się wszyscy naciągacze z Filipin!
Jeśli znudziły się Wam wszystkie ochy i achy przeczytane w tej relacji wyrażone w stosunku do pięknych raf, kryształowej wody i cudownego pisaku na plażach.. a także gościnności i braku zepsucia Filipińczyków – możecie odetchnąć z ulgą. Nie znajdziecie na ich w tej części relacji ani słowa. Na ostatnie kilka dni udaliśmy się w rejon kompletnie ich pozbawiony. W kraju gdzie obecnych są tysiące pięknych wysepek, ta największa z nich, Luzon, nie zwraca szczególnej uwagi turystów. To na niej mieści się niechlubna stolica Filipin - Manila. Jeśli jednak podejmiemy wysiłek wydostania się poza tą okropną metropolię odkryjemy, że północny Luzon oferuje nam strome zbocza pokryte tarasami ryżowymi, których widok oszołamia. Nie będzie jednak łatwo ani przyjemnie. Jak się tam dostać?
Po pierwsze należy przetrwać spotkanie z Manilą ;) O tej wielkiej aglomeracji napisałem w pierwszej części już dość nieprzyjemnych słów, teraz poprę je zaś odpowiednim zdjęciem ukazującym skalę problemów jej ludności.
Z Manili w rejon tarasów ryżowych (do Banaue) kursują dwie firmy, odjeżdżając z okolic Uniwersytetu św. Tomasza (UST) w Sampaloc. Obie oferują nocne połączenia, co stanowi wielką oszczędność czasu, jeśli nawet nie wygody. Mowa o firmach Florida i Ohayami. Przejazd ten zajmuje 8h, kosztuje 450 peso. My wybraliśmy firmę Ohayami, mieliśmy dość napięty plan następnego dnia i chcieliśmy dojechać jak najwcześniej – pierwszy kurs odjeżdża u nich o 21, a więc 2h wcześniej niż u konkurencji. Dostępność biletów jest różna, najlepiej nie przychodzić tuż przed odjazdem w celu zakupu biletów, widzieliśmy turystów którzy próbowali tego dokonać i część z nich musiała zostać na miejscu. Najpierw trzeba jednak odnaleźć odpowiedni dworzec autobusowy. A tych w okolicy jest co najmniej kilka, każda firma ma swój własny. Ten nas interesujący znajdziecie tu 14.607217, 120.994631 . Na mapie dojście do niego wygląda prosto, z poziomu filipińskiej ulicy takie proste już nie jest, nam jednak za cenę licznych poszukiwań i odrobiny stresu udało się to bez pomocy żadnego tricyklarza.
Sam przejazd upływa szybko (choć autobusy do najwygodniejszych nie należą), dalej jest jednak tylko gorzej. Jako że sen mam lekki obudziłem się gdy nad ranem do autobusu wsiadła 3 mężczyzn. Po dosłownie kilku minutach zaczęli budzić wszystkich białasów i informować, że zbliżamy się do Banaue, że zaraz będziemy wysiadać. Zaspane ofiary oczywiście przyjęły wszystko bez zarzutów, w końcu czym jeden Filipińczyk różni się od drugiego, to na pewno pomocni współtowarzysze podróży. Bus zatrzymuje się przed "oficjalną" informacją turystyczną. Pada hasło – "koniec podróży" – i potulne białasy wychodzą prowadzeni przez naciągaczy. Oczywiście zanim udadzą się gdziekolwiek muszą uiścić "opłatę klimatyczną" za pobyt w Banaue. Potem zaś co będą się trudzić szukaniem noclegu bądź organizacją wycieczki do tarasów ryżowych – w informacji turystycznej wszystko im zostanie powiedziane (i sprzedane). Oczywiście dziwnym trafem żaden z Filipińczyków (pod koniec trasy już nielicznych) nie wysiada pod agencją turystyczną. Gdy i nas oszuści próbują wyciągnąć z autobusu tłumaczą że autobus zaraz zawraca i te osoby to już są pasażerowie jadący w drugą stronę :D a my dotarliśmy do końca naszej trasy. Jest to częściowa prawda, rzeczywiście znajdujemy się w Banaue, bardzo blisko rynku na którym wysiądą wszyscy lokalsi. Cały schemat opiera się po prostu na zgarnięciu wszystkich białych zanim się porozchodzą po miasteczku. Nie udaje nam się odczepić naciągaczy od siebie, mimo że stanowczo odmawiamy wejścia do "informacji" i uiszczania jakichkolwiek opłat. Zamiast tego proponują nam śniadanie w pobliskim hoteliku i prezentację map okolicy z opowiedzeniem o pobliskich atrakcjach. Jako że i tak planowaliśmy coś zjeść, co nam szkodzi, na Filipinach nawet w lepszych knajpkach pod turystów ceny są bardzo przystępne. Nie w Banaue. Szybki rzut okiem na menu i wysłuchanie pierwszych kilku słów o cenach wycieczek zorganizowanych zmusił nas do opuszczenia lokalu. Informujemy, że w Banaue zostać nie zamierzamy, zaś do wioski Batad planujemy dostać się transportem publicznym. Wywołują one śmiech, ucinają jednak wszelką dyskusję – słyszymy, że niedługo się przekonamy i sami wrócimy do nich, wynająć prywatny transport..
Co jak co, ale nikt nie będzie mi mówił że nie dam rady dostać się gdzieś na własną rękę :D Wiem że pierwsze jeepeye publiczne do Batad odjeżdżać będą dopiero po południu (ok 16nastej, choć niekiedy odjeżdżają po 14), czyli jak dla nas zdecydowanie za późno. W tej okolicy możemy spędzić tylko jeden dzień. Na mapie znajduję właściwą drogę i wyruszamy pieszo, licząc na autostopowe szczęście. Do pokonania mamy bowiem 15 km, z czego 3km nieuczęszczaną drogą pod górską przełęcz, z której resztę trasy do wioski trzeba pokonać pieszo. Na Filipinach nie istnieje praktycznie prywatny transport, marnie więc wyglądały nasze szanse na stopa, na szczęście zawsze są jeszcze ciężarówki. Takie jak ta
która podwiozła nas połowę trasy. (na powyższym zdjęciu widać również zebrany ryż, jeśli zastanawialiście się jak wyglądają formy pośrednie między tym co znajdujemy na talerzu a zieloną trawą wystającą z błota ;) ) Wszędzie wokół nas rozpościerają się większe lub mniejsze tarasy z polami uprawnymi ryżu
jednak na te naprawdę wspaniałe musimy jeszcze poczekać. Powodzenie nas nie opuszcza, kolejnym transportem który zatrzymuje się by nas zabrać jest wynajęty przez amerykańskich turystów jeepey jadący dokładnie w kierunku Batad. Dla nas znalazło się jeszcze miejsce na dachu :) Szybko dojeżdżamy do przełęczy, z której do Batad wiedzie jedynie piesza ścieżka, zajmująca z plecakami ok 45-60min (w tą stronę na szczęście wiedzie ona w dół, ogólnie w upale i panującej wilgotności powietrza nie jest to tak łatwe zadanie jakby się wydawało). Niestety zmieni się to wkrótce, rozpoczęto bowiem budowę betonowej drogi. I tak w ten sposób kolejne miejsce odcięte od świata zostanie dopadnięte przez globalizację.
Co jednak jest tak wyjątkowego w tej małej wiosce, liczącej niespełna 1500 mieszkańców, że zadaliśmy sobie tyle trudu by ją odwiedzić?
Położona w niedostępnych górach Cordillera, oferuje prawdopodobnie najlepszy widok na mające ponad 2 tysiące lat tarasy ryżowe na zboczach Ifugao.
Zbudowane przez ludy Igorot praktycznie bez użycia narzędzi zostały docenione przez UNESCO umieszczeniem na liście światowego dziedzictwa. Powiada się że gdyby ułożyć poziomo wszystkie stopnie okolicznych tarasów jeden za drugim okrążyły by one połowę naszego globu.
Do nas bardziej przemówiły jednak te oto widoki :)
Będąc w wiosce warto przejść się po tarasach i przyjrzeć się im z bliska
(nie zawsze jest to łatwa droga!)
oraz odwiedzić pobliski wodospad Tappiya – podobno da się w nim kąpać, jednak jak dla mnie robili by to tylko samobójcy oO (być może gdy są mniejsze opady kąpiel odświeżająca kąpiel jest możliwa – my napotkaliśmy rwący strumień; tak czy inaczej warto się przejść, choć napocicie się po drodze co niemiara – przygotujcie się na 2h sauny)
W wiosce można zamieszkać w kilku miejscach, my zatrzymaliśmy się u dziadka kierowcy ciężarówki który podwiózł nas na stopa :) (nazwy nie pamiętam, najbardziej na prawo położone chatki). Otrzymaliśmy schludny pokój za 400 peso. Standardowo trzeba się liczyć z jedynie zimną wodą i brakiem elektryczności. Gospodarz dodatkowo gotuje posiłki, jednak wybór jest skromny nawet jak na filipińskie warunki – nic dziwnego, zważywszy na lokalizację. Za dodatkową opłatą można nawet zamieszkać w tradycyjnej chacie Ifugao.
Następnego dnia wstajemy wcześnie rano. Publiczny jeepey odchodzi z przełęczy ok 9 (warto się upewnić pytając gospodarza, w różne dni odjeżdżają o różnych godzinach). Publiczny jak publiczny.. Miejsca mamy standardowe, z lokalsami na dachu.
Ceny standardowej jednak nie mamy. Choć lokalsi płacą 50 peso, od turystów wymagane jest 150. I nic nie dadzą żadne przekonywania. "Jesteście bogatsi, musicie zapłacić więcej" :/
W Banaue, które powoli zaczynamy nienawidzić, oczywiście podczas szukania publicznego transportu do Sagady, próbują nas naciągnąć na wszelkie sposoby. Że nie ma publicznego transportu, że kosztuje więcej niż kosztuje, że musimy wynająć prywatny transport. Gdy szukamy śniadania – podobnie, głupi hotdog kosztuje 3 razy więcej niż gdziekolwiek indziej na Filipinach. No trudno, te widoki warte są odrobiny nerwów!
Z ulgą wsiadamy do jeepeya (publicznego :P ) jadącego do Bontoc (150 peso). Widoki po drodze są niesamowite!
W Bontoc szybka przesiadka w kolejny transport (45 peso) i w 3h jesteśmy u celu. Sagada na szczęście z powrotem okazuje się bardzo przyjazna dla turystów. Znajdujemy miłe lokum za 400 peso (bodajże był to Yellow house – wifi i ciepła woda!). Po co tu przyjechaliśmy?
W Sagadzie również znajdują się ładne tarasy ryżowe, jednak największą atrakcją są tutejsze jaskinie i ciekawe zwyczaje pogrzebowe. Jeśli bowiem jesteś w związku małżeńskim oraz posiadasz wnuki możesz liczyć że Twoje ciało spocznie ułożone niczym embrion w trumnie wyciętej z pojedynczego kawałka drewna. Trumnie którą musisz najpierw własnoręcznie wydrążyć. Trumnie która zawiśnie na klifie.
Lud Igorot w ten sposób chciał sprawić by zmarli znaleźli się jak najbliżej nieba. Tradycja ta sięga 2000 lat. Choć dziś większość osób jest wyznania chrześcijańskiego, jeszcze do niedawna mieszkańcy Sagady wierzyli w animalizm.
Praktyki te ukrócili w dużej mierze Amerykanie.
Nawet jeśli nie interesują Was ciekawostki etniczne, na pewno spodobają się Wam tutejsze jaskinie. Najbardziej znane z nich to Lumiang i Sumaging, znane pod nazwą "cave conection" – obie jaskinie są bowiem połączone siecią tuneli, której przejście wymaga niemałej ekwilibrystyki
i 4h czasu! Rozrywka zdecydowanie nie dla otyłych (niektóre szczeliny przez które trzeba się przeciskać są bardzo małe!)
ani bojących się wody
czy też ciemności. (drogę rozświetla jedynie alkoholowa lampa trzymana przez przewodnika)
Ale za to jakie wrażenia! W końcu mało kto pływał w prywatnym podziemnym basenie :)
Do jaskiń można udać sie jedynie z przewodnikiem – oświetla on drogę i służy w niektórych momentach za ludzką drabinę (dosłownie – każe niekiedy wspinać się po sobie). Dodatkowo nasz przewodnik zabawiał nas całą drogę, pokazując co bardziej pikantne kształty skał (z powodów obyczajowych nie będę zamieszczał zdjęć ;) )Wynajęcie przewodnika jest konieczne, ale tanie (800 peso za dwie osoby; my udaliśmy się do biura turystycznego tuż obok naszego guesthousu) i naprawdę warte swojej ceny. Z wyprawy w głąb ziemi wróciliśmy mokrzy, brudni i zziębnięci ale baardzo zadowoleni. Była to prawdziwa przygoda :)
Z powodu bardzo napiętego planu to był koniec naszej wizyty na północnym Luzonie. W drodze powrotnej w Banaue znowu próbowano nas zgarnąć z autobusu i zmusić do zapłacenia haraczu (mimo że tylko przejeżdżaliśmy tranzytem!). Przez cały pobyt na Filipinach zastanawialiśmy się gdzie podziali się wszyscy naciągacze, oszuści i zepsuci pieniędzmi ludzie których w Azji uświadczysz bez liku, a na Filipinach brak. Teraz wiemy to już na pewno – wszystkich zsyłają do Banaue. Przez 2 dni które tam spędziliśmy próbowano nas oszukać więcej razy niż przez cały miesiąc w pozostałych miejscach. Mimo to myślę że mając więcej czasu warto odwiedzić ten rejon, jest on wyjątkowy.
I to był w zasadzie również koniec naszej przygody z Filipinami w ogóle. Ostatniego dnia, który wypadł ze względów logistycznych znów w nieszczęsnej Manili, zamiast kulturalnie posiedzieć w w kinie (śmiesznie tanie seanse, w dodatku po angielsku) lub pobuszować po ogromnych centrach handlowych my nie odpuszczaliśmy do samego końca - odwiedziliśmy wulkan Taal.
Jest to wulkan-wyspa, na jeziorze, znajdującym się na wulkanie-wyspie, znajdującym się na jeziorze, znajdującym się na wyspie, znajdującej się na morzu! Dodajmy do tego że jest drugim najbardziej aktywnym wulkanem na Filipinach, i otrzymamy miejsce godne odwiedzenia. Nie powiedziałbym jednak że jest to miejsce które trzeba zobaczyć, jest ładnie, ale raczej do odwiedzenia przy okazji, mając ok 6-8h wolnego w przesiadce w Manili (wszystko zależy od korków, a te są okropne na obrzeżach Manili – warto mieć nawet 10h wolnego by się nie stresować).
Jakbyście mimo to chcieli się tam dostać - autobusy do Tagaytay jeżdżą z Pasay (dworzec na rogu edsa i taft, ten taki w głębi centrum handlowego), nie jeżdżą już za to z Cubao jak kiedyś tylko z Baclaran spod Coastal. Wysiada się w Olivarez. Potem trzeba wziąć tricykl, od 80 peso, co przy dwóch osobach wychodzi taniej niż jeepey (niby te do Taal kosztują od osoby 35 peso, ale nie odjeżdżają z miejsca w którym się wysiada z autobusu, najpierw trzeba dojechać innym jeepeyem do nich). Normalnie tricykle kosztują 200 peso na tym dystansie, ale kierowcy mają znajomych którzy mają łódki - dlatego zawiozą po cenach dumpingowych :P a to że nie mamy potem obowiązku płynąć akurat tymi łódkami do których oni nas przywiozą to inna sprawa ;)
No dobrze, ale gdzie zdjęcia z samego wulkanu, na który można popłynąć łódką? Nie ma, gdyż nie starczyło nam już na tą atrakcję pieniędzy ;) Wyczytaliśmy że wynajęcie takowej kosztuje 800 peso (tak naprawdę po targach już nie schodzą niżej niż 1000P, a zaczynają od 1500P), nikt jednak nie wspomniał, że w miasteczku jest zmowa i nie pozwalają na dzielenie kosztów z innymi podróżnymi - łódka zabiera do 5 osób, ale o ile nie przyjedziecie z innymi chętnymi do Taal razem (tak by wyglądało że jesteście jedną grupą) to potem nie da się z tym nic zrobić oO Co śmieszniejsze, Filipińczycy nie byli w stanie pojąć że jest to ostatni dzień naszej podróży, że zaraz wracamy do domu i nie mamy już zwyczajnie pieniędzy na tak zawyżoną cenę. Mówili "Jesteście biali, jesteście bogaci, o co chodzi? O to że w portfelu nie macie pieniędzy? Tam jest bankomat, można wyciągnąć. Jak to na koncie nie macie pieniędzy? Niemożliwe!" :D
I myślę że to stanowi dobre podsumowanie całej naszej wycieczki w cudownych Filipinach. Filipiny, mimo biedy ich mieszkańców, są przepięknym miejscem gdzie (prawie) wszędzie spotkamy tylko i wyłącznie miłych, przyjaznych, uczynnych i nie skażonych pieniędzmi ludzi. Być może wynika to z ich pogody ducha, którą muszą przeciwstawiać codzienności, być może jednak wynika też z jeszcze niewielkiego zainteresowania turystów tym wyspiarskim rajem i może niestety się to w najbliższej przyszłości zmienić. Dlatego nie zastanawiajcie się – jedźcie tam już teraz!
KONIEC@kasia0001
Raczej nie :) Warto brać oczywiście pod uwagę statystycznie większe prawdopodobieństwo złej pogody, ale od lat jeżdżę w Polskie wakacje do Azji, a więc w czas monsunów, tajfunów czy innych deszczy - i w większości przypadków kontakt z złą pogodą był niewielki. Radziłbym Ci po prostu być mobilną w swoich planach. Filipiny to ogromny kraj - rzadko bywa tak że pada wszędzie. Tuż przed wylotem śledź prognozy pogody i podążaj za tą dobrą :)
@Japonka76
Ok :P ale dalej oglądają tylko osoby 18+
i na koniec mniej podobny ale z przypowieścią ("dlaczego jest taki mały? bo woda jest zimna")