Słynny tramwaj 28 Rua de Conceicao Przejazd kolumny rządowej
Republikańska Gwardia Narodowa Rua S. Tome
Miradouro das Portas do Sol Praca da Figueira Estacao Rossio Praca dos Restauradores Jardim Braancamp Freire Campo Martiresde Patria
Nieco uciążliwi są obnośni sprzedawcy, którzy wciskają okulary przeciwsłoneczne (mimo iż miałem założone swoje), ręczniki, pierdółki. Poza tym w ciągu 4 godzin chodzenia pięciu facetów podchodziło z zawiniątkiem w dłoni i pytaniem: "marihuana?". Około 14. udaliśmy się na obiad do Pastelarii Tebas, którą polecał Pedro (nasz host). Zamówiłem zupę krem z dyni (1,1€) oraz smażonego suma z batatami i świeżymi warzywami (5,95€). Porcje były bardzo duże i smaczne. Zdecydowanie się najadłem. Weszliśmy jeszcze do pobliskiego Lidla (który jest nieco ukryty), aby zrobić zakupy na kolację, które następnie zostawiliśmy w domu i pojechaliśmy metrem na stację Arreiro. Koszt metra to 1,4€. Przy pierwszym razie trzeba zakupić kartę Viva Viagem (0,5€), którą następnie się doładowuje. Warto zawsze brać paragony z doładowania, ponieważ po jednym z nich bramka nam się nie otworzyła i musieliśmy reklamować. Z dworca Roma-Arreiro co godzinę odjeżdżają podmiejskie pociągi "Fertagus" do Setubal. Koszt to 4,85€ w jedną stronę. Bilet nabijany jest na kartę od metra, jednak musi ona być pusta, inaczej konieczne jest kupienie nowej karty (0,5€). Podróż trwa niecałą godzinę. Do Setubal warto jechać choćby dla samej... podróży. Po drodze jest bardzo zróżnicowany, piękny krajobraz oraz przejeżdża się nad majestatyczną rzeką Tag. W obie strony jechaliśmy wagonami dwupiętrowymi. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy podróżowali koleją magnetyczną, ponieważ absolutnie nie było czuć, ani słychać łoskotu kół.
Setubal
Widok na półwysep Troia
Widok w kierunku zatoki Arrabida
Praca de Bocage Praca de Bocage
Pociąg Fertagus relacji Setubal-Lizbona
Setubal ma swój urok, jednak jest nieco zaniedbane. Nie leży w bezpośrednim sąsiedztwie Lizbony (jak Estoril czy Cascais) więc turyści nie zawsze tu docierają. Początkowo udaliśmy się na plażę. Posiedzieliśmy tam trochę. Parę razy poczułem się jak karoseria restaurowanego samochodu - przeżyłem piaskowanie. Mieliśmy przepłynąć katamaranem na półwysep Troia (koszt to podobno 6€), ale z racji potężnych podmuchów wiatru odpuściliśmy sobie. Bardzo chcieliśmy również zobaczyć zatokę Arrabida, podobno można tam zaobserwować kolonię delfinów, ale niestety ciężko o dojazd w to miejsce, a pieszo to kilka kilometrów, na które już dzisiaj nie mieliśmy siły. Widać jak wielki wpływ miało rybołóstwo na Setubal. W mieście symbolizują to budynki, pomniki, place. Pokręciliśmy się około 2,5h po centrum, różnych alejach i skwerach, odwiedziliśmy Convento do Jesus i powoli zaczęliśmy wracać na stację. Zrobiliśmy jeszcze niewielkie zakupy w Pingo Doce (lokalna Biedronka, tylko lepsza ze względu na wypiekane pieczywo i wyroby cukiernicze) i wsiedliśmy do pociągu powrotnego. Ze stacji Roma-Arreiro prosto udaliśmy się na nocleg, przed snem musieliśmy jeszcze spakować się na jutrzejszy poranny wyjazd.03.07 Lizbona - Porto - Coimbra - Lizbona Dzisiaj czekał nas zdecydowanie najtrudniejszy dzień podczas pobytu w Portugalii. Wstaliśmy o 6:00, byliśmy już spakowani, więc bardzo szybko uwinęliśmy się z wyjściem. Chwilę przed 6:30 czekaliśmy już na otwarcie metra. Pierwszym kursem dotarliśmy na Alamedę, szybka przesiadka na czerwoną linię i mkniemy na Aeroporte. Po wyjściu z metra (kierowaliśmy się na Terminal 2), widzimy budynek T1, mimo wszystko wbiegamy do środka, po schodach ruchomych, taśmie, podbiegamy do security i... okazuje się że nie ten terminal. Facet tłumaczy że musimy zejść niżej, wyjść na zewnątrz i tam jest autobus do T2. Tak robimy i faktycznie stoi autobus. Jak to się stało?! Czemu wybiegając z metra go nie widzieliśmy?! (w ostatni dzień wszystko się wyjaśniło). Wsiadamy, na zegarku już 7:15, a 7:55 mamy wylot. Czekamy jeszcze 5 minut na odjazd. To jedno z dłuższych 5 minut w moim życiu. Na przystanku informacja, że kurs trwa 3 minuty, ale po drodze blokują nas jeszcze taksówki, więc jedziemy aż 6 minut. Wpadamy na security, tu na szczęście tylko 1 osoba przed nami. Przechodzimy je niemalże sprawnie. Celniczkę zainteresowały nasze dwie 100ml buteleczki z piciem, które zawsze wozimy (nigdy nie wiadomo kiedy zachce się pić, a warto je mieć choćby dla komfortu psychicznego). Dzień wcześniej kupiłem lokalną podróbkę Powerade'a o smaku cytrynowym i przelałem do obu buteleczek. Pani z security oglądała je chwilę, po czym odkręciła jedną z nich, powąchała i mówi: "vodka!"
:D Muszę przyznać, że faktycznie z koloru i zapachu izotonik był jak nasza Lubelska Cytrynówka
:) Pokiwała tylko głową, zaśmiała się i odłożyła na miejsce. Łapiemy nasze rzeczy, podbiegamy do bramek... a że to Ryanair, to na 25 minut przed wylotem odprawa była dopiero mniej-więcej w połowie. Ufff! Było nerwowo, ale udało się. Myślałem że prześpię tę godzinkę lotu, ale po adrenalinie z rana już nie byłem w stanie. Bilety kosztowały nas po 9,99€ od osoby. W samolocie jeszcze 4 osoby oprócz nas mówiły po polsku (nasi wszędzie!). Przy opuszczaniu hali przylotów dostaliśmy darmową mapę Porto. Co prawda miałem swoje wydruki z google maps, ale darmowa mapa zawsze się przyda
;) Poszliśmy na metro, które przez kilka najbliższych stacji jedzie na powierzchni ziemi. Zaplanowałem aby wysiąść na Casa de Musica, to 4 strefy, koszt 1,85€ + 0,5€ za kartę (ta z Lizbony niestety nie działa). Wagony metra niesamowicie nowoczesne, po drodze widoki które bardziej przypominają Holandię, Belgię lub Niemcy. Czy my na pewno ciągle jesteśmy w Portugalii? W Lizbonie wszystko wyglądało zdecydowanie inaczej.
Chwilę przed lądowaniem w Porto W hali przylotów
Urządziliśmy pieszą wędrówkę trasą Praca Mousinho Albuquerque, Rua de Julio Dinis (Palacio Cristal), Rua da Restauracao, R. Carmo, R. Carmelitas (po drodze wiele różnych świątyń i wspaniałych zabudowań oraz księgarnia Lello ze schodami rodem z Harrego Pottera) oraz Rua das Flores. Tak dotarliśmy nad nabrzeże rzeki Douro - Ribeirę.
Słynny tramwaj 28
Rua de Conceicao
Przejazd kolumny rządowej
Republikańska Gwardia Narodowa
Rua S. Tome
Miradouro das Portas do Sol
Praca da Figueira
Estacao Rossio
Praca dos Restauradores
Jardim Braancamp Freire
Campo Martiresde Patria
Nieco uciążliwi są obnośni sprzedawcy, którzy wciskają okulary przeciwsłoneczne (mimo iż miałem założone swoje), ręczniki, pierdółki. Poza tym w ciągu 4 godzin chodzenia pięciu facetów podchodziło z zawiniątkiem w dłoni i pytaniem: "marihuana?".
Około 14. udaliśmy się na obiad do Pastelarii Tebas, którą polecał Pedro (nasz host). Zamówiłem zupę krem z dyni (1,1€) oraz smażonego suma z batatami i świeżymi warzywami (5,95€). Porcje były bardzo duże i smaczne. Zdecydowanie się najadłem. Weszliśmy jeszcze do pobliskiego Lidla (który jest nieco ukryty), aby zrobić zakupy na kolację, które następnie zostawiliśmy w domu i pojechaliśmy metrem na stację Arreiro. Koszt metra to 1,4€. Przy pierwszym razie trzeba zakupić kartę Viva Viagem (0,5€), którą następnie się doładowuje. Warto zawsze brać paragony z doładowania, ponieważ po jednym z nich bramka nam się nie otworzyła i musieliśmy reklamować. Z dworca Roma-Arreiro co godzinę odjeżdżają podmiejskie pociągi "Fertagus" do Setubal. Koszt to 4,85€ w jedną stronę. Bilet nabijany jest na kartę od metra, jednak musi ona być pusta, inaczej konieczne jest kupienie nowej karty (0,5€). Podróż trwa niecałą godzinę. Do Setubal warto jechać choćby dla samej... podróży. Po drodze jest bardzo zróżnicowany, piękny krajobraz oraz przejeżdża się nad majestatyczną rzeką Tag. W obie strony jechaliśmy wagonami dwupiętrowymi. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy podróżowali koleją magnetyczną, ponieważ absolutnie nie było czuć, ani słychać łoskotu kół.
Setubal
Widok na półwysep Troia
Widok w kierunku zatoki Arrabida
Praca de Bocage
Praca de Bocage
Pociąg Fertagus relacji Setubal-Lizbona
Setubal ma swój urok, jednak jest nieco zaniedbane. Nie leży w bezpośrednim sąsiedztwie Lizbony (jak Estoril czy Cascais) więc turyści nie zawsze tu docierają.
Początkowo udaliśmy się na plażę. Posiedzieliśmy tam trochę. Parę razy poczułem się jak karoseria restaurowanego samochodu - przeżyłem piaskowanie. Mieliśmy przepłynąć katamaranem na półwysep Troia (koszt to podobno 6€), ale z racji potężnych podmuchów wiatru odpuściliśmy sobie. Bardzo chcieliśmy również zobaczyć zatokę Arrabida, podobno można tam zaobserwować kolonię delfinów, ale niestety ciężko o dojazd w to miejsce, a pieszo to kilka kilometrów, na które już dzisiaj nie mieliśmy siły. Widać jak wielki wpływ miało rybołóstwo na Setubal. W mieście symbolizują to budynki, pomniki, place. Pokręciliśmy się około 2,5h po centrum, różnych alejach i skwerach, odwiedziliśmy Convento do Jesus i powoli zaczęliśmy wracać na stację. Zrobiliśmy jeszcze niewielkie zakupy w Pingo Doce (lokalna Biedronka, tylko lepsza ze względu na wypiekane pieczywo i wyroby cukiernicze) i wsiedliśmy do pociągu powrotnego. Ze stacji Roma-Arreiro prosto udaliśmy się na nocleg, przed snem musieliśmy jeszcze spakować się na jutrzejszy poranny wyjazd.03.07 Lizbona - Porto - Coimbra - Lizbona
Dzisiaj czekał nas zdecydowanie najtrudniejszy dzień podczas pobytu w Portugalii. Wstaliśmy o 6:00, byliśmy już spakowani, więc bardzo szybko uwinęliśmy się z wyjściem. Chwilę przed 6:30 czekaliśmy już na otwarcie metra. Pierwszym kursem dotarliśmy na Alamedę, szybka przesiadka na czerwoną linię i mkniemy na Aeroporte. Po wyjściu z metra (kierowaliśmy się na Terminal 2), widzimy budynek T1, mimo wszystko wbiegamy do środka, po schodach ruchomych, taśmie, podbiegamy do security i... okazuje się że nie ten terminal. Facet tłumaczy że musimy zejść niżej, wyjść na zewnątrz i tam jest autobus do T2. Tak robimy i faktycznie stoi autobus. Jak to się stało?! Czemu wybiegając z metra go nie widzieliśmy?! (w ostatni dzień wszystko się wyjaśniło). Wsiadamy, na zegarku już 7:15, a 7:55 mamy wylot. Czekamy jeszcze 5 minut na odjazd. To jedno z dłuższych 5 minut w moim życiu. Na przystanku informacja, że kurs trwa 3 minuty, ale po drodze blokują nas jeszcze taksówki, więc jedziemy aż 6 minut. Wpadamy na security, tu na szczęście tylko 1 osoba przed nami. Przechodzimy je niemalże sprawnie. Celniczkę zainteresowały nasze dwie 100ml buteleczki z piciem, które zawsze wozimy (nigdy nie wiadomo kiedy zachce się pić, a warto je mieć choćby dla komfortu psychicznego). Dzień wcześniej kupiłem lokalną podróbkę Powerade'a o smaku cytrynowym i przelałem do obu buteleczek. Pani z security oglądała je chwilę, po czym odkręciła jedną z nich, powąchała i mówi: "vodka!" :D Muszę przyznać, że faktycznie z koloru i zapachu izotonik był jak nasza Lubelska Cytrynówka :) Pokiwała tylko głową, zaśmiała się i odłożyła na miejsce. Łapiemy nasze rzeczy, podbiegamy do bramek... a że to Ryanair, to na 25 minut przed wylotem odprawa była dopiero mniej-więcej w połowie. Ufff! Było nerwowo, ale udało się. Myślałem że prześpię tę godzinkę lotu, ale po adrenalinie z rana już nie byłem w stanie.
Bilety kosztowały nas po 9,99€ od osoby. W samolocie jeszcze 4 osoby oprócz nas mówiły po polsku (nasi wszędzie!). Przy opuszczaniu hali przylotów dostaliśmy darmową mapę Porto. Co prawda miałem swoje wydruki z google maps, ale darmowa mapa zawsze się przyda ;) Poszliśmy na metro, które przez kilka najbliższych stacji jedzie na powierzchni ziemi. Zaplanowałem aby wysiąść na Casa de Musica, to 4 strefy, koszt 1,85€ + 0,5€ za kartę (ta z Lizbony niestety nie działa). Wagony metra niesamowicie nowoczesne, po drodze widoki które bardziej przypominają Holandię, Belgię lub Niemcy. Czy my na pewno ciągle jesteśmy w Portugalii? W Lizbonie wszystko wyglądało zdecydowanie inaczej.
Chwilę przed lądowaniem w Porto
W hali przylotów
Urządziliśmy pieszą wędrówkę trasą Praca Mousinho Albuquerque, Rua de Julio Dinis (Palacio Cristal), Rua da Restauracao, R. Carmo, R. Carmelitas (po drodze wiele różnych świątyń i wspaniałych zabudowań oraz księgarnia Lello ze schodami rodem z Harrego Pottera) oraz Rua das Flores. Tak dotarliśmy nad nabrzeże rzeki Douro - Ribeirę.
Palacio Cristal
Igreja das Carmelitas
Księgarnia Lello & Irmao
Cais Ribeira