W pobliżu kościoła znajduje się w miarę duży supermarket. Jak już wiecie kabanosy miałem swoje
:) ale postanowiłem zobaczyć na własne oczy słynne norweskie ceny. Gdzieś czytałem, że Stavanger to 5 najdroższe miasto świata. Nie wiem czy tak jest, ale... piwo - zwykły sikacz 25 NOK, masło - 50 NOK, serek malutki w stylu Almette 19 NOK, No nic pić i jeść trzeba
:) Następnie wróciłem na miasto - chciałem wejść na wieżę - niestety nieczynna. Przyczyna nieznana.
Dalej Katedra - niestety również zamknięta. Przyczyna remont organów. A co ciekawe jest to najstarsza norweska katedra. Ma około 900 lat. Musiałem zadowolić się widokiem z zewnątrz.
Poszedłem więc na Gamla. Jak zwykle pięknie
Wychodząc ze starego miasta oczom ukazuje się na wskroś nowoczesna sala koncertowa. W tym dniu był jakiś koncert tria damskiego. Publika wyłącznie damska
:)
Rzut oka na most w świetle zachodzącego słońca.
Wszechobecne fenomenalne place zabaw - ten w pobliżu sali koncertowej.
Rzut oka na zachód słońca.
Tego dnia w Norwegii młodzież kończąca szkołę średnią ubiera spodnie russebukse. Nie wiedziałem o takim zwyczaju wcześniej, ale podpytałem u młodych Polek i okazało się, że licealiści kończący trzecią klasę - ubierają takie właśnie spodnie (niektórzy również kurtki) i paradują na znak manifestacji swojej dojrzałości. Kolory spodni są różne. Niebieskie to szeroko pojęte nauki ścisłe - ekonomiści, finansiści, matematycy - przyszli. Przyszli humaniści - szeroko pojęci noszą czerwone. Zielone noszą przyszli leśnicy. Są jeszcze czarne - tych nie widziałem,
Można też zjeść jedzenie z busa. Gwoli wyjaśńienia. W zasadzie można w Stavanger tanio zjeść. W takim busie zjemy już coś za 15 koron. Mały kebab około 20-25 koron. W macu - hamburger 10 koron, zestaw około 30-40 koron. U "chińczyka" za zestaw dosyć spory - 70 koron. Kawa i rogalik w barze przy porcie - 25 koron, sam rogalik 10 koron.
Ładnie podświetlona fontanna na sztucznym jeziorku w centrum miasta.
Znakomity dzień. Fiord na zawsze pozostanie w pamięci. W mojej ocenie to punkt obowiązkowy na mapie każdego podróżnika. Pora iść spać... c.d.n.Kolejny dzień. Drobne chmury na niebie, ale deszcz raczej nie grozi. Dziś trochę historii w planach. Na początek Sverd I Fjell. Czyli kolebka Norwegii. Z centrum to trasa blisko 6 km w jedną stronę. Ale ponieważ do śpiochów nie należę, to miałem bardzo dużo czasu, więc wybrałem się na pieszo - aspekt ekonomiczny nie ukrywam też był ważny... Pomimo wczesnej pory bardzo dużo Norwegów biegało, jeździło na rowerze lub po prostu chodziło - głównie wokół jeziora Mosvatnet.
Po około godzinnym spacerze dotarłem do celu i nie prowadził mnie Krzysztof Hołowczyc
:) Sverd I Fjell. Czyli po prostu Miecze w skale". Pomnik dosyć młody bo ma około 33 lat. Jednakże upamiętnia jakże ważne dla Norwegii wydarzenie, czyli bitwę z 872 roku, w której to bitwie niejaki Harald Pięknowłosy pokonał rywali i zjednoczył ludy norweskie...
Otoczenie, jak na taką rangę tego pomnika, dosyć byle jakie... Ja wsunąłem śniadanie u stóp mieczy i wyruszyłem w drogę powrotną.
Ciekawostka - przy drodze kilkukrotnie zestawy naprawcze dla rowerów.
Przed halą DNB Arena, taki oto hokeista, był zapowiedzią wieczornego meczu Oilersów. Co ciekawe w Stavanger jest najlepsza drużyna hokejowa ostatnich lat w Norwegii Oilersi to zdobywcy mistrzostwa w latach 2012, 2013, 2015
Znowu rzut oka na jezioro.
I już po chwili ukazał się przede mną budynek Stavanger Museum.
Miałem w planach odwiedzenie 3 muzeów: Stavanger Museum, Maritime Muzeum i Muzeum Konserw. Wstęp do każdego muzeum to koszt 80 NOK. Jest też w ofercie Must Pass - kozt 160 NOK i wtedy można wchodzić do wszystkich muzeów w Stavanger - łącznie 10. Na początek muzeum Stavanger, czyli muzeum przyrodnicze, muzeum ptaków, muzeum dzieci i muzeum miejskie. Ciekawe, kameralne, warte odwiedzenia żeby poznać choć trochę to miejsce.
Makiety wykonane z niezwykła starannościa. Bardzo ładnie i czytelnie opisane.
Na całość trzeba poświęcić przynajmniej 1 godzinę.
W jednej części muzeum poświęconej rozmnażaniu, był licznik ludności na świecie, który rósł bardzo dynamicznie, oraz licznik ludności Norwegii, który nie zmienił się podczas mojego pobytu w muzeum.
Kolejne kroki skierowałem do Muzeum Morskiego położonego tuż przy porcie, przy Starym Mieście. Wejście na Must Pass. Dostajemy w gartisie audioprzewodnik i radzę każdemu go wziąć. Znakomita opowieść o morskiej historii miasta. Począwszy od wypraw żaglowcami aż po dzisiejsze czasy wielkich tankowców i platform wiertniczych.
W dalszej części przedstawione jest mieszkanie i biuro właściciela portu i zarządcy.
Wobec tych wszystkich elektrycznych pojazdów, prawdziwy samochód też się trafia...
Bezpośrednim sąsiadem muzeum morskiego jest knajpa "polska"
Następne kroki skierowałem do niesamowitego i jedynego w swoim rodzaju muzeum konserw.
W muzeum możemy dostać krótką informację napisaną w języku polskim, albo skorzystać z usług przewodnika, który oprowadzi nas i opowie po angielsku o historii produkcji konserw rybnych. Od początku tej branży w Stavanger aż po ich kres. Na końcu wycieczki możemy obejrzeć jeszcze film o produkcji konserw. Pozycja obowiązkowa na mapie każdego podróżnika
:)
Dalej postanowiłem pójść do letniej rezydencji królewskiej. Ledaal. Bo tak się zwie ten budynek. Wejście na must pass, jednakże otwarte tylko w niedziele. Budynek otoczony cudnym parkiem ze starodrzewem. Budynek niezwykle skromny. Ot zwykła willa.
Na tyłach Ledaal znajduje się cmentarz. Na cmentarzu spoczywają bohaterowie wojenni norwescy i nie tylko.
Cmentarz to kwintesencja norweskości. Ład. Porządek. Cisza. Prostota. Szacunek do przyrody i do innych.Ostatnim punktem krótkiej wycieczki do Stavanger była plaża Solastranden. Pogoda sprzyjała plażowaniu więc już około 16.00 postanowiłem wyjechać ze Stavanger i pojechać autobusem do lotniska by przejść na plażę.
Na przystanku byłem w towarzystwie "Russ". Dziewczyny wymyśliły sobie zabawę - za totnięcie klaksonem - jeden toast (oczywiście toast wznosiły colą).
Prom odpływa punktualnie o 8.00 Więc przynajmniej o 7.55 trzeba być.Następnie bus - przyjechał na parking ok 9.10Na górę szedłem dosyć ostro - ale i tak szedłem ok 1.40. Więc byłem przed 11 na ambonie.W zasadzie połączenie busem powrotne jest o 14 (boreal jeżdzi o 13.40) więc miałem 3 godziny.Spokojnie zatem posiedziałem i spowrotem szedłem około 2 h. Na dole bez żadnego pośpiechu byłem o 13.30Bus odjeżdża o 14. Prom praktycznie już czeka. I w Stavanger byłem o 15.10.Myślę że to idealna sprawa na jednodniówkę - podkreślam bez żadnego pośpiechu tak naprawdę.
Jak już się człowiek wdrapie na Preikestolen, to warto się jeszcze trochę wysilić i powędrować w górę. To właśnie z góry są najczęściej robione ujęcia zdjęć. Prikestolen wygląda stamtąd rewelacyjnie.
mi w zeszłym roku od momentu lądowania w Stavanger przez wejście na Preikestolen i powrót do Stavanger zeszło jakieś 10h. Zupełnie bez pośpiechu, wolnym tempem wejścia/zejścia i z przerwą na szczycie.Ale w tym roku nie ma takiego fajnego porannego połączenia (przynajmniej z GDN), dodatkowo udało się złapać stopa z dostawą pod sam prom, a po zejściu ze szlaku Preikestolen autobus również idealnie się zgrał.Fajna relacja, przywracająca miłe wspomnienia
:)
Na promie można płacić i gotówką i kartą. I to jest koszt za prom i autobus w obie strony.Z tego co zrozumiałem gościa na promie to nie sprzedają biletów na autobus boreal. Tam płatność tylko gotówką u kierowcy autobusu - ale tego nie jestem w 100 % pewny
:)Na rozkładzie jazdy Tide była również godzina 7.00 jednak w soboty i niedziele. W tygodniu najwcześniejszy wyjazd o godzinie 8.Próbowałem się wspiąć powyżej ambony żeby zobaczyć ja z góry, jednak moje buty (pomimo że niby trekingowe) strasznie ślizgały się na tych kamieniach, dlatego też zrezygnowałem. I fakt faktem, że nikt w tym czasie nie wchodził wyżej, pomimo słońca mocno oblodzone były momentami kamienie.
Ten zielony statek, to holownik, widzialam dwa z tej serii w Bergen, inne nazwy. Sprawdzalam, ze po angielsku ich funkcja to: Anchor Handling Tug Supply Vessel. Te statki holuja i cumuja platformy wiertnicze. http://en.wikipedia.org/wiki/Anchor_han ... ply_vesselCo do Tesli, to jest ich prawdziwy zalew w Norwegii, w Oslo co chwila jakas smiga. Najwieksze skupisko tych aut w Europie jakie widzialam. Maja ich troche w Niemczech, ale Norwegia bije ich na glowe. Bylam rok temu pod koniec kwietnia w Oslo i mlodziez nosila te kolorowe spednie z okazji zakonczenia roku. Tez nie wiedzielismy o co chodzi i zapytalismy sie ich na ulicy. Myslalam, ze Stavanger jest brzydsze, ale nie wyglada tak zle. Bylam na lotnisku pare razy, ale potem zawsze bralam stamtad auto i jechalam gdzies indziej. Wbrew pozorom, mozna trafic na piekna pogode w Norwegii, zdarzylo mi sie pare razy.
Aga_podrozniczka napisał:Ten zielony statek, to holownik, widzialam dwa z tej serii w Bergen, inne nazwy. Sprawdzalam, ze po angielsku ich funkcja to: Anchor Handling Tug Supply Vessel. Te statki holuja i cumuja platformy wiertnicze. http://en.wikipedia.org/wiki/Anchor_han ... ply_vesselO widzisz, dzięki za wyjaśnienie
:D ilekroć go mijałem albo widziałem z oddali to zastanawiałem się czemu może służyć tak dziwna konstrukcja...A jeszcze odnośnie elektrycznych pojazdów, to o ile Tesla wytwarza jakiś dźwięk bo ma dosyć szerokie opony, tak nissany czy bmw są zupełnie bezszelestne, w zasadzie gdyby nie to, że Norwegowie przepuszczają pieszych to byłbym kilkakrotnie rozjechany
:)
Fajna relacja.Byłem w Stavanger dokładnie rok temu, tylko 2 dni, które przeznaczyłem w całości na Preikestolen i Kjerag.Stavanger jest IMO jedną z atrakcyjniejszych destynacji norweskich dostępnych lotniczo w przystępnych cenach.
Swoją drogą bardzo ciekawa tradycja z tymi spodniami (ubraniami)Co mnie też poniekąd zdziwiło, ani jednego pijanego, czy nawet podpitego małolata nie widziałem, w przeciwieństwie do naszych absolwentów
:shock:
W pobliżu kościoła znajduje się w miarę duży supermarket. Jak już wiecie kabanosy miałem swoje :) ale postanowiłem zobaczyć na własne oczy słynne norweskie ceny.
Gdzieś czytałem, że Stavanger to 5 najdroższe miasto świata. Nie wiem czy tak jest, ale... piwo - zwykły sikacz 25 NOK, masło - 50 NOK, serek malutki w stylu Almette 19 NOK, No nic pić i jeść trzeba :)
Następnie wróciłem na miasto - chciałem wejść na wieżę - niestety nieczynna. Przyczyna nieznana.
Dalej Katedra - niestety również zamknięta. Przyczyna remont organów.
A co ciekawe jest to najstarsza norweska katedra. Ma około 900 lat.
Musiałem zadowolić się widokiem z zewnątrz.
Poszedłem więc na Gamla. Jak zwykle pięknie
Wychodząc ze starego miasta oczom ukazuje się na wskroś nowoczesna sala koncertowa. W tym dniu był jakiś koncert tria damskiego. Publika wyłącznie damska :)
Rzut oka na most w świetle zachodzącego słońca.
Wszechobecne fenomenalne place zabaw - ten w pobliżu sali koncertowej.
Rzut oka na zachód słońca.
Tego dnia w Norwegii młodzież kończąca szkołę średnią ubiera spodnie russebukse. Nie wiedziałem o takim zwyczaju wcześniej, ale podpytałem u młodych Polek i okazało się, że licealiści kończący trzecią klasę - ubierają takie właśnie spodnie (niektórzy również kurtki) i paradują na znak manifestacji swojej dojrzałości. Kolory spodni są różne. Niebieskie to szeroko pojęte nauki ścisłe - ekonomiści, finansiści, matematycy - przyszli. Przyszli humaniści - szeroko pojęci noszą czerwone. Zielone noszą przyszli leśnicy. Są jeszcze czarne - tych nie widziałem,
Można też zjeść jedzenie z busa. Gwoli wyjaśńienia. W zasadzie można w Stavanger tanio zjeść.
W takim busie zjemy już coś za 15 koron. Mały kebab około 20-25 koron. W macu - hamburger 10 koron, zestaw około 30-40 koron. U "chińczyka" za zestaw dosyć spory - 70 koron. Kawa i rogalik w barze przy porcie - 25 koron, sam rogalik 10 koron.
Ładnie podświetlona fontanna na sztucznym jeziorku w centrum miasta.
Znakomity dzień.
Fiord na zawsze pozostanie w pamięci.
W mojej ocenie to punkt obowiązkowy na mapie każdego podróżnika.
Pora iść spać...
c.d.n.Kolejny dzień.
Drobne chmury na niebie, ale deszcz raczej nie grozi.
Dziś trochę historii w planach.
Na początek Sverd I Fjell.
Czyli kolebka Norwegii.
Z centrum to trasa blisko 6 km w jedną stronę. Ale ponieważ do śpiochów nie należę, to miałem bardzo dużo czasu, więc wybrałem się na pieszo - aspekt ekonomiczny nie ukrywam też był ważny...
Pomimo wczesnej pory bardzo dużo Norwegów biegało, jeździło na rowerze lub po prostu chodziło - głównie wokół jeziora Mosvatnet.
Po około godzinnym spacerze dotarłem do celu i nie prowadził mnie Krzysztof Hołowczyc :)
Sverd I Fjell.
Czyli po prostu Miecze w skale".
Pomnik dosyć młody bo ma około 33 lat.
Jednakże upamiętnia jakże ważne dla Norwegii wydarzenie, czyli bitwę z 872 roku, w której to bitwie niejaki Harald Pięknowłosy pokonał rywali i zjednoczył ludy norweskie...
Otoczenie, jak na taką rangę tego pomnika, dosyć byle jakie...
Ja wsunąłem śniadanie u stóp mieczy i wyruszyłem w drogę powrotną.
Ciekawostka - przy drodze kilkukrotnie zestawy naprawcze dla rowerów.
Przed halą DNB Arena, taki oto hokeista, był zapowiedzią wieczornego meczu Oilersów.
Co ciekawe w Stavanger jest najlepsza drużyna hokejowa ostatnich lat w Norwegii
Oilersi to zdobywcy mistrzostwa w latach 2012, 2013, 2015
Znowu rzut oka na jezioro.
I już po chwili ukazał się przede mną budynek Stavanger Museum.
Miałem w planach odwiedzenie 3 muzeów: Stavanger Museum, Maritime Muzeum i Muzeum Konserw. Wstęp do każdego muzeum to koszt 80 NOK. Jest też w ofercie Must Pass - kozt 160 NOK i wtedy można wchodzić do wszystkich muzeów w Stavanger - łącznie 10.
Na początek muzeum Stavanger, czyli muzeum przyrodnicze, muzeum ptaków, muzeum dzieci i muzeum miejskie.
Ciekawe, kameralne, warte odwiedzenia żeby poznać choć trochę to miejsce.
Makiety wykonane z niezwykła starannościa. Bardzo ładnie i czytelnie opisane.
Na całość trzeba poświęcić przynajmniej 1 godzinę.
W jednej części muzeum poświęconej rozmnażaniu, był licznik ludności na świecie, który rósł bardzo dynamicznie, oraz licznik ludności Norwegii, który nie zmienił się podczas mojego pobytu w muzeum.
Kolejne kroki skierowałem do Muzeum Morskiego położonego tuż przy porcie, przy Starym Mieście.
Wejście na Must Pass.
Dostajemy w gartisie audioprzewodnik i radzę każdemu go wziąć. Znakomita opowieść o morskiej historii miasta. Począwszy od wypraw żaglowcami aż po dzisiejsze czasy wielkich tankowców i platform wiertniczych.
W dalszej części przedstawione jest mieszkanie i biuro właściciela portu i zarządcy.
Wobec tych wszystkich elektrycznych pojazdów, prawdziwy samochód też się trafia...
Bezpośrednim sąsiadem muzeum morskiego jest knajpa "polska"
Następne kroki skierowałem do niesamowitego i jedynego w swoim rodzaju muzeum konserw.
W muzeum możemy dostać krótką informację napisaną w języku polskim, albo skorzystać z usług przewodnika, który oprowadzi nas i opowie po angielsku o historii produkcji konserw rybnych. Od początku tej branży w Stavanger aż po ich kres. Na końcu wycieczki możemy obejrzeć jeszcze film o produkcji konserw.
Pozycja obowiązkowa na mapie każdego podróżnika :)
Dalej postanowiłem pójść do letniej rezydencji królewskiej.
Ledaal.
Bo tak się zwie ten budynek. Wejście na must pass, jednakże otwarte tylko w niedziele.
Budynek otoczony cudnym parkiem ze starodrzewem.
Budynek niezwykle skromny. Ot zwykła willa.
Na tyłach Ledaal znajduje się cmentarz.
Na cmentarzu spoczywają bohaterowie wojenni norwescy i nie tylko.
Cmentarz to kwintesencja norweskości.
Ład.
Porządek.
Cisza.
Prostota.
Szacunek do przyrody i do innych.Ostatnim punktem krótkiej wycieczki do Stavanger była plaża Solastranden.
Pogoda sprzyjała plażowaniu więc już około 16.00 postanowiłem wyjechać ze Stavanger i pojechać autobusem do lotniska by przejść na plażę.
Na przystanku byłem w towarzystwie "Russ". Dziewczyny wymyśliły sobie zabawę - za totnięcie klaksonem - jeden toast (oczywiście toast wznosiły colą).