Niestety zawiodłem się na autobusach norweskich. Autobus nr 9 nie pojawił się przez ponad godzinę. Szczerze to nie wiem czy w ogóle nie kursuje w soboty, czy miał jakąś obsuwę. Wg rozkładu na przystanku autobus powinien być o 16.34, inny o 16.54, kolejny o 17.34. Pojawił się tylko jeden, ale trasę kończył w Tananger. Zatem nie czekając dłużej o 17.18 wsiadłem do autobusu nr 7 i pojechał do Sola. Wysiadłem na przystanku Sola Szkoła i poszedłem ścieżką rowerowo-spacerową do Lotniska. Oczywiście po drodze mnóstwo rowerzystów, kilku biegaczy i nawet narto-rolkarze. Swoją drogą gdybym wiedział, że takie jaja są z autobusem nr 9 to rano nie szedłbym do Sverd I Fjell, tylko popołudniu poszedłbym na nogach ze Stavanger przez Sverd I Fjell do Lotniska. Droga bardzo fajna, idzie się cały czas ścieżką rowerowo-spacerową. Gdy tylko jest ładna pogoda to polecam taką wycieczkę. Bo tak nie dość, że wydałem 38 NOK to i tak usiałem iść około 3 km.
Minąłem lotnisko po drodze obserwując dwa odloty i jeden przylot i poszedłem na plażę. Plaża oddalona jest ledwie około 20 minut spacerem od lotniska. Warto tam pójść gdy mamy choćby godzinę zapasu. Ja do odlotu miałem ponad 3 godziny, więc czasu miałem jak marasu
:)
Plaża robi ogromne wrażenie. Ja przeszedłem po plaży blisko 2 godziny a nie zaszedłem nawet do połowy z jednej i z drugiej strony. Nie wiem ile ma dokładnie kilometrów, ale na moje oko podawane na wiki 2300 metrów to chyba za mało
:) Jak widać poszukiwacze skarbów również działają.
Selfie
:)
Na wzgórzu restauracja z cudnym widokiem na morze.
W mojej ocenie plaża to kolejny punkt obowiązkowy Norwegii. Ja w tym pięknych okolicznościach przyrody dojadłem ostatniego batonika i ostatnie kabanosy i około 20 poszedłem na lotnisko. Wylot o 21.55. Lotnisko, jak już wcześniej pisałem ogromne, na taki ruch. Ale piękne, czyste, wręcz pachnące. Na dowód zdjęcie męskiej toalety, w której stały... świeżutkie kwiatki.
Kontrola - tylko ja i pani kontrolująca
:) Bardzo miła i uśmiechnięta. Zupełny brak pasażerów. Zerknąłem na odloty i przyloty i faktycznie w ciągu najbliższych godzin tylko lot do Polski był w planach.
Na górze w pobliżu sklepiku przepiękne miejsce do odpoczynku.
Na koniec duża, dobra kawa za 20 NOK (szok tak niska cena!). Szybki boarding z pchającymi się rodakami.... Na deser cudowne widoki oświetlonego wybrzeża i Stavanger. Po drodze równie piękna Kopenhaga. i po około 1 godzinie i 40 minutach lądowanie w Pyrzowicach...
Podsumowanie; 1. Norwegia jest cudowna. Ten ład i porządek wręcz onieśmielają
:) Do tego ta prostota w niektórych rozwiązaniach, wręcz prostolinijność działania, również jest onieśmielająca
:) Zero śmieci na ulicach. Zero meneli. Ludzie uśmiechnięci, zadowoleni, cały czas sprawiają wrażenie jakby chcieli nam pomóc, a jednocześnie chodząc ulicami czujesz się jednym z nich... Całkowite bezpieczeństwo o każdej porze dnia i nocy. 2. Skromne budynki, bardzo praktyczne, genialne rozwiązania architektoniczne budynków, dróg. Nie ma co ukrywać, że to naród bogaty, jednakże zupełnie nie obnoszący się tym bogactwem (nie ma willi, jak w naszych podmiasteczkowych oazach). Nawet przebogaty samochód (typu Tesla) - ma się wrażenie, że nie jest kupiony przez właściciela po to żeby pokonać sąsiada a po to by był praktyczny, ekologiczny, oszczędny... 3. Czy wspominałem o porządku? 4. Wyprawa na weekend to dla przeciętnego Polaka osiągalna wyprawa. W moim przypadku koszty to: - parking w Pyrzowicach 35 zł - lot 78 zł (wylot w czwartek, powrót późną sobotą) - nocleg ok. 150 zł - przejazd autobusem z lotniska do Stavanger 19 zł - przejazd na Preikostolen - 120 zł - karta must pass - 80 zł - dojazd ze Stavanger do Sola - 19 zł - kawa na lotnisku 10 zł W sumie około 500 zł
Czy czegoś mi brakowało
:) Szkoda, że nie poszedłem na Kjerag.
I najbardziej brakowało mi jednak mojej małżonki, Była to pierwsza moja podróż w samotności. I brakowało mi bardzo tego, żeby dzielić z nią radość przeżywania każdej chwili w tym cudownym miejscu...
Prom odpływa punktualnie o 8.00 Więc przynajmniej o 7.55 trzeba być.Następnie bus - przyjechał na parking ok 9.10Na górę szedłem dosyć ostro - ale i tak szedłem ok 1.40. Więc byłem przed 11 na ambonie.W zasadzie połączenie busem powrotne jest o 14 (boreal jeżdzi o 13.40) więc miałem 3 godziny.Spokojnie zatem posiedziałem i spowrotem szedłem około 2 h. Na dole bez żadnego pośpiechu byłem o 13.30Bus odjeżdża o 14. Prom praktycznie już czeka. I w Stavanger byłem o 15.10.Myślę że to idealna sprawa na jednodniówkę - podkreślam bez żadnego pośpiechu tak naprawdę.
Jak już się człowiek wdrapie na Preikestolen, to warto się jeszcze trochę wysilić i powędrować w górę. To właśnie z góry są najczęściej robione ujęcia zdjęć. Prikestolen wygląda stamtąd rewelacyjnie.
mi w zeszłym roku od momentu lądowania w Stavanger przez wejście na Preikestolen i powrót do Stavanger zeszło jakieś 10h. Zupełnie bez pośpiechu, wolnym tempem wejścia/zejścia i z przerwą na szczycie.Ale w tym roku nie ma takiego fajnego porannego połączenia (przynajmniej z GDN), dodatkowo udało się złapać stopa z dostawą pod sam prom, a po zejściu ze szlaku Preikestolen autobus również idealnie się zgrał.Fajna relacja, przywracająca miłe wspomnienia
:)
Na promie można płacić i gotówką i kartą. I to jest koszt za prom i autobus w obie strony.Z tego co zrozumiałem gościa na promie to nie sprzedają biletów na autobus boreal. Tam płatność tylko gotówką u kierowcy autobusu - ale tego nie jestem w 100 % pewny
:)Na rozkładzie jazdy Tide była również godzina 7.00 jednak w soboty i niedziele. W tygodniu najwcześniejszy wyjazd o godzinie 8.Próbowałem się wspiąć powyżej ambony żeby zobaczyć ja z góry, jednak moje buty (pomimo że niby trekingowe) strasznie ślizgały się na tych kamieniach, dlatego też zrezygnowałem. I fakt faktem, że nikt w tym czasie nie wchodził wyżej, pomimo słońca mocno oblodzone były momentami kamienie.
Ten zielony statek, to holownik, widzialam dwa z tej serii w Bergen, inne nazwy. Sprawdzalam, ze po angielsku ich funkcja to: Anchor Handling Tug Supply Vessel. Te statki holuja i cumuja platformy wiertnicze. http://en.wikipedia.org/wiki/Anchor_han ... ply_vesselCo do Tesli, to jest ich prawdziwy zalew w Norwegii, w Oslo co chwila jakas smiga. Najwieksze skupisko tych aut w Europie jakie widzialam. Maja ich troche w Niemczech, ale Norwegia bije ich na glowe. Bylam rok temu pod koniec kwietnia w Oslo i mlodziez nosila te kolorowe spednie z okazji zakonczenia roku. Tez nie wiedzielismy o co chodzi i zapytalismy sie ich na ulicy. Myslalam, ze Stavanger jest brzydsze, ale nie wyglada tak zle. Bylam na lotnisku pare razy, ale potem zawsze bralam stamtad auto i jechalam gdzies indziej. Wbrew pozorom, mozna trafic na piekna pogode w Norwegii, zdarzylo mi sie pare razy.
Aga_podrozniczka napisał:Ten zielony statek, to holownik, widzialam dwa z tej serii w Bergen, inne nazwy. Sprawdzalam, ze po angielsku ich funkcja to: Anchor Handling Tug Supply Vessel. Te statki holuja i cumuja platformy wiertnicze. http://en.wikipedia.org/wiki/Anchor_han ... ply_vesselO widzisz, dzięki za wyjaśnienie
:D ilekroć go mijałem albo widziałem z oddali to zastanawiałem się czemu może służyć tak dziwna konstrukcja...A jeszcze odnośnie elektrycznych pojazdów, to o ile Tesla wytwarza jakiś dźwięk bo ma dosyć szerokie opony, tak nissany czy bmw są zupełnie bezszelestne, w zasadzie gdyby nie to, że Norwegowie przepuszczają pieszych to byłbym kilkakrotnie rozjechany
:)
Fajna relacja.Byłem w Stavanger dokładnie rok temu, tylko 2 dni, które przeznaczyłem w całości na Preikestolen i Kjerag.Stavanger jest IMO jedną z atrakcyjniejszych destynacji norweskich dostępnych lotniczo w przystępnych cenach.
Swoją drogą bardzo ciekawa tradycja z tymi spodniami (ubraniami)Co mnie też poniekąd zdziwiło, ani jednego pijanego, czy nawet podpitego małolata nie widziałem, w przeciwieństwie do naszych absolwentów
:shock:
Niestety zawiodłem się na autobusach norweskich. Autobus nr 9 nie pojawił się przez ponad godzinę.
Szczerze to nie wiem czy w ogóle nie kursuje w soboty, czy miał jakąś obsuwę.
Wg rozkładu na przystanku autobus powinien być o 16.34, inny o 16.54, kolejny o 17.34. Pojawił się tylko jeden, ale trasę kończył w Tananger. Zatem nie czekając dłużej o 17.18 wsiadłem do autobusu nr 7 i pojechał do Sola. Wysiadłem na przystanku Sola Szkoła i poszedłem ścieżką rowerowo-spacerową do Lotniska. Oczywiście po drodze mnóstwo rowerzystów, kilku biegaczy i nawet narto-rolkarze.
Swoją drogą gdybym wiedział, że takie jaja są z autobusem nr 9 to rano nie szedłbym do Sverd I Fjell, tylko popołudniu poszedłbym na nogach ze Stavanger przez Sverd I Fjell do Lotniska.
Droga bardzo fajna, idzie się cały czas ścieżką rowerowo-spacerową. Gdy tylko jest ładna pogoda to polecam taką wycieczkę. Bo tak nie dość, że wydałem 38 NOK to i tak usiałem iść około 3 km.
Minąłem lotnisko po drodze obserwując dwa odloty i jeden przylot i poszedłem na plażę.
Plaża oddalona jest ledwie około 20 minut spacerem od lotniska.
Warto tam pójść gdy mamy choćby godzinę zapasu.
Ja do odlotu miałem ponad 3 godziny, więc czasu miałem jak marasu :)
Plaża robi ogromne wrażenie. Ja przeszedłem po plaży blisko 2 godziny a nie zaszedłem nawet do połowy z jednej i z drugiej strony. Nie wiem ile ma dokładnie kilometrów, ale na moje oko podawane na wiki 2300 metrów to chyba za mało :)
Jak widać poszukiwacze skarbów również działają.
Selfie :)
Na wzgórzu restauracja z cudnym widokiem na morze.
W mojej ocenie plaża to kolejny punkt obowiązkowy Norwegii.
Ja w tym pięknych okolicznościach przyrody dojadłem ostatniego batonika i ostatnie kabanosy i około 20 poszedłem na lotnisko.
Wylot o 21.55.
Lotnisko, jak już wcześniej pisałem ogromne, na taki ruch. Ale piękne, czyste, wręcz pachnące.
Na dowód zdjęcie męskiej toalety, w której stały... świeżutkie kwiatki.
Kontrola - tylko ja i pani kontrolująca :) Bardzo miła i uśmiechnięta.
Zupełny brak pasażerów. Zerknąłem na odloty i przyloty i faktycznie w ciągu najbliższych godzin tylko lot do Polski był w planach.
Na górze w pobliżu sklepiku przepiękne miejsce do odpoczynku.
Na koniec duża, dobra kawa za 20 NOK (szok tak niska cena!).
Szybki boarding z pchającymi się rodakami....
Na deser cudowne widoki oświetlonego wybrzeża i Stavanger. Po drodze równie piękna Kopenhaga. i po około 1 godzinie i 40 minutach lądowanie w Pyrzowicach...
Podsumowanie;
1. Norwegia jest cudowna. Ten ład i porządek wręcz onieśmielają :) Do tego ta prostota w niektórych rozwiązaniach, wręcz prostolinijność działania, również jest onieśmielająca :)
Zero śmieci na ulicach. Zero meneli.
Ludzie uśmiechnięci, zadowoleni, cały czas sprawiają wrażenie jakby chcieli nam pomóc, a jednocześnie chodząc ulicami czujesz się jednym z nich... Całkowite bezpieczeństwo o każdej porze dnia i nocy.
2. Skromne budynki, bardzo praktyczne, genialne rozwiązania architektoniczne budynków, dróg. Nie ma co ukrywać, że to naród bogaty, jednakże zupełnie nie obnoszący się tym bogactwem (nie ma willi, jak w naszych podmiasteczkowych oazach). Nawet przebogaty samochód (typu Tesla) - ma się wrażenie, że nie jest kupiony przez właściciela po to żeby pokonać sąsiada a po to by był praktyczny, ekologiczny, oszczędny...
3. Czy wspominałem o porządku?
4. Wyprawa na weekend to dla przeciętnego Polaka osiągalna wyprawa. W moim przypadku koszty to:
- parking w Pyrzowicach 35 zł
- lot 78 zł (wylot w czwartek, powrót późną sobotą)
- nocleg ok. 150 zł
- przejazd autobusem z lotniska do Stavanger 19 zł
- przejazd na Preikostolen - 120 zł
- karta must pass - 80 zł
- dojazd ze Stavanger do Sola - 19 zł
- kawa na lotnisku 10 zł
W sumie około 500 zł
Czy czegoś mi brakowało :)
Szkoda, że nie poszedłem na Kjerag.
I najbardziej brakowało mi jednak mojej małżonki, Była to pierwsza moja podróż w samotności.
I brakowało mi bardzo tego, żeby dzielić z nią radość przeżywania każdej chwili w tym cudownym miejscu...
KONIEC :)