0
TikTak 4 czerwca 2015 08:52
Image

Za to Pałac Wiatrów, dostępny wprost, z ulicy jest jedyny w swoim rodzaju.
Warto przy nim się pokręcić, tak ze względu na urodę budowli jak i toczące
się wokół życie.

Image
Image

Panie w Radżastanie noszą się generalnie bardzo kolorowo.
I to bez względu na to, czy wybrały się do miasta na zakupy czy właśnie ruszają
do pracy w polu albo zasiadają na tylnym siedzeniu rozklekotanego skuterka.

Image

Mimo starań, nie udało mi się namówić małżonki na uzupełnienie garderoby o podobną kieckę.Eee, nic z tego, w tej kwestii nawet Londyn nie pomoże.
Damski pragmatyzm: "A gdzie ja to ubiorę??!!" wygrywa
z odpowiedzią "W domu" albo "Na bal przebierańców".

Swoją drogą, to damska moda na świecie to dobry temat
na oddzielną relację/blog.
Wyjaśnienie meloników w Peru i Boliwii jeszcze jakieś udało mi się
w necie znaleźć:
Image

Ale przekonującej teorii dotyczącej kłapiących butów Japonek poszukuję
od dwóch lat i nic ...
Image

Droga z Jaipur do Agry, choć to kilka godzin jazdy, wcale nam się nie dłużyła.
Obserwacja ruchu ulicznego dostarcza niezapomnianych przeżyć.
Żyjący tu naród to z zamiłowania kaskaderzy - to pierwsza myśl, jaka przychodzi
do głowy, gdy popatrzeć na młodych chłopaków wiszących na samochodzie jadącym
dobrze ponad 80 km/h.
Albo na osobówkę w której siedzi z piętnaście osób.
Z konieczności, żeby się pomieścić, niektórzy nieco sobie wówczas zwisają przez okno.

Image

Z początku to intryguje i bawi.
Później jednak, niestety, trzeba przyjąć do wiadomości, że to z biedy.
No i wtedy robi się smutno ...

Na przedmieściach Agry spotykamy dziwaczny pojazd.
Gdyby nie patrzeć w górę, to zdezelowany traktor, który już dawno zapomniał
jakiego koloru była pokrywająca go farba.
Gdy jednak tylko nieco podnieść wzrok - nad pojazdem piętrzy się przedziwna
konstrukcja złożona z kolorowych błyskotek, mrugających bezładnie lampek,
wiatraczków i chorągiewek.
Wszystko to pochyla się i trzęsie na licznych drogowych wertepach, cudem nie zahacza
o gałęzie i słupy elektryczne i z konsekwencją posuwa się w swoją stronę.

No dobrze, pewnie wesołe miasteczko albo coś w tym rodzaju.

Potem jednak rozpoczyna się inwazja takich wehikułów.
Za podwozie służy traktor, samochód, rower - cokolwiek co ma koła.
Zabudowa pojazdu to skrzyżowanie zestawu choinek bożonarodzeniowych z policyjnym
urządzeniem sygnalizacyjno-pościgowym, uzupełnionym o wielkie głośniki,
z których wyje psychodeliczna muzyka.

Image

Image

Sprawa szybko się jednak wyjaśnia, bo co chwilę mijamy jakiś orszak weselny
wiedziony przez takie wesołe miasteczko.
Wygląda na to, że tutaj ślub bez takiego jeżdżącego ekwipunku, to tak, jak gdyby
u nas zabrakło obrączek.

Poniedziałek - a tu wszyscy żenią się i wychodzą za mąż i imprezują do późna?
- Dziś jest bardzo korzystny układ gwiazd, wyjaśnia Vinod.
- Dzięki temu małżeństwa będą bardzo szczęśliwe.
Skoro tak, to rzeczywiście nie ma co się oglądać, bo kolejna koniunkcja planet pewnie
nieprędko.

Do Taj Mahal wybraliśmy się na drugi dzień, z rana.
To chyba całkiem dobra pora, potem było widać, że w miarę upływu czasu zwiedzających
przybywało.
Wstęp kosztuje 750 INR, czyli około 45 PLN.
Oprócz biletu dają za to butelki z wodą do picia.
Kasy biletowe są dość odległe od bramy wejściowej, dojeżdża się tam kursującym
wahadłowo wózkiem elektrycznym, za który należy zapłacić oddzielnie.
Nie pamiętam dokładnie ile, ale nie był to duży wydatek.
Trzeba koniecznie zadbać, aby nie mieć przy sobie nic, co mogłoby posłużyć zrobieniu
grafitti: długopisów, flamastrów, scyzoryków, przyborów do makijażu.
Z jakiegoś powodu zabronione też są notesy i zeszyty.
Gdy się nam przydarzy mieć coś z tych rzeczy przy sobie, nie pozostaje nic innego,
jak to bywa przy kontroli na lotnisku - wyrzucić.

Taj Mahal okazało się piękne i wyjątkowe.
Nie ma więc o czym pisać, bo wszyscy to wiedzą.

Image

Czerwony Fort, widoczny z tarasów Taj Mahal, jest tylko w części udostępniony turystom.
Nadal służy celom dla których powstał i poza wydzielonymi miejscami rządzi tu wojsko.
Ale i tak jest na co popatrzeć.
Budowla jest rozległa, monumentalna i przyciąga wcale nie mniej zwiedzających, niż Taj Mahal.

Image

Image

Image




Pozdrawiam, ;)Dzięki za podpowiedź!
To teraz będę wiedział, jak się zabrać do rzeczy. :lol:

A o okobo i koonago nie słyszałem, zaraz biorę się za zgłębianie tajemnicy.

Przykro mi to mówić, ale Delhi wcale mi się nie wydało ani ładne ani ciekawe.
Czerwony Fort?
No owszem, ciekawy, ale do tego w Agrze mu daleko.
Przejażdżka rikszami po Starym Delhi ?
Było fajnie, ale riksza w Tamelu czy pekińskim hutongu dała więcej wrażeń.
Hinduistyczna świątynia Lakszmi ?
A nie. Tutaj było ciekawie.
Żywe, funkcjonujące miejsce kultu i bardzo zaangażowany, religijny przewodnik,
który koniecznie chciał nam wytłumaczyć, które bóstwo jest inkarnacją którego.
Sprawiał wrażenie szczęśliwego, gdy okazało się, że jesteśmy zorientowani,
kto jest ojcem Ganesha (to ten z głową słonia) i gdzie jest Kailash.

Image

Image

Był to jednak widoczny znak, że najwyższa pora wracać do domu!
Widać, miejsce na wrażenia też nie ma nieograniczonej pojemności.
Musiała się jednak w nim znaleźć jeszcze jedna przegródka - na nocną jazdę na lotnisko.

Aglomeracja nie śpi.
Ruch o północy nadal duży, samochód przy samochodzie.
Reguły ruchu, w oczach Europejczyka polegają na tym, że reguł brak, każdy jedzie - jak chce.
Jeżeli tak wygodniej, to na dwupasmówce - pod prąd.
Nawet na skrzyżowaniach ciemno, że oko wykol a wiele pojazdów jedzie bez świateł.

Od czasu do czasu przed maską samochodu w ostatniej chwili, w świetle naszych reflektorów,
wyłania się ustawiona ni stąd ni zowąd, na środku drogi, stalowa bariera.
Wygląda na taką, która zdecydowanie wygra konfrontację nawet ze znacznie większym
autem niż nasze.
Na barierze pisze tak: "Jesteśmy tu dla twojego bezpieczeństwa. Policja".
I rzeczywiście.
Za każdym razem, gdy już zahamujemy, z ciemności wyłania się jeden albo kilku osobników
w uniformach.
Zaglądają w okna i machają, żeby jechać dalej.
Vinod twierdzi, że zbierają haracz od kierowców ale uważa, że póki nas wiezie, będzie
miał spokój.Wypowiadając życzenia chyba trzeba zachowywać szczególną ostrożność.

Perspektywa spóźnienia samolotu Delhi-Dubai i z konieczności dodatkowego dnia
w emiracie na koszt linii lotniczych wydawała się kusząca.
Tak było kilka miesięcy temu, kiedy zamawialiśmy bilety.
Ale teraz?
Wszyscy byli jednego zdania: MY CHCEMY DO DOMUUU!!!!

Życzenie jednak nie zostało odwołane.
Na lotnisku czekała na nas już zadowolona z siebie pani w hidżabie, która zaprowadziła
nas do innej, też uśmiechniętej pani.
Ta druga wyglądała tak samo, tylko siedziała za biurkiem.
Oznajmiła, że samolot do Warszawy nie miał ochoty na nas czekać,
wręczyła vouchery do hotelu, kwitki na śniadanie, obiad i kolację,
powiedziała gdzie stoi samochód który nas odstawi i zabrała się
za następnego delikwenta, który utknął przy przesiadce.

Hotel okazał się przyzwoity, śniadanie chyba najlepsze od czasu opuszczenia domowych pieleszy.
Nie pozostało nic innego, tylko kupić wycieczkę po mieście za jedyne 30 USD od osoby.
Żadnego z tym problemu nie było, bo sprzedawczyni wycieczek sama nas poszukała.

W Dubai wszystko jest porządne, zwłaszcza gdy właśnie przyjechało się z Indii albo Nepalu.
Chodniki są proste, auta jeżdżą mniej więcej tą samą stroną, wszystko jest uporządkowane,
ładne i w dobrym gatunku.
Ponadstandardowa była też instalacja alarmowa w hotelu.
Żadne tam iuuuuu....iuuuuuu... gdzieś na korytarzu.
Kiedy właśnie zabraliśmy się za prysznic przed planowaną wycieczką w miasto,
w naszym pokoju ktoś się odezwał.

Elektroniczna lektorka, beznamiętnie, aczkolwiek głośno oznajmiła, że hotel właśnie płonie.
W związku z tym byłoby dobrze wyjść na zewnątrz, o ile to możliwe szybko no i koniecznie
nie próbować wsiadać do windy.
Potem dodała życzenia miłego dnia, którymi kończyła wszystkie komunikaty i zaczęła
to samo od nowa.

Po trzęsieniu ziemi pożar hotelu to znowu nie takie kto wie co, ale uważam, że karteluszek
zawieszony przy portierni, oznajmujący, że akurat dziś odbędzie się próba procedur
alarmowych mógłby być nieco większy.

A wycieczka po mieście była super!

Image

Image

Na tym nie-stety albo -stety - koniec relacji.
Bardzo dziękuję wszystkim którzy tu zaglądali i serdecznie pozdrawiam:
Tomek

Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

tiktak 6 czerwca 2015 23:51 Odpowiedz
Wszyscy turyści, którzy odwiedzają Lhasę, jak jeden mąż zwiedzająPałac Potala, potem Jokhang, w rejon którego zajrzeliśmy już wczoraj,bez opieki przewodnika.No i nie ma co się dziwić - obydwa miejsca są fascynujące.Budowle wraz ze swoją wyjątkową architekturą i urokiem - to jedno.Drugie, a w zasadzie pierwsze - to pielgrzymi odwiedzający swoje świętości.Postąpiliśmy zgodnie z utartym schematem - i nie żałujemy.Popołudnie trzeba zarezerwować na Klasztor Sera.Klasztor słynie z publicznych debat mnichów a te odbywają się jużraczej po obiedzie i wyglądają trochę jak bijatyka.To dlatego, że prowadzone są nie tylko werbalnie ale i przy użyciuustalonych tradycją gestów.Nima zapewniał, że to faktyczna debata, a klasztorna szkoła, to najwyżejnotowana uczelnia buddyzmu tybetańskiego.Niestety, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to trochę cepelia.Ale może jednak, na szczęście, to tylko impresja cynika z Europy.Pogoda w Lhasie okazała się nadzwyczaj zmienna.Rano - słonecznie ale chłodno i bez kurtki ani rusz, potem - zdecydowanienic poza krótkim rękawem.Kiedy natomiast, już po odwiedzinach u rozdyskutowanych mnichów, chcemyruszyć w miasto i znaleźć miejsce, gdzie dają coś jadalnego - rozpoczyna sięśnieżyca.Śnieg wali tak gęsto, że zaczynamy obawiać się o nasze plany na najbliższe dni.Od jutra mieliśmy ruszyć przez Tybet autem, trasa praktycznie cały czas przez góry, po drodze kilka wysokich, w okolicy 5000m przełęczy.Jeżeli to wszystko zamarznie i oblodzi się - będziemy mieli kłopot.Mają tu piaskarki?
pbr 7 czerwca 2015 00:32 Odpowiedz
Quote:* taksówki można sobie zamawiać przez Internet, wtedy przyjadą i zabiorą nas skąd będziemy chcieli i dokąd zapragniemy.Chińczykom się to doskonale sprawdza.W naszym wydaniu, zważywszy koszty roamingu komórkowego, przejazd taksówką stałby się droższy niż podróż na biegun,poza tym nie znamy chińskiego w którym był zrobiony portal do zamawiania - więc nie próbowaliśmy.Może ktoś bardziej obyty z Chinami wie jak sobie z tym radzić?Najwygodniej korzystajac z np. Didi Dache (http://en.wikipedia.org/wiki/Didi_Dache) dostepnej np. w chinskim App Store na iOS (rowniez na Androida). W teorii nalezy dodac srodek platnosci, w praktyce natomiast nic nie stoi na przeszkodzie w zaplaceniu kierowcy w gotowce. Obsluga bardzo intuicyjna nawet bez znajomosci chinskiego (choc adred docelowy nalezy wymowic / napisac po chinsku), ale podobno ostatnio pojawiaja sie starania, zeby uniemozliwic taksowkarzom korzystanie z tego typu aplikacji.
zloty 7 czerwca 2015 13:52 Odpowiedz
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg!Wysyłane z mojego iPad przy użyciu Tapatalk HD
kara 21 czerwca 2015 18:43 Odpowiedz
@TikTakDziękuję i również pozdrawiam. Do tej pory tylko czytałam, podziwiałam zdjęcia i klikając na "Lubię", już czekałam na więcej, więcej, więcej! :-) Bardzo mi się podoba i relacja, i sama wyprawa. Wyrazy uznania dla uczestników za hart ducha (bo: serpentyny, trzy próby i trzęsienie ziemi).Ciekawa jestem, co się Wam przydarzyło w Indiach... :-)
tiktak 22 czerwca 2015 22:28 Odpowiedz
Indie okazały się oazą spokoju i do końca podróży nic nadzwyczajnegojuż się nie działo.No najwyżej ewakuacja hotelu stanowiła pewne urozmaicenie, ale o tym później. :P Planując podróż, początkowo, mieliśmy przylecieć do Delhi, przespać się i - do domu.Potem doszliśmy do wniosku, że Agra jest blisko, więc Taj Mahal nie zobaczyć, to byłby grzech.Gdy zaczęliśmy zgłębiać co jak i za ile, okazało się, że do kompletu trzeba jeszcze odwiedzićJaipur, trzy miasta stanowią tzw. "Złoty Trójkąt".Biur chętnych do organizacji zwiedzania w tym rejonie jest pełno. Po kilku mailach zdecydowałem się na: http://www.glimpsesofindia.comO co tylko nie zapytałem lub poprosiłem, dostawałem odpowiedź "no problem".Chcę w trzy dni objechać trasę którą zwykle robi się w cztery ? - no problem.Chcę wynieść się z hotelu nie przed 14.00 tylko dziesięć godzin później, przed północą ? - no problem.Zawiozą nas w nocy na lotnisko ? - no problem.Cena - to jedyny problem jaki z nimi miałem, ale bynajmniej nie taki całkiem typowy.Za cztery noce w hotelach, ze śniadaniami, indywidualny transport klimatyzowanym autem na trasie Delhi-Jaipur-Agra-Delhi, zwiedzanie z przewodnikami, kierowcę, przejażdżkę na słoniach i riksze w Delhi zażyczyli sobie 145 USD od osoby.Aha, mieli nas jeszcze w tych pieniądzach odebrać z lotniska a na koniec eskapady tam odstawić.Wydawało mi się to podejrzanie tanio ale dla hecy zapytałem ile musiałbym dopłacić, gdyby hotelemiały być czterogwiazdkowe.Cena urosła do 164 USD/os. i trzeba było wpłacić zaliczkę, równowartość 600 PLN za całą czwórkę.Zaryzykowałem, przekazałem pieniądze, ale szczerze mówiąc, nie bardzo wierzyłem, że ktośbędzie na nas na lotnisku czekał.Gdy zatem za barierką dla oczekujących na lotnisku w Delhi zobaczyliśmy Astousha z umówionątabliczką "Mr Thomas" - zdziwienie było podwójne.My dziwiliśmy się, że widzimy Astousha a Astoush dziwił się, że widzi nas, bo nie spodziewał się,że uda się nam wydostać Kathmandu.Po horrorze trzęsienia ziemi kusiło nas trochę, żeby przerwać podróż i wracać do domu.Doszliśmy jednak do wniosku, że gdy zaczniemy zmieniać rezerwacje, czekają nas na pewnododatkowe godziny pokuty w lotniskowych poczekalniach.Zapakowaliśmy się zatem do przeznaczonej dla nas Toyoty Innova.I w drogę do Jaipur.I było wygodnie ...I dobre jedzenie po drodze ...I na koniec dnia PRYSZNIC !!!
kara 27 czerwca 2015 21:41 Odpowiedz
Mam nadzieję, że Pani TikTakowa da się jeszcze kiedyś namówić na - przynajmniej - mierzenie sari. To świetna zabawa i bardzo kobiecy strój. Najbliższe dobrze zaopatrzone sklepy - w Londynie. ;-)Czekam na c.d. i cieszę się, że w Jaipurze nie męczą słoni przez cały dzień.
kara 28 czerwca 2015 15:31 Odpowiedz
"Bal przebierańców" chyba nie prowokuje najlepszych skojarzeń. ;-) Lepiej mogłaby zadziałać "romantyczna kolacja/ impreza urodzinowa w stylu Bollywood".Kluczem do rozwikłania sekretu kłapiących butów są dwa słowa: okobo i koonago. Obie koncepcje rzekomo działają na wyobraźnię japońskich mężczyzn. I wygląda na to, że tylko japońskich.Czekam na korzystny układ gwiazd dla kolejnych odcinków i również pozdrawiam.
tiktak 29 czerwca 2015 22:36 Odpowiedz
We wniosku wizowym o Tybecie ani słowa - tak nam poradziła tybetańska agencja organizująca objazd.Gdy natomiast przekroczymy granicę Chin i do głowy przyjdzie nam wybrać się w stronę Lhasy, tu wspomnianemu przepisowi (polskie biuro i minimalna ilość osób) już nie podlegamy, więcwszystko odbywa się w miarę legalnie.Biuro z którym mieliśmy do czynienia sprawiło się bardzo dobrze.Wszystko co jest potrzebne do rozpoczęcia podróży można otrzymać pocztą elektroniczną.Prawdopodobnie, jak i my, dostaniecie tylko numer rezerwacji biletów.Trzeba je odebrać w kasie osobiście (jedno z okienek jest przeznaczone dla pasażerówanglojęzycznych, jeśli pamiętam chyba nr 16, jest wyraźna informacja).Poproście agencję, żeby wysłali Wam napisany po chińsku dokument w rodzaju:"Nazywam się ...., mam rezerwację na pociąg do Lhasy, proszę o wystawienie biletu ..."Nam się taka kartka przydała.Żeby wsiąść do pociągu a potem w Lhasie przejść kontrolę "graniczną" trzeba miećtybetańskie wizy przy sobie a z przedstawicielem biura kontakt będzie możliwydopiero później.Na szczęście wystarczy ich kolorowa kopia, zatem najprościej poprosić o przesłanie skanówjeszcze przed wyjazdem.Z kim jedziecie? Dołączacie do grupy? :) Tomek
andrews4 29 czerwca 2015 23:13 Odpowiedz
dziękuje za informacje. Jedziemy z Sichuan China Int Travel Service (Cichuan CITS) www.tibettravel.org i dołączamy do grupy 5 innych osób. A pokazanie biletów lotniczych w ambasadzie? Powrót mamy z KTM...
tiktak 30 czerwca 2015 09:43 Odpowiedz
Mieliśmy podobną sytuację, tylko nie KTM a Delhi.Do wizy nie jest konieczna kopia biletu, wystarczy rezerwacja.Nie wiem, czy ostatecznie było to konieczne, ale na jednym z portali lotniczychzrobiłem rezerwację na lot Pekin-Delhi, wydrukowałem ją a później anulowałem.Dzięki temu oszczędziłem może jakiemuś chińskiemu urzędnikowi dywagacji na temat jak ja do tego Delhi dotrę i czy nie przypadkiem przez Tybet.Odniosłem wrażenie, że wiekszą wagę przywiązują oni do weryfikacji czy rzeczywiścienie jesteśmy dziennikarzami, wojskowymi albo politykami.Biura podróży wielokrotnie zaznaczają, że gdy zataimy ten fakt i w związku z tym wycieczka nie dojdzie do skutku - to nie ich wina.A skoro tak, to pewnie takie zdarzenia miewają miejsce.
yourfashion1991 19 listopada 2015 15:10 Odpowiedz
Całkowicie inna kultura, zapewne to niesamowite przeżycie zobaczyć tak piękne miejsca :)
dewuska 14 grudnia 2015 17:37 Odpowiedz
super relacja! współczuję przeżyć w Nepalu...
pawel-szlaskiewicz 17 lutego 2016 22:18 Odpowiedz
andrews4 napisał:Jedziemy z Sichuan China Int Travel Service (Cichuan CITS) http://www.tibettravel.org i dołączamy do grupy 5 innych osób. Czym się sugerowaliście przy wyborze?
andrews4 18 lutego 2016 09:10 Odpowiedz
korespondowałem z kilkoma agencjami z Chin, Tybetu i Nepalu (mogło być ich z 10). We wrześniu tylko CITS przeprowadził jeden wyjazd do zachodniego Tybetu. Były problemy z permitami.
pawel-szlaskiewicz 22 lutego 2016 00:20 Odpowiedz
andrews4 napisał:korespondowałem z kilkoma agencjami z Chin, Tybetu i Nepalu (mogło być ich z 10). We wrześniu tylko CITS przeprowadził jeden wyjazd do zachodniego Tybetu. Były problemy z permitami.Ile Wam wyszła kwota za permity i wycieczkę z przewodnikiem na 1 osobę? I na ile dni?
tiktak 15 maja 2016 18:48 Odpowiedz
Kotlet trochę odgrzewany, bo relacja nienowa.Ułożyłem z wyjazdu relację wideo:4-LhasaMoże przyda się przy planowaniu wyjazdu. :)