Spędzamy tam około 40 minut i jedziemy dalej. Następny przystanek - górska wioska Abyaneh. Prowadzi do niej bardzo fajna droga. Zjeżdża się z autostrady i jedzie w kierunku bazy wojskowej
:) Obmurowana baza, wszędzie poustawiane jakieś działa wycelowane prosto w drogę heh Ale serio zdjęć nie można robić, jakby zauważyli to można by mieć jakiś kłopot. Woleliśmy nie ryzykować. Wjazd na teren wioski kosztuje 50 tysięcy od osoby. Jest tam jeden duży parking. Turyści idą głównie jedną główną ściezką prowadzącą przez całą wieś. Nie zobaczą jej ani z góry, ani z daleka (a stąd jest najładniej) My oczywiście zbaczamy z głównego traktu i idziemy od razu na górę zobaczyć wioskę z pobliskiego wzniesienia.
Tutejsze kobiety nie noszą zwykłych hedżabów, tylko takie śliczne w kwiatki. Swojsko. Szkoda, że wieś się mocno wyludnia i zostało tam już niewiele rodzin. Wszystkich ciągnie do miasta.
Jakaś wycieczka, czy warsztaty studenckie. Dziewczyny coś tam rysują. Ciekawostka - w Iranie większość studentów to kobiety
:)Esfahan
Po drodze mamy zobaczyć jeszcze meczet w Natanz. Niestety oglądamy go tylko z zewnątrz, bo akurat zaczęły się 3-dniowe modlitwy i tylko muzułmanie mogą wchodzić do meczetów. Ucinamy sobie natomiast krótką pogawędkę z Irańczykiem, który na wieść że jesteśmy z Polski od razu wspomina o niedawnej wizycie w Iranie jakiegoś ważnego chirurga z Polski
:) Oczywiście chirurga specjalizującego się w operacjach nosów. Tutejsze panie mają bzika na punkcie operacji nosa, każda szanująca się kobieta powinna przejść taką operacje i chodzić dumnie po mieście z plasterkiem
:) Niestety chyba nie udało mi się zrobić żadnego zdjęcia na którym widać takie panie z plastrem, ale uwierzcie jest ich sporo. Skoro muszą chodzić w chustach, to twarz musi być idealna, nosek zgrabny. Wtedy wzrastają szanse na spodobanie się jakiemuś wpływowemu mężczyźnie i dobre "ustawienie się". Dziwią się, że w Polsce ludzie nie obnoszą się ze swoimi operacjami, tylko próbują to ukryć, albo siedzą w domu aż opuchlizna czy rana znikną...
:)
Okolice Abyaneh
Nasz transport
:)
Meczet w Natanz, gdzie znajduje się grobowiec Abd al Samada. Szyici w odróżnieniu od sunnitów oddają cześć nie tylko Bogu.
W końcu udało się znaleźć idealny hotel. Jeździliśmy od hotelu do hotelu patrząc na ceny i warunki. Zdecydowanie najlepiej jest w hotelu Totia. Tak jak napisane w przewodniku LP - warunki hotelu, ceny hostelu
;) Nie było wolnej dwójki, wzięliśmy trójkę za 40 $
Widok z hotelu Totia
Przejdziemy się na pieszo parę km nad rzekę. Jedna z głównych ulic Esfahanu. Miejscami przypomina bulwar Rotschilda w Tel-Avivie, dużo drzew i możliwość chodzenia alejką na środku pomiędzy jezdniami.
Dużo różnego bliskowschodniego jedzenia. Tutaj sprzedawali falafele i tym podobne rzeczy z głębokiego tłuszczu. Wspominałem, że Irańczycy uwielbiają cukier? Chłopakom brakowało chyba połowy zębów. Dużo problem w Iranie.
Jesteśmy na miejscu, Most Siosepol - 33 łuków. Jedna z większych atrakcji miasta. Most jest całkowicie pieszy, nie ma tam ruchu samochodowego. Mnóstwo ludzi odpoczywa na moście i przy rzece - super klimat. Wiele osób nas pozdrawia, uśmiechają się, jesteśmy tam niemałą atrakcją
;)
hahahahaha xD to się uśmiałem ;] Ja też oszczędzam na połączeniu autobusowym. Zapewne to PB był dlatego, trzeba było do nich dopasować resztę biletów ^_^Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.
Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.[/quote]tylko nie arabski, Irańczycy to Persowie i oburzają się jak tak o nich mówić
Samochodu niestety nie wypożyczaliśmy. Nie ma sensu, jak przejazdy są takie tanie, a do miejsc trudno dostępnych zawsze taksówka dowiezie za odpowiednią cenę. Co do wypożyczania auta, to podobno w Iranie nie jest to takie proste. W hotelu spotkaliśmy małżeństwo podróżujące z rocznym dzieckiem. Opowiadali ile się namęczyli, żeby wypożyczyć auto. W końcu się udało, ale zajęło im to kilka dni i skończyło się na podpisaniu umowy potwierdzonej odciskami palców
:) Śmiesznie. W ogóle nie myślcie sobie, że jak pojedziecie do Iranu zamiast Gruzji, to nie spotkacie na swojej drodze rodaków. Polacy byli w każdym hotelu w którym nocowaliśmy i mogę powiedzieć, że po japończykach, to właśnie polskich turystów widzieliśmy najczęściej.sranda napisał:Narzekasz na upał, ale Twoje czarne spodnie i ciemno-brązowy t-shirt raczej też nie pomagały.
;)Akurat T-shirt był dobry, oddychający
:) Ale spodnie, racja, można było założyć lżejsze i bardziej przewiewne. Chciałem stopniować ubiór - potem coraz bardziej na południe, to myślałem, że będzie jeszcze cieplej heh. Ale to właśnie te 2 dni w Kaszanie były najcieplejszymi. Potem już temperatura nie przekraczała 30 stopni. Co do krótkich spodenek, to w Iranie można o nich zapomnieć. Chodziłem często w klapkach i to można uznać za progresowe, przynajmniej stopa mogła oddychać
;)
Super relacja!Iran od dawna jest w pierwszej dziesiątce mojej listy krajów do odwiedzenia, a Twoja relacja jeszcze bardziej mnie zachęca.Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
"Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie" -To už se nevrátíti" jak śpiewała Helena Vondráčková
:D . Relacja super- Iran oby jak najdłużej taki pozostał (amerykańskie brudne łapska precz od Iranu
;) )
Ciag dalszy napewno nastapi w najblizszym czasie
;)YazdW Yazd obmyslamy dalsze plany podrozy. Zostalo juz tylko pare dni, wiec albo zaglebiamy sie dalej w Iran i jedziemy do Shiraz albo czas zobaczyc troche tej pieknej iranskiej przyrody. Miast juz sie naogladalismy wiec wygrywa druga opcja. W Lonely Planet polecaja Doline Alamut, patrzymy na mape, hmmm troszke daleko, no ale tak czy siak trzeba bedzie jakos wrocic do Tehranu. Decyzja zapadla – jedziemy do Doliny Alamut i caly nastepny dzien przeznaczamy na powrot do Tehranu i jak bedzie jeszcze czas to od razu bierzemy transport do Qazvin, skad ruszaja safaris (to samo co grand taxi w Maroku, samochod osobowy do ktorego zaladowac mozna 6 osob ) do miejscowosci polozonych w Dolinie Alamut. No wiec jak juz sie zdecydowalismy, to jak tu sie dostac do Tehranu?
:D Moze sprobujemy pociagiem? Idziemy na jedna z glownych ulic prowadzacych do meczetu piatkowego, tam jest jakas agencja turystyczna, sa powywieszane informacje ze moga zalatwic bilety na busa, pociagi i zorganizowac jakies fajne tripy. Chlopaki sie nudza caly dzien, znajdzmy im jakas robote. Wchodzimy, mowimy o co nam chodzi – „nie ma problemu, juz zalatwiamy”. Heh jak sobie to zalatwianie przypomne to az mi sie smiac chce, najpierw jakies telefony, sprawdzaja w necie, net sie wiesza, raz jest, raz nie ma, dobra sprawdzili, jest o tej i o tej godzinie, juz bilecik wypisuje, ale zaraz chwila, chwila, mial byc na pociag. „Na pociag??”. No to od nowa sprawdzaja, dzwonia.. Pociagiem nie da rady, startuje jakos pozno w nocy, a my nie chcemy zarywac nocki. No to bus. Jest o 8, ale my nie wspolpracujemy z ta firma, wspolpracujemy z busem, ktory odjezdza o 10... dobra chlopaki, dzieki za poswiecone nam 40 minut, to jednak pojedziemy o 8 i kupimy bilet na dworcu. Ogolnie wszystko w bardzo milej atmosferze
:)Pierwszy raz mielismy sprawdzona godzine odjazdu autobusu.... niepotrzebnie
:D Zawsze przychodzilismy na dworzec, wchodzilismy do busa, pare minut i odjezdzalismy. A tutaj zbliza sie godzina 8, godzina odjazdu i tylko my jestesmy chetni do Tehranu. Autobus nie odjedzie, czekamy na innych chetnych. No i tak z godzinka spoznienia na samym poczatku. W koncu sie zebralo paru chetnych wiec jedziemy. Nie wierzcie co wam powiedza w kasie, czy wyczytacie w przewodniku LP – taka trasa to spokojnie 8 godzin, nie krocej. Standardowa przerwa w polowie drogi na jedzonko tez musi byc
;) Zejdzie sie troche. Na szczescie do Tehranu docieramy jak jeszcze jest jasno. Do zachodu slonca jakas godzinka. Bus jest niedaleko dworca wschodniego (wtedy jeszcze tego nie wiedzielismy), decydujemy sie na przejazd od razu do Qazvin. Im wiecej drogi pokonamy dzisiaj, tym jutro bedzie lzejszy dzien. Bierzemy takse do dworca wschodniego. I tak jak mowia niektorzy, nie wazne jacy cudowni i goscinni ludzie mieszkaja w danym kraju – taksowkarz pozostanie taksowkarzem. Bierzemy takse do dworca wschodniego, mowimy qazvin qazvin, tak tak zawioze – wyszlo tak ze nie dosc ze wypuscil nas kilometr od miejsca z ktorego odjezdzaja busy do Qazvin, to wypuscil nas przy postoju zwyklych taksowek, ktore biora dalekie parogodzinne kursy...Moze ma zmowe z ktoryms z taksowkarzy czy co. Nie wspominajac juz o tym ze obkrecil nas dookola, a tak naprawde wysiedlismy z busa niedaleko dworca wschodniego i gdybym troche lepiej znal miasto, to po prostu bysmy tam poszli te 5 min z buta
:D Do Qazvin docieramy w 2 godzinki. Jest juz ciemno, ale nie przeszkadza nam to ani nie wzbudza zadnego niepokoju – w koncu czujemy sie tutaj bardzo bezpiecznie. Bierzemy taksoweczke za 6 zl do hotelu Iran. Ten hotel moge bardzo polecic ze wzgledu na niska cene, w przewodniku LP jest blad – napewno placilismy duzo taniej. Krotki spacerek po miescie, jakies zakupy, kolacja i od razu idziemy spac wymeczeni dluga podroza (prawie 800 km). Troche zdjec umieszcze wieczorem.
Nie sądziłam, że tam jest aż tak ładnie.I przede wszystkim - bezpiecznie. A ludzie tacy otwarci i mili.Gratuluje pomysłu na podróż, i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia
:)
Spędzamy tam około 40 minut i jedziemy dalej. Następny przystanek - górska wioska Abyaneh. Prowadzi do niej bardzo fajna droga. Zjeżdża się z autostrady i jedzie w kierunku bazy wojskowej :) Obmurowana baza, wszędzie poustawiane jakieś działa wycelowane prosto w drogę heh Ale serio zdjęć nie można robić, jakby zauważyli to można by mieć jakiś kłopot. Woleliśmy nie ryzykować. Wjazd na teren wioski kosztuje 50 tysięcy od osoby. Jest tam jeden duży parking. Turyści idą głównie jedną główną ściezką prowadzącą przez całą wieś. Nie zobaczą jej ani z góry, ani z daleka (a stąd jest najładniej) My oczywiście zbaczamy z głównego traktu i idziemy od razu na górę zobaczyć wioskę z pobliskiego wzniesienia.
Tutejsze kobiety nie noszą zwykłych hedżabów, tylko takie śliczne w kwiatki. Swojsko. Szkoda, że wieś się mocno wyludnia i zostało tam już niewiele rodzin. Wszystkich ciągnie do miasta.
Jakaś wycieczka, czy warsztaty studenckie. Dziewczyny coś tam rysują. Ciekawostka - w Iranie większość studentów to kobiety :)Esfahan
Po drodze mamy zobaczyć jeszcze meczet w Natanz. Niestety oglądamy go tylko z zewnątrz, bo akurat zaczęły się 3-dniowe modlitwy i tylko muzułmanie mogą wchodzić do meczetów. Ucinamy sobie natomiast krótką pogawędkę z Irańczykiem, który na wieść że jesteśmy z Polski od razu wspomina o niedawnej wizycie w Iranie jakiegoś ważnego chirurga z Polski :) Oczywiście chirurga specjalizującego się w operacjach nosów. Tutejsze panie mają bzika na punkcie operacji nosa, każda szanująca się kobieta powinna przejść taką operacje i chodzić dumnie po mieście z plasterkiem :) Niestety chyba nie udało mi się zrobić żadnego zdjęcia na którym widać takie panie z plastrem, ale uwierzcie jest ich sporo. Skoro muszą chodzić w chustach, to twarz musi być idealna, nosek zgrabny. Wtedy wzrastają szanse na spodobanie się jakiemuś wpływowemu mężczyźnie i dobre "ustawienie się". Dziwią się, że w Polsce ludzie nie obnoszą się ze swoimi operacjami, tylko próbują to ukryć, albo siedzą w domu aż opuchlizna czy rana znikną... :)
Okolice Abyaneh
Nasz transport :)
Meczet w Natanz, gdzie znajduje się grobowiec Abd al Samada. Szyici w odróżnieniu od sunnitów oddają cześć nie tylko Bogu.
W końcu udało się znaleźć idealny hotel. Jeździliśmy od hotelu do hotelu patrząc na ceny i warunki. Zdecydowanie najlepiej jest w hotelu Totia. Tak jak napisane w przewodniku LP - warunki hotelu, ceny hostelu ;) Nie było wolnej dwójki, wzięliśmy trójkę za 40 $
Widok z hotelu Totia
Przejdziemy się na pieszo parę km nad rzekę. Jedna z głównych ulic Esfahanu. Miejscami przypomina bulwar Rotschilda w Tel-Avivie, dużo drzew i możliwość chodzenia alejką na środku pomiędzy jezdniami.
Dużo różnego bliskowschodniego jedzenia. Tutaj sprzedawali falafele i tym podobne rzeczy z głębokiego tłuszczu. Wspominałem, że Irańczycy uwielbiają cukier? Chłopakom brakowało chyba połowy zębów. Dużo problem w Iranie.
Jesteśmy na miejscu, Most Siosepol - 33 łuków. Jedna z większych atrakcji miasta. Most jest całkowicie pieszy, nie ma tam ruchu samochodowego. Mnóstwo ludzi odpoczywa na moście i przy rzece - super klimat. Wiele osób nas pozdrawia, uśmiechają się, jesteśmy tam niemałą atrakcją ;)
Odpoczynek przy rzece
-- 05 Lip 2015 11:43 --