W naszym hotelowym patio wieczorem odbywal sie apel dziewczecej szkoly. Dziewczynki przygotowaly wystapienie, rodzice dostali wyroznienia, dziewczynki spiewaly piosenki, recytowaly. Bardzo pozytywne doswiadczenie. Byl tez lokalny fotograf
;) Oczywiscie razem z japonskim turystom zostalismy uwiecznieni
:D Zawsze w lokalnej gazetce bedzie mozna napisac, ze "w apelu uczestniczyli tez goscie z zagranicy"
:D
Czas zakonczyc nasza wizyte w Yazd. Jutro planujemy przejechac przez pol Iranu tj, pokonac 800 km na trasie Yazd-Teheran i Teheran-Qazwin. Jedziemy do polecanej w przewodniku LP doliny Alamut
:D Wiec musimy sie poswiecic i spedzic caly dzien w drodze. Nie ufajcie jakims informacja, ktore sugeruja ze trase Yazd-Teheran mozna pokonac w 4 godzinki. Nic z tego. Taka trasa to z 7 godzin. Potem jeszcze prawie 2 godzinki do Qazwin. Stamtad na drugi dzien udamy sie w gory, ale to juz zupelnie inna historia na inny dzien
;) Taki maly preview z tego, co tam zastalismy:
Czekanie aż znajdzie się ktoś chętny na busa do Tehranu
;)
Przerwa obiadowa. Standardowo kebab irański
:)
Stylowo
;)
Taki standard pomagał w przebyciu 8 godzinnej drogi do Tehranu. Można było porządnie rozprostować nogi
;)
W końcu Tehran bez smogu. Z autostrady widoczny Damavand (5610 m.n.p.m.) - najwyższa góra Iranu. Pięknie widać jak góruje on nad miastem.
Gęsta zabudowa Tehranu.
To już następny dzień. Bierzemy Safari do Gabor Khan - miasteczka położonego u podnóża zamku Alamut. Niesamowite wrażenie z tej drogi. Jedziemy w 6, 3 osoby z tyłu i 3 z przodu, wjeżdżamy na przełęcz, znajdującą się grubo ponad 3 tysiące metrów n.p.m. i po drugiej stronie znajduje się ogromna Dolina Alamut z widoczną ścianą gór. Ośnieżone szczyty pięknie kontrastują z zielenią doliny. Niesamowite wrażenie sprawia fakt, że jedyną drogą łączącą dolinę i położone w niej miejscowości jest ta stroma, kręta droga przez przełęcz. Droga do Gabor Khan z Qazvin to jakieś 80 km która zajmuje 2,5 h.
Taras widokowy w restauracji. Oczywiście przerwa obiadowa. W końcu podróż trwa ponad 2 godziny więc bez przerwy się nie obejdzie
;)
Gabor Khan, Dolina Alamut
No więc jedziemy sobie taksówką przez Dolinę Alamut. Co jakiś czas postój, a to na jedzonko, herbatką, potem na zakupy, co jakiś czas ktoś wysiada. Na ostatnim odcinku do miejscowości Gabor Khan zostajemy tylko my, kierowca i jeden pan. Pyta, czy mamy gdzie spać - "nie bardzo, czegoś poszukamy". "Dobra, to śpicie u mnie"
:) No i tyle z szukania noclegu. Zatrzymaliśmy się na głównym (jedynym) placyku na wsi i idziemy do lokum. Jest dom, parę pomieszczeń, żadnych mebli, pusto. Dom jest jego, nie wiadomo, może wybudował dla syna, bo dla córki to wątpie - w Iranie kobieta przeprowadza się do męża, a żeby sama mieszkała, to takie rzeczy może tylko w najbardziej progresowych zamkniętych osiedlach Tehranu... Nie wiadomo, co to za dom, bo ciężko się dogadać - angielskiego nic, a my farsi też nic. No więc mamy całe te pomieszczenia do swojej dyspozycji, jest woda (tylko zimna) jest toaleta (oczywiście na Małysza), więc przeżyjemy. Ale zanim się rozpakujemy zabiera nas na obiad. Już w taksówce informuje rodzinę, że będą mieli gości. Idziemy parę domów dalej i jesteśmy na miejscu. Standardowa irańska strawa, jest jajecznica z pomidorami i jest mnóstwo ryżu, jest też pitochlebek i jest jakiś kefirojogurt
:) Najeść się można. Potem herbata - "jak to bez cukru?? No dalej bierzcie kostkę..." Hmm nie biorą kostki, no to damy sypany cukier. "No dalej, wsypujcie... hmm coś jest nie tak, aaa już wiem, nie cukrzą, bo sypany cukier jest zbity, córka przynieś świeży". No i przynieśli drugi raz sypany cukier, który nie był zbity, wsypujemy sobie po pół łyżeczki. "tak lubimy, tyle starcza". Nie dla nich
:D Mamuśka wzięła cukier i wsypała nam odpowiednią, irańską dawkę cukru do herbaty
:) Prześmieszna sytuacja. Chwilę posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, nawet udało się trochę porozmawiać przez córkę. Na koniec przekazaliśmy mu drobną opłatę za gościnę w ramach podziękowania.
Odpoczynek w cieniu pod wiśniowymi drzewkami. Dużo ich tutaj w okolicy.
Na tym skalnym wzgórzu znajdują się ruiny zamku Alamut
Wisienki
:)
Droga na szczyt wzgórza.Dolina Alamut cd
Kończymy ten spacerek na górę, żeby zobaczyć ruiny zamku Alamut.
Irańczycy bardzo chętnie pozują do zdjęć, ale to już pewnie wiecie
;)
Niestety wszystkie ruiny zamku są mocno zakryte przez różne rusztowania. Nie są tam raczej prowadzone żadne prace, rusztowania ustawione są bardziej w celu ustanowienia bezpiecznej ścieżki zwiedzania
;) A, że zasłaniają całe te ruiny, to już tam taki mały szczegół
;)
Nasza wioska - Gabor Khan w zieleni
Takie sporej wielkości jaszczury się tam grzeją na szczycie
;)
Z zasięgiem w dolinie Alamut ciężko, ale w końcu udało się wysłać wiadomość
;)
hahahahaha xD to się uśmiałem ;] Ja też oszczędzam na połączeniu autobusowym. Zapewne to PB był dlatego, trzeba było do nich dopasować resztę biletów ^_^Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.
Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.[/quote]tylko nie arabski, Irańczycy to Persowie i oburzają się jak tak o nich mówić
Samochodu niestety nie wypożyczaliśmy. Nie ma sensu, jak przejazdy są takie tanie, a do miejsc trudno dostępnych zawsze taksówka dowiezie za odpowiednią cenę. Co do wypożyczania auta, to podobno w Iranie nie jest to takie proste. W hotelu spotkaliśmy małżeństwo podróżujące z rocznym dzieckiem. Opowiadali ile się namęczyli, żeby wypożyczyć auto. W końcu się udało, ale zajęło im to kilka dni i skończyło się na podpisaniu umowy potwierdzonej odciskami palców
:) Śmiesznie. W ogóle nie myślcie sobie, że jak pojedziecie do Iranu zamiast Gruzji, to nie spotkacie na swojej drodze rodaków. Polacy byli w każdym hotelu w którym nocowaliśmy i mogę powiedzieć, że po japończykach, to właśnie polskich turystów widzieliśmy najczęściej.sranda napisał:Narzekasz na upał, ale Twoje czarne spodnie i ciemno-brązowy t-shirt raczej też nie pomagały.
;)Akurat T-shirt był dobry, oddychający
:) Ale spodnie, racja, można było założyć lżejsze i bardziej przewiewne. Chciałem stopniować ubiór - potem coraz bardziej na południe, to myślałem, że będzie jeszcze cieplej heh. Ale to właśnie te 2 dni w Kaszanie były najcieplejszymi. Potem już temperatura nie przekraczała 30 stopni. Co do krótkich spodenek, to w Iranie można o nich zapomnieć. Chodziłem często w klapkach i to można uznać za progresowe, przynajmniej stopa mogła oddychać
;)
Super relacja!Iran od dawna jest w pierwszej dziesiątce mojej listy krajów do odwiedzenia, a Twoja relacja jeszcze bardziej mnie zachęca.Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
"Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie" -To už se nevrátíti" jak śpiewała Helena Vondráčková
:D . Relacja super- Iran oby jak najdłużej taki pozostał (amerykańskie brudne łapska precz od Iranu
;) )
Ciag dalszy napewno nastapi w najblizszym czasie
;)YazdW Yazd obmyslamy dalsze plany podrozy. Zostalo juz tylko pare dni, wiec albo zaglebiamy sie dalej w Iran i jedziemy do Shiraz albo czas zobaczyc troche tej pieknej iranskiej przyrody. Miast juz sie naogladalismy wiec wygrywa druga opcja. W Lonely Planet polecaja Doline Alamut, patrzymy na mape, hmmm troszke daleko, no ale tak czy siak trzeba bedzie jakos wrocic do Tehranu. Decyzja zapadla – jedziemy do Doliny Alamut i caly nastepny dzien przeznaczamy na powrot do Tehranu i jak bedzie jeszcze czas to od razu bierzemy transport do Qazvin, skad ruszaja safaris (to samo co grand taxi w Maroku, samochod osobowy do ktorego zaladowac mozna 6 osob ) do miejscowosci polozonych w Dolinie Alamut. No wiec jak juz sie zdecydowalismy, to jak tu sie dostac do Tehranu?
:D Moze sprobujemy pociagiem? Idziemy na jedna z glownych ulic prowadzacych do meczetu piatkowego, tam jest jakas agencja turystyczna, sa powywieszane informacje ze moga zalatwic bilety na busa, pociagi i zorganizowac jakies fajne tripy. Chlopaki sie nudza caly dzien, znajdzmy im jakas robote. Wchodzimy, mowimy o co nam chodzi – „nie ma problemu, juz zalatwiamy”. Heh jak sobie to zalatwianie przypomne to az mi sie smiac chce, najpierw jakies telefony, sprawdzaja w necie, net sie wiesza, raz jest, raz nie ma, dobra sprawdzili, jest o tej i o tej godzinie, juz bilecik wypisuje, ale zaraz chwila, chwila, mial byc na pociag. „Na pociag??”. No to od nowa sprawdzaja, dzwonia.. Pociagiem nie da rady, startuje jakos pozno w nocy, a my nie chcemy zarywac nocki. No to bus. Jest o 8, ale my nie wspolpracujemy z ta firma, wspolpracujemy z busem, ktory odjezdza o 10... dobra chlopaki, dzieki za poswiecone nam 40 minut, to jednak pojedziemy o 8 i kupimy bilet na dworcu. Ogolnie wszystko w bardzo milej atmosferze
:)Pierwszy raz mielismy sprawdzona godzine odjazdu autobusu.... niepotrzebnie
:D Zawsze przychodzilismy na dworzec, wchodzilismy do busa, pare minut i odjezdzalismy. A tutaj zbliza sie godzina 8, godzina odjazdu i tylko my jestesmy chetni do Tehranu. Autobus nie odjedzie, czekamy na innych chetnych. No i tak z godzinka spoznienia na samym poczatku. W koncu sie zebralo paru chetnych wiec jedziemy. Nie wierzcie co wam powiedza w kasie, czy wyczytacie w przewodniku LP – taka trasa to spokojnie 8 godzin, nie krocej. Standardowa przerwa w polowie drogi na jedzonko tez musi byc
;) Zejdzie sie troche. Na szczescie do Tehranu docieramy jak jeszcze jest jasno. Do zachodu slonca jakas godzinka. Bus jest niedaleko dworca wschodniego (wtedy jeszcze tego nie wiedzielismy), decydujemy sie na przejazd od razu do Qazvin. Im wiecej drogi pokonamy dzisiaj, tym jutro bedzie lzejszy dzien. Bierzemy takse do dworca wschodniego. I tak jak mowia niektorzy, nie wazne jacy cudowni i goscinni ludzie mieszkaja w danym kraju – taksowkarz pozostanie taksowkarzem. Bierzemy takse do dworca wschodniego, mowimy qazvin qazvin, tak tak zawioze – wyszlo tak ze nie dosc ze wypuscil nas kilometr od miejsca z ktorego odjezdzaja busy do Qazvin, to wypuscil nas przy postoju zwyklych taksowek, ktore biora dalekie parogodzinne kursy...Moze ma zmowe z ktoryms z taksowkarzy czy co. Nie wspominajac juz o tym ze obkrecil nas dookola, a tak naprawde wysiedlismy z busa niedaleko dworca wschodniego i gdybym troche lepiej znal miasto, to po prostu bysmy tam poszli te 5 min z buta
:D Do Qazvin docieramy w 2 godzinki. Jest juz ciemno, ale nie przeszkadza nam to ani nie wzbudza zadnego niepokoju – w koncu czujemy sie tutaj bardzo bezpiecznie. Bierzemy taksoweczke za 6 zl do hotelu Iran. Ten hotel moge bardzo polecic ze wzgledu na niska cene, w przewodniku LP jest blad – napewno placilismy duzo taniej. Krotki spacerek po miescie, jakies zakupy, kolacja i od razu idziemy spac wymeczeni dluga podroza (prawie 800 km). Troche zdjec umieszcze wieczorem.
Nie sądziłam, że tam jest aż tak ładnie.I przede wszystkim - bezpiecznie. A ludzie tacy otwarci i mili.Gratuluje pomysłu na podróż, i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia
:)
W naszym hotelowym patio wieczorem odbywal sie apel dziewczecej szkoly. Dziewczynki przygotowaly wystapienie, rodzice dostali wyroznienia, dziewczynki spiewaly piosenki, recytowaly. Bardzo pozytywne doswiadczenie. Byl tez lokalny fotograf ;) Oczywiscie razem z japonskim turystom zostalismy uwiecznieni :D Zawsze w lokalnej gazetce bedzie mozna napisac, ze "w apelu uczestniczyli tez goscie z zagranicy" :D
Czas zakonczyc nasza wizyte w Yazd. Jutro planujemy przejechac przez pol Iranu tj, pokonac 800 km na trasie Yazd-Teheran i Teheran-Qazwin. Jedziemy do polecanej w przewodniku LP doliny Alamut :D Wiec musimy sie poswiecic i spedzic caly dzien w drodze. Nie ufajcie jakims informacja, ktore sugeruja ze trase Yazd-Teheran mozna pokonac w 4 godzinki. Nic z tego. Taka trasa to z 7 godzin. Potem jeszcze prawie 2 godzinki do Qazwin. Stamtad na drugi dzien udamy sie w gory, ale to juz zupelnie inna historia na inny dzien ;) Taki maly preview z tego, co tam zastalismy:
Czekanie aż znajdzie się ktoś chętny na busa do Tehranu ;)
Przerwa obiadowa. Standardowo kebab irański :)
Stylowo ;)
Taki standard pomagał w przebyciu 8 godzinnej drogi do Tehranu. Można było porządnie rozprostować nogi ;)
W końcu Tehran bez smogu. Z autostrady widoczny Damavand (5610 m.n.p.m.) - najwyższa góra Iranu. Pięknie widać jak góruje on nad miastem.
Gęsta zabudowa Tehranu.
To już następny dzień. Bierzemy Safari do Gabor Khan - miasteczka położonego u podnóża zamku Alamut. Niesamowite wrażenie z tej drogi. Jedziemy w 6, 3 osoby z tyłu i 3 z przodu, wjeżdżamy na przełęcz, znajdującą się grubo ponad 3 tysiące metrów n.p.m. i po drugiej stronie znajduje się ogromna Dolina Alamut z widoczną ścianą gór. Ośnieżone szczyty pięknie kontrastują z zielenią doliny. Niesamowite wrażenie sprawia fakt, że jedyną drogą łączącą dolinę i położone w niej miejscowości jest ta stroma, kręta droga przez przełęcz. Droga do Gabor Khan z Qazvin to jakieś 80 km która zajmuje 2,5 h.
Taras widokowy w restauracji. Oczywiście przerwa obiadowa. W końcu podróż trwa ponad 2 godziny więc bez przerwy się nie obejdzie ;)
No więc jedziemy sobie taksówką przez Dolinę Alamut. Co jakiś czas postój, a to na jedzonko, herbatką, potem na zakupy, co jakiś czas ktoś wysiada. Na ostatnim odcinku do miejscowości Gabor Khan zostajemy tylko my, kierowca i jeden pan. Pyta, czy mamy gdzie spać - "nie bardzo, czegoś poszukamy". "Dobra, to śpicie u mnie" :) No i tyle z szukania noclegu. Zatrzymaliśmy się na głównym (jedynym) placyku na wsi i idziemy do lokum. Jest dom, parę pomieszczeń, żadnych mebli, pusto. Dom jest jego, nie wiadomo, może wybudował dla syna, bo dla córki to wątpie - w Iranie kobieta przeprowadza się do męża, a żeby sama mieszkała, to takie rzeczy może tylko w najbardziej progresowych zamkniętych osiedlach Tehranu... Nie wiadomo, co to za dom, bo ciężko się dogadać - angielskiego nic, a my farsi też nic. No więc mamy całe te pomieszczenia do swojej dyspozycji, jest woda (tylko zimna) jest toaleta (oczywiście na Małysza), więc przeżyjemy. Ale zanim się rozpakujemy zabiera nas na obiad. Już w taksówce informuje rodzinę, że będą mieli gości. Idziemy parę domów dalej i jesteśmy na miejscu. Standardowa irańska strawa, jest jajecznica z pomidorami i jest mnóstwo ryżu, jest też pitochlebek i jest jakiś kefirojogurt :) Najeść się można. Potem herbata - "jak to bez cukru?? No dalej bierzcie kostkę..." Hmm nie biorą kostki, no to damy sypany cukier. "No dalej, wsypujcie... hmm coś jest nie tak, aaa już wiem, nie cukrzą, bo sypany cukier jest zbity, córka przynieś świeży". No i przynieśli drugi raz sypany cukier, który nie był zbity, wsypujemy sobie po pół łyżeczki. "tak lubimy, tyle starcza". Nie dla nich :D Mamuśka wzięła cukier i wsypała nam odpowiednią, irańską dawkę cukru do herbaty :) Prześmieszna sytuacja. Chwilę posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, nawet udało się trochę porozmawiać przez córkę. Na koniec przekazaliśmy mu drobną opłatę za gościnę w ramach podziękowania.
Odpoczynek w cieniu pod wiśniowymi drzewkami. Dużo ich tutaj w okolicy.
Na tym skalnym wzgórzu znajdują się ruiny zamku Alamut
Wisienki :)
Droga na szczyt wzgórza.Dolina Alamut cd
Kończymy ten spacerek na górę, żeby zobaczyć ruiny zamku Alamut.
Irańczycy bardzo chętnie pozują do zdjęć, ale to już pewnie wiecie ;)
Niestety wszystkie ruiny zamku są mocno zakryte przez różne rusztowania. Nie są tam raczej prowadzone żadne prace, rusztowania ustawione są bardziej w celu ustanowienia bezpiecznej ścieżki zwiedzania ;) A, że zasłaniają całe te ruiny, to już tam taki mały szczegół ;)
Nasza wioska - Gabor Khan w zieleni
Takie sporej wielkości jaszczury się tam grzeją na szczycie ;)
Z zasięgiem w dolinie Alamut ciężko, ale w końcu udało się wysłać wiadomość ;)