Nasz plan jest napięty, więc gdy już nacieszyłyśmy oczy widokami wracamy do miasta. Aby nieco przyspieszyć łapiemy stopa, który ostatecznie okazał się płatny, no ale to nasza wina bo nie spytałyśmy gdy wsiadałyśmy do auta. W hotelu korzystamy jeszcze z prysznica, zabieramy bagaże i idziemy do centrum. Do Astany jest jeden autobus dziennie o 11ej więc jesteśmy już kilka godzin spóźnione. Musimy jechać na dworzec do Szczucińska i potem przesiąść się do Astany. Marszrutka nam zwiała, ale jeżdżą co ok. 30 min. Czekamy. Taksiarz proponuję nam shared taxi za 250 KZT (2,75 zł), bus kosztuje 150 KZT (1,65 zł). Jednak nie ma jeszcze pasażera nr 3 i 4 więc mówimy, że wolimy busem. Jednak po kilku minutach znajdują się brakujące osoby i już jedziemy. W Szczucińsku można skorzystać z shared taxi do Astany 2000 KZT (22 zł) lub z marszrutki. Chętnie skorzystałybyśmy z auta, ale nie ma żadnych pasażerów, a w tym przypadku kompletowanie nie poszłoby tak zwinnie. W kasie kupujemy bilety na marszrutkę 1710 KZT (18,81 zł), ok. 40 min do odjazdu, więc trochę kręcimy się wokół dworca. Gdy podjeżdża bus, wszyscy pakują się do środka. Przyszła Pani sprawdzaczka biletów (w Astanie też tak było przed odjazdem), a kierowcy nadal nie było. Więc na własną rękę wrzuciłyśmy plecaki do tyłu. Okazało się, że brakuje dla nas jednego miejsca. Jednak pani sprawdzaczka szybko wyłapała pasażera na gapę. Gdy w końcu nadszedł kierowca wyskoczył z mordą, kto śmiał samowolnie wrzucić bagaże, a potem że to kosztuje 300 KZT (3,30 zł) od plecaka. Wyraziłyśmy swoje oburzenie, bo przy takiej kalkulacji to taxi byłoby tańsze, a kierowca być może nie byłby takim skończonym chamidłem. Na razie nie płaciłyśmy i stwierdziłyśmy, że zobaczymy co wydarzy się w Astanie. Podróż minęła bez większych emocji, oprócz tego, że kierowca był niemiły dla każdej osoby. Jednak na dworcu wzięłyśmy swoje plecaki i już nie pisnął słówkiem o płaceniu za bagaże - gdyby było inaczej odwiedziłybyśmy swoją znajomą panią kasjerkę, bo nigdy nikt nie chciał od nas nic za bagaż. Z naszym hostem umówiłyśmy się, w jego mieszkaniu. Podjechałyśmy busem z dworca i następnie piechotką. Zgodnie z planem o 19:30 zadzwoniłyśmy pod wskazany numer mieszkania. Niestety nikt nam nie otworzył. Czekałyśmy pół godziny i musiałam poprosić kogoś o użyczenie telefonu, bo nadal nie miałyśmy lokalnej karty sim.Nasz host chyba o nas zapomniał, ale zjawił się po kilkunastu minutach. Dał klucze, wsadził do windy i życzył miłego wieczoru. No cóż, rozgościłyśmy się i wyszłyśmy po zakupy i spacer po okolicy. Nie bez znaczenia jest to, że mieszkałyśmy jakieś 250 m od Bayterka, więc lepszej lokalizacji nie można sobie wymarzyć. Nasz host zjawił się po 23ej. Trochę pogadaliśmy. Ogólnie jest inżynierem z Turcji i pracuje tutaj na kontrakcie do końca roku, oczywiście jest to związane z nadchodzącym EXPO. Niedawno odwiedzić Kraków. Ze względu na wykonywaną pracę zwiedził już kawał świata. Ponadto bez owijania w bawełnę oświadczył, że nie ma dla nas za bardzo czasu, bo pracuje po kilkanaście godzin dziennie, więc mamy klucze i możemy robić co chcemy. No cóż będziemy zwiedzać same...Na tą część czekali chyba wszyscy kibice naszej reprezentacji
:-) Enjoy it!
Dzień 15 9 sierpnia 2016 r. Astana Nasz host wyszedł rano do pracy, więc miałyśmy chatę dla siebie
;-) Zaplanowałyśmy przy śniadaniu roboczy plan zwiedzania i w miarowym tempie zaczęłyśmy się zbierać. Ogólnie w ciągu jednego dnia można zwiedzić większą część miasta na piechotę. Tak też zrobiłyśmy i my! Pierwszą dosyć spektakularną budowlę miałyśmy już po wyjściu z bloku, bo naprzeciwko znajdował się Hotel Beijing Palace, następnie udałyśmy się w kierunku mostu i po prawej ukazał nam się nieco kosmiczny budynek Centrum Nazarbayeva.
Dalej już za wielką wodą, przeszłyśmy przez ogród Prezydencki - akurat działały zraszacze - było bosko w tej wodnej mgiełce
:-) Moja ogólna refleksja na temat miasta i kraju jest taka, że chyba największe pieniądze wydaje się tutaj na utrzymanie zieleni, niemalże o każdej porze dnia i nocy, w każdym mieście, ktoś zajmuje się utrzymaniem tutejszych parków, skwerków itd. Dla przykładu, kiedy wylądowałyśmy w Aralsku w środku nocy, to ktoś pielił skwerek położony niedaleko dworca. W Parku znajduje się coś a'la Luwr, czyli Palace of Peace and Reconciliation, w środku znajduje się między innymi opera, można wejść do środka za drobną opłatą, jeśli ktoś ma na to ochotę. My nie miałyśmy.
Już z tego miejsca widać okazały Meczet Sułtana Khazret.
Można wejść do środka, choć my najpierw wybrałyśmy złe wejście i wbiłyśmy do jakiejś knajpy (tak, tak mieszczącej się w meczecie). Wejście do świątyni jest bardziej z lewej strony. Strój można mieć dowolny, bo i tak każdy musi założyć taki szlafrok - dostępny za free. Przestrzeń wewnątrz robi wrażenie, kopuła meczetu jest największą w kraju. No i panuje tam milusi chłodek, co jest ogromną pokusą, żeby zostać tam dłuższą chwilę.
Na prawo od meczetu znajduje się kolejny kosmiczny budynek, ale jest to w pełni uzasadnione gdyż mieści się w nim Akademia Sztuki.
Obok zobaczymy pomnik/statuę o wysokości ponad 90 metrów, wykonaną z białego marmuru - to Kazakh Eli monument. Całość wieńczy figura świętego ptaka - Samruka. Pomnik ma symbolizować niepodległość kraju.
W sąsiedztwie znajduje się Pałac Niepodległości - to zdecydowania najmniej spektakularna budowla w okolicy.
No i na samym końcu nasz główny cel, czyli Muzeum Narodowe, którego bryła dosyć mocno przypomina operę w Oslo
:-)
Wstęp do Muzeum kosztuje 500 KZT (5,50 zł) plus dodatkowo 1000 KZT (11 zł) za wejście do Hall of Gold - są tam te złote ludki/wojownicy. Muszę przyznać, że muzeum mi się podobało, są tam duże otwarte przestrzenie, nowoczesne ekspozycje, wszystko tematycznie. Choć merytorycznie się nie wypowiem, jestem totalnym laikiem. Historia to przedmiot, na którym zdecydowanie najczęściej ściągałam w szkole - szczęśliwie skutecznie
;-)
Ok. 13:30 w głównym holu został uruchomiony pokaz filmu na dużym ekranie z muzyką, a wielki orzeł który wisiał przy suficie zaczął "frunąć" - fajnie to wyglądało, zwłaszcza jeśli ktoś wybiera się z dzieciakami. Choć nie jestem pewna czy zawsze odbywa się to o tej samej godzinie. Później przeniosłyśmy się ponownie na naszą stronę, gdzie zaczęłyśmy od Nur-Astana Mosue i dalej Centrum Handlowe Khan-Shatyr - warto wejść do środka, całość jest wykonana z przezroczystej folii, dzięki czemu nawet zimą panuje tutaj wysoka temperatura.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się plac z fontannami i miejsce do sesji foto z "I love Astana"
:-)
My idziemy dalej do budynku Opery i potem jeszcze do centrum handlowego zapolować na małe koniaczki, bo to już ostatni dzwonek
;-)
W okolicy można spotkać architektoniczne inspiracje z całego świata, a to holenderski wiatrak, za chwilę Pałac Kultury w wersji maxi.
Do domu wracamy Bulwarem Nurzhola, prowadzącym do Bayterka.
Znajdują się tutaj figury nawiązujące do państw biorących udział w nadchodzących EXPO. Jesteśmy i my
:-)
Po tym aktywnym i długawym spacerze udajemy się do domu na obiadokolację. Wieczorem idziemy dokonać rzeczy najważniejszej, czyli wjechać na szczyt Bayterka. Bilet kosztuje 500 KZT (5,50 zł). Musiałyśmy odczekać jedną windę do wjazdu, ale ogólnie wszystko idzie sprawnie. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie okrutnie brudne i ukurzone szyby, co znacząco pogarszało widok. Jednak pomimo tego mankamentu na pewno fajnie skorzystać z okazji i wjechać na górę.
Później zajęłyśmy miejscówki przy Ploshchad Poyushchykh Fontanov - podrugiej stronie ulicy Turkistan, idąc od Bayterka. O 21ej odbywa się tam pokaz śpiewających fontann. Trochę mnie to widowisko rozczarowało tak szczerze mówiąc, ale jak już jesteśmy na miejscu to czemu nie skorzystać?!
Po krótkim spacerku wróciłyśmy do chaty. Czekałyśmy ze 2h na naszego gospodarza, jednak sen nadszedł szybciej niż on
;-)Dzień 16 10 sierpnia 2016 r. Astana - Ałmaty - Medeu - Ałmaty Samolot do Ałmaty mamy dopiero o 14ej, a program na Astanę już wyczerpałyśmy wczoraj. Zatem rano pakowanie i ogólnie ogarnianie sytuacji. Żegnamy się z hostem i jeszcze trochę kręcimy po okolicy, ostatnie spojrzenie na Bayterka. Około 11ej meldujemy się na przystanku nieopodal wspomnianego Bayterka, autobusem nr 12 dotrzemy bezpośrednio na lotnisko. To ok. 15 km, więc podróż zajmuje kilkadziesiąt minut. Musimy chwilę poczekać na check-in, ten czas wykorzystujemy na małą reorganizację bagażu. Dzisiaj będziemy podróżować linią SCAT. Startujemy mniej więcej o czasie. Catering okropny, buła z niezbyt smaczną szynką, wafelek i napoje bez %. Przylatujemy do Ałmaty o czasie, ale oczekiwanie na bagaż to jakaś porażka. Planowo lądowanie miało być o 15:35, a lotnisko opuszczamy dopiero o 16:25... koszmar. Bo mamy ambitne plany na popołudnie, korzystając z okazji, że tym razem w mieście nie pada
;-) Na wstępie okazało się, że autobus 79 już nie jeździe z lotniska, zastąpił go nr 92, 80 KZT (0,88 zł). Trochę to zburzyło mój ściśle opracowany plan dojazdu do miasta. Chcemy jechać do Medeu. Musimy najpierw dojechać pod Hotel Kazakhstan w Ałmaty. Zaprzyjaźniona Pani w autobusie w odpowiednim momencie przerzuca nas na inny bus 121, 70 KZT (0,77 zł), którym w korku docieramy pod Hotel. Z tego przystanku musimy wsiąść w bus nr 12 do Medeu, 70 KZT (0,77 zł). Przewodnik podaje nr 6, ale ten bus już nie jeździ. Tak, tak, komunikacja publiczna w Ałmaty nie jest największym sprzymierzeńcem turysty
;-) Do Medeu jedziemy ok. 30-40 min. Dojeżdżamy pod lodowisko, aby skorzystać z kolejki linowej na Chimbulak trzeba wysiąść chwilę wcześniej. Kolejka kosztuje 2500 KZT (27,50 zł) w dwie strony do Chimbulaka, lub 3500 KZT (38,50 zł) do przełęczy. My nie chcemy tyle płacić za to żeby jechać i podziwiać widok zza zasyfionych szyb. Jak biorą tyle kasy to mogliby się nieco bardziej postarać. Jednak nie rezygnujemy z Chimbulaka. Przy lodowisku jest przystanek Ecobus, gdzie nowe minibusy zawożą na górę za 200 KZT (2,20 zł) za przejazd w jedną stronę. Odjeżdżają gdy się zapełnią, ale jest to ok. 10-15 min. W połowie drogi zajechał nam drogę samochód z robotnikami, którzy naprawiali drogę. Wytraciliśmy prędkość i musieliśmy cofać, żeby wystartować do przodu. To jakie bluzgi puścił nasz kierowca w kierunku robotników, gdy ich potem mijaliśmy, to nawet ja zrozumiałam z moim kiepskim ruskim
;-) Chimbulak to naprawdę piękne miejsce, nie spodziewałam się takiej infrastruktury w Kazachstanie. Kolejka na przełęcz w ogóle nie jeździła, pewnie to dlatego, że z dołu przyjeżdżały puste wagoniki.
Gdy nacieszyłyśmy się widokami, zapakowałyśmy się w busik i zjechałyśmy na dół. Uciekła nam niestety 12-tka, ale za jakieś 20-30 minut przyjechała kolejna. Wysiadłyśmy pod hotelem Kazakhstan. Ludzie na przystanku radzili nam żeby podjechać w okolice dworca Sayakhat, stamtąd powinno jechać coś na lotnisko. Tak też zrobiłyśmy. To co dzieje się tutaj na ulicach po 20ej to jakiś koszmar, ludzie stoją na środku ulicy, próbując złapać "taxi-stopa", autobusy wypchane po dach itd. Nasz przewodnik twierdził, że na lotnisko ostatni autobus jedzie ok. 21ej. Mamy zatem jeszcze kilka minut do godziny zero. Jednak pytani ludzie mówią że nic już nie będzie jechało. Gdy maszerujemy na przystanek, zaczepiają nas taksiarze, chcą 1000 KZT (11 zł). Uznałyśmy, że do odlotu mamy jeszcze całą noc, więc zbadamy jeszcze sprawę autobusu. Znajdujemy odpowiedni przystanek i czekamy. Po ok. 10 minutach podjeżdża bus nr 92 - huuuura! Było to o 21:20. Po drodze zatrzymaliśmy się na kilka minut na przystanku - okazało się, że czekaliśmy na drugi bus 92, z którego pasażerowie przesiedli się do nas. Zatem wiele wskazuje na to, że to faktycznie był ostatni autobus lotniskowy. Trochę to dziwne, bo lotnisko działa całą dobę i nocą średnio co godzinę jest jakiś lot. Po drodze widziałam jeszcze autobus 79, ale skręcił on kilkaset metrów przed lotniskiem w lewo. Na lotnisku przystosowujemy swój strój do warunków europejskich. Zwiedzamy wszystkie możliwe sklepiki, a na koniec lądujemy na dole w restauracji, gdzie przy herbacie czekamy na nasz lot. Jeśli ktoś chce to na dole (hala przylotów) jest przechowalnia bagażu, w rogu, przy jadłodajni.
Dzień 17 11 sierpnia 2016 r. Ałmaty - Mińsk - Brześć - Terespol - Biała Podlaska - Warszawa Nasz samolot odlatuje o 5:10. Dwie godziny wcześniej nadajemy, bagaż, przechodzimy przez kontrolę paszportową - nikt nie pytał o żadną rejestrację w czasie pobytu w Kazachstanie. Obeszłyśmy duty free, a resztę czasu spędzamy na oglądaniu Igrzysk Olimpijskich, przed wejście do gateów są 4 duże TV
:-) Startujemy o czasie, tym razem catering był dużo lepszy - danie na ciepło: ryż z duszonym kurczakiem w mleczku kokosowym z warzywami, napoje tak jak poprzednio bez alko. Tym razem nie przeciekaliśmy
:-) W Mińsku lądujemy o czasie (7:20), temperatura 14 stopni, duża mgła a potem deszcz. Znowu mija mnóstwo czasu w oczekiwaniu na bagaże. Cały samolot przeszedł kontrolę paszportową, a bagaży nadal nie było. Nasz pociąg odjeżdża o 9:28, dotychczas te 2h wydawały mi się bezpieczną ilością czasu na przesiadkę z samolotu do pociągu, ale teraz z każdą minutą mam coraz większe wątpliwości. Gdy już zgarnęłyśmy plecaki, pognałyśmy na przystanek. Autobus po kilku minutach przyjechał. Najpierw jedzie górą przy odlotach potem zjeżdża na dół na przyloty. Płacimy 3,79 BYN, choć mam wrażenie, że kierowca przyjmował płatności w każdej walucie: ruble, dolary, euro. Niestety nie odjechaliśmy od razu, tylko czekaliśmy, ostatecznie wystartowaliśmy ok. 8:15. Podróż potrwała godzinę, deszcz i lekkie korki wydłużyły przejazd. Nie wiem czy nie lepiej było wysiąść wcześniej na jakiejś stacji metra - może byłoby szybciej. Z wywieszonymi ozorami pognałyśmy na nasz peron - uff, zdążyłyśmy. 4-osobowy przedział miałyśmy dla siebie, trochę pospałyśmy. Do Brześcia dojechaliśmy idealnie o czasie 14:03. co dawało nam 12 minut na przesiadkę na pociąg do Terespola. Niestety musiałyśmy przebiec cały dworzec, bo byłyśmy niemal w ostatnim wagonie. Ludzie trochę nas przyblokowali w przejściu podziemnym. No i oznakowanie było beznadziejne, wielkim drukiem były strzałki na kible, a perony międzynarodowe jakimś mikrodrukiem - wejście jest tuż przy kasach. Zdyszane pod drzwiami meldujemy się 7 minut przed czasem. Perony były puste, ale nadgorliwy ochroniarz czy celnik powiedział, że nas nie wpuści i wskazał palcem na tabliczkę z napisem, że trzeba być min. 10 min przed odjazdem. Żadne błagania, prośby, nawet miejscowych, nie pomogły i przez te przeklęte 3 minuty nie przekroczymy granicy w 20 minut. Nie miałyśmy wcześniej wykupionych biletów więc nic nie straciłyśmy. Następny pociąg był za 4h, uznałyśmy, że musimy ogarnąć jakiś inny sposób. Ktoś wskazał nam dworzec autobusowy. Większą część drogi pokonałyśmy w milczeniu, bo chyba każda z nas w myślach wyklinała tego gościa, który nas nie wpuścił. Autobus do Terespola odjeżdżał o 15:40, koszt to 6 BYN (ok. 12 zł). Poszwędałyśmy się trochę po okolicy i bazarze. Autobus był zajęty do ostatniego siedzenia, ale wszyscy oprócz nas to miejscowi. Do granicy dojechaliśmy sprawnie, kontrola po stronie białoruskiej też szybko, ale potem zaczął się maraton zakupowy w duty free i ukrywanie wszystkiego. To zajęło najwięcej czasu. Kontrola polska nie była zbyt wnikliwa, bo nic nie znaleźli
;-) ale wszystko to trwało. Około 16:30 byłyśmy na dworcu kolejowym w Terespolu. 3,5h do kolejnego pociągu do Warszawy. Postanowiłyśmy poszukać jakiegoś busa, ale niestety nic nie było. Przewędrowałyśmy całe miasto - nie sądziłyśmy że jest tak duże - aż do drogi przy granicy. Nasz autostop zatrzymał się zanim zaczęłyśmy go łapać
:-) Miły gość podwiózł nas do Białej Podlaskiej, skąd o 18:45 busem firmy Garden Service (28 zł) ruszyłyśmy do Warszawy. Po 3h znalazłyśmy się w punkcie startu naszej wycieczki
:-) P.S. Zaraz będziemy podsumowywać, tylko zdmuchnę kurz z liczydła
;-)Podsumowanie Wyjazd do Kazachstanu uważam za bardzo udany. W większości plan został zrealizowany. Pewnie niektóre rzeczy można by zrobić lepiej, szybciej, taniej, czy bardziej komfortowo, ale czy to aż tak ważne?! Poniżej znajdziecie sumaryczne zestawienie kosztów wyjazdu. Wydaję mi się, że niczego nie pominęłam. Z tego co kojarzę, to w podanej kwocie zawiera się tylko 5 noclegów, bo tyle ich właśnie było w czasie wyjazdu. Pozostałe to namiot, couchsurfing, środki lokomocji i dworcowe poczekalnie. Nie rozdzieliłam wydatków na te przeznaczone na transport, żywność itd. gdyż aż tak dokładnie tego wszystkiego nie rozpisywałam. Wszystkie ceny przejazdów długodystansowych znajdziecie w tekście.
Dzięki, że towarzyszyliście mi przez całą relację. To doskonale motywuje do pisania kolejnych części. Mam nadzieję, że relacja zachęci Was do odwiedzenia Kazachstanu i/lub pomoże w planowaniu własnego wyjazdu.
P.S. Szukającym w Ałmaty marszrutki do Saty życzę sukcesu
;-)
Do Saty jeździ marszrutka. Niestety nie z samego Sayakhat, a trochę obok. Trzeba się zapytać miejscowych, oni oferują że zaprowadzą ale w półmroku, w obcym kraju, wygląda to jak zaproszenie do wycięcia nerki
:) Niemniej bus jeździ.
Nawet chciałyśmy zaryzykować własnymi organami, bo trochę się tam kręciłyśmy, pytałyśmy ochroniarza i jakieś inne osoby, ale niestety nikt nic nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć. Washington też nie znalazł ten marszrutki. Polak, którego spotkałyśmy w Kolasai też odniósł porażkę. Ale głęboko wierzę, że w końcu komuś się uda
:-)
@Karolina_s, mnie się udało, wcześniej @Gadekk też tak jechał. Ja nawet do Kanionu Szaryńskiego jechałem tą samą marszrutką tylko w drogę powrotną z Saty. No nic, pisz dalej. Swoją drogą to ja we wrześniu miałem tam upał.
Przyglądam się tej relacji... i coraz poważniej zastanawiam się nad zamieszczeniem własnej. Stałem przed dylematem czy jechać do Kanionu Szaryńskiego kilka dni wcześniej. Nie zdecydowałem się w końcu i chyba słusznie, bo nie miałbym radości z oglądania go w takich warunkach, jak i z moknięcia.Karolina_s napisał: Gdy byłyśmy pierwszy dzień w Ałmaty to sprawdzałyśmy rozkład i miejsc było jeszcze sporo. Niestety są wakacje i trzeba się z tym liczyć. Nasz plan nie był tak precyzyjny aby kupić bilety kolejowy z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.Wg miejscowych to wcale nie kwestia wakacji - pociągi są po prostu znacznie tańsze i wygodniejsze od autobusu więc mieszkańcy Kazachstanu nimi jeżdżą. Z własnego doświadczenia - na 14 dni przed odjazdem w płackarcie może być wolne ponad 100 miejsc, a 13 dnia rano zostaje już około 5. Polskie karty płatnicze nie działają na stronie kolei kazachskich, sprawdzone na karcie $ Aliora i Banku Millenium, podobne info na forach zagranicznych, ponoć płatność możliwa tylko kartami z krajów WNP. Rozwiązanie? Istnieją pośrednicy rezerwujący bilety z prowizją 500 KZT. 5,5 zł drożej, ale po prawdzie to grosze a bilet zamówiony już w Polsce. Co do pociągów za 8000 KZT - prawdopodobnie nie była to łapówka, a hiszpański pociąg Talgo. Ich ceny są absurdalne
:)Quote: W końcu dałam się w to wciągnąć i dokupiłam bilet na za 2 dni z szymkentu do Turkistanu za 1799 KZT (19,79 zł). Było to bez sensu, bo spokojnie można zrobić tą trasę autobusem czy marszrutką, które jeżdżą często i pewnie szybciej, a cena nie różni się. Hmmm... masz na myśli 1799 KZT w jedną, czy w dwie strony? Otóż... podróż samochodem jest znacznie tańsza, autobus bez klimatyzacji kosztuje 500 KZT ale łatwiej na niego trafić na trasie z Turkistanu, zaś minibus z klimatyzacją kosztuje między 700 a 1000 KZT. Ja jechałem w jedną stronę za 800, w drugą za 700. Wydaje mi się, że przy tych cenach nie ma sensu jechać autobusem - nawet w klimatyzowanym minibusie jest gorąco.
Pociągi są tańsze, ale tylko jeśli mówimy o długich trasach. Bo na krótszych ceny marszrutek są takie same lub nawet niższe. Z tego co się orientuję to Talgo jeździ tylko na trasie Astana - Ałmaty, więc to nie nasz przypadek. Na pewno chodziło o łapówkę bo zjawił się konduktor pociągu i rozmyślał. A jak można zauważyć to w konduktorskim przedziale zawsze jeździ jakoś dziwnie dużo cywilów. Ja bilet kolejowy na trasie Aralsk - Aktobe kupiłam jeszcze w Polsce i płaciłam entropay'em. Wszystko poszło bez problemów.
Jeszcze odnośnie cen pociągów - na krótszych trasach cena jest wyższa przez to, że doliczana jest opłata za miejsce w płackarcie. Jeśli w wagonie są miejsca siedzące (ale niewiele takich pociągów, choć warto wymienić trasę Astana-Pietropawłowsk), to cena jest sporo niższa.Odnośnie Talgo - jeżdżą także na innych trasach, np. do Ust-Kamenogorska i Aktau, ten ostatni odjeżdża 20 minut przed "zwykłym pociągiem" i kosztuje właśnie ok. 8000 KZT na trasie do Szymkentu, choć może istotnie wchodzi w grę łapówka... ale absurdalnie wysoka :/Faktycznie, nie skorzystałem z entropaya ale nie widzę sensu w tej "karcie" - poza zabawami z TS był praktycznie nieprzydatny. Swoją drogą, po przyjeździe wyłania się coraz większy chaos z tym wszystkim...Ok, tyle komentarzy z mojej strony, czekam na ciąg dalszy
:)
Lubię czytać Twoje relacje, bo są bardzo plastycznie napisane, bez jakiegoś napuszenia, zawierają masę przydatnych informacji i mam wrażenie jakbym uczestniczyła w tych wyprawach (popraw opisy zdjęć w pierwszym poście, bo stanowią wyzwanie dla mojej wyobraźni)
:)
@cyberpunk64 Dzięki za miłe słowo. Trochę to dla mnie zaskakujące, bo jestem bardzo "niehumanistyczna". Więc zawsze wydawało mi się, że moje relacje/opisy są bardzo siermiężne. Właśnie moim celem jest przekazanie jak najwięcej praktycznych informacji a nie literackie wyżycie się
;-)Co do fotek to zauważyłam, że jak się jakąś doda/zeedytuje to się wszystko psuje. Starałam się naprawiać na bieżąco, ale pierwszego posta przeoczyłam. Dzięki za czujność
:-) Poprawię za momencik, bo działam na dwa fronty
;-)
Relacja ciekawa. Napisana lekkim, przystępnym słowem.Jak mam być szczery, to nie zachęciła mnie do szybkiego poszukiwania biletów i lotu do Kazachstanu.
:D Sama autorka opisując odwiedzane miejsca, stwierdza że szału nie ma.A te postsowieckie klimaty, chaos z transportem itp są mi znane z innych dawnych republik Sojuza , jak i z samej Rosji. Warto tam lecieć ?
:roll: Jest coś diametralnie innego niż na Ukrainie, w Rosji, Gruzji ?
No nie wiem czy ja nadawałabym się na ambasadorkę jakiegokolwiek regionu. Nie jestem zbyt ekspresyjna, więc ciężko usłyszeć ode mnie jakieś ochy i achy. U mnie powiedzenie "było spoko" to już przekaz wielkich emocji
;-)Ogólnie ciężko nazwać Kazachstan mekką globtroterów. Kraj na pewno jest zróżnicowany, być może gdybym więcej czasu poświęciła na góry, to krajobrazy byłyby bardziej zapierające dech w piersi. Jednak mój plan celowo został tak skomponowany, bo ja po prostu lubię być w podróży i chciałam przekrojowo poznać Kazachstan. Spodziewałam się, że Kazachstan będzie bardziej taki prowincjonalny. Jednak zaskoczył mnie. Kraj jest bogaty, dobrze się rozwija, inwestuje w edukację młodych ludzi zagranicą i chce być naprawdę international. Ja sądziłam, że będzie to powtórka z odwiedzonego przeze mnie Kirgistanu, gdzie kilka lat temu w autach złapanych na stopa, leciały z kasety "Biełyje Rozy" a w wioskowym sklepie (czyli oknie domu) można było kupić wódkę, wino albo oranżadę i to by było na tyle. Otóż w Kazachstanie tak nie ma, więc chyba jednak są o poziom wyżej od Ukrainy. Druga sprawa jest taka, że oni nie czują swojego turystycznego potencjału, więc nie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Ja cieszę się, że tam byłam. Zweryfikowałam swój pogląd na ten kraj. Może nie ma tam aż tak wiele spektakularnych miejsc, ale mimo wszystko jest pewne bogactwo. Góry, barany, ośnieżone szczyty a za chwilę kaniony, wydmy, wielbłądy. Mieszanka kulturowa: Ujgurzy, Kazachowie, Rosjanie, Koreańczycy - każdy jest inny, a nie bez znaczenia jest, że przekłada się do na pyszną kuchnię
:-)
Z mojego punktu widzenia: w porownaniu do Rosji czy Ukrainy Azja Srodkowa jednak jest rozna wiec warto sie wybrac. Ale wtedy o wiele ciekawszy jest Uzbekistan czy Kirgizja. Kazachstan raczej nie zachywyca od razu, raczej powoli wciaga swoja normalnoscia.
jacakatowice napisał:Warto tam lecieć ?
:roll: Jest coś diametralnie innego niż na Ukrainie, w Rosji, Gruzji ?Moim zdaniem warto. Na Ukrainie byłem, w Gruzji nie byłem ale w ogóle bym Kazachstanu z tymi krajami nie porównywał. Kulturowo jest od Ukrainy trochę inny: tzn. niby muzułmański ale wódkę piją jak w Rosji. Nikt Cię tam za rękaw ciągał nie będzie byś walił czołem w południe o dywan.Tylko tak - lecieć warto ale nie na żadne wczasy. Oczywiście, chcesz zostawić sporo kasy, wynająć auto na miejscu, spać w hotelach 3* i 4* gwiazdkowych - da się. Nie wszędzie ale w dużych miastach (Ałmaty, Astana) to jest możliwe. Tam gdzie przyroda są jurty, cen nie znam ale podejrzewam że osiągalne, można konie wynająć. Wszystko można.Ale jest to kraj idealny do taniego podróżowania. Autostopem 250 km ledwo zipiącym Kamazem? Proszę bardzo, nigdy nie czekałem dłużej niż 20 min. Nowa Toyota ze skórzana tapicerką i rozsądnym audio wewnątrz? Też się zatrzyma. Ludzie, poza metropoliami, żyją skromnie ale godnie. Nic mnie tam złego nie spotkało, nikt mnie oszwabić nie próbował i nie byłem też taką sensacją jak w Chinach, gdzie robiono sobie ze mną zdjęcia jak z wielbłądem.Góry to mają takie, że jak stałem na dworcu w Ałmaty czekając na busa i moim polsko-rosyjskim próbowałem pogadać z Kazachem, jak je zobaczyłem to musiałem dwoma rękami szczękę przytrzymywać. Drugi mnie to spotkało jak spróbowałem kazachskim dżemów, a trzeci jak mnie kobiecy ideał wziął na stopa pod koniec podróży
;)Melony, arbuzy - to radzę omijać z daleka bo potem w Polsce nie weźmiesz tych marketowych do ust. Tak więc masz wybór: albo żyć w poczuciu, że wiesz jak smakuje melon, albo spróbować tego kazachskiego. Żeby nie było, że nie ostrzegałem
:) Lepioszki są jak Madras Curry kupowane w Carrefourze w Dubaju - po prostu wzorowe. Nic do poprawy. U nas tego nie znajdziesz, niczym nie zastąpisz. Dokładając do tego dżem, zagryzając melonem, jesteś w raju i żadnych dziewic Ci nie potrzeba bo rąk brakuje
:) Piszę trochę w żartach ale jak lubisz dobrze zjeść to zjesz, chociaż dania główne w restauracjach mi akurat nie podchodziły tak do końca. Tłuste, ciężkie i dużo cebuli. Ale co kto lubi, te ich pilawy bardzo polecam. Na zimno też dobre. Wódki mniejszej niż 0,2l nie widziałem.Co jeszcze bym napisał... aha, przeciwnie niż u Autorki, u mnie wszystko działało. Bus stał tam gdzie miał stać, dowiózł tam gdzie miał dowieść, a w drodze powrotnej odebrał z miejsca noclegu.Językowo jest jak we Francji, a nawet lepiej bo oprócz swojego znają chociaż jeden języl obcy - rosyjski. W Ałmaty, jak w Paryżu, ktoś zna kogoś, kto zna angielski. Łatwiej złapać grypę niż znaleźć taką osobę, ale jak już się uda to wszystko Ci powie. Turystyki tam w sumie nie ma, w hostelu w pokoju dzielonym spałem sam.Co więcej mogę dodać? Kazachstan potrafi przeformować wyobrażenia o podróżach. Na celowniku mam Kirgistan i trekking Ala-Kol (wygoogluj). Nie wiem czy uda się w 2017 ale w 2018 nie widzę innej opcji. Uzbekistan też mam na oku więc jak zwykle zadecyduje promocja.
:)
Mi również jezioro bardzo przypadło do gustu, choć przyznaję, że po pierwszych minutach wieczorem byłam lekko przerażona. Jednak za dnia sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jeśli ktoś planuje spędzić kilka dni w Astanie to zdecydowanie korzystniej jest rozdzielić ten czas na Burabaj i stolicę.
Czym bylas przerazona? Malo bezpiecznie? Myslalem ze czegos nie doczytalem, wiec jeszcze raz przeczytalem ten fragment relacji, ale chyba nie napisalas co Cie tam wieczorem przerazilo
:)
Mam na myśli to, że w wakacyjny wieczór była na głównej ulicy jedna wielka dyskoteka, gdzie basy miażdżyły mózg
;-) A ja pojechałam tam, żeby uciec od tlocznej Astany. Z bezpieczeństwem w całym Kazachstanie nie było problemu
:-)
Karolino krótkie pytanie, korzystałaś z naszych kart płatniczych zarówno płacąc nimi i korzystając z bankomatów w Kazachstanie czy tylko USD i wymiana na miejscu?
@krystoferson112 Miałam zapas gotówki. Ale raz płaciłyśmy kartę mastercard ($) z kantoru aliorbank i poszło bez najmniejszych kłopotów. Po przeliczeniu kursu po powrocie wyszło bardzo podobnie jak przy wymianie waluty na miejscu, dokładnie 15000 KZT -> 43,33 $ (dolar był kupiony w aliorze po ok. 3,8358). Zatem myślę, że nie powinno być problemu. Odniosłam wrażenie, że Kazachowie są uzależnieni od bankomatów i banków, w jakimś centrum handlowym, stało ich w rządku po ścianą, kilkanaście obok siebie - nie przesadzam. Oczywiste jest to, że zapas gotówki trzeba mieć, zwłaszcza jeśli chodzi o płatności za marszrutki. Ale w wielu sklepach są terminale, to samo dotyczy hoteli. Ostatni, wspomniany hotel Progres, mimo że raczej standardem nie grzeszył to miał terminal płatniczy.
@krystoferson112, płaciłem dwoma kartami MC polskich banków i przechodziły bez problemu. Możesz też zabrać USD i wymienić (kantor lotniskowy w ALA nie odstawał rażąco kursem od tych w centrum, pewnie w Astanie będzie podobnie).
Myślałem, że końcówka mnie niczym nie zaskoczy, a tu kolejka na Przełęcz Talgar też nie jeździła?
:)Fajna relacja, miło było poczytać, powspominać i zobaczyć nowe miejsca, w których nie byłem.
@Don_Bartoss Hehe, co mam ci powiedzieć?! Wyobraź sobie, że będąc w Astanie wróciłam do twojej relacji, bo właśnie kojarzyłam, że wybrałeś się podczas swojej podróży na Chimbulak. Początkowo miałyśmy powtórzyć wszystko krok po kroku za tobą. Ale jak zobaczyłyśmy te busy, to już nie chciało nam się wracać niżej do stacji kolejki. Zdecydowałyśmy, że pojedziemy busikiem, a potem na środkowej stacji wsiądziemy w kolejkę i pojedziemy na przełęcz. Pognałyśmy w kierunku kas, a tu żaden wagonik kolejki ani drgnie w kierunku przełęczy. Być może wynikało to z późnej pory, bo rzecz działa się ok. 18ej, sama nie wiem. Ale nawet bez przełęczy, uważam że jest tam pięknie. Byłam bardzo mile zaskoczona, no i pogoda tym razem nam dopisała
:-)
Zastanawiałem się dość długo nad odwiedzeniem Burabaju, ale ostatecznie zrezygnowałem. Chyba był to błąd :/Podpowiedź: z Astany jeździ kilka pociągów do Pietropawłowska przez Szczucińsk, właściwa stacja to "Kurort Borowoje", cena ok 700 T (wagon obszczyj - czyli płackarta ale po 3 osoby na dolnej leżance).Co do płatności za bagaż: w niektórych regionach się płaci, zwłaszcza na wschodzie Kazachstanu. Przy czym wówczas należy się spodziewać pytania jeszcze na etapie zakupu biletu w kasie w stylu "skolka sumkow?" i w zależności od trasy płaci się 150 - 300 T i oczywiście dostaje się bilet.Trochę dziwi mnie ta cena za komunikację miejską w Ałmaty - różnice są groszowe, ale wszędzie płaciłem 80 T, taka cena jest też na bilecie.No i coś mi nie gra z tym autobusem 79 - od kogo dowiedzieliście się, że już nie jeździ? Jeszcze 8 sierpnia przemierzał dzielnie miasto z napisem "Aeroport"
;) ale przyznam, sam około 21:30 wsiadłem do 92 niedaleko od stacji metra Bajkonur. Wg informacji na przystankach autobus jeździ do 23:00, ale nie wiem na ile odpowiada to rzeczywistości.Ciekawie się czytało tę relację, choć niektóre informacje które mamy ze swoich wyjazdów są zupełnie sprzeczne. Ale... na pewno przyda się przy okazji kolejnej wizyty
:)
O pociągu słyszałam, bo w relacji w której dowiedziałam się o Burabaju był właśnie opis dojazdu pociągiem. Ale z tego co pamiętam wykalkulowałyśmy, że lepiej czasowo wyszło nam jednak mimo wszystko z busem. My cały czas kupowałyśmy bilety na bieżąco. A sam widzisz jak było z dostępnością biletów kolejowych w wakacje.Co do bagażu, to właśnie chodziło mi o to, że Pani sprawdzaczka była przy całej sytuacji i nic się nie zająknęła o dodatkowej płatności, w kasie kupowałam bilety i Pani także widziała że mam plecak na ramionach. Więc sądzę, że to była fanaberia kierowcy, który chciał coś na boku zarobić. Gdyby mi kazano zapłacić w kasie to oczywiście nie miałabym z tym problemu. Prawdopodobnie masz rację z tymi biletami na komunikację publiczną w Ałmaty - nie notowałam wszystkiego na bieżąco. Na przystanku przed lotniskiem cały czas widnieje naklejka z numerem 79. A o tym, że nie dojeżdża na lotnisko powiedzieli nam pracownicy lotniska, którzy stali niedaleko, tą informację potwierdziła babeczka, z którą jechałyśmy busem 92. Niektórzy byli tym zaskoczeni, więc to musiała być jakaś zmiana sprzed chwili. Poza tym tak, jak pisałam wieczorem 79 jechał za nami, po czym odbił przed lotniskiem. Ostatecznie można jechać 79 i dojść te kilkaset metrów do lotniska piechotą. Wygląda to tak jakby 79 zamienił się trasą z 92.
Muszę dokładniej przeczytac relację i obejrzeć zdjęcia. Ja tez skusiłam sie na tę promocje Belavii i pojechałam do Kazachstanu w maju. Tez jechałam przez Wilno. Fantastyczna podróż. Żałowałam tylko, ze byłam krótko - 9 dni w Kazachstanie. ale udało mi sie dużo zobaczyć. Może tez cos napiszę, albo przynajmniej pokaże zdjecia? Ja byłam sama, a ponieważ mam 70 lat, więc budziłam tam zdumienie tubylców. nazywali mnie "wiesiełaja babuszka c Polszy."
Po pierwsze witamy na forum
:-)A czy ty przypadkiem nie spotkałaś w ambasadzie mojej koleżanki Sylwii?Oczywiście zachęcam do podzielenia się twoimi wrażeniami z wyprawy i zdjęcia. Im więcej wiedzy na forum tym lepiej.
Fajna i myślę , że przydatna relacja, choć ja już z post-komunistycznych klimatów po wizycie w Gruzji się wyleczyłem .Ta daleka Azja jest chyba ciekawsza i chyba bardziej przyjazna , zapraszam do mnie https://bigmarkk.wordpress.com/ . pozdrawiam bm
Fajna i myślę , że przydatna relacja, choć ja już z post-komunistycznych klimatów po wizycie w Gruzji się wyleczyłem .Ta daleka Azja jest chyba ciekawsza i chyba bardziej przyjazna , zapraszam do mnie https://bigmarkk.wordpress.com/ . pozdrawiam bm
Nasz plan jest napięty, więc gdy już nacieszyłyśmy oczy widokami wracamy do miasta. Aby nieco przyspieszyć łapiemy stopa, który ostatecznie okazał się płatny, no ale to nasza wina bo nie spytałyśmy gdy wsiadałyśmy do auta.
W hotelu korzystamy jeszcze z prysznica, zabieramy bagaże i idziemy do centrum. Do Astany jest jeden autobus dziennie o 11ej więc jesteśmy już kilka godzin spóźnione. Musimy jechać na dworzec do Szczucińska i potem przesiąść się do Astany. Marszrutka nam zwiała, ale jeżdżą co ok. 30 min. Czekamy. Taksiarz proponuję nam shared taxi za 250 KZT (2,75 zł), bus kosztuje 150 KZT (1,65 zł).
Jednak nie ma jeszcze pasażera nr 3 i 4 więc mówimy, że wolimy busem. Jednak po kilku minutach znajdują się brakujące osoby i już jedziemy.
W Szczucińsku można skorzystać z shared taxi do Astany 2000 KZT (22 zł) lub z marszrutki. Chętnie skorzystałybyśmy z auta, ale nie ma żadnych pasażerów, a w tym przypadku kompletowanie nie poszłoby tak zwinnie. W kasie kupujemy bilety na marszrutkę 1710 KZT (18,81 zł), ok. 40 min do odjazdu, więc trochę kręcimy się wokół dworca.
Gdy podjeżdża bus, wszyscy pakują się do środka. Przyszła Pani sprawdzaczka biletów (w Astanie też tak było przed odjazdem), a kierowcy nadal nie było. Więc na własną rękę wrzuciłyśmy plecaki do tyłu. Okazało się, że brakuje dla nas jednego miejsca. Jednak pani sprawdzaczka szybko wyłapała pasażera na gapę. Gdy w końcu nadszedł kierowca wyskoczył z mordą, kto śmiał samowolnie wrzucić bagaże, a potem że to kosztuje 300 KZT (3,30 zł) od plecaka. Wyraziłyśmy swoje oburzenie, bo przy takiej kalkulacji to taxi byłoby tańsze, a kierowca być może nie byłby takim skończonym chamidłem.
Na razie nie płaciłyśmy i stwierdziłyśmy, że zobaczymy co wydarzy się w Astanie.
Podróż minęła bez większych emocji, oprócz tego, że kierowca był niemiły dla każdej osoby. Jednak na dworcu wzięłyśmy swoje plecaki i już nie pisnął słówkiem o płaceniu za bagaże - gdyby było inaczej odwiedziłybyśmy swoją znajomą panią kasjerkę, bo nigdy nikt nie chciał od nas nic za bagaż.
Z naszym hostem umówiłyśmy się, w jego mieszkaniu. Podjechałyśmy busem z dworca i następnie piechotką. Zgodnie z planem o 19:30 zadzwoniłyśmy pod wskazany numer mieszkania. Niestety nikt nam nie otworzył. Czekałyśmy pół godziny i musiałam poprosić kogoś o użyczenie telefonu, bo nadal nie miałyśmy lokalnej karty sim.Nasz host chyba o nas zapomniał, ale zjawił się po kilkunastu minutach. Dał klucze, wsadził do windy i życzył miłego wieczoru. No cóż, rozgościłyśmy się i wyszłyśmy po zakupy i spacer po okolicy. Nie bez znaczenia jest to, że mieszkałyśmy jakieś 250 m od Bayterka, więc lepszej lokalizacji nie można sobie wymarzyć.
Nasz host zjawił się po 23ej. Trochę pogadaliśmy. Ogólnie jest inżynierem z Turcji i pracuje tutaj na kontrakcie do końca roku, oczywiście jest to związane z nadchodzącym EXPO. Niedawno odwiedzić Kraków. Ze względu na wykonywaną pracę zwiedził już kawał świata. Ponadto bez owijania w bawełnę oświadczył, że nie ma dla nas za bardzo czasu, bo pracuje po kilkanaście godzin dziennie, więc mamy klucze i możemy robić co chcemy. No cóż będziemy zwiedzać same...Na tą część czekali chyba wszyscy kibice naszej reprezentacji :-) Enjoy it!
Dzień 15 9 sierpnia 2016 r. Astana
Nasz host wyszedł rano do pracy, więc miałyśmy chatę dla siebie ;-)
Zaplanowałyśmy przy śniadaniu roboczy plan zwiedzania i w miarowym tempie zaczęłyśmy się zbierać. Ogólnie w ciągu jednego dnia można zwiedzić większą część miasta na piechotę. Tak też zrobiłyśmy i my!
Pierwszą dosyć spektakularną budowlę miałyśmy już po wyjściu z bloku, bo naprzeciwko znajdował się Hotel Beijing Palace, następnie udałyśmy się w kierunku mostu i po prawej ukazał nam się nieco kosmiczny budynek Centrum Nazarbayeva.
Dalej już za wielką wodą, przeszłyśmy przez ogród Prezydencki - akurat działały zraszacze - było bosko w tej wodnej mgiełce :-) Moja ogólna refleksja na temat miasta i kraju jest taka, że chyba największe pieniądze wydaje się tutaj na utrzymanie zieleni, niemalże o każdej porze dnia i nocy, w każdym mieście, ktoś zajmuje się utrzymaniem tutejszych parków, skwerków itd. Dla przykładu, kiedy wylądowałyśmy w Aralsku w środku nocy, to ktoś pielił skwerek położony niedaleko dworca.
W Parku znajduje się coś a'la Luwr, czyli Palace of Peace and Reconciliation, w środku znajduje się między innymi opera, można wejść do środka za drobną opłatą, jeśli ktoś ma na to ochotę. My nie miałyśmy.
Już z tego miejsca widać okazały Meczet Sułtana Khazret.
Można wejść do środka, choć my najpierw wybrałyśmy złe wejście i wbiłyśmy do jakiejś knajpy (tak, tak mieszczącej się w meczecie). Wejście do świątyni jest bardziej z lewej strony. Strój można mieć dowolny, bo i tak każdy musi założyć taki szlafrok - dostępny za free. Przestrzeń wewnątrz robi wrażenie, kopuła meczetu jest największą w kraju. No i panuje tam milusi chłodek, co jest ogromną pokusą, żeby zostać tam dłuższą chwilę.
Na prawo od meczetu znajduje się kolejny kosmiczny budynek, ale jest to w pełni uzasadnione gdyż mieści się w nim Akademia Sztuki.
Obok zobaczymy pomnik/statuę o wysokości ponad 90 metrów, wykonaną z białego marmuru - to Kazakh Eli monument. Całość wieńczy figura świętego ptaka - Samruka. Pomnik ma symbolizować niepodległość kraju.
W sąsiedztwie znajduje się Pałac Niepodległości - to zdecydowania najmniej spektakularna budowla w okolicy.
No i na samym końcu nasz główny cel, czyli Muzeum Narodowe, którego bryła dosyć mocno przypomina operę w Oslo :-)
Wstęp do Muzeum kosztuje 500 KZT (5,50 zł) plus dodatkowo 1000 KZT (11 zł) za wejście do Hall of Gold - są tam te złote ludki/wojownicy.
Muszę przyznać, że muzeum mi się podobało, są tam duże otwarte przestrzenie, nowoczesne ekspozycje, wszystko tematycznie. Choć merytorycznie się nie wypowiem, jestem totalnym laikiem. Historia to przedmiot, na którym zdecydowanie najczęściej ściągałam w szkole - szczęśliwie skutecznie ;-)
Ok. 13:30 w głównym holu został uruchomiony pokaz filmu na dużym ekranie z muzyką, a wielki orzeł który wisiał przy suficie zaczął "frunąć" - fajnie to wyglądało, zwłaszcza jeśli ktoś wybiera się z dzieciakami. Choć nie jestem pewna czy zawsze odbywa się to o tej samej godzinie.
Później przeniosłyśmy się ponownie na naszą stronę, gdzie zaczęłyśmy od Nur-Astana Mosue i dalej Centrum Handlowe Khan-Shatyr - warto wejść do środka, całość jest wykonana z przezroczystej folii, dzięki czemu nawet zimą panuje tutaj wysoka temperatura.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się plac z fontannami i miejsce do sesji foto z "I love Astana" :-)
My idziemy dalej do budynku Opery i potem jeszcze do centrum handlowego zapolować na małe koniaczki, bo to już ostatni dzwonek ;-)
W okolicy można spotkać architektoniczne inspiracje z całego świata, a to holenderski wiatrak, za chwilę Pałac Kultury w wersji maxi.
Do domu wracamy Bulwarem Nurzhola, prowadzącym do Bayterka.
Znajdują się tutaj figury nawiązujące do państw biorących udział w nadchodzących EXPO. Jesteśmy i my :-)
Po tym aktywnym i długawym spacerze udajemy się do domu na obiadokolację.
Wieczorem idziemy dokonać rzeczy najważniejszej, czyli wjechać na szczyt Bayterka. Bilet kosztuje 500 KZT (5,50 zł). Musiałyśmy odczekać jedną windę do wjazdu, ale ogólnie wszystko idzie sprawnie. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie okrutnie brudne i ukurzone szyby, co znacząco pogarszało widok. Jednak pomimo tego mankamentu na pewno fajnie skorzystać z okazji i wjechać na górę.
Później zajęłyśmy miejscówki przy Ploshchad Poyushchykh Fontanov - podrugiej stronie ulicy Turkistan, idąc od Bayterka. O 21ej odbywa się tam pokaz śpiewających fontann. Trochę mnie to widowisko rozczarowało tak szczerze mówiąc, ale jak już jesteśmy na miejscu to czemu nie skorzystać?!
Po krótkim spacerku wróciłyśmy do chaty.
Czekałyśmy ze 2h na naszego gospodarza, jednak sen nadszedł szybciej niż on ;-)Dzień 16 10 sierpnia 2016 r. Astana - Ałmaty - Medeu - Ałmaty
Samolot do Ałmaty mamy dopiero o 14ej, a program na Astanę już wyczerpałyśmy wczoraj. Zatem rano pakowanie i ogólnie ogarnianie sytuacji. Żegnamy się z hostem i jeszcze trochę kręcimy po okolicy, ostatnie spojrzenie na Bayterka. Około 11ej meldujemy się na przystanku nieopodal wspomnianego Bayterka, autobusem nr 12 dotrzemy bezpośrednio na lotnisko. To ok. 15 km, więc podróż zajmuje kilkadziesiąt minut. Musimy chwilę poczekać na check-in, ten czas wykorzystujemy na małą reorganizację bagażu. Dzisiaj będziemy podróżować linią SCAT. Startujemy mniej więcej o czasie. Catering okropny, buła z niezbyt smaczną szynką, wafelek i napoje bez %.
Przylatujemy do Ałmaty o czasie, ale oczekiwanie na bagaż to jakaś porażka. Planowo lądowanie miało być o 15:35, a lotnisko opuszczamy dopiero o 16:25... koszmar. Bo mamy ambitne plany na popołudnie, korzystając z okazji, że tym razem w mieście nie pada ;-)
Na wstępie okazało się, że autobus 79 już nie jeździe z lotniska, zastąpił go nr 92, 80 KZT (0,88 zł). Trochę to zburzyło mój ściśle opracowany plan dojazdu do miasta. Chcemy jechać do Medeu. Musimy najpierw dojechać pod Hotel Kazakhstan w Ałmaty. Zaprzyjaźniona Pani w autobusie w odpowiednim momencie przerzuca nas na inny bus 121, 70 KZT (0,77 zł), którym w korku docieramy pod Hotel. Z tego przystanku musimy wsiąść w bus nr 12 do Medeu, 70 KZT (0,77 zł). Przewodnik podaje nr 6, ale ten bus już nie jeździ. Tak, tak, komunikacja publiczna w Ałmaty nie jest największym sprzymierzeńcem turysty ;-)
Do Medeu jedziemy ok. 30-40 min. Dojeżdżamy pod lodowisko, aby skorzystać z kolejki linowej na Chimbulak trzeba wysiąść chwilę wcześniej. Kolejka kosztuje 2500 KZT (27,50 zł) w dwie strony do Chimbulaka, lub 3500 KZT (38,50 zł) do przełęczy. My nie chcemy tyle płacić za to żeby jechać i podziwiać widok zza zasyfionych szyb. Jak biorą tyle kasy to mogliby się nieco bardziej postarać.
Jednak nie rezygnujemy z Chimbulaka. Przy lodowisku jest przystanek Ecobus, gdzie nowe minibusy zawożą na górę za 200 KZT (2,20 zł) za przejazd w jedną stronę. Odjeżdżają gdy się zapełnią, ale jest to ok. 10-15 min.
W połowie drogi zajechał nam drogę samochód z robotnikami, którzy naprawiali drogę. Wytraciliśmy prędkość i musieliśmy cofać, żeby wystartować do przodu. To jakie bluzgi puścił nasz kierowca w kierunku robotników, gdy ich potem mijaliśmy, to nawet ja zrozumiałam z moim kiepskim ruskim ;-)
Chimbulak to naprawdę piękne miejsce, nie spodziewałam się takiej infrastruktury w Kazachstanie. Kolejka na przełęcz w ogóle nie jeździła, pewnie to dlatego, że z dołu przyjeżdżały puste wagoniki.
Gdy nacieszyłyśmy się widokami, zapakowałyśmy się w busik i zjechałyśmy na dół. Uciekła nam niestety 12-tka, ale za jakieś 20-30 minut przyjechała kolejna.
Wysiadłyśmy pod hotelem Kazakhstan. Ludzie na przystanku radzili nam żeby podjechać w okolice dworca Sayakhat, stamtąd powinno jechać coś na lotnisko. Tak też zrobiłyśmy. To co dzieje się tutaj na ulicach po 20ej to jakiś koszmar, ludzie stoją na środku ulicy, próbując złapać "taxi-stopa", autobusy wypchane po dach itd. Nasz przewodnik twierdził, że na lotnisko ostatni autobus jedzie ok. 21ej. Mamy zatem jeszcze kilka minut do godziny zero. Jednak pytani ludzie mówią że nic już nie będzie jechało. Gdy maszerujemy na przystanek, zaczepiają nas taksiarze, chcą 1000 KZT (11 zł). Uznałyśmy, że do odlotu mamy jeszcze całą noc, więc zbadamy jeszcze sprawę autobusu. Znajdujemy odpowiedni przystanek i czekamy. Po ok. 10 minutach podjeżdża bus nr 92 - huuuura! Było to o 21:20.
Po drodze zatrzymaliśmy się na kilka minut na przystanku - okazało się, że czekaliśmy na drugi bus 92, z którego pasażerowie przesiedli się do nas. Zatem wiele wskazuje na to, że to faktycznie był ostatni autobus lotniskowy. Trochę to dziwne, bo lotnisko działa całą dobę i nocą średnio co godzinę jest jakiś lot.
Po drodze widziałam jeszcze autobus 79, ale skręcił on kilkaset metrów przed lotniskiem w lewo.
Na lotnisku przystosowujemy swój strój do warunków europejskich. Zwiedzamy wszystkie możliwe sklepiki, a na koniec lądujemy na dole w restauracji, gdzie przy herbacie czekamy na nasz lot. Jeśli ktoś chce to na dole (hala przylotów) jest przechowalnia bagażu, w rogu, przy jadłodajni.
Dzień 17 11 sierpnia 2016 r. Ałmaty - Mińsk - Brześć - Terespol - Biała Podlaska - Warszawa
Nasz samolot odlatuje o 5:10. Dwie godziny wcześniej nadajemy, bagaż, przechodzimy przez kontrolę paszportową - nikt nie pytał o żadną rejestrację w czasie pobytu w Kazachstanie. Obeszłyśmy duty free, a resztę czasu spędzamy na oglądaniu Igrzysk Olimpijskich, przed wejście do gateów są 4 duże TV :-)
Startujemy o czasie, tym razem catering był dużo lepszy - danie na ciepło: ryż z duszonym kurczakiem w mleczku kokosowym z warzywami, napoje tak jak poprzednio bez alko.
Tym razem nie przeciekaliśmy :-)
W Mińsku lądujemy o czasie (7:20), temperatura 14 stopni, duża mgła a potem deszcz. Znowu mija mnóstwo czasu w oczekiwaniu na bagaże. Cały samolot przeszedł kontrolę paszportową, a bagaży nadal nie było. Nasz pociąg odjeżdża o 9:28, dotychczas te 2h wydawały mi się bezpieczną ilością czasu na przesiadkę z samolotu do pociągu, ale teraz z każdą minutą mam coraz większe wątpliwości.
Gdy już zgarnęłyśmy plecaki, pognałyśmy na przystanek. Autobus po kilku minutach przyjechał. Najpierw jedzie górą przy odlotach potem zjeżdża na dół na przyloty. Płacimy 3,79 BYN, choć mam wrażenie, że kierowca przyjmował płatności w każdej walucie: ruble, dolary, euro.
Niestety nie odjechaliśmy od razu, tylko czekaliśmy, ostatecznie wystartowaliśmy ok. 8:15.
Podróż potrwała godzinę, deszcz i lekkie korki wydłużyły przejazd. Nie wiem czy nie lepiej było wysiąść wcześniej na jakiejś stacji metra - może byłoby szybciej.
Z wywieszonymi ozorami pognałyśmy na nasz peron - uff, zdążyłyśmy.
4-osobowy przedział miałyśmy dla siebie, trochę pospałyśmy.
Do Brześcia dojechaliśmy idealnie o czasie 14:03. co dawało nam 12 minut na przesiadkę na pociąg do Terespola. Niestety musiałyśmy przebiec cały dworzec, bo byłyśmy niemal w ostatnim wagonie. Ludzie trochę nas przyblokowali w przejściu podziemnym. No i oznakowanie było beznadziejne, wielkim drukiem były strzałki na kible, a perony międzynarodowe jakimś mikrodrukiem - wejście jest tuż przy kasach.
Zdyszane pod drzwiami meldujemy się 7 minut przed czasem. Perony były puste, ale nadgorliwy ochroniarz czy celnik powiedział, że nas nie wpuści i wskazał palcem na tabliczkę z napisem, że trzeba być min. 10 min przed odjazdem. Żadne błagania, prośby, nawet miejscowych, nie pomogły i przez te przeklęte 3 minuty nie przekroczymy granicy w 20 minut. Nie miałyśmy wcześniej wykupionych biletów więc nic nie straciłyśmy. Następny pociąg był za 4h, uznałyśmy, że musimy ogarnąć jakiś inny sposób.
Ktoś wskazał nam dworzec autobusowy. Większą część drogi pokonałyśmy w milczeniu, bo chyba każda z nas w myślach wyklinała tego gościa, który nas nie wpuścił.
Autobus do Terespola odjeżdżał o 15:40, koszt to 6 BYN (ok. 12 zł). Poszwędałyśmy się trochę po okolicy i bazarze. Autobus był zajęty do ostatniego siedzenia, ale wszyscy oprócz nas to miejscowi.
Do granicy dojechaliśmy sprawnie, kontrola po stronie białoruskiej też szybko, ale potem zaczął się maraton zakupowy w duty free i ukrywanie wszystkiego. To zajęło najwięcej czasu. Kontrola polska nie była zbyt wnikliwa, bo nic nie znaleźli ;-) ale wszystko to trwało. Około 16:30 byłyśmy na dworcu kolejowym w Terespolu. 3,5h do kolejnego pociągu do Warszawy. Postanowiłyśmy poszukać jakiegoś busa, ale niestety nic nie było. Przewędrowałyśmy całe miasto - nie sądziłyśmy że jest tak duże - aż do drogi przy granicy. Nasz autostop zatrzymał się zanim zaczęłyśmy go łapać :-) Miły gość podwiózł nas do Białej Podlaskiej, skąd o 18:45 busem firmy Garden Service (28 zł) ruszyłyśmy do Warszawy. Po 3h znalazłyśmy się w punkcie startu naszej wycieczki :-)
P.S. Zaraz będziemy podsumowywać, tylko zdmuchnę kurz z liczydła ;-)Podsumowanie
Wyjazd do Kazachstanu uważam za bardzo udany. W większości plan został zrealizowany. Pewnie niektóre rzeczy można by zrobić lepiej, szybciej, taniej, czy bardziej komfortowo, ale czy to aż tak ważne?!
Poniżej znajdziecie sumaryczne zestawienie kosztów wyjazdu. Wydaję mi się, że niczego nie pominęłam. Z tego co kojarzę, to w podanej kwocie zawiera się tylko 5 noclegów, bo tyle ich właśnie było w czasie wyjazdu. Pozostałe to namiot, couchsurfing, środki lokomocji i dworcowe poczekalnie.
Nie rozdzieliłam wydatków na te przeznaczone na transport, żywność itd. gdyż aż tak dokładnie tego wszystkiego nie rozpisywałam. Wszystkie ceny przejazdów długodystansowych znajdziecie w tekście.
Dzięki, że towarzyszyliście mi przez całą relację. To doskonale motywuje do pisania kolejnych części. Mam nadzieję, że relacja zachęci Was do odwiedzenia Kazachstanu i/lub pomoże w planowaniu własnego wyjazdu.
P.S. Szukającym w Ałmaty marszrutki do Saty życzę sukcesu ;-)
Gdyby ktoś chciał wydrukować relację, ale bez zbędnych zdjęć, to pdf znajdziecie tutaj https://drive.google.com/file/d/0ByyooB_5WRvITS04bTc3a09jcUk/view?usp=sharing