+3
Revan_ 22 września 2016 00:04
44.jpg



Kolejnym przystankiem była Suczawa. To miasto mieliśmy bardzo słabo opracowane, więc w sumie widzieliśmy tylko Zamek Tronowy (z XIV wieku). Najlepiej zaparkować obok McDonalda. Po 10 minutach spacerku w górę (brak oznakowania, trzeba iść na czuja) dojdziemy do zamku. Wejście płatne, ale nie pamiętam cennika (chyba 2 leje za studenta). W okolicy zamku jest sporo atrakcji - skansen, klasztor św. Jana Nowego oraz kilka cerkwi.


46.jpg



47.jpg



48.jpg



49.jpg



45.jpg



Po 60 km jesteśmy w Targu Neamt, gdzie warto zatrzymać się na chwilę przy twierdzy Neamt (XIV w.). Niestety przyjechaliśmy koło 19 i nie udało nam się wejść na teren twierdzy. Bardzo charakterystyczny jest okazały, kamienny most prowadzący do warowni, opierający się na filarach. Sama twierdza jest w słabym stanie (w sumie to ruiny), ale podobno warto wejść do środka. Parkingu w okolicy jest bardzo mało - pomimo późnej pory nadal było sporo samochodów (w okolicy jest kilka obleganych restauracji) - ale da się zaparkować.


50.jpg



51.jpg



Włączyła nam się faza na pizze, więc jak to tak?! Trzeba coś znaleźć! W centrum polecamy fajną pizzerię La Cuptor (klik).

Hmm, może to trochę dziwnie wyglądać, że ledwo trzeci dzień na miejscu, a my już jemy fast foody, ale mnie osobiście nie urzekła kuchnia rumuńska. To nie moja pierwsza wizyta w tym kraju (cztery dni w Bukareszcie w 2015 r.) i wtedy naprawdę staraliśmy się chodzić po dobrych restauracjach z tradycyjnymi potrawami. Jak zawsze, jestem w stanie znaleźć coś dobrego w każdym państwie, to tutaj naprawdę bez rewelacji. Niestety : ( Za to Rumuni mają dar do kopiowania innych kuchni! Czy to włoskie potrawy czy kebab to robią to czasami lepiej niż w oryginale :)

Wracając do relacji... Pomimo późnej pory postanowiliśmy, że dojedziemy jeszcze do Jassów i tam poszukamy miejsca na nocleg. Jednak... zrodził się w naszych głowach rewelacyjny pomysł... Niestety, wykonanie wyszło dużo gorzej : ( Ale to działo się już po północy, więc tutaj stawiam kropkę i zapraszam z powrotem za kilka dni na kolejne opisy naszych przygód : )

Jeżeli macie pytania, śmiało pytajcie!Dzień piąty - 08.08 - w drodze do Jassów chwilę po północy

Pierwszy plan podróży przewidywał również 3-4 dni w Mołdawii. Jednak ciężko nam było zorganizować ludzi na ponad trzytygodniowy wyjazd. Musieliśmy zrezygnować z Mołdawii. Jednak strasznie szkoda nam było, że jesteśmy już tak blisko przejścia granicznego w Sculeni (ok. 20 km) i co nie wjedziemy, chociaż na chwilę? Już od Targu Neamt ostro dyskutowaliśmy - jechać czy nie jechać. Zrobić to od razu czy rano. Odrobinę pobudzeni pysznymi rumuńskimi winami (w końcu to kraj wina, wina dużo tańszego... najtańsze jakie widzieliśmy w sklepie kosztowało 4,5 zł za litr i o dziwo nawet było dobre), stwierdziliśmy, a co tam! Lecimy do Mołdawii.

W planach mieliśmy zobaczyć jakieś przygraniczne miasteczka i wsie oraz zaopatrzyć się w pyszne mołdawskie wina, zrobić zapasy alkoholu, paliwa i ogólnie wszystkiego co tańsze niż w Rumunii. Typowi studenci :)

Na przejście graniczne zajechaliśmy koło pierwszej w nocy. Szybkie poszukiwanie paszportów i po chwili stania przechodzimy odprawę z pogranicznikami rumuńskimi. Pomimo bardzo późnej pory, kolejka do mołdawskiej strony była ogromna. Zdążyliśmy zrobić kanapki, zwiedzić okolicę, dowiedzieliśmy się, że jak jedziemy DO Mołdawii to nie możemy skorzystać z usług sklepu wolnocłowego, a w konsekwencji zostaliśmy z niego pogonieni przez strażnika granicznego.

I w końcu, po ok. 1,5h czekania nadeszła nasza kolej. Trafił się nam bardzo "przyjemny" funkcjonariusz straży granicznej. Na dobry wieczór zaczął krzyczeć, rzucać naszymi dokumentami. W końcu ogarnął, że właściciela auta nie ma na pokładzie pojazdu. Poprosił o upoważnienie na wyjazd samochodu za granicę bez właściciela i tutaj uczciwie trzeba przyznać, że zawaliliśmy. Zapomnieliśmy ogarnąć porządnego upoważnienia. Mieliśmy jakiś świstek papieru pisany godzinę przed odjazdem, ale nie wyglądało to za profesjonalnie. Pogranicznik zaczął latać po przejściu granicznym i szukać takie upoważnienie, jakie chciał, po kolejnych minutach zamieszania oznajmił nam, że nie wpuści nas do Mołdawii. Kolejne dwadzieścia minut oczekiwania na oficjalny formularz o cofnięciu na granicy i mogliśmy wracać do Rumunii. Jednak ostatecznie zlitował się nad nami i pozwolił chociaż zrobić zakupy w sklepie wolnocłowym (faktycznie ceny były dużo niższe niż w RO, litr wódki Nemiroff za niecałe 9 zł). A po rumuńskiej stronie wcale nie byli zdziwieni, widać często się zdarza, że zawracają na tej granicy. Z wiadomych względów wstrzymaliśmy się z fotografowaniem na granicy :)

No i musieliśmy szukać jakiegoś miejsca do spania, a tu już prawie trzecia w nocy. Kto jeździł pod namioty na dziko w pagórkowaty czy górski teren, ten wie, że w całkowitych ciemnościach szukanie sensownego miejsca do rozbicia namiotów nie jest przyjemne. Jednak po przejechaniu ok. 10 km udało się nam rozbić w jakiejś wiosce. Pomimo późnej pory wywołaliśmy małą sensację. Mam lekki sen i kilkukrotnie budziłem się, ponieważ ktoś podchodził pod nasze namioty, na szczęście tylko z ciekawości.


1.jpg



Pobudka z rana i jedziemy do Jassów. Fajne miasto na jeden dzień. Tak naprawdę główne zabytki normalnym tempem można zobaczyć w ciągu kilku godzin. Jednak nie zmienia to faktu, że jest bardzo ładne. Jest również wyjątkowo zadbane jak na rumuńskie standardy. Zabytki miasta są zbite w jednym miejscu i znajdują się w okolicy Piața Unirii i odchodzącej od niego Bulevardul (bulwar) Stefan cel Mare. Bulwar ten uznawany jest za główną historyczną arterię w Jassach. Przy numerze 3-9 można kupić bardzo dobre wypieki w piekarni... Petru :)


6,5.jpg



Po drodze mijamy prawosławną katedrę (wejście na ogrody jest z innej ulicy, tam jest widać front), gmach neobarokowego Teatru Narodowego, cerkiew Trzech Hierarchów, a na samym końcu potężny Pałac Kultury (ale nie taki jak u nas - ten pochodzi z lat 1906-1925), zbudowany w stylu neogotyckim. Z drugiej strony mamy ciekawe połączenie. Tylna ściana pałacu, ogrody oraz... wielka galeria handlowa.


1,5.jpg


2.jpg



3.jpg


4.jpg



5.jpg


6.jpg



7.jpg


8.jpg



9.jpg


10.jpg



11.jpg


12.jpg


13.jpg


14.jpg


15.jpg


16.jpg


17.jpg


18.jpg


19.jpg


20.jpg



Warto podejść w okolice Piata Mihai Eminescu i poszukać pięknych, kamiennych schodów, które można często znaleźć na zdjęciach z tego miasta. Mu zaparkowaliśmy za darmo właśnie w okolicy tego placu (współrzędne: 47°10'14.3"N 27°34'17.2"E).

21.jpg


22.jpg



Tutaj też zaopatrzyliśmy się w kartę sim z internetem. Za 6 euro dostaliśmy pakiet 7,5 GB netu oraz 100 minut na rozmowy międzynarodowe. Ważne chyba 30 dni. Uważajcie na wiejskie sklepiki, gdzie wciskają darmowe karty sim za kilka opłatą. Najlepiej jest podejść do salonu, którejkolwiek sieci komórkowej i poprosić o konfigurację karty. My korzystaliśmy z oferty Vodafone. Zasięg był bardzo dobry (w większości 3G), ale były też białe plamy.

Przed nami ok. 400 km w kierunku wybrzeża. Warto tutaj pojechać trochę inaczej niż proponuje google maps. Cofnąć się do Targu Frumos i potem na Bacau i Fokszany. Droga jest dużo lepszej jakości - dwupasmówka, ale z ograniczeniem do 90km/h, jednak większość Rumunów jechała ok. 140 km/h, więc my za nimi. Obyło się bez mandatu :)

Następny przystanek został trochę wymuszony przez porę dnia. Czas na obiadek w miejscowości Roman. Miasteczko, oprócz interesującej zabudowy w stylu Ceauşescu nic nie ma do zaoferowania. Chcieliśmy odwiedzić najlepszego kebaba w okolicy (bez hejtu! - klik). Niestety było zamknięte, o czym dowiedzieliśmy się na miejscu. Poszliśmy do restauracji obok serwującej w sumie wszystko. No i w sumie wszystko było bardzo średnie.

Kolejna atrakcja nie jest zbyt często opisywana w internecie i przewodnikach, a warto poświęcić swój czas, by się tam dostać. Szukamy wiecznego ognia, tzw. Focul Viu! Wejście na teren rezerwatu za darmo. Jestem pewny, że w RO można znaleźć dwa takie miejsca. Gdzieś czytałem o trzecim, ale teraz nie mogę znaleźć tych informacji. My byliśmy w okolicach Andreiașu de Jos (współrzędne: 45°45'03.2"N 26°49'57.1"E). Ostatnie kilkaset metrów jedzie się w górę, kiepskiej jakości szutrówką, ale osobówka na luzie da radę.

23.jpg


Planowo mieliśmy dojechać, aż do Gałacza (przeprawa promowa na Dunaju), jednak było już koło 20, więc siłą rzeczy postanowiliśmy zostać na noc. Była to bardzo dobra decyzja - fajnie je się parówki ugotowane na wydobywającym się z ziemi gazie i popija zdobyczny alkohol z Mołdawii! :)

24.jpg


Dodatkowo bardzo mili Rumuni pozwolili nam rozbić się u nich na działce.

25.jpg


Wybaczcie, że tak mało zdjęć, ale nic nie wyglądało sensownie. Musicie po prostu uwierzyć na słowo, że wieczorem i w nocy robi to piorunujące wrażenie!

Drugie Focul Viu znajduje się w okolicach wioski Terca (obok wulkanów błotnych i Gór Solnych) (współrzędne: 45°32'09.8"N 26°32'53.6"E), jednak dojazd jest bardzo słaby, osóbówka dojedzie tylko do pewnego momentu, potem piechotką, ale zajmie to bardzo dużo czasu.

Dzień szósty - 09.08

Pobudka z rana i ruszamy w kierunku Tulcea, dzisiejszego dnia planujemy rejs pod delcie Dunaju. Przed nami tylko 200 km, co powinno nam zająć ok. 4-4,5h, ale niestety nie zajmie.

Już po kilkunastu kilometrach zatrzymuje nas nieoznakowany patrol policji, wyposażony w wideorejestrator. W przeciwieństwie do Polski, tutaj policjanci nie przemęczają się. Po prostu stoją na poboczu i cierpliwie czekają. Zazwyczaj są to Dacie, często białe :) Niestety dyskusja nic nie dała - mandat wyniósł nas 250 lej za przekroczenie prędkości o 28 km/h w terenie zabudowanym do opłacenia w ratuszu w ciągu 3 dni. Ciężko było się dogadać, czy może zostać opłacony w najbliższym czy w dowolnym w okręgu Dobrudży. Woleliśmy nie ryzykować i podjechaliśmy do Fokszan szybko opłacić należność.

26.jpg



Dojechaliśmy do Gałacza i stanęliśmy w sporej kolejce do przeprawy promowej (ok. godziny czekania w strasznym upale). Samo przekraczanie rzeki zajmuje ok. 20 minut. Koszt przeprawy nie był duży, chyba 20 lejów za samochód z kierowcą i po 1,5 leja za pasażera.

27.jpg


28.jpg


29.jpg


30.jpg



Tulcea

31.jpg


Do Tulczy zajechaliśmy koło 16, musieliśmy odpuścić obiad. A żeby znaleźć rejs po delcie wystarczy zaparkować gdziekolwiek blisko nabrzeża i ruszyć w poszukiwaniu łódki, a tych jest multum. W pierwszej na starcie zawołali po 100 lej za osobę za trzygodzinny rejs. W kolejnej udało się zejść do 45 lejów. Szczerze polecam Catamaran Tora (klik do fb). Na samej delcie można zrobić świetne zdjęcia samej delty, jak i fauny. Nasz sternik nie wymagał od nas żadnych pozwoleń na pływanie po delcie.


32.jpg


33.jpg


34.jpg


35.jpg


36.jpg


37.jpg


38.jpg


39.jpg


40.jpg



Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

criss88 22 września 2016 13:54 Odpowiedz
Fajna fotorelacja ! Mi właśnie kuchnia rumuńska bardzo przypadła do gustu szczególnie sarmale (rumuńskie gołąbki), ciorby (gęste zupy) i wyroby piekarnicze, ale kto co lubi ;) a podczas 5dniowego pobytu w Transylwanii nie widziałem żadnych bezpańskich psów... czekam z niecierpliwością na dalszą część ! :)
criss88 22 września 2016 13:54 Odpowiedz
Fajna fotorelacja ! Mi właśnie kuchnia rumuńska bardzo przypadła do gustu szczególnie sarmale (rumuńskie gołąbki), ciorby (gęste zupy) i wyroby piekarnicze, ale kto co lubi ;) a podczas 5dniowego pobytu w Transylwanii nie widziałem żadnych bezpańskich psów... czekam z niecierpliwością na dalszą część ! :)
adamek 3 listopada 2016 14:53 Odpowiedz
Dlaczego spaliście na asfaltowej drodze???
doczu 6 listopada 2016 16:06 Odpowiedz
Trochę zdupcyliście bo Sygiet Marmaroski potraktowaliście "po łebkach". Jest fajne "Muzeum Ofiar Komunizmu" zorganizowane w byłym więzieniu, a także omineliście skansen w Sygiecie, który jest mega ciekawy, można w nim zanocować tak w domkach jak i pod namiotem i mało tego można zwiedzać poza godzinami otwarcia, jesli jestesmy gośćmi. Polecam. Oprócz tego w Maramureszu warto przejechać się koleją parową (ponoć najdłuższą w Europie) Mocanitą, z Viseu de sus
seth11 8 kwietnia 2018 22:10 Odpowiedz
Wkrótce to chyba dość duża jednostka czasu, a szkoda bo fajnie się czytało i oglądało.
jerzy5 11 kwietnia 2018 01:05 Odpowiedz
Fajna relacja, ciągle przed mną,, szkoda mandatu, ale się zdarza, nie przejmuj się opiniami , takie życie pisz dalej dla potomnych