+1
amphi 2 lutego 2017 20:43
Image

Image
San CristobalDzien 8, czwartek – Oaxaca

W środę wieczorem rozpoczynamy naszą dwunastogodzinną podróż do Oaxaca. Cena za przejazd nie jest niska, ale ponieważ bilety kupujemy zaraz po przylocie do Meksyku (opisane w Dzień 2), to załapujemy się na zniżkę 30% za wczesny zakup, „Compra Anticipada” i ostatecznie bilety kosztują 530 Peso/osoba, a za Alex płacimy 50% normalnej ceny. Bagaże nadajemy na specjalnym stanowisku, po czym po przejściu przez coś w rodzaju kontroli bezpieczeństwa, zostajemy wpuszczeni do poczekalni. Nadjeżdża nasz ADO GL i okazuje się, ze jedziemy najbardziej komfortowym autobusem w naszym życiu! Mega wygodne siedzenia z podnóżkiem rozkładają się do około 140 stopni, a odległość miedzy fotelami jest taka, ze nawet najwyższe osoby nie miałyby co narzekać. Już przed odjazdem zaczynają się niespodzianki: nagle wchodzi ochroniarz i rejestruje kamera twarze wszystkich pasażerów. Później przekonaliśmy się, ze obecnie to standardowa procedura, nawet na krótszych trasach. Druga nietypowa rzecz zdarza się w środku nocy. Nagle autobus zjeżdża z trasy i zatrzymuje się. Otwiera się luk bagażowy i dokonywana jest jakaś manipulacja przy bagażach. Postój trwa około godziny.

Image
Autobus ADO GL

Nad ranem docieramy do Oaxaca i na piechotę maszerujemy do naszego hotelu. Czeka nas miła niespodzianka! Okazuje się, ze mimo wczesnej godziny zostajemy wpuszczeni do pokoju. A teraz kolejna, tym razem niemiła! Sprawdzamy stan naszej walizki i zauważamy, że kłódka została wyłamana! Szybka inspekcja zawartości bagażu i konkluzja: chyba nic nie zginęło! Od czasu drastycznych styczniowych podwyżek cen paliw sytuacja w Meksyku jest napięta i najwyraźniej mamy do czynienia z działaniami prewencyjnymi służb państwowych.
Czujemy się całkiem wyspani po tak wygodnej podróży, wiec czemu nie wybrać się na małą włóczęgę? Przemierzamy wiec centrum Oaxaca, a następnie kierujemy się w stronę dworca autobusów drugiej klasy.

Image

Image

Image
Kosciól Santo Domingo


Image
Zocalo

Galeria Voces de Copal oferuje niesamowite dzieła sztuki, ale ceny niekiedy będące równowartoscią samochodu. Może zrobimy zakupy, ale innym razem. :D

Image

Image

Image

Image

Planujemy dostać się do Santa Maria del Tule i podobno własnie z tego dworca odjezdzają autobusy. Miejsce odnajdujemy bez problemu, gorzej ze zlokalizowaniem autobusu. Pytamy wielokrotnie i za każdym razem przechodnie odsyłają nas do taksówek. Chyba ludzie są pod wrażeniem naszego uporu, ale w końcu jeden Meksykanin dosłownie zaciąga nas do miejsca gdzie przejeżdzają taksówki, czekamy dłuższą chwilę, po czym zatrzymuje taksówkę. Okazuje się, ze te taksówki to specyficzny wynalazek, trochę jak collectivo. Pokonują stalą trasę (na szybie maja przyklejona kartkę z informacją) i płaci się niezmienną kwotę od osoby. Nasz wehikuł ma odkrywczy napis „Tule” i podróżuje już nim małżeństwo. Jest wesoło, bo do małego sedana ostatecznie mieści się sześciu pasażerów i przednie siedzenie dziele z wąsatym Meksykaninem. Nic to, bo za półgodzinną podróż taksówka płacimy raptem 10 peso od osoby. :)
W Santa Maria del Tule nie ma nic ciekawego! Oprócz drzewa, ale za to jakiego! To drzewo o najgrubszym pniu na świecie. Alex stwierdza, ze maja tam tez dobry plac zabaw.

Image

Image

Santa Maria del Tule

Ostatecznie wiec wszyscy wracamy usatysfakcjonowani taksówką z powrotem. Sympatyczny taksówkarz wspólnie z naszym meksykańskim współpasażerem zawzięcie o czymś debatują. Jakby o nas! Nagle taksówka zatrzymuje się na przystanku autobusowym, po czym zostajemy poinstruowani, ze autobus zawiezie nas do ścisłego centrum. Z początku próbujemy prostować sytuacje (planowaliśmy dojechać taksówka do dworca i przejść się na piechotę do centrum), ale widać jak Meksykanom zależy, żeby nam pomóc i doprowadzić bezpiecznie z powrotem, wiec odpuszczamy. Autobus faktycznie przyjeżdza, koszt to raptem 5 peso i tak trafiamy w okolice Zocalo, czyli głównego placu miasta.
Przechodząc wzdłuż bocznej części placu przylegającego do katedry można dostrzec zielony napis „Tours” na jednym z budynków (przysłonięty nieco okolicznymi straganami, więc trzeba wytężać wzrok). To ważne miejsce, bo tutaj znajduje się biuro Lescas Co Travel sprzedające miejsca w autobusie który zawiezie nas jutro do Monte Alban. Autobus kosztuje 70 Peso za osobę w obie strony. Decydujemy się na najwcześniejszą godzinę, czyli 8:30, możliwy jest tez dowolny wybór godziny powrotu. To nie jedyny sposób na dostanie się do Monte Alban, dostępna jest też wycieczka z przewodnikiem (znacznie drożej i podobno wcale nie lepiej) lub autobus miejski (najtańsza opcja, ale wymagane jest przejście jakiegoś dystansu do ruin).
Włóczymy się jeszcze sporo po ulicach Oaxaca i dostrzegamy mnóstwo policji w „strojach organizacyjnych” służących do pacyfikowania tłumów, a także demonstracje Meksykanów przeciwko obecnej polityce państwa. Widać, ze niezadowolenie w społeczeństwie osiągnęło niebezpieczny poziom.

Image

Image
Będziemy natykać się na tego typu sytuacje jeszcze wiele razyHej, zaraz, zaraz, przecież na obrazku jest przekreślony aparat fotograficzny, a ja robiłem zdjęcia smartfonem :lol:Dzień 9, piątek – Oaxaca, Monte Alban

Kiedy czekamy na przyjazd busa do Monte Alban, wdajemy się w rozmowę z parą z Holandii. Opowiadają nam zupełnie niesamowitą historię o sobie. Mianowicie cały ich znaczący ziemski dobytek to .. łódź. I tak już od ponad trzech lat nieustannie przemierzają świat. Odwiedzili już kilkadziesiąt krajów i mają plany na przynajmniej następne dwa lata. Nigdzie im się nie spieszy, bo są na emeryturze, a do tego dorabiają nieco dziennikarstwem. Lubię myśleć, że każde spotkanie, wymiana zdań, może człowieka ubogacać. Jeśli tak jest, to tym razem efekt jest mega silny, bo oprócz mnóstwa pozytywnej energii, wiary w ludzi, przekazują nam też sporo ciekawych pomysłów podróżniczych. I tak naładowani udajemy się na podbój Monte Alban.
Monte Alban to rozległy kompleks zbudowany przez Olmeków i Zapoteków i do tego całkiem nieźle zachowany. Wrażenie robią i same ruiny i ich położenie, bo wokół mamy wspaniałe, pustynno-górzyste widoki. Zdecydowanie warto się wybrać, wstęp nie jest drogi (nie pamiętam dokładnie, kilkadziesiąt peso), a około trzygodzinny pobyt tam jest w zupełności wystarczający.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracamy do Oaxaca i ślinka cieknie nam na myśl o obiedzie. Zapomniałem wspomnieć, że wybraliśmy się dzień wcześniej na fantastyczne jedzenie i dzisiaj zamierzamy to powtórzyć. Mianowicie idąc ulicą Calle de Flores Nagon od Zocalo, po pewnym czasie po prawej stronie można dostrzec halę, a w niej zadymiony nieco korytarz. To aleja grilli, w czymś co chyba nazywa się targ 20 de Noviembre. Zakup jest nieco skomplikowany, choć widząc obcokrajowców sprzedawcy są bardzo pomocni. W skrócie polega to na tym, że zamawia się wybrane mięso na wagę tj. wołowinę, chorizo lub wieprzowinę, do tego osobno kupuje się tortille i dodatki (jak grillowane cebulki, sałatkę czy sos guacamole) . Za porcję wystarczającą dla nas, czyli pół kilo mięsa, trzy rodzaje dodatków, torille i napoje płacimy 200 peso. Werdykt jest też jasny: wieprzowina jest najsmaczniejsza, choć pozostałe rodzaje mięsa również są świetne. Polecamy, to absolutnie fantastyczne jedzenie dla zadeklarowanych mięsożerców!


Image

Image

Image

Image
Ależ będziemy za tym tęsknić

Image
Pobliski stragan

W tej okolicy jest więcej hal i straganów i kupić można i lokalną czekoladę i Chapolines (jadalne koniki polne), a także Mezcal. To ostatnie to szczególny rodzaj tequili, wyrabiany z rdzenia agawy i najbardziej przykuwa naszą uwagę, bo kilka butelek Mezcalu chcemy kupić jako prezent. Znajdujemy dokładnie takie jakie chcemy, czyli z robaczkiem żerującym na agawie i cena jest dobra (po rabacie 190 Peso za 0.7l).


Image
Chapulines

Autobus do Acapulco mamy dopiero o 23:00, więc przed nami jeszcze sporo przemierzania uliczek Oaxaca. I tak trafiamy do .. muzeum filatelistycznego. Wstęp jest wolny, kameralna atmosfera, a ekspozycja całkiem atrakcyjna nawet dla nie-filatelistów.

Image
Muzeum filatelistyczne

Następnie nogi poniosły nas znowu do pobliskiego kościoła Santo Domingo. I zdarza się coś, co jest już chyba stałym elementem naszych wyjazdów. Natrafiamy na wesele. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Po zakończonym nabożeństwie para młoda wraz z fantastycznym orszakiem złożonym między innymi z gigantycznych kukieł, kobiet niosących kosze na głowie i innych dziwadeł rusza ulicami Oaxaca. Jak wyjaśnia nam później Alejandro, pracownik hotelu z którym się nieco zaprzyjaźniliśmy, wesela potrafią tutaj trwać kilka dni, a taki pochód odbywa się z kościoła do sali w której odbywa się przyjęcie. Jak młodzi finansują tak wystawne uroczystości? Otóż krewni zrzucają się na poszczególne elementy ceremonii i tak udaje się po kawałku opłacić wystawną fetę.


Image

Image

Image
weseleDzień 10-14, sb - śr – Acapulco

Do Acapulco dojeżdżamy niemalże w południe. Tym razem podróż nocnym autobusem przebiega bez niespodzianek i sprawnie docieramy do hotelu. Tutaj zabawimy aż do środy, bo Alex, która przez całą podróż była niesamowicie cierpliwa i zainteresowana wszystkim, powinna też mieć swoją nagrodę. Wybieramy więc hotel z basenem przy plaży i próbujemy rozkoszować się lenistwem. Hmm. Udaje nam się może tak ze dwie godziny, po czym bo jak zwykle rozpiera nas energia. Ostatecznie pływamy, przemierzamy plażę i samo miasto i czas ten mija szybciej, niż człowiek by się spodziewał. W naszym hotelu zatrzymują się autobusy ze zorganizowanymi wycieczkami i po raz kolejny są to Polacy. Przepraszam, to są pielgrzymki. :) Wygląda na to, że Meksyk jest ulubionym odległym miejscem wycieczkowym Polaków.

Image

Image
Taqueria Los Tarascos to lokalna sieć, gdzie sprzedają pyszne tacos al Pastor czyli tacosy z mięsem z grilla, który jest podobny do spotykanego w naszych knajpkach z kebabem. Bardzo smacznie, wersja z dodatkowym zapiekanym serem wychodzi jakoś 80 Peso/osoba


Image
Na ulicach jest mnóstwo uzbrojonych patroli. Wieczorami pod marketami pojawiają się wyposażeni w karabiny ochroniarze. To prawdopodobnie efekt ciągłych niepokojów społecznych, początkiem stycznia, po podwyżkach cen paliw splądrowano kilkaset sklepów.


Image
Garbi ciągle dobrze się trzyma w Acapulco


Image
Jesteśmy regularnymi gośćmi w lokalnej stołówce - pyszna zupa wypełniona chrupiącymi tortillami, drugie danie i napój kosztuje 60 peso.


Pewnego popołudnia udajemy się na pokazy skoków do wody z których słynie Acapulco. Śmiałkowie skaczą z dwudziestometrowych klifów do oceanu , zwie się to La Quebrada. Szybkie sprawdzenie na mapie i decydujemy: podjedziemy autobusem miejskim do placu głownego miasta, Zocalo, a potem już kawałek tylko na piechotę. Autobusy kursują bardzo często wzdłuż bardzo długiej ulicy Acapulco, zwanej Costera i przejazd kosztuje 7 Peso. Niestety wskakujemy do największego gracika! Autobus zatrzymuje się co chwila i chyba nie jest w stanie jechać szybciej niż 20km/h. Po 40 minutach takiej jazdy wydaje nam się, że musimy być blisko Zocalo, pasażer potwierdza, więc wysiadamy. Niestety w tym żółwim tempie zajechaliśmy nieco ponad połowę drogi, więc pozostałą część pokonujemy pieszo. Ostatni odcinek jest bardzo stromy i gdy widzimy tunel samochodowy decydujemy się przejść nim zamiast iść górą. I tak dochodzimy do miejsca, gdzie pełno lokalsów wpatruje się w skały. To musi być to! Czekamy więc i gdy dochodzi do pokazu skoków, a my patrzymy z nieco innego miejsca dostrzegamy nasz błąd! Jesteśmy dość daleko, a platforma widokowa jest znacznie, znacznie bliżej. Eh, chyba tak musi być, że zawsze coś namieszamy na wyjeździe. :D Patrząc na to pozytywnie, mamy doświadczenie bardziej jak lokalsi, no i zaoszczędziliśmy na bilecie wstępu na platformę. :D Wracając przechodzimy górą nad tunelem i już rozumiemy nasz błąd: tutaj jest mnóstwo autobusów wycieczkowych, taksówek, handlarzy, bo właśnie stąd wchodzi się na platformę widokową. :D

Image
Skoki widziane z oddali :D


I jeszcze kilka fotek z Acapulco:

Image

Image

ImageDzień 15, czwartek – Mexico City

Skoro dziś czwartek, to jesteśmy znowu w Mexico City! Przyjechaliśmy dzień wcześniej Estrella de Oro do dworca autobusowego Taxquena, a stamtąd po małym zamieszaniu związanym ze zlokalizowaniem stacji metra dotarliśmy do hotelu (oznakowanie wszędzie kuleje, w razie czego podążajcie za innymi przez wąskie przejścia między straganami na zewnątrz dworca autobusowego , po czym do góry po schodach).

Z samego rana udajemy się metrem na kolejny dworzec autobusowy. Tym razem docieramy na Terminal Autobuses del Norte. Dlaczego właśnie tam? Bo stamtąd odjeżdżają autobusy do Teotihuacan, „miejsca, w którym ludzie stają się bogami.” (cyt. za wikipedia). Kasa sprzedająca bilety znajduje się obok Gate 8 i jest oznaczona „Piramides”, a bilet powrotny na godzinny przejazd kosztuje 100 Peso. Autobus prowadzi zwykły rejsowy kurs, a więc podczas podróży sporo ludzi wsiada i wysiada. Teotihuacan jednak trudno przegapić, bo widać co nieco z okna, no i wszyscy z plecakami wysiadają.

Przemierzenie sporego kompleksu (Teotihuacan to nie są tylko świątynie, ale całe starożytne miasto) zajmuje nam kilka godzin, ludzi tutaj jakby więcej niż we wcześniejszych świątyniach, pomimo, że jesteśmy rano. Mimo to miejsce robi wrażenie, piramida słońca, to ponoć trzecia najwyższa piramida na świecie! Według wierzeń Indian w Teotihuacan powstał świat i tutaj również opracowano kalendarz. Ale Teotihuacan ma również mroczne oblicze, tutaj składano okrutne ofiary z ludzi.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Wracamy usatysfakcjonowani autobusem (uwaga! autobus w kierunku powrotnym odjeżdża spod bramy nr 3, tej w pobliżu piramidy księżyca), po czym korzystamy z faktu, że Guadelupe oddalona jest raptem kilka stacji metra od Terminal del Norte i wkrótce jesteśmy przed naszym kolejnym celem: bazyliką. Właściwie to są dwie bazyliki: stara, strasznie przekrzywiona, jak wiele budynków w Mexico City i nowa, wybudowana w latach 70-tych. Właśnie w tej nowszej znajduje się słynny obraz Matki Boskiej.


Image
Stara bazylika


Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (24)

agnieszka-s11 9 lutego 2017 15:50 Odpowiedz
wintermute 10 lutego 2017 08:20 Odpowiedz
Jeśli się nie mylę to chicharron to jest świńska skóra więc miało prawo nie smakować komuś kto nie jada takich specjałów :-)
amphi 10 lutego 2017 14:34 Odpowiedz
@wintermute, tak, to tłumaczy ten smak! :lol: Dzięki za info. Heh, ciekawe jakie inne dziwne rzeczy udało nam się nieświadomie zjeść podczas naszych podróży. :D
karolinao 14 lutego 2017 10:05 Odpowiedz
Super relacja i fantastyczne zdjęcia :) Zdradzisz w jakim hotelu spaliście w Palenque?Czekam na więcej :D
amphi 14 lutego 2017 21:17 Odpowiedz
@karolinao: przede wszystkim Tobie należą się podziękowania za pomoc przy planowaniu podróży! Również dzięki Twojej podpowiedzi uwzględniliśmy kanion Sumidero i faktycznie było warto. :) A kolejny odcinek mam nadzieję już jutro uda się umieścić.
karolinao 15 lutego 2017 16:02 Odpowiedz
Cieszę się bardzo, że Kanion Wam się podobał, ale poczekam na relację z tego dnia :)Ciekawa podróż z do San Cristobal :D Dzięki za namiary na hotel, zapamiętam :)
adler 18 lutego 2017 13:55 Odpowiedz
Ale super relacja! Czekam na więcej! Ostatnio myślałam o Meksyku na własną rękę, ale "wszystkowiedzący" szwagier :roll: dał mi wykład o tym jak tam jest niebezpiecznie i w ogóle, i trochę odpuściłam. Jednak sądząc po waszej relacji da się i to z małym dzieckiem! Muszę na nowo rozważyć ten kierunek, dzięki!
amphi 19 lutego 2017 20:17 Odpowiedz
@adler miło słyszeć, że podoba Ci się relacja. :) Odnośnie podróży do Meksyku: tutaj wiele zależy od Twojego doświadczenia podróżniczego. Nie polecałbym Meksyku jako pierwszego odległego kraju lub też osobom kiepsko znoszącym sytuacje stresowe. Wiele krajów Azji Południowo-Wschodniej jest łatwiejszych do podróżowania i jednak bezpieczniejszych od Meksyku. W dalszej części relacji pojawi się jeszcze trochę informacji o środkach bezpieczeństwa w kraju i ogólnie mniej stabilnej niż kiedyś sytuacji politycznej w tym kraju. Trzeba więc śledzić na bieżąco, co się tam dzieje. Oczywiście nie ma też co przesadzać, przy zachowaniu rozsądku wyprawa do Meksyku może być niezwykłą przygodą, to tak zróżnicowany i fascynujący kraj! Eh, pozostały niesamowite wspomnienia! Ale o tym więcej już wkrótce... :)
adler 19 lutego 2017 22:01 Odpowiedz
Póki co doświadczenie w podróżach po Europie :D , a Azja z pewnych przyczyn na razie nie wchodzi w grę. Tak jak pisałam kierunek do rozważenia, nic na siłę ;) może Jukatan byłby lepszym rozwiązaniem, chyba bezpieczniejszy. Z niecierpliwością czekam na resztę relacji :)
karolinao 20 lutego 2017 09:29 Odpowiedz
Myślę, że przy zachowaniu zdrowego rozsądku i podstawowych środków bezpieczeństwa spokojnie można samemu podróżować w każde miejsce świata :)Wycieczki do wiosek zamawialiście w lokalnym biurze?
amphi 20 lutego 2017 10:18 Odpowiedz
@karolinao, wycieczki są dostępne zarówno w hostelach jak i na głównej ulicy mnóstwo jest biur podróży. Ceny są takie same w miejscach w których sprawdzaliśmy, wszelkie negocjacje cenowe idą ciężko (nam jedynie udało się załatwić, żeby Alex jechała na pierwszą wycieczkę za darmo, a na drugą za pół ceny) i są wyższe niż podawane jeszcze parę miesięcy temu. W Meksyku jest aktualnie duża inflacja, rozpoczęta drastycznymi podwyżkami cen benzyny i przekłada się to na ceny wszędzie. Jeszcze może wyjaśnię o co chodzi z tym bezpieczeństwem: w Meksyku trzeba było uważać, ale nie było wcale tak źle (wyjątkiem może było Mexico City, w którym, zwłaszcza po zmroku robi się mocno dziwnie). Były jednak rzeczy, o których wspomnieliśmy i inne o których dopiero napiszę, że znajomi, po wysłuchaniu naszych opowieści trochę dziwnie na nas patrzyli (w sensie, że dla nich było to zbyt wiele). Znaczy, nie wszystko jest dobre dla każdego i trzeba dokładnie ocenić własne siły. Nie jest to kraj, aż tak lekki do podróży jak np. Tajlandia. Czytając czyjś post ciężko czasami ocenić, czy dana osoba to zahartowany i odporny na przeciwności podróżnik (nawet jeśli tylko po Europie lub wręcz Polsce, pewnie to już kwalifikacje wystarczające na Meksyk), czy napalony miłośnik all inclusive, który przy dwugodzinnym opóźnieniu samolotu powiadamia o dramacie wszyskie stacje telewizyjne ("zostaliśmy odcięci od kontaktu z naszym rezydentem!") :) Ja nie pojechałbym do każdego kraju. Są kraje skrajnie niebezpieczne i takich unikam. Meksyk się do nich nie zalicza. Co mam na myśli? Oto wideo z Wenezueli, kraju aktualnie w stanie chaosu, gdzie podróżny ledwo zdążył wyjść z lotniska, a już nie żył:https://www.youtube.com/watch?v=i9snrWvq1CA
karolinao 21 lutego 2017 09:53 Odpowiedz
Wiedziałam, że Kanion Sumidero to świetny wybór :D Piękne zdjęcia! :)
wintermute 23 lutego 2017 07:57 Odpowiedz
Widzę że zakaz fotografowania nie stanowił problemu przy robieniu zdjęć ;-)
karolinao 23 lutego 2017 09:03 Odpowiedz
Dokładnie o tym samym pomyślałam :D
amphi 23 lutego 2017 20:28 Odpowiedz
Hej, zaraz, zaraz, przecież na obrazku jest przekreślony aparat fotograficzny, a ja robiłem zdjęcia smartfonem :lol:
karolinao 1 marca 2017 09:26 Odpowiedz
Dzięki za cala relację, genialnie się czytało :) Najważniejsze, że podróż do Meksyku była dla Was niesamowitym przeżyciem :)Życzę wielu równie inspirujących wyjazdów :)
amphi 2 marca 2017 06:31 Odpowiedz
Ja z kolei dziękuję za ciepłe przyjęcie relacji, to ono motywowało mnie do dalszej pracy. Zwyczajnie: jeśli komuś się podobało, jeśli ktoś czytał, to warto było pisać. Dziękuję!
adler 6 marca 2017 23:50 Odpowiedz
Dzisiaj doczytałam relację do końca i utwierdziłam się, że chcę tam jechać :D Dzięki!
amphi 8 marca 2017 08:21 Odpowiedz
@adler powodzenia! Meksyk to niesamowity kraj. :) Gdybyś potrzebowała jakiś informacji do planowania wyjazdu, to daj znać!
karolinao 20 marca 2017 15:39 Odpowiedz
Miałabym jedno pytanie, pamiętasz może nazwę biura w którym kupowaliście wyjazd do Kanionu Sumidero? Poszukuję takiego biura z San Cristobal/okolice i ew.z Oaxaca. Dzięki :)
amphi 20 marca 2017 16:29 Odpowiedz
@karolinao, my braliśmy wyjazd za pośrednictwem naszego hostelu Hostal Casa Gaia. Właściciel biura nazywał się Jonathan, wiem to bo musiałem z nim rozmawiać odnośnie możliwości udziału trzylatki. Taka wycieczka to tak naprawdę przejazd z busem z kierowcą, mam wrażenie, że nasz bus którym jechaliśmy do Kanionu nawet nie miał jakiś napisów. Ceny były wszędzie takie same, ale jeśli chcesz skorzystać z tego samego biura, to podejdź do hostelu, jest położony blisko głównego "deptaka" Real de Guadalupe. W recepcji jest wielka tablica z cenami wycieczek i tam można dokonać zakupu.
karolinao 21 marca 2017 09:22 Odpowiedz
Dzięki za odpowiedź :) Planuje dłuższy wyjazd, ale bardziej interesują mnie mniej popularne miejsca np. okolice wodospadów, miasta Indian czy miejsca archeologiczne gdzie jest mniej turystów. Mam nadzieje, że też coś takiego mają i chyba z tego co piszesz najlepiej zamawiać na miejscu :)
amphi 3 kwietnia 2017 19:04 Odpowiedz
@karolinao, myślę podobnie i gdybyśmy jeszcze raz pojechali do Meksyku rozważałbym wybranie się do Gwatemali z San Cristobal. No i wycieczkę do Bonampak z Palenque. Natomiast nie byliśmy na półwyspie Jukatan i zupełnie nas tam nie ciągnie, mam wrażenie, że jest zbyt turystycznie właśnie i ceny raczej wysokie. Z ciekawostek: właśnie dotarły do Polski kartki wysłane z Meksyku, szły prawie dwa i pół miesiąca. :D
karolinao 4 kwietnia 2017 11:23 Odpowiedz
Yucatan się zamerykanizował bardzo! Mam tylko wrażenie, że to jednak w większości okolice Cancun i Playa de Carmen. Zobacz sobie okolice Chetumal i Bacalar (Laguna Siedmiu Kolorów) to jest niesamowite miejsce. Poza tym tym Chichen Itza to jednak miejsce warte zobaczenia :) Wszystko przed Nami :DKartki miały sporo do pokonania, ważne, że dotarły ;)