0
RallyMAN 4 października 2017 10:35
0186.jpg




0187.jpg

Dzień 12 i 13 (13-14.09.2017r)

Wstajemy około 8:00 - Jemy śniadanie, które z wszystkich miejsc w jakich byliśmy na tym wyjeździe jest najlepsze - kawa ma cudowny smak a pancake z bananem, waflami i czekoladą jest po prostu wyśmienity. Załatwiamy w recepcji skuter i ruszamy w stronę plaży Pantai Tanjung Aan - jest ona usytuowana na wschód od Kuty (raptem kilka kilometrów). Droga na nią jednak jest bardzo dziurawa i jedzie się dość długo. Na miejscu płatny parking (10 tys) ale zadaszony! także wracając skuter nie będzie parzył nas w cztery litery :). Na plaży ludzi jak na lekarstwo - może kilkadziesiąt osób. Piasek mięciutki, woda krystaliczne czysta. Leniuchujemy. Minusem tego miejsca są miejscowi, którzy co 2-3 minuty zajeżdżają na swoich głośnych motorach próbując sprzedać różne różności od lodów po sarongi.

Po błogim lenistwie idziemy do baru przy plaży (warung turtle resto) na mie goreng i jakiś sok a przede wszystkim posiedzieć trochę w cieniu. Zregenerowani udajemy się na spacer na pobliskie wzgórza (merese hill) skąd rozpościerają się przepiękne widoki. Jest tam też sporo chytrych małp także należy uważać jeśli mamy przy sobie jedzenie. Na wzgórzach w zacienionych miejscach rosną ananasy a w kilku zatoczkach utworzyły się niewielkie plaże. Ludzi brak więc korzystamy z momentu i rozkładamy się na jednej z nich ciesząc się piękną pogodą i szumem fal - mamy całą plażę tylko dla siebie. Ja siedzę oczywiście w wodzie a Żona zbiera muszle.

Słońce powoli chowa się za wzgórzami więc wracamy do naszej maszyny i wracamy do Kuty. W tej części świata we Wrześniu słońce zachodzi już około 18:00 więc dzień mija bardzo szybko.


0000.jpg




0145.jpg




0144.jpg




0147.jpg




0148.jpg




0149.jpg




0152.jpg




0160.jpg



Wieczorem odkrywamy nowe zakątki Kuty Lombok i udajemy się na kolację do knajpki o nazwie "Tasty Hesty", której właściciel to chyba najbardziej wyluzowany i najszczęśliwszy Indonezyjczyk. Gra na małej gitarze i śpiewa gościom przeróżne piosenki (najczęściej jest to typowy freestyle - wymyśla teksty na bieżąco). Polecam udać się tam każdemu, kto zawita w te rejony. Jedzenie było wyśmienite.

Drugiego dnia (14.09.2017r). Po śniadaniu wyruszamy w drugą stronę - na zachód. Kierując się na plaże Pantai Mawun. Jest to niewielka zatoka oddalona o około 10km od Kuty Lombok. Jedzie się krętą drogą wśród wzgórz. Piasek na plaży mawun jest grubszy niż na Tanjung Aan. Mocno już spieczeni Indonezyjskim słońcem dziś wynajmujemy dwa bambusowe leżaki ze stolikiem i parasolem (koszt 35 tys na cały dzień). Na dzień dobry podbiega do nas młody chłopak (około 7-10lat), który próbuje nam wcisnąć Ananasa. Powiedziałem mu, że jedliśmy niedawno śniadanie i że teraz nie i moooże później. No i to był błąd. Dziecko przez kilka godzin nie dawało mi spokoju i co pół godziny przychodził pytać kiedy kupimy tego ananasa. Próbował mi wcisnąć kit, że mu obiecałem, że o 11 go kupię itp. Ogólnie z uwagi na to, że zaczynał być bardzo natarczywy wręcz niegrzeczny nie kupiłem tego Ananasa - miałem go jednak na głowie przez kilka godzin. Potrafił usiąść i przez 10 minut mi mówić jakie te jego ananasy są przepyszne.

Co do samej zatoki i plaży to w naszej ocenie nie była ona tak urokliwa jak Tanjung Aan - więcej ludzi, grubszy piasek, woda nie była tu tak krystaliczna. Zbieramy się około 15 gdyż chciałem jeszcze pojechać bardziej na zachód żeby rozeznać się w terenie i obrać jakiś kierunek na dzień następny. Jadąc krętą górską drogą po 10km docieramy do ogromnej plaży Pantai Selong Belanak, która od razu robi na nas duże wrażenie - musimy tu jutro przyjechać!

Wracamy do Kuty podziwiając widoki i już powoli zachodzące słońce...

cdn.-- 10 Sty 2018 16:04 --

Dzień 14 (15.09.2017r)

Po śniadaniu ładujemy się na nasz skuter i gnamy w stronę Pantai Selong Belanak. Pogoda piękna, droga prowadzi wśród wzgórz więc jedzie się przyjemnie. 20km i jesteśmy na miejscu. Oczywiście płaciły frycowe za parking. i szukamy dogodnego miejsca na rozłożenie się. Ludzi jest sporo aczkolwiek plaża jest tak ogromna więc nie ma mowy o żadnym tłoku.

Na plaży jest wielu serferów oraz sporo samych wypożyczalni desek gdzie można wykupić sobie naukę surfowania dla początkujących. Generalnie chyba 90% osób wybierających się w te rejony to serferzy. Na drogach co chwilę widać skutery z dwojgiem ludzi i dwiema 3-metrowymi deskami (tak tak - na skuterze :lol: ).

Na plaży nie brakuje również barów i knajpek. Wszystko jest pod ręką. Woda ma piękny kolor, fale są dość wysokie co niestety niezbyt przypada do gustu mojej żonie, która woli spokojniejsze akweny wodne ;). Ja za to bawię się wyśmienicie i pół dnia spędzam w wodzie.

Mamy szczęście zobaczyć miejscowego, który przez środek plaży przechodzi ze swoim stadem bawołów - widok dość niecodzienny :)


0000001.jpg




0166.jpeg




0167.jpg




0168.jpg




0169.jpg




0170.jpg



Na Belanaku spędzamy praktycznie cały dzień. Wracając podziwiamy uroki Lomboku. Nazajutrz czeka nas ostatni (pełny) dzień. Wpadamy na pomysł aby wypożyczyć auto i udać na północ aby zobaczyć jakiś wodospad oraz wulkan Rinjani. Niedaleko naszego noclegu znajdujemy "biuro podróży" (tzn stołek, krzesełko i Pana, który je prowadzi ;)) Cena na wypożyczenie auta na 1 dzień (od 8 do 18 wieczorem :? ) to 450 tys także dość sporo. Oczywiście "No insurance". Trochę mamy pietra z tymi ubezpieczeniami i pytamy gościa, czy nie da się go jednak wykupić. Pan nam tłumaczy jednak, że jeśli byśmy chcieli ubezpieczenie na auto, to kosztuje ono drugie tyle ALE! obejmuje połowę kosztów naprawy (czyli jeśli po wykupieniu będziemy mieli dzwona i koszt naprawy wyniesie np 10 milionów rupii, to i tak musimy zapłacić połowę z tego z własnej kieszeni :o ). Mimo wszystko decydujemy się na wypożyczenie - płacimy Panu zaliczkę, który prosi aby przy odbiorze auta mieć przy sobie Paszport, gdyż biorą go pod zastaw. Załatwiamy wszystko, idziemy coś zjeść i spać.

-- 10 Sty 2018 16:47 --

Dzień 15 (16.09.2017r)

Punkt 8:00 pod naszym miejscem noclegowym zjawia się kierowca z autem (Toyota Avanza). Kierowca jednak zapomina o zabraniu nam paszportów co daje mi większe poczucie komfortu. Samochód dość toporny, który na wyposażeniu ma ABC - czyli absolutny brak czegokolwiek. Jest klima (i tylko klima - brak ogrzewania :) ale po co to komu w tej części świata), kierownica i fotele. Pakujemy się do środka i ruszamy w stronę naszego pierwszego punktu: Wodospadu Air Terjun Jeruk manis. Do celu mamy niecałe 60km lecz dojechanie tam zajmuje nam ponad 2 godziny. Miejsce jest totalnie nie oznakowane i bez google maps na pewno byśmy tam nie trafili.

Udaje nam się dotrzeć na miejsce gdzie jest parking, kilka małych budynków i młodych miejscowych, którzy na dzień dobry prowadzą nas do największego budynku i proszę o zapłatę 150 tys rupii za osobę za wejście :o . Trochę mi to nie pasuje gdyż w przewodniku nic o tym nie było napisane (wejście miało kosztować jakieś grosze). Młodzi jednak twardo twierdzą, że takie są opłaty i nic nie poradzą. Pokazują nam bilety, na których widnieje faktycznie taka kwota. Tłumaczą nam, że od tego roku jest to teren Parku narodowego i każdy, kto wchodzi na jego teren musi uiścić taką opłatę. Natomiast GRATIS dostajemy przewodnika. Co zrobić? przejechaliśmy tyle km to idziemy. Z przewodnika jednak rezygnujemy.

Do wodospadu idzie się jakieś pół godziny i prowadzi do niego jeden szlak także nie sposób się zgubić. Na miejscu jednak nie spotyka nas nic ciekawego, sam wodospad jest wciśnięty między skały, nie jest zbyt wysoki i generalnie jak to się mówi "du*y nie urywa". Wracamy do auta. Jedynym plusem tej wycieczki był widok dziko żyjących małp czarnych oraz sam las/dżungla którą się szło do wodospadu. Generalnie: nie polecamy.


0173.jpg




0174.jpg




0174-01.jpg





Wsiadamy do auta i szukamy jakiejś drogi, która poprowadzi nas jak najbliżej wulkany. Znajdujemy przełęcz na mapie nazwie Taman wisata pusuk sembalun. Kierując się w tamtą stronę podziwiamy z okna samochodu tę ogromny twór matki ziemi, chcemy jednak podjechać jak najbliżej. 42km i ponad 1,5h drogi dalej dojeżdżamy na miejsce. Widoki są piękne lecz niestety sam wulkan jest przysłonięty przez szczyty znajdujące się miedzy nim a nami. Robimy kilka zdjęć okolicy i jedziemy dalej mając nadzieję, że zbliżymy się do niego bardziej. Zjeżdżając z przełęczy mijamy co chwilę stragany z truskawkami :). Okazuje się, że w tym miejscu wielu ludzi je uprawia. Dojeżdżamy do miejscowości znajdującej się na płaskowyżu na wschód od Rinjaniego. Jest tu wiele biur, oferujących wycieczki na szczyt. Niestety, robi się na tyle późno, że jazda na północ wiąże się ze spóźnieniem oddania samochodu czego woleli byśmy uniknąć.


0175.jpg




0176-01.JPG




0176-02.jpg




0177.jpg




0182.jpg




0000002.jpg



Kierujemy się więc powoli na południe w stronę kuty. Pozostaje nam nacieszyć oczy widokiem Rinjaniego z oddali.


0179.jpg




0180.jpg



Mamy przed sobą ponad 100km (wybieramy jazdę wschodnim wybrzeżem) a nawigacja pokazuje ponad 3h jazdy.

Na miejscu jesteśmy praktycznie punkt 18:00. Oddajemy auto, które właściciel ogląda z każdej strony.

Muszę przyznać, że wypożyczenie auta to nie była dobra decyzja. Po Lomboku jeździ się okropnie. Przejechanie 50km zajmuje ponad 1,5h. Jeszcze nigdy nie wyszedłem tak zmęczony z samochodu :roll: . No cóż, człowiek uczy się na własnych błędach :).

Bierzemy prysznic i idziemy na kolację. Nazajutrz trzeba było wstać dość wcześnie gdyż już o 7:30 mieliśmy wyruszyć w powrotną podróż na Bali.Dzień 16 (17.09.2017)

Około 8:00 wyjeżdżamy z Kuta Lombok w kierunku przystani w Bangsal skąd o 11:30 powinna odpływać nasza łódź w kierunku Bali (Padangbai). Jedziemy 7 miejscowym Van'em, który wygląda jakby tydzień temu wyjechał więc powinno być spoko. Niestety - odległość 73km pokonujemy w prawie 3 godziny (dla porównania: wujek "google mapa" twierdzi, że tą trasę powinniśmy pokonać w około 1h40min). Człowiek, który kierował tym autem był najgorszym kierowcą jakiego w życiu spotkałem - jechał tak wolno i tak niepewnie, że powinni go za to zamknąć :roll: . Książkę by można napisać o jego wyczynach na drodze ale nie o tym ta relacja ;)

W Bangsal znajduje się przystań gdzie w niewielkim budynku znajdują się boxy różnych przewoźników. Znajdujemy naszego, meldujemy się, okazujemy bilety i czekamy aż nas wywołają. Wypływamy niestety dopiero grubo po 12:00 jako ostatni. Zajmujemy siedzenia tuż przy wyjściu na górny pokład (taka procedura - przed odcumowaniem wszyscy muszą siedzieć w fotelach na dolnym pokładzie) i zaraz po starcie ruszamy na górny pokład, zajmujemy dogodne miejsca i ruszamy.

Wszystko było ładnie pięknie: muzyczka grała, słonko świeciło i czuliśmy wiatr we włosach do czasu... aż nie zaczęły się fale. Z początku było jeszcze spoko, co jakiś czas woda morska lekko nas zraszała co dawało nawet fajne uczucie chłodu. Jednak pech chciał, że siedzieliśmy akurat od zawietrznej i fale zaczęły być na tyle duże, że połowa ludzi na górnym pokładzie była całkowicie mokra. W końcu wszyscy z felernej burty przenieśli się na środek co tylko trochę pomagało. Nie przeszkadzało to tylko jednemu amerykaninowi, który będąc już po kilku piwach głośny się cieszył jak za każdym razem dostawał wodą w twarz.


0188.jpg




0189.jpg




0190.jpg



Na Bali dotarliśmy po około 2godzinach. Byłem przemoczony całkowicie, ostatnie kilkanaście minut jednak łódź płynie ciut wolniej dzięki czemu, wiatr mógł mnie ciut wysuszyć.

Na przystani w padangbai stały setki naganiaczy i taksówkarzy. My mieliśmy w bilecie zapewniony shuttle bus do KUTY. Jednak każdy, który to od nas usłyszał od razu próbował nas przekonać, że będziemy czekać w busie 2 godziny aż się zapełni a potem jechać do kuty 3-4 godziny bo shuttle busy jadą przez całą wyspę po wszystkich miejscowościach a oni prywatnie w "ekstra" cenie zawiozą nas prosto do celu. Nie daliśmy się zwieźć i bardzo dobrze, bo nasz bus zapełnił się w całości bardzo szybko i raptem 15 minut po dopłynięciu jechaliśmy już prosto w kierunku Kuty, do której dotarliśmy po około 1,5h jazdy. Miły kierowca wysadził nas praktycznie pod samym hotelem.

Kuta początkowo nie była w planach aczkolwiek na miejscu zorientowaliśmy się, że dostanie się z Lomboku na lotnisko w Denspasar ostatniego dnia (wylot 16:30) będzie graniczyło z cudem a już jakikolwiek poślizg łodzi czy busa sprawi, że spóźnimy się na samolot - woleliśmy nie ryzykować stresu w ostatnim dniu urlopu dlatego zdecydowaliśmy się na ostatnią noc w Kucie.

Nocleg zarezerwowaliśmy w "Yan's House Hotel", który mogę w 100% polecić, no... może 90% bo śniadanie było słabe ale bardzo czysto i schludnie. Na dzień dobry otrzymaliśmy przepyszny koktajl jabłkowy, później do pokoju przyniesiono nam kilka przepysznych pralinek czekoladowych. Polecam!

Link do hotelu: http://www.booking.com/Share-n9ypVz

Po ogarnięciu się w hotelu i zmyciu całej soli morskiej poszliśmy prosto na plażę a później zwiedzać miasto (między innymi pomnik, gdzie wypisane są nazwiska wszystkich 204 osób, które zginęły w zamachach w 2002r.). Jest już wieczór i na ulicach są miliony ludzi. Kuta robi na nas miłe wrażenie aczkolwiek nie wyobrażamy sobie spędzenia tam więcej niż 3 dni. Za dużo ludzi, za dużo budynków, za dużo hałasu, pełno dyskotek, klubów, sklepów. Co ciekawe, podczas spaceru kilka razy próbowano nam sprzedać trawkę - Kuta (w sumie całe Bali) jest słynna z przemysłu narkotykowego - Polecam każdemu najpierw przeczytanie książki "Hotel Kerobokan" zanim sięgnie po używki w tej części świata ;).

Robimy się głodni więc znajdujemy knajpkę z jedzeniem po czym idziemy jeszcze na chwilowy spacer i zmęczeni kierujemy się do hotelu.


0192.jpg




0194.jpg




0197.jpg




0198.jpg


Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

franekxvi 6 października 2017 11:13 Odpowiedz
o super relacja z Bali/Gili/Lombok. Wybieram sie w przyszlym roku, wiec sie przyda :D
patrycjar 6 października 2017 13:53 Odpowiedz
Super, czekam na więcej! Przymierzamy się do Indonezji w przyszłym roku też w jakimś wrześniowym terminie. W ogóle na DXB byliśmy tego samego dnia :D Lecieliśmy z KTW na DWC, a potem z DXB.
lapka88 11 października 2017 08:39 Odpowiedz
Sarong, nie sari ;)
rallyman 11 października 2017 09:00 Odpowiedz
sorry mój błąd :) pisałem posta na dużym zmęczeniu.
lapka88 11 października 2017 09:03 Odpowiedz
Czekam na zdjęcia z plaż ;)
cypel 11 października 2017 09:08 Odpowiedz
Jechać do Indonezji i pójść do zoo to jakieś kuriozum
rallyman 11 października 2017 14:01 Odpowiedz
cypel napisał:Jechać do Indonezji i pójść do zoo to jakieś kuriozumTo twoja ocena, my lubimy takie miejsca. Nie mieliśmy tego w planach lecz było po drodze z bird parku do świątyni więc o nie zahaczyliśmy.
wykus 11 października 2017 16:21 Odpowiedz
Daj znać z jakim wyprzedzeniem kupiłeś bilety i w jakiej cenie. Wyjazd w przygotowaniu na następny rok. Pozdrawiam
rallyman 12 października 2017 13:11 Odpowiedz
Bilety kupowaliśmy pod koniec Czerwca... kosztowały z tego co pamiętam 2970zł/osoba... w tym okresie tańszy był Qatar lecz z uwagi na słyszane historie nt blokowania przestrzeni powietrznych itp dla tej linii uznaliśmy, że Fly Emirates będzie lepszym wyborem. Jeżeli natomiast jesteś elastyczny co do wyjazdu to warto czatować na czartery z TUI/Rainbow'a. Myśmy spotkali parę, która przyleciała Rainbow'em bezpośrednio z Warszawy i płacili 2400zł/osoba.
lapka88 12 października 2017 15:18 Odpowiedz
3000 bardzo drogo. A Czarter potrafi kosztować i 1800 :)
rallyman 12 października 2017 16:32 Odpowiedz
Nawet był ostatnio za 799zł... tylko z dnia na dzień... U nas niestety nie ma możliwości tak planować dwu-tygodniowego wyjazdu z uwagi na pracę.
marcino123 19 października 2017 20:33 Odpowiedz
Z tymi cywatami i kawą należy uważać.pewnie standardowo trafiliście na pokazową plantację z degustacją kopi luwak i 1-2 "pokazowe zwierzątka" w klatkach z info, że reszta albo wesoło posrywa między drzewami, albo śpi.Rzeczywistość jest niestety najczęściej taka, że cywety są trzymane w jakimś gospodarczym budynku i pędzone niczym kaczki czy świnie, a ich dieta składa się tylko i wyłącznie z samych ziarenek kawy, żeby miały jej jak największy "przemiał". Na wolności cywety mają bogatszą dietę i przez warunki w jakich są trzymane na takich fermach zdychają bardzo młodo.Nie przyjmujcie tego pliz jako hejtu, bo sam 2 tygodnie po Was dałem się wrobić w takie testowanie kawy i pokazową plantację, a doczytałem wszystko dopiero po powrocie i pozostał jedynie gruby moralniak... :(Ale może kolejni odwiedzający Bali, nie popełnią przynajmniej tych samych błędów.
margita 20 października 2017 10:37 Odpowiedz
Czytam relację i mam taka refleksję... apeluję do podróżników, szczególnie tych forumowych o więcej refleksji."my lubimy takie miejsca" Tak bezmyślnie korzystamy z wszystkich "żywych atrakcji" dla turystów: zoo, parki, zwierzaki na farmach, do zdjęć. Te miejsca to udręka dla zwierząt, one są tylko po to żebyśmy dawali zarobić ich "oprawcom". Nie korzystajmy z nich tak ochoczo, pomyślmy, dzięki za głos marcino123. Świata nie zmienimy ale...
brzemia 20 października 2017 10:41 Odpowiedz
Tylko trzeba uswiadomic sobie ze są na swiecie miejsca gdzie zwierzęta są faktycznie traktowane jak wieki temu. Byc moze warto zrobic osobny temat z "atrakcjami" nie wartymi odwiedzenia ze wzgledu na ogromny komerjalizm lub brak poszanowania zwierzat i przyrody.Mozna tez odwrotnie. Wypisywac miejsca gdzie faktycznie pokazywane jest cos z poszanowaniem przyrody i zwierzat.Ja sie nie dziwie turystom ktorzy przez miejscowych naganiaczy zostali nabrani na sztuczny pokaz. Wysłane z telefonu przy użyciu Tapatalka
k4te 6 lutego 2018 11:39 Odpowiedz
Widzę, że jesteśmy bardzo oryginalni :lol: Czytam Twoja relację i mam jakieś deja vu, niektóre dni niemal punkt po punkcie to samo, co właśnie sama od kilku dni wrzucam na forum :lol: Chyba następną podróż muszę odbyć w kosmos, żeby się nieco bardziej wyróżnić :)))