+2
Kravkrk 11 listopada 2017 21:39
Image

Image

Jest spokojnie (choć wracając jedną z głowych ulic – Shmu’el Ha-Navi st czy Bar Ilan str. dało się zauważyć już większy ruch i hałas – takie ichniejsze „downtown” :D ).
Świetne doświadczenie. Przechadzaliśmy się obskurnymi uliczkami, szybkim krokiem mijali nas zamyśleni mężczyźni, którzy za chwilę gdzieś znikali – tu czas zdecydowanie się zatrzymał. Czuliśmy się dosłownie jak w skansenie.
Mając te wszystkie informacje, w końcu jeden z nas nie wytrzymał i pyta się na głos – „Ej, ale gdzie oni tak k***a łażą !?” :lol:. Faktycznie pytanie było zasadne, ale dorobiliśmy do tego własną teorię – jako że żyją oni z zasiłków, to rząd izraelski ich tak zaprogramował, że mają chodzić na określonej trasie i jak pojawiają się turyści to mają zacząć „łazić”. Coś w tym musiało być, bo młody chłopak minął nas raz, za chwile wrócił, po czym za moment stanął koło nas, zastanowił się, podrapał po głowie i gdzieś poszedł – uznaliśmy, że złapał buga i się zawiesił :lol:
Dobra koniec żartów :D
Prawdą jest natomiast, że w Mea Szarim zjedliśmy najlepszego falafela podczas pobytu w Izraelu. Oczywiście w barze dla lokalsów, więc nie było raczej opcji by nas orżnęli jak Arabowie. Jak będziecie w okolicy to zdecydowanie polecam ! Cena 10 ILS – Ha Rav Zonefeld st. przy skrzyżowaniu z HaNagar st.
Image

Image

Wstąpiliśmy do jednego ze sklepu prowadzonego przez ortodoksa, żeby kupić trochę Za’ataru i innych przypraw. I to miłe zaskoczenie – nie dość że ceny były tak przystępne, że nawet nie było sensu się targować (Za’atar 6 ils/100 g; laski cynamonu 6,5 ils za opakowanie) to jeszcze wszystko wbite na kase i paragon :shock:
Image

Było już dosyć późno, i co istotne było dosyć zimno jak na warunki jerozolimskie (ok 15-16 stopni) więc poszwędaliśmy się jeszcze chwile chłonąc atmosferę tego miejsca i powoli wracaliśmy na dworzec.
Image

Image

Image

Image

Chcemy kupić bilet w kasie jak poprzednio, idziemy do odpowiedniego okienka, gdzie było napisane „bilety bus 405”, pani mówi żeby kupić w kasie obok, tam nikogo nie ma, idziemy do następnego, a gość mówi że kierowca nam sprzeda – „very fuc***g useful” jak stwierdził kumpel :D
Ok. 21 30 byliśmy z powrotem w Tel Avivie. Skierowaliśmy się w wiadome miejsce – izraelska biedra i czteropak Holstenów za 14 ils. Chcielibyście zobaczyć nasze miny w tym sklepie na widok puściusieńkich półek….Chyba cały Tel Aviv się tu zleciał jak się rozniosła wieść o promo :D. Na szczęście parę ulic dalej znaleźliśmy sklepik z Brambergami za 5,9. Szykujemy odliczoną kasę, sprzedawca bierze dychę i jeszcze nam zwraca 1,9 :D Widocznie na jakąś promocje na „wielosztuki” trafiliśmy. Very nice !

To był bardzo udany dzień. Z grubsza udało nam się zobaczyć wszystko co zakładaliśmy. Wprawdzie był plan, żeby pojechać do Betlejem, ale raczej od początku zakładałem, że może się nie udać, za mało czasu. Nie udało się też podskoczyć na Market Mahane Yehuda i tych dwóch rzeczy bardzo żałuje, ale kto powiedział, że była to ostatnia wyprawa do Izraela. Powiem więcej – jak żona zobaczyła zdjęcia to wiem, że na pewno prędzej czy później (myślę, że prędzej) pojawimy się tam ponownie ;)
Tymczasem sącząc piwerko na promenadzie planowaliśmy kolejny, niestety ostatni dzień w Tel Avivie.Dzień 3 Tel-Aviv – Lublin

Po śniadaniu i uzupełnieniu zapasów wody wymeldowaliśmy się z hotelu. Dzięki uprzejmości obsługi mogliśmy zostawić rzeczy na recepcji co ułatwiło sprawę, bo lot mieliśmy dopiero przed 21. Tak jak pisałem, bazar Carmel Market zostawiliśmy właśnie na dziś. I jak to na bazarach bywa, można na nich kupić wszystko i nic, jest gwarno i nie zawsze ładnie pachnie ;). Szczególnie popularne są soki ze świeżo wyciskanych granatów (7-10 ils za szklankę), pamiątki religijne, przyprawy dewocjonalia, owoce, warzywa i chałwa. Tą ostatnią szczególnie polecali forumowicze. I przyznam, że nie widziałem jeszcze tylu rodzajów chałw. Było też sporo ciast, ciasteczek czy znanej z Grecji i Turcji baklavy. Zależało mi też na przywiezieniu kawy z kardamonem. Znalazłem jedno stoisko, całkiem nieźle zaopatrzone, tak więc miałem świeżo zmieloną kawę (kolumbijską), kardamon też był ;) Oczywiście nie muszę też mówić, iż targowanie się na każdym kroku jest bardzo wskazane ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I całkiem pokaźny składzik z piwkiem – a w centralnym miejscu…. :D

Image

Kawa z kardamonem – check; chałwa – check; bzdurki dla znajomych – check.

Nie mogło się oczywiście obyć bez falafela, chyba jednego z tańszych w Tel-Avivie (7 ILS), schitzel – 15 ils u tego oto jegomościa. Stoisko znajduje się mniej więcej w połowie bazaru.
Image

Image

Po tej krótkiej przerwie ruszyliśmy w stronę najdroższej i najbardziej reprezentacyjnej ulicy Tel-Avivu. Można tu bez przeszkód spacerować, bo pasy ruchu przedzielone są deptakiem.

Image

Image

W domu Meira Dizengoffa (pierwszego burmistrza Tel-Avivu) zlokalizowana jest Sala Niepodległości (Independance Hall) w której w maju 1948 r. David Ben Gurion proklamował niepodległość Izraela. Naprzeciwko znajduje się pomnik burmistrza.

Image

Image

Image

Wolnym krokiem przemierzaliśmy uliczki Tel-Avivu i stwierdziliśmy, że dobrze by było jeszcze przed wyjazdem skoczyć na plażę wychillować się, wypić Perłę ;) i odpocząć chwilę przed planowanym szokiem termicznym związanych z powrotem do Polski. Mogliśmy poobserwować licznych tego dnia kitesurferów.

Image

Jeszcze tylko „wrzucić coś na ruszt” :D i niestety trzeba opuścić Izrael.

Image

Autobusem linii 16 dotarliśmy na dworzec HaHagana. Tradycyjnie czekała nas kontrola bezpieczeństwa, w automacie kupno biletu.

Zauważyłem też skrytki bagażowe – może komuś się przyda.

Image

Gdy czekaliśmy na pociąg na lotnisko, usiadł koło mnie młody żołnierz. Jadł chipsy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że swój karabin karabin położył sobie na kolanach, ale lufa była wycelowana w moją nogę :szok:. Nie wiem żebym poczuł się specjalnie komfortowo, ale taki też jest obraz współczesnego Izraela – służba wojskowa jest obowiązkowa, zarówno dla kobiet i mężczyzn. W TA nie widać ich tak bardzo jak w Jerozolimie (chyba że w obrębie centrum i obiektów strategicznych jak np. właśnie dworce).
W ciągu 20 min. Dojechaliśmy na lotnisko. Słuchając rad forumowiczów, z uwagi na specyfikę procedur bezpieczeństwa na lotnisku Ben Guriona, stawiliśmy się 2,5 h przed odlotem by w razie problemów mieć czas. Pasażerów do odprawy o dziwo nie było dużo.
Najpierw należy podejść do bramki, gdzie jedna osoba sprawdza paszport i zadaje pytania w stylu:
- czy pakowałeś się sam
-czy wszystkie rzeczy w Twoim bagażu należą do Ciebie
-czy posiadasz broń albo przedmioty niebezpieczne
- pytali mnie ponownie o stary paszport i czy mam ze sobą niebieską wizę, którą mi zabrano

Na paszport dostajemy naklejkę która uprawnia do wejścia na stanowiska kontroli bezpieczeństwa. I tutaj, na przestrzeni kilka minut paszport sprawdzali mi parokrotnie, plecak został „wywrócony na drugą stronę” (na szczęście nie pytali o Za’atar), sprawdzili mi buty (nie wiem na jaką okoliczność, pewnie narkotyki i/lub materiały wybuchowe). Całość trwała może 10-15 ale zwracam uwagę, że jednak jest to inny rodzaj kontroli niż spotykamy podróżując po UE, bardziej drobiazgowa i nawet nie mając nic na sumieniu można się zestresować. Grunt to rzeczowo odpowiadana pytania, broń Boże nie kłamać i zachowywać się racjonalnie - urzędnicy/celnicy nie są niemili, tylko bardzo zdecydowani i potrafią być drobiazgowi, więc nie powinno nas zbić z tropu zadawanie nawet najbardziej wydawałoby się absurdalnych pytań. My problemów żadnych nie mieliśmy, ale byliśmy świadkami szczegółowej kontroli jednego pasażera, który musiał ściągnąć buty i przechodzić kontrolę osobistą.

Czas który został nam na oczekiwaniu na lot wykorzystaliśmy na zwiedzenie lotniska i sklepów „duty free” Prawdę mówiąc myślałem, że w końcu poznam to mityczne ‘tax free” ale lotniskowe ceny niespecjalnie do tego zachęcały. Jak się za chwilę okaże, było lepiej niż myślałem :D

Z 20 min. poślizgiem zameldowaliśmy się na pokładzie. Obłożenie szacuję na ok. 80 %. Podsumowując wyjazd stwierdziliśmy, że brakło jednego dnia, żeby pobalować. Zamówiliśmy po cydrze, w bardzo przyzwoitej jak na samolotowe warunki cenie 10 zł. A później chcieliśmy drugą, ale zabrakło  Nie było jednak tego złego…Poznaliśmy bardzo miłą stwekę, która zaproponowała nam coś mocniejszego w zamian z pokładowego „duty free”. Początkowo nie byliśmy zachwyceni – pewnie drogo i majątek stracimy jak będziemy chcieli konkretniej podziałać. Pokazała nam katalog i za chwilę zbieraliśmy szczęki z podłogi…litrowa Wyborowa w cenie 30 zł. Nie dowierzamy, mówię do chłopaków że to pewnie w euro albo innych dolarach :D Ale nie, litrowa wódeczka na pokładzie PLL LOT w cenie 30 zł. Od razu spytałem ile tego mają na pokładzie, ale Pani Emilia (serdecznie pozdrowienia jak Pani do czyta) ze smutkiem poinformowała że „tylko litr” na głowe :lol: Długo nas namawiać nie musiała i tak powstał Chocapic. Dobra żartuję, to był najprzyjemniejszy lot w mojej dotychczasowej karierze ;) Najbardziej urocze było stwierdzenie – „no to ok., sprzedam Wam, ale będziecie grzeczni ? :D Oczywiście byliśmy i w ten sposób sprezentowaliśmy sobie dodatkowy dzień :D
W ogóle obsługa tego lotu była rewelacyjna, ale Pani Emilia zdecydowanie wiodła prym, opowiedziała trochę o swojej pracy , było bardzo miło. Zapytaliśmy w pewnym momencie, co możemy zrobić by ktoś dowiedział się, że jest świetnym pracownikiem, na co z uśmiechem rzuciła, że możemy napisać podziękowanie. Myślała pewnie że nas tym zniechęci, na co szybko zapytałem – a ma pani kartę i długopis ? :D Mieliśmy już trochę w czubie, ale zachowaliśmy na tym rozsądku, by napisać coś sensownego, alkohol nie pomagał, więc każde słowo przelane na papier było poprzedzone burzliwą debata :lol: Ale się udało.

Image

Image

Image

Image

Lot upłynął w bardzo przyjemnej atmosferze, na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie (ale oszczędzimy sobie wrzucania ;) ) Na dnie jeszcze coś zostało i na lotnisku celnik chyba był w szoku jak nas zobaczył i zapytał tylko „czy w tej butelce jest alkohol ?” Na szczęście kumpel szybko sprowadził rozmowę na inne tory, żaląc się, że właśnie zgubiła nam się zakrętka :D (ale faktycznie się zgubiła). Polecił tylko żeby nie pić tego na lotnisku i się rozeszliśmy. Przylecieliśmy po 24 więc żeby dostać się do hotelu to albo taxi albo dojście do przystanku Świdnik-Helikopter, z którego jechał nocny do Lublina. Chyba nie musze pisać która opcja zwyciężyła ;) Po 40 min spacerze czekaliśmy na posterunku.

Image

Po 2 dotarliśmy do hotelu. A rano w busie dogorywaliśmy. I tak nasza lubelsko-izraelska wyprawa dobiegła końca.
W epilogu krótko podsumuję wyjazd jak i postaram się przygotować kalkulację kosztów.

Dzięki tym wszystkim którzy dotarli do końca, mam nadzieję, że się podobało i że coś zawartego w tej relacji komuś na coś się przyda, chociaż konstruktywną krytykę przyjmę z pokorą, wskazówki przydadzą się na następny raz.@sranda, dzięki za to info i za wszystkie inne, przydadzą się przy kolejnym wyjeździe.Myślałem, że jestem w miarę dobrze przygotowany, ale rzeczywistość zawsze trochę zaskakuje ;)Epilog.

Izrael - bardzo specyficzny kraj. Z ciekawą, trudną burzliwą historią. Podchodzący mega serio do kwestii bezpieczeństwa na każdym kroku. Z wysokimi cenami, unikalnymi w skali światowej zabytkami, z pięknymi, szerokimi plażami.
O ile Tel Aviv nie zrobił na mnie specjalnie wrażania, jak by się uprzeć wszystkie ciekawsze rzeczy można "zaliczyć" w jeden dzień, czuć tam "europejskość", o tyle już nieodległa Jerozolima zapachniała delikatnie egzotyką. Świetne miasto, szkoda że nie ma dostępu do morza :D Zdaje sobie sprawę, że tylko "liznąłem" Izraela, tak jak pisałem bardzo żałuje, że nie udało się pojechać do Betlejem, wejść n Górę Oliwną, zobaczyć Yad Vashem, bazar Mahane Yehuda, wejść na Wzgórze Świątynne. Nie mówiąc o życiu nocnym czy innych nieodległych rejonach (Autonomia palestyńska zdecydowanie !)
Jedno jest pewne, na pewno w nieodległej przyszłości pojawię się w Izraelu - wydaje mi się, że obecnie jest to jeden z bardzo łatwo dostępnych kierunków, tanich (jeśli chodzi o loty !) oferujący szeroko rozumianą "egzotykę".

Poniżej przedstawiam koszty jakie poniosłem na tym wyjeździe. Przy noclegach wiadomo należałoby podzielić wszystko przez 3 bo każdy płacił za siebie. Jeszcze raz dzięki za dotrwanie do końca, do następnego !

Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

brzemia 11 listopada 2017 21:56 Odpowiedz
Koledzy nie zgodzili sie na pokazanie twarzy, a rodzina z dzieckiem tak ? ;)Wysłane z telefonu przy użyciu Tapatalka
kravkrk 11 listopada 2017 22:41 Odpowiedz
@brzemia, dzięki za uwagę, będę miał to na względzie w kolejnych częściach.
brzemia 12 listopada 2017 09:00 Odpowiedz
Mi bardziej chodziło w drugą stronę co sugerował uśmieszek na końcu.Większość relacji na f4f jest bez zakrywania twarzy. Wszystkie relacje z zamazywaniem twarzy są gorsze o odbiorze, bo źle się ogląda takie zdjęcia, szczególnie z białymi kwadratami na twarzach.Nie zepsuj ładnej relacji tym kwadratami, no chyba ze koledzy tak narozrabiali ze chcą być niewykrywalni.
oskiboski 13 listopada 2017 09:08 Odpowiedz
Quote:8,9 ils za jakiegoś ichniejszego dark lagera. Dało się to wypić, miało procenty i o sprawie należy zapomnieć :D Jak Ci szkoda kasy na krafty to flaczego narzekasz na najlepsze piwo w rozsadnej cenie czyli Goldstara ? Trochę to dziwne rozumowanie. Jade do drogiego kraju, kupuje tanie piwo i narzekam, ze jest kiepskie. :roll: Nie wiem gdzie szukaliscie jedzenia te 30 minut. Wzdkuz promenady ? Jesli tak to nic dziwnego, jak chcieliscie tanio to czemu nie miska hummusu i 2 pity w supercofixie i 2 razy polski mueller i zamkniecie sie w 15 nis ;)
kravkrk 13 listopada 2017 09:23 Odpowiedz
Najlepsze jest może dla Ciebie, nie dla mnie. I nie szkoda mi na piwo craftowe które jest w rozsądnej, akceptowalnej cenie dla mnie, napisałem Ci to w temacie o Izraelu, czego jeszcze nie rozumiesz ? I nie wiem gdzie tu widzisz narzekanie -przyjałem na klatę że dobrego piwa się w Izraelu nie napije i kropka, smakowało tak samo te Holsteny. A jak Ci wystarczy miska hummusu to pogratulować. A szamy szukaliśmy w trójkącie i okolicznych uliczkach HaYarkon - Borgashov - Allenby.
krystoferson112 15 listopada 2017 22:57 Odpowiedz
Zajebiście....pozdrawiam z miasta z tabliczką i szacun za relację, była super w tym z moimi piwnymi klimatami, tym bardziej, że nie cały miesiąc temu zwiedzałem te same miejsca i min. również nie zostałem wpuszczony przez wojsko do zwiedzenia bliżej muzułamańskich zabytków w Jerozolimie. Ja tam się z Arabami dogadywałem, byli dużo tańsi niż Żydzi....Ps. kontrolą graniczną w Polsce nie zajmują się celnicy tylko f-sze Straży Granicznej potocznie pogranicznicy, podobnie jest i w Izraelu. ;) Celnik to f-sz Ministerstwa Finansów od cła, podatków, przemytu itp.
sranda 16 listopada 2017 05:43 Odpowiedz
@Kravkrk @krystoferson112Nie zostaliście wpuszczeni na Wzgórze Świątynne, bo można tam wchodzić tylko w określonych dniach i godzinach. Tutaj więcej szczegółów:http://templemountdestruction.com/e/Tou ... itors.aspx
kravkrk 16 listopada 2017 07:49 Odpowiedz
@sranda, dzięki za to info i za wszystkie inne, przydadzą się przy kolejnym wyjeździe.Myślałem, że jestem w miarę dobrze przygotowany, ale rzeczywistość zawsze trochę zaskakuje ;)
bozenak 16 listopada 2017 20:16 Odpowiedz
Relacja super :D Mój mąż też chce jechać na męski wyjazd do Izraela 8-) ale po tej relacji niech zapomni :lol: :lol: Pojedziemy waszymi śladami i też napiszemy podziękowanie dla Emilii ;) ;) :lol:
kravkrk 16 listopada 2017 21:38 Odpowiedz
@bozenak, bardzo dziękuję ;) Czyli można powiedzieć, że trochę "niedźwiedzią przysługę" mężowi zrobiłem :D Jak spotkanie Emilię na jakimś locie to piszcie w ciemno :D