sklepikarza który handluje dywanami, gdzie mnie częstuje herbatę (potem ja niego)
i opowiada mi o Perskich dywanach.
Tebriz, to główne miasto, w produkcji dywanów. Znajdują się tu, ponad 65000 fabryk dywanów, a zatrudniają ponad 200000 ludzi, gdzie rocznie produkują 800000m², co nam daje 2 razy powierzchni Watykanu. Z wszystkich dywanów co eksportuje Iran, to 70% pochodzi z Tebrizu, więc w IKEI znajdziecie na pewno, Dywan z Tebryzu.
Po tych herbatach, dopadł mnie głód. Więc szukam stanowiska z jedzeniem co polecał @Pabloo w jego relacji.
Nazywa się to Yeralma Yumurta, dosłownie Ziemniak i jajko
To nr jeden street food w Tebrizie. Znajdzie się to wszędzie, jest tanie i naprawdę smaczne. Tylko uważajcie na papryczkę. Wygląda nie pozornie, ale parzy. Tak bardzo, ze dopadła mnie mocna czkawka, i wchodzę do pierwszego lepszego sklepu, dorwać Coca Cole. Biorę, idę do kasy, ledwo powiem Merhaba, koleś pakuje mi kolę i każe mi iść, nie płacąc. Upieram się, ale na marne. Mówi ze mam czkawkę i muszę cos się napić i mnie wygania.
Kolejny szok.
Teraz (z pełnym żołądkiem) gubię się w bazarze z Warzywami
gdzie hurtowo kupuję jakieś 200 gr szafranu. Na prezenty
I okazja pogubić się w mieście
A na kolacje do "McDonalda"
Na azerskie klopsiki i falafela
Do spania, bo kolejny (i zarazem ostatnim dzień w Iranie) będzie ciężki.Nie lubimy Amerykanów Ale mają dobre papierosy
Dzolfa - جلفا Aras - ارس Przejście graniczne Norduz - Agarak
-Ale k... zimno. 5 lub 6 rano, wstaję, żeby powolutku dojechać do dworca autobusowego w Tebrizie i złapać autokar do Dzolfy. I czuję te +5 stopni które mi pokazuje termometr. Szybko odkopuję kurtkę (byłem tylko z krótkim rękawem), szybkie mycie i szukanie taksówki do dworca.
I tu witamy w mojej relacji pana Murphiego i jego prawach. Oczywyscie nie było ani jednej taksówki, a za dnia, to nawet się przejść nie możesz bo non stop cię zaczepiają. No dobra, nie mam wyjścia, idę do autobusu miejskiego.
Oczywiście znalezienie mojego autobusu graniczyło to z cudem (zaparkowane w dłuż 2 ulic) więc, idę do stanowiska - kierownika rozkładów - kasiera i pytam się go z skąd mam autobus do Meydani Azerbajani
On po Azersku, ze za 3 minuty odjeżdża z stamtąd (na drugą stronę ulicy) i jak przejdę szybko to zdążę. Także odpala krótkofalówkę żeby poinformować kierowcę żeby poczekał na mnie. Wchodzę do autobusu, kierowca znów nie chciał kasiory, i widzę jak zdychający pracownik kanciapy biegnie żeby się upewnić, czy trafiłem do dobrego autobusu. Aż mi głupio się zrobiło.
Ale dobra, jedziemy do dworca, wolnym tempem, ale jedziemy. Zmartwiony kierowca, czy nie zgubię się, podjechał prawie pod drzwi dworca, i pomógł mi z bagażami (Szok jakiś tam setny w Iranie), i poczęstowałem go krówkami. Chyba to 3 waluta w Iranie po dolarach i riallach.
Wchodzę do "dworca". Ciężko go nazwać dworcem. Jakiś tam budynek, z jednym stanowiskiem biletowym, dwoma kawiarniami i tyle. Kupuję bilet, herbatkę i siedzę czekając na mojego busa. Jak to w Iranie, biały człowiek, czekając z plecakiem na autobus do Dzolfy, to wielkie halo, więc każdy chce z tobą porozmawiać.
Przez dobre 20-30 minut rozmawiam z taksówkarzem, który chciał poćwiczyć angielski (uczył się go, oglądając Press TV - Irański odpowiednik BBC) i opowiada mi o życiu, jak pamiętam obalenie Reziego i jak się Iran zmienił. I na dobrze ale zarazem i na źle. Oczywiście, do rozmowy wpadają hektolitry herbaty i orzechów.
08:15 i kierowca woła nas do autokaru. Zegnam się z Ahmedem, i wpakuję się do autokaru, jak najbardziej w przodu, tak żeby wszystko było widać.
08:30 i jedziemy. W komórce już gotowa playlista David Bowie
Droga jakoś ona super nie było. Było widać sporo ciężarówek z Azerskimi/Tureckimi/Ormiańskimi tablicami i z Aras Free Zone. Aras Free Zone, to region "beż - podatkowy" Iranu przy rzece Aras, który graniczy z Armenią i Azerbejdżanem, w ramach współpracy Ekonomicznej
No i najciekawsza rzec tego przejazdu, to była ta o to tablica
Po dobrych 90 minutach, dojeżdżamy do Hadishahr, gdzie kierowca odpowiada nam, ze nie jedzie dalej, i podstawia taksówkę do Dzolfy. Więc 4ka pakuje się do starej taksi i jedziemy.
Atmosfera dość wesoła w taksówce, gadamy po turecku, pijemy herbatkę i wszyscy ciekawi moich opinii o Iranie.
Dojeżdżamy do Dzolfy współpasażerowi wysiadają i kierowca mnie pyta, gdzie ja chcę jechać. Mówię ze do przejścia z Armenią, w Norduz.
- Ło panie, to będzie dobre 500.000 IRR (za 80km) - Nie no panie, 300.000 IRR to maks
I tak przez 8-10 minut, aż stanęło w 400.000 IRR z śniadaniem u niego w domu.
Dobry Win-Win
Ostatnie perskie śniadanie, przy widoku rzece Aras i jedziemy do Norduz.
To co @Pabloo napisał to 100% prawda. Przejazd jest magiczny. Kaniony, góry, po lewej stronie rzeka Aras i Autonomiczna Republika Nachiczewanu.
Zaczynamy rozmowę z kierowcą o polityce
- Ja nie na widzę USA. To chory naród. Nie normalny. Wszystko co amerykańskie to złe. Nawet ten ich prezydent. Donald Trump
I zapala Lucky Strike
- No ale pan pali Lucky Strike, co są 100% symbolem USA jak Malboro - A no widzisz, papierosy i Coca Cole mają dobre.
Myślę ze jakby McDonalda kiedyś zrobią, powie to samo, ze lepsze od ichniejszych kebsów.
Gadamy cały czas o polityce, o Khomeiniego, jako ze Mahmud, mój kierowca prawie ma 70 lat, więc pamięta wszystko. Pamięta jak obalono pomnik Reziego w Dzolfie, jak ludzie uciekali przez rzekę Aras do ZSRR i wiele innych rzeczy, aż po chwili po drugiej stronie rzeki widzę tory.
To pozostałości dawnej linii Moskwa - Tbilisi - Erywań Teheran i Erywań - Nachiczewan - Meghri - Baku Większość tuneli zbombardowanych przez żołnierzy z dwóch stron w 93 roku, kiedy była wojna o Górski Karabach. Do momentu kiedy przy torach stoi czołg. I obok niego paru żołnierzy, patrząc w stronie Armenii.
-Granica, opowiada mi Mahmud.
To samo się dzieje po drugiej stronie, tylko ze to Ormianie już. Biedny Ormianie, którzy nie dali rady przekupić dowódców i zostali rzuczeni przy granicy z Azerbejdżanem.
Docieramy do Norduz. Zegnam Mahmuda, daję mu te 400k IRR i idę po ostatnią herbatę, ciastko przy granicy.
Normalnie by to trwało, 5-10 minut (jak w każdej innej granicy) ale tutaj jakoś nie mogę zostawić ten kraj. Tyle ciekawych wspomnień, niesamowici ludzie i historie. Jedna herbatka staję się 3-4, gadam z Tirowcami co dopiero dotarli z Rosji/Armenii i jadą w głąb Iranu.
Dobra, trzeba się zbierać. Kraj Hayka czeka na mnie.
Pierwsza kontrola spoko, koleś ogląda jakieś tam mecze, wychodzę na most a tu mnie wzywają ze ominąłem pierwszą kontrolę (ale pieczątkę już miałem), więc znów formalnie wracam do Iranu.
A tam pytanie, typu z skąd, ile dni w Iranie, czy żonaty, czy mam dziewczynie (po kija mu to?), gdzie pracuję, jaka branża i top: imię ojca -Krzysztof Grzegorz -What? -Krzysztof Grzegorz
Zeus mam nadzieję, że dzięki niniejszej relacji w końcu uda mi się namówić partnerkę na trip do Iranu i w najbliższych miesiącach będziemy mieli przyjemność osobiście doświadczyć tej ziemi.
Zeus napisał:Załatwiamy szybko bilety na Sziraz - Teheran i ja do tego Teheran - Tabriż, robimy ostatnie zdjęcie mostu za dnia.Napisałbyś coś więcej? Ceny, linie lotnicze, gdzie kupowałeś? Dlaczego taki wybór, a nie Mahan Air wcześniej przez OTA?Bardzo fajna relacja.
Jestem nowy na forum, więc najpierw wypada się przywitać, zatem:Witam serdecznie
:D Relacja świetna i bardzo pomocna, zwłaszcza że w marcu lecę ze znajomymi tą samą trasą i liniami, w tym Buta Airways.Wobec tego miałbym krótkie pytanie - czytałem o tej śmiesznej taryfie bez podręcznego, jednak w odpowiedzi na mojego e-maila do Azal uzyskałem informację, iż na odcinku Lwów-Baku, Baku-Teheran (Buta Airways) mam nie dość, że poręczny to jeszcze rejestrowany. Tego drugiego nie chcę brać ze sobą, jednak podręczny się przyda.
:) Czy zatem były jakieś problemy w powrotnej drodze? Kazali dopłacać? Można było w Teheranie otrzymać bilety na całą drogę powrotną czy tylko do Baku?Aaaa, bym zapomniał
:oops: W powrotnej drodze mamy na przesiadkę 5h więc do miasta już się nie wybieramy. Czy zatem jest możliwe pozostanie w strefie transferowej lotniska, a tym samym uniknięcie zakupu kolejnej wizy (jedną już mamy na dzień przylotu)Trochę dużo pytań, ale chciałbym się poradzić kogoś zdecydowanie bardziej doświadczonego
:D .Pozdrawiam i dziękuję za pomocMaciek.
@Kerund Dotyczy Azal.Jeżeli lecisz z podręcznym to tym bardziej nie będziesz miał problemu w IKA.Bilety dostajesz i do Baku i do Lwowa lub Kijowa.Możesz spokojnie spędzić czas pomiędzy "kokonami".Polecam zaopatrzyć się w dobre wino w jednym ze sklepów za 3 euro.
:lol:
Zeus napisał:[...] z IKA do Ukrainy
:)@Zeus, ja Ciebie proszę - prosta zasada. Pisałem o niej tutaj:re-mobilne-modemy-wifi,183,56782&view=previousCode:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:- wyspy: na Islandię, na Maltę, na Okinawę itp.- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację na tej samej zasadzie co "na Kujawy", "na Mazury", "na Śląsk" - ale już nie "na Rosję", "na Francję", "na Uzbekistan". Kwestią dyskusyjną są Węgry, gdyż mówi się "jadę na Węgry" - pewnie związane jest to z historyczną bliskością i przyjaźnią między naszymi krajami.
seba napisał:Przebookowali Ci z Azal na Buta czy kupowales od razu Buta?Hej
:D Przede wszystkim dziękuję za szybką pomoc.Co się tyczy pytania, to bilety kupowałem w jeden z promocji na forum bodaj z maja i wtedy loty były Azal. Co ciekawe kupowałem tylko z podręcznym. W październiku dostałem maila, że zmieniają mi godziny lotu Baku-Teheran i jego numer z J2 8005 na J2 9005 . Zacząłem czytać że będę leciał Buta Airways i że w tej linii jest taryfa bez bagażu podręcznego. Wobec tego zadzwoniłem do nich a potem wysłałem e-mail. Z obu źródeł mam informację że na obu odcinkach trasy, tj. Lwów-Baku, Baku-Teheran mam podręczny i rejestrowany. Chociaż patrząc na Wasze przeboje to zastanawiam się na ile mogę im wierzyć
:) Gdzieś jeszcze mogę to sprawdzić?Pozdrawiam Maciek
Code:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:[...]- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację na tej samej zasadzie co "na Kujawy", "na Mazury", "na Śląsk" - ale już nie "na Rosję", "na Francję", "na Uzbekistan". Kwestią dyskusyjną są Węgry, gdyż mówi się "jadę na Węgry" - pewnie związane jest to z historyczną bliskością i przyjaźnią między naszymi krajami.Nie dlatego, że są rdzennie polskie, bo nie są, tylko ze względu na to, że przez większość czasu obszary te były częścią składową różnych innych jednostek(np. część ziem ukraińskich II RP czy Związku Radzieckiego), co przy bliskości terytorialnej dało podstawę przyzwyczajenia ludzi do takiego wyrażania się. Tzw. zwyczaj językowy, którego należy się dopatrywać nie dalej jak od XIX wieku. Tak samo Węgry, które były częścią Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a nie przez przyjaźń.
@Pabloo, otóż nie. W skład ziem II Rzeczpospolitej wchodziły wyłącznie ziemie Polskie. To jest jak z kradzieżą portfela - jak złodziej ukradnie Ci portfel, to ten portfel znajdzie się w jego posiadaniu. Ale nie będzie można powiedzieć, że portfel należy do złodzieja.Wczoraj obchodziliśmy rocznicę rozejmu w Dywilnie, w rezultacie którego rozmiar naszego pięknego kraju był największy w historii. 395 lat temu mieliśmy rozmiar adekwatny do naszego potencjału.
8-) Znowu daję Ci się trollować i cokolwiek odpisuję.Primo „rdzenny" to nie synonim wyrażenia „należący do"(rdzenny - będący rdzeniem, należący do rdzenia). Secundo co to znaczy dla Ciebie ziemie polskie? Bo myślę, że tu trudno będzie dojść do porozumienia nie wyrzuciwszy w siną dal staranności metodologicznej nauki historii. A wydaje mi się jednak, że już w miarę rzetelne przygotowanie humanistyczne, choćby po szkole średniej, daje podstawy do powątpiewania w to, że jakieś ziemie mogą być tylko polskie, czy czyjekolwiek inne.Tertio 395 lat temu „nasz piękny kraj"(rozważania o tym od kiedy można mówić o jakimś kraju na całym świecie już pominę) był Rzeczpospolitą Obojga Narodów, w jego skład wchodziło Wielkie Księstwo Litewskie, a królem był Szwed Zygmunt III Waza. Czy tak samo adekwatny potencjał miała Litwa, a dzisiaj może toczyć dysputy o należeniu do niej Śląska Cieszyńskiego? Czy dzisiaj nasz potencjał jest taki sam ja wtedy wg Ciebie?
8-) A tak symbolicznie to przedawnienie karalności kradzieży portfela następuje po 10 latach. To też może mieć jakieś znaczenie
;)Quinto żeby nie było, że tylko nie na temat i żeby nie usunęli: Świetna relacja @Zeus, zazdroszczę przygód. Ile płaciłeś za szafran w Tebrizie?
8-)
To ja też: Świetna relacja @Zeus, zazdroszczę przygód. Ile płaciłeś za szafran w Tebrizie?
;)@Pabloo, znając chronologię jestem przekonany, że to jednak Ty jesteś inicjatorem aktualnej wymiany zdań, więc o trollowaniu Ciebie przeze mnie nie może być mowy
:)Mamy tutaj przykład pewnych rozbieżności. One występują na różnych płaszczyznach, czego dowodem jest to, że próbujesz moje metafory traktować sensu stricto. Żadna łacina ani inne obce języki nie przesłonią tymczasem prawdy obiektywnej, takiej jaką jest np. etymologia słowa "Ukraina".Obal moją regułę, to będzie można dyskutować.PS. Chyba jednak poprawnie użyłem słowa "rdzenny"
:)
Zeus napisał:Zaczynamy spacer między ruinami, turystów i Persów gdzie przyszli na spacer po ruinach. Fajna relacja i opisy, widze ze kazdy moze postrzegac Iran inaczej.Jak zwiedzalem Persepolis w polowie lat 90-tych to bylem jedynym turysta.
:) Uwielbiam takie miejsca, a jak nie ma turystow to dodatkowy plus. Pamietam, ze duzo zaplacilem w twardej walucie za prywatny transport.
:D
Tak w temacie Echoes, źeby było podrozniczo - Floydzi nagrali koncert na żywo w Pompejach, za zgodą władz miasta, i niekoniecznie ku uciesze mieszkańców, na kilka dni „wzięli” spora cześć dostępnej elektryczności, żeby wszystkie swoje sprzęty podpiąć i się porządnie nagłośnić. Jak to zwykle bywa, wersja koncertowa różni się od płytowej. Taka ciekawostka, mam sentyment do tego kawałka, i PF w ogóle, z racji epizodu w cover-bandzie kiedyśtam
;-) ale Iron M. też niczego sobie
:)
@Don_BartossA jaka jest etymologia słowa „Niemcy"? Podpowiem, że to my taką nazwę wymyśliliśmy. I to są też polskie ziemie?
8-) A troszeczkę poważniej. „Ukraina" to chyba coś z pograniczem
;). Tylko warto choć spróbować pomyśleć o tym, że ludność między Dnieprem i Dniestrem przez tyle wieków też miała swój język. Trochę odrębny, trochę podobny do naszego(ówczesnego), i tak jak oni czerpali od nas znaczenie słów, tak my od nich, bo przez tak długi okres to się swobodnie mieszało. Nie da się określić, kto pierwszy i gdzie danego słowa używał, można co najwyżej powołać się na pierwsze użycie w piśmie. A tak w ogóle to etymologia nazwy ziem to nie to samo co przynależność tych ziem. Reguły, że „żadna łacina ani inne obce języki nie przesłonią tymczasem prawdy obiektywnej" nie śmiem obalać, co najwyżej dopowiem, że mogą ją tylko pomóc opisać.Wydawało mi się oczywiste, że nie biorę Twych metafor wprost - napisałem o symboliczności stwierdzenia, a liczyłem również, że uśmiechnięta żółta buzia z okularami przeciwsłonecznymi przeniesie do internetu pewnego rodzaju dystans odczuwany przeze mnie
8-) Dobra z mojej strony to tyle i już nie będę tego ciągnął.
;) A dla nadania postowi cech zgodności z tematem(
8-) ) dopowiem Zeusowi, że jeśli grosze kosztowało 200g szafranu to chyba musiał być to trochę mniej wartościowy jego rodzaj, o którym pamiętam, jak mi mówiono i pokazywano, że to nie jest prawdziwy szafran, rośnie też w innych państwach, a prawdziwy i pełnowartościowy irański, kosztuje jednak prawie 10 zł za gram. Po powrocie sprawdzałem, i rzeczywiście u nas też można dostać różne produkty o nazwie szafranu, choć nie udało mi się do końca ustalić czy to drugie to podróbka(tak jak na przykład piszą tu, czy po prostu inny gatunek. Czekam na resztę, szczególnie przedarcie się do Armenii i przemyślenia z Meghri. Ja z wielką nostalgią wspominam właśnie pobyt w Agarak
8-)
Są różne gatunki szafranu. Irański jest około 16 PLN za grama jak się kupuje hurtowo Grecki w Grecji około 3-4 euro za grama Ja w Iranie, bodajże dałem 6-7 zeta za grama, bo spakowałem hurtowo (zamówienia ^^)
Pabloo napisał:Bo Ty trollujesz wszystkich forumowiczów, a nie tylko mnie
;)Obstawiam, że trzymanie się tematu rozmowy nie należało do bukietu noworocznych postanowień?
:) Napisałeś to z taką mocą, że czekam teraz na publikację w Monitorze Polskim
:)Pabloo napisał:[...]uśmiechnięta żółta buzia z okularami przeciwsłonecznymi przeniesie do internetu pewnego rodzaju dystans odczuwany przeze mnie
8-)Mnie tam się kojarzy z Bono z U2
8-)
8-)
8-)Pabloo napisał:A jaka jest etymologia słowa „Niemcy"? Podpowiem, że to my taką nazwę wymyśliliśmy. I to są też polskie ziemie?
8-)Oczywiście, że etymologia słowa "Niemcy" nie ma nic wspólnego z geografią. W tym przypadku chodzi o barierę językową. Co do etymologii słowa "Ukraina" to jest po prostu kompletnie inna i dotyczy krańców - terenów na skraju naszego państwa. W tym przypadku etymologia dotykała przynależności terytorialnej. Przecież to tzw. common knowledge.@Zeus, czekam na dalszą część tej fantastycznej relacji. Miło jest mi wrócić wspomnieniami do mojego pobytu w Iranie.
Don_Bartoss napisał:Nie piszemy "wyjazd na Włochy" - zawsze wyjeżdżamy DO, za wyjątkiem dwóch przypadków:- wyspy: na Islandię, na Maltę, na Okinawę itp.Taaa, np. "na Irlandie" takze?Quote:- tereny rdzennie polskie: na Litwę, na Ukrainę, na Białoruś, na Łotwę, na Słowację[...]Tak rdzennie polskie jak Inflanty. A Wielkie Ksiestwo Litewskie (terytorialnie dzisiejsza Bialorus, czesc Ukrainy oraz Litwa czyli dawna Zmudz) bylo czescia Rzeczpospolitej Obojga Narodow nieco ponad 200 lat. Cos na ksztalt federacji - ziemie rdzennie polskie to na pewno nigdy nie byly.Zamiast "tereny rdzennie polskie" lepiej chyba w tym kontekscie uzywac "tereny historycznie wchodzace w sklad Rzeczpospolitej (Obojga Narodow)" i spor zazegnany.@Zeus bardzo dobrze mowi po polsku, a lapsusy zdarzaja sie kazdemu.Ludzie wypisuja tu "napewno", "na prawde", "nie stety", "wziasc" i inne potworki, a jakos nikt tego nie pietnuje.Zeusa nie bronie, bo nie ma takiej potrzeby, ale "zna proporcja, mocium panie".No i tyle, takie moje 2 grosze.
Słowo końcoweCiężko mi było opisać o cały wyjeździe. Nie było to łatwo, bo nawet kamerą i nagrywaniem 24h, nie pokaże to co Iran ma do zaoferowania. Po prostu trzeba spakować plecak, kupić bilet i polecieć tam. Samy trzeba tam polecieć i zobaczyć jak to jest. Pogubić się w zakamarkach w bazarze, wypić herbatę w licznych czajowniach, poczuć zapachy kebabów/rożna na każdym zakręcie i podyskutować z ciekawszymi Persami. Persowie, to bym mógł pisać godzinami, bo sami oni są jednym wielkim rozdziałem Iranu. Jak nie największym i najważniejszym Może to jedyny powód, gdzie warto tam pojechać, byleby mieć styczność z tymi ludźmi. Porozmawiać z nimi, albo chociaż spróbować, bo wtedy się otworzą i pokażą co jest najlepsze w Iranie. Ich gościnność. Tak jak Anthony Bourdain powiedział o Iranie: They tend to kill their guests with kindness around here. I tyle by było. Zbieram się i rozpoczynam pisanie o Armenii
:)
sklepikarza który handluje dywanami, gdzie mnie częstuje herbatę (potem ja niego)
i opowiada mi o Perskich dywanach.
Tebriz, to główne miasto, w produkcji dywanów. Znajdują się tu, ponad 65000 fabryk dywanów, a zatrudniają ponad 200000 ludzi, gdzie rocznie produkują 800000m², co nam daje 2 razy powierzchni Watykanu. Z wszystkich dywanów co eksportuje Iran, to 70% pochodzi z Tebrizu, więc w IKEI znajdziecie na pewno, Dywan z Tebryzu.
Po tych herbatach, dopadł mnie głód. Więc szukam stanowiska z jedzeniem co polecał @Pabloo w jego relacji.
Nazywa się to Yeralma Yumurta, dosłownie Ziemniak i jajko
To nr jeden street food w Tebrizie. Znajdzie się to wszędzie, jest tanie i naprawdę smaczne.
Tylko uważajcie na papryczkę. Wygląda nie pozornie, ale parzy. Tak bardzo, ze dopadła mnie mocna czkawka, i wchodzę do pierwszego lepszego sklepu, dorwać Coca Cole.
Biorę, idę do kasy, ledwo powiem Merhaba, koleś pakuje mi kolę i każe mi iść, nie płacąc. Upieram się, ale na marne. Mówi ze mam czkawkę i muszę cos się napić i mnie wygania.
Kolejny szok.
Teraz (z pełnym żołądkiem) gubię się w bazarze z Warzywami
gdzie hurtowo kupuję jakieś 200 gr szafranu. Na prezenty
I okazja pogubić się w mieście
A na kolacje do "McDonalda"
Na azerskie klopsiki i falafela
Do spania, bo kolejny (i zarazem ostatnim dzień w Iranie) będzie ciężki.Nie lubimy Amerykanów
Ale mają dobre papierosy
Dzolfa - جلفا
Aras - ارس
Przejście graniczne Norduz - Agarak
-Ale k... zimno. 5 lub 6 rano, wstaję, żeby powolutku dojechać do dworca autobusowego w Tebrizie i złapać autokar do Dzolfy. I czuję te +5 stopni które mi pokazuje termometr. Szybko odkopuję kurtkę (byłem tylko z krótkim rękawem), szybkie mycie i szukanie taksówki do dworca.
I tu witamy w mojej relacji pana Murphiego i jego prawach. Oczywyscie nie było ani jednej taksówki, a za dnia, to nawet się przejść nie możesz bo non stop cię zaczepiają.
No dobra, nie mam wyjścia, idę do autobusu miejskiego.
Oczywiście znalezienie mojego autobusu graniczyło to z cudem (zaparkowane w dłuż 2 ulic) więc, idę do stanowiska - kierownika rozkładów - kasiera i pytam się go z skąd mam autobus do Meydani Azerbajani
On po Azersku, ze za 3 minuty odjeżdża z stamtąd (na drugą stronę ulicy) i jak przejdę szybko to zdążę. Także odpala krótkofalówkę żeby poinformować kierowcę żeby poczekał na mnie.
Wchodzę do autobusu, kierowca znów nie chciał kasiory, i widzę jak zdychający pracownik kanciapy biegnie żeby się upewnić, czy trafiłem do dobrego autobusu.
Aż mi głupio się zrobiło.
Ale dobra, jedziemy do dworca, wolnym tempem, ale jedziemy. Zmartwiony kierowca, czy nie zgubię się, podjechał prawie pod drzwi dworca, i pomógł mi z bagażami (Szok jakiś tam setny w Iranie), i poczęstowałem go krówkami. Chyba to 3 waluta w Iranie po dolarach i riallach.
Wchodzę do "dworca".
Ciężko go nazwać dworcem. Jakiś tam budynek, z jednym stanowiskiem biletowym, dwoma kawiarniami i tyle. Kupuję bilet, herbatkę i siedzę czekając na mojego busa.
Jak to w Iranie, biały człowiek, czekając z plecakiem na autobus do Dzolfy, to wielkie halo, więc każdy chce z tobą porozmawiać.
Przez dobre 20-30 minut rozmawiam z taksówkarzem, który chciał poćwiczyć angielski (uczył się go, oglądając Press TV - Irański odpowiednik BBC) i opowiada mi o życiu, jak pamiętam obalenie Reziego i jak się Iran zmienił. I na dobrze ale zarazem i na źle.
Oczywiście, do rozmowy wpadają hektolitry herbaty i orzechów.
08:15 i kierowca woła nas do autokaru. Zegnam się z Ahmedem, i wpakuję się do autokaru, jak najbardziej w przodu, tak żeby wszystko było widać.
08:30 i jedziemy. W komórce już gotowa playlista David Bowie
https://www.youtube.com/watch?v=cYMCLz5PQVw
Droga jakoś ona super nie było. Było widać sporo ciężarówek z Azerskimi/Tureckimi/Ormiańskimi tablicami i z Aras Free Zone. Aras Free Zone, to region "beż - podatkowy" Iranu przy rzece Aras, który graniczy z Armenią i Azerbejdżanem, w ramach współpracy Ekonomicznej
No i najciekawsza rzec tego przejazdu, to była ta o to tablica
Po dobrych 90 minutach, dojeżdżamy do Hadishahr, gdzie kierowca odpowiada nam, ze nie jedzie dalej, i podstawia taksówkę do Dzolfy. Więc 4ka pakuje się do starej taksi i jedziemy.
Atmosfera dość wesoła w taksówce, gadamy po turecku, pijemy herbatkę i wszyscy ciekawi moich opinii o Iranie.
Dojeżdżamy do Dzolfy współpasażerowi wysiadają i kierowca mnie pyta, gdzie ja chcę jechać. Mówię ze do przejścia z Armenią, w Norduz.
- Ło panie, to będzie dobre 500.000 IRR (za 80km)
- Nie no panie, 300.000 IRR to maks
I tak przez 8-10 minut, aż stanęło w 400.000 IRR z śniadaniem u niego w domu.
Dobry Win-Win
Ostatnie perskie śniadanie, przy widoku rzece Aras i jedziemy do Norduz.
To co @Pabloo napisał to 100% prawda. Przejazd jest magiczny. Kaniony, góry, po lewej stronie rzeka Aras i Autonomiczna Republika Nachiczewanu.
Zaczynamy rozmowę z kierowcą o polityce
- Ja nie na widzę USA. To chory naród. Nie normalny. Wszystko co amerykańskie to złe. Nawet ten ich prezydent. Donald Trump
I zapala Lucky Strike
- No ale pan pali Lucky Strike, co są 100% symbolem USA jak Malboro
- A no widzisz, papierosy i Coca Cole mają dobre.
Myślę ze jakby McDonalda kiedyś zrobią, powie to samo, ze lepsze od ichniejszych kebsów.
Gadamy cały czas o polityce, o Khomeiniego, jako ze Mahmud, mój kierowca prawie ma 70 lat, więc pamięta wszystko. Pamięta jak obalono pomnik Reziego w Dzolfie, jak ludzie uciekali przez rzekę Aras do ZSRR i wiele innych rzeczy, aż po chwili po drugiej stronie rzeki widzę tory.
To pozostałości dawnej linii Moskwa - Tbilisi - Erywań Teheran i Erywań - Nachiczewan - Meghri - Baku
Większość tuneli zbombardowanych przez żołnierzy z dwóch stron w 93 roku, kiedy była wojna o Górski Karabach. Do momentu kiedy przy torach stoi czołg. I obok niego paru żołnierzy, patrząc w stronie Armenii.
-Granica, opowiada mi Mahmud.
To samo się dzieje po drugiej stronie, tylko ze to Ormianie już. Biedny Ormianie, którzy nie dali rady przekupić dowódców i zostali rzuczeni przy granicy z Azerbejdżanem.
Docieramy do Norduz. Zegnam Mahmuda, daję mu te 400k IRR i idę po ostatnią herbatę, ciastko przy granicy.
Normalnie by to trwało, 5-10 minut (jak w każdej innej granicy) ale tutaj jakoś nie mogę zostawić ten kraj. Tyle ciekawych wspomnień, niesamowici ludzie i historie.
Jedna herbatka staję się 3-4, gadam z Tirowcami co dopiero dotarli z Rosji/Armenii i jadą w głąb Iranu.
Dobra, trzeba się zbierać. Kraj Hayka czeka na mnie.
Pierwsza kontrola spoko, koleś ogląda jakieś tam mecze, wychodzę na most a tu mnie wzywają ze ominąłem pierwszą kontrolę (ale pieczątkę już miałem), więc znów formalnie wracam do Iranu.
A tam pytanie, typu z skąd, ile dni w Iranie, czy żonaty, czy mam dziewczynie (po kija mu to?), gdzie pracuję, jaka branża i top: imię ojca
-Krzysztof Grzegorz
-What?
-Krzysztof Grzegorz
Mina pracownika, podobna do "Hermanna Brunnera"
https://www.youtube.com/watch?v=AfKZclMWS1U
Ale zlitowałem się nad nim, i dałem dowód osobisty, gdzie mógł skopiować.
Pomachał i życzył mi szerokiej drogi.
I znowu jestem na moście nad rzeką Aras, słuchając piosenkę System Of A Down - Holy Mountains
https://www.youtube.com/watch?v=X-bNqBjKrQI
Most pomalowany w barwach flagi Iranu
Rzeka Aras
I to już koniec mojego wojażu w krajnie Persów.
Wracam, patrzę ostatni raz na Iran,
i szerokim krokiem idę do pierwszej budki granicznej w stronie Armenii
-Barev, i daję mu paszport
-Ja nie gavariu po Armensku. Ja z Rasji i pa Ruszku
I takim sposobem przywitała mnie Armenia.
Ale o tym za niedługo