+1
igore 3 lutego 2018 17:56
DSC00899.jpg



Zgłodniałem. Wiedziałem, że w okolicy znajduje się Tim Ho Wan, najtańsza restauracja z gwiazdką Michelin, słynąca ze świetnych dim sum. Jedzenie tanie to i knajpa nie wygląda zbyt wyszukanie. Byłem sam, więc udało mi się wejść bez kolejki. Posadzono mnie obok lokalnej rodziny i zabrałem się do zamawiania. Należy zaznaczyć interesujące nas dania na kartce i podac kelnerce. Po chwili smakołyki dotrą na nasz stół. Zamówiłem dim sum (rzecz jasna), pierożki z wieprzowiną i krewetkami i jakieś dziwne kulki z wołowiny. Wszytko bylo bardzo smaczne, na tyle, że pozwoliłem sobie na dodatkową porcję dim sum. Całość wraz z herbatą, kosztowała 74 HKD. Warto. Śmiech współtowarzyszy, gdy starasz się jeść pałeczkami – bezcenny.



DSC00908.jpg



DSC00909.jpg



DSC00910.jpg



DSC00914.jpg



DSC00917.jpg



DSC00918.jpg



DSC00921.jpg



DSC00925.jpg



DSC00928.jpg



DSC00933.jpg



IMG_20180124_140132.jpg



IMG_20180124_141045.jpg



IMG_20180124_142238.jpg



Pojechałem do centrum, by pzedostać się do całkiem innego świata – świata wielkiej finansjery. Była 21-sza a pracownicy okolicznych biur wychodzili z pracy. Mężczyźni o zmęczonych obliczach. Spotkani przeze mnie mieszkańcy narzekali, że rozwarstwienie Hong Kongu na elitę zarabiającą krocie i resztę, radzącą sobie gorzej coraz bardziej się pogłębia. Byli zresztą gorącymi orędownikami Chin i dziwili się niechęci do tego kraju. Może po prostu znalazłem się w złym towarzystwie. ;) Chiny zobowiązały się do uznania sporej niezależności Hong Kongu do 2047 roku, choć już teraz ingerują w coraz większą sferę życia mieszkańców, między innymi kładąc nacisk na naukę mandaryńskiego zamiast kantońskiego i nie sadzę, by miasto utrzymało względną niezależność aż tak długo.
Zostawmy sprawy pomiędzy Hong Kongiem i Chinami i wybierzmy się na wyścigi konne. Tu okazało się, że brak planowania może mieć też inne, bardziej smutne oblicze. Spodziewałem się, że jadąc do Happy Valley będę świadkiem wyścigów na żywo, dane mi je było jednak oglądać jedynie z telebimu. Towarzyszyli mi głownie starsi panowie, których miny mówiły, że fortuna odwróciła się do nich plecami. Zresztą mnie również nie sprzyjała.
Jet lag nie pozwoilł mi na sen o normalnej porze, włóczyłem się więc znów po ulicach Mong Koku i Tsim Tsa Tsui, zastanawiając się głównie, gdzie znajduje się granica między cżłowiekiem a jego telefonem i czy świat podąża w dobrym kierunku. Konsumpcja i przywiązanie do zdobyczy współczesnej techniki, czasami mnie zatrważają a w Hong Kongu rozmiar tego przywiązania jestogromny. W metrze prawie każdy wpatruję się w ekran swojego smartfona, podobnie na ulicach, w knajpach, parkach. Młodzi ludzie rozmawiając ze sobą, najczęściej omawiając to, co znajduje się na ekranach telefonów. Mój sfatygowany smartfon z pękniętą szybą nie prezentował się najlepiej wśród swoich hongkońskich kolegów. Miałem nawet zamiar kupić sobie nowy w sklepie Xiaomi, ale w ramach protestu przeciwko nadmiernemu konsupcjonizmowi, postanowiłem poczekać jeszcze kilka miesięcy. ;)


DSC00936.jpg



DSC00939.jpg



DSC00941.jpg



DSC00948.jpg



DSC00951.jpg



Hehe, widzę że ta relecja zaczyna być równie chaotyczna jak sama podróż. ;)@greg1291 Nie jest aż tak pesymistycznie. Jedzenie było smaczne. ;)Makau

Początkowo nie miałem zamiaru odwiedzić Makau, ale znalazłem stamtąd tani lot do Malezji. Nie ma to jak umieścić na już zatłoczonej liście kolejne miejsce do zobaczenia.

Terminal China Ferry znajdował się niedaleko, miałem jednak pewne problemy z dotarciem na miejsce. Nie domyślałem się, że będzie się znajdował na pierwszym piętrze galerii handlowej.
Bilet zakupiłem na miejscu a godzinna przeprawę najprawdopodobniej przespałem, gdyż niewiele pamiętam.
Z terminalu w Makau do hotelu miałem ok. 3 km. Wiedziałem, że w okolice mogę pewnie podjechac jednym z darmowych busów, podstawionych przez kasyna, postanowiłem się jednak przejść. Trasa nie dostarczyła mi jednak wrażeń.
Hotel znajdował się blisko centrum w dość nieciekawej okolicy (wg opinii internautów). Mnie się ta okolica podobała. Po zameldowaniu, wybrałem złą windę i złe piętro i przez przypadek trafiłem do lokalnej sauny (domu uciech). Grzecznie podziękowałem roznegliżowanym paniom i trafiłem do swojego pokoju. Nareszcie przestrzeń!
Zwiedzanie rozpocząłem w swoim stylu, czyli bez planu. Centrum jest niewielkie, więc na pewno trafię do wszystkich turystycznych atrakcji. Tak też się stało i po kilkunastu minutach spaceru, znalazłem się na Largo do Senado, głównym placu miasta. Jest niewielki i był prawie w całości oblężony przez turystów. Dość ciekawa dekoracja, była przygotowaniem do chińskiego nowego roku lub po prostu emanacją gustu mieszkańców. Przedzierając się przez tłumy ludzi, zmierzałem w stronę ruin katedry Św. Pawła. Po drodze można próbować wielu lokalnych przysmaków, którymi częstują sprzedawcy. W Makau nietrudno jest zjeść coś za darmo. Miałem trochę dość turystów, skręciłęm więc w boczną uliczkę, która już nikogo nie interesowała. Okolica przypominała troche Lizbonę, było jednak mniej Chińczyków. Wikipedia podaje, że Makau jest najgęściej zaludnionym obszarem na ziemii, lecz w miejscu w którym się znajdowałem aż trudno było w to uwierzyć. Ulice były prawie puste.


DSC00963.jpg



DSC00968.jpg



DSC00970.jpg



DSC00973.jpg



DSC00976.jpg



DSC00981.jpg



DSC00995.jpg



DSC00997.jpg



DSC01016.jpg



DSC01019.jpg



DSC01004.jpg



IMG_20180125_163824.jpg



Spacerowałem po tych mało turystycznych miejscach i chłonąłem atmosferę. Zatrzymywałem się przy ulicznych stoiskach z jedzeniem i zamawiałem to, co miejscowi. Zjadłem między innymi danie złożone z tłustych skór i podróbów. Po takiej ilości tłuszczu, mógłbym pewnie siąść za kierownicą po wyjściu z góralskiego wesela.
Dosyć tego łażenia, jedziemy do kasyna. Miałem mało czasu, wybrałem więc największe z nich – Venetian. Nie ma co ukrywać, Makau bez wątpienia jest stolicą światowego hazardu. Liczba kasyn przytłacza i trzeba przyznać, że wszystko jest zrobione z rozmachem, świeci się i błyszczy.
Chciałbym optymistycznie zakończyć tę część relacji, ale znowu przegrałem. Nie miałem szczęścia na wyścigach konnych, nie miałem szczęścia w kasynie, pewnie mam szczęście w miłości.


DSC01030.jpg



DSC01032.jpg



DSC01035.jpg



DSC01038.jpg



DSC01039.jpg



DSC01045.jpg



DSC01050.jpg



DSC01062.jpg



DSC01065.jpg



DSC01066.jpg



DSC01071.jpg



DSC01073.jpg

@Don_Bartoss Dziękuję za sarkazm miłe słowo. Ja się już nie rozwijam. Kiedyś byłem rozwinięty, ale nie pisałem relacji. Sprzęt ten sam, tylko światło lepsze. ;)@Garmond Wróciłem już z podróży. Miałem zamiar pisac live, ale odpuściłem. W Hong Kongu i Makau było przyjemne 20 stopni, w Malezji i Singapurze dla mnie zdecydowanie za ciepło i za wilgotno. Chyba, że pytasz o Kraków, tutaj -2 stopnie i pochmurno. ;)Malakka

To kolejne miejce, które na trasie mojej podróży pojawiło się stosunkowo późno. Na lotnisko w Makau pojechałem miejskim autobusem, w którym po raz pierwszy od wizyty w Dubaju usłyszałem język polski. Nie licząc głosu w mojej głowie - rzecz jasna - mówiącego: zwolnij, daj mi chwilę odetchnąć, wyśpij się w końcu.
Lot liniami AirAsia obfitował w urodziny współpasażerów, gromkie sto lat i upominki od przewoźnika. Niestety, żaden z prezentów nie trafił do mnie.

Lotnisko w Johor Bahru na pierwszy rzut oka wydaję się prowincjonalne. Na drugi rzut oka, prowincjonalność staje się faktem. Panie w informacji turystycznej drzemały i obudziłem je jedynie po to, by dowiedzieć się, że na dworzec Larkin nie pojedzie już dzisiaj żaden autobus. Podziękowałem i życzyłem miłych snów. Uber, w Malezji trudno z niego nie skorzystać. Za przejechanie jakichś 30km zapłaciłem niewiele ponad 20PLN. Kierowca o centymetrowych paznokciach był aż nazbyt gadatliwy. Pytania te same co zwykle: ile masz lat? czy masz żonę? czy masz dzieci? Na dwa ostatnie pytania zawsze udzielam odpowiedzi przeczącej, co wzbudza nie lada zdziwienie u większości rozmówców. Powinienem ich poznać z moją mamą, mają już kilka tematów do wspólnych rozmów.
Dworzec Larkin to brud i hałas, przez który próbował się przedrzeć głos muezina. Kupiłem bilet, zamieniłem parę zdań z przypadkowo poznanym jegomosciem, wypiłem kawę, wzbudziłem zainteresowanie miejscowych i ruszyłem w drogę do Malakki.
Na miejsce przybyłem po zmroku. Byłem głodny. Wybrałem pierwszą z brzegu knajpę, w której na migi udało mi się zamówić roti z jakąś paćką. Zjadłem ich kilka, były przepyszne. Dbali o mnie jak o swojego, co chwilę pytając czy wszystko mi smakuje. Możliwe, że zachęcali mnie też do wyjścia, lub wyzywali od najgorszych, gdyż i tak nic nie rozumiałem. Generalnie mieli niezły ubaw. Najadłem się, wypiłem herbatę i zapłaciłem zawrotną kwotę 5 MYR. Do hotelu dotarłem dość późno. Walnąłem drinka i poszedłem spać.

Po śniadaniu, zostawiłem plecak w hotelu i wybrałem się na piesze zwiedzanie miasta. Gdy zobaczyłem pierwszą rikszę, uświadomiłem sobie, że jestem w centrum. Malakkijskie riksze są kwintesencją kiczu. Kolorowe, upstrzone wizerunkami Hello Kitty, Pokemonów i innych bohaterów nie mojej młodości. Z każdej dobiegała głośna muzyka. Podobały mi się, ale bałem się do nich wsiąść.


DSC01081.jpg



DSC01083.jpg



DSC01086.jpg



DSC01089.jpg



DSC01098.jpg



DSC01101.jpg



DSC01111.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (21)

lavarsovienne 6 lutego 2018 23:22 Odpowiedz
igore napisał:Zostawmy sprawy pomiędzy Hong Kongiem i Chinami i wybierzmy się na wyścigi konne. Tu okazało się, że brak planowania może mieć też inne, bardziej smutne oblicze. Spodziewałem się, że jadąc do Happy Valley będę świadkiem wyścigów na żywo, dane mi je było jednak oglądać jedynie z telebimu. Raczej brak rozeznania w temacie. W końcu przecież udałeś się tam, gdzie sobie zaplanowałeś. ;-)
greg1291 7 lutego 2018 01:03 Odpowiedz
Jakoś tak strasznie pesymistycznie zaczyna się ta relacja. Konkluzja smuta czy Polska, czy ZEA, czy Hong Kong wszędzie de facto tak samo.Blichtr na pokaz i dążenie małych by za wszelką ceną zarobić. Niestety udzieliło mi się nastrój autora ;)
igore 7 lutego 2018 08:32 Odpowiedz
@greg1291 Nie jest aż tak pesymistycznie. Jedzenie było smaczne. ;)
pabien 7 lutego 2018 08:37 Odpowiedz
No ja nie wiem. W Hong Kongu to wypada siąść wieczorem gdzieś gdzie widać ruch horyzontalny i wertykalny i obserwować. Wyjątkowe wrażenia gwarantowane.
ewaolivka 7 lutego 2018 09:00 Odpowiedz
Zdjęcia oddające nastrój-klasa!. Jak zawsze, zresztą :)
firley7 7 lutego 2018 11:25 Odpowiedz
Obiecujący tytuł relacji.Super :)
don-bartoss 8 lutego 2018 21:46 Odpowiedz
Podoba mi się ta relacja, a ta część chyba najbardziej. Rozwijasz się literacko i nabierasz odwagi w gospodarowaniu słowem. Brawo.Zdjęcia też jakieś lepsze - nowy sprzęt?
igore 8 lutego 2018 22:00 Odpowiedz
@Don_Bartoss Dziękuję za sarkazm miłe słowo. Ja się już nie rozwijam. Kiedyś byłem rozwinięty, ale nie pisałem relacji. Sprzęt ten sam, tylko światło lepsze. ;)
don-bartoss 8 lutego 2018 22:08 Odpowiedz
To nie sarkazm. Na to przyjdzie czas w innych wątkach :)"Nie miałem szczęścia na wyścigach konnych, nie miałem szczęścia w kasynie, pewnie mam szczęście w miłości." - po prostu widać, że nie na kolanie napisane.
pabien 8 lutego 2018 22:12 Odpowiedz
Może Ty @Don_Bartoss wrociłbyś do pisania - masz pewne zaległości.
don-bartoss 8 lutego 2018 22:21 Odpowiedz
@pabien, to jest bardzo delikatny temat, a nie powinniśmy bałaganić autorowi w jego wątku z relacją, ale zapewniam, że zrobię tak byś był chociaż w miarę zadowolony.
garmond 9 lutego 2018 09:11 Odpowiedz
@igore Jaką temperaturę masz tam aktualnie?
igore 9 lutego 2018 09:38 Odpowiedz
@Garmond Wróciłem już z podróży. Miałem zamiar pisac live, ale odpuściłem. W Hong Kongu i Makau było przyjemne 20 stopni, w Malezji i Singapurze dla mnie zdecydowanie za ciepło i za wilgotno.
cccc 9 lutego 2018 21:51 Odpowiedz
@igore, ciekawa relacja, piszesz akurat o miejscach ktore odwiedzilem niedawno, zreszta nie po raz pierwszy, miedzy innymi spedzalem Sylwestra i NR w HK i Macau. :) Fajne zdjecia, a na jednym wdzialem jackfruit, jeden z moich ulubionych owocow.HK to jedna z moich ulubionych destynacji i napewno wyglada inaczej, jak jest sloneczna pogoda i nie ma smogu.Mysle, ze nie bez powodu nazywany jest stolica smogu.Mialem szczescie, chcialem polatac helicopterem nad HK i byla akurat fantastyczna pogoda. :D igore napisał:Z terminalu w Makau do hotelu miałem ok. 3 km. Wiedziałem, że w okolice mogę pewnie podjechac jednym z darmowych busów, podstawionych przez kasyna, postanowiłem się jednak przejść. Trasa nie dostarczyła mi jednak wrażeń. Mysle, ze warto podjechac busem do hotelu, podstawionym przez kasyna, ale czasami trzeba troche poczekac.Pozdr.
firley7 16 lutego 2018 22:13 Odpowiedz
Dla mnie nie było Za dużo, za szybko... jak informował tytuł. Było niezwykle interesująco.Intrygujące zdjęcia, barwny język, szybkie tempo podróży, to elementy, których połączenie zaowocowało świetną relacją.Dziękuję :)
igore 17 lutego 2018 12:18 Odpowiedz
Podsumowują koszty. Za bilety lotnicze zapłaciłem ok. 1300 PLN, autobusowe 80-90 PLN. Na przejazdy Uberem wydałem pewnie ok. 80PLN. W Hong Kongu miałem kartę Octopus, która znacznie ułatwia korzystanie z transportu publicznego w mieście. Komunikacja miejska w róznych miejscach kosztowała pewnie kolejne 80 PLN. Spałem w przeróżnych hotelach, głównie z promocji lub za punkty, więc nie będę pisał o kosztach, gdyż nie będą miarodajne. Ze swojej strony polecam Double Tree Malakka, za 5k punktów HH. Jedzenie, jak to w Azji, tanio i smacznie. Żywiłem się głównie tam, gdzie jedli mieszkańcy i wszędzie śmiano się z moich umiejętności jedzenia pałeczkami.Raczej nikomu nie polecam zwiedzania w takim tempie. Doskwierał mi jetlag, azjatyckie miasta przytłaczały swoim ogromem, wszechobecnym pośpiechem i hałasem. Po powrocie do Polski miałem ochotę przez jakiś czas pomieszkać w chatce w lesie. Mimo wszystko nie żaluję. Gdybym miał wrócić tylko do jednego miejsca, spośród tych, które odwiedziłem podczas tej podróży- wybrałbym Hong Kong.
norwich1987 14 marca 2018 10:39 Odpowiedz
"Dubai Mall to przepych, drogie sklepy, ogromne akwarium, lodowisko, stok narciarski. "Ps. Stok narciarski znajduję się nie w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates.Ps. 2. Fajne zdjęcia.
igore 14 marca 2018 21:36 Odpowiedz
@norwich1987 Pewnie dlatego nie mogłem tego stoku znaleźć. ;)
norwich1987 15 marca 2018 10:48 Odpowiedz
igore napisał:@norwich1987 Pewnie dlatego nie mogłem tego stoku znaleźć. ;)Ja się teraz mądrze, bo jak byłem w Dubaju przez 16 h to też szukałem tego stoku w Dubai Mall ;) Dopiero w Polsce wyczytałem, że jest w innym miejscu, ale w naprawdę wielu miejscach jest napisane, że stok jest w Dubai Mall :D
misiatek 16 lutego 2019 16:58 Odpowiedz
Przegapiłem relację w lutym, ale to faktycznie jeden z faworytów do nagrody rocznej.Bardzo barwny język, fajne zdjęcia i tak zastanawiałem się, czyj styl mi ten lekki pesymizm przypomina, aż do momentu:Quote:Światła wieżowców odbijały się w Marina Bay, z pobliskiego lunaparku dobiegały krzyki przerażonych dziewcząt, na które - jak się domyślam -towarzyszący im kawalerowie reagowali przytuleniem i słowami: nie martw się mała, jesteś tu ze mną. Polubiłem to miejsce. Hłasko! ;)Będę głosował!
pabien 19 lutego 2019 16:07 Odpowiedz
@igore takiego komplementu to chyba nikt na tym forum nie dostał nawet @oradeaorbea - jego pisanie porównano jedynie do mistrzów reportażu, a reportaż nawet najlepszy tylko ociera się o sztukę, a Hłasko to artysta pełną gębą.