Ponad 2 dni i 3 noce w Biszkeku spędziło mi się bardzo przyjemnie. Sporo przeszedłem, dużo zjadłem, ale już wcześniej zaplanowałem kolejny etap podróży, który wymagał powrotu do Almaty. W drodze powrotnej na zapełnienie marsztutki czekałem zdecydowanie dłużej niż przed podróżą do Biszkeku, ale obeserwacja ruchu na dworcu oraz tego co Kirgizi są w stanie zapakować do busików, spowodowała, że czas czekania upłynął mi całkiem przyjemnie. Poza tym cieszyłem się na to co mnie czeka kolejnego dnia. A wybierałem się do miasta, którego centrum wygląda jak na fotografii poniżej
Dziś odcinek ostatni, o miejscu skąd jeszcze żadnej relacji nie było, choć niektórzy forumowicze tam byli i to nawet zimą.
W Uzbekistanie nie za bardzo wiedziałem co dalej robić. W Andidżanie byłem rzut beretem od Kirgiskiej granicy i ponoć niezwykle malowniczej drogi Osz – Biszkek, ale nie chciało mi się spędzać całego dnia w drodze. Na dodatek było gorąco i już od Samarkandy zastanawiałem się jak przy okazji wycieczki znaleźć się w chłodniejszym miejscu, bliższym pierwotnym planom wyjazdowym. I wymyśliłem, że pojadę prawie do Rosji na Prawie Syberię. Ze względu na bezpośrednie połączenie i dającą się znieść cenę biletów wybór padł na Ust Kamenogorsk lub po kazachsku Oskemen. Nic nie wiedziałem o tym mieście, ale sprawdziłem prognozę pogody (w dzień 25 stopni w nocy 15), przedtem ustaliłem, że warunek prawiesyberyjskości jest spełniony dzięki rzece, która przepływa przez miasto czyli Irtyszowi. Na miejscu okazało się, że moje wyobrażenie o syberyjskości Ust Kamenogorska było słuszne i zostało potwierdzone prze tambylców. Na mojej upragnionej (prawie) Syberii spędziłem 3 dni, nie mając nic specjalnego do roboty niby nie mając nic do oglądania, ale było bardzo przyjemnie. Trochę też sobie porozmawiałem o Kazachstanie. Pierwszą rzeczą, którą zauważa się w Oskemen jest spokój i tempo życia kilkukrotnie wolniejsze niż w Almaty. Również kierowcy jeżdżą inaczej. Poza tym jest trochę skanksenowato – znaczna część ludzi żyje w takim otoczeniu jak za Sojuza. Zresztą to może być dla nich lepsze, bo trwalsze i lepiej zbudowane niż współczesne. Blisko centrum stoi nowe osiedle, do którego nikt nie chce się wprowadzić, bo jakość wykonania jest ponoć straszna. W okolicach są góry, woda i w ogóle jest ładnie. Nawet na nartach można pojeździć (tylko trzeba być przygotowanym na -30 stopni), choć tam ponoć w górach jest cieplej. Mi się nie chciało jechać nigdzie daleko. Zwiedziłem tylko okolicę tamy na Irtyszu, gdzie da się dojechać miejskim autobusem. Wschodni Kazachstan jest zamieszkany w dużej części przez Rosjan, stąd na przykład nowe nazwy miast słabo się przyjmują. Nie tylko tam językiem używanym na ulicy jest przede wszystkim rosyjski. Zresztą często zdarza się też, że kazachskie dzieci mówią wyłącznie po rosyjski. Stąd plan zastąpienia cyrylicy alfabetem łacińskim u wielu wywołuje popłoch – bo oni i tak słabo rozumieją obecne napisy po kazachsku, a jak będą pisane łacinką to już będzie dla nich tragedia. Słyszałem też o dobrze sytuowanej rodzinie kazachskiej, w której stwierdzono, że wypada nauczyć dzieci ich oficjalnego języka. W tym celu zatrudnili nianię gdzieś z dalekiej prowincji, która rosyjskiego nie znała, aby się nimi zajęła. Po kilku tygodniach okazało się, że … niania nauczyła się rosyjskiego, dzieci kazachskiego ani dudu. I jeszcze przed zdjęciami ostatnie spostrzeżenie, które potwierdza to, co napisano w książce którą wymieniłem w pierwszym odcinku opowiadania. W Uzbekistanie od nikogo nie usłyszałem narzekania na władzę, w Kazachstanie narzekają wszyscy, oprócz tych którzy są z nią zaprzyjaźnieni. W Kazachstanie tak można, byle nie publicznie i byle nie w ramach organizowania się przeciw władzy – to już jest śmiertelnie niebezpieczne. Nazarbajew chce żyć wiecznie, już jakiś czas temu wycofał się z planów odejścia na emeryturę, nie mógł tego zrobić narodowi, który go potrzebuje, jednak mieszkańców zastanawia co się stanie jeśli plan życia wiecznego ich prezydenta się nie uda.
Kiedy pierwszy raz przejeżdżałem przez Irtysz byłem mocno zawiedziony jego wielkością. Spodziewałem się czegoś znacznie większego.
Okazało się jednak, że to jakiś mały dopływ. Sam Irtysz w Ust Kamenogorsku nie jest jakoś szczególnie szeroki, ale nurt ma wartki jak górska rzeka. Kawałek przed miastem jest tama i tam jest już dużo wody, a także pierwsze dacze, bo właściwe daczowisko ustkamenogorszczan jest ładny kawałek dalej.
W mieście jest dużo zabawek czy dekoracji albo pamietających czasy Sojuza, albo robionych nadal w niezmienionym stylu (w tym godny naśladowaniu upcycling dla przedszkolaków)
Nie udało mi sie do jść do plaży miejskiej, do jednej budowano drogę, więc nie chciało mi sie iść w pyle, druga okazała się być czymś dziwnym, połączeniem kąpieliska z kiczowatymi budowlami, które jako miejece fotografii upodobali sibie nowożeńcy. Jednak po drodze znajdowały się dwie rzeczy warte sfotografowania. Bajtereczek Tower i ptzykład tego kiczu własnie.
W Ust Kamenogorsku mieszczą się zakłady metalurgiczne, są one patronem parku gorkiego, jak równiez dosterczycielem elementów jego wyposażenia. Wyglada to tak:
Wydaje mi się, że również w tych zakładach zamówiono współczesną już reklamę sklepu
Architektura Ust Kamenogorska nie jest pociągająca, choć zwracają uwagę wykonane jakby z dobrej jakości materiałów bloki z lat 70 - 80. Nie warto jednak ich tu wrzucać, Moją uwagę tym razem zwrócił koszmarek architektoniczny - budynek, którego autor chyba nie mógł się zdecydować czy projektuje pałac (znaczy pałac hutnika) czy stodołę.
Jeśli jednak przy budynkach jesteśmy, to w mieście są 2 oldskulowe hotele bardzo przystępne cenowo - Tourist, wygodniejszy, ale mniej ciekawy i Ust Kamenogorsk. W tym drugim na każdym pietrze są inne dekoracje - wspaniałe. Poniżej 3 z nich.
Kontynuując temat hotelowy, a jednocześnie wracając do Almaty, skąd miałem lot powrotny, załaczam widok z łazienki, a w zasadzie spod prysznica w hotelu na lotnisku.
KONIEC (ewentualnie dodam jakieś informacje praktyczne jeśli się do tego zbiorę, generalnie jednak wydaje mi się, że na 23 dni podróży wydałem mniej pieniedzy niż na tygodniowy wyjazd z córką do Portugalii i Hiszpanii)
Dokładnie. Mam podobne obserwacje, ale nie wszystkie:1) bariera językowa - miałem albo pecha albo wysyłam złą energię ale trafiałem tylko na osoby, które mieszają swój język regionalny (np. karapałkacki) z rosyjskim w proporcjach 80:20. Porozmawiać po pierwsze nie ma o czym, bo nie mieli niczego ciekawego do powiedzenia, po drugie nie ma jak. Najciekawsza rozmowa była w monopolowym w Nukusie. O niczym szczególnym ale przynajmniej miała jako taki ład i skład.2) żarcie - najlepsze uzbeckie jedzenie jadłem poza Uzbekistanem. W Uzbekistanie potrafią jeść makaron ze smażonym mięsem, a to wszystko zagryzając chlebem. Fast foody są straszne zarówno na poziomie mięsa (kurczak, wołowina), jak i sosów (poza kolorem nic nie przypominało mi tych znanych).3) zabytki - dobrze @pabien napisał, że są one budowane, a nie odbudowywane. Widziałem stare zdjęcia Samarkandy i innych "must see places" i gdyby ktoś chciał odbudowywać z tej kupki kamieni, która została, to równie dobrze mógłby ryzykować stawianie piramidy Cheopsa na Mokotowie. Zadanie podobnie ambitne.4) autostop - działa przyzwoicie. 5) naciąganie przez taksówkarzy - pod tym względem Uzbekistan to dla mnie raj. Otóż nie wiecie, że mam pewne szczególne upodobanie: lubię wyjść z dworca albo lotniska i czekać aż mnie otoczą. Potem rzucam cenę w rejonie -70% ich wyjściowej, czekam aż mnie wyśmieją, popróbują zaciągnąć do auta, po czym bawię się smartfonem i czekam na rozwój sytuacji. Wykruszają się powoli, jeden po drugim, solidarność plemienna zanika, a na końcu zostaje jeden desperat, który mnie zawiezie za cenę kilka groszy wyższą od wskazanej na wstępie.6) kobiety - śliczne, w sporej części przypadków. Mają, jakkolwiek prosto to nie zabrzmi, niesamowicie zgrabne cztery litery. Może mieć kacze nogi, ale pupa i tak najczęściej będzie jak orzeszek.7) nie lubią Żydów oraz Ukraińców.8) najciekawsze miejsca, jakie widziałem to: dziura w drodze w Nukusie, z której wystawał korzeń, Samarkanda, Termez - jak wszedłem na dworzec kolejowy to dyrektor zszedł się ze mną przywitać.Ogólnie, to mam zamiar wybrać się ponownie ale tylko do wschodniej części kraju. Nie kupujcie pamiątek na głównym szlaku, bo za coś za co wołają 15 USD, zapłacicie w Termezie 3 USD.
Don_Bartoss napisał:Dokładnie. Mam podobne obserwacje, ale nie wszystkie. Po kolei:1) bariera językowa - miałem albo pecha albo wysyłam złą energię ale trafiałem tylko na osoby, które mieszają swój język regionalny (np. karapałkacki) z rosyjskim w proporcjach 80:20. Porozmawiać po pierwsze nie ma o czym, bo nie mieli niczego ciekawego do powiedzenia, po drugie nie ma jak. Najciekawsza rozmowa była w monopolowym w Nukusie. O niczym szczególnym ale przynajmniej miała jako taki ład i skład.@Don_Bartoss rosyjskiego nie znajesz?
:D Czyli mozna wywnioskowac, ze komunikowales sie po angielsku?
pabien napisał:Uzbekistan rozczarował mnie, jest to pierwszy kraj w poradziecji do którego nie mam ochoty wracać @pabien nie równaj z ziemią moich imaginacji
:) Od dłuższego czasu Samarkandę i Bucharę chciałam zobaczyć..P.S.Hotel Uzbekistan wygląda jak ul, tudzież mrowisko. Ciekawe, czy tambylcy równie pracowici...
@ninoczka to rozczarowanie nie jest aż tak wielkie, a Uzbekistan na raz jest w sam raz, kilka widoczków jest pierwsza klasa.el sueño de la razon produce monstruos
Bilety do Ałmaty kupowałem w ofercie UIA lowcost, trochę późno więc było to poniżej 200 PLN OW, WAW-KBP podobnie, więc było w okolicach 100 PLN OW. Bilet ALA - TAS, odrobinę powyżej 220 PLN OW (ale słabo szukałem), kupowany 3 tyg przed wylotem. Bilety po Uzbekistanie od 40 do 150 PLN za odcinek, kupowane, 2-5 dni przed wylotem (można było dużo taniej). ALA UKG ponad 220 PLN OW, kupowany kilka dni przed wylotem. Ceny pociągów w Uzbekistanie małe kilkadziesiąt złotych. Przejazd Ałmaty - Biszkek jak opisano. Podróż z lotniska UKG do miasta miejskim autobusem za kilkadziesiąt groszy. Marszruta Fergana Andidżan poniżej 10 zł, wspólna taksówka Nukus - Urgencz małe kilkadziesiąt złotych.
Ponad 2 dni i 3 noce w Biszkeku spędziło mi się bardzo przyjemnie. Sporo przeszedłem, dużo zjadłem, ale już wcześniej zaplanowałem kolejny etap podróży, który wymagał powrotu do Almaty. W drodze powrotnej na zapełnienie marsztutki czekałem zdecydowanie dłużej niż przed podróżą do Biszkeku, ale obeserwacja ruchu na dworcu oraz tego co Kirgizi są w stanie zapakować do busików, spowodowała, że czas czekania upłynął mi całkiem przyjemnie. Poza tym cieszyłem się na to co mnie czeka kolejnego dnia. A wybierałem się do miasta, którego centrum wygląda jak na fotografii poniżej
Dziś odcinek ostatni, o miejscu skąd jeszcze żadnej relacji nie było, choć niektórzy forumowicze tam byli i to nawet zimą.
W Uzbekistanie nie za bardzo wiedziałem co dalej robić. W Andidżanie byłem rzut beretem od Kirgiskiej granicy i ponoć niezwykle malowniczej drogi Osz – Biszkek, ale nie chciało mi się spędzać całego dnia w drodze. Na dodatek było gorąco i już od Samarkandy zastanawiałem się jak przy okazji wycieczki znaleźć się w chłodniejszym miejscu, bliższym pierwotnym planom wyjazdowym. I wymyśliłem, że pojadę prawie do Rosji na Prawie Syberię. Ze względu na bezpośrednie połączenie i dającą się znieść cenę biletów wybór padł na Ust Kamenogorsk lub po kazachsku Oskemen. Nic nie wiedziałem o tym mieście, ale sprawdziłem prognozę pogody (w dzień 25 stopni w nocy 15), przedtem ustaliłem, że warunek prawiesyberyjskości jest spełniony dzięki rzece, która przepływa przez miasto czyli Irtyszowi. Na miejscu okazało się, że moje wyobrażenie o syberyjskości Ust Kamenogorska było słuszne i zostało potwierdzone prze tambylców. Na mojej upragnionej (prawie) Syberii spędziłem 3 dni, nie mając nic specjalnego do roboty niby nie mając nic do oglądania, ale było bardzo przyjemnie. Trochę też sobie porozmawiałem o Kazachstanie.
Pierwszą rzeczą, którą zauważa się w Oskemen jest spokój i tempo życia kilkukrotnie wolniejsze niż w Almaty. Również kierowcy jeżdżą inaczej. Poza tym jest trochę skanksenowato – znaczna część ludzi żyje w takim otoczeniu jak za Sojuza. Zresztą to może być dla nich lepsze, bo trwalsze i lepiej zbudowane niż współczesne. Blisko centrum stoi nowe osiedle, do którego nikt nie chce się wprowadzić, bo jakość wykonania jest ponoć straszna.
W okolicach są góry, woda i w ogóle jest ładnie. Nawet na nartach można pojeździć (tylko trzeba być przygotowanym na -30 stopni), choć tam ponoć w górach jest cieplej. Mi się nie chciało jechać nigdzie daleko. Zwiedziłem tylko okolicę tamy na Irtyszu, gdzie da się dojechać miejskim autobusem.
Wschodni Kazachstan jest zamieszkany w dużej części przez Rosjan, stąd na przykład nowe nazwy miast słabo się przyjmują. Nie tylko tam językiem używanym na ulicy jest przede wszystkim rosyjski. Zresztą często zdarza się też, że kazachskie dzieci mówią wyłącznie po rosyjski. Stąd plan zastąpienia cyrylicy alfabetem łacińskim u wielu wywołuje popłoch – bo oni i tak słabo rozumieją obecne napisy po kazachsku, a jak będą pisane łacinką to już będzie dla nich tragedia. Słyszałem też o dobrze sytuowanej rodzinie kazachskiej, w której stwierdzono, że wypada nauczyć dzieci ich oficjalnego języka. W tym celu zatrudnili nianię gdzieś z dalekiej prowincji, która rosyjskiego nie znała, aby się nimi zajęła. Po kilku tygodniach okazało się, że … niania nauczyła się rosyjskiego, dzieci kazachskiego ani dudu.
I jeszcze przed zdjęciami ostatnie spostrzeżenie, które potwierdza to, co napisano w książce którą wymieniłem w pierwszym odcinku opowiadania. W Uzbekistanie od nikogo nie usłyszałem narzekania na władzę, w Kazachstanie narzekają wszyscy, oprócz tych którzy są z nią zaprzyjaźnieni. W Kazachstanie tak można, byle nie publicznie i byle nie w ramach organizowania się przeciw władzy – to już jest śmiertelnie niebezpieczne. Nazarbajew chce żyć wiecznie, już jakiś czas temu wycofał się z planów odejścia na emeryturę, nie mógł tego zrobić narodowi, który go potrzebuje, jednak mieszkańców zastanawia co się stanie jeśli plan życia wiecznego ich prezydenta się nie uda.
Kiedy pierwszy raz przejeżdżałem przez Irtysz byłem mocno zawiedziony jego wielkością. Spodziewałem się czegoś znacznie większego.
Okazało się jednak, że to jakiś mały dopływ. Sam Irtysz w Ust Kamenogorsku nie jest jakoś szczególnie szeroki, ale nurt ma wartki jak górska rzeka. Kawałek przed miastem jest tama i tam jest już dużo wody, a także pierwsze dacze, bo właściwe daczowisko ustkamenogorszczan jest ładny kawałek dalej.
W mieście jest dużo zabawek czy dekoracji albo pamietających czasy Sojuza, albo robionych nadal w niezmienionym stylu (w tym godny naśladowaniu upcycling dla przedszkolaków)
Nie udało mi sie do jść do plaży miejskiej, do jednej budowano drogę, więc nie chciało mi sie iść w pyle, druga okazała się być czymś dziwnym, połączeniem kąpieliska z kiczowatymi budowlami, które jako miejece fotografii upodobali sibie nowożeńcy. Jednak po drodze znajdowały się dwie rzeczy warte sfotografowania. Bajtereczek Tower i ptzykład tego kiczu własnie.
W Ust Kamenogorsku mieszczą się zakłady metalurgiczne, są one patronem parku gorkiego, jak równiez dosterczycielem elementów jego wyposażenia. Wyglada to tak:
Wydaje mi się, że również w tych zakładach zamówiono współczesną już reklamę sklepu
Architektura Ust Kamenogorska nie jest pociągająca, choć zwracają uwagę wykonane jakby z dobrej jakości materiałów bloki z lat 70 - 80. Nie warto jednak ich tu wrzucać, Moją uwagę tym razem zwrócił koszmarek architektoniczny - budynek, którego autor chyba nie mógł się zdecydować czy projektuje pałac (znaczy pałac hutnika) czy stodołę.
Jeśli jednak przy budynkach jesteśmy, to w mieście są 2 oldskulowe hotele bardzo przystępne cenowo - Tourist, wygodniejszy, ale mniej ciekawy i Ust Kamenogorsk. W tym drugim na każdym pietrze są inne dekoracje - wspaniałe. Poniżej 3 z nich.
Kontynuując temat hotelowy, a jednocześnie wracając do Almaty, skąd miałem lot powrotny, załaczam widok z łazienki, a w zasadzie spod prysznica w hotelu na lotnisku.
KONIEC (ewentualnie dodam jakieś informacje praktyczne jeśli się do tego zbiorę, generalnie jednak wydaje mi się, że na 23 dni podróży wydałem mniej pieniedzy niż na tygodniowy wyjazd z córką do Portugalii i Hiszpanii)