+1
amphi 31 marca 2019 15:56
Image

Zabawne bywa zamawianie dań na ulicy, to co wzięliśmy za makaron z warzywami okazał się sałatką z zielonej papai, a nasz makaron to właśnie papaja. :) I tak było smaczne.

Image

Image

Fajnie powłóczyć się uliczkami Hoi An, zdala od popularnych szlaków.

Image

Image

Trochę szybko zrobiliśmy się głodni po sałatce i .. trafiamy do kolejnej restauracji wegetariańskiej. Zamawia się wrzący kociołek, do którego własnoręcznie wrzuca się różną zieleninę. :)

Image

Image

Jeśli chodzi o jedzenie, to zdarzało nam się też mijać lokale wypełnione wietnamską młodzieżą, pałaszującą jakieś zupy, ciekawość oczywiście zwyciężyła i skosztowaliśmy. Są mega ostre, a im bliżej końca miski tym bardziej pali, bo najwyraźniej chilli osadza się na dole :lol: Tylko dla twardzieli :lol:

ImageDzień 13, czwartek, w drodze, Hoi An -> Can Tho

Trochę zasiedzieliśmy się w Hoi An, ale to było miłe lenistwo. Dzisiaj wyruszamy do odległego o ponad 1000km Can Tho. Idziemy trochę na skróty, bo postanowiliśmy polecieć samolotem. Lotnisko znajduje się w Da Nang, gdzie można dostać się na przykład samochodem za 250k VND. Miejsca w samolocie Vietjet w większości zajęte są przez Wietnamczyków, zdaje się, że to niezbyt popularny kierunek wśród ludzi z Zachodu. Z lotniska do centrum Can Tho podobno jeździ jakiś autobus, ale ponieważ nie znaliśmy trasy, zdecydowaliśmy się na taksówkę. W ten właśnie sposób już wczesnym popołudniem przechadzaliśmy się ulicami miasta, a z nieba lał się żar. Samo miasto nie jest zachwycające i trudno je polecić jako cel sam w sobie, ale mieliśmy trochę czasu, więc warto się przejść. Przede wszystkim odkryliśmy niedrogą knajpkę Quan Com 16 ze znakomitą rybą w karmelu.

Image

Image

Po drodze mieliśmy okazję obserwować lokalną wersją handlu, która była jeszcze bardziej podstawowa niż gdzie indziej. Za to jakże sympatyczna.

Image

Image

Image

Image

No i trochę dziwnej architektury, jak wszędzie w Wietnamie

Image

W recepcji hotelowej dowiedzieliśmy jak dostać się do supermarketu, to pierwszy tego typu obiekt, jaki odwiedziliśmy w Wietnamie, poniżej zamieszczam mapkę jakby ktoś potrzebował. Oprócz marketu, to średniej wielkości centrum handlowe, w zachodnim stylu.

Image

Rozglądaliśmy się za prezentami dla rodziny i przyjaciół. Kupiliśmy przede wszystkim wietnamską kawę, ta droższa jest znakomitej jakości, żona twierdzi, że ma charakterystyczny czekoladowy posmak.

No i to tyle, bo następnego dnia czekała nas z samego rana wyprawa do delty Mekongu, więc poszliśmy wcześnie spać.Dzień 14, piątek, delta Mekongu

No i po raz kolejny wstajemy przed piątą rano na wakacjach :) Schodzimy na dół, a tam już na nas czeka Susan, która będzie naszym przewodnikiem. Od razu ją poznaliśmy po niebieskich okularach i pięknym uśmiechu. :) Jest jeszcze ciemno, ale my pędzimy na przystań, do naszej malutkiej łódki.

Image

Najpierw tankujemy na pływającej stacji benzynowej

Image

Naszym pierwszym przystankiem będzie pływający targ. W międzyczasie Susan opowiada nam co i jak: ze względu na kiepskie drogi o wiele łatwiej jest transportować dobra rzeką Mekong i jej wieloma odnogami. Tak więc rankiem wielu ludzi wybiera się na zakupy, handluje się głównie owocami i warzywami. A jak rozpoznać co można kupić na danej łódce? Dostępny asortyment jest zawieszony na sterczącym kiju i widoczny z daleka :)

Image

Image

Image


Zjadamy śniadanie zakupione w pływającym Subway’u :)

Image

Image

Kupujemy też słodkie co-nieco:

Image

Płynąc dalej obserwujemy skromne zabudowania

Image

Image

Image

Wkrótce dopływamy do niewielkiej fabryczki produkującej makaron ryżowy

Image

Image

Image

Image

Trochę na uboczu znajduje się klatka z bardzo utalentowanym ptaszkiem, jeśli tam traficie, powiedzcie mu ‘hello’, a na pewno odpowie.

Image

W miarę jak płyniemy dalej robi się coraz bardziej „dżunglowato” :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Susan pokazuje nam różne rośliny, owoce, rozmawiamy też sporo o życiu w Wietnamie.
Fantastycznie jest móc spróbować różnych dziwnych owoców, zerwanych wprost z drzewa.

Image

Zatrzymujemy się też by zerwać wielką łodygę. Ciekawe po co? Susan uśmiecha się tajemniczo, a wkrótce prezent dla Alex jest gotowy :)

Image

Image

Czasami też warto wysiąść z łódki, by poszwendać się trochę po okolicy. Roślinność jest imponująca

Image

Image

Image

Image

Eh, móc uprawiać ananasy w ogródku

Image

Mijamy ośrodek rekreacyjno-szkoleniowy, którego brama wygląda jak dziwaczna parodia Disneya :)

Image

W końcu docieramy do celu naszej wędrówki czyli plantacji kakao. Tutaj uprawia się i przetwarza owoce kakaowca, natomiast nie wyrabia się czekolady. Pewnie ze względu na klimat czekolada w Wietnamie nie jest zbyt popularna.

Image

Image

Image

Przy okazji Susan pokazuje nam zalążek palmy kokosowej, logiczne, ale jakoś nie przypuszczałem, że tak to wygląda. Dowiadujemy się, że każda palma owocuje tylko raz.


Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

cypel 31 marca 2019 21:50 Odpowiedz
amphi napisał:Z pomocą przyszedł Qatar i jego promocja na Wietnam, udało się zdobyć bilety open-jaw na trasie Warszawa->Doha->Hanoi i Ho Chi Minh->Doha->Warszawa w całkiem fajnej cenie.Jaka to jest fajna cena?
qbaqba 1 kwietnia 2019 00:40 Odpowiedz
Na pewno ten wysłużony to byl A340? ;)
amphi 1 kwietnia 2019 06:55 Odpowiedz
@cypel "całkiem fajna cena" to termin zależny od okoliczności :) z naszego punktu widzenia to były najdroższe bilety jakie kiedykolwiek kupiliśmy, bo kosztowały 1900zł/os, co było o 1000zł na bilecie więcej niż na przykład wydaliśmy do Chin ale: strasznie chcieliśmy zobaczyć Katar i taki jednodniowy stop plus luksusowy hotel od linii był warty ewentualnej dopłatytermin co do dnia nam pasowałwylot z Warszawyopen jaw czyli oszczędność czasu i pieniędzy na kolejny przelot w WietnamieAle decydujący był fakt, że albo bierzemy ten deal albo pewnie nigdzie nie polecimy z powodu wesela :)@QbaqBA słuszna uwaga, to był A330. Z mojego punktu widzenia, nie ma wielkich różnic między A330 i A340, ta sama niekorzystna konfiguracja siedzeń 2-4-2 gdy się leci we trójkę. Dla dwóch pasażerów z kolei idealnie. W A330/A340 polecam dla trójki pasażerów brać jeden z ostatnich rzędów w środku, bo na samym końcu jest 2-3-2, no ale nie ma okna :)
oszukani 4 kwietnia 2019 07:30 Odpowiedz
My też jeździliśmy Camelem i pomimo bardzo złych opinii jakoś daliśmy radę przejechać z nimi 1700km. Jest to mocno podejrzana firma. Często nie pozwalali umieścić bagażu w luku tylko kazali wrzucić między łóżka, a w luku leżały jakieś kartony, które rozwozili po całym Wietnamie, po drodze.
puhacz 4 kwietnia 2019 07:38 Odpowiedz
amphi napisał:Dzień 3, poniedziałek, Hanoi3 i za niewielkie pieniądze (może 10k VND) dojechaliśmy jakiś 1km od naszego hotelu. Czytałem, że przejazd jest około 15:00, ale na miejscu okazało się, że tego dnia pociąg pojawi się dopiero wieczorem. Gapiów i tak było sporo, z czego skwapliwie korzystali mieszkańcy okolicznych domów sprzedając kapelusze, peleryny i mnóstwo innych rzeczy.Cześć,Cena autobusu nr 86 to 35.000 VND ale jeśli jest sposób na to, by płacić 10k to chętnie się dowiem. Serio! :) A co do pociągu to jaki to był dzień tygodnia? Albo może z uwagi na Tet zaszły jakieś zmiany, bo ten najpopularniejszy wśród turystów przejazd jest właśnie o 15:30. Poza tym czekam bardzo na ciąg dalszy!p.
amphi 6 kwietnia 2019 21:50 Odpowiedz
@Oszukani zgadzam się, o naszych przygodach z firmą camel napiszę w dalszej części.@puhacz nie napisałem, że bilety kosztowały 10K tylko "niewielkie pieniądze (może 10k VND)" ale to cenna uwaga, zmodyfikuje relację, może się przyda komuś w przyszłości. Dzięki!
kat-lee 9 kwietnia 2019 22:55 Odpowiedz
Kurcze, myślałam, że to ukończona relacja, a una w toku :( :DSuper, czekam na więcej!
cypel 19 kwietnia 2019 09:17 Odpowiedz
amphi napisał:Fantastyczną rzeczą związaną z Wietnamem jest mnogość egzotycznych owoców. Jeśli ktoś wie co to jest to zielone, proszę o informację. Nam powiedzieli "apple", ale jabłka to zupełnie nie przypomina. :) prawdopodobnie jujube albo apple ber
flower188 7 maja 2019 09:38 Odpowiedz
cypelamphi napisał:Fantastyczną rzeczą związaną z Wietnamem jest mnogość egzotycznych owoców. Jeśli ktoś wie co to jest to zielone, proszę o informację. Nam powiedzieli "apple", ale jabłka to zupełnie nie przypomina. :) prawdopodobnie jujube albo apple ber
Jak dla mnie to guava i w Wietnamie dostawaliśmy ją bardzo często. Podobnie jak moja ukochana pitaja ;)
flower188 8 maja 2019 05:08 Odpowiedz
cypelamphi napisał:Fantastyczną rzeczą związaną z Wietnamem jest mnogość egzotycznych owoców. Jeśli ktoś wie co to jest to zielone, proszę o informację. Nam powiedzieli "apple", ale jabłka to zupełnie nie przypomina. :) prawdopodobnie jujube albo apple ber
Jak dla mnie to guava i w Wietnamie dostawaliśmy ją bardzo często. Podobnie jak moja ukochana pitaja ;)
puhacz 8 maja 2019 05:08 Odpowiedz
flower188 napisał:Jak dla mnie to guava i w Wietnamie dostawaliśmy ją bardzo często. Podobnie jak moja ukochana pitaja ;)Ten owoc to Táo - (Ziziphus mauritiana). Często mówią, że to jabłko ale nie wiem czy naprawdę tak myślą, czy chcą żeby turysta już się odczepił ;)W każdym razie nie jest to guava.p.
e-prezes 13 maja 2019 12:01 Odpowiedz
Malownicza wycieczka. Urzekły mnie ręczniki ubrane w łabędzie. Nie wymyśliłbym tego, a pracowałem kiedyś w hotelu...