0
marcinsss 9 września 2019 14:13
Image

Niedługi spacer tą ścieżką i kilka punktów widokowych po drodze. Dla turystów przygotowano mały parking. Za mały, bo samochody stały również wzdłuż drogi dojazdowej. Dysponując autem terenowym można podjechać na drugi parking, który jest bliżej punktu widokowego.
Przy parkingu są toalety, ale w kiepskim stanie.
Tam ogólnie jakiś problem z tymi toaletami jest... Albo z turystami... Nigdzie więcej takich znaków nie widziałem.

Image

Image

Zostawiamy to miejsce i jego tajemnicze problemy. ;)

Po drodze mamy znowu widok na lodowiec, ale tym razem to już inny lodowiec - Mýrdalsjökull. Jest to czwarty co do wielkości lodowiec na Islandii, ale za to pod nim znajduje się wulkan Katla, jeden z najbardziej aktywnych wulkanów na Islandii. Wybucha średnio 2 razy na 100 lat, a że ostatnia duża erupcja miała miejsce w 1918, to nic dziwnego, że w gazetach i internetach można co chwilę przeczytać, że lada moment je*nie.

Za Wikipedią:
Quote:
12 października 1918 roku ok. godz. 13:00 doszło do dużego trzęsienia ziemi, po którym nastąpiła powódź lodowcowa – jökulhlaup. Erupcja trwała przez 1500 godzin, wyrzucając 0,5 km³ magmy bazaltowej i uwalniając 8 km³ wody i lodu. Płynąca woda oderwała od lodowca bloki o średnicy 40–60 m, które zniosła do morza. Powódź zalała ok. 370–400 km² sandru Mýrdalssandur, a prędkość zalewu szacowana jest na 10–15 m/s. Naniesiony materiał utworzył pas nowego lądu pomiędzy Kötlutangi a Vik o szerokości 2 km.


A wygląda tak niewinnie...

Image

Image

Image

Image

Image

My jedziemy na chwilę do cywilizacji, na zakupy. Do miasteczka Vík í Mýrdal, co przetłumaczone oznacza "zatoka bagiennej doliny" :shock:

- Ej, gdzie mieszkasz?
- W Zatoce bagiennej doliny.
- ...


No dobra, może niepotrzebnie się czepiam. W Polsce też mamy kilka niezłych nazw miejscowości.

Ponieważ "Świnki" (Bonus) tam nie było, to zatrzymujemy się przy Krononie. Wokół mnóstwo wielkich terenowych aut, autokarów i setki turystów, głównie z Chin. Zatoka bagiennej doliny jest punktem początkowym wycieczek na lodowiec, a poza tym w okolicy też jest sporo innych, ciekawych miejsc. Na przykład plaża Reynisfjara. Choć widać ją z parkingu przy Krononie (w linii prostej 2 km), to żeby do niej dojechać, trzeba zrobić 12 km. Ale droga ładna.

Image

Reynisfjara
Według wielu opinii najpiękniejsza czarna plaża na Islandii.
No nie wiem. Ładna, ale nasza plaża sprzed kilku dni (ta z czarnych kamyczków) bardziej mi się podobała. No i nie było na niej miliona turystów.

Za to bardzo mi się podobały formacje skalne pochodzenia wulkanicznego tuż przy plaży. Szkoda, że chyba jednak nie udało mi się oddać ich niezwykłości na zdjęciach...

Image

Image

Image

Image

Image

No ale nie ma się co rozsiadać, bo nocka się zbliża, a przed nami jeszcze 150 kilometrów i kilka atrakcji po drodze. Następną w kolejności atrakcją jest półwysep Dyrhólaey. Znowu - w linii prostej 2 km, do przejechania 20 km.

Image

Ostatni odcinek jest oznaczony jako "tylko dla aut o napędzie 4x4", ale przy dobrej pogodzie można śmiało wbijać zwykłą osobówką. W deszczu, a zwłaszcza gdy jest śnieg czy lód raczej odradzam.

Miejsce piękne. Świetny widok na plażę, na której byliśmy chwilę wcześniej, ładne łuki skalne, stuletnia latarnia i maskonury.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Właśnie tutaj było nasze rezerwowe miejsce na zobaczenie maskonurów, gdyby z tym podstawowym coś nie pykło. Dobrze, że "pykło", bo tam warunki są nieporównywalnie lepsze. Tu mamy możliwość obserwowania ptaków ze szczytu klifu i, przeważnie, z dużej odległości. Tam mieliśmy ptaki na wyciągnięcie ręki i wszędzie dookoła.
Ale i tak warto tu przyjechać.

Przed nocą zdążyliśmy jeszcze dojechać do wodospadu Skógafoss. Ładny, duży... Jaki duży, to widać dopiero na drugim zdjęciu albo jak się przeczyta, że ma 60 m wysokości.

Image

Image

Nie zdążyliśmy za to do dwóch innych wodospadów, które bardzo chcieliśmy zobaczyć - Seljalandsfoss i Gljúfrafoss. Nie zdążyliśmy, ale czy na pewno ich nie zobaczymy? 8-)

W hotelu, do którego tak się śpieszyliśmy, spędzimy AŻ dwie nocki, zatem będzie jeszcze czas go opisać, w kolejnej części.Złoty Krąg = Islandia w pigułce?

Hotelem, w którym spędziliśmy aż dwie noce jest Vatnsholt. Miejsce z ciekawą, choć niedługą historią. W 2005 roku islandzka rodzina postanowiła się przenieść z miasta na wieś i kupiła starą, mocno zniszczoną farmę pośrodku niczego. Zaczęli ją remontować rękoma 4 polskich robotników, ale wszystko zaczęło się komplikować, gdy w 2008 roku wybuchł wulkan...
Z historią obiektu można się zapoznać na ich stronie (jest całkiem ciekawy film z angielskimi napisami) lub jadąc na miejsce, z wyłożonych obok recepcji albumów.
Hotel był zdecydowanie najtańszym naszym noclegiem (358 PLN/noc za 3 osoby ze śniadaniem) i do tego tej taniości nie było nigdzie widać. Pokoje były (jak wszystkie na Islandii) bardzo czyste i do tego ciekawie urządzone. Była duża restauracja (na 300 osób) oraz trochę mniejsza sala rozrywkowa z bilardem, TV (oraz kolekcją kilkuset płyt DVD). Był plac zabaw dla małych dzieci, wygodny parking oraz mnóstwo zwierząt dookoła. Koty, psy, konie, kozy, owce, kruk i nasza ulubienica - gadająca papuga żako.

Image

Papuga mieszkała w klatce w sali rozrywkowej, ale klatka była przeważnie otwarta, a papuga często wyruszała na spacery po obiekcie. A czasami nawet latała. :) No i, jak to żako, gadała, gwizdała i wydawała inne pocieszne odgłosy.

W hotelu przemiła, uczynna i kompetentna obsługa. Noclegi na dwie noce zamawiałem jako dwie oddzielne rezerwacje, żeby móc skorzystać z dwóch kuponów z bookingu. System rezerwacyjny nie miał szans tego połączyć w jedną i okazało się, że mamy dwa noclegi, ale w dwóch różnych pokojach i nie bardzo da się to zmienić, bo w pokojach z większą ilością miejsc, niż dwa mają komplet. OK, pogodziliśmy się z myślą, że trzeba będzie po śniadaniu opuścić pokój, a po powrocie ze zwiedzania od nowa się rozlokować w innym, ale przy śniadaniu niespodzianka. Hotel skontaktował się z czteroosobową rodziną, która miała przejąć nasz pokój i zaproponował im w tej samej cenie dwie dwójki. Oni się zgodzili, a my mogliśmy zostać "u siebie". Co prawda przed śniadaniem już się spakowaliśmy, mimo to jednak doceniam fakt, że hotel tak o nas zadbał :D
W restauracji dostępny był ekspres z darmową kawą/czekoladą oraz herbata, a pani z recepcji sama zaproponowała, że jeżeli chcemy zjeść kolację z własnych produktów, to możemy skorzystać z sali rozrywkowej, gdzie były duże, wygodne stoły.
Ogólnie hotel polecam BARDZO!

Zostawmy już ten hotel i zajmijmy się znowu naszym podstawowym zajęciem na Islandii - jeżdżeniem Aurisem od atrakcji do atrakcji. Tego dnia zrobiliśmy 279 kilometrów. Celem były główne atrakcje Złotego Kręgu, ale na pierwszy ogień idą pominięte wczoraj Seljalandsfoss i Gljúfrafoss. Musimy spory kawałek wrócić, ale to nie pierwszy raz...


Trasa dzień 6 279.JPG



Przy wodospadach ciężko zaparkować, znajdujemy miejsce dopiero kawałek dalej, przy drodze, bo parking pełen. Pierwszy jest Gljúfrafoss. Asia robi sobie klimatyczne zdjęcie sam na sam z wodospadem...

Image

No dobra, kto był, ten wie... Z tym "sam na sam" to nie do końca... Tak wygląda kolejka do wodospadu i ludzie wchodzą tam małymi grupkami, po kilkanaście osób. :)

Image

Image

W czasie podziwiania kolejki dalszy ciąg kursu języka islandzkiego: Gljúfra - wąwóz, czyli Gljúfrafoss = wodospad w wąwozie. Funkcjonuje też inna nazwa, bardziej poetycka: Gljúfrabúi, czyli "ten, który żyje w wąwozie".
Trudność dojścia do wodospadu jest uzależniona od poziomu wody. My trafiliśmy idealnie, bo wody było dość dużo (czyli wodospad był dość okazały), ale na tyle mało, że skacząc po kamieniach dało się przejść suchą nogą.

Tuż obok znajduje się Seljalandsfoss. Ładny i znany głównie z tego, że można sobie "pod niego" czy może bardziej "za niego" wejść.

Image

Image

Ludzi tłum. Najbardziej rzucają się w oczy chińskie nastolatki, które w perfekcyjnych kreacjach i z perfekcyjnym makijażem robią sobie setki zdjęć i filmików, zapewne na potrzeby jakiegoś chińskiego Instagrama. Żeby wejść za wodospad, trzeba dać się najpierw zmoczyć, więc te wszystkie perfekcyjne stroje i make-upy są ukrywane pod pelerynami czy parasolami.
No i oczywiście nie mam pojęcia, ile mają lat te Chinki. Jak chyba większość Europejczyków mam problemy z określaniem ich sieku i umownie dzielę je na "nastolatki" (tak pewnie do ok. 30 lat), "ciotki" ((30-50) i" babcie".

Image

Image

Ogólnie, jak widać, świetnie się bawię rozgryzając islandzkie nazwy. Tutaj nazwa mnie pokonała. Seljalandsfoss, bo na rzece Seljalandsa. Nazwa rzeki z kolei oznacza "sprzedany ląd" czy jakoś tak... ("sell land" po angielsku, nawet brzmi podobnie). Nie udało mi się jednak dowiedzieć, kto i co dokładnie sprzedał, że było to aż tak ważne, żeby rzekę nazywać... Ktoś coś..?
Za to dowiedziałem się, że rzeka ta wypływa z lodowca Eyjafjallajökull. Brzmi znajomo? Chociaż brzmi to może nie najlepsze słowo, bo czy ktoś jest w stanie to wymówić (poza moją córką, bo ona akurat potrafi)? Powiedzmy zatem: "Czy ta nazwa wygląda znajomo?"
To właśnie pod lodowcem Eyjafjallajökull znajduje się wulkan o tej samej nazwie, który zatrzymał ruch lotniczy w Europie w 2010 roku.

Żegnamy piękny wodospad i ruszamy na Złoty Krąg, żeby zobaczyć...

Image

... oczywiście kolejny wodospad. Gullfoss :lol:
Gullfoss znaczy "złoty wodospad". Dlaczego "złoty"? Może dlatego, że na "Białej rzece" (Hvítá). Moim zdaniem "Biały wodospad" pasowało by bardziej. Albo tęczowy.
Chociaż tęczowy może lepiej nie... Jeszcze by się jacyś debile znaleźli, którzy by go chcieli podpalić...

Image

Image

Image

Pogoda nam tego dnia dopisywała. Niebo, nie dość, że niemal bezchmurne, to jak już jakieś chmurki się pojawiały, to były ozdobę, nie przeszkodą...
Kilka słów o Złotym Kręgu.
Po islandzku: Gullni hringurinn. To trasa turystyczna, wymyślona tak, aby było atrakcyjnie, a jednocześnie dało się to zrobić w jeden dzień z Rejkiawiku. Na trasie trzy najważniejsze atrakcje:

    Þingvellir National Park, który pominęliśmy. Wydaje mi się, że miejsce jest ważne dla Islandczyków z powodu tego, czym jest (styk płyt tektonicznych) oraz co się tu wydarzyło (o czym zresztą mówi sama nazwa parku narodowego: þing – „parlament, vellir – równina). Dla nas wydawało się być mało interesujące.

    Gullfoss - tu właśnie jesteśmy

    Haukadalur - dolina, w której znajdują się gejzery. Tak, moje "must see" na Islandii też będzie za chwilkę zaliczone.

Image

Image

Parking, który widać na zdjęciu jest przeznaczony dla osób niepełnosprawnych. Główny parking znajduje się na górze i jest dużo większy. A i tak trudno wolne miejsca znaleźć.
No to tęcza na szczęście i jedziemy do kolejnej atrakcji, doliny gejzerów.

Na początku wyjaśnijmy sobie jedną, podstawową sprawę: Nie jest łatwo zrobić zdjęcie gejzera, a zwłaszcza nakręcić film. Trzeba uwzględnić wiele parametrów, takich jak położeni słońca, kierunek wiatru, ludzi, którzy koniecznie będą chcieli wejść w kadr oraz wyczuć moment, kiedy gejzer wybuchnie. Asia przygotowała taki 15-to sekundowy film instruktażowy...

https://youtu.be/mfRIANPRJ2c

Jak już mamy omówioną praktykę, to przejdźmy do teorii. :lol:
Co to jest gejzer każdy wie, ale nie każdy wie, że samo słowo "geysir", które się przyjęło na całym świecie, pochodzi z języka islandzkiego i oznacza "wybuch".
W dolinie Haukadalur znajdują się dwa najbardziej znane gejzery: Geysir oraz Strokkur. Strokkur jest bardzo wdzięczną do oglądania atrakcją, bo "strzela" co kilka minut na wysokość do ponad 30 metrów słupem wody o średnicy ok. 3 metrów. Znajdujący się tuż obok Geysir, który kiedyś potrafił wyrzucać wodę na 170(!!!) metrów w górę, w XX wieku bardzo się uspokoił i teraz wydaje z siebie tylko małe, kilkumetrowe "pyknięcia" kilka razy do roku. Nie czekaliśmy, aż "pyknie". Strokkur jest wystarczająco atrakcyjny.

Image

Image

Image

Image

Image

Ładnie go widać z daleka. Na wzgórzu, z którego podziwialiśmy gejzer napotkaliśmy jeszcze jedną islandzką atrakcję. Niestety, zapewne niedługo zniknie, niewielu jest dane ją zobaczyć. Nie wspominają o niej też żadne przewodniki. Tą atrakcją są, widoczne poniżej na zdjęciu: "Niezłe śruby". Po islandzku: "góð skrúfa"

Image

Ale o co chodzi?
W naszej rodzinie, na jakieś nietypowe i niezbyt mądre działania czy osoby zwykło się mówić właśnie "niezłe śruby". Dodatkowo, w czasie naszego wyjazdu mieliśmy często głupawkę, polegającą na nadużywaniu tego zwrotu. Nic zatem dziwnego, że jak zobaczyliśmy ten widok, to śmiechom nie było końca. :lol:
Drugim nadużywanym, "głupawkowym" zwrotem podczas tego wyjazdu było słowo "bynajmniej". Czy zawsze używaliśmy go zgodnie z przeznaczeniem?
Bynajmniej. :lol:
Im gorzej, tym lepiej. :lol:

Wracamy do hotelu. Ostatni nocleg na Islandii poprzedziły: przepiękny zachód słońca i kolacja z resztek polskiego chleba oraz ostatniej konserwy turystycznej. Chleb nadal smaczny. W czasie kolacji trochę pogadaliśmy z papugą, ale tego dnia była mniej rozmowna.

Asia porobiła trochę zdjęć okolicy, przy czym okazało się, że okolica składa się głównie z koni.

Koń srokaty:
Image

Koń siwy jabłkowity
Image

Koń romatnyczny
Image

Koń nieromantyczny :lol:
Image

Podsumowując ten dzień chciałbym się odnieść do twierdzenia, że "Złoty Krąg" to Islandia w pigułce. Zgadzam się z tym, ale jedynie w takim sensie, w jakim możemy mówić o jedzeniu w pigułkach. Myślę, że nie ma obecnie problemu w przygotowaniu pigułkowej diety, na którą będą się składały odpowiednie ilości białka, tłuszczu, węglowodanów, witamin, mikroelementów i co tam jeszcze człowiekowi do życia potrzebne. I takie pigułki zaspokoją podstawowe potrzeby żywieniowe, będą wygodne w użyciu, a może nawet tanie (choć nie na pewno). Tylko jak to się ma do pierogów, bigosu, sernika czy innego pad thai?

Dzień zakończył się pięknym zachodem słońca, więc i ja tak zakończę. Kolejna część będzie częścią ostatnią.

ImageKoniec i bomba, kto nie "Lubi" ten trąba! :lol:

Dzień ostatni. 357 kilometrów, nie licząc tego, co samolotem i co później w Polsce. :)

Trasa dzień 7 357.JPG


Wylot mieliśmy dopiero o 18:45, więc była jeszcze chwilka, żeby spokojnie sobie pojeździć...

Najpierw jedziemy do stolicy. Pewnie fajnie byłoby spędzić tu 2-3 dni albo choć kilka godzin, jednak na Islandii jeszcze fajniej, moim zdaniem, jest spędzać je gdzieś z dala od miasta. Byłoby mi szkoda każdej godziny spędzonej w mieście, zamiast na łonie natury, zatem przez centrum Reykjaviku przejeżdżamy, zatrzymując się tylko na światłach. :) Troszkę pokręciliśmy się po uliczkach w centrum i "zaliczyliśmy" w przelocie wszystkie główne punkty miasta.
Kusiło mnie, żeby przyjechać wcześniej i wejść do Perlan, żeby zwiedzić tamtejsze muzeum oraz sztuczną grotę lodową ale dziewczyny zdecydowanie nie chciały.


Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

brzemia 9 września 2019 15:20 Odpowiedz
Brawo ! Mam nadzieję ze moje córki tez będą chciały ze mną jechać na Islandię.Zapisuję się do wątku.
anapinio 11 września 2019 14:19 Odpowiedz
"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
marcinsss 11 września 2019 15:53 Odpowiedz
anapinio"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
Jedyny, który przeczytał uważnie. Ewentualnie jedyny, któremu chciało się skomentować. Oczywiście namieszałem. Bilety kupione we wrześniu 2018 na sierpień 2019.
marcinsss 11 września 2019 16:46 Odpowiedz
anapinio"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
Jedyny, który przeczytał uważnie. Ewentualnie jedyny, któremu chciało się skomentować. Oczywiście namieszałem. Bilety kupione we wrześniu 2018 na sierpień 2019.
arcon 11 września 2019 16:46 Odpowiedz
Właśnie chciałem pisać, że chyba wehikuł czasu był w użyciu ;) Pisz, będę czytał, bo za Islandią już mi się tęskni :D
pabloz 23 września 2019 11:01 Odpowiedz
Miłośnikom ptactwa i maskonurów polecam klify Látrabjarg we Fiordach Zachodnich.http://przegladislandzki.pl/tour/127-latrabjarg
bubu69 15 października 2019 20:50 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja :), wszystko opisane przystępnie i na wesoło, mnóstwo przydatnych informacji, a do tego piękne zdjęcia :)! Och jakbym chciała zobaczyć te wodospady, bezkresne łąki i czarne plaże, a do tego lodowiec! Nie wspomnę już o maskonurach, które również znalazłyby się na mojej top liście :)! Nocleg w domkach ekstra, wyglądało że był z nich świetny widok, bajka :)! Dobre podsumowanie na koniec, jejka, jaka ta Islandia droga :shock: :roll: ! Gratuluję nominacji do relacji miesiąca i czekam na relację z Kirgistanu :)
marcinsss 15 października 2019 21:46 Odpowiedz
Dzięki! Widzę, że trafiłem w Twoje gusta. To jak coś, to masz gotowy plan. :)A pierwszy odcinek z Kazachstanu już jest... 8-)
brunoj 22 października 2019 18:34 Odpowiedz
Mega, super zdjęcia. Bardzo fajna wyprawa.
jacek96 3 lipca 2020 20:16 Odpowiedz
Bardzo fajna i praktyczna relacja. Szkoda, że ją dziś odkryłem, gdy za 30h moj pobyt na Islandii dobiegnie końca ;) Jednak czasem lubię jakieś niespodzianki, a jak się wszystko wcześniej przeczyta, to o niespodzianki trudniej. Jednak widzę, że nic mnie nie ominęło.Ogólna przestroga dla wybierających się na Islandię. NIE tankować na stacjach OK, nawet, gdy się nie ma paliwa!Wczoraj tankowałem na dwa razy i za pierwszym razem wyciściło mi całe konto ISK 15000, a za drugim podejściem całe w euro, blisko 60. Początkowo myslalem, że fraud, jednak osoby z innej stacji przekonywały, że tak się zdarza i za kilka dni kasę prawidłowo rozliczy. Ogólnie zablokowało prawie 10 razy więcej, a ja dodatkowo kartę.Dziś nie mając wyboru zatankowałem ponownie w innym miejscu na OK i zapłaciłem inną kartą, gdzie nie miałem limitu i zablokowało ponad 200€, równo dziesięciokrotność. Osoby, które nie mają dużego zapasu na kartach mogą mieć trochę zepsuty wyjazd przez te praktyki.