0
2catstrooper 15 sierpnia 2020 18:04
Image

40 minut pozniej bylismy na Iriomote. Zostalismy posegregowani wedlug atrakcji, ktore uprzednio wybralismy. Ja wzielam rejs do lasu mangrowego. Oddano nas w rece innego przewodnika i zaladowano do kolejnej lodki.

Image

Image

Byla to bardzo mila wycieczka. Przewodnik byl lokalnym lokalesem i opowiadal o swojej wyspie bardzo ciekawie. Wiem, ze istnieja podobne wycieczki z obsluga w jezyku angielskim, i jesli sa rownie rzetelnie “opowiedziane” co wersja japonska, to polecam. Naprawde warto.

Image

Lodz wycieczkowa byla niemal pelna, nie bylo mowy o zadnym social distancing. Znowu wielu pasazerow zdjelo maseczki i udawali, ze nie slysza uwag zalogi, ktora prosila, zeby je zalozyc i trzymac na twarzy. No coz.

Image

Poiewaz “obon” to pora wakacji szkolnych, w grupie bylo sporo rodzin z dziecmi. Dwojka z nich szczegolnie sie naprzykrzala i zalodze i pasazerom. Ich rodzice w sluchawkach na uszach byli zbyt zajeci grami na smartfonach, zeby zajmowac sie swoimi pociechami. I kiedy po raz kolejny dzieciaki wystawily rece za burte i usilowaly zlapac galezie i lodygi mangrowcow, bardzo delikatnie wyszeptalam, ze powinny tego nie robic, bo krokodyle moga im te, jakze smakowite, raczki odgryzc. Dzieciaki sie poryczaly i do konca rejsu siedzialy grzecznie jak aniolki. Oczywiscie na Iriomote nie ma zadnych krokodyli. Ale przeciez byle pniak pod woda wyglada dokladnie jak paszcza zebatej bestii.

Image

Caly rejs wsrod mangrowcow zajal okolo poltorej godziny. Po powrocie do portu dostalismy dokladnie 10 minut na toalete (czas, ktory ja spedzilam kupujac t-shirty w sklepiku z pamiatkami) i zostalismy zagonieni do autobusu. Przed nami 20 minutowa jazda przez wyspe do kolejnego punktu programu.

Image

A punktem tym byla wysepka Yubu. W programie wycieczki szumnie liczona jako odrebna wyspa (stad tez 3 wyspy), a tak w zasadzie, to maly skrawek ladu okolo 500 metrow w zatoce od brzegu Iriomote. Cala atrakcja polega na transporcie, bo aby dostac sie do Yubu trzeba uzyc wozu ciagnietego przez woly wodne (czy jak to tam sie mowi water buffalo po polsku).
Podczas przeprawy przez zatoczke, pan furman gra na tradycyjnym okinawskim intrumencie i spiewa ludowe piosenki. Tyle, ze z maseczka na twarzy nie bardzo to dobrze brzmialo.

Image

Przejazdzka trwa okolo 10 minut, jest normalny rozklad jazdy tych wolow (mialam zdjecie, ale zniknelo mi z telefonu), a ile kosztuje indywidualnie, tego nie wiem. Nasza przeprawa wliczona byla w cene wycieczki.

Po dotarciu na Yubu, woly natychmiast ida do swojego bajorka i dostaja prysznic szlauchem. Dba sie tam o nie bardzo dobrze. W recepcji na wyspie jest cale drzewo genealogiczne obecnych wolow i widac, ze wszyscy pracownicy wyspy sa z tych zwierzat bardzo dumni.

Image

Sama wyspa jest malutka. Jest na niej ogrod botaniczny i ogrod motyli, i kamienista plaza, i sklep z pamiatkami i mala kafejka. Wysepka moze jest i mala, ale ma swoja notke w historii Okinawy. Zanim Okinawa zostala formalnie przylaczona jako czesc Japonii (w 1971 roku), ryz byl problemem. Wyspiarze nie byli w stanie uprawiac ryzu w wystarczajacych ilosciach. Bylo to szczegolnym problemem wlasnie w archipelagu Yaeyama, a szczegolnie na wyspie Taketomi. Wiec wyspiarze z Taketomi hodowali sobie ryz na Iriomote. Ale… poniewaz ekosystem Iriomote byl dosyc specyficzny, nie mogli oni swobodnie poruszac sie po wyspie. Wiec to wlasnie na wysepce Yubu byl ich “oboz”, gdzie wybudowali sobie chatki i gdzie mieszkali podczas pory ryzowej. Wolkami jezdzili na pola ryzowe na Iriomote i po robocie w polu wracali na Yubu. Taka niemal kwarantanna. Miejsce wybrali sobie bardzo mile, to trzeba im przyznac.

Image

Image

Dla mnie oczywscie najmilsza jest plaza, nawet jesli kamienista, o ile ocean jest odpowiednio niebieski. Zanurzylam wiec nogi w wodzie na tej kamienistej plazy, i byla to najgoretsza woda jakiej kiedykolwiek doswiadczylam w morzu. Bardziej jak japonski onsen niz ocean.

Image

Image

Na Yubu zaserwowano nam rowniez lunch w pudelku. Byl dobry, nawet morskie winogrona sie w nim znalazly. I kawalek wolowiny z Ishigaki. Podczas lunchu zgadalam sie z dwiema babkami, ktore podrozowaly razem, obie mowily swietnie po angielsku, bo mieszkaly przez lata w Australii, i razem na deser poszlysmy sobie do kafejki. Menu bylo skromne, glownie rozne typy mrozonej kawy i gelato. No a skoro to Iriomote, to trzeba bylo sprobowac slynnego smaku peach pine, czyli brzoskwiniowego ananasa. Ten ananas nie ma nic wspolnego z brzoskwinia, jest po prostu maly, bardzo slodki, i miekki, ale nazywaja go tak z angielska peach pine, i wyspa Iriomote z nich slynie. Gelato bylo bardzo dobre. Drugi smak na ktory sie skusilam to lokalny brazowy cukier, produkowany zaraz na Iriomote z lokalnie uprawianej trzciny cukrowej.

Image

Image

I to tyle jesli chodzi o atrakcje na Yubu. Z kafejki po drugiej stronie wyspy pedem do punktu wolowego i przeprawa przez zatoke do Iriomote. Potem autobus do przystani promowej.

Image

Image

Czekajac na prom podzielono nas na rozne grupy. Czesc ludzi zostawala na Iriomote na trek przez jungle, czesc wracala do Ishigaki, a czesc plynela do Taketomi. Prom byl jeden, pierwszy przystanek to wlasnie Taketomi. Wysiadka.

Image

Tutaj znowu podzielono nas na dwie grupy. Jedna grupa miala zorganizowany programy (rejsik lodzia ze szklanym dnem, itp), a druga grupa miala czas wolny na eksploracje wyspy. Druga grupa skladala sie z jednej osoby - mnie. Powrot do Ishigaki rowniez byl dla mnie elastyczny, dostalam rozklad promow i tylko mnie przestrzegli, zeby nie spoznic sie na ostatni, bo inaczej bede musiala nocowac na Taketomi.

Image

Na przystani promowej czekaly male busiki z wypozyczalni rowerowych. Czeka na kazdy przyplywajacy prom. Wypozyczalnia rowerowa jest jakies 500 m dalej, ale ciezko do niej trafic jak sie nie wie gdzie isc.
Wypozyczenie roweru to zdzierstwo pierwszej kategorii. 400 jenow za godzine. Ale niestety bez roweru poruszanie sie po Taketomi jest problematyczne. Niby wyspa jest mala, niby mozna piechota, ale kto ma na to czas? Ja nie. Rower to swietne rozwiazanie, nawet jesli troche kosztuje. Wzielam na 2 godziny. To bylo najlepiej wydane 800 jenow.

W wypozyczalni dostaje sie tez kopie odrecznie rysowanej mapki wyspy z oznaczonymi atrakcjami, ktore warto odwiedzic. Dla mnie najwieksza atrakcja byla oczywiscie plaza Kondoi, ponoc jedna z najpiekniejszych w calej Okinawie.

Image

Image

I faktycznie. Taketomi bylo strzalem w dziesiatke. To chyba najbardziej malediwska wyspa w calej Okinawie. Mala, mozna ja objechac rowerem w 20 minut. Plaza i laguna prawie jak na Malediwach. Ludzie na luzie, nie przejmujacy sie czasem.

Image

Urocza wioska, gdzie wedlug wymagan prawnych nawet nowe budynki musza miec dachy w tradycyjnym stylu. Drozki wysypane piaskiem. Palmy i szum oceanu. Jak tylko zobaczylam widok z Kondoi, to natychmiast zdecydowalam, ze bede musiala tam wrocic na dluzej niz kilka godzin. I jak postanowilam, tak zrobilam. Spedzilam na Taketomi dwie noce w zeszly weekend podczas drugiej podrozy w tamte rejony. I juz planuje trzecia. Bo jak sie nie ma Malediwow, to Taketomi jest swietnym substytutem.

Image

Image

Nie mialam czasu na pojscie do muzeum sztuki ludowej, bo siedzialam za dlugo na plazy. A w zasadzie to odwiedzilam dwie plaze, ta druga to Kaiji beach, ale nie jest warta zbytniej uwagi. A jak juz to muzeum znalazlam, to trzeba bylo w te pedy gnac na prom, zeby zlapac ostatni rejs do Ishigaki. Zwrot roweru odbywa sie w systemie zaufania. Odstawia sie rower pod budke wypozyczalni, bo nikogo tam nie ma, i idzie sie piechota (jest blisko) do promu.

Image

Co jeszcze? Taketomi to “no drone zone”. Siedzac na plazy mialam okazje obserwowania turystow, ktorzy zlamali lokalny zakaz latania dronem. Nie wiem, kto do nich podszedl, lokalny wojt moze, ale dwojka Amerykanow, wraz z rodzinami, dziecmi, itp, zostali eskortowani do przystani promowej i wsadzeni bez ceregieli na prom. Na Ishigaki czekala na nich policja, i drony skonfiskowala. Ogolnie, zakaz dronow, nawet na Ishigaki, byl egzekwowany bardzo rygorystycznie.

Image

Co jeszcze warto wiedziec? Wiekszosc turystow przyplywa rano i spedza na Taketomi tylko jeden dzien. W budynku terminalu jest maszyna, w ktorej kupuje sie “bilet wstepu” na wyspe. Kosztuje 300 jenow. Kupno biletu jest dobrowolne, nie ma wymogu. Ja nie kupilam,bo moj byl wliczony w cene wycieczki.

Image

Image

Co jeszcze warto wiedziec? Jesli przyjezdza sie na tylko na dzien, i ma zamiar spedzic czas w wodzie, to koniecznie trzeba miec rzeczy na przebranie. Lokalny busik kursujacy pomiedzy plaza a terminalem promowym nie wpusci do srodka w mokrych ubraniach. Podobnie prom. Jesli cos wyglada jak stroj kapielowy, to trzeba sie liczyc z tym, ze odesla do toalety, zeby sie przebrac, albo przynajmniej zarzucic cos na siebie.

Co jeszcze warto wiedziec? Na Taketomi nie ma gdzie pozbywac sie smieci. Ogolnie w Japonii instytucja publicznych koszy na smieci jest malo znana. Ale na Taketomi problem jest taki, ze kazdy smiec musi byc przetransportowany droga wodna do Ishigaki. Wiec tablice w budynku promowym upraszaja o zabranie wlasnych smieci z powrotem.

Co jeszcze? W budynku promowym sa schowki na bagaze. Male kosztuja 300 yenow, duze 500 yenow. Czynne od 7:30 do 18:15 w sezonie, i od 7:30 do 17:45 od pazdziernika do marca.

No i co jeszcze? Niby jest Taketomi free wi-fi, ale niestety dziala tylko i wylacznie zanim przyplynie pierwszy prom z dziennymi wycieczkowiczami.

W drodze powrotnej nie bylo zadnego sprawdzania temperatury przed wejsciem na prom. Lodka byla pelna. Kazde miejsce zajete, zadnego tam social distancing, choc obsluga pilnowala, zeby pasazerowie mieli maski na twarzy. Na szczescie rejs jest krotki, w zaleznosci od stanu oceanu trwa od 10 do 20 minut.

Po powrocie do Ishigaki kolejnym zadaniem bylo znalezienie otwartej restauracji ramenowej. I to nie byle sieciowki, ale miejsca serwujacego lokalny ramen, czyli tzw. Yaeyama soba. Choc nazywa sie “soba” to nie jest to makaron soba, ale ramen. Niestety z powodu stanu wyjatkowego, bardzo wiele ramenowni bylo zamknietych. Informacja turystyczna tez zamknieta. I jak tu sie dowiedziec, co jest otwarte, a co nie?

Podeszlam do okienka ANA Tours (no przeciez lecialam tu ANA i po klopotach z biletem, niech sie w koncu na cos przydadza!) i sie zapytalam, gdzie zjesc. Mile panie, bardzo znudzone, bo to juz koniec ich dnia, wskoczyly na telefony, obdzwonily okoliczne restauracje i doszly do wniosku, ze najlepsza opcja bedzie restauracja pod nazwa “Shima Soba”, czyli “wyspiarskie nudle”.

Image

Panie ostrzegly mnie, ze restauracja nie wyglada zbyt dobrze, ale jest slynna, bo to najstarsza ramenownia na calej wyspie. 
Zostawilam wiec samochod na parkingu i piechotka poszlam w strone urzedu miasta, bo Shima Soba znajduje sie zaraz po drugiej stronie ulicy od urzedu. Otwarta jest na lunch i potem zamknieta do 18-tej. Kilka minut przed 18-ta, a juz tlumek stoi przed drzwiami w kolejce. Shima Soba to typowa dziura w scianie, troche brudna, zmeczona i zapyziala. Ale ramen - pierwsza klasa. Warto stac w kolejce bez social distancing w zarze lejacym sie z nieba. Zestaw z zupa, ryzem, wodorostami mozuku, tofu i kiszonymi warzywkami kosztowal 935 jenow.

Image

Po obiadku spacer na parking, gdzie rano zostawilam samochod, atak serca przy placeniu przy wyjezdzie, i w droge do Kabira Bay. Jako ze to czas na zachod slonca, a droga wije sie wzdluz zachodniego wybrzeza, trzeba liczyc sie z tym, ze samochody beda sie zatrzymywac gdzie popadnie, w tym rowniez na zakretach i posrodku drogi, bo kierowcy (badz pasazerom) zachcialo sie podziwiac zachodzace slonce. Nie wspominajac juz o tych pojazdach (w tym rowniez rolniczych), gdzie kierowca robi zdjecia podczas jazdy.

W telefonie (niestety jestem w sieci docomo, wiec zasieg na Taketomi mialam marny) czekalo na mnie kilka wiadomosci odnosnie mojej rezerwacji snorkelingowej na nastepny dzien. Zmienili mnie na godzine 11-sta. No rzesz… Caly, misternie ulozony, plan na kolejny dzien wlasnie polegl w gruzach. Mial byc snorkeling rano, a potem objazdowka wyspy. A co bedzie teraz? Nie wiem…

Zanim opuszczam cywilizacje miejska, zatrzymuje sie w ostatnim convenience store przed wyjazdem z miasta uzupelnic zapasy Coke Zero i kupic cos na sniadanie. Bo w Kabira Bay nie ma nic.

c.d.n.Sorry, sorry!

Listopad to u mnie najgorszy miesiac w pracy. A do tego telefon mi padl, a w nim byla wiekszosc zdjec.
Zdjecia juz odzyskane, ale troche bylo z tym zachodu.
Postaram sie skrobnac kolejny odcinek w nadchodzacy weekend.No i tak jest.
Totalnie ta relacje pogrzebalam...

Rok minal, i nie wiem czy w ogole jest sens tego kontynuowac. Bo pewnie nikt juz nie jest zainteresowany.
Dopadla mnie deprecha, pandemia, wszystko na raz.

Ale, taka sytuacja teraz... znowu mamy sierpien, swieta Obon w Japonii, a to znaczy tylko jedno. Ze czas na wakacje.


20210809_190730.jpg



Pandemia nadal szaleje w Japonii, granice nadal zamkniete, i nie zapowiada sie, ze w najblizszym czasie beda otwarte.
Wiec, tradycyjnie juz, czas na Okinawe.


20210809_190035.jpg



I siedze teraz wlasnie w hotelu Mercure w Naha, bede tu jedna noc, jutro wale na Ishigaki, a wlasciwie na Taketomi.

I tak sobie mysle, czy moze by tak nie dac sobie nowego poczatku, drugiej szansy i ta relacje kontynuowac. Ale z haczykiem. Bo z tego roku.

Jesli ktokolwiek jest zainteresowany czytaniem moich nowych wypocin, to dajcie znac.

We wrzesniu lece na Yonaguni, wiec bedzie to ogolna relacja zbiorowa. hehehe...


20210809_185624.jpg

No to jedziemy z tą relacją. Stukam na nowym tablecie i nie mam pojęcia jak zmienić języki w MS Wordzie, bo nigdy przedtem go nie używałam. Od zawsze byłam generacja Mac. A teraz jestem team Samsung. Nie umiem też zmieniać wymiarów zdjęć, więc będzie co będzie.

O zeszłym roku nawet nie chcę wspominać. Było jak było. Ale może warto szybko powiedzieć, że nie samym Ishigaki człowiek żyje. We wrześniu odwiedziłam Taketomi po raz drugi, a na przełomie listopada i grudnia wpadłam do Naha i na Tokashiki.


aharen-overviewx800.jpg



Tokashiki to jedna z wysp w archipelagu Kerama, blisko Naha. Początkowo mnie nie urzeklo, było takie sobie. Ale po powrocie do domu, im dłużej o tym myślałam, tym lepsze te wspomnienia się stawały. I kiedy zima się w końcu skończyła, a ja z rozwalonym kolanem siedziałam w domu, albo chodziłam o kulach (no cóż, starosc nie radość), to Tokashiki pamiętałam już prawie jako raj na ziemi.


aharen-signx510.jpg



Dostać się tam łatwo. Prom kursuje każdego dnia, chyba dwa razy dziennie, bo podczas pandemii ograniczyli ilość rejsów. Cena w jedną stronę powolnym promem to 1690 jenów, albo 2530 szybkim promem. Bilety do nabycia w okienku na przystani w Naha. Najlepiej kupować od razu w obie strony.


tokashiki-ferryx800.jpg



Guesthouseów na wyspie jest kilka, bukować trzeba z dużym wyprzedzeniem. Ceny noclegów są z kosmosu jeśli bierze się pod uwagę standard. Przeciętnie około 100 dolarów za noc. Można taniej, ale warunki będą spartanskie. Dlatego też większość osób robi sobie jednodniową wycieczkę z Naha i nie zatrzymuje się na noc.


wet-suitsx800.jpg



Plaże i atrakcje nurkowo snorkelingowe znajdują się na przeciwnym końcu wyspy niż przystań gdzie przypływają promy z Naha. No bo inaczej byłoby za łatwo. Niby jest jakiś busik, który kursuje z przystani do Aharen, ale on odjeżdża w iście ekspresowym tempie. Trzeba się szybciutko do niego pakować, inaczej można zostać bez transportu.


tokashiki-busx800.jpg



Guesthousy normalnie odbierają gości z przystani, i można się do kogoś przygadać na przejazd. Można też wynajać skuter, albo k-car (mały samochód z żółtą tablicą rejestracyjną), ale jazdy po ichniejszych drogach nie polecam. Za wąskie i za kręte dla nowicjuszy.


roadx800.jpg



Z promu niemal wszyscy od razu walą do Aharen. Aharen to wioska gdzie się nurkuje i snorkuje. Inne atrakcje też są – kajaki, windsurfing, itp.
O, i jak się ma własny namiot, to jest tam też pole kempingowe. Nawet toalety funkcjonowały. O prysznicach nic nie wiem, bo uzywalam tych w guesthousie.


campingx800.jpg



Ogólnie, wioska swoje lata świetności ma już za sobą i wyraźnie to widać. Basen porzucony i zarośnięty, kozy pasają się na kempingu, a nawet automaty z napojami nie zawsze działają. A to przecież niesłychane w Japonii!


vending-machinex800.jpg




abandoned-poolx800.jpg



Druga słynna plaża na wyspie to Tokashiku. Tak, Tokashiku na wyspie Tokashiki. Plaża naprawdę piękna. Nie wiem gdzie są moje ładne zdjęcia stamtąd, więc proszę używać własnej wyobraźni.


tokashiku-beach3x800.jpg




tokashiku-beachx800.jpg



Tam też snorkowaliśmy. Ja, i dwie babki z Jokohamy. I przewodnik rodem z Tajwanu. Utknął na Okinawie podczas pandemii, ale jakoś nie narzekał i wcale nie spieszyło mu się wracać do domu. Ceny już nie pamiętam, ale wliczony był transport z Aharen do Tokashiku i z powrotem, wetsuit rental i lunch. Było fajnie. Żółwi tam od groma i trochę. Doslownie gdzie się nie spojrzy, to żółw.


turtlex600.jpg




under-the-seax800.jpg



Po lunchu można było sobie snorkowac z plaży w Aharen, ale bez przewodnika. Ja zamiast tego poszłam sobie na przechadzkę po okolicy. I też było fajnie.


aharen-other-beachx800.jpg




aharen-catsx600.jpg




aharen-beachx700.jpg




stop-signsx600.jpg



Obiecałam sobie, że w przyszłym roku (czyli w tym), znowu się tam wybiorę. I na Zamami też.
Ale jak przyszło do czego, to zamiast Zamami zabukowalo się Ishigaki. Dlaczego? Sama nie wiem. A raczej wiem. Miyakojima była za droga, wyspy Kumejima nie chciało mi się rozgryzać od początku, a Kerama Islands (czyli Tokashiki i Zamami i Aka) zniechęciły mnie miejscówkami. Bo jak tylko właściciele obiektów dowiadywali się, że nie jestem Japonką, to nagle moje rezerwacje stawały się anulowane. Jak stało się to po raz trzeci, to powiedziałam, że mam tego serdecznie dość i zabukowalam pewniaka. Czyli Ishigaki.

I tak to właśnie siedzę teraz w hotelu Mercure w Naha i czekam na mój jutrzejszy lot do Ishigaki. Andy, przewodnik od nurkowania i snorkowania na Ishigaki, ma mnie odebrać bezpośrednio z lotniska. A po snorkach, mam wsiadać na prom do Taketomi, na dwie noce. Potem wracać na jeszcze jedną noc na Ishigaki.

Oczywiście, prawo Murphy’ego w pełnej krasie daje o sobie znać, i pogoda jutro ma być mniej niż przyjemna. Pożyjemy, zobaczymy.



Dodaj Komentarz

Komentarze (30)

kalispell 16 sierpnia 2020 09:49 Odpowiedz
Podoba mi się Twój sposób relacji! Z niecierpliwością czekam na dalszą część:)
adam-pawel 23 sierpnia 2020 18:50 Odpowiedz
Chciałem się tam wybrać, jak już otworzą granicę i kowidowe szaleństwo trochę się uspokoi, ale po relacji wychodzi, że nie bardzo się opłaca ;)
2catstrooper 24 sierpnia 2020 00:35 Odpowiedz
Nie bardzo sie oplaca, bo jest relatywnie drogo w stosunku do tego, co sie za to dostaje, to fakt.Ale uwazam, ze warto sie wybrac. Polece znowu we wrzesniu, bo znalazlam bardzo tani bilet na lot bezposredni Haneda - Ishigaki (ANA) za jedyne 25000 jenow, wiec zal byloby nie skorzystac. Teraz tylko miec nadzieje, ze tajfun w tym czasie nie uderzy.Piszac ta relacje podaje troche kontekstu, bo akurat moge, bo rozumiem co ludzie naokolo mnie mowia. A ze typowe japonskie konwenanse typu honne-tatemae sa na odleglych wyspach Okinawy bardzo luzno traktowane (mentalnosc lokalnych lokalesow, a nie tokijskich transplantow, rozni sie znacznie od reszty Japonii), wiec akurat mowia dosyc ciekawe rzeczy. I zazwyczaj nie zdaja sobie sprawy z tego, ze ich rozumiem. A jak lokalni-lokalni nie chca, zeby przyjezdny zrozumial, to przestawiaja sie na jezyk okinawski i nie ma problemu.
cypel 24 sierpnia 2020 15:29 Odpowiedz
Dobrze się czyta i interesujące spostrzeżenia.Taka trochę podróż za karę :lol:Chyba niejednemu wielbicielowi Japonii po przeczytaniu Twojej relacji świat się zawali :mrgreen:
maginiak 24 sierpnia 2020 16:43 Odpowiedz
Perspektywa osoby mieszkającej w Japonii jest na pewno szersza. Element egzotyki, który zwiększa atrakcyjność podróży dla osób mieszkających na co dzień w Europie w zasadzie też tutaj odpada. Chłodne spojrzenie jak widać (nomen omen) robi różnicę.Ja byłam na Ishigaki w zimie kilka lat temu i wróciłam zachwycona. Niby Japonia, ale trochę bardziej na luzie. Niewielu turystów, puste koralowe plaże, fantastyczne jedzenie, serdeczni i pomocni ludzie. Ale to ostatnie być może tylko mi się wydawało, bo ni w ząb nie kumam japońskiego, nie mówiąc o dialekcie z Okinawy ;)
stasiek-t 24 sierpnia 2020 16:56 Odpowiedz
Ciekawie się czyta o innej Japonii, ale nie ukrywam, że jeśli chodzi o mnie ten jeden zwrot przebija wszystko: :D 2catstrooper napisał: Ten przepis jest powszechnie lamany, ale co kilka lat policja sie uwzina i robi drogowe “sprzatanie”.
2catstrooper 27 sierpnia 2020 04:10 Odpowiedz
@cypel, no masz racje, prawie za kare. Ale na tyle mi sie podobalo, ze wracam za 3 tygodnie. A wielbiciele Japonii to juz temat na osobna ksiazke :lol: @maginiak, jak wiesz, to nie bylo moje pierwsze podejscie do Ishigaki, ale masz racje, ze punkt widzenia = punkt siedzenia. Czy jakos tak. No i fakt, ze byla to podroz podczas pandemii, na pewno mial duzy wplyw na to, jak widzialam pewne sprawy.@Stasiek_T, wiesz, oni tak tak z angielska nazywaja (jak twierdzi nasz "rodzinny" policjant) - street sweeping, zazwyczaj podczas sezonow wakacyjnych, hehehe... :mrgreen: W tym roku, z oczywistych przyczyn, tego nie robili. Ale juz maja wspaniale plany na przyszly rok, jesli ta nieszczesna olimpiada dojdzie do skutku (w co osobiscie bardzo watpie).
pestycyda 24 listopada 2020 13:57 Odpowiedz
Halo.... :) Tak tylko pospieszam, tu się czeka na ciąg dalszy :)
2catstrooper 26 listopada 2020 05:08 Odpowiedz
Sorry, sorry! Listopad to u mnie najgorszy miesiac w pracy. A do tego telefon mi padl, a w nim byla wiekszosc zdjec. Zdjecia juz odzyskane, ale troche bylo z tym zachodu.Postaram sie skrobnac kolejny odcinek w nadchodzacy weekend.
correos 9 sierpnia 2021 17:08 Odpowiedz
DAWAJ DAWAJ :) Z CAPS LOCKA BY BARDZIEJ ZMOTYWOWAC
tropikey 9 sierpnia 2021 17:08 Odpowiedz
Ależ oczywiście :)Prawdę mówiąc, to faktycznie zapomniałem już o tej relacji i myślałem, że to zupełnie nowa :D
micnur 10 sierpnia 2021 17:08 Odpowiedz
Też chętnie poczytam i pooglądam :)
piwili 11 sierpnia 2021 05:08 Odpowiedz
I ja też
tropikey 15 sierpnia 2021 12:08 Odpowiedz
A ta niechęć właścicieli guesthousów do cudzoziemców to z powodu covid, czy raczej taka wyssana z mlekiem matki?
2catstrooper 15 sierpnia 2021 12:08 Odpowiedz
Raczej z powodu zlonierzy amerykanskich stacjonujacych na Okinawie. I z powodu covid.Naha to jedyne miejsce w Japonii gdzie jak do tej pory spotkalam sie z otwartym rasizem wobec mojej osoby. Ale o tym w nastepnym odcinku.Teraz ide pracowac jak zmieniac wymiary tych zdjec bez photoshopu.
piwili 16 sierpnia 2021 05:08 Odpowiedz
2catstrooper napisał:Raczej z powodu zlonierzy amerykanskich stacjonujacych na Okinawie. I z powodu covid...A nie jest czasem tak, że takie ekstremalne sytuacje, jak np. COVID powodują, że to co jest skrywane wychodzi na jaw?
2catstrooper 16 sierpnia 2021 05:08 Odpowiedz
@piwili ekstremalne sytuacje sa wtedy, kiedy zlonierze amerykanscy gwlaca okinawskie nastolatki (co zdarzalo sie niestety z zastraszajaca regularnoscia), niechec do nie-Azjatow (a kazdy nie-Azjata to oczywiscie Amerykanin) jest tam raczej na porzadku dziennym i nigdy nie byla skrywana. Covid dodal tylko wygodna wymowke, ktora wczesniej nie istniala. Teraz biznesy moga po prostu odmowic obslugi klienta, ktorego koloru skory nie lubia.
piwili 16 sierpnia 2021 12:08 Odpowiedz
Zupełnie nie wiedziałem o bazach amerykańskich na Okinawie i całej tej sytuacji. Trochę poczytałem i teraz więcej rozumiem.
dmw 23 sierpnia 2021 12:08 Odpowiedz
-- 23 Sie 2021 10:31 -- Zaskoczyły mnie dwie sprawy opisane w Twojej relacji. Ten rasizm w stosunku do Amerykanów, nigdy bym Japończyków o to nie podejrzewał ale z drugiej strony sami Jankesi sobie winni.Oraz brak subordynacji i poszanowania przepisów przez Japończyków. U nas funkcjonuje mit jakoby Japończycy byli niesamowicie karni i zdyscyplinowani - a tu takie zaskoczenie. Dobrze, że tak to opisałaś.
2catstrooper 23 sierpnia 2021 17:08 Odpowiedz
@DMW, rasizm w Japonii to chleb powszedni. Jako biala kobieta naleze do klasy uprzywilejowanej i jak do tej pory (poza Naha) chyba zdarzylo mi sie ze trzy razy do tej pory, ze cos bylo nie tak, bo nie jestem Japonka. Zazwyczaj jednak, jak ludzie sie zorientuja, ze kumam co mowia, to traktuja mnie lepiej niz tublycza kobiete. Ale juz inne kolory skory tak latwo nie maja.A co do Japonczykow przestrzegajacych przepisow, to powiedzmy, tak. Japonczycy sa mistrzami w udawaniu, ze przepisy szanuja i przestrzegaja.A jak ktos ich zlapie na lamaniu przepisow? To beda klaniac sie do samej ziemi i przepraszac, ze przepisy zlamali. Jest tu nawet takie powiedzenie, ze "Kazdy moze robic co chce, jesli tylko potem przeprosi."
billabong 12 września 2021 12:08 Odpowiedz
2catstrooper napisał:Bo w Japonii nie ma czegos takiego jak samoobrona. Jesli zrani sie przestepce, lub potencjalnego przestepce, to on moze nas oskarzyc i sad w Japonii przyzna mu racje. Podjelam ryzyko, bo mialam nadzieje, ze skoro on powiedzial policjantowi, ze jestesmy malzenstwem, to nie bedzie teraz sie skarzyl, ze zniszczylam mu wypozyczony rower.No i jako gaijin - nieważne rezydent czy nie, i tak praktycznie przed sądem byłabyś na przegranej pozycji.A co do faceta - ふざけるな. Szkoda, że to nie był betonowy rów, taki jakie spotyka się na głównych wyspach do odprowadzania wody. :)Super relacja, mam nadzieję, że gość nie zepsuł Ci reszty urlopu. Koniec OT.
maginiak 12 września 2021 17:08 Odpowiedz
@2catstrooper Moje wspomnienia z Ishigaki są tak dobre, i to głównie za sprawą niespotykanej wręcz życzliwości mieszkańców, że przyznam że naprawdę z trudem mi się czytało o Twoich doświadczeniach :(
2catstrooper 13 września 2021 12:08 Odpowiedz
@maginiak zapytalam sie meza skad taka rozbieznosc, i jego zdanie jest takie:Zagraniczni turysci zazwyczaj myla zyczliwosc z "tatemae" - Japonczycy chca sie pokazac z jak najlepszej strony. Ich prywatne odczucia moga byc diametralnie inne. W tej chwili zagranicznych turystow nie ma. Podrozujacy obcokrajowcy to rezydenci. Dla nich udawac nie trzeba.Do tego trzeba jeszcze dodac ogolna niechec Japonczykow do gaijinow-rezydentow w czasach zarazy. Tu winny jest rzad. Od samego poczatku popychali narracje, ze covid to choroba cudzoziemcow, ze cudzoziemcy ja roznosza, ze cudzoziemcy przywlekli covid do Japonii. Ze cudzoziemcy nie potrafia przestrzegac zalecen anty-covidowych, ze nasza higienia osobista jest zerowa, ze Japonczycy maja wyzsza kulture osobista, intelektualna i to dlatego nie choruja na covid tak jak np. Amerykanie.Jestem bardzo ciekawa jak sytuacja bedzie wygladala kiedy Japonia w koncu otworzy sie na turystow. Jak ta slynna omotenashi (goscinnosc) bedzie wtedy wygladala.
marcinsss 10 października 2021 17:08 Odpowiedz
Świetnie się to czyta. Bardzo lubię sposób, w jaki opowiadasz swoją historię. Szkoda tylko, że aż tyle nieprzyjemnych momentów. W sumie za tytuł mogłaby posłużyć to powiedzenie w wersji poprawionej i uzupełnionej przez Andrzeja Poniedzielskiego: "Jak się nie ma, co się lubi, to nie lubi się też tego, co się ma.".Jak nie znasz, to polecam: https://www.youtube.com/watch?v=M6OWmF1LI9UI jeszcze ciekawostka. Jak przeczytałem, że oprócz maski miałaś też przyłbicę, to pierwsza myśl była: "No ale że ją wpuścili do samolotu w tym hełmie Szturmowca... Niby to Japonia, ale jednak..." :lol: :lol: :lol:
jaco027 10 października 2021 23:08 Odpowiedz
Avatar @2catstrooper zobowizuje :-)
taktyk 11 października 2021 05:08 Odpowiedz
Jako człowiek, związany z Japonią głównie sentymenalnie, ale też biznesowo i zainteresowany zawartością mózgu tychże, bardzo Ci dziękuję za te relacje :) Jest przy tym sporo roboty i babrania się w zdjęcia, ale doceniam bardzo!
2catstrooper 11 października 2021 05:08 Odpowiedz
@marcinsss Poprawiona wersja przyslowia jest super! Dzieki!!!Ale, wiesz co? Ja tak w zasadzie to polubilam Ishigaki i caly archipelag Yaeyama. Musze jeszcze odwiedzic wyspe Hatoma i jeszcze jedna (niezamieszkana) i wtedy bede miala clay komplet. O, i na Iriomote chce wrocic. I koniecznie na wyspe Hateruma. I oczywiscie musze wrocic na Yonaguni, bo koszulka ktora kupilam mezowi na Yonaguni skurczyla sie po pierwszym praniu. Wiec musze kupic mu druga.O Yonaguni (tak, o podwodnych monumentach tez) bedzie w nowej relacji. Juz nad nia pracuje.I teraz tak mnie wzielo na Okinawe, ze chce odwiedzic jak najwiecej zamieszkanych wysp. Juz nawet kombinowalam czy ten voucher od Emirates mozna by uzyc na mega tourne po Okinawie latajac JALem, bo przeciez sa partnerami. Ale Emirates powiedzialo mi, ze nie. Buuuu...Do Okinawy mojego "garnka" tym razem nie bralam, bo lecialam sama i nie moglam znalezc mojego selfie-sticka. Ale jakbym garnek miala, to oczywiscie, ze bylby na mojej glowie. Inaczej ANA i JAL przyszaruczkowalyby sie do ilosci mojego bagazu podrecznego.
marcinsss 11 października 2021 17:09 Odpowiedz
To wspaniale, że Ci się ostatecznie spodobało, choć myślę, że np Święta Helena byłaby ciekawsza. No ale co się odwlecze..."Garnek" mógłby być pomocny w kilku sytuacjach, ograniczyć rasizm na przykład, a i Namolny :twisted: by się na pewno zastanowił dwa razy...A tak poważnie, to Ty go zakładasz w miejscach publicznych? W sensie, że nie na jakichś zlotach fanów SW tylko tak normalnie w metrze czy na ulicy?
maginiak 11 października 2021 17:09 Odpowiedz
@marcinsss Nie widziałeś relacji @2catstrooper z Malediwów, prawda? :)
marcinsss 12 października 2021 05:08 Odpowiedz
maginiak napisał:... prawda? :)Nieprawda. :P