Na miejscu spotkaliśmy jeszcze dwóch młodych ludzi, z których jeden dobrze mówił po angielsku, a drugi posłużył nam jako wdzięczny obiekt do zdjęć – ubrany w tradycyjny strój kojarzony z Jemenem.
Znak czasów – za pasem nosił dżambiję i komórkę. Wytłumaczyli, że nasz strażnik jest zobowiązany do eskortowania nas poza granice prowincji Nadżran. Skończył być może trochę wcześniej, widząc, że się ściemnia, a nas czeka tylko jedna droga – na północ, przez pustynię Ar-Rab Al-Chali. Przespaliśmy się trochę w samochodzie, rano meldując się na przedmieściach Rijadu.Część VI – Krawędź Świata, Rijad i podsumowanie
W ciągu nocy pokonaliśmy dystans kilkuset kilometrów dzielący Hima i Rijad. Była dopiero 9 rano, kiedy dotarliśmy do Rijadu, mieliśmy więc przed sobą cały dzień. Wszystko szło zgodnie z planem, bo żeby wykonać kolejny jego punkt , potrzebowaliśmy około 8 godzin w świetle dziennym. Tym punktem miała być wycieczka do Jabal Fihrayn, miejsca znanego bardziej pod romantyczną angielską nazwą Edge of the World.
Z Rijadu do Krawędzi Świata jest – jak pokazuje GPS – zaledwie 100 kilometrów i mniej niż dwie i pół godziny drogi, ale czytając opisy wiedziałem, że należy założyć znacznie więcej czasu. Prowadzą do niej dwie drogi, z czego jedna, przez Sadus, jest zaznaczona w Google Maps i ta do niedawna była rekomendowana. Dojeżdża się do miejsca zwanego Sadus Dam, oznaczonego „Take right to commence off-road drive to Edge of the World”.
Ostatnie dwadzieścia jeden kilometrów to gruntowa droga przez pustynię i pokonanie tej drogi ma według Google zajmować 1h 20 minut… Może posiadając porządny samochód offroadowy tyle zajmie, ale ja miałem małego sedana. Pytałem ludzi po drodze, czy jestem w stanie dojechać i zdania były podzielone – jedni twierdzili, że absolutnie nie, inni, że jest szansa, pod warunkiem, że to samochód służbowy
;)
Droga już na samym początku wymagała niemałych umiejętności – najgorsze do pokonania są wąwozy utworzone przez wyschnięte rzeki. W jednym miejscu się zawiesiłem i musiałem szukać drogi alternatywnej. Chyba bym zrezygnował, gdybym zupełnym przypadkiem nie spotkał dwóch większych (tj. 4x4) samochodów prowadzonych przez Filipińczyków mieszkających w Rijadzie. Od teraz jechaliśmy w konwoju i wszystkim było zdecydowanie raźniej.
Droga zajęła nam około dwie godziny, kiedy dojechaliśmy do wału ziemi w poprzek drogi. Dalej jechać się nie dało, trzeba było wysiadać i iść na piechotę. Wał powstał bardzo niedawno i myśleliśmy, że to etap przejściowy konstrukcji drogi asfaltowej. Nic podobnego… wał został usypany, bo kilku turystów, zapewne po zmroku (gros ludzi przyjeżdża tu na zachód słońca), pomyliło drogę i zabiło się spadając w przepaść.
Od pierwszego wału do Krawędzi Świata trzeba było iść prawie półtorej godziny w pełnym słońcu – w listopadzie w 30 stopniach do wytrzymania, ale strach pomyśleć, jak to wygląda wiosną czy latem. Ale kiedy już doszliśmy, widoki w pełni zrekompensowały wszelkie trudy. Panie i Panowie, oto Krawędź Świata, Edge of the World, Jabal Fihrain, atrakcja przyrodnicza numer jeden w całej Arabii Saudyjskiej!
Z Filipińczykami fajnie się spędzało czas, ale zaczęło się robić późno. Za wszelką cenę chciałem uniknąć podróżowania po zmroku, w związku z czym przyspieszyliśmy kroku i tym razem tylko we dwóch pokonaliśmy drogę powrotną, w której spotkaliśmy fotogeniczną "karawanę" wielbłądów.
Po drodze zbierałem słowa uznania od kierowców terenówek, że tę trudną drogę udało mi się pokonać sedanem. Sam uznaję to za jedno z moich największych osiągnięć jako kierowca, ale nikomu nie rekomenduję i lojalnie ostrzegam – ta droga nie nadaje się do jazdy zwykłą osobówką!
Ostatni dzień zgodnie z planem przeznaczyłem na Rijad. Z własnym samochodem zwiedzanie Rijadu nie stanowi problemu, tym bardziej, że nigdzie nie trzeba płacić za parking. Co jest ciekawego w Rijadzie? Kilka ładnych meczetów – przykłady to Al-Rajhi, King Khaled, Fahad Al-Owaydah czy Meczet Księżniczki Latify.
Kilka pałaców – Tuwaiq (trudno dostępny, w dzielnicy ambasad, dojechaliśmy aby się przekonać, że jest zamknięty), Murabba – zamknięty w niedziele, które w Arabii robią za nasze poniedziałki, czy też Fort Masmak – jedyny otwarty, służący jako muzeum. Masmak jest położony tuż obok placu Al-Safa, zwanego inaczej plac Chop-Chop – centralnego punktu miasta, na którym odbywa się ponoć wykonywanie kary śmierci (od obcinania głowy wzięła się nazwa Chop Chop, czyli siekanie). Żadnych egzekucji tego dnia nie było i chyba przez dłuższy czas nie będzie, bo plac podlega renowacji.
No i wreszcie kilka wspaniałych nowoczesnych budynków – Burj Rafal, Al-Faisilah Center, Kingdom Center i kilka innych.
Wieczorem zostawiłem Artura, który spędził w Arabii jeszcze kilkanaście dni, a sam pojechałem na lotnisko, gdzie o 1 w nocy Lufthansa z mile zabrała mnie do Frankfurtu i dalej do Warszawy. W sam raz, żeby w poniedziałek rano rozpocząć pracę.
________
To już ostatni wpis z Arabii Saudyjskiej, poniżej krótkie podsumowanie kosztów 9-dniowej podróży po Arabii, z czego połowę czasu spędziłem we dwójkę z Arturem Anuszewskim.
Wiza – 565 zł wraz z ubezpieczeniem Samochód – 1995 zł z pełnym ubezpieczeniem i nieograniczonym limitem kilometrów Bilety wstępu – 100 zł na wstęp do Mada’in Salih i 20 zł za jedno słabiutkie muzeum w Ha’il. I to tyle, wszystkie pozostałe miejsca były zupełnie bezpłatne! Jedzenie, paliwo, hotele – 2 900 zł.
W sumie, nie licząc przelotów, na 9-dniowy pobyt w Arabii Saudyjskiej wydałem 5 600 zł i będę bardzo miło wspominał ten ciekawy i ciągle mało eksplorowany kraj.
A dzisiaj miałem rozpoczynać kolejną podróż – do Hiszpanii i dalej do Peru. Miałem, bo syn poszedł na kwarantannę i wyjazd trzeba było odwołać. Na szczęście moje ubezpieczenie pokrywa takie sytuacje. Opisu kolejnej podróży tak szybko nie będzie, ale liczę, że wrócę z relacjami w okolicach wakacji. Za uwagę i ciepłe słowa wszystkim czytelnikom bardzo dziękuję!
Ja po tygodniu jezdzenia po Arabii potwierdzam wyczytane gdzies stwierdzenie, ze miejscowi jezdza fatalnie. Po tych wszystkich wyprzedzeniach na trzeciego, traumatycznych przejazdach przez ronda czy samochodach pedzacych 100 kmh poboczem osiwialem do konca
:)
@pbak Żartujesz czy jak?
:) Pytam, bo to aż nieprawdopodobne, że nasze doświadczenia są tak różne. Podtrzymuję, że w porównaniu z większością krajów pozaeuropejskich, a już zwłaszcza z krajami arabskimi po Arabii Saudyjskiej jeździło mi się wyjątkowo przyjemnie.@Sudoku Zapewniam, że mają i kilka z nich opiszę, z czego jeden prawdziwy hit. Zresztą pustynia też potrafi być interesująca i zróżnicowana. W tym tygodniu postaram się wrzucić co najmniej jeden kolejny odcinek.
@Woy no wlasnie mnie to dziwi, ze mamy tak odmienne odczucia. Poza miastami bylo jeszcze ok ale Riad i Jeddah to byla masakra. Rownie zle jezdzilo mi sie tylko w Kuwejcie, za to Bahrajn, Emiraty czy Oman to byla bulka z maslem. Wlasnie sie zastanawiam, czy cos nie skrobnac wiecej o tej Arabii skoro moja wersja moze byc zupelnie inna ale poki co nie bede Ci robic konkurencji
:)
Woy napisał:Część IIJako fan listy UNESCO widziałem wiele miejsc ze sztuką naskalną i mam o tym jako takie pojęcie – jako laik oczywiście. Z Jubbah wyszedłem zachwycony – petroglify są spektakularne i widowiskowo położone, aby zobaczyć niektóre trzeba się sporo powspinać, co tylko zwiększa satysfakcję. Na miejscu spędziłem nieco ponad godzinę – wystarczająco dużo, żeby wszędzie wleźć i wszystko obfotografować. Jubbah wędruje na podium moich najlepszych miejsc ze sztuką naskalną – zaraz obok petroglifów w Serra da Capivara w Brazylii i Laas Geel w Somalilandzie.Byłeś w Tassili N'Ajjer w Algierii?
@sko1czek Niestety nie, ale Tassili, jak i cała Algieria, jest w mojej top 5 krajów do odwiedzenia, więc liczę, że to wkrótce nadrobię. Problem jest taki, że samodzielnie Tassili jest niemożliwe, a z agencją trzeba sporo zapłacić. A Ty byłeś?
@pbak Kwestie ruchu drogowego już poruszaliśmy, ale co takiego mogło być innego w reakcji na ostatni mój wpis? Grobowce były zamknięte czy mróz w Dżeddzie?
;)
Woy napisał:@pbak Kwestie ruchu drogowego już poruszaliśmy, ale co takiego mogło być innego w reakcji na ostatni mój wpis? Grobowce były zamknięte czy mróz w Dżeddzie?
;)Roznic jest sporo: z biletami w Al Uli bylo ciezej, trasa zwiedzania byla inna, pare dodatkowych miejsc w okolicy bylo biletowanych itd. To tylko potwierdza moja teorie, ze w Arabii ucza sie turystyki i czesto zmieniaja koncepcje.@cart ja bylem, wieczorem to miejsce jest niesamowite. Szczegoly w relacji
:)
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy jak i na relacje @pbak. Tak przy okazji to największą atrakcją turystyczną Arabii jest zdecydowanie Mekka, niestety ciężko się tam dostać
;)
Do Mekki można się dostać. Widziałem relacje ludzi z tego roku, że mogli podejść nawet pod meczet, ale do środka nie próbowali wejść. Pytali się lokalnych policjantów czy mogą tu chodzić.W każdym razie po centrum da się pochodzić i zobaczyć Al-Haram z zewnątrz. Można popatrzyć do środka z jednego z okolicznych hoteli wykupując dość drogi nocleg.
Dziś już kolejnej części nie dam rady umieścić, ale skomentuję kwestię Mekki. Nie zgodzę się z @dlugi_szmul, że to atrakcja turystyczna numer jeden. Samo miasto niczym specjalnym się nie wyróżnia poza (pozorną) niedostępnością. Specjalnym doświadczeniem może być zobaczenie czy okrążenie Kaaby, które też do niedawna było osiągalne dla chcącego niemuzułmanina, obecnie - z uwagi na covid i konieczność rejestracji w specjalnej aplikacji - może być trudne, jeśli nie niemożliwe. Chciałem do Mekki wjechać, ale nie bardzo była po drodze i po tym, jak sprawdziłem tę kwestię aplikacji, odpuściłem. Natomiast mam dwa potwierdzone świadectwa znajomych, którym ostatnio (w listopadzie 2021) udało się wjechać do Mekki bez żadnych przeszkód - i to "na legalu", bo na drodze, którą jechali, nie było po angielsku napisów z zakazem wstępu dla non-believers.
Wspaniała jest ta podróż. Jeśli kiedyś się tam wybiorę (o czym będę z pewnością myślał zdecydowanie intensywniej po lekturze tej relacji), po prostu podążę Twymi śladami. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko takiemu plagiatowi
:D
Dzięki @tropikey, plagiatuj śmiało
:) W ramach extra zachęty dodam bez żadnej przesady, że mój główny punkt programu jeszcze nie został opisany, zrobię to w kolejnej części relacji.
Super relacja, jest dla mnie inspiracją do styczniowej podróży do Arabii. Nie jestem w stanie odnaleźć jedynie super miejscówki -rezerwatu przyrody Dżabal Szada. Odnajduję jedynie Dżabal as Sauda tj najwyższy szczyt Arabii, ale zdaje się ze to nie jest to samo. Czy ktoś, może autor relacji, jest w stanie wskazać namiary na Dżabal Szada. Z góry dzięki
Na miejscu spotkaliśmy jeszcze dwóch młodych ludzi, z których jeden dobrze mówił po angielsku, a drugi posłużył nam jako wdzięczny obiekt do zdjęć – ubrany w tradycyjny strój kojarzony z Jemenem.
Znak czasów – za pasem nosił dżambiję i komórkę. Wytłumaczyli, że nasz strażnik jest zobowiązany do eskortowania nas poza granice prowincji Nadżran. Skończył być może trochę wcześniej, widząc, że się ściemnia, a nas czeka tylko jedna droga – na północ, przez pustynię Ar-Rab Al-Chali. Przespaliśmy się trochę w samochodzie, rano meldując się na przedmieściach Rijadu.Część VI – Krawędź Świata, Rijad i podsumowanie
W ciągu nocy pokonaliśmy dystans kilkuset kilometrów dzielący Hima i Rijad. Była dopiero 9 rano, kiedy dotarliśmy do Rijadu, mieliśmy więc przed sobą cały dzień. Wszystko szło zgodnie z planem, bo żeby wykonać kolejny jego punkt , potrzebowaliśmy około 8 godzin w świetle dziennym. Tym punktem miała być wycieczka do Jabal Fihrayn, miejsca znanego bardziej pod romantyczną angielską nazwą Edge of the World.
Z Rijadu do Krawędzi Świata jest – jak pokazuje GPS – zaledwie 100 kilometrów i mniej niż dwie i pół godziny drogi, ale czytając opisy wiedziałem, że należy założyć znacznie więcej czasu. Prowadzą do niej dwie drogi, z czego jedna, przez Sadus, jest zaznaczona w Google Maps i ta do niedawna była rekomendowana. Dojeżdża się do miejsca zwanego Sadus Dam, oznaczonego „Take right to commence off-road drive to Edge of the World”.
Ostatnie dwadzieścia jeden kilometrów to gruntowa droga przez pustynię i pokonanie tej drogi ma według Google zajmować 1h 20 minut… Może posiadając porządny samochód offroadowy tyle zajmie, ale ja miałem małego sedana. Pytałem ludzi po drodze, czy jestem w stanie dojechać i zdania były podzielone – jedni twierdzili, że absolutnie nie, inni, że jest szansa, pod warunkiem, że to samochód służbowy ;)
Droga już na samym początku wymagała niemałych umiejętności – najgorsze do pokonania są wąwozy utworzone przez wyschnięte rzeki. W jednym miejscu się zawiesiłem i musiałem szukać drogi alternatywnej. Chyba bym zrezygnował, gdybym zupełnym przypadkiem nie spotkał dwóch większych (tj. 4x4) samochodów prowadzonych przez Filipińczyków mieszkających w Rijadzie. Od teraz jechaliśmy w konwoju i wszystkim było zdecydowanie raźniej.
Droga zajęła nam około dwie godziny, kiedy dojechaliśmy do wału ziemi w poprzek drogi. Dalej jechać się nie dało, trzeba było wysiadać i iść na piechotę. Wał powstał bardzo niedawno i myśleliśmy, że to etap przejściowy konstrukcji drogi asfaltowej. Nic podobnego… wał został usypany, bo kilku turystów, zapewne po zmroku (gros ludzi przyjeżdża tu na zachód słońca), pomyliło drogę i zabiło się spadając w przepaść.
Od pierwszego wału do Krawędzi Świata trzeba było iść prawie półtorej godziny w pełnym słońcu – w listopadzie w 30 stopniach do wytrzymania, ale strach pomyśleć, jak to wygląda wiosną czy latem. Ale kiedy już doszliśmy, widoki w pełni zrekompensowały wszelkie trudy. Panie i Panowie, oto Krawędź Świata, Edge of the World, Jabal Fihrain, atrakcja przyrodnicza numer jeden w całej Arabii Saudyjskiej!
Z Filipińczykami fajnie się spędzało czas, ale zaczęło się robić późno. Za wszelką cenę chciałem uniknąć podróżowania po zmroku, w związku z czym przyspieszyliśmy kroku i tym razem tylko we dwóch pokonaliśmy drogę powrotną, w której spotkaliśmy fotogeniczną "karawanę" wielbłądów.
Po drodze zbierałem słowa uznania od kierowców terenówek, że tę trudną drogę udało mi się pokonać sedanem. Sam uznaję to za jedno z moich największych osiągnięć jako kierowca, ale nikomu nie rekomenduję i lojalnie ostrzegam – ta droga nie nadaje się do jazdy zwykłą osobówką!
Ostatni dzień zgodnie z planem przeznaczyłem na Rijad. Z własnym samochodem zwiedzanie Rijadu nie stanowi problemu, tym bardziej, że nigdzie nie trzeba płacić za parking. Co jest ciekawego w Rijadzie? Kilka ładnych meczetów – przykłady to Al-Rajhi, King Khaled, Fahad Al-Owaydah czy Meczet Księżniczki Latify.
Kilka pałaców – Tuwaiq (trudno dostępny, w dzielnicy ambasad, dojechaliśmy aby się przekonać, że jest zamknięty), Murabba – zamknięty w niedziele, które w Arabii robią za nasze poniedziałki, czy też Fort Masmak – jedyny otwarty, służący jako muzeum. Masmak jest położony tuż obok placu Al-Safa, zwanego inaczej plac Chop-Chop – centralnego punktu miasta, na którym odbywa się ponoć wykonywanie kary śmierci (od obcinania głowy wzięła się nazwa Chop Chop, czyli siekanie). Żadnych egzekucji tego dnia nie było i chyba przez dłuższy czas nie będzie, bo plac podlega renowacji.
No i wreszcie kilka wspaniałych nowoczesnych budynków – Burj Rafal, Al-Faisilah Center, Kingdom Center i kilka innych.
Wieczorem zostawiłem Artura, który spędził w Arabii jeszcze kilkanaście dni, a sam pojechałem na lotnisko, gdzie o 1 w nocy Lufthansa z mile zabrała mnie do Frankfurtu i dalej do Warszawy. W sam raz, żeby w poniedziałek rano rozpocząć pracę.
________
To już ostatni wpis z Arabii Saudyjskiej, poniżej krótkie podsumowanie kosztów 9-dniowej podróży po Arabii, z czego połowę czasu spędziłem we dwójkę z Arturem Anuszewskim.
Wiza – 565 zł wraz z ubezpieczeniem
Samochód – 1995 zł z pełnym ubezpieczeniem i nieograniczonym limitem kilometrów
Bilety wstępu – 100 zł na wstęp do Mada’in Salih i 20 zł za jedno słabiutkie muzeum w Ha’il. I to tyle, wszystkie pozostałe miejsca były zupełnie bezpłatne!
Jedzenie, paliwo, hotele – 2 900 zł.
W sumie, nie licząc przelotów, na 9-dniowy pobyt w Arabii Saudyjskiej wydałem 5 600 zł i będę bardzo miło wspominał ten ciekawy i ciągle mało eksplorowany kraj.
A dzisiaj miałem rozpoczynać kolejną podróż – do Hiszpanii i dalej do Peru. Miałem, bo syn poszedł na kwarantannę i wyjazd trzeba było odwołać. Na szczęście moje ubezpieczenie pokrywa takie sytuacje. Opisu kolejnej podróży tak szybko nie będzie, ale liczę, że wrócę z relacjami w okolicach wakacji. Za uwagę i ciepłe słowa wszystkim czytelnikom bardzo dziękuję!