Tytuł trochę przekorny, ale prawdziwy
;). Na Arabię miałem tylko tydzień i miałem ogromną chęć by odwiedzić wszystkie regiony i wszystkie Unesco. Wstępny plan zakładał zrobienie ponad 5000 km w 7 dni, ale nie wiedziałem czy będę na siłach by to zrobić. Dlatego też zabookowałem noclegi tylko na 2 pierwsze dni i chciałem zobaczyć co będzie dalej. Ostatecznie udało mi się przejechać 5575 km w 7 dni, co daje imponującą średnią...
Ale po kolei.
Bilety kupione już w maju na okres świąteczno-noworoczny 25.12-2.01 w Aegean w jednodniowej promocji -50% za 1300 zł. Niestety na 2 miesiące przed odlotem, skasowali lot WAW-ATH 25.12 i przerzucili na 22.12. 10 dni w sumie ok, ale po wielu latach spędzonych samotnie na wyjazdach w czasie świąt, jakoś mnie naszło, że może by w końcu jakieś święta spędzić z rodziną
;). Zmieniłem zatem lot na 29.12-6.01. Aegean lata do JED tylko 2x w tygodniu, więc nie ma zbyt dużego wyboru. Loty zmienione szybko na infolinii.
Samochód zarezerwowany w Yelo. Są tylko 2 firmy, które mają opcję zniesienia limitu km - Yelo i Key. Po zarejestrowaniu się na Yelo, cena trochę spadła i wyszło ok. 1300 zł za samochód klasy economy (Kia Pegas), razem z pełnym ubezpieczeniem i zniesieniem limitu kilometrów.
O 16 melduję się na Okęciu i przed boardingiem zbliżam się do bramki. Kogo widzę? Nie byłem pewny, sprawdziłem na blogu i okazało się, że to Wojtek Dąbrowski - pierwszy Polak, który odwiedził wszystkie kraje świata. Jego strona to http://kontynenty.net/ Moje pokolenie podróżników wychowało się na relacjach pana Wojtka. Czytam jego stronę od ponad 20 lat i wymienialiśmy kilka razy maile i wiadomości na dawnych grupach dyskusyjnych i forach. Zaczepiłem, przedstawiłem się i pan Wojtek od razu mnie poznał - przecież jestem w klubie 7 kontynentów! To wirtualny klub na stronie pana Wojtka z podróżnikami, którzy odwiedzili wszystkie kontynenty.
Porozmawialiśmy chwilę i czas był na boarding. Na locie pan Wojtek 2 razy donosił mi winko mówiąc, że w Arabii będzie "sucho"
:D
Dolecieliśmy bez wiekszych przygód o 3 w nocy, choć na lotnisku w ATH było trochę biegu, bo tylko 1h na przesiadkę i samolot spóźniony. Mimo nocnego 3h lotu, światła prawie cały czas były zapalone i generalnie panował spory gwar. Mało snu złapałem...
W planie miałem ruszyć od razu na północ do Medyny. Pan Wojtek miał jednak problem z dostaniem się na dworzec autobusowy w nocy, a rano miał autobus do Rijadu. Zaproponowałem więc, że go podrzucę. Odebrałem samochód i w kałużach ledwo dojechaliśmy na dworzec. Wieczorem była niezła burza, w mieście nie ma oczywiście studzienek kanalizacyjnych, także większość przejazdów pod wiaduktami była zamknięta. Żegnamy się, a ja ruszam z powrotem w stronę lotniska i dalej 400 km do Medyny...
Zmogło mnie po 3h. Musiałem zjechać i kimnąć się z pół godziny. Jest piątek. W Medynie widać spory tłum, ale bez problemu zostawiam samochód w okolicach meczetu proroka i udaje mi się wejść do środka.
Pięknie tu jest i nikt się mnie nie czepia.
Zaglądam do środka, ale nie wchodzę. Ponoć wpuszczają, ale jakoś nie byłem zbyt chętny by zaglądać. W końcu to ich święte miejsce.
Po pół godziny wychodzę. Widać sporo pielgrzymek, a cały teren dookoła to nowe hotele.
Jadę do Al-Ula. Kolejne 350 km. Idzie szybko, droga dobra, tylko trzeba uważać na fotoradary i wielbłądy.
Dojeżdżam po 14. Miałem problem z dogadaniem się z gościem od apartamentu. Ogólnie jakaś zmowa jest, bo 350 SAR to najniższa cena jaką znalazłem. Gościu w końcu jakimś cudem dojechał, ale po angielsku za bardzo nie mówił. Z pomocą tłumacza chciałem by mi pomógł kupić kartę sim, bo u niego w apartamencie wifi nie było. Zaproponował podwózkę, a potem chciał za to 50 SAR skubaniec.
Kartę kupiłem - droga sprawa, bo ponad 200 zł, a jeszcze brali odciski palców...
Padałem już na twarz, ale chciałem jeszcze zobaczyć Elephant Rock i miasto z góry. Udało się.
To był dłuuuugi dzień. Padam i w planie mam spanie 12h
;)Bilet do Madinah Saleh miałem na 9 rano, ale o 7:30 byłem już gotowy do wyjścia. Postanowiłem rano zajść na nowe Stare Miasto w Al Ula. Wczoraj nie dało się nigdzie zaparkować, a z rana bez problemu. Sporo jest odnowione, ale te domy jeszcze są w sporej regeneracji.
Główna ulica jest za to pięknie odnowiona. Otworzona jest tylko część sklepików, a najwięcej widać ludzi sprzątających.
Udało mi się wejść na górę jednego z domów, ale te wszystkie co widać na zdjęciu są ogrodzone i nie ma tam wejścia niestety. Ciekawe w jakim stanie je zostawią.
Taki trochę sztuczny klimacik, ale zrobiony całkiem z gustem
Niecała godzinka spaceru i jadę do Winter Park, autobus już stoi i odjeżdża o 8:30, pomimo, że bilet był na 9.
Podwożą nas pod visitor center. Można za darmo posmakować napojów i smakołyków. Po kilku minutach przychodzi przewodniczka i tłumaczy jak tu się zwiedza. Zwiedza się 4 miejsca i co 10 minut jeżdżą autobusy, które przewożą z jednego miejsca w drugie. Oznacza to, że w pierwszym wytacza się z autobusu 30 osób, a potem jak się streścimy to jest mniej osób. Ja za dużo czasu do zwiedzania nie miałem, bo jeszcze czekał mnie 680 km przejazd do Daumat. Postanowiłem więc zwiedzić wszystko dość sprawnie.
Zaczynamy od Jabal AlAhmar:
Jest tu aż 18 grobowców, które są dookoła skały, wygląda to fantastycznie.
Zbieram się dość szybko w następne miejsce. Jest to grobowiec tylko jednej osoby - Lihyan Son of Kuza. Ponoć był niedokończony, ale i tak robi wrażenie swoją wielkością. Udaje mi się zrobić z przewodniczką. W każdym miejscu jest inny przewodnik, nie zwiedza się z tym samym.
Trzeci przystanek to Jabal Albanat. Jest tu aż 29 grobowców i jeden jest otwarty.
A tak to wygląda w środku. Tylko jeden grobowiec otwarty dla zwiedzających, choć do innych też dało się zajrzeć.
Ostatni przystanek to już nie grobowce. Jabal Ithlib to takie miejsce poczekalnia dla przybywających do miasta w dalszych czasach. Jest też naturalny wąwóz pomiędzy skałami, ale oczywiście nie równa się z tym z Petry. Zresztą porównań do Petry jest pełno. Moje zdanie w dyskusji jest takie, że należy zobaczyć oba miejsca.
Wracam do Winter Park. Szybkim tempem zeszło mi 3h zwiedzania. Wpadam jeszcze na kurczaka z ryżem i czeka mnie długa droga do Daumat. Przerywam ją w Tajmie. Jest tu historyczna studnia, powstała 300 lat p.n.e. Wszystko niby widać, ale daję się namówić na wycieczkę w 4 miejsca za 95 SAR. Zupełnie niepotrzebne. Chcą tu zrobić podobnie jak w Hegrze (Madinah Saleh), że zwiedza się busikami. Narobiłem zdjęć tej studni - szeroka na 26 metrów i głęboka na 13. Nigdy nie wyschła. Do tej pory są wielbłądy, których się używa by wyciągać wodę.
Podwieźli mnie pod jakiś dawny pałac, który cały był zakopany. Odkopali i zrobili coś takiego:
Wracam pod studnię i czekam na innych turystów by zobaczyć jeszcze 2 miejsca.
Sam zaglądam jeszcze na małą twierdzę, olewam dwa kolejne punkty i wsiadam w 400 km drogę. Dojeżdżam do Daumat po zmroku.
Saudyjczycy jeżdżą totalnie nieprzewidywalnie. Np. gdy były roboty drogowe to mruga mi idiota światłami bym zjechał na pobocze, a jak nie chciałem to przy 100 kph sam mnie tym poboczem z prawej wyprzedzał... Daumat jest pięknie oświetlone. Jest Sylwester, ale ja mam świetny hotel (tylko 150 zł) i zasypiam o 21
:)Ja kupiłem z wyprzedzeniem na https://www.experiencealula.com/en/plan ... hegra-tourZ kilometrami zdecydowanie przesadziłem, tak 2 dni dłużej byłoby ok. Nikomu nie polecam
;). Z drugiej strony jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zobaczyć prawie wszystko co chciałem.Sylwestra przespałem więc odpocząłem
;-) Po szybkim hotelowym śniadaniu jadę do zamku Marid. Dopiero świta. Obok jest imponujące muzeum, a ja szybko oglądam zamek, który jest otwarty i dostępny cały czas dla wszystkich.
Tankuję pierwszy z trzech razy dziś, bo przede mną 1000 kilometrów! Jak to przejechać? No trzeba podzielić sobie na części. Pierwsze 250 km pokonuję do Jubbah. Po drodze nie było nawet żadnej stacji, autostrada 3-pasmowa i znikomy ruch. Trzeba uważać by nie przekraczać prędkości, bo fotoradary są co chwila i bez oznaczeń. W takich sytuacjach bardzo przydaje się tempomat, którego nie miałem...
W Jubbah muszę się tylko zarejestrować i wchodzę za darmo. Jest tu kilka skałek z historycznymi malowidłami. Widzę już je któryś raz w tej części świata, ale i tak warto tu wpaść.
cart napisał:Ostatecznie udało mi się przejechać 5575 km w 7 dni, co daje imponującą średnią...Hehe, to jest to co tygrysy lubią najbardziej, ale nawet na mnie robi wrażenie.
:D
Z kilometrami zdecydowanie przesadziłem, tak 2 dni dłużej byłoby ok. Nikomu nie polecam
;). Z drugiej strony jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zobaczyć prawie wszystko co chciałem.
Super, że piszesz relację z Arabii i świetne zdjęcia!Nie podałeś dokładnej trasy jaką zrobiłeś autem, więc dopytam: jak według Ciebie najlepiej rozplanować przylot i wylot wykorzystując siatkę Wizza, tj. Rijad, Ad-Dammam i Dżeddę? Polecieć do Rijadu i stamtąd brać auto, czy na przykład dolecieć do Dżeddy, a wrócić z Ad-Dammam?
Pabloo napisał:Super, że piszesz relację z Arabii i świetne zdjęcia!Nie podałeś dokładnej trasy jaką zrobiłeś autem, więc dopytam: jak według Ciebie najlepiej rozplanować przylot i wylot wykorzystując siatkę Wizza, tj. Rijad, Ad-Dammam i Dżeddę? Polecieć do Rijadu i stamtąd brać auto, czy na przykład dolecieć do Dżeddy, a wrócić z Ad-Dammam?Gorąco polecam, ale tylko w opcji dolecieć do JED a wrócić z DMM. Terminal pielgrzymkowy w JED, z którego korzysta Wizz to taki pierdzielnik, że czekałem tylko aż komuś kura wyskoczy z walizki, dodatkowo przez to opóźnienia. Terminal dla Saudi oczywiście piękny i pachnący
:mrgreen: Sama trasa DMM-RUH-JED wychodzi nawet szybciej niż pokazuje GM, prawie cały czas jest 140 a ruch oprócz miast nie jest wielki.
^^^ dla potomnych: parking nazywa się Bujairi Parking (piętrowy, wejście przy parku na przeciwko tarasów Bujairi) i był darmowy, natomiast bez biletu nie da się dało wejść nigdzie w Bujairi a za bilet chcieli chyba 200 SAR i w tym było jakieś żarcie, ale i tak straszna cena
:roll:
Wiza tania nie jest to fakt, ale to tylko mały ułamek kosztów. Jeszcze kilka lat temu ludzie cuda odprawiali, żeby się dostać do tego kraju. Zaletą jest też brak wymagań do takowej
:)Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu chciałem załatwić służbową biznesową, a oddział mojej firmy w Jeddah bał się wystawić zaproszenie jeśli faktycznie do nich nie jadę.Zwykle tego nie robię, ale to podsumowanie kosztów:1. bilet 13302. wiza 6303. samochód 16404. wydatki w gotówce pokrywające też częściowo jedzenie, paliwo i jeden hotel 17005. hotele 13606. jedzenie (kartą) 1807. karta sim 2728. wejścia Al-Ula i Tajma 2209. paliwo (kartą) 30010. mandaty 350Razem 8000.Jadąc w dwójkę pewnie by wyszło po 5k.
Ale po kolei.
Bilety kupione już w maju na okres świąteczno-noworoczny 25.12-2.01 w Aegean w jednodniowej promocji -50% za 1300 zł. Niestety na 2 miesiące przed odlotem, skasowali lot WAW-ATH 25.12 i przerzucili na 22.12. 10 dni w sumie ok, ale po wielu latach spędzonych samotnie na wyjazdach w czasie świąt, jakoś mnie naszło, że może by w końcu jakieś święta spędzić z rodziną ;). Zmieniłem zatem lot na 29.12-6.01. Aegean lata do JED tylko 2x w tygodniu, więc nie ma zbyt dużego wyboru. Loty zmienione szybko na infolinii.
Samochód zarezerwowany w Yelo. Są tylko 2 firmy, które mają opcję zniesienia limitu km - Yelo i Key. Po zarejestrowaniu się na Yelo, cena trochę spadła i wyszło ok. 1300 zł za samochód klasy economy (Kia Pegas), razem z pełnym ubezpieczeniem i zniesieniem limitu kilometrów.
O 16 melduję się na Okęciu i przed boardingiem zbliżam się do bramki. Kogo widzę? Nie byłem pewny, sprawdziłem na blogu i okazało się, że to Wojtek Dąbrowski - pierwszy Polak, który odwiedził wszystkie kraje świata. Jego strona to http://kontynenty.net/
Moje pokolenie podróżników wychowało się na relacjach pana Wojtka. Czytam jego stronę od ponad 20 lat i wymienialiśmy kilka razy maile i wiadomości na dawnych grupach dyskusyjnych i forach. Zaczepiłem, przedstawiłem się i pan Wojtek od razu mnie poznał - przecież jestem w klubie 7 kontynentów! To wirtualny klub na stronie pana Wojtka z podróżnikami, którzy odwiedzili wszystkie kontynenty.
Porozmawialiśmy chwilę i czas był na boarding. Na locie pan Wojtek 2 razy donosił mi winko mówiąc, że w Arabii będzie "sucho" :D
Dolecieliśmy bez wiekszych przygód o 3 w nocy, choć na lotnisku w ATH było trochę biegu, bo tylko 1h na przesiadkę i samolot spóźniony. Mimo nocnego 3h lotu, światła prawie cały czas były zapalone i generalnie panował spory gwar. Mało snu złapałem...
W planie miałem ruszyć od razu na północ do Medyny. Pan Wojtek miał jednak problem z dostaniem się na dworzec autobusowy w nocy, a rano miał autobus do Rijadu. Zaproponowałem więc, że go podrzucę. Odebrałem samochód i w kałużach ledwo dojechaliśmy na dworzec. Wieczorem była niezła burza, w mieście nie ma oczywiście studzienek kanalizacyjnych, także większość przejazdów pod wiaduktami była zamknięta. Żegnamy się, a ja ruszam z powrotem w stronę lotniska i dalej 400 km do Medyny...
Zmogło mnie po 3h. Musiałem zjechać i kimnąć się z pół godziny.
Jest piątek. W Medynie widać spory tłum, ale bez problemu zostawiam samochód w okolicach meczetu proroka i udaje mi się wejść do środka.
Pięknie tu jest i nikt się mnie nie czepia.
Zaglądam do środka, ale nie wchodzę. Ponoć wpuszczają, ale jakoś nie byłem zbyt chętny by zaglądać. W końcu to ich święte miejsce.
Po pół godziny wychodzę. Widać sporo pielgrzymek, a cały teren dookoła to nowe hotele.
Jadę do Al-Ula. Kolejne 350 km. Idzie szybko, droga dobra, tylko trzeba uważać na fotoradary i wielbłądy.
Dojeżdżam po 14. Miałem problem z dogadaniem się z gościem od apartamentu. Ogólnie jakaś zmowa jest, bo 350 SAR to najniższa cena jaką znalazłem. Gościu w końcu jakimś cudem dojechał, ale po angielsku za bardzo nie mówił. Z pomocą tłumacza chciałem by mi pomógł kupić kartę sim, bo u niego w apartamencie wifi nie było. Zaproponował podwózkę, a potem chciał za to 50 SAR skubaniec.
Kartę kupiłem - droga sprawa, bo ponad 200 zł, a jeszcze brali odciski palców...
Padałem już na twarz, ale chciałem jeszcze zobaczyć Elephant Rock i miasto z góry. Udało się.
To był dłuuuugi dzień. Padam i w planie mam spanie 12h ;)Bilet do Madinah Saleh miałem na 9 rano, ale o 7:30 byłem już gotowy do wyjścia. Postanowiłem rano zajść na nowe Stare Miasto w Al Ula. Wczoraj nie dało się nigdzie zaparkować, a z rana bez problemu.
Sporo jest odnowione, ale te domy jeszcze są w sporej regeneracji.
Główna ulica jest za to pięknie odnowiona. Otworzona jest tylko część sklepików, a najwięcej widać ludzi sprzątających.
Udało mi się wejść na górę jednego z domów, ale te wszystkie co widać na zdjęciu są ogrodzone i nie ma tam wejścia niestety. Ciekawe w jakim stanie je zostawią.
Taki trochę sztuczny klimacik, ale zrobiony całkiem z gustem
Niecała godzinka spaceru i jadę do Winter Park, autobus już stoi i odjeżdża o 8:30, pomimo, że bilet był na 9.
Podwożą nas pod visitor center. Można za darmo posmakować napojów i smakołyków. Po kilku minutach przychodzi przewodniczka i tłumaczy jak tu się zwiedza.
Zwiedza się 4 miejsca i co 10 minut jeżdżą autobusy, które przewożą z jednego miejsca w drugie. Oznacza to, że w pierwszym wytacza się z autobusu 30 osób, a potem jak się streścimy to jest mniej osób. Ja za dużo czasu do zwiedzania nie miałem, bo jeszcze czekał mnie 680 km przejazd do Daumat. Postanowiłem więc zwiedzić wszystko dość sprawnie.
Zaczynamy od Jabal AlAhmar:
Jest tu aż 18 grobowców, które są dookoła skały, wygląda to fantastycznie.
Zbieram się dość szybko w następne miejsce. Jest to grobowiec tylko jednej osoby - Lihyan Son of Kuza. Ponoć był niedokończony, ale i tak robi wrażenie swoją wielkością.
Udaje mi się zrobić z przewodniczką. W każdym miejscu jest inny przewodnik, nie zwiedza się z tym samym.
Trzeci przystanek to Jabal Albanat. Jest tu aż 29 grobowców i jeden jest otwarty.
A tak to wygląda w środku. Tylko jeden grobowiec otwarty dla zwiedzających, choć do innych też dało się zajrzeć.
Ostatni przystanek to już nie grobowce. Jabal Ithlib to takie miejsce poczekalnia dla przybywających do miasta w dalszych czasach. Jest też naturalny wąwóz pomiędzy skałami, ale oczywiście nie równa się z tym z Petry. Zresztą porównań do Petry jest pełno. Moje zdanie w dyskusji jest takie, że należy zobaczyć oba miejsca.
Wracam do Winter Park. Szybkim tempem zeszło mi 3h zwiedzania. Wpadam jeszcze na kurczaka z ryżem i czeka mnie długa droga do Daumat.
Przerywam ją w Tajmie. Jest tu historyczna studnia, powstała 300 lat p.n.e. Wszystko niby widać, ale daję się namówić na wycieczkę w 4 miejsca za 95 SAR. Zupełnie niepotrzebne. Chcą tu zrobić podobnie jak w Hegrze (Madinah Saleh), że zwiedza się busikami. Narobiłem zdjęć tej studni - szeroka na 26 metrów i głęboka na 13. Nigdy nie wyschła. Do tej pory są wielbłądy, których się używa by wyciągać wodę.
Podwieźli mnie pod jakiś dawny pałac, który cały był zakopany. Odkopali i zrobili coś takiego:
Wracam pod studnię i czekam na innych turystów by zobaczyć jeszcze 2 miejsca.
Sam zaglądam jeszcze na małą twierdzę, olewam dwa kolejne punkty i wsiadam w 400 km drogę. Dojeżdżam do Daumat po zmroku.
Saudyjczycy jeżdżą totalnie nieprzewidywalnie. Np. gdy były roboty drogowe to mruga mi idiota światłami bym zjechał na pobocze, a jak nie chciałem to przy 100 kph sam mnie tym poboczem z prawej wyprzedzał...
Daumat jest pięknie oświetlone. Jest Sylwester, ale ja mam świetny hotel (tylko 150 zł) i zasypiam o 21 :)Ja kupiłem z wyprzedzeniem na https://www.experiencealula.com/en/plan ... hegra-tourZ kilometrami zdecydowanie przesadziłem, tak 2 dni dłużej byłoby ok. Nikomu nie polecam ;). Z drugiej strony jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zobaczyć prawie wszystko co chciałem.Sylwestra przespałem więc odpocząłem ;-)
Po szybkim hotelowym śniadaniu jadę do zamku Marid. Dopiero świta. Obok jest imponujące muzeum, a ja szybko oglądam zamek, który jest otwarty i dostępny cały czas dla wszystkich.
Tankuję pierwszy z trzech razy dziś, bo przede mną 1000 kilometrów! Jak to przejechać? No trzeba podzielić sobie na części. Pierwsze 250 km pokonuję do Jubbah. Po drodze nie było nawet żadnej stacji, autostrada 3-pasmowa i znikomy ruch. Trzeba uważać by nie przekraczać prędkości, bo fotoradary są co chwila i bez oznaczeń. W takich sytuacjach bardzo przydaje się tempomat, którego nie miałem...
W Jubbah muszę się tylko zarejestrować i wchodzę za darmo. Jest tu kilka skałek z historycznymi malowidłami. Widzę już je któryś raz w tej części świata, ale i tak warto tu wpaść.