Stąd już blisko do Hail. Większe miasto z zamkiem, ale zamkniętym. Zjadam coś na szybko, biorę kawę i jadę dalej.
Po kolejnych 300 km dojeżdżam do Burajda. Pokręciłem się trochę po centrum w poszukiwaniu jedzenia, ale nie mogłem nic znaleźć. W końcu trafiam na KFC i zapycham się syfnym fastfoodem. Ostatnie 300 km do stolicy to już ledwo żyłem. Wyprzedzając ciężarówkę na autostradzie cyknął mi jeden fotoradar, a potem już w stolicy po zmroku pyknął mi drugi. Hotel mam na przedmieściach, dość drogi bo po 330 zł za dobę, ale i tak jeden z najtańszych w mieście Padam, bo jutro trzeba wyjechać po 5 rano. Będzie kolejny zwariowany dzień.To wszystko zależy czy chcesz objechać cały kraj dookoła czy nie. Jeśli tak, to nie ma znaczenia gdzie dolecisz. Tak czy siak bez samochodu ani rusz.W moim idealnym planie brakowało mi jednego dnia by wszystko zobaczyć. Nie było więc wyjścia i trzeba było wydłużyć kolejny dzień. Mimo dotarcia do Rijadu po zmroku, postanowiłem zatem pojechać do Al Ahsa już o 5 rano i zmieścić 2 dni w jednym. Al Ahsa to oaza wpisana na listę dziedzictwa Unesco. Położona jest 350 km od Rijadu, więc ciekawa wycieczka fakultatywna na 700 km... Chciałem wrócić do 14 by mieć szansę zobaczyć kawałek centrum Rijadu oraz oczywiście Edge of the World.
W Rijadzie była ulewa. Bardzo źle się jechało, bo nie mają tam żadnego odprowadzania wody z dróg. Dopiero po 150 km przestało i wkrótce mogłem podziwiać piękny wschód słońca. Tak wygląda tam krajobraz - pustynia i ogromne druty przesyłowe...
W Al Ahsa jest kilka zabytków. Udaje mi się zaparkować przy Pałacu Ibrahima, ale jest cały w remoncie. Wślizguję się do środka, ale mnie wyganiają. Znowu 2030 Vision i odbudowywanie zabytków... Z zewnątrz nic szczególnego i bardzo podobny do innych tego typu atrakcji w tej części świata.
Za to Suq al-Qaysariyah super. Jestem o 9 rano, więc jeszcze większość jest zamknięta. Była/jest chyba też jakaś impreza. Ogólnie ciekawy klimacik.
W bocznej uliczce wszystko jeszcze zamknięte...
Kręcę się trochę, dochodzę nawet do meczetu. Jakby ktoś chciał się pomodlić to wszystko jest obok siebie.
Wpadam jeszcze do twierdzy Qasr Khuzam - wg wpisu w książce jestem pierwszym turystą od 2 dni. Wstęp darmowy. Twierdza odnowiona, ale znowu taka sobie... Z Omanu chyba najciekawsze.
Wracam szybko do Rijadu, tak szybko, że trzeci fotoradar mi strzela. Kilka dni temu za 3 uśmiechy ściągnięto mi z konta 300 SAR - nie tak źle
;-)
W centrum Rijadu spędzam niecałą godzinkę - zaglądam do twierdzy Masmak i na plac Chop Chop, gdzie jeszcze niedawno w piątki odbywały się publiczne egzekucje.
Egzekucji dzisiaj nie ma, ale jest dobra kawa
;-)
Jadę w stronę dystryktu At Turaif w Ad Diriyah. Zaczyna znowu padać deszcz i robią się ogromne korki. Z jednego ślimaka mogę zrobić zdjęcie architektury Rijadu. Nie przepadam za miastami i wysokimi budynkami, więc nie szkoda mi tego, że nie zajechałem nawet pod nie.
W Ad-Diriyah wszystko jest w budowie. Ostatnio otworzyli kawałek do zwiedzania z historycznymi budynkami At Turaif, wpisane na listę Unesco. Nie miałem jednak gdzie zaparkować, widziałem jakieś bilety sprawdzane. Wjechałem zamkniętą drogą na okoliczny most i przeraziłem się widząc jak cała dzielnica jest totalnie rozkopana i wyryta. Jeszcze tu popracują...
Jadę do Edge of the World. Leje cały czas masakrycznie. Jak dojechałem na drogę szutrową to powitało mnie jezioro. Tędy trzeba jeszcze jechać ponad 20 km i jeszcze ponad 3 iść piechotą. Czekam pół godziny by zobaczyć czy jakiś terenowy samochód pojedzie i mnie zabierze. Z powodu deszczu chyba jednak wszyscy zrezygnowali... Z bólem serca zrezygnować muszę i ja. Nie będę ryzykował zakopania lub zatopienia się...
Wracam zatem do Ad-Diriyah i próbuję się tam dostać. Na parking nie chcieli mnie wpuścić, bo nie miałem biletu. Bilet można kupić online, ale na dziś już nie było. Robię tylko zdjęcie z daleka teleobiektywem i zawracam... Jak kiedykolwiek wrócę do Arabii to właśnie tutaj i do Edge of the World.
Kolejny dzień przede mną i kolejne 1000 km na samo południe kraju. Już przed wyjazdem czułem, że będzie ciężko..., a to głównie dlatego, że po drodze nie ma nic ciekawego. Miałem ponad 900 km do studni Hima i niecałą setkę do Najran.
W hotelu dostaję super śniadanie do pokoju i przed 8 wyjeżdżam. Deszcz dalej pada, a uliczki obok mojego hotelu to jezioro. Myślałem, że ten mój samochód utopię. Udało się w końcu wyjechać na wiadukty i tam już było lepiej. Rijad to ogromne miasto, wyjeżdżałem ponad 60 km za ostatnie zabudowania miasta.
Zatrzymywałem się na tankowanie, kawę, tankowanie, kawę, kurczaka z ryżem, tankowanie i dojechałem do Hima Wells. Są to historyczne studnie wpisane na listę Unesco. Studnie jak studnie, gdyby nie historyczne znaczenie to pies z kulawą nogą by się nimi nie zainteresował. Ta w Tajmie była dużo ciekawsza.
Za to obok jest skała z rysunkami naskalnymi. Niestety zamknięta i ogrodzona, ale dało się podejść z tyłu i zrobić zdjęcie.
Zaraz też następuje zachód słońca...
W Najran mam fajny hotel za przystępną cenę. Wieczorkiem jeszcze wypuszczam się w okolice wyciągnąć trochę gotówki z bankomatu i zjeść szawarmę.
Nazajutrz plan mniej ambitny, bo tylko jakieś 500 km, ale za to dużo po górach, więc nie bardzo dało się więcej.
Najran jest super, kiedyś należał do Jemenu i jest jeszcze sporo architektury jemeńskiej, przede wszystkim domów z gliny. Naszukałem się ich jak cholera, bo miasto jest bardzo długie i trudno było o jakieś wskazówki. Do samego Jemenu jest chyba tylko z 8 km w linii prostej. Znajomy mówił, że rok temu słyszał regularne strzały i wybuchy...
Dopiero jak podjechałem z drugiej strony wyschniętej rzeki to trafiłem na te gliniane domy. W części ciągle mieszkają ludzie, część była opuszczona.
Dotarłem także do twierdzy. Do niej akurat łatwo było trafić. Brama na dole otwarta, ale na górze niestety zamknięta. Wdrapałem się na mur by porobić lepsze zdjęcia.
Wyjeżdżam z Najranu w stronę Abhy. Tam się spodziewałem czegoś fajnego, ale niestety twierdza otomańska, którą kończą już remontować jest dość słaba.
Tego dnia jednak będzie jeszcze ciekawie, bo za Abhą zaczynają się super widoki.
Na tym punkcie widokowym było mnóstwo małp. Był też pan z kijem, który je przeganiał by oglądający mieli spokój...
Widoczki super, a ja zjeżdżam w dół serpentynami.
Celem jest Rajal Alma - cudowna wioska ze wspaniałą architekturą. Wstęp już płatny, ale jestem sam.
Daleko na wzgórzach widać, że jeszcze nie wszystkie domy są odnowione.
Piję kawkę i jadę do hotelu. Gdzieś po środku niczego mam nowy hotel w standardzie 5* za jedyne 150 zł! Mega.Ostatni dzień..., ruszam najpierw do Thee Ain. Przede mną ponad 2h drogi przez góry. Południe i południowy-zachód Arabii Saudyjskiej jest całkiem mocno zaludniony, bo co chwila mijam miejscowości, które się ciągną i ciągną i wolniej się jedzie.
Do Thee Ain docieram jeszcze przed otwarciem visitor center, ale to nie ma znaczenia, bo ruiny i tak są otwarte i są za darmo. Choć może trudno je nazwać ruinami, bo wszystko jest ułożone jak od linijki.
Nastepnie droga prowadziła prosto do Jeddah. A po drodze była oczywiście Mekka. Nie mogłem sobie odmówić by nie wstąpić. Instrukcję napisałem tutaj instrukcja-wjazdu-do-mekki,1156,168997 Jedni powiedzą, że można wjechać, inni że nie można. Zrobiłem jak uważałem
:-)
Przez te moje problemy z wyjazdem z Mekki i wpadnięciem w korki w Jeddah, miałem tylko godzinę przed zmrokiem na zobaczenie starego miasta w Jeddah, które jest wpisane na listę Unesco. Widać, że jeszcze remontują trochę, ale dla mnie połaczenie kamiennych domów i drewnianych balkonów i okiennych witryn bardzo się podobało.
cart napisał:Ostatecznie udało mi się przejechać 5575 km w 7 dni, co daje imponującą średnią...Hehe, to jest to co tygrysy lubią najbardziej, ale nawet na mnie robi wrażenie.
:D
Z kilometrami zdecydowanie przesadziłem, tak 2 dni dłużej byłoby ok. Nikomu nie polecam
;). Z drugiej strony jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zobaczyć prawie wszystko co chciałem.
Super, że piszesz relację z Arabii i świetne zdjęcia!Nie podałeś dokładnej trasy jaką zrobiłeś autem, więc dopytam: jak według Ciebie najlepiej rozplanować przylot i wylot wykorzystując siatkę Wizza, tj. Rijad, Ad-Dammam i Dżeddę? Polecieć do Rijadu i stamtąd brać auto, czy na przykład dolecieć do Dżeddy, a wrócić z Ad-Dammam?
Pabloo napisał:Super, że piszesz relację z Arabii i świetne zdjęcia!Nie podałeś dokładnej trasy jaką zrobiłeś autem, więc dopytam: jak według Ciebie najlepiej rozplanować przylot i wylot wykorzystując siatkę Wizza, tj. Rijad, Ad-Dammam i Dżeddę? Polecieć do Rijadu i stamtąd brać auto, czy na przykład dolecieć do Dżeddy, a wrócić z Ad-Dammam?Gorąco polecam, ale tylko w opcji dolecieć do JED a wrócić z DMM. Terminal pielgrzymkowy w JED, z którego korzysta Wizz to taki pierdzielnik, że czekałem tylko aż komuś kura wyskoczy z walizki, dodatkowo przez to opóźnienia. Terminal dla Saudi oczywiście piękny i pachnący
:mrgreen: Sama trasa DMM-RUH-JED wychodzi nawet szybciej niż pokazuje GM, prawie cały czas jest 140 a ruch oprócz miast nie jest wielki.
^^^ dla potomnych: parking nazywa się Bujairi Parking (piętrowy, wejście przy parku na przeciwko tarasów Bujairi) i był darmowy, natomiast bez biletu nie da się dało wejść nigdzie w Bujairi a za bilet chcieli chyba 200 SAR i w tym było jakieś żarcie, ale i tak straszna cena
:roll:
Wiza tania nie jest to fakt, ale to tylko mały ułamek kosztów. Jeszcze kilka lat temu ludzie cuda odprawiali, żeby się dostać do tego kraju. Zaletą jest też brak wymagań do takowej
:)Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu chciałem załatwić służbową biznesową, a oddział mojej firmy w Jeddah bał się wystawić zaproszenie jeśli faktycznie do nich nie jadę.Zwykle tego nie robię, ale to podsumowanie kosztów:1. bilet 13302. wiza 6303. samochód 16404. wydatki w gotówce pokrywające też częściowo jedzenie, paliwo i jeden hotel 17005. hotele 13606. jedzenie (kartą) 1807. karta sim 2728. wejścia Al-Ula i Tajma 2209. paliwo (kartą) 30010. mandaty 350Razem 8000.Jadąc w dwójkę pewnie by wyszło po 5k.
Stąd już blisko do Hail. Większe miasto z zamkiem, ale zamkniętym. Zjadam coś na szybko, biorę kawę i jadę dalej.
Po kolejnych 300 km dojeżdżam do Burajda. Pokręciłem się trochę po centrum w poszukiwaniu jedzenia, ale nie mogłem nic znaleźć. W końcu trafiam na KFC i zapycham się syfnym fastfoodem. Ostatnie 300 km do stolicy to już ledwo żyłem. Wyprzedzając ciężarówkę na autostradzie cyknął mi jeden fotoradar, a potem już w stolicy po zmroku pyknął mi drugi. Hotel mam na przedmieściach, dość drogi bo po 330 zł za dobę, ale i tak jeden z najtańszych w mieście
Padam, bo jutro trzeba wyjechać po 5 rano. Będzie kolejny zwariowany dzień.To wszystko zależy czy chcesz objechać cały kraj dookoła czy nie. Jeśli tak, to nie ma znaczenia gdzie dolecisz. Tak czy siak bez samochodu ani rusz.W moim idealnym planie brakowało mi jednego dnia by wszystko zobaczyć. Nie było więc wyjścia i trzeba było wydłużyć kolejny dzień. Mimo dotarcia do Rijadu po zmroku, postanowiłem zatem pojechać do Al Ahsa już o 5 rano i zmieścić 2 dni w jednym.
Al Ahsa to oaza wpisana na listę dziedzictwa Unesco. Położona jest 350 km od Rijadu, więc ciekawa wycieczka fakultatywna na 700 km... Chciałem wrócić do 14 by mieć szansę zobaczyć kawałek centrum Rijadu oraz oczywiście Edge of the World.
W Rijadzie była ulewa. Bardzo źle się jechało, bo nie mają tam żadnego odprowadzania wody z dróg. Dopiero po 150 km przestało i wkrótce mogłem podziwiać piękny wschód słońca. Tak wygląda tam krajobraz - pustynia i ogromne druty przesyłowe...
W Al Ahsa jest kilka zabytków. Udaje mi się zaparkować przy Pałacu Ibrahima, ale jest cały w remoncie. Wślizguję się do środka, ale mnie wyganiają. Znowu 2030 Vision i odbudowywanie zabytków... Z zewnątrz nic szczególnego i bardzo podobny do innych tego typu atrakcji w tej części świata.
Za to Suq al-Qaysariyah super. Jestem o 9 rano, więc jeszcze większość jest zamknięta. Była/jest chyba też jakaś impreza. Ogólnie ciekawy klimacik.
W bocznej uliczce wszystko jeszcze zamknięte...
Kręcę się trochę, dochodzę nawet do meczetu. Jakby ktoś chciał się pomodlić to wszystko jest obok siebie.
Wpadam jeszcze do twierdzy Qasr Khuzam - wg wpisu w książce jestem pierwszym turystą od 2 dni. Wstęp darmowy. Twierdza odnowiona, ale znowu taka sobie... Z Omanu chyba najciekawsze.
Wracam szybko do Rijadu, tak szybko, że trzeci fotoradar mi strzela. Kilka dni temu za 3 uśmiechy ściągnięto mi z konta 300 SAR - nie tak źle ;-)
W centrum Rijadu spędzam niecałą godzinkę - zaglądam do twierdzy Masmak i na plac Chop Chop, gdzie jeszcze niedawno w piątki odbywały się publiczne egzekucje.
Egzekucji dzisiaj nie ma, ale jest dobra kawa ;-)
Jadę w stronę dystryktu At Turaif w Ad Diriyah. Zaczyna znowu padać deszcz i robią się ogromne korki. Z jednego ślimaka mogę zrobić zdjęcie architektury Rijadu. Nie przepadam za miastami i wysokimi budynkami, więc nie szkoda mi tego, że nie zajechałem nawet pod nie.
W Ad-Diriyah wszystko jest w budowie. Ostatnio otworzyli kawałek do zwiedzania z historycznymi budynkami At Turaif, wpisane na listę Unesco. Nie miałem jednak gdzie zaparkować, widziałem jakieś bilety sprawdzane. Wjechałem zamkniętą drogą na okoliczny most i przeraziłem się widząc jak cała dzielnica jest totalnie rozkopana i wyryta. Jeszcze tu popracują...
Jadę do Edge of the World. Leje cały czas masakrycznie. Jak dojechałem na drogę szutrową to powitało mnie jezioro. Tędy trzeba jeszcze jechać ponad 20 km i jeszcze ponad 3 iść piechotą. Czekam pół godziny by zobaczyć czy jakiś terenowy samochód pojedzie i mnie zabierze. Z powodu deszczu chyba jednak wszyscy zrezygnowali...
Z bólem serca zrezygnować muszę i ja. Nie będę ryzykował zakopania lub zatopienia się...
Wracam zatem do Ad-Diriyah i próbuję się tam dostać. Na parking nie chcieli mnie wpuścić, bo nie miałem biletu. Bilet można kupić online, ale na dziś już nie było. Robię tylko zdjęcie z daleka teleobiektywem i zawracam... Jak kiedykolwiek wrócę do Arabii to właśnie tutaj i do Edge of the World.
W hotelu dostaję super śniadanie do pokoju i przed 8 wyjeżdżam. Deszcz dalej pada, a uliczki obok mojego hotelu to jezioro. Myślałem, że ten mój samochód utopię. Udało się w końcu wyjechać na wiadukty i tam już było lepiej. Rijad to ogromne miasto, wyjeżdżałem ponad 60 km za ostatnie zabudowania miasta.
Zatrzymywałem się na tankowanie, kawę, tankowanie, kawę, kurczaka z ryżem, tankowanie i dojechałem do Hima Wells. Są to historyczne studnie wpisane na listę Unesco. Studnie jak studnie, gdyby nie historyczne znaczenie to pies z kulawą nogą by się nimi nie zainteresował. Ta w Tajmie była dużo ciekawsza.
Za to obok jest skała z rysunkami naskalnymi. Niestety zamknięta i ogrodzona, ale dało się podejść z tyłu i zrobić zdjęcie.
Zaraz też następuje zachód słońca...
W Najran mam fajny hotel za przystępną cenę. Wieczorkiem jeszcze wypuszczam się w okolice wyciągnąć trochę gotówki z bankomatu i zjeść szawarmę.
Nazajutrz plan mniej ambitny, bo tylko jakieś 500 km, ale za to dużo po górach, więc nie bardzo dało się więcej.
Najran jest super, kiedyś należał do Jemenu i jest jeszcze sporo architektury jemeńskiej, przede wszystkim domów z gliny. Naszukałem się ich jak cholera, bo miasto jest bardzo długie i trudno było o jakieś wskazówki. Do samego Jemenu jest chyba tylko z 8 km w linii prostej. Znajomy mówił, że rok temu słyszał regularne strzały i wybuchy...
Dopiero jak podjechałem z drugiej strony wyschniętej rzeki to trafiłem na te gliniane domy. W części ciągle mieszkają ludzie, część była opuszczona.
Dotarłem także do twierdzy. Do niej akurat łatwo było trafić. Brama na dole otwarta, ale na górze niestety zamknięta. Wdrapałem się na mur by porobić lepsze zdjęcia.
Wyjeżdżam z Najranu w stronę Abhy. Tam się spodziewałem czegoś fajnego, ale niestety twierdza otomańska, którą kończą już remontować jest dość słaba.
Tego dnia jednak będzie jeszcze ciekawie, bo za Abhą zaczynają się super widoki.
Na tym punkcie widokowym było mnóstwo małp. Był też pan z kijem, który je przeganiał by oglądający mieli spokój...
Widoczki super, a ja zjeżdżam w dół serpentynami.
Celem jest Rajal Alma - cudowna wioska ze wspaniałą architekturą. Wstęp już płatny, ale jestem sam.
Daleko na wzgórzach widać, że jeszcze nie wszystkie domy są odnowione.
Piję kawkę i jadę do hotelu. Gdzieś po środku niczego mam nowy hotel w standardzie 5* za jedyne 150 zł! Mega.Ostatni dzień..., ruszam najpierw do Thee Ain. Przede mną ponad 2h drogi przez góry. Południe i południowy-zachód Arabii Saudyjskiej jest całkiem mocno zaludniony, bo co chwila mijam miejscowości, które się ciągną i ciągną i wolniej się jedzie.
Do Thee Ain docieram jeszcze przed otwarciem visitor center, ale to nie ma znaczenia, bo ruiny i tak są otwarte i są za darmo. Choć może trudno je nazwać ruinami, bo wszystko jest ułożone jak od linijki.
Nastepnie droga prowadziła prosto do Jeddah. A po drodze była oczywiście Mekka. Nie mogłem sobie odmówić by nie wstąpić. Instrukcję napisałem tutaj instrukcja-wjazdu-do-mekki,1156,168997
Jedni powiedzą, że można wjechać, inni że nie można. Zrobiłem jak uważałem :-)
Przez te moje problemy z wyjazdem z Mekki i wpadnięciem w korki w Jeddah, miałem tylko godzinę przed zmrokiem na zobaczenie starego miasta w Jeddah, które jest wpisane na listę Unesco.
Widać, że jeszcze remontują trochę, ale dla mnie połaczenie kamiennych domów i drewnianych balkonów i okiennych witryn bardzo się podobało.