znajduje się Akademia Sztuk Pięknych, natomiast po lewej Muzeum Archeologiczne. Po obu stronach bulwaru położone są dość skromny Pałac Prezydencki
i Pałac Kongresowy. Po zwiedzaniu miasta wróciliśmy na osiedle apartamentowców po plecaki. Zauważyliśmy basen w środku. Aż chciałoby się popływać, lecz czas i pogoda na to nie pozwoliły.
Pożegnaliśmy się z wyjątkowo miłymi gospodarzami i ruszyliśmy do końca ulicy Elbasanit. Po drodze natknęliśmy się na panów grających w tryktraka.
Z Tirany udało mi się złapać stopa do Elbasanu, gdzie spędziliśmy dwie godziny. Spokojnie pospacerowaliśmy się po mieście, połaziliśmy po starych, wąskich uliczkach, a następnie znowu podziwialiśmy meczet. Dalej na wylotówce przy stacji paliwowej czekaliśmy 5 min , w końcu po 20-ej dojechaliśmy do Lizbrazdhu, kierowca nam dotrzymał towarzystwa do knajpy, gdzie poprosiłam kelnerkę by zadzwoniła do Klevisa poznanego na CS, który miał nas przenocować. Jak zwykle był problem z połączeniami z naszych telefonów, więc musieliśmy skorzystać z uprzejmości miejscowych. Okazało się, że wszyscy w miasteczku znają naszego gospodarza, bowiem on jest kimś w rodzaju lokalnego społecznika. Paru chłopców i oczywiście kierowca nas zaprowadzili do kafejki internetowej, gdzie spotkaliśmy zaskoczonego Klevisa, bowiem on myślał, że przyjedziemy następnego dnia. Tak czy siak, zaprowadził nas do motelu przy drodze, a spodziewałam się czegoś lepszego. Pokój był zaniedbany i dość mało przytulny, a łazienka nie miała świateł ani prysznica. Na dodatek woda była wręcz lodowata. Zrobiliśmy też krótką przerwę na jedzenie w miejscowej knajpie na rynku. Właściciel tego przybytku specjalnie dla mnie kupił proszek do prania, bo miałam nadzieję to uczynić u Klevisa, lecz nic z tego. Po wypraniu kilku rzeczy w wiaderku, powieszeniu na prowizorycznym kijku od mopa od razu poszliśmy spać. Pomimo trzech grubych koców było przeraźliwie zimno.
-- 29 Sty 2015 19:40 --
26.10.2014 (niedziela)
Była zmiana czasu z letniego na zimowy, więc pospaliśmy sobie dłużej. Nadal było bardzo zimno. Po ogarnięciu się udaliśmy się na miasto. Śmieszny widok musiałam przedstawiać, gdyż miałam mokre podkoszulki i skarpetki dyndające z paseczek plecaka. Miasteczko samo w sobie nie jest szczególnie ciekawe, ale za to jest odpowiednie na krótki odpoczynek. Ciągle trwa modernizacja okolic, głównie za zasługą Klevisa.
Miałam zaledwie 50 leków, myślałam, że nie starczy na burka, a mimo to udało się za 30 kupić. Z Librazdhu do granic wioski Lin zaliczyliśmy po drodze dwa autostopy, znowu podziwiając znajome widoki. W niezwykle malowniczej, położonej wiosce nad jeziorem Ochrydzkim można natknąć się na kilka wąskich uliczek, nową cerkiew i meczet.
Nie należy także zapomnieć o ruinach willi rzymskiej z IV w. n.e. (villa rustica) położonej na szczycie wzgórza.
Z Lin złapaliśmy transport do przejścia granicznego – Qafë Thanë, a stąd z dwoma staruszkami dotarliśmy do Strugi, też położonej nad jeziorem.
Trochę pozwiedzaliśmy miasteczko, które nie było szczególnie urocze jak oddalona o 15 km Ochryda.
Zawitaliśmy też do marketu po przekąski na drogę. Nadal odczuwaliśmy nieustające zimno, pewnie to był skutek nocy spędzonej w górskiej miejscowości. Były jeszcze dwa okazje, z czego druga z doktorem do Kicheva. Około godz. 15 złapaliśmy transport z Turkiem do Gostivaru, gdzie na krótko byliśmy. Nie było nigdzie kawiarni, która by zaakceptowała kartę.
Pikapem z trzema panami dojechaliśmy do Tetova, a następnie z Turkami do Skopje. Nastawiliśmy się jedynie na spokojny relaks i tak było. Niestety szybko ściemniało się, więc niewiele mogliśmy coś zobaczyć. Naprzeciwko Porta Macedonia
jest szereg knajp z jedzeniem, a my wybraliśmy włoską i nie żałowaliśmy, bowiem jedzenie było smaczne, a czekolada wprost rozpływała się w ustach. Następnie wstąpiliśmy do przyjemnego pubu i zasiedzieliśmy się do 23.
Przeszliśmy główną ulicą na prawie koniec miasta, nawet krótki odcinek na węźle choć nie można i w ten sposób doszliśmy na teren hotelu Continental. Czekaliśmy aż 45 min na okazję. Zatrzymałam czarną terenówkę, a w niej 4 chłopaków w dresach i na luzie. Usiadłam na kolanach środkowego, a Aleks obok mnie siedział. Było bardzo wesoło, poczułam zapach trawki, a co ciekawe, gdyby nie palili, to pewnie długo przyszłoby nam czekać. Po 20 minutach chłopaki podwieźli nas na lotnisko. Odprawę mieliśmy dopiero o 5 nad ranem, więc spędziłam pierwszą noc w poczekalni. Nie obeszło się też bez umycia włosów w łazience przeznaczonej dla matki z dzieckiem. Internet nie jest tu darmowy, to jedyny minus. Następnego dnia o 8.00 byliśmy już w Bergamo.
Podsumowanie
W Albanii i jak zarówno Macedonii mieliśmy sporo wrażeń estetyczno- przygodowo-kulturowych. Przejechaliśmy ponad 14000 tys. km, najczęściej autostopem. Naliczyliśmy się ponad 30 okazji. W Albanii na okazję najdłużej czekaliśmy 10 min, a najmniej minutę, natomiast w Macedonii jest o wiele ciężej. Drogi były często w stanie fatalnym, przeważnie to były utwardzane bez nawierzchni i gruntowe. Ostatnimi czasy ten stan ulega znacznej poprawie, bowiem ciągle trwa modernizacja. Ze względu na ten fakt pociągi też nie kursują. Jak na ten czas zwiedziliśmy sporo miejsc i poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi.
Początkowo planowaliśmy zobaczenie jak najwięcej miejsc, a udało się nam wykonać plan w 80%. Do tego zahaczyliśmy się o kilka nowych miejsc, których nie było na liście. Pomimo niestabilnej sytuacji gospodarczej w kraju Albańczycy miło nas zaskoczyli gościnnością i życzliwością, nie to co w Polsce. Stawiano nam kawę, obiady, a nawet bilety na transport. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo w tych krajach, to nie spotkały nas żadne przykrości ani nie odczuwaliśmy niechęci ze strony miejscowych. Skoro mowa o transporcie miejskim, to należy kupić bilety u kierowcy i jak zarówno od osoby, która krąży po autobusie.
Miejscami, których nie wolno pominąć są zdecydowanie Vlora, Riwiera Albańska, Berat, Tirana, jezioro Ochrydzkie, Skopje. Zwierzęta to bardzo częsty widok w Albanii, wszędzie napotka się na leżące i śpiące psy, nawet przed hotelami. To samo tyczy się bezpańskich kotów. Na zboczach górskich czy przy drodze spotkaliśmy stado kóz i owiec. O koniach nie wspominając. Skoro mowa o podziale obowiązków w domach, to jest tak, że kobiety na ogół słuchają się swoich mężów. W kawiarniach na terenie Albanii nigdzie nie zauważyłam ani jednej kobiety, zazwyczaj to ja byłam wyjątkiem. W wielu miejscach budziliśmy zaciekawienie, w końcu to mało popularne kraje, lecz mam nadzieję, że w najbliższym czasie to zmieni się.
Gdy we wspomnianych krajach rozwinie się ruch turystyczny, to nie będzie już to samo, więc radzę Wam zabukować bilety jeszcze w tym roku. To była intensywna wyprawa pełna przygód i niespodziewanych okoliczności. Różnorodność krajobrazów nas zachwycała na każdym kroku. Nieczęsto widuje się doliny, góry powyżej 1000 m, dwa morza, jeziora o dużej powierzchni, wybrzeża, itd. Jak najbardziej gorąco polecamy Albanię jako przyszły kierunek zamiast popularnej Chorwacji. Jedynie, czego żałuję, to nie mieliśmy więcej czasu.
Wielki szacunek za tak obszerną relacje.Kapitalne klimaty,można by rzec-Albania z Macedonia to taki skansen Europy.Specyficzni ludzie i brak komercji sprawia,ze warto zwiedzać te regiony Starego Kontynentu.Planuje tą destynacje w tym roku bo po fotoekspedycji w Rumunii nabrałem ochoty na zbliżone kulturą kraje.Kontynuuj i wlepiaj wiecej zdjęć bo temat ambitny:-)
Relacja bardzo obszerna i drobiazgowa, szacun:) Poproszę o więcej:)Byłam wprawdzie i widziałam, jednak, jak się okazuje, sporo jeszcze zostało, trzeba będzie więc wrócić na te tereny:)
Och kurcze! Uwielbiam takie relacje. Niskobudżetowe wyprawy, cała logistyka... rewelacja.Dziękuję za kolejną inspirację :)A powiedz mi jeszcze proszę, jeśli się da.. Gdybyś musiała się zmieścic w krótszym terminie - dajmy na to 3-4-5 dni, co byś wybrała z tych miejsc, które odwiedziliście?Mogłabyś jakoś lepiej opisac drogę z Vergamo do Skopje? Nie za bardzo zrozumiałam czym jak i jak długo podróżowaliście...
alecrim napisał:Och kurcze! Uwielbiam takie relacje. Niskobudżetowe wyprawy, cała logistyka... rewelacja.Dziękuję za kolejną inspirację :)A powiedz mi jeszcze proszę, jeśli się da.. Gdybyś musiała się zmieścic w krótszym terminie - dajmy na to 3-4-5 dni, co byś wybrała z tych miejsc, które odwiedziliście?Mogłabyś jakoś lepiej opisac drogę z Vergamo do Skopje? Nie za bardzo zrozumiałam czym jak i jak długo podróżowaliście...Niezmiernie mi miło, że Ci się spodobała moja relacja i że jakoś zmotywowałam do planowania tripu. Naprawdę polecam ten kierunek. Jeżeli chodzi o zakres dni, jaki podałaś, to niestety niewiele można coś zobaczyć. Pierwsza opcja to taka jest, że z PL należałoby lecieć przez Bergamo do stolicy Macedonii, czyli Skopje. Stąd po zwiedzaniu ruszyłabym do Ohrydy, zostałabym na noc, a nieco dalej do Pogradca, Elbasanu, Tirany czy Durresa bądź Vlory, po czym wróciłabym tą samą trasą, tyle że przez Strugę. Ale to pod warunkiem, jeśli wybierzesz Skopje jako miejsce dwóch lotów. Ta opcja jest z pewnością bardzo tania, chyba że wybierzesz autostopa na miejscu, bo z publiczną komunikacją różnie bywa. Nic nie kursuje po 18ej, prócz taksówek i rzadkich nocnych autokarów. W Macedonii jest trochę inaczej. Drugą opcją jest bezpośredni lot z W-wy do greckiej wyspy Korfu, stąd promem bym przepłynęła do Sarandy i zaplanowałabym objazd po Butrincie, Riwierze Albańskiej, Gjirokastrze, Vlorze, po czym drogę powrotną bym zrobiła naokoło na port lotniczy w Salonikach czy kto jak woli, na Kerkirę (Korfu). Raczej nie starczy czasu na dojazd na lotnisko w Skopje, gdyż musiałabyś liczyć czas. Mam nadzieję, że choć troszkę pomogłam w zaplanowaniu tej trasy, ale jak napisałam, wspomniane miejsca trzeba koniecznie zobaczyć. Nawet, jak zrezygnujesz np. z Riwiery Albańskiej na rzecz jeziora Ochrydzkiego, to i tak będzie bardzo udany urlop. Przynajmniej pod względem wrażeń estetyczno-kulturowo-relaksowych. Jeżeli miałabym tyle dni, to z pewnością bym wybrała lot do Skopje i zwiedziłabym jezioro, Tiranę, nadmorskie wybrzeża, po czym lot powrotny miałabym z Kerkiry. Przecież wyraźnie opisałam, co, czym i jak. Nawet podałam długość tripu
:) Jeżeli macie pytania, to proszę bardzo.
startaczerr napisał:Możesz mi powiedzieć ile kosztowała Cię taka wyprawa ? może być ogólny koszt bez lotów.Na całość 9dniowego tripu wydałam jedynie 240 zł. Miałam 10000 leków albańskich, trochę dolarów na karcie walutowej, które wykorzystałam w obu krajach. Przewalutowanie dwóch walut było bardzo korzystne dla mnie. Jeżeli chodzi o płatne 2 noclegi, to zapłaciłam 54 zł, natomiast za prywatną taksówkę i komunikację miejską jedynie 11 zł. Reszta funduszy była przeznaczona na jedzenie i życie.
jacek96 napisał:Relacja jak znalazl.Jak jest z transportem autobusowo-kolejowym w tych krajach?Tani i ogolnodostepny?Kolej w Albanii jest obecnie modernizowana, więc nie ma szansy na jazdę pociągiem, która zajmuje sporo czasu niż taksówka. Inaczej sprawa wygląda w Macedonii, lecz są to głównie międzynarodowe połączenia. W wiekszych miastach takich jak Tirana i Durres bilet jednorazowy kosztuje 30 leków (0,88 g), a autobusy jeżdżą w miarę często. Taksówka prywatna na trasę Pogradec - Korce bądź Fier - Vlora kosztuje z reguły 200 leków, natomiast furgon który zabiera miejscowych z każdej miejscowości na dystans Pogradec - Elbasan to wydatek z rzędu 300 leków. Jeżeli chodzi o komunikację po 18.00 na terenie Albanii, to raczej nie ma na to szans. Z lotniska do miasta Skopje jedynym wyjściem jest branie autokaru (2,5 euro) albo rozważanie autostopa. Trzeba mieć dużo szczęścia, by złapać darmowy transport, jednakże mnie i mojemu koledze udało się wykonać plan na 100% i zaoszczędziliśmy sporo, bowiem na bilety w trakcie całego pobytu wydaliśmy jedynie po 18 zł. Ze Skopje do Kondova udało się dojechać autobusem miejskim nr 50 na gapę, stąd udaliśmy się na wylotówkę. Generalnie podsumowując, koszty na publiczny transport nie zrujnuje kieszeni przeciętnego Polaka. Jeżeli masz jakieś pytania, to służę poradami.
znajduje się Akademia Sztuk Pięknych, natomiast po lewej Muzeum Archeologiczne. Po obu stronach bulwaru położone są dość skromny Pałac Prezydencki
i Pałac Kongresowy. Po zwiedzaniu miasta wróciliśmy na osiedle apartamentowców po plecaki. Zauważyliśmy basen w środku. Aż chciałoby się popływać, lecz czas i pogoda na to nie pozwoliły.
Pożegnaliśmy się z wyjątkowo miłymi gospodarzami i ruszyliśmy do końca ulicy Elbasanit. Po drodze natknęliśmy się na panów grających w tryktraka.
Z Tirany udało mi się złapać stopa do Elbasanu, gdzie spędziliśmy dwie godziny. Spokojnie pospacerowaliśmy się po mieście, połaziliśmy po starych, wąskich uliczkach, a następnie znowu podziwialiśmy meczet. Dalej na wylotówce przy stacji paliwowej czekaliśmy 5 min , w końcu po 20-ej dojechaliśmy do Lizbrazdhu, kierowca nam dotrzymał towarzystwa do knajpy, gdzie poprosiłam kelnerkę by zadzwoniła do Klevisa poznanego na CS, który miał nas przenocować. Jak zwykle był problem z połączeniami z naszych telefonów, więc musieliśmy skorzystać z uprzejmości miejscowych. Okazało się, że wszyscy w miasteczku znają naszego gospodarza, bowiem on jest kimś w rodzaju lokalnego społecznika. Paru chłopców i oczywiście kierowca nas zaprowadzili do kafejki internetowej, gdzie spotkaliśmy zaskoczonego Klevisa, bowiem on myślał, że przyjedziemy następnego dnia. Tak czy siak, zaprowadził nas do motelu przy drodze, a spodziewałam się czegoś lepszego. Pokój był zaniedbany i dość mało przytulny, a łazienka nie miała świateł ani prysznica. Na dodatek woda była wręcz lodowata. Zrobiliśmy też krótką przerwę na jedzenie w miejscowej knajpie na rynku. Właściciel tego przybytku specjalnie dla mnie kupił proszek do prania, bo miałam nadzieję to uczynić u Klevisa, lecz nic z tego. Po wypraniu kilku rzeczy w wiaderku, powieszeniu na prowizorycznym kijku od mopa od razu poszliśmy spać. Pomimo trzech grubych koców było przeraźliwie zimno.
-- 29 Sty 2015 19:40 --
26.10.2014 (niedziela)
Była zmiana czasu z letniego na zimowy, więc pospaliśmy sobie dłużej. Nadal było bardzo zimno. Po ogarnięciu się udaliśmy się na miasto. Śmieszny widok musiałam przedstawiać, gdyż miałam mokre podkoszulki i skarpetki dyndające z paseczek plecaka. Miasteczko samo w sobie nie jest szczególnie ciekawe, ale za to jest odpowiednie na krótki odpoczynek. Ciągle trwa modernizacja okolic, głównie za zasługą Klevisa.
Miałam zaledwie 50 leków, myślałam, że nie starczy na burka, a mimo to udało się za 30 kupić. Z Librazdhu do granic wioski Lin zaliczyliśmy po drodze dwa autostopy, znowu podziwiając znajome widoki. W niezwykle malowniczej, położonej wiosce nad jeziorem Ochrydzkim można natknąć się na kilka wąskich uliczek, nową cerkiew i meczet.
Nie należy także zapomnieć o ruinach willi rzymskiej z IV w. n.e. (villa rustica) położonej na szczycie wzgórza.
Z Lin złapaliśmy transport do przejścia granicznego – Qafë Thanë, a stąd z dwoma staruszkami dotarliśmy do Strugi, też położonej nad jeziorem.
Trochę pozwiedzaliśmy miasteczko, które nie było szczególnie urocze jak oddalona o 15 km Ochryda.
Zawitaliśmy też do marketu po przekąski na drogę. Nadal odczuwaliśmy nieustające zimno, pewnie to był skutek nocy spędzonej w górskiej miejscowości. Były jeszcze dwa okazje, z czego druga z doktorem do Kicheva. Około godz. 15 złapaliśmy transport z Turkiem do Gostivaru, gdzie na krótko byliśmy. Nie było nigdzie kawiarni, która by zaakceptowała kartę.
Pikapem z trzema panami dojechaliśmy do Tetova, a następnie z Turkami do Skopje. Nastawiliśmy się jedynie na spokojny relaks i tak było. Niestety szybko ściemniało się, więc niewiele mogliśmy coś zobaczyć. Naprzeciwko Porta Macedonia
jest szereg knajp z jedzeniem, a my wybraliśmy włoską i nie żałowaliśmy, bowiem jedzenie było smaczne, a czekolada wprost rozpływała się w ustach. Następnie wstąpiliśmy do przyjemnego pubu i zasiedzieliśmy się do 23.
Przeszliśmy główną ulicą na prawie koniec miasta, nawet krótki odcinek na węźle choć nie można i w ten sposób doszliśmy na teren hotelu Continental. Czekaliśmy aż 45 min na okazję. Zatrzymałam czarną terenówkę, a w niej 4 chłopaków w dresach i na luzie. Usiadłam na kolanach środkowego, a Aleks obok mnie siedział. Było bardzo wesoło, poczułam zapach trawki, a co ciekawe, gdyby nie palili, to pewnie długo przyszłoby nam czekać. Po 20 minutach chłopaki podwieźli nas na lotnisko. Odprawę mieliśmy dopiero o 5 nad ranem, więc spędziłam pierwszą noc w poczekalni. Nie obeszło się też bez umycia włosów w łazience przeznaczonej dla matki z dzieckiem. Internet nie jest tu darmowy, to jedyny minus. Następnego dnia o 8.00 byliśmy już w Bergamo.
Podsumowanie
W Albanii i jak zarówno Macedonii mieliśmy sporo wrażeń estetyczno- przygodowo-kulturowych. Przejechaliśmy ponad 14000 tys. km, najczęściej autostopem. Naliczyliśmy się ponad 30 okazji. W Albanii na okazję najdłużej czekaliśmy 10 min, a najmniej minutę, natomiast w Macedonii jest o wiele ciężej. Drogi były często w stanie fatalnym, przeważnie to były utwardzane bez nawierzchni i gruntowe. Ostatnimi czasy ten stan ulega znacznej poprawie, bowiem ciągle trwa modernizacja. Ze względu na ten fakt pociągi też nie kursują. Jak na ten czas zwiedziliśmy sporo miejsc i poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi.
Początkowo planowaliśmy zobaczenie jak najwięcej miejsc, a udało się nam wykonać plan w 80%. Do tego zahaczyliśmy się o kilka nowych miejsc, których nie było na liście. Pomimo niestabilnej sytuacji gospodarczej w kraju Albańczycy miło nas zaskoczyli gościnnością i życzliwością, nie to co w Polsce. Stawiano nam kawę, obiady, a nawet bilety na transport. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo w tych krajach, to nie spotkały nas żadne przykrości ani nie odczuwaliśmy niechęci ze strony miejscowych. Skoro mowa o transporcie miejskim, to należy kupić bilety u kierowcy i jak zarówno od osoby, która krąży po autobusie.
Miejscami, których nie wolno pominąć są zdecydowanie Vlora, Riwiera Albańska, Berat, Tirana, jezioro Ochrydzkie, Skopje. Zwierzęta to bardzo częsty widok w Albanii, wszędzie napotka się na leżące i śpiące psy, nawet przed hotelami. To samo tyczy się bezpańskich kotów. Na zboczach górskich czy przy drodze spotkaliśmy stado kóz i owiec. O koniach nie wspominając. Skoro mowa o podziale obowiązków w domach, to jest tak, że kobiety na ogół słuchają się swoich mężów. W kawiarniach na terenie Albanii nigdzie nie zauważyłam ani jednej kobiety, zazwyczaj to ja byłam wyjątkiem. W wielu miejscach budziliśmy zaciekawienie, w końcu to mało popularne kraje, lecz mam nadzieję, że w najbliższym czasie to zmieni się.
Gdy we wspomnianych krajach rozwinie się ruch turystyczny, to nie będzie już to samo, więc radzę Wam zabukować bilety jeszcze w tym roku. To była intensywna wyprawa pełna przygód i niespodziewanych okoliczności. Różnorodność krajobrazów nas zachwycała na każdym kroku. Nieczęsto widuje się doliny, góry powyżej 1000 m, dwa morza, jeziora o dużej powierzchni, wybrzeża, itd. Jak najbardziej gorąco polecamy Albanię jako przyszły kierunek zamiast popularnej Chorwacji. Jedynie, czego żałuję, to nie mieliśmy więcej czasu.
:)