Tego popołudnia czekało nas jeszcze 190 kilometrów trasy do Suwon, co zajęło nam trzy godziny, głównie ze względu na korki, tym większe, im bardziej zbliżaliśmy się do stołecznej aglomeracji. Suwon to milionowe miasto, będące stolicą Gyeonggi, najbardziej zaludnionej koreańskiej prowincji (Seul jest miastem wydzielonym). Nocleg zarezerwowaliśmy przez Agodę, dzień wcześniej (wszystkie inne mieliśmy zaplanowane jeszcze przed wyjazdem), bo do końca nie wiedzieliśmy czy i co jeszcze będziemy zwiedzać po drodze. Wybraliśmy czterogwiazdkowy Amour Hotel, za 249 zł. W cenie był oczywiście parking podziemny. Jeśli ktoś chciałby skorzystać ze śniadania, to oferowano je za 10-12 tysięcy wonów, a obiekt posiadał również mini siłownię i pralnię (my nie korzystaliśmy). Na wyposażeniu pokoju był duży telewizor, komputer (a monitor nawet z zakrzywionym ekranem), lodówka, mikrofala, szafa parowa i „inteligentna” toaleta. O oczywistych czajniku, suszarce, czy klimatyzacji nawet nie wspominam.
W koreańskich miastach bardzo często spotyka się przejścia dla pieszych, którymi można przejść skrzyżowanie na skos. Mimo wielkiej miłości Koreańczyków do aut (zwłaszcza tych dużych), nie zauważyłem, żeby powodowało to jakieś korki, a dla pieszych jest sporym ułatwieniem.
Obiadokolację postanowiliśmy zjeść w pobliskim centrum handlowym Homeplus Yeongtong Branch (https://maps.app.goo.gl/r8c7nUrNJC7GmD5L8). Na parterze (albo na pierwszym piętrze, dokładnie już nie pamiętam) znajduje się wiele lokali z jedzeniem. Zamawia się na ekranie dotykowym, a następnie płaci kartą i otrzymuje wydruk z numerem. Odpowiednio stoisko powinno otrzymać nasze zamówienie i na podstawie tego wydruku możemy je odebrać w ciągu kilku minut. Pewnym utrudnieniem jest to, że wszystkie ekrany obsługują jedynie język koreański, ale na szczęście wszystkie potrawy mają obrazki, więc z pomocą aplikacji do tłumaczenia nie powinno być problemów z wyborem. Podobnie jak w restauracji w Garden of Morning Calm, wodę można było sobie samemu nalać za darmo, do metalowych, wielorazowych (pochwała za ekologię) kubeczków. Niestety tylko bardzo, bardzo zimną – gorąca została wyłączona ze względu na wypadki z poparzeniami (a przynajmniej tak napisano na kartce obok automatu). Za dwa bibimbapy z poniższych zdjęć zapłaciliśmy 17 tysięcy wonów (ok. 54 zł). Po jedzeniu poszliśmy jeszcze obejrzeć sklepy znajdujące się na wyższych piętrach. Polecam podczas wizyty w Korei odwiedzić klasyczny supermarket i tam kupić jakies przysmaki, które można przywieźć do Polski. Wybór będzie zdecydowanie większy, niż w sklepikach typu 7-Eleven, a ceny niższe. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie - chociażby Lotte produkuje wiele słodkości bez cukru. Jeśli będziecie mieli okazję, to wejdźcie też do elektromarketu. O ile te nasze mają na wystawach głównie chłam, którego nikt by w internecie nie kupił, to w koreańskich będziecie mogli zobaczyć na wystawie te wszystkie szafy parowe, wielkie oczyszczacze powietrza i elektroniczne inteligentne deski klozetowe. Niestety nie mam zdjęć ze sklepów, ale i tak polecam.
Dzień 11, niedziela (29.10.2023)
Nasz hotel w Suwon położony był niedaleko głównej siedziby Samsung Electronics, najbardziej zyskownego oddziału tego koreańskiego czebola. Natomiast zabytkowa część, w tym forteca Hwaseong, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, leżała kilka kilometrów dalej. Rano więc opuściliśmy hotel i pojechaliśmy szukać jakiegoś parkingu. Niestety po godzinie jedenastej wszystkie były już w pełni zajęte i praktycznie przed każdym ustawiała się kolejka do wjazdu. Na początku chwilę pokrążyliśmy, ale w końcu również my ustawiliśmy się w kolejce na parking Suwon Museum of Art (https://maps.app.goo.gl/Q9ndzaNToc1rzYuu5). Po około 20 minutach oczekiwania udało nam się wjechać i udaliśmy się na spacer oraz późne śniadanie w Ediya Coffee (https://maps.app.goo.gl/7xEAaGS6B1G6vfWq5). Dwie kanapki i kawa to wydatek 12700 wonów (40 zł). Do tego skusiliśmy się na sprasowanego croissanta za 3300 wonów (10 zł) - w ciągu minionych kilku dni widzieliśmy ten produkt kilkukrotnie. Na TikToku i Reddicie również znalazłem wpisy o nim, więc być może to rzeczywiście jakiś koreański hit ostatnich lat.
Na południowy-wschód od bramy Paldalmun (jednej w czterech bram fortecy w Suwon) rozciąga się bardzo wiele marketów (https://maps.app.goo.gl/LDG7b3SSQiGjuM6C9), na których można kupić dosłownie wszystko – od odzieży i biżuterii, przez żywe kraby, po możliwość zjedzenia czegoś na stoiskach ze street foodem. W Korei nie obowiązuje zakaz handlu w niedzielę, więc południe, tego dnia, to bardzo dobry moment na wizytę w takim miejscu. Najbardziej sposobał nam się Jidong Market, która jest ogromną przestrzenią restauracyjną, gdzie można zjeść potrawy przygotowywane na wielu stoiskach. Nie byliśmy jeszcze głodni, a ruch był dość duży, ale jeśli kiedyś jeszcze uda mi się odwiedzić Suwon, to posiłek w tym miejscu z pewnością będzie jednym z punktów programu.
Niestety po samej fortecy nie udało nam się pospacerować. Wróciliśmy na parking, poszliśmy do parkomatu, aby zapłacić i niestety okazało się, że żadna z kart płatniczych nie działa (a miałem kilkanaście różnych). Podczas moich prób cena za postój wzrosła z początkowych 4500, przez 4800, na 5100 wonów. Na szczęście pewna Koreanka akurat pojawiła się przy parkomacie i przy pomocy Google Translate poprosiliśmy ją, żeby zapłaciła swoją kartą, a my oddamy jej gotówkę (chcieliśmy dać 6 tysięcy, wzięła tylko 5). Po raz kolejny okazało się, że stereotypy na temat skrytości Koreańczyków i ich zamknięcia na obcokrajowców, głoszone przez niektórych YouTuberów, to nieprawda, a na pewno nie wobec turystów, którzy potrzebują pomocy.
Nasz hotel – czterogwiazdkowy Orakai Daehakro znajduje się w okolicy Gwangjang Market i pałacu Changgyeonggung, a więc niedaleko największych, zabytkowych atrakcji stolicy. Trasa spod fortecy w Suwon, to 42 kilometry, które zajęły nam półtorej godziny. Nocleg zarezerwowany był przez Agodę i kosztował 406 zł. O ile podczas wizyty w Seulu na początku wyjazdu, ceny pokoi były horrendalne, to tutaj świadomie dopłaciliśmy, jako że była to nasz ostatnia noc w Korei. Natomiast jeśli dobrze pamiętam, to dało się znaleźć coś dość przyzwoitego, w niezłej lokalizacji, za trochę ponad połowę tej kwoty.
Parking podziemny dla gości jest za darmo (wjeżdżamy bez pytanie, a przy zameldowaniu trzeba podać numer rejestracyjny auta), co jest dużą zaletą, bo dla osób z zewnątrz kosztuje aż 1000 wonów za każde 10 minut (czyli równowartość ok. 18 zł za godzinę). Co zabawne (ale ktoś może uznać, że nawet trochę seksistowskie), część miejsc jest pomalowana na różowo i chyba przeznaczona dla kobiet. Sam pokój jest bardzo ładny, ale nie ma tych elementów wyposażenia, którymi zachwycałem się w poprzednich częściach relacji, poza Seulem.
Po zakwaterowaniu przyszła pora na zwrot naszego Hyundaia, który świetnie się spisał podczas zwiedzania Półwyspu Koreańskiego. Korków nie ma i po 20 minutach jazdy jesteśmy już po drugiej stronie rzeki Han, w dzielnicy Gangnam. Na podstawie KakaoMap myślałem, że będzie to stacja z obsługą, niestety okazało się, że musimy poradzić sobie sami. A nie jest to takie łatwe – jedynym dostępnym językiem jest koreański, a ekranów do przejścia jest więcej, niż przy instalacji programu w systemie Windows. W dodatku niektóre z nich będą zaskoczeniem dla europejskiego turysty, bo proszą o dotknięcie podkładki anty-statycznej, czy pytają na ile rat rozłożyć płatność. W dodatku jeśli zbyt długo będziemy czekać między płatnością, a tankowaniem, trzeba będzie rozpoczynać od nowa, a na karcie zostaną dwie blokady (co może być problemem jeśli ktoś ma niski limit na karcie). Na szczęście Koreańczycy, widząc że nie jesteśmy biegli w obsłudze ich stacji, byli pomocni i wsparli nas.
Po kilkunastu minutach od ciekawego tankowania dojeżdżamy do siedziby Lotte Rent-a-car i oddajemy auto. Obsługa jest bardzo miła i dodatkowo informuje nas, że dostaniemy zwrot za niewykorzystane godziny (rezerwację mieliśmy do 21, a jest dopiero 18.30). Przy wypożyczaniu auta z systemem bezkluczykowym, pamiętajcie aby oddać kluczyki! Stacyjki nie ma, więc trzyma się je cały czas w kieszeni i można zapomnieć ? Po zdaniu auta idziemy do pobliskiej restauracji Obongjip Samsung i zamawiamy ośmiornicę. Za porcję dla dwóch osób płacimy 26 tysięcy wonów (82 zł). Dodatki można sobie dobierać do woli, bez dodatkowych opłat.
Następnie metro zabiera nas pod Lotte World Tower – najwyższy budynek nie tylko w Korei, ale we wszystkich krajach OECD i szósty najwyższy na świecie. Ma 123 naziemne piętra i całkowitą wysokość 555 metrów. Wikipedia mówi, że marzeniem Shin Kyuk-ho, czyli założyciela firmy Lotte, była właśnie budowa takiego budynku. Udało mu się to w 2016 roku, a w 2020 roku zmarł. Bilety na taras widokowy – Seoul Sky, który znajduje się na najwyższych piętrach, dostaliśmy za darmo za to, że wypożyczyliśmy auto w Lotte, w jednym z oddziałów w Seulu, na ponad 72 godziny. Zastanawialiśmy się czy będzie kolejka do wejścia, ale w niedzielny wieczór turystów nie było wielu i w ogóle nie czekaliśmy na wjazd.
To już ostatnia atrakcja tego dnia. Po wyjściu z metra, w drodze do hotelu, przechodzimy przez Gwangjang market, który odwiedziliśmy tydzień wcześniej, i który opisałem w poście na temat dnia nr 3. Wtedy, w sobotni wieczór, nie dało się tam przecisnąć. Teraz, w niedzielę, około dwudziestej drugiej, miejsce to jest prawie puste. Działają jedynie stoiska ze street foodem, z których korzystają nieliczni obcokrajowcy. My też skusiliśmy się na ostatni hotteok w czasie wyjazdu, tym razem po zaledwie 1500 wonów (5 zł) za sztukę.Bonus – motoryzacja w Korei
Zanim zakończę relację, to postanowiłem dodać pewien bonus o koreańskich samochodach. Jeśli kogoś nie interesuje ten temat, to zapraszam do kolejnego posta, który będzie ostatnim, albo przedostatnim. Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę, to piankowe odbojniki na drzwiach prawie wszystkich samochodów. Nie jestem estetą, ale jak dla mnie wyglądają okropnie
:P Ich użycie może natomiast uzasadniać to jak wiele aut mają Koreańczycy i jakie one są duże w tak gęsto upakowanym kraju. W Korei, w przeciwieństwie do Polski, samochody mają też przyciemniane wszystkie boczne szyby.
Korea Południowa ma powierzchnię około 100 tysięcy kilometrów kwadratowych, na której żyje ponad 52 miliony osób. Daje to imponującą gęstość zaludnienia ponad 500 osób na kilometr kwadratowy. To dużo więcej niż najgęściej zaludniona spośród krajów europejskich, Holandia (z tym że Holandia jest płaska jak stół, a dużą część Korei zajmują góry). Mimo to Koreańczycy kupują podobną ilość aut, co liczniejsze narody, jak Francuzi, czy Włosi. W tym azjatyckim kraju w 2018 roku sprzedało się ponad 1,8 mln nowych samochodów, w 2023 będzie ich niewiele mniej (oficjalnych danych jeszcze nie ma). Z tego ponad 85% to pojazdy produkcji krajowej.
Stereotypowo mogłoby się wydawać, że w Korei ludzie jeżdżą jakimiś małymi kei-carami, ale w rzeczywistości takich aut jest bardzo mało. Są to przede wszystkim Kia Morning (znana u nas Picanto) i ewentualnie oparte na nich Kia Ray, podobna do japońskich kei-carów oraz Hyundai Casper, stylizowany na podwyższonego crossovera. Ten ostatni model można wypożyczyć w niektórych oddziałach Lotte. W Korei istnieją ulgi podatkowe dla samochodów krótszych, niż 360 cm i węższych niż 160 cm i wszystkie te trzy modele (oraz wszystkie dotychczasowe generacje Picanto) mają wymiary zaledwie o kilka milimetrów mniejsze. Ciekawym rozwiązaniem w przypadku modelu Ray jest to, że drzwi po lewej stronie są otwierane normalnie, a po prawej tylne są odsuwane i nie ma w ogóle środkowego słupka.
W Korei nie istnieją samochody w nadwoziu kombi. Kiedy Kia sprzedawała u nas model Optima (jeszcze do 2020 roku), to wersję z praktycznym nadwoziem przygotowano specjalnie i wyłącznie na rynki europejskie. Tutaj natomiast nadal rządzą sedany, które w Europie są na wymarciu.
W Europie prawie wyginęły również vany, ale w Korei mają się dobrze. Kia Carnival jest bardzo popularnym samochodem i do tego często występuje w wersji z podwyższonym dachem. A Hyundai Staria, który ma się niedługo pojawić i w Polsce, rzeczywiście wygląda jak z innej planety.
Nie przeszkadza to w tym, że moda na SUV-y również dotarła na Półwysep Koreański. Kompaktowy Seltos nie jest u nas dostępny. Natomiast pozaeuropejski Sportage jest ok. 15 cm dłuższy. Natomiast model innej koreańskiej marki - Ssangyong Torres, można kupić również od kilku miesięcy w Polsce.
Natomiast autem, które mi się niebywale spodobało jest najnowszy Hyundai Grandeur. Dwie z poprzednich generacji tej 5-metrowej limuzyny klasy średniej-wyższej były oferowane w Europie, ale niestety nie poradziły sobie z niemieckimi producentami klasy premium. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to takim autem jeździł główny bohater serialu „Tygrysy Europy”. Natomiast obecna generacja, zaprezentowana pod koniec 2022 roku, wygląda obłędnie i jeszcze bardziej kosmicznie, niż wspomniana wcześniej Staria. Co interesujące, ten spory pojazd, w ciągu pierwszych 11 miesięcy 2023 roku, jest najpopularniejszym samochodem sprzedawanym w Korei. Myślę że pomaga w tym znakomita cena – internet wspomina, że podstawowa wersja zaczyna się od równowartości około 120-150 tysięcy złotych, czyli tyle, co średnio wyposażony kompakt w Europie.
Luksusowe Hyundaie od kilku lat sprzedawane są pod marką Genesis. W ofercie są zarówno limuzyny, jak i SUV-y, w tym modele elektryczne. Jakby ktoś był chętny, to najbliższy salon sprzedaży w Berlinie.
Coś się w tym odcinku technicznie posypało (przynajmniej u mnie), bo inaczej wygląda ona w tapatalku, a inaczej na www.Na tapatalku są symbole, jakby były tam zdjęcia, które się nie wyświetlają, np.:
a na www okazuje się, że w tych brakujących miejscach są linki (które nie pokazują się w tapatalku).
Dzięki za informacje, to miały być linki do archiwalnch zdjęć z Wikipedii, czy Wikimedia Commons (nie jestem pewien na ile mozna wykorzystać zdjęcia stamtąd i na ile regulamin forum, czy konkursu na relację na to pozwala). W każdym razie postaram się coś zedytować i potestowac na Tapatalku.EDIT: @tropikey - teraz powinno być w porządku, zarówno na www, jak i w Tapatalku. Na www 4 linki, a w Tapatalku 3 zdjęcia i 1 link.
Postaram się coś wspomnieć o pogodzie, ale odpowiadając na szybko - mieliśmy wielkie szczęście, pogoda była super. Pierwsze dwa dni w Seulu trochę wietrznie i niewiele ponad 10 stopni, ale za to potem prawie lato. Maksymalnie 24 stopnie - jednego dnia chodziliśmy w koszulkach z krótkim rękawem i próbowaliśmy używać wentylowanych foteli w Hyundaiu
:D Natomiast moja znajoma z pracy była w Korei od 10 do 17 listopada i trafili na pierwszy śnieg w Seulu oraz temperatury około zera. Uważałbym też z podróżą w letnich miesiącach - według Wikipedii, średnia suma opadów w Krakowie w lipcu i sierpniu, to 70-100 mm. Natomiast w Seulu 350-400 mm.
Co tego fragmentu:"Jest natomiast coś, czym hotele z naszego kontynentu biją Koreę na głowę, a mianowicie śniadania", zgłaszam zdanie odrębne
:)Co prawda nocowałem tylko w Seulu, ale w trzech różnych hotelach i w dwóch śniadania były albo bardzo dobre (Four Points Seoul Station), albo wręcz rewelacyjne (Hilton - być może już nieczynny), a w Moxy było powiedzmy OK, choć tylko w weekend, gdy był bufet (bo w dni robocze niestety serwowano zestaw).Ale tak generalnie, relacja pierwsza klasa
:)
-- 03 Lis 2024 07:33 -- Hej, chciałam się spytać jak wygląda przesiadka z Japanese do Chin jeśli masz zakupy z dutyfree? Czy jeśli musisz wyjść z lotniska (tak jak wyglądało to w twoim przypadku wyjście na zmianę lotu) to zakupy dalej są akceptowane jako bezpieczne (chodzi mi o płynny powyżej 100ml)? Z góry dziękuję za odp Tokio-Szanghai-London-Vienna -- 03 Lis 2024 07:34 -- Live2004 napisał:Hej, chciałam się spytać jak wygląda przesiadka z Japan do Chin jeśli masz zakupy z dutyfree? Czy jeśli musisz wyjść z lotniska (tak jak wyglądało to w twoim przypadku wyjście na zmianę lotu) to zakupy dalej są akceptowane jako bezpieczne (chodzi mi o płynny powyżej 100ml)? Z góry dziękuję za odp Tokio-Szanghai-London-Vienna
Tego popołudnia czekało nas jeszcze 190 kilometrów trasy do Suwon, co zajęło nam trzy godziny, głównie ze względu na korki, tym większe, im bardziej zbliżaliśmy się do stołecznej aglomeracji. Suwon to milionowe miasto, będące stolicą Gyeonggi, najbardziej zaludnionej koreańskiej prowincji (Seul jest miastem wydzielonym). Nocleg zarezerwowaliśmy przez Agodę, dzień wcześniej (wszystkie inne mieliśmy zaplanowane jeszcze przed wyjazdem), bo do końca nie wiedzieliśmy czy i co jeszcze będziemy zwiedzać po drodze. Wybraliśmy czterogwiazdkowy Amour Hotel, za 249 zł. W cenie był oczywiście parking podziemny. Jeśli ktoś chciałby skorzystać ze śniadania, to oferowano je za 10-12 tysięcy wonów, a obiekt posiadał również mini siłownię i pralnię (my nie korzystaliśmy). Na wyposażeniu pokoju był duży telewizor, komputer (a monitor nawet z zakrzywionym ekranem), lodówka, mikrofala, szafa parowa i „inteligentna” toaleta. O oczywistych czajniku, suszarce, czy klimatyzacji nawet nie wspominam.
W koreańskich miastach bardzo często spotyka się przejścia dla pieszych, którymi można przejść skrzyżowanie na skos. Mimo wielkiej miłości Koreańczyków do aut (zwłaszcza tych dużych), nie zauważyłem, żeby powodowało to jakieś korki, a dla pieszych jest sporym ułatwieniem.
Obiadokolację postanowiliśmy zjeść w pobliskim centrum handlowym Homeplus Yeongtong Branch (https://maps.app.goo.gl/r8c7nUrNJC7GmD5L8). Na parterze (albo na pierwszym piętrze, dokładnie już nie pamiętam) znajduje się wiele lokali z jedzeniem. Zamawia się na ekranie dotykowym, a następnie płaci kartą i otrzymuje wydruk z numerem. Odpowiednio stoisko powinno otrzymać nasze zamówienie i na podstawie tego wydruku możemy je odebrać w ciągu kilku minut. Pewnym utrudnieniem jest to, że wszystkie ekrany obsługują jedynie język koreański, ale na szczęście wszystkie potrawy mają obrazki, więc z pomocą aplikacji do tłumaczenia nie powinno być problemów z wyborem. Podobnie jak w restauracji w Garden of Morning Calm, wodę można było sobie samemu nalać za darmo, do metalowych, wielorazowych (pochwała za ekologię) kubeczków. Niestety tylko bardzo, bardzo zimną – gorąca została wyłączona ze względu na wypadki z poparzeniami (a przynajmniej tak napisano na kartce obok automatu). Za dwa bibimbapy z poniższych zdjęć zapłaciliśmy 17 tysięcy wonów (ok. 54 zł). Po jedzeniu poszliśmy jeszcze obejrzeć sklepy znajdujące się na wyższych piętrach. Polecam podczas wizyty w Korei odwiedzić klasyczny supermarket i tam kupić jakies przysmaki, które można przywieźć do Polski. Wybór będzie zdecydowanie większy, niż w sklepikach typu 7-Eleven, a ceny niższe. Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie - chociażby Lotte produkuje wiele słodkości bez cukru. Jeśli będziecie mieli okazję, to wejdźcie też do elektromarketu. O ile te nasze mają na wystawach głównie chłam, którego nikt by w internecie nie kupił, to w koreańskich będziecie mogli zobaczyć na wystawie te wszystkie szafy parowe, wielkie oczyszczacze powietrza i elektroniczne inteligentne deski klozetowe. Niestety nie mam zdjęć ze sklepów, ale i tak polecam.
Dzień 11, niedziela (29.10.2023)
Nasz hotel w Suwon położony był niedaleko głównej siedziby Samsung Electronics, najbardziej zyskownego oddziału tego koreańskiego czebola. Natomiast zabytkowa część, w tym forteca Hwaseong, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, leżała kilka kilometrów dalej. Rano więc opuściliśmy hotel i pojechaliśmy szukać jakiegoś parkingu. Niestety po godzinie jedenastej wszystkie były już w pełni zajęte i praktycznie przed każdym ustawiała się kolejka do wjazdu. Na początku chwilę pokrążyliśmy, ale w końcu również my ustawiliśmy się w kolejce na parking Suwon Museum of Art (https://maps.app.goo.gl/Q9ndzaNToc1rzYuu5). Po około 20 minutach oczekiwania udało nam się wjechać i udaliśmy się na spacer oraz późne śniadanie w Ediya Coffee (https://maps.app.goo.gl/7xEAaGS6B1G6vfWq5). Dwie kanapki i kawa to wydatek 12700 wonów (40 zł). Do tego skusiliśmy się na sprasowanego croissanta za 3300 wonów (10 zł) - w ciągu minionych kilku dni widzieliśmy ten produkt kilkukrotnie. Na TikToku i Reddicie również znalazłem wpisy o nim, więc być może to rzeczywiście jakiś koreański hit ostatnich lat.
Na południowy-wschód od bramy Paldalmun (jednej w czterech bram fortecy w Suwon) rozciąga się bardzo wiele marketów (https://maps.app.goo.gl/LDG7b3SSQiGjuM6C9), na których można kupić dosłownie wszystko – od odzieży i biżuterii, przez żywe kraby, po możliwość zjedzenia czegoś na stoiskach ze street foodem. W Korei nie obowiązuje zakaz handlu w niedzielę, więc południe, tego dnia, to bardzo dobry moment na wizytę w takim miejscu. Najbardziej sposobał nam się Jidong Market, która jest ogromną przestrzenią restauracyjną, gdzie można zjeść potrawy przygotowywane na wielu stoiskach. Nie byliśmy jeszcze głodni, a ruch był dość duży, ale jeśli kiedyś jeszcze uda mi się odwiedzić Suwon, to posiłek w tym miejscu z pewnością będzie jednym z punktów programu.
Niestety po samej fortecy nie udało nam się pospacerować. Wróciliśmy na parking, poszliśmy do parkomatu, aby zapłacić i niestety okazało się, że żadna z kart płatniczych nie działa (a miałem kilkanaście różnych). Podczas moich prób cena za postój wzrosła z początkowych 4500, przez 4800, na 5100 wonów. Na szczęście pewna Koreanka akurat pojawiła się przy parkomacie i przy pomocy Google Translate poprosiliśmy ją, żeby zapłaciła swoją kartą, a my oddamy jej gotówkę (chcieliśmy dać 6 tysięcy, wzięła tylko 5). Po raz kolejny okazało się, że stereotypy na temat skrytości Koreańczyków i ich zamknięcia na obcokrajowców, głoszone przez niektórych YouTuberów, to nieprawda, a na pewno nie wobec turystów, którzy potrzebują pomocy.
Nasz hotel – czterogwiazdkowy Orakai Daehakro znajduje się w okolicy Gwangjang Market i pałacu Changgyeonggung, a więc niedaleko największych, zabytkowych atrakcji stolicy. Trasa spod fortecy w Suwon, to 42 kilometry, które zajęły nam półtorej godziny. Nocleg zarezerwowany był przez Agodę i kosztował 406 zł. O ile podczas wizyty w Seulu na początku wyjazdu, ceny pokoi były horrendalne, to tutaj świadomie dopłaciliśmy, jako że była to nasz ostatnia noc w Korei. Natomiast jeśli dobrze pamiętam, to dało się znaleźć coś dość przyzwoitego, w niezłej lokalizacji, za trochę ponad połowę tej kwoty.
Parking podziemny dla gości jest za darmo (wjeżdżamy bez pytanie, a przy zameldowaniu trzeba podać numer rejestracyjny auta), co jest dużą zaletą, bo dla osób z zewnątrz kosztuje aż 1000 wonów za każde 10 minut (czyli równowartość ok. 18 zł za godzinę). Co zabawne (ale ktoś może uznać, że nawet trochę seksistowskie), część miejsc jest pomalowana na różowo i chyba przeznaczona dla kobiet. Sam pokój jest bardzo ładny, ale nie ma tych elementów wyposażenia, którymi zachwycałem się w poprzednich częściach relacji, poza Seulem.
Po zakwaterowaniu przyszła pora na zwrot naszego Hyundaia, który świetnie się spisał podczas zwiedzania Półwyspu Koreańskiego. Korków nie ma i po 20 minutach jazdy jesteśmy już po drugiej stronie rzeki Han, w dzielnicy Gangnam. Na podstawie KakaoMap myślałem, że będzie to stacja z obsługą, niestety okazało się, że musimy poradzić sobie sami. A nie jest to takie łatwe – jedynym dostępnym językiem jest koreański, a ekranów do przejścia jest więcej, niż przy instalacji programu w systemie Windows. W dodatku niektóre z nich będą zaskoczeniem dla europejskiego turysty, bo proszą o dotknięcie podkładki anty-statycznej, czy pytają na ile rat rozłożyć płatność. W dodatku jeśli zbyt długo będziemy czekać między płatnością, a tankowaniem, trzeba będzie rozpoczynać od nowa, a na karcie zostaną dwie blokady (co może być problemem jeśli ktoś ma niski limit na karcie). Na szczęście Koreańczycy, widząc że nie jesteśmy biegli w obsłudze ich stacji, byli pomocni i wsparli nas.
Po kilkunastu minutach od ciekawego tankowania dojeżdżamy do siedziby Lotte Rent-a-car i oddajemy auto. Obsługa jest bardzo miła i dodatkowo informuje nas, że dostaniemy zwrot za niewykorzystane godziny (rezerwację mieliśmy do 21, a jest dopiero 18.30). Przy wypożyczaniu auta z systemem bezkluczykowym, pamiętajcie aby oddać kluczyki! Stacyjki nie ma, więc trzyma się je cały czas w kieszeni i można zapomnieć ? Po zdaniu auta idziemy do pobliskiej restauracji Obongjip Samsung i zamawiamy ośmiornicę. Za porcję dla dwóch osób płacimy 26 tysięcy wonów (82 zł). Dodatki można sobie dobierać do woli, bez dodatkowych opłat.
Następnie metro zabiera nas pod Lotte World Tower – najwyższy budynek nie tylko w Korei, ale we wszystkich krajach OECD i szósty najwyższy na świecie. Ma 123 naziemne piętra i całkowitą wysokość 555 metrów. Wikipedia mówi, że marzeniem Shin Kyuk-ho, czyli założyciela firmy Lotte, była właśnie budowa takiego budynku. Udało mu się to w 2016 roku, a w 2020 roku zmarł. Bilety na taras widokowy – Seoul Sky, który znajduje się na najwyższych piętrach, dostaliśmy za darmo za to, że wypożyczyliśmy auto w Lotte, w jednym z oddziałów w Seulu, na ponad 72 godziny. Zastanawialiśmy się czy będzie kolejka do wejścia, ale w niedzielny wieczór turystów nie było wielu i w ogóle nie czekaliśmy na wjazd.
To już ostatnia atrakcja tego dnia. Po wyjściu z metra, w drodze do hotelu, przechodzimy przez Gwangjang market, który odwiedziliśmy tydzień wcześniej, i który opisałem w poście na temat dnia nr 3. Wtedy, w sobotni wieczór, nie dało się tam przecisnąć. Teraz, w niedzielę, około dwudziestej drugiej, miejsce to jest prawie puste. Działają jedynie stoiska ze street foodem, z których korzystają nieliczni obcokrajowcy. My też skusiliśmy się na ostatni hotteok w czasie wyjazdu, tym razem po zaledwie 1500 wonów (5 zł) za sztukę.Bonus – motoryzacja w Korei
Zanim zakończę relację, to postanowiłem dodać pewien bonus o koreańskich samochodach. Jeśli kogoś nie interesuje ten temat, to zapraszam do kolejnego posta, który będzie ostatnim, albo przedostatnim. Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę, to piankowe odbojniki na drzwiach prawie wszystkich samochodów. Nie jestem estetą, ale jak dla mnie wyglądają okropnie :P Ich użycie może natomiast uzasadniać to jak wiele aut mają Koreańczycy i jakie one są duże w tak gęsto upakowanym kraju. W Korei, w przeciwieństwie do Polski, samochody mają też przyciemniane wszystkie boczne szyby.
Korea Południowa ma powierzchnię około 100 tysięcy kilometrów kwadratowych, na której żyje ponad 52 miliony osób. Daje to imponującą gęstość zaludnienia ponad 500 osób na kilometr kwadratowy. To dużo więcej niż najgęściej zaludniona spośród krajów europejskich, Holandia (z tym że Holandia jest płaska jak stół, a dużą część Korei zajmują góry). Mimo to Koreańczycy kupują podobną ilość aut, co liczniejsze narody, jak Francuzi, czy Włosi. W tym azjatyckim kraju w 2018 roku sprzedało się ponad 1,8 mln nowych samochodów, w 2023 będzie ich niewiele mniej (oficjalnych danych jeszcze nie ma). Z tego ponad 85% to pojazdy produkcji krajowej.
Stereotypowo mogłoby się wydawać, że w Korei ludzie jeżdżą jakimiś małymi kei-carami, ale w rzeczywistości takich aut jest bardzo mało. Są to przede wszystkim Kia Morning (znana u nas Picanto) i ewentualnie oparte na nich Kia Ray, podobna do japońskich kei-carów oraz Hyundai Casper, stylizowany na podwyższonego crossovera. Ten ostatni model można wypożyczyć w niektórych oddziałach Lotte. W Korei istnieją ulgi podatkowe dla samochodów krótszych, niż 360 cm i węższych niż 160 cm i wszystkie te trzy modele (oraz wszystkie dotychczasowe generacje Picanto) mają wymiary zaledwie o kilka milimetrów mniejsze. Ciekawym rozwiązaniem w przypadku modelu Ray jest to, że drzwi po lewej stronie są otwierane normalnie, a po prawej tylne są odsuwane i nie ma w ogóle środkowego słupka.
W Korei nie istnieją samochody w nadwoziu kombi. Kiedy Kia sprzedawała u nas model Optima (jeszcze do 2020 roku), to wersję z praktycznym nadwoziem przygotowano specjalnie i wyłącznie na rynki europejskie. Tutaj natomiast nadal rządzą sedany, które w Europie są na wymarciu.
W Europie prawie wyginęły również vany, ale w Korei mają się dobrze. Kia Carnival jest bardzo popularnym samochodem i do tego często występuje w wersji z podwyższonym dachem. A Hyundai Staria, który ma się niedługo pojawić i w Polsce, rzeczywiście wygląda jak z innej planety.
Nie przeszkadza to w tym, że moda na SUV-y również dotarła na Półwysep Koreański. Kompaktowy Seltos nie jest u nas dostępny. Natomiast pozaeuropejski Sportage jest ok. 15 cm dłuższy. Natomiast model innej koreańskiej marki - Ssangyong Torres, można kupić również od kilku miesięcy w Polsce.
Natomiast autem, które mi się niebywale spodobało jest najnowszy Hyundai Grandeur. Dwie z poprzednich generacji tej 5-metrowej limuzyny klasy średniej-wyższej były oferowane w Europie, ale niestety nie poradziły sobie z niemieckimi producentami klasy premium. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to takim autem jeździł główny bohater serialu „Tygrysy Europy”. Natomiast obecna generacja, zaprezentowana pod koniec 2022 roku, wygląda obłędnie i jeszcze bardziej kosmicznie, niż wspomniana wcześniej Staria. Co interesujące, ten spory pojazd, w ciągu pierwszych 11 miesięcy 2023 roku, jest najpopularniejszym samochodem sprzedawanym w Korei. Myślę że pomaga w tym znakomita cena – internet wspomina, że podstawowa wersja zaczyna się od równowartości około 120-150 tysięcy złotych, czyli tyle, co średnio wyposażony kompakt w Europie.
Luksusowe Hyundaie od kilku lat sprzedawane są pod marką Genesis. W ofercie są zarówno limuzyny, jak i SUV-y, w tym modele elektryczne. Jakby ktoś był chętny, to najbliższy salon sprzedaży w Berlinie.