Zrobiłem sobie listę fajnych miejsc do zobaczenia. Wszystko można na piechotkę. Na pierwszy ogień idzie Plac Parlamentarny na którym stoi pomnik królowej Wiktorii.
Wspinam się wąskimi uliczkami na wzgórze gdzie znajduje się pochodzący z 18 wieku Fort Fincastle (wejście płatne)
A obok ikoniczne Schody Królowej:
Lokaleska mi pięknie zapozowała:
Przejście Bay Street to atrakcja sama w sobie. Po drodze bardzo drogie sklepy oraz Straw Market – miejski bazar z mydłem i powidłem a głównie z pamiątkami dla turystów:
Na nadmorskiej promenadzie wysyp turystów z wycieczkowców w strojach dość swobodnych. I kolejna obserwacja. Miejsce na sporty wodne, skutery, itp. oblegane przez turystów czarnoskórych – białych tu nie uświadczysz.
Kończę spacer w polecanej na forach knajpce Twin Brothers:
Zamawiam ich specjalność Fried Concha z plantanami:
Pycha! Ostatni spacer po mieście, podziwianie mew karaibskich, muzeum niewolnictwa czas zbierać się na lotnisko.
Wyspę Atlantis z parkiem wodnym zostawię sobie na kiedy indziej jak przyjadę tu z rodziną. Na lotnisku jeszcze zasłużony lokalny drink – rum punch:
Czeka mnie lot do Syracuse z krótką przesiadką w Waszyngtonie więc trzymam kciuki aby pierwszy odcinek był na czas. Niestety nad Miami nadciągnęła w międzyczasie wielka burza i cały region Karaibów zaczyna mieć zaburzone połączenia. Mnie do Waszyngtonu ma zabrać American Airlines, który przyleci właśnie z Miami. Patrzę na Flightradar24 i całe Miami stoi na płycie ☹ No fatalnie. Za chwilę moja przesiadka robi się nieaktualna bo opóźnienie wylotu robię się parogodzinne. W końcu Miami odblokowane i jest szansa, że samolot jeszcze dziś odleci. Muszę zanocować w Waszyngtonie. Nie ma porannego lotu do Syracuse więc walczę z AA na czacie o przebukowanie mnie na poranny samolot na LaGuardię w Nowym Yorku, dojadę na spotkanie po prostu samochodem. Czat American Airlines jest robiony przez chatbota ale jak zaczynam zadawać trudniejsze pytania to włącza się w którymś momencie żywa istota. Przebukowanie miejsca docelowego na inne miasto w AA jest możliwe jeżeli odległość jest mniejsza niż 300mil. Sprawdzam w Google mapie i jest to na szczęście 266mil ?. Muszę jeszcze przekonać o tym agenta na czacie, który twierdzi coś przeciwnego. Na szczęście po paru słownych utarczkach przyznaje mi rację i mam swoją rezerwację na rano. Zdążę na szczęście na spotkanie służbowe tylko muszę przejechać 200 mil samochodem. To już pikuś.
Nieplanowana wizyta w Nowym Yorku mi się zrobiła:
Moja podróż biznesowa trwa dalej bez większych zakłóceń. Wjeżdżam jeszcze samochodem z Detroit do Widsor w Kanadzie na parę godzin – na granicy bez żadnych problemów w obie strony. Powrót z Detroit AirFrance na A350 przez CDG do Warszawy. Ze zmęczenia oba loty powrotne przesypiam w prawie całości. Na longhaulu dawali na ciepło ale jak na Franzcuzów to żarcie poniżej krytyki:
Bahamy i narty udały się bardzo. Polecam każdemu podczas podróży do Stanów takie przerywniki okołoweekendowe jeżeli jest taka możliwość. Narty w Kolorado może nie są tanie ale jak się robi taki wypad „przy okazji” innej podróży to już koszty nie różnią się bardzo od wyjazdu np. w Alpy.
Relacja jak zwykle rewelacja. Zastanawiam się tylko czy opłaca Ci się targać ze sobą ciężkie buty narciarskie (wiem swoje to najlepsze), ale pewnie i tak masz nadawany bagaż. No właśnie tylko problem by się pojawił w przypadku zgubienia bagażu przez linie przy takiej gonitwie czasowej?
Swietna podroz i relacja! Tez robie podobnie, zawsze jesli tylko sie da, uatrakcyjniajac podrozowanie sluzbowe dodatkowymi "stopami"
;)A swoja droga, sporty zimowe w USA to szalenstwo, cenowe
;) O absurdalnosci cen karnetow tam powstalo sporo materialow (na przyklad ten ponizej), a zarzadzanie osrodkami przypomina to z disneylandow... Mnie na to nie namowia.https://www.youtube.com/watch?v=S46iJIk3t70
Bardzo fajna Twoja relacja @hiszpan, świetnie się czyta i ogląda. Też bardzo lubię przerywniki podczas służbowych wyjazdów, tylko nie za często wycieczki służbowe mi sią przytrafiają
;) .Co do cen w kurortach narciarskich Kolorado: noclegi, jedzenie w podobnych cenach są we wszystkich ważniejszych miejscach: Aspen, Breckenridge czy Vail. Ale karnety na wyciągi najdroższe ma właśnie Vail.
Przyznam, że ilość wspaniale przygotowanych tras i wyciągów (39!) w Vail w jakimś stopniu kompensuje wysoką cenę karnetu. Najgorsze to kupić drogo karnet i narzekać na muldy i duże kolejki do wyciągów co niestety staje się standardem w większości ośrodków w Polsce i nie tylko.Przyznaję, że to był imho najlepszy ośrodek narciarski w którym byłem do tej pory a trochę ich na świecie zwiedziłem...
Skipass na te 3 dni w Vail to pewnie >700 USD?Jak ktoś chce przyoszczędzić, to można spróbować nawiązać relację z jakimś lokalsem który ma gold pass i na kilka dni udostępni taniej... Umiarkowanie to "legalne", ale działa
;)Tak czy owak zazdroszczę, bo szusowanie tam ma jednak trochę inny wymiar niż w Europie
Nie jeździłem niestety w Vail, a tylko ponad 10 lat temu na Mt. Shasta. Wspominam jako zagrzybiałą infrastrukturę, za to niemal puste stoki, dobry snowpark, sporo opcji na fajne offpiste i dużo powderu. To wszystko okraszone było dużą życzliwością i chęcią integracji ze strony lokalsów, którzy chcieli nieba przychylić, a nie naciągnąć na kasę. Dla mnie była to wtedy super odskocznia od realiów alpejskich (o podhalańskich nie wspominając
;) ).
QbaqBA napisał:Skipass na te 3 dni w Vail to pewnie >700 USD?(...)szusowanie tam ma jednak trochę inny wymiar niż w EuropieCiagnac ot, tez jestem ciekaw czym jest ten inny wymiar. Bo placenie 250 usd / dzien, zamiast na przyklad 60 eur / dzien w Grandvalirze w Andorze kazaloby mi sie mocno zastanowic czy az tak lubie sporty zimowe
;)
No niestety. Pandemia i napływ bogaczy "w górską dzicz" zrobiły swoje, ceny odkleiły się od realiów zwykłego zjadacza chleba. Gdzieś ostatnio czytałem artykuł o którymś z miasteczek w Colorado, gdzie oferując pensje za proste prace rzędu >10k USD/mc nie mogą ściągnąć chętnych, bo nie sposób się utrzymać w okolicy za taką kasę...Ja te lata temu jeździłem "na patencie", ale z tego co kojarzę w 2012 roku skipass na cały sezon, obejmujący Vail, Breckenridge i jeszcze kilka ośrodków to było 650 USD...
;)
brzemia napisał:Ale jaki ten inny wymiar jest?Wyslane z telefonu przez TapatalkaNo trzeba uczciwie przyznać, że nie ma innego wymiaru przy tak dużej różnicy cenowej. Oczywiście nienagannie utrzymane stoki, szeroko, wszystko sprawne itp ale śnieg to śnieg i jazda jest taka sama. Po prostu nie sprawdziłem cen karnetów przed wyjazdem, kupowałem je już w stroju narciarskim pod stokiem. Jak zapewne czytaliście i tak to był wypad przy okazji. Przełknąłem ceny (i awanturę z żoną po powrocie
;) ) i po prostu pojeździłem sobie na maksa przez trzy dni.
brzemia napisał:Ale jaki ten inny wymiar jest?Wyslane z telefonu przez TapatalkaTrochę o tym innym wymiarze możesz zobaczyć w filmiku, który podesłałem wyżej. Głównie chodzi o stoki, różnorodność, krajobrazy ale i jazdę poza trasami.Ale wiadomo:"Miękkie to, białe, co się panu może stać?"więc są to szczegóły.Co do ski passów, cały czas jest epic pass czyli za ok 1k USD karnet na cały rok na kilkanaście (kilkadziesiąt?) ośrodków. Co ciekawe obejmuje teraz także ośrodki w Japonii i Europie. Zatem przy wypadzie USA + ferie w Alpach już może się opłacać. https://www.vail.com/plan-your-trip/lift-access/passes
Zrobiłem sobie listę fajnych miejsc do zobaczenia. Wszystko można na piechotkę. Na pierwszy ogień idzie Plac Parlamentarny na którym stoi pomnik królowej Wiktorii.
Wspinam się wąskimi uliczkami na wzgórze gdzie znajduje się pochodzący z 18 wieku Fort Fincastle (wejście płatne)
A obok ikoniczne Schody Królowej:
Lokaleska mi pięknie zapozowała:
Przejście Bay Street to atrakcja sama w sobie. Po drodze bardzo drogie sklepy oraz Straw Market – miejski bazar z mydłem i powidłem a głównie z pamiątkami dla turystów:
Na nadmorskiej promenadzie wysyp turystów z wycieczkowców w strojach dość swobodnych. I kolejna obserwacja. Miejsce na sporty wodne, skutery, itp. oblegane przez turystów czarnoskórych – białych tu nie uświadczysz.
Kończę spacer w polecanej na forach knajpce Twin Brothers:
Zamawiam ich specjalność Fried Concha z plantanami:
Pycha!
Ostatni spacer po mieście, podziwianie mew karaibskich, muzeum niewolnictwa czas zbierać się na lotnisko.
Wyspę Atlantis z parkiem wodnym zostawię sobie na kiedy indziej jak przyjadę tu z rodziną.
Na lotnisku jeszcze zasłużony lokalny drink – rum punch:
Czeka mnie lot do Syracuse z krótką przesiadką w Waszyngtonie więc trzymam kciuki aby pierwszy odcinek był na czas.
Niestety nad Miami nadciągnęła w międzyczasie wielka burza i cały region Karaibów zaczyna mieć zaburzone połączenia. Mnie do Waszyngtonu ma zabrać American Airlines, który przyleci właśnie z Miami. Patrzę na Flightradar24 i całe Miami stoi na płycie ☹ No fatalnie. Za chwilę moja przesiadka robi się nieaktualna bo opóźnienie wylotu robię się parogodzinne. W końcu Miami odblokowane i jest szansa, że samolot jeszcze dziś odleci. Muszę zanocować w Waszyngtonie. Nie ma porannego lotu do Syracuse więc walczę z AA na czacie o przebukowanie mnie na poranny samolot na LaGuardię w Nowym Yorku, dojadę na spotkanie po prostu samochodem.
Czat American Airlines jest robiony przez chatbota ale jak zaczynam zadawać trudniejsze pytania to włącza się w którymś momencie żywa istota. Przebukowanie miejsca docelowego na inne miasto w AA jest możliwe jeżeli odległość jest mniejsza niż 300mil. Sprawdzam w Google mapie i jest to na szczęście 266mil ?. Muszę jeszcze przekonać o tym agenta na czacie, który twierdzi coś przeciwnego. Na szczęście po paru słownych utarczkach przyznaje mi rację i mam swoją rezerwację na rano. Zdążę na szczęście na spotkanie służbowe tylko muszę przejechać 200 mil samochodem. To już pikuś.
Nieplanowana wizyta w Nowym Yorku mi się zrobiła:
Moja podróż biznesowa trwa dalej bez większych zakłóceń. Wjeżdżam jeszcze samochodem z Detroit do Widsor w Kanadzie na parę godzin – na granicy bez żadnych problemów w obie strony.
Powrót z Detroit AirFrance na A350 przez CDG do Warszawy. Ze zmęczenia oba loty powrotne przesypiam w prawie całości. Na longhaulu dawali na ciepło ale jak na Franzcuzów to żarcie poniżej krytyki:
Bahamy i narty udały się bardzo. Polecam każdemu podczas podróży do Stanów takie przerywniki okołoweekendowe jeżeli jest taka możliwość. Narty w Kolorado może nie są tanie ale jak się robi taki wypad „przy okazji” innej podróży to już koszty nie różnią się bardzo od wyjazdu np. w Alpy.