Zajeżdżamy w końcu na nasz ostatni nocleg – Nyati Safari Camp Dojazdówka do campu jest totalnym off-roadem, po drodze trafiamy na stado żyraf i zebr. No jesteśmy dobre 3 kilometry od bramy parku:
Spotykamy też miejscowe kobiety zbierające chrust na opał
Zostawiamy w campie tylko graty, jemy szybki obiadek i pędzimy do bramy parku Amboseli, jest dopiero 15-sta:
Opłaty takie same jak w parku Lake Nakuru:
Na niebie niesamowite zjawiska pogodowe, z jednej strony świeci słońce a na horyzoncie pojedyncze ściany deszczu, wygląda to nieziemsko
Park Amboseli to jedna wielka sawanna poprzedzielana mokradłami i jeziorami.
W pewnym momencie wydaje nam się, że widzimy dym, czy to pożar sawanny? Podjeżdżamy bliżej i okazuje się, że to pojedyncze diabełki pyłowe podrywane przez wiatr, sypie piachem na wszystkie strony!
Nagle wiatr się wzmaga i na naszych oczach formuje się wielkie tornado pyłowe. Zjawisko jest tak niesamowite, że stoimy w pojeździe z rozdziawionymi ustami.
Jest dosłownie kilkaset metrów od nas i obraca się majestatycznie.
Widok jest fantastyczny, jeszcze z tłem z chmurami burzowymi na horyzoncie.
Trwa to tylko kilkanaście minut i kolumna piachu rozpada się nagle.
Jesteśmy tu zupełnie sami, w całym parku są może jeszcze ze trzy samochody. Zwierząt jest akurat jak na lekarstwo, pojedyncze antylopy, zebry i ptaki. Sporo jest ładnych żurawi – koronników szarych
Gonimy gdzieś aby zobaczyć lwa ale jest zbyt daleko na dobre ujęcie, przemyka między zaroślami i siada do nas tyłem.
Po burzy piaskowej dopada nas gargantuiczna ulewa, która trwa równiutkie 10 minut i spłukuje cały piasek z naszego samochodu. Potem wychodzi jeszcze słońce i odsłania się fragment Kilimandżaro, które gdzieś tu w okolicy góruje nad horyzontem
Zapada zmierzch i wracamy do campu bogatsi o nowe doświadczenia, tym razem z niesamowitą przyrodą, która potrafi wytworzyć takie szokujące zjawiska pogodowe.
Śpimy w namiotach posadowionych na wysokich podmurówkach, tłumaczą nam, że to w obawie przez lwami. Trochę się uśmiecham bo wydaje mi się, że to taka opowieść na dodanie „klimatu” do tego miejsca. Oj.. jak bardzo się mylę przekonam się już następnego dnia ?
c.d.n.Ostatni dzień wita dobrą pogodą, która już nas nie opuści aż do odlotu. Bo dziś już wracamy, wieczornym lotem z Nairobi przez Paryż do Warszawy. Pytam dzieciaków czy chcą coś jeszcze zobaczyć – ależ tak! Są napaleni na kolejny dzień odglądania przyrody i zwierząt w parku, jestem dumny! Ale dopiero o 6 rano po szybkim śniadanku ruszamy zobaczyć w świetle dnia atrakcje parku Amboseli.
Przy śniadaniu lokalesi coś mocno podnieceni, twierdzą, że w nocy lwy podeszły pod obóz i trzeba było interweniować! No ale jak to? Jesteśmy parę kilometrów od bramy parku przecież? Uśmiecham się pod nosem z niedowierzaniem. Wczoraj nie zwróciłem uwagi ale na wjeździe mamy bramkę wyposażoną w wystające druty i dookoła kampu pełno ogrodzenia z drutami na sztorc. To właśnie przeciw lwom i słoniom.
Odjechaliśmy może 500m od bramy i nagle…
No są, leniwie przechodzą obok dwa osobniki…. Uuuups, a jednak z nas nie żartowali!
Ledwo wjechaliśmy do parku a już napatoczyło się nam spore stado słoni
Ładnie wyglądają na tle balonów (taka przejażdżka balonem rano kosztuje 400usd za 1,5 godziny)
Obserwujemy młode z matkami
Duży samiec podchodzi do nas ale nie zachowuje się agresywnie
Stado postanawia przeciąć nam drogę, podjechało też kilka innych samochodów
No tak, tutaj pełna symbioza
No i w końcu chmury się rozstępują i jest!
Pokazuje się nam Kilimandżaro prawie w całej okazałości. Widok zaiste imponujący
Widzę, że niezależnie jakie plemię afrykańskie, żelazny pkt, czyli rozpalanie ognia przy pomocy drewna i tarcia, musi być:). Wcześniej widzieliśmy to u Masajow, w tym roku w wiosce pokazowej Damara
:)
Niesamowita relacja i przepiękne zdjęcia. Przeżyliście Państwo wspaniałą przygodę. Ja także planuję taką przeżyć na początku lutego 2025 zabierając do Kenii 2 moich dzieciaków i żonę. Czy podzieli się Pan namiarem na kierowcę? Czy Kierowcę załatwiał Pan osobno a osobno w ramach oferty z lokalnego biura noclegi, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem? Serdecznie pozdrawiam.
Tu namiar do naszego kierowcy Martina +254723442842 kontakt przez Whatsapp oczywiście. Pogadaj z nim i napisz co się konkretnie interesuje. Pisałem w relacji o cenach więc będziesz miał pogląd które opcje są najbardziej opłacalne.
Zajeżdżamy w końcu na nasz ostatni nocleg – Nyati Safari Camp
Dojazdówka do campu jest totalnym off-roadem, po drodze trafiamy na stado żyraf i zebr. No jesteśmy dobre 3 kilometry od bramy parku:
Spotykamy też miejscowe kobiety zbierające chrust na opał
Zostawiamy w campie tylko graty, jemy szybki obiadek i pędzimy do bramy parku Amboseli, jest dopiero 15-sta:
Opłaty takie same jak w parku Lake Nakuru:
Na niebie niesamowite zjawiska pogodowe, z jednej strony świeci słońce a na horyzoncie pojedyncze ściany deszczu, wygląda to nieziemsko
Park Amboseli to jedna wielka sawanna poprzedzielana mokradłami i jeziorami.
W pewnym momencie wydaje nam się, że widzimy dym, czy to pożar sawanny? Podjeżdżamy bliżej i okazuje się, że to pojedyncze diabełki pyłowe podrywane przez wiatr, sypie piachem na wszystkie strony!
Nagle wiatr się wzmaga i na naszych oczach formuje się wielkie tornado pyłowe. Zjawisko jest tak niesamowite, że stoimy w pojeździe z rozdziawionymi ustami.
Jest dosłownie kilkaset metrów od nas i obraca się majestatycznie.
Widok jest fantastyczny, jeszcze z tłem z chmurami burzowymi na horyzoncie.
Trwa to tylko kilkanaście minut i kolumna piachu rozpada się nagle.
Jesteśmy tu zupełnie sami, w całym parku są może jeszcze ze trzy samochody. Zwierząt jest akurat jak na lekarstwo, pojedyncze antylopy, zebry i ptaki. Sporo jest ładnych żurawi – koronników szarych
Gonimy gdzieś aby zobaczyć lwa ale jest zbyt daleko na dobre ujęcie, przemyka między zaroślami i siada do nas tyłem.
Po burzy piaskowej dopada nas gargantuiczna ulewa, która trwa równiutkie 10 minut i spłukuje cały piasek z naszego samochodu. Potem wychodzi jeszcze słońce i odsłania się fragment Kilimandżaro, które gdzieś tu w okolicy góruje nad horyzontem
Zapada zmierzch i wracamy do campu bogatsi o nowe doświadczenia, tym razem z niesamowitą przyrodą, która potrafi wytworzyć takie szokujące zjawiska pogodowe.
Śpimy w namiotach posadowionych na wysokich podmurówkach, tłumaczą nam, że to w obawie przez lwami. Trochę się uśmiecham bo wydaje mi się, że to taka opowieść na dodanie „klimatu” do tego miejsca. Oj.. jak bardzo się mylę przekonam się już następnego dnia ?
c.d.n.Ostatni dzień wita dobrą pogodą, która już nas nie opuści aż do odlotu. Bo dziś już wracamy, wieczornym lotem z Nairobi przez Paryż do Warszawy. Pytam dzieciaków czy chcą coś jeszcze zobaczyć – ależ tak! Są napaleni na kolejny dzień odglądania przyrody i zwierząt w parku, jestem dumny!
Ale dopiero o 6 rano po szybkim śniadanku ruszamy zobaczyć w świetle dnia atrakcje parku Amboseli.
Przy śniadaniu lokalesi coś mocno podnieceni, twierdzą, że w nocy lwy podeszły pod obóz i trzeba było interweniować! No ale jak to? Jesteśmy parę kilometrów od bramy parku przecież? Uśmiecham się pod nosem z niedowierzaniem.
Wczoraj nie zwróciłem uwagi ale na wjeździe mamy bramkę wyposażoną w wystające druty i dookoła kampu pełno ogrodzenia
z drutami na sztorc. To właśnie przeciw lwom i słoniom.
Odjechaliśmy może 500m od bramy i nagle…
No są, leniwie przechodzą obok dwa osobniki…. Uuuups, a jednak z nas nie żartowali!
Ledwo wjechaliśmy do parku a już napatoczyło się nam spore stado słoni
Ładnie wyglądają na tle balonów (taka przejażdżka balonem rano kosztuje 400usd za 1,5 godziny)
Obserwujemy młode z matkami
Duży samiec podchodzi do nas ale nie zachowuje się agresywnie
Stado postanawia przeciąć nam drogę, podjechało też kilka innych samochodów
No tak, tutaj pełna symbioza
No i w końcu chmury się rozstępują i jest!
Pokazuje się nam Kilimandżaro prawie w całej okazałości. Widok zaiste imponujący
A ja tam właśnie wszedłem dokładnie rok temu, na majówkę (dla chętnych link do relacji tutaj: https://www.fly4free.pl/forum/na-dachu-afryki,213,171134 )
Podążamy ścieżkami parku w kierunku jezior i mokradeł, po drodze ptactwo – głównie czaple siwe
Stado impali przechadza się po naszej drodze, samce walczą nic sobie z nas nie robiąc
"ten kto wygra będzie mój!" ;)
Mijamy samotnego Masaja, jak się tu zabłąkał w parku?
Przy pierwszych rozlewiskach obserwujemy stada flamingów, tu jeszcze z daleka