0
adamkru 19 sierpnia 2025 18:47
Image
Image
Image
Image


Później już był tylko jeden z najlepszych burgerów jaki jadłem w życiu prosto z food trucka, powrót do hotelu, pakowanie, szybkie spanie… i o to jestem ponownie na lotnisku. Kierunek Fiji!Bula, bula

Image

Wszyscy chyba znają wodę Fiji jako jednego ze sponsorów US Open czy Wimbledonu.
Prestiżowy turniej, a woda jak woda. No chyba, że…

Lot na Fiji przyjemny. Były kocyki i jedzenie na pokładzie. Obsługa miała kwiaty we włosach. Po wyjściu z samolotu wszyscy, absolutnie wszyscy witają się z turystami słowami “Bula” czyli fidzijskim cześć. Od tego momentu bula będzie mi towarzyszyć przez kolejne 2 dni w zasadzie wszędzie.

Image

Image

Image

Kontrola paszportowa wyglądała mniej więcej tak:
Skąd przyleciałeś?
Z Sydney, a wcześniej Singapuru, Chin…
I wracasz później do Sydney?
Nie wracam, jutro lecę do LA
Czyli będziesz na Fiji jedną noc. A ile byłeś w Sydney?
2 noce… i tyle samo będę w LA….
Wtedy miły pan nie wytrzymał i wybuchł ze śmiechu. Wybuchając zdążył mi jeszcze wstawić pieczątkę na pamiątkę :-)

Image

Pamiętacie co się robi po lądowaniu? Wiadomo, że siku. Wchodzę do łazienki, myję już ręce kiedy wbiega do niej chłopak i od progu krzyczy po polsku:
Cześć! Słyszałem jak rozmawiałeś w samolocie i wspominałeś o polsce. Widziałem też, że masz polski paszport. No to pomyślałem, że zagadam.
Od słowa do słowa i okazało się, że Krzysiek też leci do LA ale wieczorem, a nie jak ja następnego dnia. Do tego ma wynajęty samochód. Taki sam wariat, który leci dookoła świata tyle, ze w 11 dni. No to skoro tak się wszystko ułożyło, że się spotkaliśmy padła propozycja nie do odrzucenia.
Krzysiek zaproponował, że chce chwilę pozwiedzać wyspę, a ja, że jak już pozwiedzamy to może wbić ze mną do hotelu popływać w basenie i skorzystać z plaży.

Odebraliśmy samochód i od razu pojechaliśmy na błotne, gorące źródła. Nie wiedziałem, że tutaj coś takiego istnieje. A istnieje. Taką szybka sympatyczna przygoda wśród zieleni. Trzeba się wysmarować błotem, odczekać aż utworzy się skorupa i później tą skorupę się zmywa w ciepłych basenach (pierwszy do zmycia skorupy, drugi dla relaksu, trzeci termalny dla jeszcze większego relaksu)

Image


Image

Image

Po basenach pojechaliśmy na publiczną plażę. Z tych publicznych podobno jedna z najlepszych. Do kitu była. Nie dało się tam spędzić czasu. Była po prostu brzydka, szara, bez ludzi.

Image

Miasto Nadi też nie robi wrażenia. Mając więc alternatywę wypasionego kurortu vs zwiedzanie miasta, w którym nic nie ma dl nas, pojechaliśmy do hotelu. Miałem rezerwację “punktową” w Sofitelu. Znaczy na bogato.

Mój plan na Fiji zakładał: odpoczynek! Ktoś spyta po czym odpoczywać przecież jestem na wakacjach. Wbrew pozorom łapanie samolotu za samolotem, zmiany miejsca, stref czasowych wymagają by czasem znaleźć odrobinkę czasu tak po prostu na poobijanie się i leżenie nad basenem. I to by się prawie udało gdyby nie zaczął lać deszcz.. włącznie z piorunami. Fakt, nie było zimno bo nadal ok 30’C ale dziwnie. Przylecieć na Fiji i nawet nie mieć zdjecia z palemką i niebieskim niebem. Trochę kicha. Mimo deszczu i piorunów zwiedzaliśmy cały kompleks hotelowy i piliśmy kavę przygotowaną w rytualny sposób. Kava przygotowywana jest z korzenia rośliny kavy, odmiany tutejszego pieprzu. Resztę deszczu postanowiliśmy przeczekać już przy barze.

Image

Image


Przy barze ściągnęliśmy uwagę innej grupy wczasowiczów ze względu na dziwny dla nich język w jakim mówiliśmy. Bo generalnie Fiji to taka baza wypadowa dla Australijczyków i Nowo Zelandczyków, coś jak dla Europejczyków Wyspy Kanaryjskie. Przez następne kilka godzin w powiększonym teamie Polsko - Nowo Zelandzkim opowiadaliśmy sobie “o kulturze i polityce.. ;-)” popijając niezwykłą zawartość butelki po wodzie Fiji, optymalizując znacznie koszty takiej posiadówki. Butelka Fiji mogła stać na stole bez pytania co to jest. Jestem pewien, że do tej pory nasza Nowo Zelandzka ekipa nie wierzy, że poznaliśmy się z Krzyśkiem raptem kilka godzin wcześniej ;-) Najważniejsze jednak, że deszcze przestał padać…

Image

…i następnego dnia wyszło pełne słońce! Które świeciło, paliło, palmy pozowały do zdjęć. A ja po prostu przez cały dzień się obijałem przy basenie i plaży. Aż do teraz kiedy czekam w saloniku na opóźniony samolot do LA. Zjarałem się jak rak. Martwi mnie trochę, że przez tak nagrzaną skórę jest mi strasznie zimno teraz. No ale może jak się wyśpię w samolocie będzie już wszystko ok.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Podsumowując Fiji jest ono jak ta woda zamknięta w butelce. Takie 2 oblicza. Kurorty hotelowe są piękne. Wszystko poza nimi jest inne. Czy warto tu przylecieć? Samemu na chwilę, w drodze jak najbardziej. Z rodziną z Polski wg mnie nie. Za daleko po prostu i za drogo. Wydaje mi się, że tak jak dla nas Polaków jeśli ma być egzotycznie to hotele na Karaibach są w stanie dostarczyć taką samą jakość, a do tego zaoferować przepiękne plaże, które tutaj też oczywiście są, tylko może nie w pobliżu Nadi. Ja oczywiście nie żałuję. Mega super było wpaść na Fiji na te moje 2 dni :-)

Wylatuję w piątek po 22.30.
Lot będzie trwał ok 10h.
Wyląduję w Los Angeles w piątek (ten sam piątek) ok 12:00 w południe.
Taki numer! Maszyna przeniesie mnie w czasie do godziny, która już była :-)First class

Business lounge na Fiji znacznie lepszy niż kilka ostatnich, w których byłem. Można zjeść na ciepło, na zimno i jak ktoś lubi to i napić się przed lotem. To nie dla mnie. Ja chciałem jak najszybciej wsiąść do samolotu, zamknąć oczy i lecieć. Moja skóra wyglądała jak rozżarzony węgiel. Tak że lepiej nie dotykać i nie ruszać się, żeby ubranie nie obcierało za bardzo.

Fiji airways chyba przewidziało taką możliwość w momencie przydzielania mi miejsca w samolocie. Bardzo nie lubię miejsc przy oknie na takich długich lotach. Wolę te środkowe przy korytarzu. Fiji jak na złość dało mi przy oknie. Ale posadziło obok nikogo i obok nikogo znowu nikogo. To juz 2 raz podczas moich lotów kiedy trafiła mi się taka miejscówka rodem z pierwszej klasy. Wiedziałem, że jak tylko pojawi się sygnał “spocznij” czyli, że można rozpiąć pasy będę pierwszy, który odleci. Odleciałem…

Image

Image

Image

Wstałem, rozciągnąłem się, przełożyłem na drugą stronę. Odleciałem…

Obudziłem się na śniadanie, a wielkie oczy zrobiłem jak kapitan powiedział, że w LA 17’C i pada deszcz.

Image


Kolejka do kontroli paszportowej w LA to koszmar. Ok 1,5h czekania z milionem ludzi na hali. Po prostu idzie się jak ślimak w mega wielkiej kolejce. Za to pytań było mało: zostałem jedynie zapytany po co tu przyjechałem, czy byłem kiedyś w stanach, gdzie i kiedy lecę dalej… tyle.

Lotnisko w Los Angeles jest jednym z najbardziej (jeśli nie najbardziej) zatłoczonych na świecie. Pierwsza myśl po wyjściu to jak teraz dojechać do miasta. Generalnie opcji jest kilka, z których ja wybrałam autobus LAX FlyAway. Najprostszy dojazd nowoczesnym autobusem: wsiada się na lotnisku, wysiada w mieście. Proste… byłoby gdyby ten autobus kursował jak należy. Czekałem ok 20 min, przyjechał, pomachał tabliczką, że nie ma miejsc, pojechał. Drugi tak samo. Trzeciego się nie doczekałem… Zmarnowałem pewnie ponad 40 minut stojąc i czekając na coś co miało nie nastąpić.

Dlatego znalazłem inny, alternatywny, jakże dobry transport… Bo tak: najpierw złapałem shuttle bus do metra. Później metro, takie naziemne, które zawiozło mnie pod most na skrzyżowaniu 2 autostrad. Trochę strasznie tam było. Tam wsiadłem do drugiej linii metra, czyli autobusu (tak autobusu), który zawiózł mnie następnie do centrum Los Angeles. Tam przesiadłem się do kolejnej linii metra jadącego w kierunku Hollywood. To ostatnie metro wyglądało jak metro. Normalne, pod ziemią.

Image


Jak wysiadłem było już blisko do hotelu, do którego wszedłem mokry, zmęczony, spalony, generalnie utytłany (o ile jest w ogóle takie słowo ale tak wyglądałem)… ta podróż od momentu wejścia do shuttle busa zajęła mi ok 1.5h. I wtedy pan w hotelu spytał :
-czy zostawiłeś samochód na parkingu?
-nie, nie mam samochodu
-to jak Ty tu dotarłeś bez samochodu?
-normalnie, metrem!
Spojrzał na mnie wtedy wzrokiem politowania, dał kartę i wskazał pokój.

Image

Image


Amerykanie jeżdżą samochodami. Nie metrem.
Metrem jeżdżą pracownicy lotnisk, barów, sklepów, Meksykanie, Kolumbijczycy, bezdomni… do tego stopnia, że metrze wszystkie ogłoszenia są w 2 językach: angielskim i hiszpańskim. Nie wiem czy słyszałem, żeby podczas mojej trasy ktoś po angielsku rozmawiał. Tylko hiszpański.

Image


Deszcz cały czas padał… tylko jak wyszedłem coś zjeść to jakby mocniej…

ImageCzy leci z nami pilot?

Tej nocy spałem jak zabity. Chyba dobre 11 godzin. Należało mi się. Pierwszą myśl jaką miałem po przebudzeniu to czy jeszcze pada deszcz. Może meteorolodzy jednak się pomylili i dzisiaj w Hollywood świeci piękne słońce? no i faktycznie deszcz przestał padać… zaczął lać.

Cytując klasyka: “…doświadczyliśmy każdego możliwego rodzaju deszczu. Były małe kapuśniaczki i wielkie ulewy. Deszcz zacinający z boku i taki, co padał jakby z dołu w górę. Kurczę, lało nawet w nocy…”

Ubrałem się w co mogłem, dokumenty zapakowałem w worek śniadaniowy z IKEA. Oczywiście ani parasolki, ani płaszcza przeciwdeszczowego nie mam ze sobą. W tak krótkiej podróży nie ma przewidzianego czasu na czekanie bo kiedyś przestanie przecież padać. Nie. Nie przestanie.

Image

Kafejka gdzie mogłem zjeść śniadanie była niedaleko. Wszedłem do niej już nieźle mokry. Za to wypiłem pyszną kawę, zjadłem przepyszne śniadanie i rozgrzałem się wewnętrznie na tyle, żeby dotrzeć do kolejnego celu mojej podróży czyli zobaczenia znaku Hollywood z obserwatorium Griffith.

Image

Najpierw kawałek metrem, potem autobusem i znalazłem się pod obserwatorium. Pływaliście kiedyś w zamglonych okularach pływackich? Jeśli tak to będziecie wiedzieli jaki widok miałem na znak Hollywood. Właśnie taki. Okulary można przetrzeć. Deszczu przetrzeć się nie dało. Lalo, wiał. Raz mocniej, a innym razem jeszcze mocniej niż mocniej…

Image

Image

Image

Schroniłem się na jakiś czas w obserwatorium. I chyba nawet nie tyle po to żeby wyschnąć, bo to było niemożliwe. Ale żeby mniej trzeba było mnie wykręcać, żeby wysuszyć. Samo obserwatorium okazało się jednak bardzo ciekawym miejscem. Poczytałem o planetach, wszechświecie, o tym jak powstała ziemia… a nawet znalazłem kulę ziemską, a nie płytę na 4-ech lwach :-)

Image

Ja skończyłem deszcz dalej lał.
W ulewie po kałużach, albo już raczej rzekach rwących biegłem do autobusu, który miał mnie zawieźć na dół do metra. A potem metro do hotelu żeby się trochę osuszyć.

Włożyłem suszarkę do buta i równolegle zacząłem ogarniać taxi do Beverly Hills. Nie jest to jakoś daleko bo zaledwie kilka kilometrów ale w tym deszczu nie da rady pójść pieszo. Zamówiłem więc jaguara od “Waymo”. To takie białe taksówki z wielką czapką na dachu.

Image

Są bardzo popularne tutaj z 2-ch powodów. Po pierwsze są mniej więcej o 40-50% tańsze od Ubera, a po drugie nie mają kierowcy. Za kierownicą siedzi nikt (może to ten sam nikt, który siedział kilka razu obok mnie w samolocie) Fotel kierowcy przesunięty jest do przodu żeby obcym nie przyszło do głowy tam wskoczyć. A pozostałe 4 miejsca dostępne dla pasażerów jak w zwykłem taxi. Zamówienie taksówki jest identyczne jak w Uberze. Jedynie klamki wysunęły się jak samochód rozpoznał, że mój telefon jest w pobliżu. Wskoczyłem więc do środka, nacisnąłem start i samochód ruszył…
Co ciekawe w aplikacji można dodatkowo spersonalizować sobie temperaturę, muzykę i coś tam jeszcze na tyle, że korzystając kolejny raz z takiego auta ono już wiedziało jakie są nasze preferencje i przygotowało pod nie pojazd.
Kosmos! Po prostu kosmos!
Sama jazda niezależnie od ilości pasów, zakorkowania, skrętów, świateł… jest bardzo płynna. Auto fantastycznie zmienia pasy, hamuje, kręci kierownicą, wrzuca kierunkowskazy… nie sprawdziłem tylko czy trąbi i przeklina na innych kierowców. Pewnie tak, tylko cichaczem.
Dwa razy jechałem dzisiaj takim autem i dwa razy było to doświadczenie bardzo niezwykłe.

Image

Image

O ile Hollywood (Western) gdzie mam mój hotel nie jest najpiękniejszą dzielnicą to im bliżej Beverly Hills to dało się zauważyć coraz ładniejsze domy, zadbane trawniki, czyste ulice. Jestem przekonany, że gdyby była słoneczna pogoda wszystko wyglądałoby tutaj bardzo filmowo. Niebo, palmy, domy… Rodeo Drive Walk of Style - czyli ulica z najdroższymi markami świata, miejsce gdzie gwiazdy robią zakupy.

W ogóle ciekawe jest to, że to pierwsze miejsce na świecie gdzie każdy bacznie przygląda się każdej mijanej osobie. Każdy marzy żeby spotkać tutaj gwiazdę z TV. Każdy też słyszał, widział, że milionerzy nie zawsze wyglądają jak milionerzy. Dlatego tym bardziej nawet mi, takiej przemokniętej kurze w brudnych, nasiąkniętych deszczem ubraniach wszyscy bacznie się przyglądali. Ciekawe czy spotkała mnie dzisiaj jakaś sławna gwiazda filmowa? Bo ja tam żadnej nie widziałem. Zresztą było zachmurzone :-)

Image

Image

Image

Image

Image

Drugi raz musiałem wrócić do hotelu, znowu odpalić suszarkę do butów i ubrań i przygotować się chociaż troszkę lepiej na kolejne wyjście z hotelu. Tym razem na burgera, bo w końcu jestem w USA oraz na Aleję Gwiazd i Dolby Theatre gdzie rozdawane są Oscary. Czyli takie już nocne poszwędanie się.

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (20)

mtalma 22 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
Piękny plan, czy możesz dopisać ceny biletów do excela/ ew mil + dopłaty (zakładam, że na Galapagos nie lecisz za kasę). Gdy już jestesmy przy Ekwadorze - nie szkoda Ci kasy na opłatę i być tam praktycznie półtora dnia?
adamkru 23 sierpnia 2025 05:08 Odpowiedz
MTalma napisał:Piękny plan, czy możesz dopisać ceny biletów do excela/ ew mil + dopłaty (zakładam, że na Galapagos nie lecisz za kasę). Gdy już jestesmy przy Ekwadorze i Galapagos - nie szkoda Ci kasy na opłatę i być tam praktycznie półtora dnia?Dużo mil zużyłem jeszcze przed planowaniem RTW więc większość lotów to ceny po prostu promocyjne lub celowo łączone loty żeby obniżyć trochę cenę. Koszty takiej podróży wrzucę na końcu ale faktem jest, że tym razem chyba więcej mil zarobię niż wydałem. Będę miał na przyszłość, na pewno się u mnie nie zmarnują.Jeśli chodzi o Galapagos to był to dla mnie naturalny wybór po tym jak wypadły mi bilety do Ekwadoru. Krótko tam będę, fakt. Ale tak samo krótko będę w każdym innym miejscu podczas całego RTW. Jak mnie żółwie zaproszą na następny raz to przyjadę kiedyś na dłużej :-)
kryspinkris 13 września 2025 19:00 Odpowiedz
Kiedyś zrobiłem podobna podróż, od stycznia do stycznia. Ale to były inne czasy, inne ceny. Rok 2003
adamkru 15 września 2025 23:08 Odpowiedz
50 dni do pierwszego lotu.O zdrowiu, planach i poszukiwaniu etiopskiego dobrego ducha.No tak… Czas leci i nie czeka. Ale w sumie to nawet dobrze. To ja czekam, a nie czas. Podczas tego czekania nie siedzę oczywiście bezczynnie. Zdążyłem wyrobić sobie żółtą książeczkę po zaszczepieniu na żółtą febrę. Bez certyfikatu szczepienia mogę nie wjechać na Galapagos albo mieć problemy przy wyjeździe, szczególnie, że w trakcie podróży będę w Afryce. Przy okazji strzeliłem sobie jeszcze WZW-A. Jak o zdrowiu mowa to oczywiście ubezpieczenie też wykupiłem korzystając z posiadanych zniżek w Generali. Ubezpieczenie trzeba mieć, byle nie trzeba było korzystać.Pozostając w temacie zdrowia najdziwniejsze z moich przygotowań to ograniczenie jedzenia cukru. Cukier jest ukrytu praktycznie wszędzie poza surowym drewnem i kitem do okien więc jego wyeliminowanie w 100% nie jest możliwe. Ale przestałem słodzić kawę, wcinać nałogowo cukierki, ptasie mleczko, czekoladę, ciastka…. Lata temu nie zastanawiałbym się nad zdrowiem zupełnie, a już na pewno nie nad wpływem cukru na RTW (energia, jet lag, wysypianie się…) ale teraz włączam zdrowie do listy przygotowań. Mniej cukru = mniej pracy dla trzustki = mniejsza masa = więcej energii = więcej zdrowia = więcej frajdy z krótkich pobytów w fajnych miejscach świata.Ma sens? Dla mnie jak najbardziej ma!Zaczęły się ruchy na zaplanowanych przeze mnie lotach. Niektóre małe, rzędu kilku minut różnicy dla wylotu czy przylotu, inne większe jak np lot do Madrytu przesunięty o kilka godzin. Lepiej, że wiem o tym teraz niż miałbym dowiedzieć się w ostatniej chwili. Może nawet pojawi się szansa żeby faktycznie zostać dłużej o jedną noc na Galapagos.Uzupełniam też moją listę niezbędnych rzeczy do zabrania ze sobą. Dokumenty, skarpety, sprzęt… patrzę co mam, czego nie mam i jeszcze mam na tyle dużo czasu, żeby się zaopatrzyć. Lecę tylko z plecakiem podręcznym więc każdy przedmiot musi być precyzyjnie zaplanowany.Uzupełniam też listę miejsc wartych odwiedzenia. Nie będzie to jednak lista z precyzyjnie określonym planem co i gdzie robię w każdej minucie, a lista ważnych punktów, które warto wziąć pod uwagę w danym państwie / mieście. Czy to jedzenie, czy wycieczka czy jakieś punkty charakterystyczne. Żeby potem nie było, że byłem Londynie i nie widziałem Papieża, czy w Paryżu Coloseum ;-) Tutaj dochodzimy do mojego pierwszego lotu w ramach mojego RTW. Mój pierwszy lot jest do Addi Ababa. Przylatuję o 7 rano, wylatuję ok 1 w nocy do Pekinu. Mogę zabrać wielką walizkę do luku bagażowego. Ja jej jednak nie potrzebuję ale jestem pewien, że jest masa potrzebujących w Etiopii. Szczególnie młodzieży czy dzieci którym chciałbym zawieść np piłki do nogi czy jakieś inne dobra. Szukam kogoś zaufanego kto przyjąłby te rzeczy i faktycznie rozdał potrzebującym.Chciałbym również dobrze spędzić czas w mieście odwiedzając kilka wartych odwiedzenia miejsc więc szukam też kogoś lokalnego (anglojęzycznego) kto byłby w stanie spędzić ze mną dzień jako przewodnik i kierowca.Jeśli ktoś z Was chciałby polecić kogoś normalnego, rozsądnego i uczciwego podeślijcie mi jakieś namiary albo pomysły. Co dalej? Dalej będę kompletował, dopisywał punkty do listy, czytał, słuchał co ciekawego ludzie mówią o miejscach w których będę. Czyli przygotowania w pełni.50 dni do pierwszego lotu. To jeszcze dużo. I bardzo niedużo… czas szybko leci i nie czeka przecież.. to ja czekam :)
tetr1s 15 września 2025 23:08 Odpowiedz
@adamkru to tylko koniecznie pilnuj się w Addis na layoverze. Po nocnym locie pewnie dopadnie Cię zmęczenie, a w taki sposób najłatwiej tam okraść białych turystów.Poza tym fajna podróż i powodzenia :)
adamkru 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
tropikey napisał:Gdzie można zorganizować takie ładne pliki USD?Kupiłem w kantorze z przesyłką do domu :)https://tavex.pl/Możną takie, można inne nominały. Generalnie do wyboru, do koloru ;) Mam nadzieję, że są prawdziwe [emoji2957]
correos 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
https://tavex.pl/produkty/paczka-bankowa-1-usd/pewnie inne kantory tez maja taka oferte
kalispell 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
Odnośnie niskich nominałów $$, to na Świętokrzyskiej w WWA w większości kantorów się dostanie, ale TAVEX ma z reguły zawsze nowe:) Kupowałem tam już kilka razy 1 i 2 dolarówki. I jeszcze info, są trochę droższe niż większe nominały.
msala 3 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Blisko coraz bliżej. Jakiś update przedwyjazdowy?
adamkru 4 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Pierogi z kapustą i grzybami.Bardzo lubię pierogi z kapustą i grzybami. Kiedy widzę ich gar nie mogę przejść obojętnie. Tak było i tym razem. Wszamałem michę i wróciłem po dokładkę… nie no jasne, że te domowe są lepsze. Ale ja nie jestem wybredny bo to ostatnie pierogi jakie jadłem na kolejne prawie 3 tygodnie… Kiedy w 2018 roku przed moim wylotem do Uluru w Australii siedziałem w tym samym saloniku na lotnisku nie myślałem, że za kilka lat znowu tu będę ale z zupełnie innym planem. I o ile tamta podróż zmieniła wiele w moim prywatnym i biznesowym świecie, a najwięcej w mojej głowie… i wiele podróży odbyłem w międzyczasie to tą znowu traktuję wyjątkowo. Dokładnie też tak się czuję. Nie wiem czego mam się spodziewać, nie wiem czy wszystko wyjdzie zgodnie z planem ale też nie wiem co wyjdzie ot tak bez planu… jedno co wiem to, że nikt nie zjadł przed lotem tyle pierogów co ja więc gdyby w TV mówili o jakimś przymusowym lądowaniu czy coś to wiadomo dlaczego :-)Do Etiopii wiozę ze sobą wypchany piłkami do piłki nożnej plecak. I w zasadzie tyle. No może poza ładowarką, kablami, majtkami i samym plecakiem to już tam więcej nic nie ma. Może rzeczy osobiste wysłałem prosto do Pekinu. Tam będą na mnie czekać spokojnie na taśmie po wylądowaniu. Jak rozdam jutro piłki to będę miał miejsce żeby się już elegancko w Pekinie przepakować w jeden plecak.Stojąc w kolejce do check-in na lotnisku w Warszawie fajnym zbiegiem okoliczności dostałem maila z voucherem na hotel, taxi i jedzenie w Addis Ababa. Zasada jest taka, że jak pasażer leci liniami Ethiopian Airlines i ma przesiadkę dłuższą niż kilka godzin na te wszystkie bajery. A ja mam przesiadkę ponad 18h. Liczę też, że zamiast płacić za Visę do Etiopii 62USD dostanę ją za free.Dodatkowo też nie marnując czasu w drodze na lotnisko ogarnąłem sobie lokalnego Etiopczyka-przewodnika. To oznacza, że jutro ląduję, załatwiam transit Visę, jadę do hotelu, wciągam śniadanie i zaczynam nowy afrykański dzień.Wiem, że wiele osób już sprawdzało, czy ziemia faktycznie jest okrągła. Wiele potwierdziło, wielu nie wierzy. Muszę sam się przekonać ;-P Przede mną 20 dni pełne lotów, lotnisk i samolotów… i wszystkiego co pomiędzy czyli trochę Afryki, trochę Azji, Australii, Ameryki północnej i południowej, kilku wysp i mam nadzieję fajnych przygód, miejsc i ludzi spotkanych po drodze. Trzymajcie kciuki! Boarding za ok 15 min. Zdążę jeszcze wciągnąć ze 2 pierogi :-)
tomo14 4 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Planowany wylot 19:20Czekamy i obserwujemy.
elwirka 7 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Świetnie zacząłeś. Czekam na ciąg dalszy;-)
chupacabra 7 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Do Zakazanego miasta daje się wejść bez rezerwacji, boczną ścieżką, od Meridian Gate. Wtedy można dojść bez problemu do kas.
pabien 13 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Sorri za ot, ale połączenie przez Addis jest dość atrakcyjne pod niektórymi względami atrakcyjnym sposobem dotarcia do Pekinu czy Guangzhou. Zdaje się jednak, że przy wyjściu z lotniska w Addis jest wymagana żółta książeczka. Czy musiałeś ją okazać?
adamkru 13 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
pabien napisał:Sorri za ot, ale połączenie przez Addis jest dość atrakcyjne pod niektórymi względami atrakcyjnym sposobem dotarcia do Pekinu czy Guangzhou. Zdaje się jednak, że przy wyjściu z lotniska w Addis jest wymagana żółta książeczka. Czy musiałeś ją okazać?Pierwszy raz o żółtą książeczkę pytali mnie w Singapurze. Zakładam, że drugi raz spytają o nią dopiero na Galapagos :-)
piotrkr 16 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Nie wiem czy masz pecha, bo ciągle leje, czy farta, bo dostajesz puste rzędy w samolotach ;)
adamkru 16 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
piotrkr napisał:Nie wiem czy masz pecha, bo ciągle leje, czy farta, bo dostajesz puste rzędy w samolotach ;)Farta - bo jestem w tych wszystkich miejscach mimo, że pada. Pecha - bo nikt nie chce obok mnie siedzieć [emoji1787][emoji23]
tropikey 21 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
adamkru napisał:Najpierw były żółwie, potem legwany, pelikany, uchatki… a tych ostatnich jest na wyspie pełno! Śpią na ławkach, na chodnikach, na łódkach, przy wejściach na molo… wkurzają się jak się je dotyka. Tego nie wolno.Z góry przepraszam za tryb "wujka Janusza", który przychodzi w gości i się wymądrza, ale trzeba tu dodać (z myślą o tych wszystkich, którzy po przeczytaniu relacji wybiorą się na Galapagos) jedną ważną rzecz. W przypadku szczeniąt - bo chyba tak się je zwie - tych sympatycznych zwierząt, naprawdę nie wolno ich dotykać. I nie chodzi o to, czy im się to podoba, czy nie, lecz o to, by maluch nie "złapał" ludzkiego zapachu, bo wtedy może zostać odtrącony przez matkę i czeka go okrutny los. Choćby zatem nie wiadomo jak "przytulaśny" wydał się komukolwiek taki szkrab, trzymajcie ręce przy sobie.
mikolaj2206 24 listopada 2025 17:10 Odpowiedz
adamkru napisał:Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-) Może los pokazał, że te miejsca były dla Twoich bliskich i następną taką podróż trzeba już odbyć razem :)
adamkru 24 listopada 2025 17:10 Odpowiedz
Mikolaj2206 napisał:adamkru napisał:Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-) Może los pokazał, że te miejsca były dla Twoich bliskich i następną taką podróż trzeba już odbyć razem :)Powiem Ci, że dokładnie tak też o tym pomyślałem :-) Zdecydowanie coś w tym jest :-)