0
adamkru 19 sierpnia 2025 18:47
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Postanowiłem, że jak wrócę do miasta to też będę pelikanem i zjem polecaną mi jeszcze w Quito czerwoną rybę El Brujo de Galapagos. Są różne odmiany czerwonych ryb ale ta konkretna jest tylko tutaj. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Ryba była pyszna. Nie jest ona smażona na patelni czy w piekarniku jak każda inna. Jest rozebrana z ości, obtoczona panierką i smażona na głębokim oleju. Robi się z niej taka zaskorupiała ryba. Ale mięsko w środku ma wyśmienite.

Image

W zasadzie to cały dzień dzisiaj spędziłem na takim wolnym, przyjemnym chodzeniu. Najpierw były żółwie, potem legwany, pelikany, uchatki… a tych ostatnich jest na wyspie pełno! Śpią na ławkach, na chodnikach, na łódkach, przy wejściach na molo… wkurzają się jak się je dotyka. Tego nie wolno. Ale najśmieszniej jak one mówią… to jest odgłos, który każdy na pewno dobrze zna, bo każdy kiedyś wymiotował. To jest właśnie ten dźwięk, tylko głośniejszy :-)

Image

Jutro czeka mnie maraton. Wracam do Ekwadoru na kontynent. Tam przesiadam się na samolot do Bogoty. Następnie w samolot do Madrytu. I obym zdążył. Bo czasu na przesiadkę w Bogocie mam bardzo mało.

Wracam do Europy!Sok z limonki

Wygląda na to, że jednak czeka mnie przymusowy postój w Bogocie. Miałem mieć ok godziny na przesiadkę ale po zmianie godziny wylotu do Bogoty mój samolot do Madrytu odleci 10 minut przed tym jak ja wyląduję. Niestety zwiedzanie Bogoty po północy to też chyba mała atrakcja. Zobaczymy jednak co tu się jeszcze wydarzy.

Jestem na lotnisku w Guayquil w Ekwadorze. I muszę przyznać, że mają tutaj najwygodniejszy salonik ze wszystkich, w których byłem w trakcie mojej podróży. Jest duży, wygodny, z dużą ilością jedzenia, owoców (to najważniejsze dla mnie) a nawet z hamakami :-) Siedzę więc sobie wygodnie zamiast stać w kolejce do samolotu, którego nie ma…

Obudziłem się dzisiaj rano, zgarnąłem rzeczy, zjadłem śniadanko w hotelu i tą samą droga, którą przybyłem na Galapagos pojechałem na lotnisko. Czyli tak: taxi do terminala autobusowego (2usd), autobus do terminala promowego (5usd), prom (1usd) i na koniec autobus na lotnisko (5usd). To jest najtańszy sposób i działa bardzo dobrze. Naprawdę każdy tutaj wie za co odpowiada. Nie da się zgubić. Wydaje mi się, że turyści jednak się trochę tego obawiają i omijają autobus szerokim łukiem. Był pełny, ale to byli sami Ekwadorczycy i ja. Reszta amerykańskich i europejskich turystów jedzie na prom z hotelu taksówką (30 usd).

Image

Image

Image

Doleciałem do Guayaquil i zorientowałem się, że mam całkiem sporo czasu. Znalazłem więc na mapie miejsce w samym centrum miasta, niewielki park (Parque Seminario) gdzie lubią przesiadywać iguany. No to jak tak to oczywiście, że jadę. Były ich tam 10-ki. Kilka na gałęziach, reszta na trawie i chodniku. Są tak oswojone z ludźmi, że pewnie by nie protestowały gdybym chciał taką zapakować do plecaka. Do tego zachowują się trochę jak gołębie. Widziałem podchodzące Iguany do ludzi, które kiwając głową w górę i w dół pokazywały żeby im dać jeść. Mega fajne.

Image

Image

Image

Image

Przy okazji odwiedziłem katedrę tuż obok parku. A na koniec wybrałem się do maleńkiej, lokalnej restauracyjki na ekwadorskie ceviche z krewetkami i ośmiorniczką.
Pierwszy raz jadłem ceviche. To jest tutaj rodzaj “zupy” (po polsku bym powiedział “chłodnika”) Ale chodzi generalnie o to, że owoce morza, nie są „gotowane” na ogniu ale w soku z limonki. Wrzuca się krewetki i pokrojone ośmiorniczki do soku z limonki na ok 30 min. Kwas limonki zmienia strukturę białka, więc ryba robi się biała i miękka, jakby była ugotowana. Do tego cebulka, pomidorki, awokado… przepyszne danie. Proste i pyszne :-) To jeszcze suszone banany wsunąłem na deser i wypiłem sok z nie wiem czego bo nie zrozumiałem. Panu mówiła dużymi hiszpańskim literami ale niewiele to dało. Ważne, że był świeży i bardzo smaczny. Najadłem się, złapałem żółtą taxi i z muzyką z głośnika wróciłem na lotnisko.

Image



Image


Kilka ciekawostek z Ekwadoru, a może po prostu z ameryki południowej:

- Wszędzie gra muzyka. Jest ona niezwykle ważna w kulturze. Od sklepów, ulic, barów, taksówki, aż po cmentarze.

- Mimo, że kraj hiszpańskojęzyczny może nam się wydawać, że po angielsku jakoś da się dogadać. Nie da się! Kierowcy, kelnerzy, sprzedawcy nawet na międzynarodowym lotnisku nie mówią po angielsku ani słowa. Warto kilka słów na pewno po hiszpańsku znać. To fajnie otwiera komunikację.

- Na ulicach chaos totalny. Wypożyczanie samochodu do takich dużych miast (Quito, Guayaquil) tylko dla tych bardzo odważnych z dobrym ubezpieczeniem.

- Ludzie są bardzo sympatyczni! W sumie to najważniejsze :-)

Czekam… nic się w rozkładzie więcej nie zmieniło. Wygląda na to, że będzie to mój 2-gi raz w życiu w Bogocie i 2-go raz kiedy będę musiał zostać dłużej niż planowałem.Pech miejsca ale kupa szmalu w kieszeni

Jest jeszcze jedna ciekawostka z Ekwadoru o której nie wspomniałem wyżej. Chodzi o to by papieru toaletowego nie spuszczać w toalecie ale aby wyrzucić go do śmietnika obok. Praktycznie wszędzie jest ta zasada. Oczywiście nie jest tak, że jak kawałek papieru wpadnie do sedesu to zaleje cały Ekwador i nie będziemy mieli więcej bananów w Biedronce. Ale większa ilośc może narobić im problemów hydraulicznych.

U mnie wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Po miękkim lądowaniu… w Bogocie. Miękkim bo rozróżniam ich przynajmniej trzy rodzaje:

-miękkie - to takie kiedy wiem, że samolot wylądował, ale się zastanawiam czy oby na pewno.

-średnie - kiedy wiem, że na pewno wylądował bo czuć były klaśnięcie kołami o płytę lotniska. Tych jest najwięcej. To standard.

-twarde - dla twardzieli. Samolot przywala w ziemię, ludzie podskakują na siedzeniach, przez chwilę każdy się zastanawia co się urwało. Tych jest najmniej. Ale zdarzyły się :-)

Dzisiaj było miękkie być może dlatego, że kapitanem samoloty była kobietą! Jeśli to ona własnoręcznie lądowała to naprawdę szacun!

Dzisiaj też samolot był full obłożony do Bogoty. Było może tylko jedno wolne miejsce. I to dokładnie to miejsce obok mnie! “Pech miejsca” prześladuje mnie praktycznie od początku. Nie narzekam oczywiście. Zresztą podobnie jest w samolocie do Madrytu. Obok mnie jest miejsce jakie? Znacie odpowiedź! :-)

Po wylądowaniu w drodze do kontroli paszportu, w maleńkim stoisku, stała obsługa Avianca i widzę, że rozdaje jakieś bilety. Podchodzę, pytam czy mają coś do Madrytu, a Pan do mnie “Tak, Sinior Adam, coś mamy” i w sekundę wyciągnął: nowy boarding pass z moim nazwiskiem (zgodnie z oczekiwaniami na 7:45 rano), voucher na Hilton Hotel, voucher na kolację oraz kolejny na kasę. Z tym, że ten ostatni działa tak, że trzeba na lotnisku znaleźć inną panią, która w zamian za ten dawała forsę! Prawdziwą i nie byle jaką bo całe, równe 50 tysięcy!!! Byłem bogaty!!! W tym samym momencie zwróciły mi się wszystkie koszty mojego wyjazdu, i jeszcze dużo, dużo zostanie na kolejne wojaże. Zadowolony chwyciłem kasę, złapałem taxi i pojechałem do hotelu.

Image

Kierowca taxi wyglądał jak ochroniarz szefa mafii narkotykowej, byl wielki, miał pomnikową, poważną twarz, raczej karabin maszynowy niż pistolet musiał mieć w bagażniku. Nie odzywał się. Pruł przez miasto jakby na plecach siedziała mu mafia, z którą ma na pieńku. Samochód szybko zaparował, przetarł tylko delikatnie szybę i ciął przed siebie, żeby ich zgubić. Z głośników leciała głośna ale spokojna, miła, kolumbijska muzyka. Zupełnie nie pasująca do wyglądu mojego kierowcy. Ja siedziałem jak boss mafii na tylnym siedzeniu, z kupą kasy w portfelu. Sęk w tym, że jak dojechaliśmy do hotelu to pan uprzejmie ale wzrokiem nie lubiącym sprzeciwu, poprosił o wszystko co miałem w tej ichniejszej walucie, czyli równe 50.000. Byłem bogaty tylko przez jakieś 20 minut. Zawsze coś.

W hotelu dramat. Takich jak ja czekało na zameldowanie ok 30 osób, a za mną cały czas kolejka rosła. Recepcja potrzebowała mnóstwo czasu na każdą osobę, bo wpisywała wszystkie możliwe dane do systemu i skanowała paszporty. Ok 40 może więcej minut zajęło mi odebranie karty do pokoju i torebki z kolacją.

Image

Image

Zasnąłem już ok 1:00 w nocy. Budzik zadzwonił o 4:50! Siku, zdanie kluczy, Uber na lotnisko i o to jestem w samolocie do Madrytu. Bez tych 50 tysięcy, z wolnym siedzeniem obok, opalony, z brodą, tysiącami zdjęć, mnóstwem myśli i wspomnień. Ale też z perspektywą, że w Madrycie czeka na mnie najukochańsza ekipa powitalna, która nie wymaga trzymania tabliczki z nazwiskiem.

Image

Za kilka godzin spotkam się z żoną i dziećmi. I ten ostatni, najważniejszy odcinek w mojej podróży dookoła świata, z Madrytu do Warszawy pokonamy już wspólnie! :-)Dzwonią dzwonki sań

Dzieci i żona stały z tabliczką “Adam Welcome” co było bardzo urocze i wesołe. Jak dobrze było ich znowu zobaczyć po tych 3 tygodniach. Córka stwierdziła, że wyjechałem biały, a wróciłem czarny. I też by tak chciała. Syn stwierdził, że będzie mnie trzymać mocno za rękę żebym zaraz znowu gdzieś nie odleciał :-) Czekałem na tą chwilę i tym bardziej się cieszę, że nie była ona w Polsce ale jeszcze na ostatnim odcinku mojej podróży. W ten sposób moja podróż nie była do końca tylko w pojedynkę [emoji846]

Z lotniska odebrali nas nasi polsko-meksykańscy przyjaciele i “uprowadzili” na noc do siebie do domu. Oczywiście bez naszego sprzeciwu. Mieliśmy okazję spędzić tych kilka godzin jeszcze w prawdziwym hiszpańskim klimacie, z hiszpańskim śniadaniem, białym winem do owoców morza, no i oczywiście na pogaduchach.

Traf chciał, że nieopodal w niedzielę odbywał się jarmark w stylu “średniowiecznym” więc jeszcze przed odlotem znaleźliśmy czas by w nim uczestniczyć.

Image

Image

Image

Image

Image

Później był już lot LOTem.. prosto do Warszawy. Ostatni odcinek mojej podróży dookoła świata. Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-)

Image


Po 3 tygodniach latania, spania w samolotach, hotelach, na siedząco, stojąco i leżąco, czasami najedzony innym razem głodny…. wróciłem do polski! Do domu.

Do kraju przykrytego śniegiem gdzie czuć już w powietrzu świąteczną atmosferę. Gdzie znowu musiałem odśnieżyć samochód, żeby wyjechać, a banany i pozostałe egzotyczne owoce rosną jedynie w Biedronce.

Image

P.S.
To jeszcze nie koniec tej podróży. Chodzi o to, że…
Mikolaj2206 napisał:
adamkru napisał:
Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-)



Może los pokazał, że te miejsca były dla Twoich bliskich i następną taką podróż trzeba już odbyć razem :)
Powiem Ci, że dokładnie tak też o tym pomyślałem :-) Zdecydowanie coś w tym jest :-)…przecież trzeba to wszystko jakoś zebrać do kupy.

Podsumowanie!

Arystoteles w IV w. p.n.e. jako pierwszy przedstawił dowody, że ziemia jest okrągła. Następnie był Mikołaj Kopernik… ale zarówno w jednym jak i drugim przypadku to była tylko teoria. Przekonywująca, ale teoria. Ja dowiodłem, że ziemia jest okrągła w praktyce (nie to, że ja pierwszy). Faktycznie da się wylecieć w jedną stronę żeby wrócić z drugiej strony w to samo miejsce. Ale to i tak nie jest w tej całej historii najważniejsze. Ważniejsze jest to, że na naszej ziemi mamy wiele wspaniałych miejsc, ludzi, języków, jedzenia, zwierząt… to wszystko powoduje, że nasz świat jest tak bardzo wspaniały, bo tak bardzo zróżnicowany. Pozwólcie, że Wam opowiem jak było i co widziałem:

Etiopia:
Ten kraj zrobił na mnie największe emocjonalne wrażenie. Tutaj spotkałem najbiedniejszych ludzi. Dorosłych, którzy pytali czy nie chciałbym ich adoptować. Dzieci i dorosłych, którzy być może pierwszy raz w życiu grali w piłkę nożną. Dorosłych, którzy cieszyli się jak dzieci i dzieci, które dostały odrobinę serca. Bo tyle i aż tyle byłem w stanie im dać. Zdecydowanie Etiopia pozostaje w moim sercu.

Pekin:
To szelest samochodów elektrycznych. To miasto “pod obserwacją”. Absolutnie bezpieczne. Bo nie spodziewałbym się niczego innego w miejscu gdzie na jednego mieszkańca przypada pewnie z kilkaset kamer ukrytych i odkrytych. Samo miasto Pekin to nie jest miejsce gdzie chciałbym żyć. Ale zdecydowanie miejsce gdzie chciałbym czasami coś zjeść.

Singapur:
Tutaj nie tylko basen na 56p hotelu jest na najwyższym poziomie. Tutaj jest wszystko na tip-top. Szczupli, zdrowi, wysportowani ludzie. Wesołe oczy, życzliwe spojrzenia. Czyć w powietrzu spokój tego miejsca i taki spokój ludzi. Czułem się tutaj chyba najbezpieczniej i najbardziej komfortowo ze wszystkich odwiedzonych miejsc. Tylko drogo.

Sydney:
Australię uwielbiam od zawsze. I tym razem nic się nie zmieniło.

Fiji:
Ta wyspa ma 2 oblicza:
Piękne - czyli zamknięte hotelowe tereny z bajkowymi widokami, kwiatami, basenami. Na bogato!
Pozostałe - to biedniejsze. Już nie tak zadbane, wymuskane. Z ludźmi, którzy ciężko pracują np w tych hotelach żeby turystom było wygodnie, a oni żeby mogli utrzymać swoje drewniane domki na palach.
Ludzie wyglądają tutaj inaczej niż na całym świecie. Mają zupełnie inne rysy twarzy. Dokładnie takie jak w bajce Vaiana.
Czy warto pić wodę Fiji? Osobiście polecam Nałęczowiankę ;-)

Los Angeles:
Przyleciałem tutaj bo nigdy wcześniej nie byłem. Bardzo chciałem zobaczyć znak Hollywood. Jednak po przeczytaniu opowieści o narkomanach i bezdomnych nie jechałem tam z jakimś mega pozytywnym nastawieniem. Cały czas lał deszcz. Jestem przekonany, że w słonku wszystko tutaj wygląda faktycznie bardzo filmowo. Oczywiście i niestety jest dużo bezdomnych oraz niewiele amerykanów w tej ameryce. LA to raczej taka brama do ameryki łacińskiej i południowej. Jest jednak coś magicznego w tym mieście (a dokładnie w Hollywood i Beverly Hills), że jak tylko będzie kolejna okazja bardzo chętnie tu wrócę. Podobało mi się.

Ekwador (Quito):
Postawić jedną nogę na kuli północnej, a drugą na południowej, tutaj to możliwe. Miasto może nie należy do najpiękniejszych na świecie. Ale czuję, że nie dlatego tutaj przyjechałem. Tutaj poznałem wspaniałą rodzinę, właścicieli hotelu w którym nocowałem. I w zasadzie nawet gdybym miał miasta nie zobaczyć, a tylko spędzić z nimi cały dzień rozmawiając, to ja w to wchodzę. Chętnie bym wrócił. Najalpiej ot tak, na urodziny, święta… czy jakąkolwiek inna rodzinną, fajną uroczystość :-)

Galapagos:
To miejsce gdzie ludzie i zwierzęta żyją w symbiozie. Wychodzisz na podwórko, a tam wielki żółw wcina trawę. Albo legwan wyleguje się na drzewie. Albo chcesz usiąść na ławce i popatrzeć na wodę, a dosiada się uszatka i patrzy razem z Tobą. Fantastyczne miejsce do obcowania z naturą. To nie jest zoo. To jest miejsce gdzie mieszkają zwierzęta, ludzie i razem dzielą ten kawałek przestrzeni jakim dysponują.

Madryt:
To już Europa. Madryt jest super. Jest ciepło, jest miło, jest dobre jedzenie. Jest blisko. Nie potrzeba wiele, żeby do Madrytu lecieć. Nie potrzeba nawet paszportu.

Bo właśnie jeśli o paszport chodzi, a dokładnie ten nasz polski. To jest paszport, który nie robi problemów w świecie, to jest paszport, który wyjmowałem za każdym razem bez wstydu i z dumą.

Kilkadziesiąt lat temu wmawiano nam, że my ze wschodniej europy nie jesteśmy lepsi od naszych zachodnich sąsiadów. Te czasy minęły! :-)
Latając po świecie, odwiedzając kraje na mojej trasie doszedłem też do wniosku, że europa, a już na pewno Polska to pewnie jedno z najlepszych (jeszcze) miejsc do życia na ziemi. Mamy tutaj wszystko: drogi, czystą wodę, góry, morze, jeziora, 4 pory roku, porządne samochody, porządek… nie wszędzie tak jest. Są miejsca bardzo biedne, miejsca zagrożone huraganami albo trzęsieniami ziemi, gdzie przez pół roku wszystkie wypala słońce, a potem przez pół roku zalewa to deszcz, miejsca, gdzie rodowitych lokalsów już nie ma, a tylko przyjezdni, gdzie jest totalny chaos na ulicach oraz miejsca gdzie ulicy nie można nazwać ulicą… świat nie jest jednakowy. Jest różnorodny. Całe piękno w możliwościach jakie daje nam paszport, jakie daje nam podróżowanie. Ja to uwielbiam. Uwielbiam też wracać do domu bo wiem, że każdy powrót do domu to tak naprawdę wstęp do kolejnej podróży.

Czy podróż dookoła świata jest łatwa, czy to są wakacje? Ani jedno, ani drugie!
Taka podróż to projekt. To złożona operacja logistyczno - operacyjna. Wybór trasy, lotów, hoteli, miejsc… są rzeczy, które absolutnie wymagają zaplanowania. Oraz te zmienne jak na przykład zmiana stref czasowych i niewiadoma jak zachowa się organizm przy tych zmianach. Oczywiście zawsze trzeba mieć pewien zapas na improwizację albo zmianę planów. Jednak zaczynając taką podróż nie wiemy jak ona dokładnie będzie przebiegać ale dobry plan na pewno powoduje zwiększenie szans na ogólne powodzenie misji.

W moim przypadku poza planowaniem logistycznym wdrożyłem też plan energetyczny przed podróżą: min 10k kroków każdego dnia (niezależnie od pogody) i ograniczenie cukru, który mogłem ograniczyć (czyli ten do kawy, herbaty, czekoladę, ciastka etc..)

Ile to wszystko kosztuje? Dużo! Loty, hotele, taksówki, metro, bilety wstępu, jedzenie, napiwki… wynik zawsze będzie oczywiście bardzo indywidualny i też uzależniony od wielu czynników i wyborów. W moim przypadku średnia cena lotów wyszła ok 600 pln za lot, a średnia cena hoteli za noc ok 330 pln. Dużo? Niedużo? Zdecydowanie było warto! Za jakiś czas koszt nie będzie miał znaczenia. Znaczenie będzie miało to co zostaje w głowie. Gdzie byłem, co zobaczyłem, czego doświadczyłem.

Dziękuję, że byliście ze mną! Wiem, ze kilka osób czytało mój dziennik namiętnie, a inni oglądali obrazki. Ja wiem, że gdybym miał Wam teraz po czasie to wszystko opowiedzieć, nie byłoby już takiej możliwości jak ta, kiedy mogliście na bieżąco śledzić moje losy.

Dziękuję!

Image

To była moja podróż dookoła świata. To jest mój dziennik pokładowy.

Dodaj Komentarz

Komentarze (20)

mtalma 22 sierpnia 2025 17:08 Odpowiedz
Piękny plan, czy możesz dopisać ceny biletów do excela/ ew mil + dopłaty (zakładam, że na Galapagos nie lecisz za kasę). Gdy już jestesmy przy Ekwadorze - nie szkoda Ci kasy na opłatę i być tam praktycznie półtora dnia?
adamkru 23 sierpnia 2025 05:08 Odpowiedz
MTalma napisał:Piękny plan, czy możesz dopisać ceny biletów do excela/ ew mil + dopłaty (zakładam, że na Galapagos nie lecisz za kasę). Gdy już jestesmy przy Ekwadorze i Galapagos - nie szkoda Ci kasy na opłatę i być tam praktycznie półtora dnia?Dużo mil zużyłem jeszcze przed planowaniem RTW więc większość lotów to ceny po prostu promocyjne lub celowo łączone loty żeby obniżyć trochę cenę. Koszty takiej podróży wrzucę na końcu ale faktem jest, że tym razem chyba więcej mil zarobię niż wydałem. Będę miał na przyszłość, na pewno się u mnie nie zmarnują.Jeśli chodzi o Galapagos to był to dla mnie naturalny wybór po tym jak wypadły mi bilety do Ekwadoru. Krótko tam będę, fakt. Ale tak samo krótko będę w każdym innym miejscu podczas całego RTW. Jak mnie żółwie zaproszą na następny raz to przyjadę kiedyś na dłużej :-)
kryspinkris 13 września 2025 19:00 Odpowiedz
Kiedyś zrobiłem podobna podróż, od stycznia do stycznia. Ale to były inne czasy, inne ceny. Rok 2003
adamkru 15 września 2025 23:08 Odpowiedz
50 dni do pierwszego lotu.O zdrowiu, planach i poszukiwaniu etiopskiego dobrego ducha.No tak… Czas leci i nie czeka. Ale w sumie to nawet dobrze. To ja czekam, a nie czas. Podczas tego czekania nie siedzę oczywiście bezczynnie. Zdążyłem wyrobić sobie żółtą książeczkę po zaszczepieniu na żółtą febrę. Bez certyfikatu szczepienia mogę nie wjechać na Galapagos albo mieć problemy przy wyjeździe, szczególnie, że w trakcie podróży będę w Afryce. Przy okazji strzeliłem sobie jeszcze WZW-A. Jak o zdrowiu mowa to oczywiście ubezpieczenie też wykupiłem korzystając z posiadanych zniżek w Generali. Ubezpieczenie trzeba mieć, byle nie trzeba było korzystać.Pozostając w temacie zdrowia najdziwniejsze z moich przygotowań to ograniczenie jedzenia cukru. Cukier jest ukrytu praktycznie wszędzie poza surowym drewnem i kitem do okien więc jego wyeliminowanie w 100% nie jest możliwe. Ale przestałem słodzić kawę, wcinać nałogowo cukierki, ptasie mleczko, czekoladę, ciastka…. Lata temu nie zastanawiałbym się nad zdrowiem zupełnie, a już na pewno nie nad wpływem cukru na RTW (energia, jet lag, wysypianie się…) ale teraz włączam zdrowie do listy przygotowań. Mniej cukru = mniej pracy dla trzustki = mniejsza masa = więcej energii = więcej zdrowia = więcej frajdy z krótkich pobytów w fajnych miejscach świata.Ma sens? Dla mnie jak najbardziej ma!Zaczęły się ruchy na zaplanowanych przeze mnie lotach. Niektóre małe, rzędu kilku minut różnicy dla wylotu czy przylotu, inne większe jak np lot do Madrytu przesunięty o kilka godzin. Lepiej, że wiem o tym teraz niż miałbym dowiedzieć się w ostatniej chwili. Może nawet pojawi się szansa żeby faktycznie zostać dłużej o jedną noc na Galapagos.Uzupełniam też moją listę niezbędnych rzeczy do zabrania ze sobą. Dokumenty, skarpety, sprzęt… patrzę co mam, czego nie mam i jeszcze mam na tyle dużo czasu, żeby się zaopatrzyć. Lecę tylko z plecakiem podręcznym więc każdy przedmiot musi być precyzyjnie zaplanowany.Uzupełniam też listę miejsc wartych odwiedzenia. Nie będzie to jednak lista z precyzyjnie określonym planem co i gdzie robię w każdej minucie, a lista ważnych punktów, które warto wziąć pod uwagę w danym państwie / mieście. Czy to jedzenie, czy wycieczka czy jakieś punkty charakterystyczne. Żeby potem nie było, że byłem Londynie i nie widziałem Papieża, czy w Paryżu Coloseum ;-) Tutaj dochodzimy do mojego pierwszego lotu w ramach mojego RTW. Mój pierwszy lot jest do Addi Ababa. Przylatuję o 7 rano, wylatuję ok 1 w nocy do Pekinu. Mogę zabrać wielką walizkę do luku bagażowego. Ja jej jednak nie potrzebuję ale jestem pewien, że jest masa potrzebujących w Etiopii. Szczególnie młodzieży czy dzieci którym chciałbym zawieść np piłki do nogi czy jakieś inne dobra. Szukam kogoś zaufanego kto przyjąłby te rzeczy i faktycznie rozdał potrzebującym.Chciałbym również dobrze spędzić czas w mieście odwiedzając kilka wartych odwiedzenia miejsc więc szukam też kogoś lokalnego (anglojęzycznego) kto byłby w stanie spędzić ze mną dzień jako przewodnik i kierowca.Jeśli ktoś z Was chciałby polecić kogoś normalnego, rozsądnego i uczciwego podeślijcie mi jakieś namiary albo pomysły. Co dalej? Dalej będę kompletował, dopisywał punkty do listy, czytał, słuchał co ciekawego ludzie mówią o miejscach w których będę. Czyli przygotowania w pełni.50 dni do pierwszego lotu. To jeszcze dużo. I bardzo niedużo… czas szybko leci i nie czeka przecież.. to ja czekam :)
tetr1s 15 września 2025 23:08 Odpowiedz
@adamkru to tylko koniecznie pilnuj się w Addis na layoverze. Po nocnym locie pewnie dopadnie Cię zmęczenie, a w taki sposób najłatwiej tam okraść białych turystów.Poza tym fajna podróż i powodzenia :)
adamkru 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
tropikey napisał:Gdzie można zorganizować takie ładne pliki USD?Kupiłem w kantorze z przesyłką do domu :)https://tavex.pl/Możną takie, można inne nominały. Generalnie do wyboru, do koloru ;) Mam nadzieję, że są prawdziwe [emoji2957]
correos 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
https://tavex.pl/produkty/paczka-bankowa-1-usd/pewnie inne kantory tez maja taka oferte
kalispell 9 października 2025 17:08 Odpowiedz
Odnośnie niskich nominałów $$, to na Świętokrzyskiej w WWA w większości kantorów się dostanie, ale TAVEX ma z reguły zawsze nowe:) Kupowałem tam już kilka razy 1 i 2 dolarówki. I jeszcze info, są trochę droższe niż większe nominały.
msala 3 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Blisko coraz bliżej. Jakiś update przedwyjazdowy?
adamkru 4 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Pierogi z kapustą i grzybami.Bardzo lubię pierogi z kapustą i grzybami. Kiedy widzę ich gar nie mogę przejść obojętnie. Tak było i tym razem. Wszamałem michę i wróciłem po dokładkę… nie no jasne, że te domowe są lepsze. Ale ja nie jestem wybredny bo to ostatnie pierogi jakie jadłem na kolejne prawie 3 tygodnie… Kiedy w 2018 roku przed moim wylotem do Uluru w Australii siedziałem w tym samym saloniku na lotnisku nie myślałem, że za kilka lat znowu tu będę ale z zupełnie innym planem. I o ile tamta podróż zmieniła wiele w moim prywatnym i biznesowym świecie, a najwięcej w mojej głowie… i wiele podróży odbyłem w międzyczasie to tą znowu traktuję wyjątkowo. Dokładnie też tak się czuję. Nie wiem czego mam się spodziewać, nie wiem czy wszystko wyjdzie zgodnie z planem ale też nie wiem co wyjdzie ot tak bez planu… jedno co wiem to, że nikt nie zjadł przed lotem tyle pierogów co ja więc gdyby w TV mówili o jakimś przymusowym lądowaniu czy coś to wiadomo dlaczego :-)Do Etiopii wiozę ze sobą wypchany piłkami do piłki nożnej plecak. I w zasadzie tyle. No może poza ładowarką, kablami, majtkami i samym plecakiem to już tam więcej nic nie ma. Może rzeczy osobiste wysłałem prosto do Pekinu. Tam będą na mnie czekać spokojnie na taśmie po wylądowaniu. Jak rozdam jutro piłki to będę miał miejsce żeby się już elegancko w Pekinie przepakować w jeden plecak.Stojąc w kolejce do check-in na lotnisku w Warszawie fajnym zbiegiem okoliczności dostałem maila z voucherem na hotel, taxi i jedzenie w Addis Ababa. Zasada jest taka, że jak pasażer leci liniami Ethiopian Airlines i ma przesiadkę dłuższą niż kilka godzin na te wszystkie bajery. A ja mam przesiadkę ponad 18h. Liczę też, że zamiast płacić za Visę do Etiopii 62USD dostanę ją za free.Dodatkowo też nie marnując czasu w drodze na lotnisko ogarnąłem sobie lokalnego Etiopczyka-przewodnika. To oznacza, że jutro ląduję, załatwiam transit Visę, jadę do hotelu, wciągam śniadanie i zaczynam nowy afrykański dzień.Wiem, że wiele osób już sprawdzało, czy ziemia faktycznie jest okrągła. Wiele potwierdziło, wielu nie wierzy. Muszę sam się przekonać ;-P Przede mną 20 dni pełne lotów, lotnisk i samolotów… i wszystkiego co pomiędzy czyli trochę Afryki, trochę Azji, Australii, Ameryki północnej i południowej, kilku wysp i mam nadzieję fajnych przygód, miejsc i ludzi spotkanych po drodze. Trzymajcie kciuki! Boarding za ok 15 min. Zdążę jeszcze wciągnąć ze 2 pierogi :-)
tomo14 4 listopada 2025 23:08 Odpowiedz
Planowany wylot 19:20Czekamy i obserwujemy.
elwirka 7 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Świetnie zacząłeś. Czekam na ciąg dalszy;-)
chupacabra 7 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Do Zakazanego miasta daje się wejść bez rezerwacji, boczną ścieżką, od Meridian Gate. Wtedy można dojść bez problemu do kas.
pabien 13 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Sorri za ot, ale połączenie przez Addis jest dość atrakcyjne pod niektórymi względami atrakcyjnym sposobem dotarcia do Pekinu czy Guangzhou. Zdaje się jednak, że przy wyjściu z lotniska w Addis jest wymagana żółta książeczka. Czy musiałeś ją okazać?
adamkru 13 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
pabien napisał:Sorri za ot, ale połączenie przez Addis jest dość atrakcyjne pod niektórymi względami atrakcyjnym sposobem dotarcia do Pekinu czy Guangzhou. Zdaje się jednak, że przy wyjściu z lotniska w Addis jest wymagana żółta książeczka. Czy musiałeś ją okazać?Pierwszy raz o żółtą książeczkę pytali mnie w Singapurze. Zakładam, że drugi raz spytają o nią dopiero na Galapagos :-)
piotrkr 16 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
Nie wiem czy masz pecha, bo ciągle leje, czy farta, bo dostajesz puste rzędy w samolotach ;)
adamkru 16 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
piotrkr napisał:Nie wiem czy masz pecha, bo ciągle leje, czy farta, bo dostajesz puste rzędy w samolotach ;)Farta - bo jestem w tych wszystkich miejscach mimo, że pada. Pecha - bo nikt nie chce obok mnie siedzieć [emoji1787][emoji23]
tropikey 21 listopada 2025 12:08 Odpowiedz
adamkru napisał:Najpierw były żółwie, potem legwany, pelikany, uchatki… a tych ostatnich jest na wyspie pełno! Śpią na ławkach, na chodnikach, na łódkach, przy wejściach na molo… wkurzają się jak się je dotyka. Tego nie wolno.Z góry przepraszam za tryb "wujka Janusza", który przychodzi w gości i się wymądrza, ale trzeba tu dodać (z myślą o tych wszystkich, którzy po przeczytaniu relacji wybiorą się na Galapagos) jedną ważną rzecz. W przypadku szczeniąt - bo chyba tak się je zwie - tych sympatycznych zwierząt, naprawdę nie wolno ich dotykać. I nie chodzi o to, czy im się to podoba, czy nie, lecz o to, by maluch nie "złapał" ludzkiego zapachu, bo wtedy może zostać odtrącony przez matkę i czeka go okrutny los. Choćby zatem nie wiadomo jak "przytulaśny" wydał się komukolwiek taki szkrab, trzymajcie ręce przy sobie.
mikolaj2206 24 listopada 2025 17:10 Odpowiedz
adamkru napisał:Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-) Może los pokazał, że te miejsca były dla Twoich bliskich i następną taką podróż trzeba już odbyć razem :)
adamkru 24 listopada 2025 17:10 Odpowiedz
Mikolaj2206 napisał:adamkru napisał:Tym razem obok mnie na miejscach gdzie do tej pory z reguły lub pecha siedział “nikt” teraz siedziała już moja rodzina :-) Może los pokazał, że te miejsca były dla Twoich bliskich i następną taką podróż trzeba już odbyć razem :)Powiem Ci, że dokładnie tak też o tym pomyślałem :-) Zdecydowanie coś w tym jest :-)