Spacer naprawdę należał do przyjemnych. Żadnych górek, tylko prosta droga przez piękny las, rzekę Urubamba i okolicznych zwierzątek.
I wreszcie widzimy Aguas Callentes!
Szybki check in w naszym hotelu, i idziemy zwiedzać okolicę.
Po chwili, mamy to samo zdanie. Ze to Peruwiańskie Zakopane...Czwartek 12/5 Wszystkie drogi prowadzą do Machu Picchu
Wszystkie? Chyba 2 albo 3. No dobra maksimum 4.
Ale z Aguas Callentes na 100% są 2 drogi. Ale o tym póżniej.
Pobudka dziś, tak jak ostatnio, czyli wstajemy o 7 rano żeby zjeść spokojnie śniadanie i wejść na Machu Picchu. Specjalnie wzięliśmy o tej porze śniadanie, bo po pierwsze nie spieszyło nam się (mieliśmy drugi nocleg zaklepany) a nie chcieliśmy iść w pierwszą grupą tłumu, którzy będą wracać tego samego dnia do Cuzco.
A na śniadanie, pierwszy raz od 10 dni, była SZYNKA! No dobra, taka mortadela bardziej, ale mięso! I nie było jajek! Nie wyobrażacie, nasze reakcje wtedy! Mięcho!
Ale dość tego! Nie po to przyjechaliśmy do Aguas Callentes żeby jeść mortadele!
Są 2 opcje, żeby wejść do Machu Picchu. Jedna do dawny szlak Inków (darmowe) a druga to przejazd busem. Po Cabanaconde, powiedziałem, ze na 100% nie wejdę na nogach do Machu, tylko wezmę sobie busa, na jedną stronę. Tak było dopóki nie widziałem kolejki do busa. I do tego jeszcze cennika tego busa. 12USD jedną stronę. Czyli tyle samo co Pendolino między Krakowem i Warszawą.
Wtedy chwilę nastawienia, jak Alan z Kac Vegas,
Czyli ile piw za to mogę mieć, i szybka decyzja. Pierniczę idę na nogach. Dawni inkowie tak robili zrobię i ja!
Pogoda, szczerze, na początku było pochmurno. Ale dla mnie to dobrze. Wygodniej będzie wejść na szczyt!
Idziemy drogą wzdłuż rzeki, pierwsza kontrola i pierwszy znak
Rzeka Urubamba
i wejscie na szlak
Do szczytu mi zajęło jakieś 1:30h, więc tragedii nie ma, jak na moją kondycję! Kontrola biletów (nawet nie przejęli się moim bagażem i ostatnia prosta do zaginionego miasta!
Lamy. Lamy są wszędzie i tylko niecierpliwie czekają na coś. Czy to będzie banan, czy to czekolada albo kanapka. Tak jak nasze gołębie Krakowskie. Ale trzeba przyznać lama wygląda ładniej niż gołąb na Rynku.
Jeszcze pięć minut wejścia, i jest! Jedno z moich pierwszych marzeń stało się prawdą!
Mogę powiedzieć ze płakałem. Nie wiem czy z radości, czy zmęczenia czy z alergii na futro lamy.
Kolejny punkt który chciałem zobaczyć to Most Inków.
Na teren mostów wchodzimy na własne ryzyko (podpisujemy się w księdze przed i po zwiedzaniu) jako jest stromo ale nie tak niebezpiecznie. Nie jest to Szlak na Morskie Oko ale także nie Kościelec.
Szlak
Po zwiedzaniu wszystko co zostało z tego mostu, wracamy do Zaginionego Miasta, na odpoczynek.
Siedząc na trawniku, miałem ogromny apetyt do wypicia piwa. Przy takim widoku!
No i saludos amigos!
Pijąc piwo, parę myśli do mnie przytrafiły.
Pierwsze to ze jest Machu Picchu jest przereklamowany. Za taką cenę, czasu dojechać. Ale z drugiej strony. Pojechać do Peru i nie zwiedzić MP, jest jak pojechać do Paryża lub Aten i nie zobaczyć Wieże Eifla i Akropol.
Drugie jak smacznie smakuje to piwko, przy takim widoku.
Trzecie, jakim bladym cudem przenieśli wszystkie te kamienie tak wysoko! No szacun.
Prawie kończyłem piwo, jak dobiegł do mnie strażnik, krzycząc do robię. Więc mu odpowiedziałem ze właśnie kończę piwo. Coś tam powiedział po swojemu, i dostałem mandat, 10 PEN do zapłacenia, jak będę wychodzić z MP. Mandat dalej gdzieś leży u mnie na mieszkaniu.
Piwko wypite, czas zwiedzać!
Przewodnika nie miałem. Po prostu stałem gdzieś na chwilkę i słuchałem przewodnika grupy która przychodziła. Nawet jak nie chciałem to i tak wpadało do ucha małe co nie co.
Sporo się dowiedziałem o Machu, o czasach dawnych ale i 21 wieku. Np. ze UNESCO chce odebrać status UNESCO z MP, jako ze Peruwiańczycy non stop dobudują nowe rzeczy w MP. Albo ze mają zamiar zmniejszyć poraź kolejny liczbę odwiedzających.
Do zwiedzania MP, przeznaczyłem około 4 do 5 godzin. Uważam ze warto zwiedzić to miejsce, chociaż raz. Drugi wątpię czy by mi się chciało jechać 8 godzin + 3 godzin marszu go Aguas z Cuzco i płacić sporą kwotę za wejście.
Po tym wszystkim (z zejściem i odpoczynku przy piwku obok Urubamby) Lomo Saltado smakowało wybornie!Piątek 13/5 Jedna droga prowadzi do hidroelectrica
Wyspani, wypoczęci, idziemy zwiedzać po raz ostatni Peruwiańskie Zakopane.
Całkowity spokój. Mało turystów na ulicach, jako ze większość jest w MP.
I zwiedzanie okolicznego "mercado"
I na główny plac. Jako ze Peru, to kraj fiesty, długo nie trwało znalezienie jakiejś.
Orkiestra FC Barcelona w Aguas Callentes!
I powrót tą samą drogą do Hidroelectrica
I wieczór, spędzić przy piwku, ostatnią noc w Cuzco jako następnego dnia lecieliśmy do Limy.
Robiłem tę samą trasę kilka dni po tobie.reZamiast jeżdżenia komunikacją wynajęliśmy w Arequipie auto.Na tej przełączy gdzie padał śnieg mieliśmy podczas jazdy kryzys.Jetlag plus choroba wysokogórska.
Robiliśmy tę trasę kilka dni po tobie.Mieliśmy wynajęte auto, którym przyjechaliśmy pod Hydroelectrikę i nad ranem od 3 do 5:30 doszliśmy do mostu gdzie już widzieliśmy wjeżdżające non stop autobusy z turystami.Potem jeszcze wejście pod MP te 1700m ciągle pod góręSpacer po ciemku nie był aż taki straszny jak nam sugerowano.Tego samego dnia w południe wróciliśmy z powrotem do auta i potem jeszcze 6h do Cusco.Byliśmy wyczerpani ale się udało
Słowo końcowe Peru był moim drugim wypadem do Ameryki Południowej. Po przygotowaniu się w Kolumbii miej więcej wiedziałem co mnie czeka, czyli bycie "gringo" w krainie Inków. Zostałem pozytywnie zaskoczony cenami. Liczyłem ze kraj tak turystyczny będzie droższy niż Kolumbia, a okazało się ze w paru kwestiach był tańszy (nie licząc wejście do MP, loty krajowe i specjalne busy) nie licząc jakie pyszne jedzonko porównując z mdłym i nudnym Kolumbijskim. Z minusów, Brakowało mi tej gościnności którą miałem w Kolumbii. Nie było źle, zawsze było jakieś: Buenos dias w trakcje chodzenia na szlakach, ciekawość i tyle. W Kolumbii czasami byli za bardzo otwarci. Może to z powodu ogromnej ilości kawy? Kto wie. Czy wróciłbym do Peru ponownie?O tak! Na 1000%!Zostało tyle do zwiedzania tam, ze z chęcią połączyłbym z Ekwadorem lub z Chile.A na koniec, zapraszam to mojego małego wideo z podróży:https://www.facebook.com/pg/SladyZeus/v ... e_internalMuchas gracias por leer!/
Zeus napisał:Okazuje się ze dwóch pasażerów nie mieli wizę (to była para Amerykanin - Ukrainka) i do tego nie mieli wszystkich papierów gotowych. Więc po 30 minutach czekania, kierowca powiedział coś nie miłego, zostawił ich manatki i pojechał do Copacabany.Cześć, fajna relacja!A propos powyższego, myślałem, że wizę do Boliwi można otrzymać na przejściu granicznym. Chociaż rozumiem, że jeśli jest to przejścia na jakimś pipidówku to może nie być już tak bezproblomowo. Gdzie w takim razie otrzymałeś swoją wizę?Pozdrawiam,Łukasz
Zeus napisał:Anticuchos, po quechua to szaszłyki. Do tego dodawane (jak zawsze) duża porcja frytek i jajko smażone. Uzupełnię, że w Boliwii anticucho będzie praktycznie zawsze szaszłykiem z serca, a w najprostszej wersji będzie mu towarzyszyć sos z orzeszków ziemnych i ziemniak. Pyszne dane. Szaszłyki mięsne często nazywają pacumutu lub brocheta . wooki napisał:A propos powyższego, myślałem, że wizę do Boliwi można otrzymać na przejściu granicznym. Chociaż rozumiem, że jeśli jest to przejścia na jakimś pipidówku to może nie być już tak bezproblomowo. Gdzie w takim razie otrzymałeś swoją wizę?W całej Am. Płd i Środkowej jesteśmy objęci ruchem bezwizowym. Boliwia jest o tyle inne, że właściwie nie ma szans na uzyskanie więcej niż 90 dni w roku w tym trybie, oraz, że bardzo często na granicy dostaniemy pozwolenie na zaledwie 30 dni które później trzeba przedłużać (bezproblemowo zazwyczaj, ale wiąże się to z wizytą w "migraciones").
@ponczW całej Am. Płd i Środkowej jesteśmy objęci ruchem bezwizowym. Boliwia jest o tyle inne, że właściwie nie ma szans na uzyskanie więcej niż 90 dni w roku w tym trybie, oraz, że bardzo często na granicy dostaniemy pozwolenie na zaledwie 30 dni które później trzeba przedłużać (bezproblemowo zazwyczaj, ale wiąże się to z wizytą w "migraciones").Do Surianamu potrzebujesz wizy.
Zeus napisał:[b]Jeszcze pięć minut wejścia, i jest! Jedno z moich pierwszych marzeń stało się prawdą! Mogę powiedzieć ze płakałem. Nie wiem czy z radości, czy zmęczenia czy z alergii na futro lamy. Śmiechłam
:lol: Super napisana relacja, uśmiałam się kilka razy
;) . A tak na marginesie to futro lamy jest hipoalergiczne, także raczej od tego nie płakałeś
:D
:D
:D
Spacer naprawdę należał do przyjemnych. Żadnych górek, tylko prosta droga przez piękny las, rzekę Urubamba i okolicznych zwierzątek.
I wreszcie widzimy Aguas Callentes!
Szybki check in w naszym hotelu, i idziemy zwiedzać okolicę.
Po chwili, mamy to samo zdanie. Ze to Peruwiańskie Zakopane...Czwartek 12/5
Wszystkie drogi prowadzą do Machu Picchu
Wszystkie? Chyba 2 albo 3. No dobra maksimum 4.
Ale z Aguas Callentes na 100% są 2 drogi. Ale o tym póżniej.
Pobudka dziś, tak jak ostatnio, czyli wstajemy o 7 rano żeby zjeść spokojnie śniadanie i wejść na Machu Picchu. Specjalnie wzięliśmy o tej porze śniadanie, bo po pierwsze nie spieszyło nam się (mieliśmy drugi nocleg zaklepany) a nie chcieliśmy iść w pierwszą grupą tłumu, którzy będą wracać tego samego dnia do Cuzco.
A na śniadanie, pierwszy raz od 10 dni, była SZYNKA! No dobra, taka mortadela bardziej, ale mięso! I nie było jajek!
Nie wyobrażacie, nasze reakcje wtedy! Mięcho!
Ale dość tego! Nie po to przyjechaliśmy do Aguas Callentes żeby jeść mortadele!
Są 2 opcje, żeby wejść do Machu Picchu. Jedna do dawny szlak Inków (darmowe) a druga to przejazd busem.
Po Cabanaconde, powiedziałem, ze na 100% nie wejdę na nogach do Machu, tylko wezmę sobie busa, na jedną stronę.
Tak było dopóki nie widziałem kolejki do busa. I do tego jeszcze cennika tego busa. 12USD jedną stronę. Czyli tyle samo co Pendolino między Krakowem i Warszawą.
Wtedy chwilę nastawienia, jak Alan z Kac Vegas,
Czyli ile piw za to mogę mieć, i szybka decyzja. Pierniczę idę na nogach. Dawni inkowie tak robili zrobię i ja!
Pogoda, szczerze, na początku było pochmurno. Ale dla mnie to dobrze. Wygodniej będzie wejść na szczyt!
Idziemy drogą wzdłuż rzeki, pierwsza kontrola i pierwszy znak
Rzeka Urubamba
i wejscie na szlak
Do szczytu mi zajęło jakieś 1:30h, więc tragedii nie ma, jak na moją kondycję!
Kontrola biletów (nawet nie przejęli się moim bagażem i ostatnia prosta do zaginionego miasta!
Lamy. Lamy są wszędzie i tylko niecierpliwie czekają na coś. Czy to będzie banan, czy to czekolada albo kanapka. Tak jak nasze gołębie Krakowskie. Ale trzeba przyznać lama wygląda ładniej niż gołąb na Rynku.
Jeszcze pięć minut wejścia, i jest! Jedno z moich pierwszych marzeń stało się prawdą!
Mogę powiedzieć ze płakałem. Nie wiem czy z radości, czy zmęczenia czy z alergii na futro lamy.
Kolejny punkt który chciałem zobaczyć to Most Inków.
Na teren mostów wchodzimy na własne ryzyko (podpisujemy się w księdze przed i po zwiedzaniu) jako jest stromo ale nie tak niebezpiecznie. Nie jest to Szlak na Morskie Oko ale także nie Kościelec.
Szlak
Po zwiedzaniu wszystko co zostało z tego mostu, wracamy do Zaginionego Miasta, na odpoczynek.
Siedząc na trawniku, miałem ogromny apetyt do wypicia piwa. Przy takim widoku!
No i saludos amigos!
Pijąc piwo, parę myśli do mnie przytrafiły.
Pierwsze to ze jest Machu Picchu jest przereklamowany. Za taką cenę, czasu dojechać. Ale z drugiej strony. Pojechać do Peru i nie zwiedzić MP, jest jak pojechać do Paryża lub Aten i nie zobaczyć Wieże Eifla i Akropol.
Drugie jak smacznie smakuje to piwko, przy takim widoku.
Trzecie, jakim bladym cudem przenieśli wszystkie te kamienie tak wysoko! No szacun.
Prawie kończyłem piwo, jak dobiegł do mnie strażnik, krzycząc do robię. Więc mu odpowiedziałem ze właśnie kończę piwo.
Coś tam powiedział po swojemu, i dostałem mandat, 10 PEN do zapłacenia, jak będę wychodzić z MP. Mandat dalej gdzieś leży u mnie na mieszkaniu.
Piwko wypite, czas zwiedzać!
Przewodnika nie miałem. Po prostu stałem gdzieś na chwilkę i słuchałem przewodnika grupy która przychodziła. Nawet jak nie chciałem to i tak wpadało do ucha małe co nie co.
Sporo się dowiedziałem o Machu, o czasach dawnych ale i 21 wieku. Np. ze UNESCO chce odebrać status UNESCO z MP, jako ze Peruwiańczycy non stop dobudują nowe rzeczy w MP. Albo ze mają zamiar zmniejszyć poraź kolejny liczbę odwiedzających.
Do zwiedzania MP, przeznaczyłem około 4 do 5 godzin.
Uważam ze warto zwiedzić to miejsce, chociaż raz. Drugi wątpię czy by mi się chciało jechać 8 godzin + 3 godzin marszu go Aguas z Cuzco i płacić sporą kwotę za wejście.
Po tym wszystkim (z zejściem i odpoczynku przy piwku obok Urubamby) Lomo Saltado smakowało wybornie!Piątek 13/5
Jedna droga prowadzi do hidroelectrica
Wyspani, wypoczęci, idziemy zwiedzać po raz ostatni Peruwiańskie Zakopane.
Całkowity spokój. Mało turystów na ulicach, jako ze większość jest w MP.
I zwiedzanie okolicznego "mercado"
I na główny plac.
Jako ze Peru, to kraj fiesty, długo nie trwało znalezienie jakiejś.
Orkiestra FC Barcelona w Aguas Callentes!
I powrót tą samą drogą do Hidroelectrica
I wieczór, spędzić przy piwku, ostatnią noc w Cuzco jako następnego dnia lecieliśmy do Limy.