0
ziemekb 31 stycznia 2018 01:36
Image


Pierwszy z zamków, Qasr Kharrana, mamy do własnej dyspozycji. W okienku do sprawdzania biletów jest całkiem pusto i nie ma komu pokazywać JordanPassów. Idziemy. Tato, a czy na pustyni mogą być kałuże?

Image



Eksplorujemy dość długo. Obiekt ten raczej nie miał funkcji obronnych, pełnił funkcję karawanseraju i tak też wygląda. Czytaliśmy narzekania, że on nie jest w środku pustyni, tylko przy szosie i na dodatek jeszcze tuż obok jest stacja transformatorowa. To prawda, ale chociaż da się sfotografować z dobrej perspektywy,

Image

i są też takie w środku pustyni, tylko trzeba chcieć i umieć do nich dojechać...
Kharranę zdecydowanie polecamy. Wewnątrz jest na przykład tak

Image

oraz tak

Image

Cieszymy się, bo szykując się do odjazdu spotykamy czworo Włochów, którzy wpadli na równie poroniony pomysł wyjazdu na pustynię w deszczu. Czyli to nie tylko z nami jest coś nie tak. Wichura wprawdzie urywa głowy i wydaje mi się, że w Polsce na pewno jest teraz cieplej, ale nie rezygnujemy.
Kilkanaście kilometrów dalej kolejny zamek - Quseir Amra. To dość tajemnicze miejsce. Zaskakujące dlatego, że jest jedynym w Jordanii (a ze znanych mnie jedynym w całym świecie islamskim) obiektem z okresu wczesnego rozwoju islamu, w którym są fantastyczne freski z przedstawieniami ludzi i zwierząt.

Image

W tym, o zgrozo, z nieskromnymi kobietami:

Image

Taka hedonistyczna dacza umajjadzkich kalifów. Rzucili sobie także na kopułę łaźni mapkę nieba ze znakami zodiaku:

Image

Niestety w Amra nie unikamy towarzystwa samozwańczego przewodnika w osobie dozorcy/strażnika. Trzeba przyznać, że jest sympatyczny i opowiada dość ciekawie, a jego angielski nie jest najgorszy. Tyle, że wolelibyśmy spokojnie sobie to sami wszystko obejrzeć i nie zastanawiać się, za jaki napiwek się nie obrazi. On zaś kilkanaście razy powtarza "this is my castle" i o tyle ma przewagę, że ma klucze.
Trochę taka wymuszanka, na szczęście od dłuższego zastanawiania się nad kwotą wybawia nas nadciągająca grupka znanych nam Włochów. Pan pogodzony z losem w postaci 1 JOD (naprawdę nikt go o wykład nie prosił) musi teraz im otworzyć, a my grzecznie się żegnamy.
Sam zamek wygląda tak z zewnątrz:

Image

No i tak, synu. Na pustyni są kałuże, jest strasznie zimno i okropnie wieje

Image
Image


Drogowskazy na drodze są już teraz proste. Tylko na Irak i na Arabię. Dookoła nie ma nic. Pustynia w deszczu i w słońcu na przemian. W rejonie Azraq, gdzie ma być kolejny zamek, wielka baza wojskowa.
Nie zgadzam się z opinią, że tam w ogóle nie ma nic, że pustynnych zamków nie warto oglądać, a jak już, to najwyżej jeden, bo są takie same. Nieprawda. Amra i Kharrana są w kolorze brudnego pustynnego beżu. Po drodze charakter pustyni się zmienił, są duże czarne bazaltowe bloki i ten w Azraq z nich jest w dużej części zrobiony. Można z nich zrobić na przykład takie łuczki:
Image

Azraq z kolei pełnił ewidentnie funkcje obronne, używany był w zasadzie aż do rewolucji arabskiej w 1916 roku, gdy pogoniono stamtąd Osmanów.
Image
Także i tam jest pusto; strażnik oferuje swe usługi przewodnickie i ten już mówi, że ponieważ już 20 lat jest tu przewodnikiem, to nas oprowadzi w promocji za jedyne 10 JOD, ale zastrzega, że nie musimy z tego korzystać. Mówi nam też, że dobrze, że przyjechaliśmy, bo czekają bardzo na jakichkolwiek turystów.
Zamek nam się podoba. Kolejna fala ulewy, przeczekujemy w zadaszonej części, bazalt błyszczy w przebijających promieniach słońca
ale leje zbyt mocno by wyłazić i focić tęczę. Focimy więc tylko kropelki na kamieniu i w powietrzu.

Image

Ciekawostką w Azraq są duże drzwi prowadzące do zamku wykonane z kamienia. Dają się poruszać, ponoć smaruje się zawiasy, od zawsze obficie, olejem palmowym.

Image

I jeszcze okienko proste

Image

i krzywa brama.

Image

Kierujemy się w stronę ostatniego zaplanowanego zamku Qasr Al Hallabat. Po drodze mijamy ogromny stały obóz syryjskich uchodźców - Azraq Refugees Camp. Jest on drugim największym stałym obozem w Jordanii, przystosowanym do przyjęcia około 50 tysięcy ludzi.
Widok jest dość przygnębiający, obóz jest w środku pustyni, oddalony wiele kilometrów od samego Azraq i jakichkolwiek innych stałych siedzib ludzkich, ciągnące się kilometrami rzędy białych namiotów. Oczywiście nie pojechaliśmy tam specjalnie oglądać tego miejsca, pomysły "zwiedzania wojny" są dla mnie czymś obrzydliwym. Niemniej obraz zapada w pamięć. Pomijając wszelkie konteksty polityczne, właściwie od 50 lat Jordania jest domem dla tysięcy uchodźców: z Palestyny, potem z Iraku i Kuwejtu jednocześnie, z Syrii. Część z nich wtopiła się w społeczeństwo, a jeśli chodzi o tę najświeższą falę, to także próbują. Z tego co czytam w różnych źródłach, obóz Azraq zamieszkały jest mniej więcej w 3/5, pozostali zadeklarowani tam ludzie próbują gdzieś niekoniecznie legalnie pracować na terenie Jordanii z dala od obozu. Uważałem za niestosowne zatrzymywanie się w celu robienia zdjęć ludzkiemu nieszczęściu.
Al Hallabat z obejrzanych przez nas zamków oceniłbym jako najmniej ciekawy. Wprawdzie zbudowano tam ładne, niedawno ukończone visitor center, a miejsce jest nader malownicze, zamek i odbudowany mały meczet położone na wzgórzu z pięknym widokiem,

Image
lecz do samego zamku wchodzić nie można - zamknięty.

Jeszcze trochę inny obraz pustyni, już podeschniętej, wracającej do normy. Przy czym słoneczko na zdjęciu myli - jest nadal pieruńsko zimno.

Image

Wracamy już po zmroku. Auta nie rozwaliliśmy - jest dobrze. Bohatersko parkujemy nawet na ulicy obok jakiegoś zamkniętego sklepu. Rano, jak tam przyjdziemy, naszym oczom ukaże się taki oto obrazek.

Image

Nie dla wegetarian.

Image


Kolejna, już przygotowana część relacji (Nebo, Um Qais, Pella, Morze Martwe) pojawi się niebawem, ale Autorka zdjęć nie nadąża z postprodukcją ;) za moją grafomanią.
W oczekiwaniu na foty dodam jeszcze kilka porad praktycznych i obserwacji odnośnie Madaby.
Gdyby ktoś chciał zrobić zakupy prawie jak w domu i chwilowo miał dość bazarów bądź zastanawiania się ile co kosztuje, to w Madabie jest Carrefour. Od kościoła św. Jerzego w odwrotną stronę niż centrum prosto ulicą Maadaba al Gharbi (w każdym razie tą samą, przy której kościół).
Ceny niskie, a przede wszystkim znane. 1,5 l wody 0,2 JOD, taniej nie spotkaliśmy nigdzie. Dobry wybór produktów. Po drodze też po prawej stronie, znacznie bliżej kościoła wspomniana już piekarnia z dobrym wyborem słodyczy i chlebem po 0,25 JOD za kg. Obok Carrefoura kilkanaście chyba knajpek z fastfoodami, w tym shawarmą i też znacznie taniej, niż w turystycznym centrum. W jednej z nich jedliśmy i było nieźle i tanio i syto, ale wszystkie wyglądały dobrze.
Gdyby ktoś miał ochotę napić się czegoś innego niż wody, to w Madabie jest całe zagłębie Liquor Shopów. Ma to być może jakiś związek z częściowo chrześcijańskim charakterem miasteczka, około 10% miejscowej ludności to chrześcijanie. Cen nie sprawdzałem, nie korzystaliśmy. Lokalizacje rozsiane po miasteczku. Jadąc na południe, do Petry na przykład, warto się zaopatrzyć, bo potem raczej nie ma.
Moab Land Hotel stwarza natomiast niepowtarzalną w kraju islamskim szansę, by po obudzeniu przez porannego muezzina i zaśnięciu zostać ponownie obudzonym, w szczególności w niedzielę, tym razem przez dzwonnika i jego dzwony. Na dodatek facet w kefiyi włazi na wieżyczkę i obsługuje je tradycyjnie ręcznie sznurkiem, a nie na jakiś tam prąd. Dla śpiochów i zdeklarowanych antyklerykałów może być to uciążliwe, nam pasowało.

Image

Oczywiście, że konkurencja nie śpi, a w kategorii blask - wygrywa.
Image


CDNDzień 9: Nebo, Pella i Gadara

W zimowej Jordanii fajne jest, że jak cię jednego dnia zleje i wygwiżdże, to następnego dnia możesz wybrać sobie kierunek na inną strefę klimatyczną i wredna pogoda znika. Dogrzani wieczorem następnego dnia jedziemy obejrzeć miejsca w różnym stopniu związane z wydarzeniami z Biblii.
Punkt pierwszy: góra Nebo. To kilka kilometrów od Madaby, w zasadzie, to mimo że góra, to się tam nie podjeżdża, a raczej jedzie w dół. Pogoda piękna, czujemy znów, że to wakacje. Pełne słońce, ciepełko, bezwietrznie. Udaje się nam wyjechać w miarę wcześnie, więc nie ma wielu turystów. Potem pewnie pojawią się autokarówki, te same, co czasami pojawiają się w Madabie. Nebo może wizualnie nie robi gigantycznego wrażenia, ale ma pozytywną aurę. Oglądamy małe muzeum i kościół. Opinie co do kościoła odbudowanego na ruinach bazyliki są mocno podzielone - nam odpowiada nowoczesny surowy styl, połączenie drewna i kamienia. Bardziej niż próby imitowania bizantyjskiej architektury, proste, eleganckie.

Image
Oczywiście mozaiki.

Image

Zapalamy świeczkę za nas wszystkich. Niepokojący, bardzo ciekawy w formie krzyż przed bazyliką.

Image

Próbujemy analizować, co konkretnie mógł widzieć Mojżesz jako Ziemię Obiecaną. Niestety, przejrzystość powietrza niska. Widzimy po raz pierwszy Morze Martwe, staramy się identyfikować zaznaczone na tablicy mapie miejsca w Palestynie, ale idzie nam to z trudem. Najwyraźniej Mojżesz ujrzał więcej, niż realnie stamtąd widać. Widać np tak:

Image

Oraz tak

Image

Lub tak

Image

Dalszy program dnia zakłada zwiedzenie ruin Pelli oraz Gadary. W dolinie Jordanu, gdzie zjeżdżamy długą serpentyną - już bardzo ciepło, 21 stopni wobec 5 wczorajszych to naprawdę coś.
Przy szosie wzdłuż doliny niezliczone ilości pickupów, z których sprzedaje się stosy kalafiorów, bakłażany, skrzynki z pomidorami, pomarańcze, marchewkę i co tylko jordańska ziemia rodzi. Sezon warzywny w pełni, dolina jest miejscem, gdzie produkuje się żywność dla całej Jordanii. Jedzie się wolno, sobotni ruch znacznie intensywniejszy od piątkowego, a najgorsze są miasteczka, gdzie każdy naraz chce zaparkować, wyparkować, wepchnąć się, przejechać obok na dwa, trzy, cztery wirtualne pasy. Jakoś jednak dajemy radę. Lokalny kierowca widzi zresztą od razu, że my nietutejsi i nie bywa agresywny. Auta z wypożyczalni nawet jeśli nieobklejone, a nasze jest obklejone, mają tablice z zielonym paskiem, podobnie jak taksówki czy busy. W sumie szybko adaptuję się do miejscowego stylu jazdy, tylko ciężko mi idzie z trąbieniem, ale kierunkowskazów do wyprzedzania przestaję używać szybko. Po co kogoś dezorientować, jak i tak tego nikt nie robi?
Dojeżdżamy do Pelli. Jest to miejsce rewelacyjne, przepięknie położone i z pięknymi widokami. Zachowanych ruin nie ma aż tak wiele, lecz jest bizantyjska bazylika i teatr oraz ruiny świątyni. Resztę trzeba sobie wyobrazić i dopowiedzieć.
Ogólnie wypas:

Image

Teatr nawet full wypas:

Image

Wspinając się na wzgórze widzimy dzieciaki, biegnące na szczęście nie w naszą stronę, lecz do pobliskiego domu i walące w drzwi. Dobrze, że nie gonią za nami w poszukiwaniu zarobku w stylu I'm hungry, one dinnar, myślę, ale za chwilę już wiem, o co chodziło.
Zza krzaków wychodzi facet, a dzieci kryją się po krzakach. Robią za system alarmowy: w razie czego lecą po ojca, by ten mógł spróbować opchnąć turystom "old roman coin mister". Wygląda na mocno zawiedzionego, ale nie nalega.

Dalsze impresje z Pelli. Lubię takie ruiny, które nie są tak zupełnie wirtualne, "po kostki", ale nie takie monumentalne, odbudowane jak Dżerasz.

Image

Tu na górze, cmentarz muzułmański

Image

Niżej kolumienki I

Image

Kolumienki II

Image

No i teatr

Image

A te nam przypominają, że mimo zimy tu jest wiosna

Image


Spokojnie obchodzimy całe ruiny (znów mamy je na wyłączność, jeśli nie liczyć pasterzy i ich stada) w ciągu półtorej godziny i ruszamy do Um Qais. To już w samym północno zachodnim narożniku dzisiejszej Jordanii, tuż u zbiegu granic z Izraelem i Syrią. Być może mamy szczęście, ale przez całą drogę nikt nic od nas nie chce. Informacje o wielkiej liczbie checkpointów i policyjnych kontroli są przesadzone. Policjanci nawet, jeśli są, to głaszczą telefony i nie próbują nas zatrzymywać. Docieramy do Um Qais wspinając się piękną serpentyną, mijając zaporę Wadi Arab Dam.
Jak dla mnie ruiny Gadary są jednym z hitowych punktów wyjazdu. Swoje robi fantastyczne, popołudniowe światło.
Niesamowite wrażenie robią opuszczone budynki z czasów osmańskich i piękny widok na wzgórza Golan, Tyberiadę i jezioro Galilejskie, zwane też Tyberiadzkim czy Genezaret.
Image

Image

Ruiny położone są w ogromnym gaju oliwnym i są trochę jasne, a trochę, jak teatr, czarne, z bazaltowych skał. Oceńcie sami - na mnie takie opuszczone miejsca, z dużą dawką czasu zatrzymanego w nieuporządkowanych kamieniach działają bardzo.


Image

Image

Image

Image


Image

Image

Jest i teatr:

Image

No i jest wiosna...

Image

W ruinach Gadary stosunkowo wielu ludzi, lecz wyłącznie Jordańczyków (a być może też Palestyńczyków - podobno przyjeżdżają tu, by popatrzeć na utracone ziemie). Restauracja na terenie ruin uchodzi za lokal z najpiękniejszym widokiem w północnej Jordanii, ale my zadowalamy się piknikiem na ławce z równie pięknymi widokami (patrz zdjęcia powyżej). W niektórych blogach czytaliśmy, że w takich miejscach pojawienie się turysty stanowi sensację, człowiek robi za żywą atrakcję. To chyba przesada. Czasem ktoś podchodzi, zamienia parę słów, lecz nie czujemy z tego powodu żadnego dyskomfortu. Zawsze jest życzliwie i powtarza się ten sam motyw - Jordańczycy, z którymi rozmawiamy są zadowoleni, że turyści pojawiają się w ich kraju i jednocześnie mają świadomość, że w świecie zachodnim obowiązuje powszechny stereotyp, że na całym Bliskim Wschodzie jest niebezpiecznie. Deklarują też sympatię dla Polaków.

Długi powrót już po ciemku. Po drodze jeszcze tankowanie i krótka, lecz ciekawa rozmowa z pompiarzem na stacji. Wygląda i brzmi jak intelektualista, tak jak wiele innych napotkanych osób cieszy się, że jednak do Jordanii ktoś przyjeżdża mimo, że jest częścią niespokojnego Bliskiego Wschodu. Sugeruje też, bym uważał za kierownicą. Welcome to Jordan, anytime! - słyszymy na pożegnanie.
Tuż przed Madabą wreszcie jakiś policjant decyduje się nas zatrzymać. Sytuacja kuriozalna, bo ciemno, więc on macha pewnie na oślep, a gdy spostrzega że trafił turystów, nie ma koncepcji co dalej robić. Każe mi wysiąść z auta, pokazać wszystkie paszporty i opowiedzieć kto jest kim. Po szczegółowym omówieniu rodzinnego statusu pasażerów żegna się nie chcąc oglądać żadnych kwitów od auta, prawa jazdy ani nic takiego.
Kolejnego poranka Hani żegna się z nami serdecznie, a my mamy poczucie, że jego zachowanie jest szczere. Na koniec jeszcze raz nam pomaga - odprawiamy się w Wizzairze i drukuje nam karty pokładowe. Odwdzięczymy się rysunkiem przygotowanym przez Igę, który obiecuje powiesić na honorowym miejscu w recepcji. Gdyby ktoś tam nocował, dajcie znać, czy nadal tam wisi.

CDNDzień 10 – Mukawir – Morze Martwe - Dana
We wszystkich przewodnikach piszą, że z północy na południe Jordanii pojechać trzeba King’s Road. My jednak decydujemy, że drogę do rezerwatu Dana przemierzymy inną trasą. Wszystkiego zobaczyć nie można. Odpuszczamy zamek Karak i kilka innych atrakcji przy tej szosie, w tym przejazd przez Wadi Mujib (może kiedyś się tam wróci na nogach) i pojedziemy Dead Sea Highway. Z Madaby można dostać się do niej na kilka sposobów. Albo przez Nebo (ale tę trasę już znamy), albo drogą przez Hammamat Ma’in (gorące źródła), albo wreszcie można pojechać kawałek King’s Road, w Dibb skręcić w prawo i przy okazji zobaczyć Mukawir – albo Macheront. Twierdzę Heroda, w której miała tańczyć Salome za cenę głowy Jana Chrzciciela.
Im bliżej Mukawiru, tym lepiej. Robi się skaliście, pustynnieje, choć jeszcze jakiś zielony chaszcz się trafia.

Image

Inaczej niż poprzedniego dnia widoczność jest momentami jak brzytwa. Niby widzieliśmy zdjęcia Mukawiru, ale i tak nas zaskakuje. Taki wielki ścięty stożek. Ruiny na szczycie okażą się mocno umowne.

Image

Wokół wydaje się zupełnie sucho i pusto. Z większych roślin tylko pojedyncze sosny.

Image

Dostrzegamy w oddali samotny namiot - jedyny bardziej kolorowy akcent.


Dodaj Komentarz

Komentarze (23)

108588 31 stycznia 2018 08:25 Odpowiedz
czekamy na dalszą część relacji. proszę o krótkie info co się zadziało w Wadi Rum, że musieliście zmienić plany? lecimy za 3 tygodnie i nie ukrywam, że Wadi Rum to chyba numer jeden naszych planów oraz zabookowane 2 noclegi :)
ziemekb 31 stycznia 2018 09:37 Odpowiedz
W Wadi Rum jako takim nic specjalnego się nie zadziało. Chcieliśmy koniecznie je zobaczyć i zostawiliśmy to sobie na koniec, bojąc się, że jeśli zaczniemy od Wadi Rum, to już nic się nam więcej tak nie spodoba. Pogoda jednak poprzedniego dnia dała nam strasznie w kość, zmokliśmy i zmarzliśmy niemiłosiernie na szlaku z Petry do Małej Petry, a na noc zapowiadano już wcześniej mróz i śnieg w wyżej położonych rejonach, w Wadi Rum zaś deszcz i wiatr i niewiele wyższe temperatury kolejnej nocy. Ponieważ nocleg w namiocie w dzikim miejscu nie jest dla nas atrakcją samą w sobie, a perspektywa oglądania gwiazd zapowiadała się mizernie, to założyliśmy, że dokonamy pobieżnego rekonesansu, a do Wadi Rum może jeszcze kiedyś wrócimy z własnym namiotem na dłuższą wędrówkę. Okazało się to słuszną decyzją, o czym w dalszej części relacji. Przy wystarczającej determinacji można dużo zobaczyć na piechotę bez wynajmowania jeepa. Dziś wieczorem pierwsza część konkretów i zdjęć, które się właśnie przystosowują do publikacji.
108588 31 stycznia 2018 15:28 Odpowiedz
czekamy na całą relację
littleboy1989 1 lutego 2018 07:33 Odpowiedz
czy tylko ja nie widzę zdjęć ?
arcco 1 lutego 2018 11:07 Odpowiedz
Teraz zdjęcia widoczne. Czekam na dalszą część relacji.
just7 5 lutego 2018 20:01 Odpowiedz
Witam. Czekamy na ciąg dalszy :).
108588 6 lutego 2018 10:45 Odpowiedz
wyjazd za 3 tygodnie - trasa taka sama - czekam z niecierpliwością na dalszą część relacji :) fajnie napisana, inne podejście do tematu! gratuluję Panie Redaktorze :)
ziemekb 6 lutego 2018 11:22 Odpowiedz
Do redaktora czegokolwiek, to mi i mojemu stylowi niestety daleko :oops: . Niemniej dziękuję za wsparcie. Ja po prostu staram się przedstawiać jakieś tam urywki, coś co zapadło w pamięć i rzeczy niekoniecznie oczywiste, nie pierwszoplanowe bo o oczywistych piszą przewodniki, choć nie zawsze skutecznie. Poza tym jeśli ewentualnie komuś się podoba, to zasługę proszę przypisać Autorce zdjęć. Moje są tak naprawdę komentarze do nich. Pozdrawiam i zapraszam do czytania dalszej części relacji, gdy się opublikuje.Ziemek
108588 7 lutego 2018 09:15 Odpowiedz
kolejna część relacji - udana jak poprzednie! w Madabie nocleg wybrany z booking oczywiście w tym samym hotelu - więc z pewnością potwierdzę obecność malunku córki :)oczywiście z niecierpliwością czekamy na cd! :)
just7 21 lutego 2018 13:49 Odpowiedz
Bardzo interesująco piszesz. Dziękujemy. Poproszę o dokładny namiar na polecaną przez Ciebie knajpkę w Wadu Musa. Będziemy tam za 2 tygodnie:)
ziemekb 21 lutego 2018 14:17 Odpowiedz
Knajpka, o której piszę, nazywa się "Why not restaurant" i jest w istocie dziurą w ścianie z pięcioma - sześcioma stolikami. Znajduje się przy głównym rondzie w Wadi Musa - innego ronda nie zaobserwowałem. Przy tym samym, przy którym jest mająca najlepsze oceny na tripadvisorze restauracja Al Wadi, tylko tak jakby z przeciwnej strony. Jak dla nas ta ostatnia była lekko przytłaczająca rozmiarem i trochę taka "Cepeliada", a poza tym już od wspomnianej w poście rodzinki z Krakowa dostaliśmy pozytywną opinię o miejscu Hishama, więc tam poszliśmy. Nie sposób nie znaleźć. Fajerwerków u Hishama nie będzie, wielkiego wyboru też, ale za to dobre, świeże żarcie robione na bieżąco, dwa - trzy dania do wyboru, zupka - owszem. No i okazja do fajnej rozmowy pewnie też. Dziękuję za dobre słowa o relacji - wreszcie muszę skończyć, bo czuję, że zaczynam przynudzać i za długie toto, ale finał jakiś musi powstać ;)
108588 21 lutego 2018 15:12 Odpowiedz
ja też czekam na finał! wyjazd mamy we wtorek i tak fajnie się czyta "świeżutką" relację :)
just7 22 lutego 2018 10:28 Odpowiedz
Dzięki za namiar. Z pewnością skorzystamy. Czekamy na dalszą relację z wyprawy.
smirek 26 lutego 2018 10:25 Odpowiedz
@ziemekb - dzięki za tę relację. Świetnie się czyta, mnóstwo przydatnych szczegółów i fajne zdjęcia! Fantastyczna rodzinna wyprawa, pomimo rozmaitych kaprysów aury. Tak trzymać!
consigliero 26 lutego 2018 10:36 Odpowiedz
@ziemekb ja też ślę podziękowania, za informacje też. Gratuluję samozaparcia na wycieczkach. Co do zachowania miejscowych przewodników, cóż bywa i tak, pamiętam jak nas chciano koniecznie zabrać na wycieczkę do wodospadu w rejonie Agadiru w momencie gdy byliśmy już tam na parkingu, na szczęście poróżnili się między sobą i mogliśmy w miarę spokojnie odjechać.
108588 26 lutego 2018 12:37 Odpowiedz
@ziemekb - ja również dziękuję! doczekałam się przed naszym wyjazdem (lot jutro) do zamknięcia relacji i doczytałam z pełnym zainteresowaniem do końca. życzę sobie (trochę to egoistyczne?) spotykać na szlakach TAKICH POLAKÓW! pozdrawiamy!
okiemserca 17 marca 2018 18:45 Odpowiedz
Dzieki za opis @ziemekb . Chciałem Cie zapytać o osobistą opinię - gdybyś wiedząc co wiesz planował wyjazd raz jeszcze to...". Będziemy 11 dni w Jordania (przylot do Ammanu, wypożyczenie auta - objazd wzdłuż Morza martwego do Petry i Wadi Rum - powrót: Dana i autostradą do Madaba na 2-3 noce. stąd objazd okolic tj. Zamki na pustyni, Amman, Jerash)Patrząc na zdjęcia różnych relacji i blogów mam wrażenie że najatrakcyjniejsze dla mnie będą : spacery wzdłuż Wadi przy Morzu Martwym, Petra i Wadi Rum. Lubie zabytki i historyczne miejsca ale na zdjęciach Zamek karak (pominęliście) i te zamki pustynne wyglądają jakoś mało ciekawie. Amman z teatrem tez nie porusza gdy widziałem już mase takich miejsc w Turcji). Napis zprosze czy te pustynne zamki i Amman zrobiły na tobie wrażenie czy raczej to był klasyczny punkt to zobaczenia ale bez szału. Zastanawiam sie czy na północy, przed wylotem nie być krócej i zobaczyć tylko Madabe i okolice oraz Jaresh - w zamian za to dłuzej zostać na południu (na Petre mam 3 dni, na Wadi rum 2 noce :-), Dana niestety tylko pół dnia - a moze warto więcej
ziemekb 29 marca 2018 20:59 Odpowiedz
Z opóźnieniem, ale odpowiadam. Gdybyśmy jeszcze raz tak i na tyle dni jechali, pominąłbym jeden dzień w Ammanie. Wolałbym dłużej pobyć w Danie. Zamki pustynne zrobiły spore wrażenie. Kto wie czy jakbyśmy mieli mniej czasu, nie odpuściłbym także Dżerasz. Ruiny fajne, ale mocno odbudowane. Jeśli na koniec chcecie być w Madabie, a auto bierzecie z lotniska, równie dobrze możecie w ogóle odpuścić nocleg w Ammanie i wyskoczyć tam na jeden dzień, dla załapania klimatu. Co do Karak, na to nie starczyło czasu po prostu. Mam nadzieję, że to jeszcze przydatne w ogóle...
okiemserca 31 marca 2018 17:02 Odpowiedz
jasne, dziekimy lecimy dopiero jesienią, pierwszym lotem KRK-AMM :-)
pietrucha 26 września 2018 21:57 Odpowiedz
Bardzo ciekawie się czyta Twoją relację, zawiera ona również wiele wskazówek :) Super, że wybraliście się na pieszą przechadzkę po pustyni. Tutaj pojawiają się moje pytania odnośnie do Wadi Rum:- czy od głównej drogi do Visitors Center/ Wadi Rum Village jeżdżą głównie jeepy z turystami czy widziałeś wiele lokalsów przemierzających tę trasę? Pytam, pod kątem autostopa. - jesteśmy młodzi i sprawni i oceniając nasze poprzednie doświadczenie z pustynią, będziemy w stanie przejść do 30 km. gdybyś miał cały dzień od rana do nocy na pieszą wędrówkę to jakie miejsca byś zobaczył tak, aby powstała pętla? :)
pabloo 27 września 2018 15:43 Odpowiedz
Jeśli chcesz zrobić Wadi Rum na piechotę i masz pytania, to proponuję zajrzeć na bloga obecnego tu użytkownika „wapniaki w drodze", bo go chyba jeszcze nie znalazłeś. A odnosząc się do pytania pierwszego, to o którą główną drogę Ci chodzi? Autostradę Akaba - Amman, czy już tą odbiegającą od niej? Generalnie samochody „lokalsów" na tej trasie to albo jadące z turystami, albo po turystów. Stopa idzie złapać, choć pewnie większość kierowców będzie spodziewała się jakiejś zapłaty.
pietrucha 27 września 2018 20:54 Odpowiedz
Tak, teraz już ich znalazłem w innym wątku.Chodzi mi o autostradę, bo z niej do Wadi Rum Village jest 30 km, ale odpowiedziałeś już na moje pytanie. Dzięki :)
consigliero 28 października 2018 06:08 Odpowiedz
Przygotowujemy się do krótkiego wyjazdu do Jordanii i próbuję znaleźć jakieś informacje co do wypożyczenia samochodu. Nasz wyjazd będzie od 9.11 do 23.11 i będzie łączony z Izraelem. Nie wiem skąd brać samochód, chodzi o polecane firmy, jeżeli takie są. Samochód jest dla nas istotny bo chcielibyśmy tym razem zobaczyć Wadi Rum.