W trakcie wycieczki zatrzymaliśmy się na przełęczy Dochula Pass, która jest na wysokości 3100 m.n.p.m. Tam oprócz świątyni zbudowano 108 stóp, które upamiętniają żołnierzy poległych w łącznie 2003 operacjach militarnych. Byliśmy tam za późno (czyste niebo jest zaraz po wchodzie lub tuż przed zachodem słońca) , więc niebo było bardzo zachmurzone, a z tego miejsca widać Himalaje. W świątyni Druk Wangyal Lhakhang miały się odbywać jakieś uroczystości i wszyscy czekali na Królową Matkę, niestety wiązało się to z wyproszeniem wszystkich turystów. Zaraz po przybyciu do Punakha udaliśmy na pobliski kemping i tam na trawie zjedliśmy obiad przygotowany wcześniej przez żonę właściciela firmy. Po raz kolejny podano mi ryż (w zasadzie miałem możliwość jeść go trzy razy dziennie), jajka z ostrym serem, ziemniaczki również w ostrym serze, jakieś mięsko i papryczkę chilii. Tym razem jedliśmy razem (śniadania w hotelach jadałem sam, obiady w restauracjach sam i kolację w restauracjach lub hotelach też sam) Na kempingu była i toaleta, z której nieczystości niestety spływały do rzeki.
Obiad na kempingu (ryż, jakja, wołowina, papryczki itp)
Następnie odwiedziliśmy twierdzę Punakha Dzong – potocznie zwanej Fortress of Paradise. Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie w drewnie wyrzeźbiono ozdoby, a potem je pomalowano. W innych miejscach są tylko malowidła na drewnie bez rzeźbień. W świątyni, która jest w środku obiektu znajduje się złoty posąg buddy Guru Rinpoche, czyli wielkiego mahasiddha, który przeniósł pełen przekaz buddyzmu do Tybetu i Bhutanu. Twierdza zbudowana została w miejscu, gdzie spotykają się dwie rzeki męska (Pho Chu) i żeńska (Mo Chu). Męska rzeka jest biała, żeńska 'zabłocona'. Wyjaśnienie tego jest bardzo proste
;-) W 17-tym wieku, kiedy to założyciel Bhutanu (Zhabdrung Ngawang Namgyal) był w dolinie Phunaka postanowił w niej zbudować fortecę. Głównego cieślę do swojego projektu, znalazł daleko za męską rzeką ale od razu zaprosił go do siebie. Cieśla ten przyjął propozycję, a jak bywało w tamtych czasach (idąc do kogoś wysoko postawionego w hierarchii), cieśla zabrał ze sobą mały podarunek. Jako że nie miał dużo czasu, - zabrał mleko w bambusowym naczyniu. Tak bardzo się spieszył, że podczas przechodzenia przez męską rzekę potknął się i rozlał mleko. Od tamtej pory, rzeka ta ma biały kolor. Ot jedna z wielu legend.
:)
Punakha Dzong
Most nad żeńską rzeką
Wejście do twierdzy
Zdobienia w twierdzy - najpierw wszystko wyrzeźbione, a potem pomalowane
W twierdzy
Ja z właścicielem firmy (pan Sonam)
Żeńska i Męska rzeka
Na koniec dnia spływaliśmy żeńską rzeką – o dziwo musieliśmy się cofnąć, by przejechać koło miejsca gdzie jedliśmy nasz obiad. Byłem jedynym klientem tej wycieczki, więc do mojego kajaku oprócz dwóch „instruktorów” musiał wsiąść też mój przewodnik. Rzeka tylko w kilku miejscach miała jakieś lekkie skałki tworzące wzburzenia na niej, poza tym była spokojna. Podobno męska rzeka jest bardziej wymagająca. Tym razem nocowaliśmy w uroczym hotelu Meri Phuensum Resort z bardzo ładnym widokiem. Tu znów jadłem olbrzymi posiłek sam, gdyż moi przewodnicy jedli w innym pomieszczeniu. Mój pokój również był olbrzymi, jak dla jednej osoby. W tym hotelu spotkałem też kilkunastoosobową grupę z Polski, która spędzała w Bhutanie 4 dni. Byli też w Indiach i Nepalu.
Stupa graniczna - co ciekawe asfalt dodatkowo wylano tak, by samochodem omijając ją była ona z prawej strony
Tak jak w Indiach - krowa święta jest
Przygotowanie do spływu
Spływ na żeńskiej rzece
Meri Phuensum Resort - jeden z lepszych hoteli w których nocowałem, z pięknym widokiem
Pokój w Meri Phuensum Resort
Recepcja Meri Phuensum Resort - tu spotkałem ponad 10-cio osobową grupę z Polski
Widok z Meri Phuensum Resort
Blisko były i kołowrotki modlitewne
A na wzgórzu kolejny punkt zwiedzania - Świątynia Khamsum Yulley
To już kolejny mój dzień w Bhutanie. Tym razem wstaliśmy rano i po śniadaniu ruszyliśmy do Świątyni Khamsum Yulley, która została zbudowana z polecenia Królowej Matki, by odpędzić negatywne moce oraz zaprowadzić pokój i harmonię. Ech ci moi przewodnicy! Znów przejeżdżam koło twierdzy i spływu. Mogli wczoraj, to inaczej rozplanować:). Dojechaliśmy do wiszącego mostu (Suspension Bridge), który przeszliśmy pieszo, a potem już tylko spacer między polami ryżowymi, lekko pod górkę by dotrzeć do świątyni. Trasa nie jest ciężka, ale mój przewodnik miał po niej problemy z kolanami, więc warto mieć kijki. W świątyni zwiedziliśmy wszystkie piętra, by ostatecznie wejść na dach i rozkoszować się przepięknym widokiem na dolinę i Żeńską rzekę. Widok naprawdę jest niesamowity. Do tej świątyni warto zabrać aparat, gdyż z dachu można robić zdjęcia. Moją uwagę przykuła mała dziewczynka, której rodzice (by mieć spokojniejszy czas) dali telefon komórkowy do zabawy. Jak bym widział sporo dzieci w Europie.
Suspension Bridge
Trasa do Świątyni Khamsum Yulley
Tu mój przewodnik już czuł kolana, ale zejście było jeszcze gorsze dla Niego
Dziedziniec świątyni
Widok z dachu świątyni na żeńską rzekę
Dziewczynka z telefonem
Świątynia z oddali
Następnie pojechaliśmy do Gangtey. Wracaliśmy koło miejsca gdzie rozpoczął się wczorajszy spływ oraz obok kempingu, gdzie poprzedniego dnia mieliśmy posiłek na trawie. Jedyny plus był taki, że jak wracaliśmy, to odbywały się tam rodzinne spotkania i mini turniej łuczniczy oraz turniej rzucania lotkami. Z łuku strzelają na odległość 144m. Tarcze są po obu stronach, więc idąc do drugiej tarczy zawodnicy zbierają swoje strzały. Potem jechaliśmy znów koło twierdzy i blisko hotelu, a kilka km za hotelem skręciliśmy na malowniczą trasę wzdłuż koryta rzeki Dang Chhu. Tu zatrzymaliśmy się w kilku miejscach bym mógł robić zdjęcia, a następnie udaliśmy się na obiad w jednej restauracji. Spotkałem grupę Australijczyków, którzy zwiedzali Bhutan na motorach. To musi być też ciekawa perspektywa.
Lokalne zawody łucznicze lub spotkania rodzinne
A teraz strzelanie z drugiej strony
Publika, która często częstuje przeciwników alkoholem, lub śpiewa demotywujące piosenki
Rzucanie rzutkami - działa tak samo jak łucznictwo
Sklep w małej wiosce
Kolejna stupa, mijamy mając ją po prawej stronie
Tym razem sklep przy drodze
Zniszczona droga przez deszcze - to dlatego niewielkie odległości pokonuje się w długim czasie
A propo zdjęcia, to nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.pozdrawiam i czekam na więcej.
Nico_MUC napisał:Każdy czegoś szuka, jedni szczęścia, inni miłości, kolejni bogactwa, a ja … szukam miejsc troszkę mniej turystycznych (przynajmniej zawsze tak mi się wydaje…).Wyjazd do Bhutanu planowałem już od kilku lat, bo to taki najszczęśliwszy krajJa szukalem wlasnie... bogactwa.
:lol: De facto, fajnie sie zapowiada i czekam na CD.kubus571 napisał:nie wydaję mi się byś z trasy przelotu widział Everest, prędzej zobaczysz Kanczendzongę ewentualnie Makalu, poza tym Everest nie jest wybitnym szczytem.Gdyby ktos chcial zobaczyc Everest w drodze do Bhutanu to proponuje trase Kathmandu-Paro, widac diskonale.
:)
@Nico_MUC swietna relacja i fajne fotki.
;) Ogladajac, powracaja wspomnienia.Drogi sa czasem nieprzejezdne, pamietam nudny, kilkugodzinny postoj w upale, az goscie z Indii naprawia droge.
Nico_MUC napisał:Nie jestem pewien czy na pewno jest to najszczęśliwszy kraj na świecie, ale na pewno chciałbym tam wrócić by odwiedzić wschodnie tereny, lub jako zaproszony gość przez mieszkańca Bhutanu.Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Nico_MUC napisał:Obsługa lot do BangkokuWidac ze mila obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)
cccc napisał:Lepiej byc zaproszonym przez mieszkanke.
:D Btw ludzie wbrew pozorom nie naleza do najszczesliwszych na swiecie, szczegolnie Ci ktorzy b. ciezko haruja za nedzne wynagrodzenie.Raczej mialem wrazenie, ze rodowici mieszkancy Qataru sa szczesliwcami.
:D Widac ze sympatyczna obsluga, ale nigdy nie fotografowalem stewardess bez pozwolenia.
;)Dobrej nocki!@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)@cart Zacięcie mam - jednak. Był to pierwszy wyjazd z moim nowym D5500 - moja pierwsza lustrzanka, wcześniej był Canon SX.Dodatkowo nie lubię aż za bardzo podkolorowanych zdjęć - te i tak są już lekko "poprawione"Dziękuje jednak za wskazówki i miło jest czytać, że zdjęcia mają potencjał
Nico_MUC napisał:@cccc No tak, ale to trzeba być niezłym szczęściarzem:)Masz taką możliwość? To dopiero byłoby coś:)Wydaje mi sie, ze kazdy z nas ma taka mozliwosc. Jesli potrafimy przystanac i podzielic sie z tymi Biedakami z Indii, ktorzy buduja drogi i mieszkaja w makabrycznych warunkach czy tez przypadkowo napotkanymi Biedakami to los moze zgotowac wiele przyjemnych niespodzianek.
:) Dobrej nocki!
Nico_MUC napisał:A takie piwo można kupić w Bhutanie, kto był może się podzieli - które lepsze:)Druk lager (z niebieska nalepka) mimo iz ma 5 % to smakowo jest lepszy od 8% Druk 110000.Druk to chyba najpopularniejsze piwo w Bhutanie i najlatwiej dostepne.
:D Sa tez inne ciekawe browarki np. "Red Panda".Oprocz piwa polecam whisky np. moja ulubiona K5.
Z radością zacząłem i będę sobie dawkował. Jako buddysta z przekonania - myślę o Buthanie od dawna, choć koszty mnie zniechęcają skutecznie.Ubawiłem się momentami gdy piszesz o świętych i historycznych postaciach - faktem jest że w hagiografii buddyzmu tybetańskiego roi się od postaci i trzeba być mozno zdeterminowanym by większość odrózniać (ale znam takich co potrafią!)
:-D Pozdrawiam i dzięki za relację
Koszty są sporo to prawda.Jednak jak pisałem, można je zmniejszyć odwiedzając mniej dostępną część Bhutanu (oszczędzasz 65 USD za dzień) - darując sobie główne atrakcje typu Tiger Nest.Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.
Nico_MUC napisał:@cccc dzięki za opis piw - oby się komuś przydał.Nie ma sprawy.
:) Nico_MUC napisał:Warto się pospieszyć bo turystów jest już sporo i kraj się już zmienił (dwa razy dziennie korek w Thimphu - o tym świadczy)Niestety, komercjalizacja powoli dosiega ten kraj i coraz wiecej turystow odwiedza ten kraj.Taka ciekawostka, na pieczatce masz wpisany numer, ktorym jestes odwiedzajacym w danym roku.W 2015 mialem numer 39XXX, a w 2016 64XXX.Ciekawe, jaki masz numer?Podobno w 2016 210 000 turystow odwiedzilo Bhutan.Btw ostatnio przyjezdza coraz wiecej turystow z Indii, ktorzy nie potrzebuja wizy i zwolnieni sa od przymusowych oplat.
Tak, turyści z Indii mają naprawdę nazwijmy to luz.Starsze osoby nadal podróżują z przewodnikami ale młodzi ludzie wsiadają w swój samochód i zwiedzają Bhutan rezerwując samodzielnie hotele i podróżując na własną rękę.Również coraz więcej jest osób z Chin, ale Oni przyjeżdżają na takich samych zasadach jak my.Moja wiza ma numer 100230,
Mój przewodnik miał inne zdanie. Mówił, że chińczyków nie lubią. Zresztą chińczycy chcieli zrobić autostradę przez góry i przejście graniczne, ale władze Bhutanu się nie zgodziły.
Mój mówił, że turystów z Indii bardzo nie lubią, bo młodzi jeżdżąc sami nie respektują ich praw, wchodzą gdzie chcą i śmiecą, a i Chińczyków też nie lubią.@cart jaki miałeś numer wizy?
W trakcie wycieczki zatrzymaliśmy się na przełęczy Dochula Pass, która jest na wysokości 3100 m.n.p.m. Tam oprócz świątyni zbudowano 108 stóp, które upamiętniają żołnierzy poległych w łącznie 2003 operacjach militarnych. Byliśmy tam za późno (czyste niebo jest zaraz po wchodzie lub tuż przed zachodem słońca) , więc niebo było bardzo zachmurzone, a z tego miejsca widać Himalaje. W świątyni Druk Wangyal Lhakhang miały się odbywać jakieś uroczystości i wszyscy czekali na Królową Matkę, niestety wiązało się to z wyproszeniem wszystkich turystów.
Zaraz po przybyciu do Punakha udaliśmy na pobliski kemping i tam na trawie zjedliśmy obiad przygotowany wcześniej przez żonę właściciela firmy. Po raz kolejny podano mi ryż (w zasadzie miałem możliwość jeść go trzy razy dziennie), jajka z ostrym serem, ziemniaczki również w ostrym serze, jakieś mięsko i papryczkę chilii. Tym razem jedliśmy razem (śniadania w hotelach jadałem sam, obiady w restauracjach sam i kolację w restauracjach lub hotelach też sam) Na kempingu była i toaleta, z której nieczystości niestety spływały do rzeki.
Granica między Thimphu i Punakha
Brama do świątyni Druk Wangyal Lhakhang
Stupy na Dochula Pass
Widok na świątynię Druk Wangyal Lhakhang
Ciężarówki w Bhutanie
Flagi modlitewne niebieski – przestrzeń, czerwony – ogień, biały – powietrze,zielony – woda, żółty – ziemia.
Widoki podczas jazdy samochodem
Przydrożne sklepy
Przydrożna restauracja
Remont drogi
Obiad na kempingu (ryż, jakja, wołowina, papryczki itp)
Następnie odwiedziliśmy twierdzę Punakha Dzong – potocznie zwanej Fortress of Paradise. Jest to jedno z nielicznych miejsc, gdzie w drewnie wyrzeźbiono ozdoby, a potem je pomalowano. W innych miejscach są tylko malowidła na drewnie bez rzeźbień. W świątyni, która jest w środku obiektu znajduje się złoty posąg buddy Guru Rinpoche, czyli wielkiego mahasiddha, który przeniósł pełen przekaz buddyzmu do Tybetu i Bhutanu. Twierdza zbudowana została w miejscu, gdzie spotykają się dwie rzeki męska (Pho Chu) i żeńska (Mo Chu). Męska rzeka jest biała, żeńska 'zabłocona'. Wyjaśnienie tego jest bardzo proste ;-)
W 17-tym wieku, kiedy to założyciel Bhutanu (Zhabdrung Ngawang Namgyal) był w dolinie Phunaka postanowił w niej zbudować fortecę. Głównego cieślę do swojego projektu, znalazł daleko za męską rzeką ale od razu zaprosił go do siebie. Cieśla ten przyjął propozycję, a jak bywało w tamtych czasach (idąc do kogoś wysoko postawionego w hierarchii), cieśla zabrał ze sobą mały podarunek. Jako że nie miał dużo czasu, - zabrał mleko w bambusowym naczyniu. Tak bardzo się spieszył, że podczas przechodzenia przez męską rzekę potknął się i rozlał mleko. Od tamtej pory, rzeka ta ma biały kolor.
Ot jedna z wielu legend. :)
Punakha Dzong
Most nad żeńską rzeką
Wejście do twierdzy
Zdobienia w twierdzy - najpierw wszystko wyrzeźbione, a potem pomalowane
W twierdzy
Ja z właścicielem firmy (pan Sonam)
Żeńska i Męska rzeka
Na koniec dnia spływaliśmy żeńską rzeką – o dziwo musieliśmy się cofnąć, by przejechać koło miejsca gdzie jedliśmy nasz obiad.
Byłem jedynym klientem tej wycieczki, więc do mojego kajaku oprócz dwóch „instruktorów” musiał wsiąść też mój przewodnik. Rzeka tylko w kilku miejscach miała jakieś lekkie skałki tworzące wzburzenia na niej, poza tym była spokojna. Podobno męska rzeka jest bardziej wymagająca.
Tym razem nocowaliśmy w uroczym hotelu Meri Phuensum Resort z bardzo ładnym widokiem. Tu znów jadłem olbrzymi posiłek sam, gdyż moi przewodnicy jedli w innym pomieszczeniu. Mój pokój również był olbrzymi, jak dla jednej osoby. W tym hotelu spotkałem też kilkunastoosobową grupę z Polski, która spędzała w Bhutanie 4 dni. Byli też w Indiach i Nepalu.
Stupa graniczna - co ciekawe asfalt dodatkowo wylano tak, by samochodem omijając ją była ona z prawej strony
Tak jak w Indiach - krowa święta jest
Przygotowanie do spływu
Spływ na żeńskiej rzece
Meri Phuensum Resort - jeden z lepszych hoteli w których nocowałem, z pięknym widokiem
Pokój w Meri Phuensum Resort
Recepcja Meri Phuensum Resort - tu spotkałem ponad 10-cio osobową grupę z Polski
Widok z Meri Phuensum Resort
Blisko były i kołowrotki modlitewne
A na wzgórzu kolejny punkt zwiedzania - Świątynia Khamsum Yulley
To już kolejny mój dzień w Bhutanie. Tym razem wstaliśmy rano i po śniadaniu ruszyliśmy do Świątyni Khamsum Yulley, która została zbudowana z polecenia Królowej Matki, by odpędzić negatywne moce oraz zaprowadzić pokój i harmonię.
Ech ci moi przewodnicy! Znów przejeżdżam koło twierdzy i spływu. Mogli wczoraj, to inaczej rozplanować:).
Dojechaliśmy do wiszącego mostu (Suspension Bridge), który przeszliśmy pieszo, a potem już tylko spacer między polami ryżowymi, lekko pod górkę by dotrzeć do świątyni. Trasa nie jest ciężka, ale mój przewodnik miał po niej problemy z kolanami, więc warto mieć kijki. W świątyni zwiedziliśmy wszystkie piętra, by ostatecznie wejść na dach i rozkoszować się przepięknym widokiem na dolinę i Żeńską rzekę. Widok naprawdę jest niesamowity. Do tej świątyni warto zabrać aparat, gdyż z dachu można robić zdjęcia. Moją uwagę przykuła mała dziewczynka, której rodzice (by mieć spokojniejszy czas) dali telefon komórkowy do zabawy. Jak bym widział sporo dzieci w Europie.
Suspension Bridge
Trasa do Świątyni Khamsum Yulley
Tu mój przewodnik już czuł kolana, ale zejście było jeszcze gorsze dla Niego
Dziedziniec świątyni
Widok z dachu świątyni na żeńską rzekę
Dziewczynka z telefonem
Świątynia z oddali
Następnie pojechaliśmy do Gangtey. Wracaliśmy koło miejsca gdzie rozpoczął się wczorajszy spływ oraz obok kempingu, gdzie poprzedniego dnia mieliśmy posiłek na trawie. Jedyny plus był taki, że jak wracaliśmy, to odbywały się tam rodzinne spotkania i mini turniej łuczniczy oraz turniej rzucania lotkami. Z łuku strzelają na odległość 144m. Tarcze są po obu stronach, więc idąc do drugiej tarczy zawodnicy zbierają swoje strzały. Potem jechaliśmy znów koło twierdzy i blisko hotelu, a kilka km za hotelem skręciliśmy na malowniczą trasę wzdłuż koryta rzeki Dang Chhu. Tu zatrzymaliśmy się w kilku miejscach bym mógł robić zdjęcia, a następnie udaliśmy się na obiad w jednej restauracji. Spotkałem grupę Australijczyków, którzy zwiedzali Bhutan na motorach. To musi być też ciekawa perspektywa.
Lokalne zawody łucznicze lub spotkania rodzinne
A teraz strzelanie z drugiej strony
Publika, która często częstuje przeciwników alkoholem, lub śpiewa demotywujące piosenki
Rzucanie rzutkami - działa tak samo jak łucznictwo
Sklep w małej wiosce
Kolejna stupa, mijamy mając ją po prawej stronie
Tym razem sklep przy drodze
Zniszczona droga przez deszcze - to dlatego niewielkie odległości pokonuje się w długim czasie
Po drodze były i wodospady