Chodząc od bankomatu do bankomatu, napotykamy cały czas ten sam problem: brak gotówki w urządzeniu. Półtorej godziny za nami, wszystkie bankomaty w mieście sprawdzone. Pojawia się Hindus, który jako chyba jedyny w mieście ma terminal i proponuje nam wypłatę gotówki z prowizją 30%
:D Idziemy do oddziału banku SBI, w którym już wcześniej byliśmy i jeszcze raz pytamy się tego samego pracownika czy nic nie da się zrobić, czemu pomieszczenie z ich bankomatem po drugiej stronie ulicy jest zamknięte, czy nie może gotówki z banku wsadzić do ich bankomatu itd. Wtem on wzdycha, wstaje i każe iść za nim. Zdejmuje kłódkę, podnosi metalową żaluzję, wpuszcza nas do środka i zasuwa żaluzję. Bankomat działa. Mówi, że możemy wypłacić ile tylko chcemy
:D Tłumaczy nam całą sytuację tym, że miasto notorycznie cierpi na brak gotówki i oni muszą regulować możliwość jej wypłaty. Ładnie dziękujemy Panu bankierowi, Pan bankier podnosi żaluzję i wtedy dostrzegamy tworzącą się kolejkę do bankomatu, która zostaje odprawiona
:D Tyle nam w Khajuraho wystarczy, ruszamy na nocny pociąg do Agry.
______________________________________________
Taxi lotnisko – Waranasi: 450 Przed Khajuraho wypłaćcie sobie więcej gotówki
:) Tuk-tuk stacja kolejowa – Khajuraho: 200 w dwie strony Wstęp do zachodniego kompleksu: 600 Tuk tuk do wodospadów i z powrotem: 400 Wstęp na teren rezerwatu: 50Dzięki! Tak naprawdę, gdzieś ukradkiem właśnie na to liczę, że kilku fachowców sprostuje moje wypowiedzi
:)Dzień 13:
Jesteśmy w trakcie najbardziej męczącej nocy całej wycieczki. Wysiadamy z pociągu o 3:00 i odliczamy nudne minuty do otwarcia ikony Indii. Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że byliśmy pierwsi w kolejce. Kontrola jest dość ciekawa, gdyż nie wolno wnieść praktycznie niczego, a tym bardziej żadnych przedmiotów, które mogą zostać „śmieciem”. Dla przykładu musieliśmy wyrzucić plastikową folię, w której nosi się chusteczki higieniczne oraz folię z gum do żucia, a same gumy trzeba było wyrzucić albo zacząć żuć
:D Niemniej to co najważniejsze, czyli reklamówka z Biedronki jakimś cudem przeszła – wymacana w kieszeni prawdopodobnie została zidentyfikowana jako folia przeciwdeszczowa. Na terenie Tadż Mahal odczuwamy emocje, których w ogóle się nie spodziewamy. Nie doczytaliśmy, że wejście do środka budowli, czyli mauzoleum jest dodatkowo płatne. Pomimo tego, iż pierwszy turyści zostali wpuszczeni kilkadziesiąt minut wcześniej, to kasy wewnątrz kompleksu dopiero zaczynały się otwierać. Po kilkunastu minutach czekania na pracownika, okazuje się, że nie możemy zakupić biletów, gdyż pracownik nie ma reszty z banknotu 2000 rupii. Co więcej, w jednej z najbardziej rozpoznawalnej budowli na świecie, w jednym z siedmiu nowych cudów świata, w największej atrakcji tak ogromnego kraju nie można płacić kartą
:D I pracownik nie ma reszty z banknotu o równowartości 110 zł. I jakoś tak jesteśmy źli. Śmieci pływające w oczkach wodnych. Chodniki brudne i niepozamiatane. Przed mauzoleum walają się folie, dywany porozrzucane przez wiatr. Tuje o różnej wysokości. Kwiatki nierówno posadzone. Zardzewiałe, powykrzywiane barierki. Starszy pracownik domagający się napiwków… Ale budowla… Wow.
Robienie zdjęć wewnątrz nie jest dozwolone, ale nie dziwimy się, że tyle ludzi odwiedza to miejsce. Dziwimy się jednak dlaczego cała otoczka jest tak zaniedbana, a nawet niechlujna. Wyjątkowość Tadż Mahal kontrastuje z jego infrastrukturą turystyczną. Każdego tygodnia do kasy biletowej wpływa ogrom pieniędzy, lecz w ogóle nie widać, aby były one wykorzystywane w rozwój tego miejsca. Jednak mimo poświęcenia całego dnia na Tadż Mahal w ogóle nie żałujemy tej decyzji. Wejścia do wewnątrz mauzoleum również. Spacerkiem zmierzamy do Agra Fort i choć już dawno to wiemy, to utwierdzamy się w przekonaniu, że forty i miasta nie są naszą bajką.
Jednakże w Agrze jest niedoceniane miejsce, które ciągle jest w budowie i dziwi nas jego brak popularności. Całkiem niespodziewanie się tam wybraliśmy i to był strzał w dziesiątkę. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć, ale będąc w tym mieście koniecznie wybierzcie się do Radha Swami Mandir (Soami Bagh).
Limca to najlepszy napój w całym wszechświecie. Wsiadamy w pociąg do Jaipuru, lecz w trakcie zmieniamy plany i wysiadamy w miejscowości Dausa, gdzie znów stosujemy patent z negocjacją ceny z bookingu na miejscu.
Dzień 14:
Jazda na motorze w trójkę i bez kasków zaliczona. Pomimo dobrych chęci gospodarza i podwózki, poranny bus jednak nie nadjeżdża. A tak naprawdę to gospodarz pomylił godziny. Dwugodzinna kombinacja połączeń pociągu, busa, autostopu oraz piechoty i jesteśmy na miejscu. Chand Baori jest praktycznie pośrodku niczego i jest to jedyne miejsce w Indiach, w którym widzieliśmy klasyczne stragany z pamiątkami.
Na zdjęciach to miejsce zdaje się być hipnotyzujące. Jest to ostatni dzień podróży, więc ma stanowić wisienkę na torcie. Hahahaha, śmiejemy się sami z siebie, że tu jesteśmy. Nie… no nie. Patrzymy w dół i nie możemy w to uwierzyć
:D W rzeczywistości to wcale nie jest takie wielkie! Nie robi wielkiego wrażenia. Dodatkowo nie można zejść na dół. Nasze Mieliśmy duże oczekiwania, a Chand Baori okazało się naszym największym, a w sumie to jedynym rozczarowaniem całej podróży. Widzę jak wyglądają moje zdjęcia i nie są one wcale takie złe, ale serio, na żywo jest o wiele gorzej
:D Niemniej od samego rana mamy rewelacyjne humory. Łapiemy stopa jadąc na pace z jakimś brudnym silnikiem, po drodze podziwiając kupy z kupy.
Żałujemy, że nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia, ale widzieliśmy taką wzorkowaną w finezyjne zawijasy
:D
Wsiadamy w pociąg i zajeżdżamy do Jaipuru około południa. Za zaskakująco niską cenę dogadujemy się z tuktukarzem na objazdówkę po najciekawszych miejscach. Pałac Wiatrów to kolejna po Chand Baori atrakcja, która w rzeczywistości wygląda o wiele gorzej.
Za to pozytywne wrażenie zrobił na nas City Palace.
Amber Fort świadomie odpuszczamy i nawet tuktukarz nam potwierdza, że w środku nic nie ma i strasznie śmierdzi.
Pietrucha napisał:Coś nam ten arbuz nie podchodzi i zauważamy, że ten pyszny owoc zostaje posypywany… solą. Druga porcja bez soli smakuje o wiele lepiej. Stajemy w kolejce do stoiska z automatem robiącym napoje gazowane o różnych smakach. Klient przed nami zamawia napój a’la Fanta, bierze solniczkę w dłoń i solą doprawia… co tam się wyprawia
:D Nie chodzi o preferencje smakowe, tylko prostą chemię: sól zatrzymuje wodę w organizmie, tak zapobiegają odwodnieniu.
Zacna relacja.
:)Najlepszym komplementem niech będzie to, że po jej przeczytaniu prawie nabrałem ochoty, żeby tam ponownie jechać. Na szczęście:1. Prawie.2. Zaraz mi przeszło.W Indiach byłem zaledwie ok. 50 godzin, a wystarczyło, żebym nabrał takiej awersji, że nie mam zamiaru dawać im drugiej szansy. Przynajmniej w najbliższym czasie. Nasze wrażenia, po odwiedzeniu Taj Mahal świetnie wyraziła moja Najdroższa: "Perła w kupie gnoju."No, ale to takie moje przemyślenia. Najważniejsze, że Wam się podobało.Pisałem już, że relacja zacna?
;)
Dzięki ☺️marcinsss napisał:"Perła w kupie gnoju."Lepiej bym tego nie ujął ? chociaż zgaduję, że przez 50h byłeś w samych zatłoczonych miejscach, więc nie dziwne, że na brałeś negatywnego przekonania. marcinsss napisał:Najważniejsze, że Wam się podobało.Może to wynika z tego, że jeszcze mało świata widzieliśmy, aczkolwiek staram się pisać tak, żeby nie pominąć żadnych minusów, bo to ich brakuje w internecie. Na forum jest relacja z Ladakh i to tam koniecznie będę chciał kiedyś polecieć ☺️
Analizując wasze koszty 15 dniowego pobytu nie sposób nie zgodzić się z iście budżetowym wyjazdem. Kwota 310 zł czyli ok 5500 inr na życie i napoje to ok 350 inr dziennie. Osobiście jak byłem w tym roku na wiosnę to same moje skromne wydatki dzienne na życie oscylowały ok 1000 inr i wcale za tę kwotę nie pożyłem. Tak tak wiem ,że za 100 inr na ulicy można solidnie pojeść a za 300 w restauracji poszaleć. Już wiem,
:D lubie piwo i to właśnie tam kosztuje krocie, butelka /puszka/ w sklepie 150 a w knajpie 250 inr Wystarczy w upale 2 w sklepie i 1 po obiadku i budżet się wali.
@Pietrucha No Ladakh to jest właśnie jedyne miejsce w Indiach, które jeszcze mnie ciągnie. Może dlatego, że (podobno) ma bardzo mało wspólnego z tym wszystkim, z czym kojarzą mi się Indie.
;)
Chodząc od bankomatu do bankomatu, napotykamy cały czas ten sam problem: brak gotówki w urządzeniu. Półtorej godziny za nami, wszystkie bankomaty w mieście sprawdzone. Pojawia się Hindus, który jako chyba jedyny w mieście ma terminal i proponuje nam wypłatę gotówki z prowizją 30% :D Idziemy do oddziału banku SBI, w którym już wcześniej byliśmy i jeszcze raz pytamy się tego samego pracownika czy nic nie da się zrobić, czemu pomieszczenie z ich bankomatem po drugiej stronie ulicy jest zamknięte, czy nie może gotówki z banku wsadzić do ich bankomatu itd. Wtem on wzdycha, wstaje i każe iść za nim. Zdejmuje kłódkę, podnosi metalową żaluzję, wpuszcza nas do środka i zasuwa żaluzję. Bankomat działa. Mówi, że możemy wypłacić ile tylko chcemy :D Tłumaczy nam całą sytuację tym, że miasto notorycznie cierpi na brak gotówki i oni muszą regulować możliwość jej wypłaty. Ładnie dziękujemy Panu bankierowi, Pan bankier podnosi żaluzję i wtedy dostrzegamy tworzącą się kolejkę do bankomatu, która zostaje odprawiona :D Tyle nam w Khajuraho wystarczy, ruszamy na nocny pociąg do Agry.
______________________________________________
Taxi lotnisko – Waranasi: 450
Przed Khajuraho wypłaćcie sobie więcej gotówki :)
Tuk-tuk stacja kolejowa – Khajuraho: 200 w dwie strony
Wstęp do zachodniego kompleksu: 600
Tuk tuk do wodospadów i z powrotem: 400
Wstęp na teren rezerwatu: 50Dzięki! Tak naprawdę, gdzieś ukradkiem właśnie na to liczę, że kilku fachowców sprostuje moje wypowiedzi :)Dzień 13:
Jesteśmy w trakcie najbardziej męczącej nocy całej wycieczki. Wysiadamy z pociągu o 3:00 i odliczamy nudne minuty do otwarcia ikony Indii. Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że byliśmy pierwsi w kolejce. Kontrola jest dość ciekawa, gdyż nie wolno wnieść praktycznie niczego, a tym bardziej żadnych przedmiotów, które mogą zostać „śmieciem”. Dla przykładu musieliśmy wyrzucić plastikową folię, w której nosi się chusteczki higieniczne oraz folię z gum do żucia, a same gumy trzeba było wyrzucić albo zacząć żuć :D Niemniej to co najważniejsze, czyli reklamówka z Biedronki jakimś cudem przeszła – wymacana w kieszeni prawdopodobnie została zidentyfikowana jako folia przeciwdeszczowa. Na terenie Tadż Mahal odczuwamy emocje, których w ogóle się nie spodziewamy. Nie doczytaliśmy, że wejście do środka budowli, czyli mauzoleum jest dodatkowo płatne. Pomimo tego, iż pierwszy turyści zostali wpuszczeni kilkadziesiąt minut wcześniej, to kasy wewnątrz kompleksu dopiero zaczynały się otwierać. Po kilkunastu minutach czekania na pracownika, okazuje się, że nie możemy zakupić biletów, gdyż pracownik nie ma reszty z banknotu 2000 rupii. Co więcej, w jednej z najbardziej rozpoznawalnej budowli na świecie, w jednym z siedmiu nowych cudów świata, w największej atrakcji tak ogromnego kraju nie można płacić kartą :D I pracownik nie ma reszty z banknotu o równowartości 110 zł. I jakoś tak jesteśmy źli. Śmieci pływające w oczkach wodnych. Chodniki brudne i niepozamiatane. Przed mauzoleum walają się folie, dywany porozrzucane przez wiatr. Tuje o różnej wysokości. Kwiatki nierówno posadzone. Zardzewiałe, powykrzywiane barierki. Starszy pracownik domagający się napiwków… Ale budowla… Wow.
Robienie zdjęć wewnątrz nie jest dozwolone, ale nie dziwimy się, że tyle ludzi odwiedza to miejsce. Dziwimy się jednak dlaczego cała otoczka jest tak zaniedbana, a nawet niechlujna. Wyjątkowość Tadż Mahal kontrastuje z jego infrastrukturą turystyczną. Każdego tygodnia do kasy biletowej wpływa ogrom pieniędzy, lecz w ogóle nie widać, aby były one wykorzystywane w rozwój tego miejsca. Jednak mimo poświęcenia całego dnia na Tadż Mahal w ogóle nie żałujemy tej decyzji. Wejścia do wewnątrz mauzoleum również. Spacerkiem zmierzamy do Agra Fort i choć już dawno to wiemy, to utwierdzamy się w przekonaniu, że forty i miasta nie są naszą bajką.
Jednakże w Agrze jest niedoceniane miejsce, które ciągle jest w budowie i dziwi nas jego brak popularności. Całkiem niespodziewanie się tam wybraliśmy i to był strzał w dziesiątkę. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć, ale będąc w tym mieście koniecznie wybierzcie się do Radha Swami Mandir (Soami Bagh).
Limca to najlepszy napój w całym wszechświecie. Wsiadamy w pociąg do Jaipuru, lecz w trakcie zmieniamy plany i wysiadamy w miejscowości Dausa, gdzie znów stosujemy patent z negocjacją ceny z bookingu na miejscu.
Dzień 14:
Jazda na motorze w trójkę i bez kasków zaliczona. Pomimo dobrych chęci gospodarza i podwózki, poranny bus jednak nie nadjeżdża. A tak naprawdę to gospodarz pomylił godziny. Dwugodzinna kombinacja połączeń pociągu, busa, autostopu oraz piechoty i jesteśmy na miejscu. Chand Baori jest praktycznie pośrodku niczego i jest to jedyne miejsce w Indiach, w którym widzieliśmy klasyczne stragany z pamiątkami.
Na zdjęciach to miejsce zdaje się być hipnotyzujące. Jest to ostatni dzień podróży, więc ma stanowić wisienkę na torcie. Hahahaha, śmiejemy się sami z siebie, że tu jesteśmy. Nie… no nie. Patrzymy w dół i nie możemy w to uwierzyć :D W rzeczywistości to wcale nie jest takie wielkie! Nie robi wielkiego wrażenia. Dodatkowo nie można zejść na dół. Nasze Mieliśmy duże oczekiwania, a Chand Baori okazało się naszym największym, a w sumie to jedynym rozczarowaniem całej podróży. Widzę jak wyglądają moje zdjęcia i nie są one wcale takie złe, ale serio, na żywo jest o wiele gorzej :D Niemniej od samego rana mamy rewelacyjne humory. Łapiemy stopa jadąc na pace z jakimś brudnym silnikiem, po drodze podziwiając kupy z kupy.
Żałujemy, że nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia, ale widzieliśmy taką wzorkowaną w finezyjne zawijasy :D
Wsiadamy w pociąg i zajeżdżamy do Jaipuru około południa. Za zaskakująco niską cenę dogadujemy się z tuktukarzem na objazdówkę po najciekawszych miejscach. Pałac Wiatrów to kolejna po Chand Baori atrakcja, która w rzeczywistości wygląda o wiele gorzej.
Za to pozytywne wrażenie zrobił na nas City Palace.
Amber Fort świadomie odpuszczamy i nawet tuktukarz nam potwierdza, że w środku nic nie ma i strasznie śmierdzi.